23 sierpnia 2014

Fourty: Czas wyrównać rachunki, Jennifer

*Katherine*

Ludzie rozeszli się około godziny czwartej. Dopiero, kiedy w salonie została nasza czwórka, można było zobaczyć bałagan jaki został po imprezie.
-Bieber, ty będziesz to sprzątał. Ja idę spać-Louis mówił tak niewyraźnie, że ledwo mogłam go zrozumieć. Był tak pijany, że Megan musiała mu pomagać, bo nie mógł się utrzymać na nogach.
-Spierdalaj-warknął. Justin był całkowicie trzeźwy, co mnie zdziwiło. Przyznam, że ja wypiłam tylko jednego drinka, to w ogóle nie jest do mnie podobne. Johnson weszła z Lou na górę, a ja zostałam sama z Bieber'em.
-Jeżeli on myśli, że ja to będę sprzątał to chyba go popierdoliło-wyrzucił ręce w powietrze.
-Ty w ogóle umiesz sprzątać?-uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie jesteś zabawna-przewrócił oczami.
-Kto powiedział, że miałam być-przechyliłam głowę lekko na bok.
-Idź już-jęknął. 
-Dobra, posprzątam to za ciebie-westchnęłam.Nie mam pojęcia, może odezwało się we mnie sumienie.
-Mówisz serio?-patrzył na mnie z nie dowierzaniem. Przewróciłam tylko oczami. Zaczęłam zbierać porozrzucane kubki, ale przerwałam wykonywanie tej czynności, kiedy zauważyłam że Justin usiadł na kanapie i ciągle się na mnie patrzy. Postanowiłam go zignorować. Trzy godziny później wszystko wyglądało jak przed imprezą. Zaczęłam się zastanawiać kto u nich sprząta, bo z tego co już zauważyłam to Justin ma do tego dwie lewe ręce. Wyszłam stamtąd jak najszybciej, bez żadnego pożegnania. Nie usłyszałam nawet głupiego "dziękuję". Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka. Można powiedzieć, że zasypiałam na stojąco, więc zaparzyłam sobie kawę. Po wypiciu napoju poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i zeszłam na dół. W kuchni zastałam swoją ciotkę. Zjadłyśmy razem śniadanie. Potem pomogłam jej wrzucić walizki do bagażnika mojego samochodu. Wsiadłyśmy do auta i ruszyłam w stronę lotniska. Po drodze śpiewałyśmy wszystkie piosenki, które leciały w radiu. To samo robiłam kiedyś z mamą. Zrobiło mi się przykro, bo to nigdy więcej się nie powtórzy. Pogodziłam się z jej śmiercią, ale to nie znaczy, że nie jest mi smutno z tego powodu. Odprowadziłam Aurorę i pożegnałam się z nią. Wróciłam do domu, zabrałam torbę i pojechałam do szkoły. Nie cierpię tam chodzić, ale muszę ją skończyć. Auto zaparkowałam na moim stałym miejscu. Włączyłam alarm i skierowałam się w stronę budynku. Było już po dzwonku, korytarz był pusty. Ze swojej szafki wyciągnęłam potrzebne książki, zostawiłam tam swoją kurtkę i ruszyłam w stronę sali od historii. Zapukałam lekko w drzwi, a kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka.
-Panna Pierce, chyba zapomniała o tym, że na moje lekcje nie powinna się spóźniać-spojrzałam na nią. Nasza nauczycielka-panna Thomson była około 25-letnią kobietą. Miała dość długie ciemne włosy, niebieskie oczy i figurę modelki. Jednym słowem była śliczna, ale cholernie wredna. Nie znosiła mnie i jestem pewna, że gdyby miała taką możliwość, usunęłaby mnie z tej szkoły z największą przyjemnością.
-Przepraszam-bąknęłam i zajęłam swoje miejsce. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam kreślić w nim nie określone wzory długopisem, udając, że słucham tego co mówiła, odnośnie starożytnego Rzymu. W pewnym momencie drzwi od sali się otworzyły, a w progu stanął Justin. Byłam zdziwiona, myślałam że będzie odsypiał tak jak Louis.
-Panie Bieber, proszę się nie spóźniać-próbowała udawać niezadowoloną. Od kiedy zaczęłam chodzić do tej szkoły, zauważyłam, że ta szmata dosłownie ślini się na jego widok. Czasami zbierało mi się na wymioty, kiedy w ciągu lekcji dość często przechodziła obok jego ławki. Nic dziwnego, że Justin miał piątkę z historii na semestr i jestem pewna, że nie musiał nic robić, żeby ją dostać. Na początku starałam się jak debil, a jej zdaniem zasłużyłam tylko na tróję. Dopiero potem do mnie dotarło dlaczego. Justin dość często przebywał w moim towarzystwie, co pannie Thomson wyraźnie przeszkadzało. Jennifer była w podobnej sytuacji. Kiedy Bieber zajął miejsce obok mnie, posłała mi mordercze spojrzenie. Benson odwróciła się i zrobiła dokładnie to samo. Resztę dnia musiałam spędzić w jego towarzystwie, co nie było łatwe, ani nawet przyjemne. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, podniosłam się ze swojego miejsca i ruszyłam w stronę swojej szafki. Zostawiłam tam niepotrzebne książki i zabrałam kurtkę. Kiedy zatrzasnęłam drzwiczki, obok zauważyłam Justin'a. Stał, oparty plecami o szafki innych uczniów, ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Przewróciłam oczami i chciałam odejść, ale poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Obróciłam się w jego stronę.
-Chciałem ci podziękować-trudno było mi uwierzyć w to co słyszę.
-Dziwię się, że ty w ogóle znasz takie słowa-prychnęłam.
-Znam.
-To dawaj. Trzy magiczne słowa-dłonie oparłam na swoich biodrach.
-Chcę. Cię. Pieprzyć.-dokładnie za akcentował każde słowo. Zaraz potem na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Świnia.
-Skieruj się do lekarza specjalisty. Chociaż-położyłam dwa palce na brodzie, udając, że nad czymś myślę-nie jestem pewna czy istnieje lekarstwo na wrodzony debilizm-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Na wredotę też nie ma lekarstwa, zołzo-spojrzał na mnie wrednie.
-Wiesz, chyba tylko dobry psychiatra ci pomoże-zacisnął dłonie w pięści.
-Twoje idiotyczne żarty mnie nie bawią-warknął.
-Masz problem, bo mnie bardzo-syknęłam. Jednak się myliłam , my się nigdy nie dogadamy. Obróciłam się i wyszłam z budynku. Kiedy wróciłam do domu, zdjęłam kurtkę, buty, torbę rzuciłam na podłogę i przeszłam do salonu. Położyłam się na kanapie i usnęłam. 

