3 sierpnia 2014

Thirty One: Teraz czuła się lepiej, zdecydowanie lepiej.

Nie wiem, czy wyszło mi tak jak chciałam. Piszę notkę na górze, bo większość ich nie czyta.
1. Nadal szukam osoby, która zrobi mi szablon
2. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania to zapraszam na aska
3. Zapraszam do zakładki spam, gdzie możecie reklamować swoje opowiadania i być może trafią na listę
Szkoda, że komentarzy jest tak mało. One naprawdę motywują do pisania.
Do następnego <3

Megan obudziła się z krzykiem. Przed oczami nadal miała moment śmierci Amber. Nad ranem usłyszała huk na dole. Zerwała się z łóżka i zeszła na dół. Weszła do kuchni, kiedy zauważyła palące się światło. Znalazła ją na podłodze. Nie wiedziała co ma robić, zadzwoniła po pogotowie, ale było już za późno. Łzy ponownie zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Z powodu płaczu nie była w stanie normalnie nabrać powietrza do płuc. Otworzyła usta, próbując zacząć oddychać normalnie. Zaraz potem czyjeś ramiona owinęły się wokół jej ciała i została przyciśnięta do czyjegoś torsu. W momencie, kiedy ta osoba zaczęła szeptać uspokajające słowa, rozpoznała głos Louisa. Megan nie zauważyła jego obecności wcześniej, ale wtuliła się w niego jak w pluszowego misia. Dokładnie tak jakby chciała, żeby jego klatka piersiowa się otworzyła, a ona zniknęłaby we wnętrzu jego ciała. Chciała przestać odczuwać ból, który uniemożliwiał jej normalne funkcjonowanie. Czuła się, jakby każdy jej organ był miażdżony po kolei, a potem proces się powtarzał. Z resztą porównywanie tego rodzaju bólu do bólu fizycznego jest niemożliwe, bo istnieje taki ból, którego nie opiszą żadne słowa, nawet te najbardziej wyszukane. On po prostu jest. Zalęga się w ludzkim ciele jak pasożyt i wysysa wszelką chęć do życia. W dodatku zostawia ogromne zniszczenia i bardzo trudno jest się go pozbyć. Wypełnia każdą, nawet najmniejszą komórkę w twoim ciele, karmi się tobą, czekając na twój koniec. 
Johnson nie wiedziała jak ma opisać to co się teraz działo. Winiła samą siebie, za to że za późno zeszła na dół, za to że mogła szybciej wybrać numer na pogotowie, za to że mogła uważać na lekcjach, kiedy mówili o pierwszej pomocy i może wtedy mogłaby ją uratować. W tym momencie nienawidziła siebie i w pewnym sensie chciała być jak Katherine. Chciała zagłuszyć swoje sumienie, chciała przestać je posiadać. 
-Ona zginęła przeze mnie-wychrypiała, kiedy udało jej się złapać oddech. 
-Nie mów tak. Nie mogłaś nic zrobić. To nie twoja wina-Louis zaczął delikatnie nią kołysać. Chciała tak myśleć, ale jej umysł ciągle podpowiadał jej to czego nie zrobiła i to co mogła zrobić szybciej, żeby ją uratować. Nie chciała tak się czuć, chciała cofnąć czas, wstać i jak zwykle zjeść z nią śniadanie, wrócić ze szkoły i pomóc jej przygotować obiad, porozmawiać z nią i obejrzeć telewizję. Chciała mieć Amber z powrotem. I chociaż dobrze wiedziała, że to niemożliwe to chciała tego, tak jak uparte małe dziecko chce dostać lizaka, którego odmawia mu mama. Jednocześnie chciała mieć obok siebie Katherine. Nawet jeżeli Megan nie widziała w niej zbyt wielu pozytywów to Pierce nadal była jej przyjaciółką. W dodatku zawsze wiedziała co jej powiedzieć i jak jej pomóc.
-Katherine tu była?-zapytała cicho, łzami nadal mocząc jego koszulkę. Modliła się o twierdzącą odpowiedź, bo nie była pewna czy jej wyobraźnia nie poniosła jej za mocno.
-Jest tutaj. Wyszła zapalić.
Na te słowa odetchnęła z ulgą.

Następnego dnia wszyscy nadal byli w domu Megan. Nikt nie ruszył się stamtąd nawet na minutę, nawet Justin. Katherine martwiła się o Johnson. Megan odmawiała jedzenia i przez cały czas płakała. Praktycznie w ogóle się nie odzywała, a kiedy już to zrobiła to z jej ust wydobywały się tylko słowa „tak”, „nie”, „nie wiem”. Zasypiała tylko wtedy, kiedy była zbyt zmęczona płaczem, jednak nawet jej sen nie był spokojny. Wiele razy budziła się z krzykiem albo ciągle powtarzała przez sen, że to jej wina. Pierce chciała jej pomóc, ale jedyne co mogła teraz zrobić to być obok niej i czekać, aż to przecierpi. Nie było i nie ma innej możliwości. Nikt nie jest w stanie zwrócić nam osoby, której zabrakło nagle w naszym życiu i tak naprawdę nigdy nie można pogodzić się z jej stratą. Musisz przyzwyczaić się do jej nieobecności i właśnie to boli tak bardzo.
Pogrzeb Amber miał odbyć się za dwa dni. Pierce nie miała pojęcia jak Megan poradzi sobie z widokiem trumny przysypywanej warstwą ziemi, a potem mieszkaniu tutaj samej. Megan zawsze nosiła na twarzy uśmiech i we wszystkim chciała znaleźć pozytywne strony, a teraz stała się przeciwieństwem samej siebie. Teraz siedział z nią Louis, za co Katherine była mu wdzięczna. Z resztą nie odstępował jej na krok. Katherine w pewnym sensie była z tego zadowolona, bo dzięki temu mogli się do siebie jeszcze bardziej zbliżyć.
W tym momencie Katherine siedziała w kuchni i piła kawę. W nocy po raz kolejny miała koszmary i obudziła się z krzykiem. Bóg chyba wysłuchał jej modlitw, bo bardziej od koszmarów bała się, że ktoś usłyszy jej krzyk, a wtedy musiałaby to jakoś wytłumaczyć, jednak nikt się nie zjawił. Widocznie zarówno Megan jak i chłopcy byli zmęczeni i mieli twardy sen. Po tym koszmarze jak zwykle nie mogła zasnąć, więc teraz jedynym sposobem, żeby utrzymać powieki w górze była kofeina. Oparła głowę na dłoni i wpatrywała się w okno. Jej powieki opadły zaledwie na kilka sekund, a zaraz potem jej telefon zaczął wibrować w kieszeni jej spodni. Z trudnością otworzyła oczy i wyjęła urządzenie. Widząc nazwę kontaktu, na jej twarzy pojawił się grymas. Mogła się domyślić dlaczego do niej dzwonił. Z powodu Megan nie pojawiła się w klubie, więc Luke na pewno był na nią wściekły. Niechętnie przejechała palcem po ekranie i przyłożyła telefon do ucha.
-Czego?-warknęła. Była zmęczona i chciała to mieć za sobą.
-Grzeczniej-wysyczał. -Przypominam ci, że miałaś się zjawić.
-Nie mam na to czasu. To może poczekać-przewróciła oczami.
-Nie może. Masz tu być za 15 minut-powiedział stanowczo, a zaraz potem usłyszała dźwięk przerwanego połączenia.
-Kretyn-burknęła pod nosem.
-Co, chłopak cię rzucił?-usłyszała chichot Justina za plecami, na co podskoczyła na krześle. 
-Możesz się nie skradać?-obróciła się w jego stronę.
-Ja się nie skradam-podniósł ręce w geście poddania. -Jestem ciekawy, co może poczekać-uśmiechnął się złośliwie. Katherine przeklęła w myślach, nie powinien był tego słyszeć. Nie mogła zdradzić się chociażby jednym szczegółem, dopóki nie dowie się dlaczego Justin jej szuka, więc postanowiła zmienić temat.
-Wiesz, co to jest prywatność, Bieber?
-Strasznie drażliwa się zrobiłaś. Masz okres?-znowu uśmiechał się w ten głupkowaty sposób.
-Po prostu się ode mnie odpieprz-przewróciła oczami. Wstała i skierowała się do korytarza. Nie musiała mówić Megan, że wychodzi, bo ona i tak nie zauważyłaby jej nieobecności. Wczoraj Megan przeprosiła ją za słowa, które wypowiedziała w szpitalu, ale Katherine wiedziała, że miała rację. Nie miała zamiaru tego zmieniać, odpowiadało jej to. Dla Katherine było to trochę jak tarcza. Odpychała ludzi, tym samym chroniąc się przed ewentualnym cierpieniem. Jej mottem stało się zdanie „im mniej cię obchodzi, tym mniej cię boli”. Robiła to tylko po to, żeby nie czuć bólu, przez co ludzie zaczęli widzieć w niej sukę. Nikt z nich nie zastanawiał się nad  powodem jej zmiany, osądzili ją z góry. Jednak Katherine miała gdzieś ich zdanie. Założyła buty, a kiedy wkładała kurtkę, usłyszała głos Justina.
-Gdzie idziesz?-stał tam ze skrzyżowanym ramionami na piersi.
-Nie twój interes-powiedziała i wyszła.

2 dni później

Megan nadal czuła się źle, ale nie było tak fatalnie jak na początku. W dalszym ciągu czuła się jakby ktoś wyssał z niej życie, ale nie płakała już tak długo i nawet zjadła śniadanie, które wcisnęła jej Katherine. Dzisiaj miał odbyć się pogrzeb jej babci i próbowała udawać, że daje sobie radę. Na początku doceniała ich obecność, ale teraz miała tego dość. Czuła się jak sierota, o którą ciągle trzeba się martwić, bo nie potrafi sobie poradzić. Nie chciała ich litości i jeżeli pozbycie się tego ich wzroku oznaczało udawanie to właśnie to zamierzała robić. Zmusiła się do wstania z łóżka i wzięcia prysznica. Ubrała czarną sukienkę na grubych ramiączkach, założyła czarne rajstopy i czarne botki na obcasie. Swoją wysuszoną i bladą skórę zakryła podkładem i makijażem. Przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że wygląda normalnie na tyle, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Jednak mimo wszystko po jej policzku stoczyła się łza, którą szybko wytarła. Zaraz potem usłyszała ciche pukanie, a do pokoju weszła Katherine. Ubrana była podobnie do Megan.
-Jesteś pewna, że chcesz tam iść? Nikt nie będzie miał ci za złe, jeżeli się nie zjawisz.
-Nie. Jestem pewna. Chcę tam iść-starała się brzmieć pewnie. To było trudne, sama myśl o tym, że już niedługo będzie patrzeć jak jedyny członek jej rodziny znika pod ziemią przyprawiała ją o uścisk w klatce piersiowej, ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej tam nie było. Musiała się z nią pożegnać.
-Idziemy?-w odpowiedzi Megan skinęła głową. Obie zeszły na dół, gdzie czekali Justin z Louisem. Megan wiedziała, że oni praktycznie nigdy nie wkładali garniturów, więc na ich widok lekko się zdziwiła, ale zaraz potem odwróciła od nich wzrok. Bez słowa razem z Katherine założyły kurtki i wszyscy opuścili dom. Na zewnątrz panował mróz, ale Megan nie zwracała na to uwagi. W jej głowie była tylko jedna myśl, która odrywała ją od rzeczywistości. Katherine zajęła miejsce kierowcy w jej samochodzie, Justin pasażera, a Louis usadził Megan z tyłu, a zaraz potem do niej dołączył. Przez krótką drogę na cmentarz nikt nie odezwał się chociażby jednym słowem. Dokładnie tak samo było, kiedy po przejściu przez bramę cmentarza, szli alejką do miejsca, gdzie miała spocząć Amber. Na miejscu byli wszyscy sąsiedzi mieszkający na tej samej ulicy i wszyscy patrzyli ze współczuciem na Megan, a to doprowadzało ją do szału. Nie chciała tego i miała ochotę wyrzucić ich stąd. Zacisnęła dłonie w pięści i podeszła bliżej. Louis nadal był obok niej za co była mu wdzięczna. Nie musiał nic mówić, najważniejsze, że był obok. Nie patrzył na nią tak jak oni.
Patrzyła na dół wykopany w ziemi i nie skupiała się na ceremonii, która się rozpoczęła. W momencie, kiedy trumna spoczęła w dole poczuła się jakby ktoś skopał ją po całym ciele. Bolał ją każdy mięsień, każdy centymetr ciała. Nie potrafiła powstrzymać łez, kiedy każdy po kolei zaczął wrzucać garść ziemi na drewnianą trumnę. Louis od razu przyciągnął  ją do siebie i pocierał jej plecy, kiedy po raz kolejny wypłakiwała oczy. Johnson przestała płakać, kiedy zostali tylko we czwórkę.
-Możecie mnie zostawić samą?-zapytała, odsuwając się od Louisa. Skinęli głowami i skierowali się do wyjścia. I Katherine i Louisowi nie podobał się ten pomysł, ale musieli uszanować jej decyzję. 
-Babciu, przepraszam. Naprawdę chciałam ci pomóc, ale nie potrafiłam-wyszeptała, kiedy została sama. Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. W duchu modliła się, żeby ziemia rozstąpiła się pod jej nogami, a ona zniknęłaby pod jej powierzchnią. Chciała umrzeć, chciała przestać czuć się w ten sposób. 
-Naprawdę chciałam-pokręciła głową.

Justin bardzo dobrze pamiętał, jak czuł się w identycznej sytuacji. To trudne stracić rodziców albo inną bliską osobę i zostać samym. Jednak on nie chciał do tego wracać. Wierzył, że Megan sobie poradzi. Poradziła sobie z wyjściem z uzależnienia, więc z tym też powinna. Ludzie zazwyczaj myślą, że skoro człowiek raz z z czymś sobie poradził to da radę ze wszystkim, ale prawda jest taka,  że nie każdego dotyczy ta reguła. Nie wszystkich doświadczenia, jakie daje nam życie czynią nas silniejszymi ludźmi. Najczęściej pogłębiają kiepski stan. Justin nie chciał tego pamiętać, nie chciał być słaby, nie chciał cierpieć. Najprostszym wyjściem było udawanie, że na niczym mu nie zależ, przez co ludzie zaczęli odbierać go jako dupka. Nie był pewny czy przez to nie stał się nim naprawdę. Jednak nie miało to znaczenia, dopóki nie cierpiał. Idąc do samochodu, Justin przyglądał się Katherine. Nawet ubrana tak jak teraz mu się podobała. Pomimo tego, że upłynęło już kilka miesięcy od ich pierwszego spotkania, nie zamierzał się poddać. W milczeniu wsiedli do auta, a Megan wróciła po jakichś 5 minutach. Oczy miała czerwone, więc tylko niewidomy nie zauważyłby, że płakała. Katherine uruchomiła silnik i odwiozła Megan. Chciała z nią zostać, ale Johnson się nie zgodziła. Potem Pierce odwiozła chłopaków. Justin cały czas zastanawiał się nad jej rozmową, którą usłyszał przypadkiem dwa dni temu. Najpierw broń, a teraz ten dziwny telefon, wszystko to wydawało mu się podejrzane. Chciał wiedzieć w co wplątała się Katherine.

Megan weszła do domu i przywitała ją przerażająca cisza. Była tu sama zaledwie kilka sekund, a już miała dość. Nie miała pojęcia, jak Katherine wytrzymuje w domu sama. Megan zdjęła kurtkę i buty i udała się prosto do swojego pokoju. Nadal bolało ją całe ciało, tak jakby ktoś odrywał jej mięśnie od kości. Usiadła na łóżku i spojrzała na ścianę. Nie miała siły na nic, nie miała już nawet ochoty na płacz. Bardzo powoli ściągnęła z siebie sukienkę, zostając w samej bieliźnie. Leniwie podeszła do szafy i wyciągnęła dresy i luźną koszulkę. Sukienkę rzuciła na podłogę i ubrała wybrane ubrania. Już miała zamykać drzwi od szafy, kiedy jej wzrok spoczął na niewielkich woreczkach wypełnionych białym proszkiem ukrytych pod ubraniami. Zawsze chowała je tutaj, żeby Amber ich nie znalazła. Miała je sprzedać, ale przez to co się stało tego nie zrobiła. Była nawet zdziwiona, że Luke nadal nie upomniał się o pieniądze za nie. Wpatrywała się w nie przez moment, a zaraz potem wyciągnęła wszystkie i położyła je na biurku. Otworzyła każdy po kolei i odsypała niewielką ilość z każdego tak, żeby klient nie zorientował się, że płaci za mniejszą ilość. Kokainę za pomocą linijki uformowała w pojedynczą kreskę. Nachyliła się nad meblem i zatykając jedną dziurkę, wciągnęła narkotyk. Potrząsnęła głową, a po chwili narkotyki zaczęły ją rozluźniać. Potrzebowała tego i miała gdzieś to, że z powrotem wraca do nałogu, z którego z trudnością wyszła. Teraz czuła się lepiej, zdecydowanie lepiej.

3 komentarze:

  1. super! :* czytam kazdy rozdzial, ale niestety jestem za leniwa zeby napisac kommentarz.. :D to opowiadanie podoba mi sie coraz bardziej!

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju nienawidze pogrzebow ugh nie wazne xd rozdzial swietny, boze obys dodala szybko nowy ksjsksbajs ahahaha \@czescariana

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest ósma rano, a ja przeczytałam właśnie wszystkie rozdziały, hahah. Opowiadanie intrygujące, takie inne i oryginalne, co bardzo sobie cenię.. Nie lubię, gdy fabuły są zbytnio oklepane :) Czekam na nn i zapraszam do siebie:
    love-quintessence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx