29 marca 2014

Thirteen: Jennifer

-Możesz, z łaski swojej, zostawić Justina w spokoju?-wysyczała w jej stronę. Katherine spojrzała na nią ze zdziwieniem, jednocześnie powstrzymując się od śmiechu.
-Słucham?
-Ogłuchłaś?! Masz zostawić go w spokoju!
-Jesteś jego niańką?-Pierce skrzyżowała ręce na piersi.
-Posłuchaj mnie uważnie. Justin jest mój i jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w jego pobliżu to...-Katherine nie pozwoliła jej dokończyć.
-To co? Będę robiła co będę chciała i nie zauważyłam, żeby Bieber był podpisany-złośliwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy.
-Za kogo ty się masz, szmato?-dziewczyna zaciskała dłonie w pięści, a złość się z niej wylewała.
-Wychodzi na to, że za kogoś lepszego, kochana. Ja nie muszę się za nim uganiać-z udawanym zainteresowaniem zaczęła przyglądać się swoim, pomalowanym na czarno, paznokciom.
-Uważaj, co mówisz. Nie wiesz z kim zadzierasz.
-Domyślam się, że z największą dziwką w tej szkole-wzruszyła ramionami. 
Szczęka Katherine zacisnęła się z taką siłą, że kości o mało nie przebiły jej skóry, kiedy poczuła pieczenie na policzku.
-A to żebyś zapamiętała, że on jest mój-Jennifer wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo. Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Katherine upuściła książkę na podłogę i szybkim krokiem zbliżyła się do dziewczyny. Korzystając z okazji, że ta się nie odwróciła, chwyciła ją za nadgarstek i wykręciła jej rękę. 
-Teraz, kochaniutka, powiem ci jedno. Mam nadzieję, że przyjmiesz to do wiadomości, bo nie lubię się powtarzać-wysyczała w jej stronę. Puściła jej rękę, na co dziewczyna odwróciła się w jej stronę i zaczęła pocierać miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą ściskała ją dłoń Pierce. Katherine bez zastanowienia wymierzyła jej cios pięścią w twarz. Jennifer wydała z siebie cichy pisk, a jej twarz obróciła się w drugą stronę. Przyłożyła dłoń do nosa, z którego ciekła krew, a po jej policzku spłynęło kilka łez. Zaraz potem zaczęła krzyczeć, ale Katherine bardzo szybko zatkała jej usta dłonią. Pociągnęła ją za włosy, a kiedy ich twarze znalazły się blisko siebie, zwróciła się do niej w taki sposób, że ciarki przechodziły po plecach.
-Mam nadzieję, że zapamiętasz. Mi się nie rozkazuje, kochana. Tak dla twojej wiadomości to on łazi za mną, a nie ja za nim. Piśnij choć słówko, a przysięgam, że nie będę już taka miła.
Katherine puściła Jennifer, na co ta podparła się ręką o jedną z szafek. Katherine podniosła książkę z podłogi i włożyła ją do torby. Wytarła rękę, na której znajdowała się krew Jennifer i odchodząc, puściła jej oczko.  Po drodze do sali Katherine zastanawiała się jak taka ładna dziewczyna zadaje się z kimś takim jak Bieber. Musiała być cholernie naiwna, jeżeli myślała, że on jest jej.

Justin szedł korytarzem, kiedy z łazienki wyszła Jennifer, trzymając zakrwawioną chusteczkę przy nosie. Zatrzymał ją, nie dlatego, że się o nią martwił, raczej ze zwykłej ciekawości, ale Benson nie chciała mu nic powiedzieć. 
-To sprawa między mną a nią-warknęła, wyrywając się z jego uścisku.
-Nią?-Jennifer zamarła na moment.
-Nie ważne-mruknęła. -Sama zajmę się tą fioletową szmatą. Nie potrzebuję twojej pomocy-odwróciła się i zniknęła gdzieś na schodach. Justin przez moment kręcił głową z rozbawieniem. Akurat ten kolor kojarzył mu się tylko z Katherine. Swoją drogą nigdy nie pomyślałby, że Pierce jest w stanie kogoś pobić. Jednak zaraz potem rozbawienie ustąpiło miejsca złości. Jeżeli Katherine wpakuje się w kłopoty to będzie mu trudniej się do niej zbliżyć.
-Kurwa-warknął do siebie. Wiedział, że Benson jej nie odpuści. Za mniejsze rzeczy sprowadzała na ludzi kłopoty. Zaczął się zastanawiać co zrobiła Jennifer, że wkurzyła Katherine do tego stopnia, ale nic nie przyszło mu do głowy, przecież wcześniej się nie znały. Ruszył korytarzem, musiał znaleźć Katherine i to jak najszybciej.

Pierce kierowała się w stronę stołówki, kiedy ktoś pociągnął ją z tyłu za rękę. Nie zdążyła się zorientować, kiedy została wepchnięta do małego, ciemnego pomieszczenia, w którym pachniało środkami do dezynfekcji. Kiedy światło z pojedynczej żarówki, wiszącej na suficie, rozbłysło, na twarzy Katherine pojawił się grymas, gdy przed sobą zobaczyła Justina.
-Co ty do jasnej cholery wyprawiasz, co?-Bieber wręcz kipiał ze złości.
-A co ja takiego robię?-spojrzała na niego zdziwiona.
-Nie zgrywaj idiotki, Pierce. Pobiłaś Jennifer.
-Już się poskarżyła?-prychnęła, krzyżując ręce na piersi.
-Nie wkurwiaj mnie!-warknął. -Chcesz się wpakować w kłopoty?!
-Nie musisz się o mnie troszczyć. Poza tym ta twoja dziwka sobie na to zasłużyła.
Justin wpatrywał się w nią jeszcze kilka chwil, a zaraz potem na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Widzę, że jesteś zazdrosna. 
Katherine przez moment zastanawiała się, czy z nim wszystko jest w porządku.
-Nie mam o kogo-wzruszyła ramionami.
-Pobiłaś się o mnie, kochanie?-przysunął się do niej.
-Marzyć zawsze możesz-Katherine nawet nie drgnęła, chociaż ich klatki piersiowe się stykały, a ich twarze dzieliła niewielka odległość.
-Justin, dobrze ci radzę pilnuj tę swoją szmatę, bo nie specjalnie lubię sobie brudzić ręce-uśmiechnęła się i wyminęła go, a zaraz potem wyszła. 
-Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa-uśmiechnął się do siebie.

Katherine skierowała się do stołówki. Kupiła sałatkę i usiadła przy stoliku, przy którym siedział Louis. Megan jeszcze nie było, co nie specjalnie cieszyło Katherine, bo nie wiedziała o czym ma rozmawiać z Louisem, tak samo jak Justina i w tym przypadku jej to odpowiadało. Jednak jej szczęście nie trwało długo, zaraz po tym jak zajęła swoje miejsce, pojawił się Justin.
-Louis, kiedy jej powiesz?-zapytała. To było pierwsze co przyszło jej do głowy, bo na pewno nie miała ochoty patrzeć na Justina, który ciągle zerkał na nią z uśmiechem na twarzy. Wolała rozmawiać z Louisem, żeby tylko nie zwracać uwagi na jego obecność. 
-Ale komu i co?-zrobił zdziwioną minę.
-Nie udawaj, mówię o Megan- na twarzy Tomlinsona automatycznie pojawił się uśmiech. -Czyli jednak miałam rację.
-To aż tak widać?
-Powiedzmy, że tak-skinęła głową.
-Zamierzasz bawić się w swatkę, Pierce?
Wzięła głęboki oddech, próbując rozluźnić mięśnie, które spięły się na dźwięk jego głosu. Justin irytował ją dosłownie wszystkim co robił, samą obecnością.
-Potrzebujesz pomocy w znalezieniu dziewczyny, że pytasz?-uniosła jedną brew do góry.
-Kochanie, dziewczyny same do mnie przychodzą, nie muszę ich szukać-puścił jej oczko.
-Wiesz, te, które do ciebie przychodzą muszą mieć zbliżony poziom inteligencji do twojego, a z tego co widzę, zbyt wysoki on nie jest-Louis z trudnością powstrzymywał się od śmiechu. Nie pamiętał, żeby którakolwiek dziewczyna rozmawiała z Justinem w ten sposób. One z reguły za wszelką cenę chciały przyciągnąć jego uwagę, a Katherine nawet nie była nim zainteresowana. 
Przegra ten zakład-pomyślał. 
W tym momencie do stolika podeszła Megan. Spojrzała na nich ze zdziwieniem. 
-Co tu się dzieje?-zapytała, siadając.
-Nic. Uświadomiłam mu tylko jak niski ma iloraz inteligencji-Katherine wzruszyła ramionami.  Johnson nie wiedziała co ma odpowiedzieć. 
-Jesteście dziwni.
Justin do końca przerwy obiadowej nie odezwał się ani słowem, dokładnie tak samo jak Katherine, która wyszła zaraz po tym, jak zadzwonił dzwonek.


________________________
No i mamy kolejny rozdział ;)
Chyba nikt nie spodziewał się tego po Katherine, ale to dopiero początek.
Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń x
Kocham was <3

25 marca 2014

Twelve: „Punktujesz, Bieber”

Rozdział dodaję z okazji rocznicy koncertu Justina w Polsce. Możecie uwierzyć, że minął już rok. Niestety mnie tam nie było :(
25.03.2013
___________________________________

Justin dość często obserwował Katherine, chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. Wiedział, że kiedyś przyda mu się ta wiedza. Z okna zauważył jak Katherine wchodziła do domu. Na jego szczęście nie zamknęła drzwi, więc wybiegł i przeszedł na drugą stronę ulicy. Stanął w progu, a kiedy spojrzał w głąb korytarza, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pod ścianą stał bukiet, który jej wysłał.
Punktujesz, Bieber-przeleciało mu przez głowę. 
-A ty chłopczyku nie pomyliłeś domów? Przypominam, że mieszkasz po drugiej stronie-posłała mu przesłodzony uśmiech. Musiał się pohamować, chociaż przy Katherine nie było to takie łatwe. Jeszcze żadna dziewczyna nie denerwowała go tak bardzo.
-Wiem, gdzie mieszkam. Wpadłem pogadać-oparł się o framugę drzwi.
-Skoro już przylazłeś. Wchodź-odsunęła się, żeby mógł wejść.
Justin wszedł do środka i od razu rozsiadł się na kanapie w salonie. Chciał ją podenerwować, sam nie wiedział dlaczego, ale lubił to robić. Podobno ślub trzeba wziąć z osobą, którą chce się denerwować do końca życia.
-Nie za wygodnie ci?-stanęła nade nim ze skrzyżowanymi rekami na piersi.
-Wiesz, nie bardzo, ale będzie, jak się przysiądziesz-posłał jej łobuzerski uśmiech.
-Patrz, już biegnę-powiedziała z ironią w głosie. Przewróciła oczami i usiadła po turecku obok niego.
-To czego chcesz?-jej spojrzenie było zimne, bez jakichkolwiek uczuć.
-Chciałem cię przeprosić. To nie tak miało być-pokręcił głową.
-Chyba już to zrobiłeś-wskazała ręką na kwiaty. Justin był lekko zdziwiony, że poszło mu tak łatwo, ale tym lepiej dla niego. 
-Może-wzruszył ramionami-ale chciałem to zrobić osobiście.
-No to zaczynaj.
-W życiu nie uderzyłem żadnej kobiety i nie wiem, co się wtedy stało. Po prostu jesteś cholernie irytująca-Katherine zamrugała kilka razy. 
-Odezwał się aniołek Justin-prychnęła.
-No, skoro tak twierdzisz, to nie będę zaprzeczał -na jego twarzy pojawił się uśmiech.-Wiedziałem, że ci się podobam, Pierce.
-O, to teraz będziesz się do mnie zwracał po nazwisku?-uniosła brew do góry. -Pomarzyć zawsze możesz, Bieber.
-Skoro ty do mnie po nazwisku, to ja do ciebie też. I nie zaprzeczaj, ja to widzę.
-To chyba wzrok ci się psuje. Powinieneś się przebadać.
-Martwisz się o mnie? -uśmiechnął się łobuzersko.
-Ty się z kotem na mózgi zamieniłeś?-zaczęła się śmiać.
-Nie przypominam sobie-położył dwa palce na brodzie, udając, że się zastanawia.-A chcesz sprawdzić?-zaczął się do niej przysuwać, na co Katherine się odsuwała, aż w końcu się na nią położył. Chciała go odepchnąć, ale był zbyt ciężki.
-Złaź ze mnie. Kurwa, leciutki to ty nie jesteś.
-Ale mi tu tak wygodnie-sunął nosem po jej szyi.
-Czy ty jesteś niedorozwinięty?-warknęła.
-Nie sądzę. Pierce, nie udawaj, że ci się nie podoba-wyszczerzył się.
-Złaź ze mnie -wrzasnęła. 
Katherine nie miała pojęcia, skąd się to w niej wzięło, być może to wpływ złości i adrenaliny. Odepchnęła go od siebie. Justin spadł prosto na szklany stolik, który pod jego ciężarem, roztrzaskał się na kawałki. W tym momencie Katherine nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.
-Bardzo śmieszne-powiedział z ironią, kiedy się podnosił. -Idę stąd, zanim przez ciebie wyląduję w szpitalu-pokazał Katherine język, otrzepał się ze szkła i udał się w stronę wyjścia.
-Odkupujesz mi stolik, Bieber- krzyknęła, zanim wyszedł.
Katherine pokręciła głową z rozbawieniem. Teraz mogła przyznać Megan rację. Justin nie był taki zły i mogłaby go polubić, ale...No właśnie „ale”. Jeżeli myślał, że odpuści mu, bo kupił jej kwiaty i powiedział to banalne słowo „przepraszam”, to się mylił. Pierce nie była osobą, która łatwo wybaczała. Poza tym wiedziała, że kłamał. Jak to mówią, dobry kłamca potrafi poznać, kiedy ktoś kłamie, a tu było to widać. Wcale nie zależało mu na tych „przeprosinach”. Chodziło o coś innego, ale Katherine nie miała pojęcia o co. 
Wstała i poszła do kuchni po szczotkę i worek. Musiała posprzątać ten bałagan. Zebrała szkło i wrzuciła je do worka. Wyniosła go do kosza, który stał na podjeździe. Gdy wyrzucała śmieci, zauważyła Justina na balkonie.
„Czemu on ciągle tam sterczy?”-pomyślała. Wypięła mu język, na co on posłał je buziaka w powietrzu. W odpowiedzi pokazała mu środkowy palec, a on tylko pokręcił z rozbawieniem głową. 
Pierce wróciła do środka i zamknęła drzwi na klucz. I tak nie miała zamiaru wychodzić, a na pewno nie miała ochoty przyjmować gości. Gdy skończyła rozpakowywać zakupy, wzięła się za robienie kolacji. Przygotowała kanapki i herbatę i wróciła do salonu. Włączyła telewizor i zaczęłam konsumować posiłek. 
Dochodziła godzina 18, więc postanowiła położyć się spać. Dzisiaj nie tknęła wódki, której swoją drogą nie miała w domu. Nie chciało się jej wychodzić z domu, a bez alkoholu na pewno będą śniły się jej koszmary. To jak tabletki nasenne dla ludzi, którzy mają problemy z zaśnięciem. Tylko dzięki nim mogą spać i z Katherine było podobnie. Właśnie dlatego piła. Nie robiła tego dla przyjemności. Dla niej był to jedyny sposób na spokojne przespanie nocy. 
Naczynia zostawiła w zlewie i ruszyła na górę. Weszła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Przebrała się w piżamę i spakowała się do szkoły. Rano nie znosiła się spieszyć, a i tak wiedziała, że zabrakłoby jej czasu na zrobienie tego, nawet jeżeli wstałaby 2 godziny wcześniej. Po prostu czas rano leciał dla niej za szybko. Położyła głowę na poduszce i szczelnie okryła się kołdrą.  Powoli zasypiała, gdy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.
-Czego znowu!-warknęła do siebie. Sięgnęła po urządzenie, które wcześniej położyła na nocnej szafce i odblokowała je.

Od Mike: 
Dobranoc, słoneczko <3

-Na pewno się wyśpię, jak mi przeszkadzasz-krzyknęła. Była pewna, że ją usłyszał. Skoro wiedział, że idzie spać, to musiał być gdzieś za oknem. Po chwili dostała kolejnego SMS-a.

Od Mike:
Spokojnie już nie przeszkadzam ;*

-I bardzo dobrze-mruknęła pod nosem. Ułożyła się z powrotem i zasnęła.

***

Była godzina 4 rano, a Katherine nie mogła spać. Koszmary po raz kolejny dały jej się we znaki. Zwlekła się z łóżka i założyła na siebie bluzę. Zeszła do kuchni, zapaliła światło i zaparzyła sobie kawę. Wiedziała, że nie będzie w stanie zasnąć, a w szkole musi być przytomna. Odstawiła kubek z napojem na wyspę i wróciła do pokoju. Zgarnęła laptopa z biurka i wróciła na dół. Usiadła na krześle i odpaliła urządzenie. Przeglądała strony z ubraniami, a potem obejrzała jakiś film. Zamknęła klapę laptopa, kiedy usłyszała dźwięk swojego budzika, dochodzący z jej pokoju. Dźwięk nie był głośny, jednak przy ciszy panującej w domu, Katherine doskonale go słyszała. Powolnym krokiem udała się do łazienki, uprzednio wyłączając budzik. Wzięła szybki prysznic i wytarła ciało puchowym ręcznikiem. Wysuszyła włosy i przeszła do garderoby. Wzięła czystą bieliznę i wybrała strój na dzisiejszy dzień, na który składały się jasne jeansy i niebieska koszula w kratę. Wróciła do łazienki i ubrała się. Nałożyła lekki makijaż, umyła zęby, popryskała się ulubionymi perfumami o zapachu wanilii, a włosy zaplotła w warkocz i zeszła na dół, przy okazji zabierając torbę. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 7.20, więc miała jeszcze czas na zjedzenie śniadania. Wyjęła jogurt z lodówki i zaczęła powoli go konsumować. Dochodziła godzina 7.45, kiedy dostała SMS-a.

Od Megan: 
Czekam na ciebie pod szkołą. Pośpiesz się!!

Katherine przewróciła oczami, zablokowała ekran telefonu i wsunęła go do kieszeni. Do torby wsadziła portfel i zwinęła klucze z komody. Wyszła na zewnątrz i zamknęła drzwi na klucz. Przeszła do garażu, odpaliła samochód i ruszyła w kierunku szkoły. Auto zostawiła na parkingu, tuż obok samochodu Johnson. 
-No nareszcie- Megan sapnęła na widok Katherine.
-Megy, jakaś ty milutka od rana-posłała jej przesłodzony uśmiech.
-Kathy, ty jesteś taka sama-puściła jej oczko. 
W tym samym czasie przyjechał Bieber. Ryku silnika jego sportowego samochodu nie dało się nie usłyszeć. Ustawił auto obok auta Katherine i wysiadł. Przeczesał włosy palcami i zarzucił plecak na jedno ramię. Kiedy tylko zauważył dziewczyny, od razu ruszył w ich kierunku.
-Hej-przywitał się z Megan buziakiem w policzek. Katherine w tym czasie zlustrowała jego twarz, wyglądał dobrze, nawet z siniakami.
-A Katherine to co, pies? Przywitaj się z nią.
Justin uśmiechnął się łobuzersko i przybliżył się do Katherine.
-Widzę cię i wystarczy-wystawiła dłoń przed siebie, zatrzymując go.
-Matko, jaka zła. Odkupię ci ten stolik-podniósł ręce w geście poddania, na co Katherine zaczęła się śmiać.
-Jaki stolik?-Johnson patrzyła to na Katherine to na Justina, oczekując odpowiedzi.
-Nie ważne- Pierce machnęła lekceważąco ręką.
-Chodźcie, idziemy do szkoły- Megan zrobiła kilka kroków. Nagle zatrzymała się i obróciła w ich stronę. - A gdzie Louis?
Megan sama nie wiedziała dlaczego o niego pyta. Widocznie gdzieś w środku chciała go zobaczyć, chociaż nie dopuszczała tego do siebie. Nie chciała się wiązać, tego była pewna. Więc dlaczego o nim pomyślała? W pewnym sensie porównywała go do Justina, który przystawiał się do prawie każdej dziewczyny, a kiedy zaczynał z którąś tańczyć, zaraz potem lądował razem z nią w jednej z kabin w łazience. W końcu Louis spędzał mnóstwo czasu z Bieberem, a mimo to nie dobierał się do niej. 
-Zaspał, a ty mówiłaś, że to ja zawsze się spóźniam-wypiął język w stronę Megan.
-Bo zawsze się spóźniasz-powtórzyła jego gest. W tym momencie Katherine zauważyła szatyna, który zmierzał w ich stronę. Justin przedstawił sobie Louisa i Katherine i cała czwórka ruszyła w stronę budynku. Louis pociągnął Justina za ramię i przytrzymał go chwilę, żeby dziewczyny nie mogły ich słyszeć.
-Masz gust, Bieber, ale ona na ciebie nie poleci. Już teraz możemy stwierdzić, że wygrałem.
-Chciałbyś. Ona będzie moja, zobaczysz-warknął i skierował się w stronę klasy, w której miał mieć lekcje. Zaraz potem obok niego pojawił się Tomlinson. Zanim weszli do sali, jeszcze na korytarzu, Bieber pociągnął Katherine za rękę. Stanęła z nim twarzą w twarz, kiedy Megan poszła z Louisem i nawet tego nie zauważyła. Nachylił się i, tuż przy jej uchu, szepnął:
-Ślicznie wyglądasz-odchodząc, odwrócił się i puścił jej oczko. 
-Co to do cholery miało być?-warknęła do siebie.  Katherine nie miała czasu myśleć, o co mu chodziło. W sumie nie chciała tego wiedzieć. Od kiedy go zobaczyła, wiedziała z kim ma do czynienia, a ona na pewno nie zamierzała stać się jego kolejną zabawką. Zamiast do sali, Katherine udała się do szafki po książki. Wczoraj odkryła, że szafka obok należała do Justina. Wyczuj sarkazm odnośnie jej radości z tego powodu. Natomiast Johnson miała szafkę obok Louisa. Widziała, że do siebie pasują i zamierzała im to uświadomić. Poza tym wystarczyło spojrzeć jak Louis patrzył na Megan i wszystko było jasne. Wyciągnęła książkę do angielskiego. 
Szła opuszczonym korytarzem, bo jej szafka znajdowała się w najdalszej części szkoły, co oznacza, że jest tam prawie pusto. Głownie z powodu Megan, Justina i Louisa. Z tego co Pierce zdążyła zauważyć, reszta uczniów schodziła im z drogi. Wiedziała, że Megan ma powiązania z właścicielem klubu „Hell”, co od razu każdemu dawało do myślenia. Ale co z Louisem i Justinem? Jaki sekret skrywają? Katherine zatrzymała się kiedy przed nią stanęła dziewczyna ubrana w sukienkę bez ramiączek w kwiaty, sięgającą do połowy ud, i baleriny. Była mniej więcej wzrostu Katherine i miała ciemne blond włosy. Spojrzała na Katherine z mordem w oczach i gdyby wzrok mógł zabijać, Pierce już dawno byłaby martwa.



~~~~~~~~~~
Jak myślicie kim jest ta tajemnicza dziewczyna?
No no zaczyna się dziać między Kath a Justinem hihi
Co zrobi Katherine z zemsty za pobicie?
Jestem ciekawa waszych pomysłów :)
Mam nadzieję, że się podobało
Dziękuję każdemu za czytanie tych moich wypocin
Do następnego XX 

22 marca 2014

Eleven: Przeprosiny

Justin bez słowa minął Louisa i wsiadł do samochodu. Przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał. Ciśnienie rozsadzało go od środka, chociaż sam nie wiedział czemu się wkurzył i dlaczego uderzył Katherine. Nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia. Prędkość wzrastała, a jego dłonie zaciskały się na kierownicy tak mocno, że jego knykcie przybrały biały kolor. Nie potrafił się uspokoić, na pewno nie bez czyjejś pomocy. Bez zastanowienia skręcił w stronę domu Jennifer. Nie minęło wiele czasu, a on już był na miejscu. Zaparkował samochód przed jej domem i wysiadł. Zaczął walić w drzwi i nie obchodziło go czy kogoś obudzi. Z resztą Benson mieszkała sama, bo jej rodzice wyjechali do pracy za granicę. Po chwili można było usłyszeć ciche kroki. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła zaspana blondynka z długimi włosami-Jennifer.
-Justin, co ty tu...- nie pozwolił jej dokończyć. Zachłannie wpił się w jej usta i popchnął ją na ścianę. Naparł na nią swoim ciałem, a nogą zamknął drzwi.
-Potrzebuję cię- wyszeptał jej do ucha. Justin nie musiał dwa razy powtarzać, od razu zrozumiała o co chodzi. Owinęła nogi wokół jego bioder, a jego ręce wylądowały na jej pośladkach. Pocałunek robił się coraz bardziej zachłanny, kiedy zaczęli kierować się w stronę jej pokoju.

Katherine otworzyła oczy i jak na zawołanie poczuła ból głowy spowodowany wypiciem dużej ilości alkoholu. Podniosła się do pozycji siedzącej, odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że jest w swoim pokoju. Przeczesała włosy palcami, jej dłoń zastygła w miejscu, kiedy natrafiła na twarde wybrzuszenie.
-No świetnie, nabiłam sobie guza- jęknęła. Chciała wstać, ale nie mogła, ponieważ głowa Mike'a spoczywała na jej nogach. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 8. Musiała wstawać, bo o 10 zaczynała się uroczystość rozpoczęcia roku, a Katherine rano nie lubiła się śpieszyć. Potrząsnęła chłopaka za ramię, on tylko mruknął coś niezrozumiałego i spał dalej.
-Mike!Wstawaj!
-Co?-podniósł głowę i przetarł oczy.-O, Kathy, już nie śpisz-uśmiechnął się.
-Możesz mi powiedzieć, co ty tu robisz?-zmarszczyła brwi, widząc siniaki na jego twarzy.
-Przywiozłem cię i zdecydowałem, że przy tobie posiedzę. W końcu zasnąłem-ziewnął.- Jak się czujesz?
-Co ci się stało?
-Jak się czujesz?-powtórzył pytanie, udając, że nie usłyszał tego co powiedziała. Tym razem jego głos był szorstki.
-Wszystko jest w porządku-wstała z łóżka i udała się w stronę łazienki.
-Możesz przestać udawać, że nic się nie stało?!-usłyszała jego podniesiony głos, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Chciała wrzasnąć, żeby poszedł do diabła, ale się powstrzymała.
-Daj mi spokój!-odkrzyknęła. Katherine nie chciała rozmawiać o tym, co wydarzyło się wczoraj. To przywołało wspomnienia, które w tym momencie bolały, paliły żywym ogniem i wyciskały z oczu łzy, a ona nie chciała płakać. Poza tym dlaczego ona miała mu się zwierzać, kiedy on nie chciał odpowiedzieć na jedno, proste pytanie. Odkręciła wodę i kiedy zdjęła z siebie piżamę, zdała sobie sprawę, że ktoś musiał ją przebrać. Modliła się, żeby nie był to Mike. Nawet jeżeli traktowała go jak brata, to dziwnie czułaby się ze świadomością, że widział jej ciało. Weszła pod prysznic, a ciepłe krople wody zaczęły spływać po jej skórze. Nalała na rękę odrobinę szamponu o zapachu wanilii i wtarła go we włosy. W ciało zaczęła wcierać żel o takim samym aromacie. Gdy dotknęła się w okolicy brzucha, syknęła z bólu. Spojrzała w dół. W miejscu, gdzie uderzył ją Justin, widniał zielono-fioletowy, ogromny siniak.
-Pożałujesz tego, Bieber- powiedziała sama do siebie. Tego nie mogła mu podarować. Spłukała pianę, zakręciła wodę i stanęła bosymi stopami na kafelkach. Wytarła się ręcznikiem, ale zrobiła to ostrożnie, żeby przez przypadek nie dotknąć siniaka i owinęła go wokół siebie. Wychyliła się z za drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. W pokoju nie było już Mike'a, na co odetchnęła z ulgą. Nie chciała znowu zaczynać tej rozmowy, a poza tym była tylko w ręczniku i czułaby się niezręcznie, gdyby tu był. Szybko przeszła do garderoby w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. W końcu pierwszy raz od dwóch lat idzie do szkoły. Po kilku chwilach wybrała białą koszulę, czarne spodnie i czarne szpilki. Wzięła jeszcze czystą bieliznę i wróciła z powrotem do łazienki. Wysuszyła włosy i ubrała na siebie przygotowany strój. Na twarz nałożyła podkład, zrobiła delikatne kreski eyelinerem i poczesała włosy. Postanowiła zostawić je rozpuszczone, zresztą nie miała ochoty na układanie ich, nawet w najprostszą fryzurę. Umyła zęby i zeszła na dół. Zegarek w telefonie, na który przelotnie zerknęła, pokazywał godzinę 8.45. Kiedy weszła do kuchni, zobaczyła Evansa robiącego tosty. Gdy Mike zauważył obecność Katherine, na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
-Dobrze, że już jesteś. Chciałem cie przeprosić. Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem.
-Nie chcę o tym gadać-mruknęła, siadając na krześle. Przy okazji rzuciła okiem na salon. Zdziwiła się, kiedy zauważyła czyjąś dłoń, zawieszoną na oparciu mebla.
-Kto śpi na kanapie?-obróciła głowę w kierunku Evansa.
-Jakaś dziewczyna-wzruszył ramionami. -Zaraz, jak ona miała na imię?-mruknął do siebie. -Już wiem. Megan.
-A co ona tu robi?-spytała zdziwiona.
-Nie chciała cię zostawić, więc została na noc-wzruszył ramionami.
-Mike, czemu jej nie obudziłeś? Na was facetów nie można liczyć-pokręciła głową.
-No wiesz co? Ranisz mnie-zrobił minę słodkiego szczeniaczka. Pierce musiała przyznać, że wyglądało to słodko.
-Mówi się trudno-puściła mu oczko. Podeszła do kanapy i zaczęła szarpać Johnson, która spała w dość dziwacznej pozycji.
-Megan! Obudź się!
-Która godzina?-jęknęła zaspana.
-8.48-odpowiedziała, zerkając na zegarek w telefonie.
-Że co?-Megan gwałtownie wstała, jakby ktoś przed chwilą oblał ją lodowatą wodą. -Katherine, czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?
-Nie narzekaj tylko leć na górę wziąć prysznic. Wybierz sobie jakieś ciuchy- posłała jej delikatny uśmiech
-Dzięki. Jesteś wielka-krzyknęła podczas biegu na górę.
Po 35 minutach była gotowa. Ubrana w czarną spódniczkę, którą Katherine założyła tylko raz w życiu, i białą koszulę zeszła na dół. Obie zjadły śniadanie przygotowane prze Mike'a i wyszły z domu. Po drodze Katherine zgarnęła klucze i portfel. Evans opuścił dom razem z nimi i odjechał. Pierce zamknęła drzwi na klucz i wyciągnęła samochód z garażu.
Kiedy zaparkowała na parkingu przed budynkiem, była godzina 9.45. Miały jeszcze chwilę czasu, bo cała uroczystość miała rozpocząć się o godzinie dziesiątej. Po tym jak wysiadły, Katherine zamknęła samochód i razem z Megan skierowała się w stronę wejścia. Dziewczyna od razu przyśpieszyła kroku, kiedy zauważyła samochód Justina. Nie miała ochoty go widzieć.
-Katherine, zwolnij trochę. Gdzie się tak śpieszysz?-Megan dopiero po paru chwilach się z nią zrównała.
-Nigdzie-wzruszyła ramionami.
-Jasne-mruknęła do siebie.
Po spotkaniu z dyrektorem na sali gimnastycznej, wszyscy uczniowie udali się do klas. Przez cały ten czas Justin zerkał w stronę Pierce, bo jak się okazało była z nim w tej samej klasie, tak samo jak Johnson. Katherine zerknęła na niego tylko jeden raz. Miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Nie miała pojęcia co się stało. Najpierw Mike, teraz on. Kiedy otrzymali plan lekcji, opuścili budynek.
-Meg, możesz mi powiedzieć co stało się Bieberowi?-zapytała, kiedy usiadły przy ciemnym stoliku w rogu niewielkiej kawiarni, która znajdowała się niedaleko szkoły. Megan nie odpowiedziała. Cały czas gapiła się na kelnera. Miała rozmarzoną minę i wcale nie zwracała uwagi na to co dzieje się wokół niej.
-Johnson, obudź się!-Megan podskoczyła na krzesełku, kiedy Katherine klasnęła dłońmi tuż przed jej twarzą.
-Nie strasz mnie tak, bo zawału dostanę-przyłożyła rękę w okolicy serca.
-Przykro mi, że ci przerwałam, ale nie mam ochoty patrzeć, jak ślinisz się na widok tego typka. Poza tym pytałam o coś.
-No co, patrzeć mi wolno-wzruszyła ramionami. -To o co pytałaś?
-Co się stało Justinowi?
-A to. Hmmm... tak jakby twój przyjaciel go pobił-patrzyła na Katherine, czekając na jej reakcję.
-I bardzo dobrze-uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie mów tak- Megan pokręciła głową.
-Niby czemu? Tak jak chciałaś próbowałam, ale więcej nie zamierzam.
-On nie jest taki.
-Nie broń go. Nie w tej sytuacji. To wyłącznie jego wina.
-Teraz przeginasz. Ty też miałaś w tym swój udział.
-Nie zamierzam tego słuchać!-Katherine wstała i wyszła. Była wściekła i nie docierało do niej, że Megan ma rację. Zawsze winne są obie strony. Przecież każdy popełnia błędy, nikt nie jest idealny. Wsiadła do samochodu i wróciła do domu. Klucze i torebkę zostawiła na komodzie i skierowała się do swojego pokoju. Przebrała się w szare dresy i zwyczajny biały top, a włosy związała w kucyk. Wróciła z powrotem na dół i zajrzała do lodówki. Znalazła tam pudełko jej ulubionych czekoladowych lodów. Wzięła łyżeczkę i udała się do salonu. Włączyła telewizor i zaczęła jeść.

Zbliżała się godzina 15, kiedy Katherine usłyszała dzwonek do drzwi. Leniwie podniosła się z kanapy i ruszyła je otworzyć. Jak się okazało, był to kurier z pobliskiej kwiaciarni. Po tym jak złożyła podpis, przyniósł jej ogromny kosz czerwonych róż. Katherine była, co najmniej, zdziwiona. Nie miała pojęcia kto mógł je przysłać. Jedynymi osobami, które wiedziały, że uwielbia czerwone róże są Mike i Aurora. Pierce obstawiała, że to Evans jest nadawcą, ale chciała to sprawdzić. Zaczęła przeglądać bukiet w poszukiwaniu jakiejkolwiek wiadomości. Jej zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy znalazła karteczkę i odczytała jej treść.

przepraszam
          Justin

Pierce nie sądziła, że on zna takie słowo. Tylko skąd on wiedział jakie kwiaty lubi? Katherine zaczęła się zastanawiać i doszła do wniosku, że być może Megan miała rację co do Justina, a ona zwyczajnie się pomyliła. Wiedziała, że musi ją przeprosić, nawet jeżeli nie z tego powodu, to z innego. Przecież nawrzeszczała na nią tylko z powodu Biebera. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała numer Johnson. Po trzech sygnałach usłyszała jej głos.
-Cześć, Katherine. Stało się coś?-Megan nie pałała entuzjazmem.
-Jesteś teraz w domu? Musimy pogadać.
-Jasne, czekam na ciebie.
Rozłączyła się, nie żegnając się, zgarnęła klucze z komody i wybiegła z domu. Drzwi zamknęła na klucz i pobiegła w stronę domu Megan. Johnson mieszkała tylko trzy domy dalej, więc nie była to ogromna odległość. Był to nieduży dom z jasnych, drewnianych bali z kilkoma schodkami przed wejściem. Katherine złapała kilka głębszych wdechów, zanim stanęła przed drzwiami. Zapukała delikatnie, a po chwili usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Otworzyła jej niewysoka kobieta o siwych włosach związanych w kok. Jak na swoje lata wyglądała młodo. Zmarszczki na jej twarzy były niewielkie, chociaż miała prawie 70 lat, a figury mogła pozazdrościć jej niejedna kobieta.
-Dzień dobry-Katherine uśmiechnęła się przyjaźnie. -Przyszłam do Megan.
-Dzień dobry. Wejdź, kochanie-wpuściła ją do środka. -Ty musisz być Katherine-w odpowiedzi Pierce skinęła głową. -Megan mówiła, że przyjdziesz. Idź schodami na górę. Jest w swoim pokoju.
-Dziękuję-uśmiechnęła się.
Z salonu, w którym się znajdowała, krętymi schodami weszła na piętro. Rozglądała się, aż w końcu jej wzrok spoczął na drzwiach, na których widniał napis: "Własność Megan. Nie wchodzić!" Katherine pokręciła głową z rozbawieniem na ten widok. Jednak zaraz potem przybrała poważny wyraz twarzy. Delikatnie zapukała i uchyliła drzwi. Johnson siedziała na sporych rozmiarów łóżku. Ściany były w kolorze czerwieni, a czarne meble idealnie komponowały się z resztą.
-Wejdź, co tak stoisz?-zaśmiała się i poklepała miejsce obok siebie.
-Musimy pogadać-zajęła miejsce obok niej. -Chciałam cię przeprosić. Przyznaję, że być może się pomyliłam co do niego...-nie zdążyła dokończyć, bo Johnson od razu ją przytuliła
-Nie ma sprawy. Ja też przepraszam. Czasami przeginam i chce zrobić z niego aniołka na siłę.
W trakcie jej wypowiedzi uwagę Katherine przykuło zdjęcie, stojące na komodzie. Przedstawiało dwójkę dzieci w wieku sześciu lat. Na ich twarz widniały szerokie uśmiechy, kiedy budowali zamek z piasku.
-To ty?-wskazała na zdjęcie.
-No tak, to ja -Megan wstała, wzięła je i wróciła z powrotem.-To ja i Justin,gdy...-Katherine nie pozwoliła jej dokończyć.
-Ty i Bieber!-pisnęła. Megan zaczęła się śmiać ze zdziwionej miny Pierce.
-No co?
-Nie nic. Znam się z Justinem od dziecka i stąd to zdjęcie.
Katherine spojrzała na fotografię. Justin rzeczywiście wyglądał jak taki mały aniołek. Teraz aniołem na pewno nie był. Mimo to Katherine przynajmniej wiedziała, dlaczego Megan stawała po jego stronie.
Pierce spędziła u Megan kilka godzin, ale w końcu musiała się zbierać. Pożegnała się i wyszła. Do domu wpadła tylko po portfel i udała się do garażu. Wyciągnęła samochód i pojechała w stronę sklepu. Zrobiła zakupy i wróciła do domu. Odłożyła wszystko na wyspę i wróciła się, żeby zamknąć drzwi. Zdziwiła się, kiedy w progu zastała Justina.

15 marca 2014

Ten: Złość

Rozdział dodaję specjalnie dla Kingi. Dziękuję ci za komentowanie każdego rozdziału. Twoje opinie dają mi motywację do dalszego pisania.
I love you<3
_____________________________

Katherine odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Justinem. Na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech, ten, którego Katherine tak nie znosiła. Pierce od razu podjęła próbę wyplątania się z jego uścisku, ale nie było to takie łatwe. W końcu Justin był silniejszy.
-Zabieraj te łapy, Bieber- Katherine nawet nie wysiliła się, żeby jej głos brzmiał, chociaż w najmniejszym stopniu, miło.
-Widzę, że ktoś tu zna moje nazwisko. Interesujesz się mną, Pierce?-uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-Możesz pomarzyć-prychnęła. -Ciekawe skąd ty znasz moje.
-To tajemnica, kochanie. I nie zaprzeczaj.
-Nie mów do mnie "kochanie"-Katherine, najmocniej jak potrafiła, przycisnęła swoje długie paznokcie do skóry na jego nadgarstku. Zrobiła to na tyle mocno, że z tego miejsca zaczęła sączyć się krew. Justin wykrzywił twarz w grymasie bólu i natychmiast zabrał ręce z talii Katherine. Pierce posłała mu bezczelny uśmiech i skierowała się w stronę baru.
Megan wzdrygnęła się, kiedy ktoś zasłonił jej oczy dłońmi, a serce podeszło jej do gardła. Natychmiast ściągnęła dłonie z oczu i odwróciła się. Zdziwiła się, kiedy, dzięki światłom reflektorów, zobaczyła twarz osoby, która ją przestraszyła. Jednak zaraz potem zdziwienie ustąpiło miejsca złości.
-Louis, zgłupiałeś czy co? Nie strasz mnie tak- warknęła.
-Tak, Megan, mi też miło cię widzieć- uśmiechnął się. 
-Cokolwiek. Co ty tu robisz?-skrzyżowała ręce na piersi. Megan od razu domyśliła się, że skoro jest tu on, to musi być tu także Justin. 
-Wróciłem, więc postanowiłem się trochę odstresować-wzruszył ramionami.
-Okej- Megan odwróciła się z zamiarem odejścia, ale Louis złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.-Yyy... możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?
-Chyba nie myślałaś, że puszczę cię, zanim ze mną nie zatańczysz-puścił jej oczko. 
-No dobra- zarzuciła mu ręce na szyję, a on ułożył swoje na jej biodrach. Megan nie przepadała za Louisem. Chodziło o to, że Tomlinson zachowywał się specyficznie w stosunku do niej. Megan jak na razie nie miała ochoty na jakiekolwiek związki, a te próby poderwania jej po prostu ją irytowały. Nie znała go zbyt dobrze, bo on większość czasu spędzał z Justinem, ale nie specjalnie paliła się do tego, żeby to zmienić.
-Grzeczna dziewczynka- wyszeptał jej do ucha.
-Jakbym słyszała Justina- Megan przewróciła oczami.
Jeden taniec bardzo szybko przerodził się w kilka kolejnych. Przez cały ten czas na twarzy Louisa widniał uśmiech i nie spuszczał on wzroku z Megan. Johnson musiała przyznać się sama przed sobą, że Louis miał ładne oczy. Jednak wygląd zewnętrzny to nie wszystko. Jej były chłopak-Max też był przystojny, a przyciągnął tylko kłopoty. Zaczęła się rozglądać, kiedy zauważyła, że Katherine gdzieś zniknęła. Megan nie była typem osoby, która dla chłopaka zostawiała przyjaciółkę i nie miała zamiaru tańczyć z Louisem, kiedy Pierce nie było obok. Poza tym wiedziała jak będzie jej reakcja, kiedy przypadkiem wpadnie na Justina. Powiedziała Louisowi, że musi iść poszukać Katherine, na co Tomlinson pokiwał głową i zabrał dłonie z jej talii. Johnson zaczęła przeciskać się przez tłum, co wcale nie było takie łatwe. Rozglądała się na boki, ale ciężko było cokolwiek zauważyć.
Po dobrych kilkunastu minutach znalazła Katherine przy barze.
-Jezu, Katherine, nareszcie cie znalazłam-odetchnęła z ulgą.
-Mogłabyś następnym razem tak nie znikać?
-Nie znikam, po prostu unikam pewnej osoby-wypiła zawartość kieliszka, wzruszając ramionami.
-Czyli widziałaś się z Justinem-mruknęła. -Co wy do siebie macie? Nie skreślaj go tak od razu, on...-nie zdążyła dokończyć.
-Bo co? Jak poznam go bliżej to go polubię. Otóż nie, nie mam zamiaru przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. I tak mam pecha, że muszę mieszkać na tej samej ulicy co on-ton głosu Katherine nie był przyjemny. 
-Auć, to boli- Katherine odwróciła głowę na dźwięk głosu Justina, który stał za jej plecami. -O tutaj-wskazał na miejsce na klatce piersiowej, gdzie znajduje się serce.
-I znowu ty- jęknęła.
-Przy najmniej mogłabyś przeprosić, a nie narzekać-przewrócił oczami.
-Chyba sobie kpisz-prychnęła.
-Za co Katherine ma cie przepraszać?- Megan nie miała pojęcia o co chodzi.
-Panna obrażalska powinna uważać gdzie pcha te swoje pazury- syknął. Katherine wstała i stanęła naprzeciwko Justina. Posłała mu przesłodzony uśmiech, a zaraz potem jej dłoń zderzyła się z jego policzkiem. Jego oczy pociemniały i widoczna była w nich chęć mordu. Złapał Katherine za ramiona i potrząsnął nią jak szmacianą lalką.
-Ty suko! Co to miało kurwa znaczyć?

Louis zaczął przeciskać się w stronę baru, kiedy Megan zniknęła z zasięgu jego wzroku. Jego oczy przybrały kształt monet, kiedy zobaczył jak Justin oberwał w twarz. Wiedział jaka będzie jego reakcja. Bieber, kiedy działał pod wpływem emocji robił coś, o czym normalnie nawet by nie pomyślał. Kiedy zaczął szarpać Katherine, Louis próbował go odciągnąć, ale to tylko dodatkowo go rozwścieczyło. Wyrwał rękę z jego uścisku, a zaraz potem wymierzył Pierce cios w brzuch. Dziewczyna zgięła się w pół i objęła dłońmi za brzuch. Próbowała nabrać powietrza, ale nie potrafiła, zupełnie tak jakby płuca odmówiły jej posłuszeństwa. Chwilę potem jej ciało zderzyło się z podłogą, a jej powieki opadły. Megan od razu zaczęła cucić Katherine, ale bez skutku. Louis za wszelką cenę chciał zabrać stamtąd Justina, ale kiedy ten działał pod wpływem złości to nie było to takie łatwe. W tamtym momencie obok Justina pojawił się Mike, który bez ostrzeżenia wymierzył Justinowi cios w twarz. Z jego nosa pociekła krew, ale Bieber nie zwrócił na to uwagi, tylko oddał cios. Zaczęli okładać się pięściami i zapewne trwałoby to dalej, ale ochroniarze odciągnęli ich od siebie i wyprowadzili na zewnątrz.
 -Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? Pojebało cię ?- Louis nie potrafił pohamować emocji. Nie mógł uwierzyć w to, że Justin uderzył kobietę. Nigdy wcześniej tego nie zrobił.
-Odpieprz się-warknął, ścierając krew z twarzy. Zaraz potem jeden z ochroniarzy wyniósł Katherine z klubu i wsadził ją do jakiegoś samochodu. Mike podszedł do Justina i wymierzył mu kolejny cios w twarz. Bieber upadł na ziemię, po raz kolejny zalewając się krwią.
-Zapłacisz mi za to, obiecuję-warknął w jego stronę i zanim Justin zdążył się podnieść, wsiadł do auta, w którym była Katherine i odjechał. Bieber podniósł się z chodnika i bez słowa skierował się w stronę swojego samochodu. Louis pokręcił głową, nie mógł zrozumieć tego co się stało. Justin zachowywał się jakby był zupełnie inną osobą. Tomlinson wyciągnął telefon i napisał SMS-a do Megan, która pojechała razem z Katherine.


Do Megy:
Przepraszam za niego. Nie mam pojęcia co mu się stało...

Nine: Zakład

-Zawsze Justin jest winny. Skąd ja to znam- Bieber warknął do siebie, przypominając sobie jak w pizzerii dostał kazanie od Megan na temat jego zachowania, a przecież nic takiego nie zrobił. Jednak zaraz potem uśmiechnął się przypominając sobie dzisiejsze spotkanie z Katherine w parku. Pierce była dla niego wyzwaniem, bo w końcu ona jedna mu się opierała, a on uwielbiał wyzwania, a zwłaszcza ich wygrywanie. Był pewny, że tym razem też wygra. Wyciągnął ręce z kieszeni, otworzył drzwi i wszedł do domu. W korytarzu ściągnął buty i przeszedł do salonu. Opadł na kanapę, z barku wyciągał butelkę Jacka Danielsa i upił spory łyk. 
-Już niedługo będziesz moja, kochanie-mruknął do siebie, pociągając kolejny łyk alkoholu. 
Justin podniósł się z kanapy, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. 
-No proszę, ktoś tu postanowił wrócić na stare śmieci-powiedział, kiedy w korytarzu zauważył Louisa. Chłopak odgarnął kilka kosmyków jego brązowych włosów z twarzy i spojrzał na Biebera.
-Wiesz, stęskniłem się za twoją wkurwiającą dupą.
-Wzruszyłem się-Justin udał, że ociera niewidzialną łzę. Louis wyjechał w interesach jakiś miesiąc temu. Wielu chciało z nim pracować, więc zgarniał naprawdę porządne sumy pieniędzy w zamian za zdobycie informacji, których ktoś aktualnie potrzebował. Potrafił wygrzebać wszystko.
-A ty co taki zadowolony? Katherine już wskoczyła ci do łóżka?
-Pracuję nad tym-wzruszył ramionami. 
-Auć-Louis uśmiechnął się złośliwie.
-Co?
-Dawniej zajmowało ci to zdecydowanie mniej czasu. Wystarczyło kilka minut, a tutaj minęło już... jakieś dwa dni.
-I co z tego?-ponownie wzruszył ramionami. -Na to co najlepsze trzeba poczekać-uśmiechnął się łobuzersko.
-Aż tak?-Louis uniósł brew do góry.
-Yep- skinął głową.
-W takim razie możemy się założyć, bo wątpię, żeby ci się udało-wyciągnął rękę w jego stronę.
-Odszczekasz to jeszcze-uścisnęli sobie dłonie, a Justin „przeciął” zakład.
-Zobaczymy.
Zaraz potem Louis skierował się do swojego pokoju. Tomlinson mieszkał z nim, bo ze swoimi rodzicami, którzy zawsze trzymali go pod kloszem, nie potrafił się dogadać. Postawili mu ultimatum: albo oni, albo Justin. Przecież nie mógł od tak po prostu zostawić przyjaciela, którego znał od dziecka, więc spakował się i wyprowadził.
Justin spojrzał na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 19. Nie miał ochoty siedzieć w domu, zwłaszcza że jutro zaczyna się szkoła. Wszedł do łazienki, ściągnął z siebie ubrania i wskoczył po prysznic. Po kąpieli wytarł się ręcznikiem i wsunął na siebie czyste bokserki. Ubrał się w czarne spodnie z krokiem, do tego biały T-shirt i białe buty za kostkę. Grzywkę postawił do góry i zszedł na dół, gdzie zastał Louisa. 
-Idziesz odreagować swoją porażkę?
-Bardzo zabawne-przewrócił oczami. -Przypominam ci, że nie przegrałem.
-Jeszcze nie. W sumie jestem ciekawy jak wygląda ta, która ci nie uległa.
-Pierdol się-warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Louis pokręcił głową z rozbawieniem i wszedł na górę. Miał zamiar pojechać za Justinem. Chciał poznać tą tajemniczą, jak dla niego, Katherine, o ile ona się tam zjawi. W końcu nie codziennie znajdujesz dziewczynę, która odmawia Justinowi Bieberowi. Ale najbardziej chciał zobaczyć Megan i miał pewność, że tam ją znajdzie.

Katherine weszła do łazienki i zabrała się za makijaż, bo jakby nie patrzeć dzisiaj się nie malowała. Na twarz nałożyła podkład, zrobiła kreski eyelinerem i musnęła rzęsy tuszem. Poczesała włosy i zostawiła je rozpuszczone. W lustrze przyglądała się sobie zaledwie kilka sekund. Zaraz potem przeszła do garderoby. Wybrała czarną sukienkę galaxy, czarne lity, a do tego wzięła czarną torebkę, do której spakowała klucze, portfel i telefon. Upewniła się, że wszystkie okna na górze są pozamykane i zeszła na dół, gdzie zrobiła to samo. Pierce nie miała zamiaru zostać okradziona, jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Nie widziała sensu w czekaniu na Megan w domu, więc wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na ławce stojące na werandzie. Zaraz potem dostała SMS-a od Johnson.

Od Megan: 
Jestem u ciebie za 3 minuty :)

Pierce patrzyła na ulicę oświetloną tylko światłami latarni. To dziwne uczucie bycia obserwowaną wróciło, ale nawet fakt, że to Evans w tym momencie ją obserwuje, nie zmieniał niczego. Powoli zaczynało ją to irytować. Nawet gdyby chciała, w tym świetle nie mogłaby go zobaczyć. Wyciągnęła telefon i wystukała treść wiadomości.

Do Mike: 
Możesz przestać mnie obserwować? To dziwne...

Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

Od Mike:
Nie ma takiej możliwości, słoneczko <3

-To niech się znajdzie taka możliwość-powiedziała głośno. Nie było sensu krzyczeć, skoro on znajdował się gdzieś blisko i na pewno ją słyszał. Wstała z ławki i zaczęła chodzić w to i z powrotem, nerwowo przeczesując włosy palcami. Musiała się uspokoić, żeby przypadkowo nie wyżyć się na Megan, która miała się tu zaraz zjawić. W myślach policzyła do dziesięciu, przy okazji głęboko oddychając. 
-Katherine, co ty robisz?-usłyszała obok siebie znajomy głos.
-Co?...Nic takiego-machnęła lekceważąco ręką. -Idziemy?-w odpowiedzi Megan skinęła głową. Pierce dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że była ubrana w sukienkę bez ramiączek, której góra pokryta była czarną koronką, a dół był w kolorze pudrowego różu, i czarne botki. Na powiekach miała delikatne kreski, na ustach czerwoną szminkę, a policzki lekko muśnięte różem. Katherine zrezygnowała z użycia samochodu. Po pierwsze, i tak było wiadomo w jakim stanie wróci, a nie zamierzała spowodować wypadku. Po drugie, w trakcie drogi do klubu chciała ostatecznie się uspokoić.
-Katherine, powiedz mi czemu tak szybko wybiegłaś z pizzerii, kiedy pojawił się Justin?-Katherine nawet nie spojrzała na Johnson. 
-Powiedzmy, że nie miałam ochoty przebywać w jego towarzystwie.
-Ale to nie tłumaczy twojej reakcji-Katherine przewróciła oczami. Wierzysz w nienawiść od pierwszego wejrzenia? Katherine wierzyła i właśnie tak było w przypadku Justina. Wystarczyło, że go zobaczyła i już miała ochotę go udusić.
-Ja nadal chcę wiedzieć dlaczego wyszłaś- Megan zagrodziła drogę Katherine, kiedy ta przez dłuższą chwilę się nie odezwała.
-I co ja mam ci powiedzieć? Nie przepadam za nim i tyle- wzruszyła ramionami.
-Justin nie jest taki zły. Jak poznasz go lepiej to go polubisz. Mogę ci to za gwarantować- uśmiechnęła się.
-Wątpię-mruknęła do siebie. Reszta drogi minęła w milczeniu, co cieszyło Katherine. 
Im bliżej klubu były, tym głośniejsza była muzyka. Nad wejściem wisiał ogromny, neonowy napis „Hell”. Mnóstwo ludzi chciało się tu dostać, kolejka ciągnęła się dobrych kilkadziesiąt metrów. Większość ochroniarz odsyłał z kwitkiem. Katherine uśmiechnęła się, przypatrując się budynkowi. W wejściu zauważyła wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna ubranego w garnitur. 
On jak zwykle w tym samym miejscu. Nic się nie zmieniło przez te dwa lata-przeleciało jej przez głowę. Pierce tak bardzo skupiła się na  przypatrywaniu się temu miejscu, że nie słyszała tego, co mówiła do niej Megan. Ocknęła się dopiero, kiedy Johnson pociągnęła ją za sobą. Przy wejściu Megan posłała przyjazny uśmiech Dominicowi-ochroniarzowi, który puścił jej oczko, wpuszczając je do środka. Gdy tylko przekroczyły próg tego miejsca poczuły zmieszany zapach perfum, alkoholu i spoconych ciał-odurzająca mieszanka.  
Po przetańczeniu kilku piosenek, dziewczyny skierowały się do baru. Zajęły miejsca na barowych krzesłach i zamówiły kilka shotów.
-Dominic na ciebie leci.
-Słucham?-Katherine spojrzała z udawanym zdziwieniem na Megan.
-Nie udawaj. Musiałaś zauważyć jak na ciebie patrzył.
-Nie zauważyłam-wzruszyła ramionami. W myślach odpowiedziała jej coś zupełnie innego: „Znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że patrzy tak na każdą.”
-Jakim cudem dostałyśmy się tutaj bez żadnego problemu?
Katherine znała to miejsce jak własną kieszeń i wiedziała, że nie każdy może od tak wchodzić do klubu. W takim razie dlaczego Megan mogła?
-Powiedzmy, że...czasami sprzedaję dragi dla właściciela tego miejsca-wypiła zwartość swojego kieliszka.
-Mówiłaś, że już nie bierzesz-Katherine zrobiła to samo.
-Bo nie biorę...Zmieńmy temat.
Wypiły kilka kolejnych shotów i wróciły na parkiet. Dołączyło do nich dwóch chłopaków, ale Katherine nie miała ochoty na zabawę z kimś kto patrzy na nią jak wygłodniały drapieżca na swoją ofiarę. Pod pretekstem skorzystania z toalety oddaliła się stamtąd. Przy okazji pociągnęła za sobą Megan.
-Wielkie dzięki, Katherine- Megan oparła się o ścianę. -Jeszcze trochę i ten skurwiel zacząłby się do mnie dobierać.
-Nie ma sprawy-uśmiechnęła się delikatnie. Poczekały jeszcze kilka minut, żeby mieć pewność, że nie wpadną już na nich i wyszły z łazienki. Znalazły kawałek wolnego miejsca i zaczęły tańczyć. W pewnym momencie za Megan stanął Louis i zasłonił jej oczy, na co ona podskoczyła jak oparzona. W tym samym czasie Katherine poczuła parę silnych ramion owiniętych wokół jej talii. 

*Hell-piekło




9 marca 2014

Eight: Przypadek?

Justin cieszył się, że trafił na moment, kiedy Katherine wychodziła z domu razem z Megan. Co prawda obracała się kilka razy podczas drogi, ale go nie zauważyła. Nie zwróciła uwagi też na to, jak blisko nich siedział, dzięki czemu doskonale słyszał każde ich słowo. Przez co nie musiał się męczyć w poszukiwaniu informacji, bo wiedział już wszystko, a przynajmniej wtedy mu się tak wydawało. W tym momencie Katherine patrzyła na Justina jak na kosmitę.
-Jeszcze ciebie mi tu do szczęścia brakuje-jej głos ociekał jadem.
Megan popatrzyła na Pierce ze zdezorientowaniem. Twarz Katherine przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. Nawet jej oczy wydawały się martwe i to dosłownie.
-Okej. Może mi ktoś wyjaśni, o co chodzi?-zapytała.
-Spotkaliśmy się...-Justin jednak nie miał możliwości dokończyć, bo Pierce mu przerwała. Bieber zaczął się już gubić. W tym momencie cholernie go irytowała, ale przez to pociągała go jeszcze bardziej.
-Skończ. Powiedzmy, że miałam pecha i musiałam wpaść na tego tutaj-na jej twarzy pojawił się grymas.
-Tylko nie „tego”!-warknął.
-Daruj sobie-syknęła w stronę Justina. -Sorry Megan, ale nie mam ochoty siedzieć w jednym pomieszczeniu z tym palantem. Wybacz, wracam do domu- wstała i opuściła pizzerię.
-Justin, możesz mi do cholery powiedzieć, co się dzieje?-Megan nie była zadowolona.

Katherine, po wyjściu z pizzerii, wracała pieszo. Ciepły wiaterek muskał jej twarz. Co chwilę zaciskała dłonie w pięści. Nie mogła uwierzyć, że też akurat on musiał tam być, a wieczór miał być zupełnie inny. Ale Katherine przyzwyczaiła się do tego, że w jej życiu nic, nigdy się nie układa. Kiedy doszła do swojego domu, z torebki wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi. Weszła do środka i ponownie je zamknęła. W trakcie drogi do domu trochę się uspokoiła i teraz postanowiła wysłać SMS-a z przeprosinami do Megan. Wiedziała, że nie zachowała się fair w stosunku do niej i nawet to, że to coś tam się zjawiło jej nie usprawiedliwiało. Katherine po prostu zawsze działała pod wpływem emocji i wtedy nigdy nie myślała logicznie. Zdjęła buty i idąc do swojego pokoju,wyciągnęła z torby iPhone'a i napisała wiadomość.

Do Megan:
Megan, strasznie przepraszam. Wiem, że głupio się zachowałam. Sorry, że tak wyszło, obiecuję, że kiedyś wyjaśnię ci o co chodzi.

Torebkę i telefon zostawiła na nocnej szafce w jej pokoju i weszła do łazienki. Musiała wziąć prysznic, żeby się odstresować. Odkręciła wodę i wskoczyła pod prysznic, wcześniej zdejmując ubrania. Ciepłe krople spływały po jej ciele, na co jej mięśnie zaczęły się rozluźniać. Wtarła w ciało waniliowy żel pod prysznic, a włosy umyła szamponem o takim samym zapachu. Spłukała ciało i zakręciła wodę. Postawiła stopy na kafelkach i owinęła się ręcznikiem. Przeszła do garderoby i wyjęła bieliznę oraz piżamę, która składała się z krótkich dresowych spodenek i luźnej koszulki. Wróciła do łazienki i dokładnie się wytarła. Założyła na siebie ubrania i delikatnie wysuszyła włosy. Przeczesała je dłonią, nadal były wilgotne, ale nie kapała z nich woda. Wróciła do pokoju i zerknęła na zegarek. Była godzina 22. Katherine nie chciała iść spać, była zbyt zdenerwowana by zasnąć. Miała tak od zawsze, denerwowała się bardzo szybko, a potem przez długi czas nie mogła się uspokoić. W tym momencie potrzebowała kogoś, kto poprawiłby jej humor i tylko jedna osoba przyszła jej na myśl. Chwyciła telefon i pośpiesznie wystukała treść wiadomości.

Do Mike: 
Wpadnij do mnie, proszę. Potrzebuję się z kimś napić :(

Wysłała SMS-a, a po dwóch minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Zbiegła na dół i otworzyła drzwi. Gdy zobaczyła go w drzwiach, natychmiast rzuciła się mu na szyję. 
-Jakie miłe powitanie. Jak tak ma być to będę tu wpadał codziennie- zaśmiał się, odwzajemniając uścisk. Odsunęła się od niego i wpuściła go do środka. Katherine zlustrowała go wzrokiem- zwykłe jeansy i czarna koszulka. 
-Słoneczko, gapisz się na mnie-Mike uśmiechnął się w jej stronę. 
-Nie schlebiaj sobie-przewróciła oczami. 
-Ty też wyglądasz cholernie...
-Nawet nie próbuj kończyć-zmroziła go wzrokiem. Pokręcił głową z rozbawieniem i ściągnął buty, żeby zaraz potem przejść razem z Katherine do salonu. Mike usiadł na kanapie, a Pierce wyciągnęła  butelkę wódki z barku. 
-Powiesz mi, co się dzieje?- zapytał. 
-Powiedzmy, że mam pecha i ciągle wpadam na dupków-wzruszyła ramionami. Mike oczywiście nie mógł odmówić sobie komentarza.
-Wkurzona Kathy oznacza kłopoty- z jego ust wydobył się śmiech, za co oberwał w ramię.
-Kobieto, spokojnie tylko żartuję i nie musisz mnie bić tak mocno-zrobił minę szczeniaczka, pocierając miejsce, w które został uderzony.
-Musisz komentować?
-Dobra, już nic nie mówię, ale serio nie bij mnie więcej, bo to boli. Panuj nad sobą- Katherine pokręciła głową z rozbawieniem. Dokładnie to samo mówił jej Briana. Pierce bardzo dobrze pamiętała momenty, kiedy Brian zachowywał dystans, żeby Katherine nie wyładowała złości na nim.
-Masz na myśli tego chłopaka z pizzerii, tak?-w odpowiedzi skinęła głową. -Nazywa się Justin Bieber, ma 19 lat i mieszka naprzeciwko. Lepiej się z nim nie zadawaj.
-Nie przypominam sobie, żebyś został moją matką. Poza tym nie mam zamiaru, nie znoszę go. Jest cholernie irytujący.
-Bo nią nie jestem. Jestem trochę za młody na twoją mamusię- wyszczerzył się, co automatycznie wywołało u Katherine napad śmiechu. Kiedy się opanowała, dotarło do niej co dokładnie powiedział Mike.
-Przepraszam, gdzie on mieszka?
-Po drugiej stronie ulicy.
-Błagam, powiedz, że żartujesz-Katherine zacisnęła dłonie w pięści. Nie dość, że irytował ją jak nikt na świecie to jeszcze będzie musiała widywać go codziennie. 
-Chciałbym.
-Ja pierdolę-nerwowo przeczesała włosy palcami. -To chyba musi być jakaś klątwa-pokręciła głową. -A możesz mi powiedzieć, skąd ty to wiesz?
-Nie-uciął. Katherine przewróciła oczami. Zawsze to samo. Chwyciła butelkę ze stolika, odkręciła i pociągnęła kilka łyków. Mike odebrał jej przedmiot i zrobił dokładnie to samo. Niedługo potem śmiali się nawet z tego co w ogóle nie było śmieszne. Jedna butelka zamieniła się w drugą i tak dalej. Katherine nawet nie zauważyła, kiedy odpłynęła.
Obudziła się w swoim łóżku. Przetarła oczy i rozejrzała się po pokoju. Mike'a tu nie było. Głowa bolała ją niemiłosiernie i cholernie chciało jej się pić. Przyłożyła palce do skroni i zaczęła wykonywać okrężne ruchy, jednak to wcale nie pomogło. Zwlekła się z łóżka i zeszła do kuchni. Tam znalazła przyczepioną do lodówki kartkę.

Kathy, na następny raz nie pij tyle, bo potem mam problemy w doprowadzeniu cię do łóżka. 
całuję Mike :*

Zaśmiała się, kiedy wyobraziła sobie, jak Mike prowadzi ją, kompletnie pijaną, do pokoju . Postanowiła zatrzymać sobie tą kartkę, przynajmniej będzie poprawiała jej humor. Wypiła kilka szklanek wody, połknęła tabletki przeciwbólowe i udała się do swojego pokoju. Weszła do garderoby i wybrała strój na dzisiejszy dzień-szare dresy i luźny T-shirt. Chciała dzisiaj pobiegać, zrobić cokolwiek, żeby tylko nie siedzieć w domu. Wzięła telefon z szafki i sprawdziła godzinę. Kiedy spojrzała na datę, uświadomiła sobie, że jutro zaczyna się nowy rok szkolny, a to nie cieszyło Katherine. Związała włosy w kucyk, umyła zęby, schowała iPhone'a do kieszeni i wróciła do kuchni. Wyciągnęła jogurt z lodówki i usiadła na krześle barowym przy wyspie. Gdy skończyła jeść, wyrzuciła puste opakowanie do kosza. Szybko pobiegła na górę po słuchawki i zbiegła z powrotem na dół. Zabrała z komody klucze i wyszła z domu. Po drugiej stronie ulicy dostrzegła człowieka, który właśnie wychodził z domu. Wypuściła ze świstem powietrze, przypominając sobie, że właśnie tam mieszka Justin i to jego teraz widzi. Wsadziła słuchawki w uszy i starając się nie zwracać na niego uwagi, ruszyła w stronę pobliskiego parku. 
Biegała jakieś pół godziny, co teoretycznie rzecz biorąc nie jest ogromnym wysiłkiem, ale w tym momencie dla niej było to jak przebiegnięcie maratonu. Nie biegała od bardzo dawna z powodu pobytu w szpitalu, a kac dokładał swoje. Usiadła na jednej z ławek i odchyliła głowę do tyłu, starając się unormować oddech. 
-Ciekawe dla kogo się tak starasz-usłyszała zachrypnięty głos nad sobą. Otworzyła oczy i zobaczyła Justina. To wystarczyło, żeby Katherine zaczęła mordować go w myślach.
-Przesuń się, bo zasłaniasz mi słońce. I na pewno nie dla ciebie-wyspała po chwili.
-Nie oszukuj się, kochanie- usiadł obok niej i rozłożył się na ławce, starając się zając jak największą powierzchnię.
-Wygodnie ci?- wstała i stanęła nad nim, krzyżując ramiona na piersi.
-Bardzo. Chcesz się przyłączyć?-poklepał się po udzie, dając jej tym samym znak, żeby usiadła mu na kolanach. Przy okazji wyszczerzył się, jakby przed chwilą wygrał w totolotka.
-W twoich snach- prychnęła. Katherine nie miała zamiaru przebywać w jego obecności ani chwili dłużej. Odwróciła się i zaczęła biec truchtem, bo nie miała siły biec szybciej, w kierunku jej domu. Długo nie nacieszyła się spokojem, bo chwilę potem obok niej pojawił się Bieber.
-Spokojnie, kochanie. Nie uciekaj tak szybko-posłał jej łobuzerski uśmiech.
-Odwal się-warknęła. Naprawdę zaczynał działać jej na nerwy.
-A co jeżeli nie chcę?-Katherine zatrzymała się, a on zrobił to samo.
-Czy ja mówię po chińsku? Odpieprz się ode mnie-spojrzała na niego z mordem w oczach, a zaraz potem ruszyła dalej. Na szczęście Justin już za nią nie biegł. Kiedy Katherine dotarła do domu, od razu skierowała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w leginsy i czarną bokserkę z koronką na plecach i zeszła do kuchni. Zaczęła grzebać w lodówce, żeby znaleźć jakiś jogurt albo coś co mogłaby zjeść na szybko, ale na marne. Wtedy do jej uszu dotarł dźwięk  przychodzącej wiadomości. Chwyciła telefon i odblokowała ekran. SMS był od Mike'a.

Od Mike: 
Nie przemęczaj się tak. Za 5 minut wpadam do ciebie z obiadem:)

Katherine czuła się dziwnie z myślą, że Evans obserwuje każdy jej ruch. Co prawda był jej przyjacielem, traktowała go jak brata, ale czasami świadomość bycia obserwowaną ją przerażała. Mike zjawił się punktualnie jak zawsze. Katherine spędziła z nim całe popołudnie, jedząc spaghetti, które przywiózł. Kiedy Mike wyszedł, Pierce dostała kolejną wiadomość. 

Od Megan:
Zabieram cię na imprezę. Nie przyjmuję odmowy! Musimy się zabawić zanim zacznie się szkoła :) 

Na twarzy Katherine pojawił się delikatny uśmiech. Od razu skierowała się na górę, żeby się przygotować.



6 marca 2014

Seven: Przyjaciółka

Justin dostał właśnie informacje od Louisa, jednak nie było tam tego, co go interesowało. Oprócz danych osobowych i podstawowych informacji nie znajdowało się tam to, co bardzo chciał wiedzieć. Szczególnie interesował go moment, w którym Pierce zniknęła na dwa lata. Jedyna wzmianka, którą tam znalazł to to, że przebywała w szpitalu psychiatrycznym. Z tego co powiedział mu Louis reszta informacji była zastrzeżona i nie było możliwości się do nich dostać. Widocznie ktoś chciał za wszelką cenę chronić Katherine. Justin był cholernie ciekawy dlaczego tam trafiła, ale jeżeli Louis nie mógł dostać się do tych danych, to nie ma możliwości, żeby poznał powód jej pobytu tam. Właśnie wtedy przypomniał sobie o zdjęciach jej pamiętnika, które zrobił.Wyglądało na to, że to jedyny sposób, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Wyciągnął telefon z kieszeni i wszedł w galerię. Powoli czytał wszystko, ale nawet to mu nie pomogło.

 "Znowu to samo. Nie daję już rady. Mam wszystkiego dość. Gdyby nie Mike to byłby koniec. Czemu nie pozwoliłeś mi zginąć, kiedy była okazja?"

"Każdego dnia umieram powoli. Jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu to zemsta. Znajdę ich przysięgam"

"Nareszcie mi się poprawia, jest lepiej. Już niedługo zapomnę o wszystkim."

„Nie, jednak nie mogę. Nie potrafię. Chcę po prostu zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.”

Czytał to kilkanaście razy i ciągle nic. Nigdzie nie wspominała wprost dlaczego się tam znalazła. Były tam opisy prawie każdego dnia jej pobytu w szpitalu, rozmów z psychologami i jej myśli. W niektórych momentach się uśmiechał. Nie spodziewał się, że jest zdolna do takich rzeczy. Katherine wielokrotnie łamała regulamin i demolowała swój pokój, a nawet znalazła dostęp do alkoholu. Pierce zaczynała intrygować go coraz bardziej, bo przecież wyglądała całkiem niepozornie i gdyby  nie fioletowe włosy, nie wyróżniałaby się z tłumu. W normalnej sytuacji powinna była zostać przeniesiona do innego ośrodka albo trafić na inny oddział, w którym byłaby lepiej pilnowana, a to się nie stało. Widocznie ktoś bardzo się o nią troszczył i musiała to być bardzo wpływowa osoba. Tylko kto?
-Cholera,tak niczego się nie dowiem!-rzucił telefon na kanapę. Teraz jedynym sposobem, żeby czegoś się o niej dowiedzieć, było śledzenie jej. 

Kiedy Katherine się obudziła i spojrzałam na ekran swojego telefonu, była godzina 17. Podniosła się do pozycji siedzącej i otworzyła pierwszą, z dwóch wiadomości, którą dostała od Megan.

Od Megan:
Hej :) Może spotkamy się dzisiaj? Ty wybierasz miejsce.

Zaraz potem otworzyła drugą.

Od Megan:
Żyjesz? Odezwij się!!

Przewróciła oczami i szybko wystukała odpowiedź.

Do Megan:
Jasne :) O której? Może pizzeria?

To było pierwsze miejsce, jakie przyszło jej na myśl. Poza tym bardzo dawno nie jadła pizzy. Chwilę po tym jak wysłała jej SMS-a, dostała odpowiedź.

Od Megan:
Okej. Za 20 minut jestem u ciebie :)

Do Megan: 
Czekam :)

Katherine leniwie zwlekł się z łóżka i udał się w stronę łazienki. Tak naprawdę sen niewiele jej pomógł, ale mimo to lubiła spać. Był to jedyny czas w ciągu dnia, kiedy nie czuła niczego i miała spokój od własnych myśli, którego tak bardzo potrzebowała. Uśmiechnęła się ironicznie, kiedy spojrzała w lustro. Katherine nie znosiła patrzeć w lustro, bo właśnie wtedy wiele razy pytała samą siebie co ze sobą zrobiła, a zaraz potem wybuchała histerycznym śmiechem. Rozczesał włosy i związał je w wysokiego kucyka. Poprawiła swój makijaż i przyjrzała się swoim ubraniom. Nie wyglądały tragicznie, więc nie widziała sensu w przebieraniu się. Wróciła do pokoju i spojrzała na zegarek w telefonie, który wskazywał, że zostało jej  jeszcze 15 minut, więc zeszła na dół. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Akurat leciały wiadomości. Podawali informacje o, kolejnym już, zabójstwie w okolicach Stratford. Cień uśmiechu pojawił się na jej twarzy. Co prawda nie miała ochoty tego oglądać, jednak była ciekawa kim był sprawca. Zaczęła przerzucać po kolei kanały, próbując zabić wolno mijający czas. 
W momencie, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, wyłączyła odbiornik. Podniosła się z kanapy i udała się w stronę drzwi. W progu stała Megan. Pierce przywitała się z nią, zgarnęła torebkę, w której miała portfel i klucze i wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz. Chciała już iść do garażu, ale powstrzymała ją Megan. Stwierdziła, że to nie ma sensu, bo mogą skorzystać z jej auta. Obie zajęły miejsca w srebrnym kabriolecie, a już po kilku minutach były na miejscu. Katherine miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, ale winę zrzuciła na jej zbyt bujną wyobraźnię. Johnson zaparkowała samochód na parkingu, wysiadły i weszły do budynku. Pierce od razu poczuła przyjemny zapach pizzy. Sama pizzeria była niedużym lokalem w brązowym kolorze. Obie zajęły miejsca  w rogu pomieszczenia i złożyły zamówienie. Katherine cały ten czas próbowała zignorować to dziwne uczucie bycia obserwowaną.
-Katherine, słuchasz mnie?-Megan machała ręką tuż przy jej twarzy.
-Sorry, zamyśliłam się.
-Może opowiesz mi coś o sobie?
-Co chcesz wiedzieć?-Katherine starała się, żeby jej głos brzmiał naturalnie. Nie znosiła mówić o sobie, bo niby co miałaby powiedzieć? Pobyt w psychiatryku nie jest czymś, czym można się chwalić.
-Najlepiej wszystko-zaśmiała się.
-Pochodzę z L.A. Przeprowadziłam się tutaj ponad dwa lata temu, ponieważ mój tata dostał propozycję pracy. Mieszkam z ciotką, ale teraz jej nie ma. 
-A gdzie twoi rodzice? Masz chłopaka?-pytania wylatywały z ust Megan z prędkością kosmicznej rakiety.
-Nie żyją- Pierce starała się, żeby w jej głosie nie było słychać smutku albo bólu.
-Przykro mi. A twój chłopak? Znaczy, miałaś chłopaka?-zapytała niepewnie.
-Miałam. Też nie żyje-mruknęła. Megan nie miała pojęcia co ma powiedzieć. Zazwyczaj ludzie mówią te oklepane słowa „przykro mi”, ale nie mają tego na myśli, bo niby dlaczego miałoby być im przykro? Współczują, litują się, ale na pewno nie jest im przykro.
-No to może ja powiem ci coś o sobie, co?-Megan próbowała zmienić temat, żeby uniknąć niezręcznej ciszy.
-Okej-przytaknęła.
-No to zaczynam- uśmiechnęła się.-Tylko nie oceniaj mnie tak od razu, okej?
-Nie będę.
-Mieszkam tu od urodzenia. Wychowuje mnie babcia, bo moi rodzice ... Powiedzmy, że mnie zostawili-Katherine spojrzała na nią wzrokiem, który mówił, że ma kontynuować.
-Kiedy byłam mała, zostawili mnie pod opieką babci i wyjechali pod pretekstem znalezienia pracy. Od tamtej pory ślad po nich zaginął. Nawet nie mieli odwagi się do mnie odezwać, ale to nie jest ważne-machnęła lekceważąco ręką. -Kilka lat temu zaczęłam ćpać, uzależniłam się i w końcu straciłam nad tym kontrolę. W końcu wylądowałam na odwyku, z którego nie dawno wróciłam.
-Czemu zaczęłaś?-Katherine zaczęła uważniej przyglądać się Megan. Dziewczyna na pierwszy rzut oka nie wyglądała na osobę uzależnioną, ani na taką, która ma cokolwiek wspólnego z narkotykami.
-Przez mojego byłego. On mnie w to wkręcił. 
-Dupek- Megan zaśmiała się na słowa Katherine. W tym momencie na stole pojawiło się, złożone wcześniej, ich zamówienie. Katherine włożyła do ust pierwszy kawałek i dosłownie się rozpłynęła. 
-Trzy miesiące po przeprowadzce moi rodzice zginęli w wypadku- Megan spojrzała ze zdziwieniem na Katherine. Nie spodziewała się, że dziewczyna zacznie mówić, a ona tego nie oczekiwała. 
-Załamałam się, ale miałam ciotkę i Briana. Powoli zaczęłam stawać na nogi, a wtedy Brian zginął w wypadku.
Megan nie chciała jej przerywać. Katherine na początku nie miała zamiaru mówić czegokolwiek obcej osobie, ale po tym co powiedziała jej Megan, Pierce zmieniła zdanie. Johnson nie była już dla niej obcą osobą, ona prawdopodobnie może ją zrozumieć.
-Jechałam wtedy razem z nim. Ja przeżyłam i trafiłam do szpitala. Przeleżałam w śpiączce kilka tygodni. Gdy się obudziłam i dowiedziałam się prawdy... -urwała. Nawet nie potrafiła opisać słowami tego, jak się czuła, kiedy dowiedziała się o śmierci Briana. -Lekarze powiedzieli, że cudem uniknęłam śmierci. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, bo niby dlaczego ja przeżyłam a on nie? Jego matka ciągle wini mnie za jego śmierć. Nie było łatwo, miałam tego serdecznie dość i próbowałam się zabić...Ciotka nie wiedziała co robić, więc wylądowałam w psychiatryku-Katherine przez cały ten czas nerwowo bawiła się swoimi palcami i nawet nie patrzyła na Megan.
-O kurwa-Johnson zakryła usta dłonią. -Katherine, ja...
-Jest okej- Pierce przerwała jej. Nie chciała, żeby Megan męczyła się z doborem słów, które dla niej raczej nie miały znaczenia. -Zmieńmy temat-uśmiechnęła się delikatnie. Kłamała w żywe oczy, w rzeczywistości z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Zaczęły rozmawiać, jedząc. Pierce opowiedziała jej jak to na jej 18 urodziny pielęgniarki, jako prezent urodzinowy, zaproponowały jej zmianę fryzury. W pewnym momencie Katherine zaczęła się uśmiechać, tylko tym razem prawdziwie. Świetnie dogadywała się z Megan, rozumiały się w zasadzie bez słów, co było trochę dziwne, bo przecież poznały się dzisiaj. Na koniec dziewczyny złożyły przysięgę przyjaźni. Katherine była trochę zdziwiona, ale w końcu to był pomysł Megan. 
Katherine właśnie śmiała się z jakiejś historii, którą opowiadała jej Johnson, kiedy do ich stolika podszedł chłopak.
-Hej, Megy.- uśmiechnął się.
-O, hej. A co ty tu robisz?- na jej twarzy malowało się zdziwienie. -O matko, może to potem. Powinnam najpierw ci kogoś przedstawić. Poznaj Katherine-wskazała ręką na Pierce. Katherine uniosła wzrok i nie mogła uwierzyć w to, kogo zobaczyła. Myślała, że ma halucynacje. To był on!