*Justin*

Chciałem jej podziękować, ale ona jak zwykle musi być... sobą?Nie jestem, aż takim chamem. Jeżeli ona będzie miała kiedyś męża to bardzo mu współczuję. Wyszedłem z budynku zaraz za nią. Zdążyłem tylko wejść do domu, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Co jest kurwa? Szarpnąłem za klamkę. Jęknąłem w duchu, kiedy zobaczyłem Jennifer. Benson minęła mnie i weszła do środka.
-Możesz mi powiedzieć co tu robisz?-skrzyżowałem ręce na piersi.
-Myślałam, że swoją dziewczynę wita się inaczej-rzuciła.
-Nie jesteś moją dziewczyną. Jesteś, aż tak tępa, że tego nie rozumiesz-wyrzuciłem ręce w powietrze. 
-To może ta suka Pierce mnie zastępuje-warknęła.
-Ona nie jest dziwką-syknąłem. Podszedłem do niej i złapałem ją za nadgarstki.-Nigdy więcej tak o niej nie mów-widziałem strach w jej oczach. Nie mam pojęcia dlaczego broniłem Katherine. Nadal byłem wkurzony z jej powodu i trochę za bardzo naskoczyłem na Jennifer. Chociaż jej głupota wkurwia mnie jeszcze bardziej.
-P-puść mnie-próbowała się wyszarpnąć. Puściłem ją.
-Wynoś się stad-wskazałem ręką drzwi. Chwilę potem już jej nie było. Usiadłem na kanapie i podpaliłem papierosa. Powoli zaczynałem się uspokajać. 

***

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie zwracałem uwagi na to, kto się do mnie dobija i odebrałem.
-Halo?-mruknąłem.
-Chcę was widzieć tu oboje za pół godziny. Mam dla was zadanie-usłyszałem głos Williams'a. Podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Powiedz Katherine, że ma odbierać ode mnie telefony-warknął. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo on już się rozłączył. Przebrałem się i wyszedłem z domu. Chwilę potem byłem po drugiej stronie ulicy. Drzwi do były zamknięte na klucz. To nie był problem. Bardzo prostym sposobem otworzyłem je i wszedłem do środka. Kathy spała na kanapie. Nachyliłem się nad nią i zacząłem głaskać ją po policzku.
-Kochanie, wstawaj-wyszeptałem do jej ucha.
-Nie teraz-mruknęła, jednak zaraz potem otworzyła oczy i z prędkością światła podniosła się do pozycji siedzącej.
-Co ty tu robisz?-warknęła.
-Mamy robotę. Tak poza tym słodko wyglądasz, kiedy śpisz-uśmiechnąłem się. Widziałem jak zaciska pięści.
-Zamknij się! Daj mi 10 minut. Masz niczego tutaj nie dotykać-nie zmieniła tonu swojego głosu. Potem zniknęła na górze. Dokładnie osiem minut później zjawiła się z powrotem.
-Rusz dupę, Bieber-złapała kluczyki z komody.-Następnym razem zapukaj, a nie włamujesz się do mnie-syknęła. 
-Marzyć możesz dalej-mruknąłem. Zakluczyła drzwi, kiedy byliśmy na zewnątrz.
-Jedziemy moim-przewróciłem oczami.
-Od kiedy ty wydajesz rozkazy?-skrzyżowałem ręce na piersi.
-Od kiedy jestem lepsza od ciebie-ruszyła w stronę garażu. Jest cholernie irytująca. Kiedy tam wszedłem wsadzała walizkę na tylne siedzenie. Zawsze zastanawiałem się co ona tam trzyma. Do tej pory nie miałem okazji się tego dowiedzieć. Stanąłem dokładnie za nią. Wpadła na mnie, kiedy się odwracała.
-Ja prowadzę, kochanie-wyszeptałem. Widziałem, że lekko się spięła. W tym czasie wyrwałem jej z ręki kluczyki i zająłem miejsce kierowcy.
-Kretyn-burknęła i usiadła z drugiej strony. Patrzyłem jak ze schowka wyciąga bransoletkę i okulary. 


Parę minut potem staliśmy przed drzwiami do gabinetu Luke'a. Katherine pchnęła drzwi i weszła do środka. Nie byłem zdziwiony, nie pierwszy raz widzę, jak wchodzi bez pukania. Była jedyną, która to robi.
-Nareszcie jesteście-czy on się uśmiecha? To było dziwne, bo Williams ma zawsze kamienny wyraz twarzy. Usiedliśmy na fotelach. Katherine rozwaliła się jakby była u siebie w domu. Potem przez co najmniej 15 minut słuchaliśmy jego monologu, który dotyczył szczegółów naszego zadania. Przez cały ten czas patrzył na Kathy. To było takie dziwne spojrzenie. Nie mam pojęcia, jak to określić. Wydaje mi się, że on coś ukrywa. Moje rozmyślania przerwał głos Luke'a.
-Rozumiecie wszystko?-jego wzrok przeskakiwał z Katherine na mnie.
-Jasne-mruknęła.
-Za dwa tygodnie wylatujecie do Las Vegas. Wszystko ma pójść zgodnie z planem-spojrzał na nas groźnie.
-Nie jesteśmy amatorami-burknęła. Potem dostaliśmy wskazówki dotyczące naszego aktualnego zadania. Niestety każde z nas musiało udać się w inne miejsce. Katherine wyszła jako pierwsza, ja zostałem.
-Czego jeszcze chcesz?
-Kiedy dostanę swoje informacje?-to było dla mnie najważniejsze.
-Nie zawiedź mnie, a wtedy się dowiesz-uśmiechnął się ironicznie. Kurwa, on mi nigdy tego nie powie.

*Katherine*

Wróciłam do domu kompletnie wykończona. Nie wyspałam się i musiałam użerać się z jakąś dziwką, która nie chciała oddać kasy. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zapaliłam światło i przeszłam do salonu. To co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Na podłodze leżał kamień, który owinięty był kartką papieru. Dookoła walały się kawałki szkła z wybitego okna. Odwinęłam papier, kiedy przeczytałam jego treść, zaczęło się we mnie gotować.

"Następnym razem zastanów się zanim zaczniesz przypierdalać się do cudzego chłopaka, bo nie skończy się to dobrze"

Już gdzieś widziałam to pismo. Moje mięśnie się napięły. Czas wyrównać rachunki, Jennifer.


______________________

No i nasza Kathy się wkurzyła. Jak myślicie, co teraz zrobi?
Czego Justin chce się dowiedzieć od Luke'a?

Rozdział nie jest najlepszy, chociaż bardzo się starałam. Chyba mi nie wyszło ehh :/
Mała informacja do wspaniałej osoby, która napisała, że płakała, kiedy zauważyła, że nie ma rozdziału.
Kochanie, nie masz powodu do płaczu. To opowiadanie doprowadzę do końca. Z resztą nie potrafiłabym was zostawić w połowie tej historii. bo jeszcze będzie się działo :)

Przypominam wam, że to nie jest typowa historyjka, gdzie poznają się, a w następnym rozdziale bum i wielka miłość. Tutaj tak nie będzie, ale nie mówię, że uczucie się nie pojawi. Z resztą sam tytuł dość dużo mówi. Dobra nie będę pieprzyć głupot. Do następnego :)
Kocham was <3


Jeżeli komentujecie z anonima to podpiszcie się jakoś :)

4 komentarze:

  1. Rozdział za-je-bis-ty hkbsakjs jak zawszę haha ;) Jennifer jest idiotką, sama bym jej wjebała lmao haha czekam na następny xx /twoja Kingusia haha
    PS. gif >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest swietny srerio :D uwielbiam twoje opowiadanie / Josalie_shipp

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super nie mogę się doczekać następnego :) kocham to opowiadanie :**

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx