17 sierpnia 2014

Thirty Eight: Przyjaźń


*Katherine*

Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Byłam wściekła na ciotkę. Doceniam to, że się o mnie martwi, ale to nie jest powód, żeby robić ze mnie alkoholiczkę. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mojego przyjaciela. Po trzech sygnałach odebrał.
-Mike, jesteś teraz u siebie?-zapytałam. Potrzebowałam rozmowy, a tylko on wiedział o mnie prawie wszystko.
-Nie. Jestem teraz w L.A. Coś się stało, Kathy?-w jego głosie słychać było troskę.
-Nic się nie stało-rozłączyłam się. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc skierowałam się do parku. Usiadłam na jednej z ławek. Z paczki wyciągnęłam papierosa i podpaliłam końcówkę. Nikotyna zaczęła rozchodzić się w moim organizmie. Starałam się o niczym nie myśleć. W tym momencie miałam dość wszystkiego.
-Uwziąłeś się na mnie-spojrzałam w niebo, chociaż wiedziałam, że Bóg mi nie odpowie.
-Kathy, co ty tu robisz?-spięłam się , kiedy usłyszałam głos Megan.
-Siedzę, nie widać?-warknęłam. Chciałam, żeby stąd poszła. 
-Możemy porozmawiać?
-Nie-wstałam i chciałam odejść, ale ona mi nie pozwoliła.
-Nie musisz wiecznie uciekać-spojrzałam na nią zdezorientowana.
-Ja nigdzie nie uciekam.
-Zostawiasz mnie. Nie chcesz do siebie dopuścić nikogo. Odpychasz Justin'a-na jej ostatnie słowa buchnęłam śmiechem.
-A co on ma do tego?
-Przestań udawać-przewróciła oczami. -Dobrze wiesz, że do siebie pasujecie. Nie zmieniaj tematu. Widzę, że coś jest nie tak. Kathy, chcę ci pomóc
-Czemu nagle wszyscy chcecie mi pomagać?-wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Bo się kurwa o ciebie martwię-krzyknęła.
-Nikt cię o to nie prosi. Poradzę sobie sama-syknęłam. Odwróciłam się i skierowałam w stronę domu. 

*Megan*

Kolejny raz próbowałam, ale jak zawsze skończyło się tak samo. Jestem jej przyajciółką, znam ją. Widzę, że coś się dzieje. Muszę się dowiedzieć co. Mój telefon zaczął wibrować. Szybko odebrałam.
-Megan, do cholery! Gdzie ty jesteś? Miałaś nam pomóc-usłyszałam głos Louis'a.
-Na serio nie poradzicie sobie we dwóch?-zaśmiałam się.
-Nie, bo Bieber nie może ruszyć dupy z kanapy, a ja sam nie będę tego robił-warknął.
-Uspokój się. Muszę coś załatwić. Niedługo będę-rozłączyłam się. Oni na serio są tacy nieporadni? Nie potrafią zorganizować domówki? Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę klubu. Kiedy dojechałam, od razu zaczęłam szukać Matt'a. Jak na złość go nie było. Miałam szczęście, bo zauważyłam Em. Od razu do niej podeszłam.
-Megan? Co ty tu robisz?-spojrzała na mnie zdziwiona.
-Chcę się czegoś dowiedzieć-rozejrzała się.
-O co chodzi?
-Co się stało w klubie, kiedy Luke mnie pobił? Nie kłam, że nic. Katherine nie chce mi nic powiedzieć, a ty wtedy tu byłaś-spojrzałam na nią groźnie.
-Na serio nic nie słyszałaś?-spojrzała na mnie jak na debila.
-Nie-pokręciłam głową. Byłam wtedy jakaś dziwnie oszołomiona i niewiele pamiętam z tamtego dnia. Emma zaczęła opowiadać,a ja potrafiłam stać tam jak sparaliżowana. Nie mogłam uwierzyć.
-Mówisz serio?
-Myślisz, że dlaczego Luke  zostawił cię w spokoju? Zgodził się zapomnieć o tym, pod warunkiem, że ona zacznie współpracować z Justin'em. Na koniec powiedział, że są jeszcze rzeczy, które mogą zmienić jej zdanie.
-Nie rozumiem-wszystko docierało do mnie w zwolnionym tempie. Czułam się jak po narkotykach, chociaż nic nie biorę od miesiąca.
-Tą rzeczą jesteś ty! To przez ciebie Katherine zmieniła zdanie. Potem oczywiście dostałaś w twarz, ale nie wiem czy to pamiętasz-wzruszyła ramionami. Pożegnałam się z nią szybko i wybiegłam. Musiałam z nią pogadać. Nie ważne czy ona tego chce, czy nie. Po kilku minutach byłam pod jej domem. Zapukałam. Drzwi otworzyła mi Aurora.
-Matko Boska!-wyrwało mi się zanim zdążyłam się powstrzymać. Zakryłam usta dłonią.
-Wystarczy Aurora-zaśmiała się. Uwielbiam ją. Ciotka Katherine jest naprawdę wyluzowana. Do moich uszu dotarła muzyka grana na pianinie.
-Katherine jest u siebie?-zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Jest. Przyjaźnicie się?-wpuściła mnie do środka.
-Tak, ale nie rozmawiamy od miesiąca-westchnęłam. 
-Idź. Może tobie uda się z nią pogadać. Złóż Justin'owi życzenia ode mnie. Jutro rano wracam do L.A.
-Jasne-skinęłam głową. W zasadzie Carter jest jak ciotka dla całej naszej trójki. Po schodach weszłam na górę. Drzwi do jej pokoju były zamknięte, ale muzykę było słychać w całym domu. Czułam jak było jej źle. Tylko czemu ona nie chce nikomu powiedzieć? Zaczęłam się dobijać. Po kilku chwilach stałyśmy twarzą w twarz.
-Teraz ze mną porozmawiasz-weszłam do środka, zanim zdążyła zatrzasnąć mi drzwi przed nosem.
-Czemu mi nie powiedziałaś? Katherine, dziękuję ci
-Megan, wyjdź stąd
-Jesteś jak Justin-wywróciłam oczami.-Możesz mnie nawet uderzyć, ale ja stąd nie wyjdę.
-Jak sobie chcesz-usiadła przy pianinie i zaczęła grać. 
-Co to było-zapytałam kiedy skończyła.
-Christina Perri- Human-wzruszyła ramionami.-Co chcesz wiedzieć?-westchnęła.
Dopiero po chwili zrozumiałam sens jej słów.
-Czemu mnie odpychasz? Nasz przyjaźń naprawdę nic nie znaczy-poczułam pieczenie w kącikach oczu. Niedługo będę płakać.
-To nie tak. Stałaś się zbyt ważna, a ja nie chce mieć niczego do stracenia.
-Nikogo nie musisz tracić.
-Dobrze wiesz, że to tak nie działa. Miałam rodziców, chłopaka, który co prawda nie był idealny, ale chociaż był. Teraz nie mam nic.
-Przestań pieprzyć! Masz swoją ciotkę mnie, Justin'a i Louis'a-warknęłam. Może zbyt ostro, ale ona nie może tak myśleć.
-Ta wyliczanka idzie w złą stronę. Bieber'a nie powinnaś uwzględniać-przewróciłam oczami.
-Przestań. Potraficie się dogadać. Wiem to od Louis'a.
-Ja się z nim nie dogaduję. Po prostu muszę go tolerować.
-Taa, jasne-uśmiechnęłam się mimowolnie. Jestem na najlepszej drodze, żeby tę dwójkę połączyć. Zawsze mogę pobawić się w swatkę, prawda? Rozmawiałyśmy bardzo długo. Teraz nie pozwolę jej spieprzyć. Nie rozumiem, czemu ona na siłę chce być sama. Zmusiłam ją, żeby poszła ze mną  do domu Justin'a. Musiałam się tam w końcu pojawić, bo Louis mnie zabije. Miałam im pomóc. W końcu są urodziny Bieber'a i byłam pewna, że się nie ruszy. Wszystko się potwierdziło, kiedy weszłyśmy do środka. Justin siedział na kanapie i oglądał telewizor.
-Gdzie jest Louis?-zero reakcji.
-Tylko bądź cicho-spojrzałam na Katherine. Dobry humor jej wrócił, a to było dla mnie najważniejsze. Weszła do kuchni. Po chwili wyszła stamtąd ze szklanką wody. Zakryłam usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech. Stanęła tuż za nim.
-Bieber, rusz dupę-krzyknęła i wylała wszystko na jego głowę.
-Co jest do cholery!-wyskoczył stamtąd jak oparzony.-Popierdoliło was?!
Teraz nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam zanosić się śmiechem.
-Co tu się dzieje?-do domu wszedł Louis. -Bieber, to nie jest pora na pływanie w ubraniach-Katherine śmiała się jak opentana.
-Strasznie kurwa śmieszne-warknął. Potem zniknął na górze.
-Dzięki, Kathy. Nareszcie się ruszył-uśmiechnął się.
-Nie ma sprawy-machnęła ręką.-Polecam się na przyszłość.
-Dzięki, Megy, że pojawiasz się na sam koniec-popatrzyłam na niego.
-Poradziłeś sobie, wiec o co chodzi?-wzruszyłam ramionami. 
Potem wróciłam do domu. Musiałam się przygotować. Z resztą i tak nie miałam co robić. Louis zajął się rozmową z DJ, Katherine poszła do kuchni, a Justin- zaraz za nią. 

*Katherine*

Wiem, że Megan ma rację, ale to niczego nie zmienia. Po prostu nie chcę już niczego tracić, ale takie jest życie. Są rzeczy, które tracimy tylko po to, żeby dostać coś nowego. Niestety z tym trzeba się pogodzić. Aktualnie musiałam znosić obecność Justin'a. Zatłukę Johnson. Skierowałam się do kuchni. Z szafki wzięłam szklankę i napełniłam ją wodą. Upiłam łyka i oparłam się o blat.
-Widzę, że już się rozgościłaś-usłyszałam głos Justin'a za sobą. Zaskoczył mnie, aż podskoczyłam.
-Ty włazisz do mnie jak do siebie, nawet nocujesz, więc ja też mogę-wzruszyłam ramionami.
-Chcesz u mnie nocować?-odwróciłam się, kiedy poczułam jego oddech na swojej szyi.-Mam bardzo duże łóżko w pokoju-poruszył sugestywnie brwiami, a ręce oparł po obu moich stronach.
-Obrzydzasz mnie
-Nie powiedziałbym tego-na twarzy ciągle miał uśmiech.
-Odsuń się-warknęłam. Musiałam się go pozbyć. Nie mam pojęcia, ale zrobiło mi się dziwnie gorąco, kiedy stał tak blisko.
-Pod jednym warunkiem-uśmiechnął się cwanie.
-Jakim?-westchnęłam zrezygnowana.
-Dostanę buziaka?-przybliżył się, chociaż wątpię, żeby to było możliwe.
-Nie licz na to-starałam się go jakoś odepchnąć, ale on złapał mnie za ręce.
-To przyjdź przy najmniej na imprezę.
-Niech będzie-nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić. Puścił mnie. Minęłam go. Zdążyłam zrobić dwa kroki. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął.. Chwilę potem nie można było pomiędzy nas wcisnąć kartki papieru.
-O czymś zapomniałaś-uśmiechnął się.
-Niby o...-nie zdążyłam dokończyć., bo poczułam jego usta na swoich. Całe szczęście zdążyłam się otrząsnąć. Odepchnęłam go.
-Buziaka wziąłem sobie sam-puścił mi oczko i wyszedł. Jakoś będę musiała przeżyć ten wieczór. W końcu dzisiaj są jego urodziny. Jakoś to wytrzymam, chociaż nie będzie łatwo.
_________________________
Taka końcówka specjalnie dla was :)
W końcu Megan i Katherine się pogodziły.
W drodze wyjaśnienia bohaterowie, kiedy odpowiadają na wasze pytania mówią o swoich aktualnych emocjach. One zawsze mogą ulec zmianie :)
Trochę mnie dziwi, że zadajecie pytania tylko Katherine i Justin'owi.
To do następnego<3
Wasze komentarze naprawdę dają mi motywację do pracy x


7 komentarzy:

  1. Końcówka jest >>>>>>>>>>
    Awh nareszcie się pogodziły i dobrze hjdsgaj
    Rozdział jak zwykle świetny ;D
    Czekam na następny xx /@fckdlarrys

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne ff ♡ tyle tajemnic, zagadek, emocji :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam z góry kochana, za to, że narobiłam dopiero teraz.. Wiem, że się na mnie zawiodłaś i mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz. Przykro mi to, mówić ( a raczej pisać) ale po prostu w tym miesiącu praktycznie nic nie czytałam od nikogo, no chyba, że od osób które mnie informują.. Czuję się okropnie, ale teraz już wszystko nadrobiłam i mogę powiedzieć jedno: WOW!
    Jest wciąż tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi a mimo wszystko Twoje opowiadanie dalej jest tak strasznie wciągające!
    A końcówka, zwaliła mnie z nóg! I te słowa, że sam sobie zabrał pocałunek, albo jak ją pocałował, aww... *_* Nie mogę, jestem taka podekscytowana!
    Miałam motyle w brzuchu, po prostu!
    Chcę, abyś wiedziała, że dalej uważam Cię za niesamowitą pisarkę. Uwielbiam sposób w jaki dobierasz słowa i fakt, że tak bardzo dbasz o swoich czytelników! Dodajesz często rozdziały, więc dla mnie, czytelniczki jest to po prostu bajka! <3
    Dziękuję Ci za tak świetny rozdział i czekam na kolejny z niecierpliwością!
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx