30 sierpnia 2014

Fourty Three: Misja i zemsta.


Skarby moje kochane!
Dzisiaj mija równo 7 miesięcy od ukazania się prologu, a tym samym 7 miesięcy tego opowiadania.
Dziękuję wam za każdy komentarz i tak dużo liczbę wyświetleń.
To moje pierwsze ff, więc...
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu, bo mi osobiście nie do końca się podoba.
Nie mam pojęcia, kiedy ukarze się kolejny rozdział!
Ps. nie wiedziałam jak opisać Alex'a, więc wyobraźcie go sobie sami xx
_______________________________

Przez cały dzień Katherine nie zamieniła z Justin'em ani jednego słowa. Jeżeli już się to zdarzyło, kończyło się kłótnią. Bieber wolał się nie odzywać. Lubił ją wkurzać, ale bez zbędnej przesady. Dzisiejsze zadanie było bardzo proste. Katherine ogarnęła złość z powodu tego co miało się wydarzyć kolejnego dnia. Świadomość, że będzie musiała stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który skrzywdził jej jedyną rodzinę, doprowadzała ją do białej gorączki. Wiedziała, że będzie trudno się jej powstrzymać od rozwalenia mu głowy, kiedy tylko go zobaczy.
Zbliżała się północ. Oboje ubrali się na czarno, wsunęli okulary na nos i schowali broń za spodnie. Katherine założyła bransoletkę i wyszli z pokoju, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Skierowali się w stronę windy.
-Boisz się?-zapytał, kiedy drzwi windy się zamknęły.
-Czy ja wyglądam na kogoś kto się boi?-prychnęła w odpowiedzi.
-To o co się wściekasz?-nie był pewny czy to pytanie nie wywoła u niej kolejnego wybuchu.
-Chodzi o to co będzie jutro-westchnęła.
-Konkretnie o co?-starał się z niej wyciągnąć jak najwięcej informacji. Katherine już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale drzwi windy się rozsunęły. Dziewczyna wyszła, zostawiając go bez odpowiedzi. 
-Cholera, zawsze to samo-warknął i poszedł w tym samym kierunku.
Cała ich paczka spotkała się przed hotelem. Wsiedli do specjalnie wynajętego samochodu i odjechali. Miejsce kierowcy zajęła Emma. Tylko ona dzisiaj nie miała żadnego specjalnego zadania. Las Vegas nawet w nocy jest zatłoczone, więc droga zajęła im ponad pół godziny.  Cała ta transakcja miała odbyć się na tyłach nieczynnego baru. Emma zaparkowała po drugiej stronie ulicy. 
-Powodzenia-uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Wysiedli z auta. Katherine skierowała się na prawą stronę, a chłopaki na lewą. Ona miała na chwilę odwrócić ich uwagę, a oni mieli zajść ich z drugiej strony. Powolnym krokiem przeszła ulicę i weszła w uliczkę prowadzącą na tyły budynku. Przez cały ten czas, kiedy pracowała dla Williams'a, zdążyła nauczyć się chodzić tak cicho, że praktycznie nie można było jej usłyszeć. Stała się takim cichym zabójcą. Oparła się o ścianę budynku i delikatnie się wychyliła. Zobaczyła 6 mężczyzn, a raczej zarys ich postaci. Znajdowała się tu tylko jedna latarnia, która dawała dość kiepskie światło. Wróciła do poprzedniej pozycji i zagwizdała dość głośno. 
-Idź to sprawdź-usłyszała niski głos. Wyciągnęła pistolet, kiedy do jej uszu dotarł odgłos zbliżających się kroków. Kilka chwil później zjawił się dość wysoki facet. Pierce nie widziała jego twarzy.
-Trafiłaś w złe miejsce, kochana-uśmiechnął się szyderczo i wymierzył w nią lufę swojej broni.
-Raczej ty-rzuciła obojętnie. Szybkim ruchem uniosła pistolet na wysokość jego głowy. Potem można było usłyszeć odgłos wystrzału, a ciało mężczyzny upadło na ziemię.
-Co tam się dzieje, do cholery!-usłyszała warknięcie. Zaraz potem rozległy się kolejne strzały. Katherine wyłoniła się za budynku. 
Nie minęło wiele czasu, kiedy odgłosy wystrzałów ucichły, a na ziemi leżało pięć ciał. Katherine schowała pistolet za spodnie.
-Teraz wasza kolej-skinęła w stronę Matt'a. On razem z Thomas'em miał zająć się transportem. Obecność chłopaka nadal była dla niej podejrzana. Pierce razem z Justin'em wrócili do samochodu, gdzie przywitała ich Emma. Dziewczyna po mimu kilku lat pracy w tym zawodzie, nadal była taka sama. Martwiła się o wszystkich, tak jakby była ich matką. 
Kiedy tylko Katherine przekroczyła próg ich hotelowego pokoju, jej telefon zaczął wibrować. Justin w tym czasie rozłożył się na łóżku. Obserwował, jak Kathy odbiera połączenie.
-Wszystko ze mną w porządku, Mike-Pierce przewróciła oczami. Mięśnie Justin'a się spięły, jak za każdym razem, kiedy słyszał to imię. Nie miał pojęcia dlaczego, ale na samą myśl o tym człowieku ogarniała go złość. Może był zazdrosny? Nie miał ochoty słuchać dalszej części rozmowy.

***

Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza. Katherine razem z Justin'em weszli do kasyna. Dokładnie o tej porze można było zastać tu Alex'a. Dziewczyna usiadła przy barze i zamówiła drinka. Justin zajął miejsce na jednej z kanap i obserwował wszystko z daleka. Niedługo potem do dziewczyny dosiadł się dość wysoki mężczyzna. Miał około 40 lat. Katherine ukradkiem dała Justin'owi znak ręką. Alex. Patrzył jak Pierce z nim flirtuje. Znowu ogarnęła go złość. Miał ochotę zatłuc go tylko za to, że w ogóle na nią spojrzał. Po kilku minutach Katherine skierowała się do łazienki. Justin, po sposobie w jaki się poruszała, zorientował się, że jest wściekła. Pomimo tego na twarzy miała uśmiech. Ruszył zaraz za nią. Dziewczyna chodziła w to i z powrotem, zaciskając i rozluźniając pięści.
-Co się dzieje?-zapytał, kiedy znalazł się w środku.
-Nie dam rady. Nie mogę patrzeć na jego mordę. Mam ochotę zapierdolić go w tym momencie-warknęła. Justin stanął przed nią i spojrzał w jej oczy. To już drugi raz, kiedy widział jak jej niedawno brązowe tęczówki, stały się kompletnie czarne. Położył ręce na jej ramiona.
-Kathy, uspokój się-powtarzał to do momentu, kiedy dziewczyna nie spuściła głowy, Kiedy ją uniosła jej oczy miały normalny kolor.
-Już niedługo skopiesz mu dupę. Musisz trochę poczekać-uśmiechnął się.
-Dzięki-rzuciła wychodząc. Kiedy z powrotem zajął swoje miejsce na kanapie, znów obserwował to co działo się przy barze. Po kilku minutach oboje wstali i skierowali się do wyjścia. Justin wyciągnął telefon i wybrał numer Emmy.
-Teraz-było to jedyne słowo, które powiedział, zanim się rozłączył. Schował iPhone'a do kieszeni i ruszył za tą dwójką. Jechał cały czas za nimi, aż w końcu dotarli do dość sporych rozmiarów białego domu. Cała posiadłość była otoczona kilku metrową, automatyczną bramą.  Justin zaparkowała niedaleko. Obserwował jak Katherine razem z tym facetem znika w budynku. Matt i Emma pojawili się chwilę później. Justin nie zauważył nieobecności Thomas'a. Błąd.
W tym samym czasie Katherine zmierzała za Alex'em do jego sypialni. Nie musiała się wysilać. Ten bydlak poleciałby na każdą dziewczynę, byle by tylko zjawiła się w jego otoczeniu. Po drodze chwyciła wazon. Kiedy mężczyzna otworzył drzwi i wszedł do środka, naczynie rozbiło się na jego głowie, a chwilę potem leżał na podłodze. Stracił przytomność.
-Poszło łatwiej niż myślałam-mruknęła sama do siebie. Na dłonie założyła rękawiczki, które miała w torebce. Wyjęła też dość mocny sznur. Związała mu nogi i przeciągnęła go bliżej łóżka.
-Teraz wyrównamy rachunki, skurwielu-uśmiechnęła się. Jedną rękę przywiązała do jednej nogi mebla, po czym to samo zrobiła z drugą. Zakleiła mu usta taśmą.
-Teraz poczekamy, aż się obudzisz-podniosła się i zaczęła zbierać fragmenty wazonu. Nie mogła sobie pozwolić na zostawienie jakichkolwiek odcisków. Wszystko zapakowała do foliowej torebki i umieściła w swojej torebce. Potem opuściła pomieszczenie. Z torebki wyciągnęła pistolet i zaczęła rozglądać się po domu. Była to naprawdę duża rezydencja. Urządzona w bardzo nowoczesny i gustowny sposób. Schodząc na dół natknęła się na Justin'a.
-Gdzie reszta?-zapytała.
-Robią swoje-wzruszył ramionami.
-Wszystko gotowe?
-Wystarczy poczekać, aż się obudzi.
-Ale...-nie pozwoliła mu dokończyć.
-Chcę mu patrzeć w oczy, kiedy go zabiję. Poza tym chcę, żeby wiedział kim jestem. Na tym polega zemsta, Justin-w odpowiedzi skinął głową. Rozumiał ją. Sam chciał znaleźć mordercę jego rodziców. Skierowali się do pokoju, gdzie leżał związany Alex.
-W zasadzie, czemu chcesz się zemścić? Zrobił ci coś?-zapytał, kiedy byli na miejscu. Chciał, błąd, musiał to wiedzieć.
-Nie mnie-pokręciła głową.-Ponad dwa lata temu Aurora zaszła w ciążę-Justin był zdziwiony. Mówienie o tym nie sprawiało Katherine przyjemności. Sprawiało jej to ból. W takim momencie myślała o tym co czuła jej ciotka.
-On był ojcem dziecka! On ją zgwałcił!-podniosła ton głosu. Podeszła do jego nieprzytomnego ciała i z całej siły kopnęła go w żebra. Powtórzyła tę czynność kilka razy, dopóki Justin jej nie odciągnął. Jej oczy się zaszkliły. Chłopak bez zastanowienia ją przytulił. Właśnie teraz tego potrzebowała. Stali tak kilka minut. Potem można było usłyszeć jęki. 
-Budzi się-odepchnęła go od siebie i obróciła się. Ukucnęła obok Alex'a. Mężczyzna nie miał pojęcia co się dzieje. Dość mocno bolała go głowa i żebra. Rozejrzał się dookoła. Zaczął się szarpać, kiedy dotarło do niego, że jest przywiązany.
-Spokojnie, nie musisz się szarpać. Chcę tylko porozmawiać-uśmiechnęła się sztucznie do niego. Jej oczy ponownie zrobiły się czarne.
-Mam nadzieję, że pamiętasz Aurorę Carter-jego oczy się rozszerzyły.-Na pewno ją pamiętasz. Była z tobą w ciąży, skurwielu-uderzyła go w twarz. Potem zerwała taśmę z jego ust.
-Co to kurwa ma być?-warknął.
-Ostanie dni twojego życia, gnido-syknęła. 
-Aurora Carter jest moją ciotką, a teraz zginiesz za to co jej zrobiłeś-przyłożyła broń do jego głowy i bez skrupułów nacisnęła spust. Patrzyła na jego sztywne już ciało.
-Zgnij w piekle-ruchem ręki zamknęła jego otwarte oczy. Justin pierwszy raz miał styczność z czymś takim, a raczej z prawdziwą Angel. Niby pracowali razem, ale zawsze dostawali oddzielne zadania. Teraz wiedział, że plotki o niej to prawda. W tamtym momencie była zimna, wypruta z uczuć, nie była Katherine. Nie tą, którą znał, chociaż tak na prawdę wiedział o niej niewiele. Podniosła się i obróciła w stronę Justin'a. 
-Teraz możemy iść-potem zniknęła za drzwiami. Chłopak przez chwilę nie mógł się otrząsnąć. Sam nie był aniołem i na swoim koncie miał dość pokaźną liczbę ofiar, ale nie rozumiał jednego. Jak? Widział ją kilka razy na cmentarzu, sposób w jaki zachowywała się w stosunku do swojej ciotki czy Megan. Miała uczucia, a w ciągu chwili stawała się bez uczuciową maszyną do zabijania. Nie ruszało go sumienie, ale jemu zajmowało kilka chwil zanim wracał do normalnego, zwykłego życia. Ona w zasadzie robiła to automatycznie.
W tym czasie Katherine ponownie zaczęła rozglądać się po domu. W kuchni znalazła wyjście do ogrodu. Nie zauważyła zbyt wiele. Wokoło było ciemno. Światło dawały jedynie niewielkie ledowe lampy rozsiane na trawniku. Chociaż to i tak za mało.
-Witaj, Katherine-usłyszała za sobą głos Thomas'a. Potem jego ramię znalazło się na jej szyi. Zaczął ją podduszać. Próbowała zdjąć jego rękę, ale zablokował jej dłonie. Niedługo potem straciła przytomność. 
Ocknęła się, kiedy poczuła klepanie po policzku. Nie mogła ruszać rękoma. Zostały one związane za jej plecami.
-Co się dzieje?-warknęła.
-Pamiętasz jak pochlastałaś moją siostrę-patrzyła na niego. To nie był ten sam Thomas. Zawsze był dla niej miły, a teraz...
-Pamiętasz?-przycisnął nóż do jej gardła.
-Amanda?-ostrze nie zrobiło na niej wrażenia. Tylko jeden jedyny raz to zrobiła. Pocięła ją zbyt mocno i dziewczyna zmarła z powodu utraty krwi.
-Zabiłaś ją!
-Amanda była narkomanką-rzuciła. Wtedy to miało być tylko ostrzeżenie. Katherine była pod wpływem alkoholu i zrobiła to...
-Nawet jeżeli tak, to nie był powód, żeby odbierać mi siostrę-odsunął nóż od szyi Katherine.
-Teraz umrzesz dokładnie tak samo jak ona-jej oczy się rozszerzyły. Strach ją sparaliżował. Nie mogła nic zrobić. Gdzie jesteś, Justin?-przeszło jej przez głowę. Nie miała pojęcia, dlaczego pomyślała akurat o nim. 
Emma i Matt skończyli swoją pracę. Justin zaczął szukać Katherine, bo ona jako jedyna jeszcze nie wróciła. Kiedy usłyszał głosy w ogrodzie, skierował się w tamtą stronę. Jego serce stanęło, kiedy zobaczył Katherine i Thomas'a. Chłopak siedział na niej okrakiem, a w ręku trzymał nóż. Justin bez zastanowienia wyciągnął broń i oddał strzał w kierunku chłopaka. Zaraz potem znalazł się obok dziewczyny. Rozcięcie na jej brzuchu ciągnęło się od żeber prawie do samego pępka.
-Jasna cholera!-warknął. 



28 sierpnia 2014

Fourty Two: "Alex..."

Taka krótka notka na wstępie, bo nie wiem czy ktoś w ogóle czyta te na dole. Jeżeli będziecie ciekawi informacji odnośnie kolejnego rozdziału to znajdziecie je pod nim.
Przechodząc do rzeczy. Skarby moje kochane, wiecie, że cieszę się z każdego komentarza. Jednak komentarze typu "świetny rozdział." są trochę nie fair wobec mnie. Chciałabym was prosić o trochę dłuższe wypowiedzi, nie każę wam pisać wypracowania :)
Ostatnia prośba do moich kochanych anonimków. Proszę was, żebyście podpisywali się jakoś. Może być imię, user z tt, cokolwiek. 
Reszta notki pod rozdziałem!


*Katherine*

Dwa dni później wylądowałam na przesłuchaniu na komisariacie w sprawie  podpalenia samochodu Benson. Oczywiste jest, że nic ze mnie nie wyciągnęli. Wujek Jennifer nie był zadowolony, kiedy mnie zauważył. Na sam koniec obiecał mi, że w końcu wyląduję w więzieniu. Powodzenia, idioto. Próbuje to zrobić, odkąd wciągnęłam się w to wszystko. Teraz zmierzałam w kierunku szkoły, po tym jak zostawiłam samochód na parkingu. Ze swojej szafki wyciągnęłam potrzebne książki i zatrzasnęłam drzwiczki. Jak na złość zobaczyłam Jennifer. 
-Jesteś zadowolona?-warknęła.
-O co ci chodzi?-zapytałam z udawanym zdziwieniem.
-Myślisz, że jak wysadziłaś mi samochód w powietrze to się ciebie boję-prychnęła. 
-Jeszcze zobaczymy, kochana-uśmiechnęłam się. Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Pożałuje tego suka. Nie mam zamiaru mścić się na niej, bo się mnie nie boi. Gówno mnie to obchodzi. Ma problemy, bo to ona zaczęła grozić mi. Jak na razie jej nie zabiję. Jeszcze nie teraz.

***

Siedziałam w gabinecie Luke'a i czekałam na Justina. Williams stwierdził, że nic mi nie powie dopóki nie będziemy tu oboje.
-Jak tam twoja ciotka?-z zamyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Znasz moją ciotkę?-spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Znam. Nie powiedziała ci?
-Nie-pokręciłam głową. Dosłownie tego nie mówiła. Przez cały czas tylko ostrzegała mnie przed nim. To chyba równoznaczne z tym, że go zna, prawda?
-Po co chcesz wiedzieć?-zapytałam, nawiązując do jego pierwszego pytania.
-Z ciekawości-wzruszył ramionami.-Jest w Stratford?
-Nie. Wyjechała kilka dni temu-uśmiechnął się pod nosem. Czemu jest zadowolony, że Aurory tu nie ma? Usłyszałam pukanie, a potem do środka wszedł Bieber.
-Nareszcie jesteś. Do Vegas mieliście lecieć za dwa tygodnie, ale mamy już komplet informacji, więc lecicie tam jutro -podał nam plik kartek.-Lepiej, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Chcę ten towar-spojrzał na nas groźnie. -Z pomocą Emmy obrobicie też jego dom.
-Tego nie było w planach-warknęłam. Mieliśmy tylko przejąć jakąś partię narkotyków w Vegas, a nie bawić się w złodziei.
-Plany uległy zmianie.
-Pierdolę to! Nie bawię się w rabusia-rzuciłam kartki na blat biurka i wyszłam. Słyszałam tylko jego krzyki za sobą, ale nie zwracałam na nie uwagi. Miałam już wychodzić, ale zauważyłam Dominica. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam do niego.
-Angel, chcesz czegoś?-skrzyżował ręce na piersi. Nigdy nie rozmawiam z nim bez powodu.
-W zasadzie tak. Chciałabym, żebyś przesłał ode mnie pozdrowienia jednej takiej.
-Co ja z tego będę miał?-uniósł jedną brew.
-Zawsze możesz się z nią zabawić-uśmiechnęłam się cwanie. Wyraz jego twarzy zmienił się. Wiedziałam, że się zgodzi.
-Od razu mówię, nie chcę jej zabijać-spojrzałam na niego groźnie.
-Nie ma sprawy. Jak wygląda i gdzie ją znajdę?
Podałam mu zdjęcie Jennifer, które bez problemu dostałam od Louisa i jej adres. Tomlinson zajmuję się sprawami technicznymi i dostaje za to niezłą kasę od Williamsa. W dodatku potrafi znaleźć każdego, a to bardzo mi się przyda.
-Angel, zawsze podsuwasz mi dobry towar-zaśmiał się.
-Trochę używana, ale działa-zachichotałam. Pożegnałam się z nim, kiedy się odwróciłam, za mną stał Justin.
-Nie lubisz brudzić sobie rączek, Angel?-muszę zapamiętać, że wredota to jego drugie imię.
-Wiesz, nie każda suka jest warta mojej uwagi-posłałam mu sztuczny uśmiech.-To nie ładnie podsłuchiwać.
-Na poważnie. Wiesz, że nie masz wyboru? Musisz się zgodzić.
-Błąd. Ty musisz się zgodzić, ja będę negocjować-minęłam go. Nie odeszłam daleko, kiedy zatrzymały mnie jego ramiona, które znalazły się na mojej talii.
-Poprawka, kochanie. Będziemy negocjować razem-wyszeptał mi do ucha. I znowu poczułam to dziwne gorąco. Zdjęłam jego ręce z siebie i ruszyłam z powrotem do gabinetu.
-Zgadzam się, ale chcę dwa razy tyle-rzuciłam, kiedy tylko weszłam do środka.
-Zwariowałaś?-wrzasnął. Usiadłam na fotelu. Zaraz potem zjawił się Justin.
-Nie jestem dzieckiem. Dobrze wiem, że zgarniasz trzy razy tyle, ile wydajesz.
-Mądra dziewczynka-uśmiechnął się cwanie.-Ale nie dam wam aż tyle.
-Albo to, albo szukaj sobie kogoś innego do tej roboty-odezwał się Justin. Nie sądziłam, że on potrafi mu się postawić. Na początku mordował nas wzrokiem.
-Niech będzie, oboje dostaniecie podwójną stawkę-westchnął. 
-Co z tym facetem?-zapytałam.
-Myślę, że bardzo dobrze go znasz i wielką przyjemność sprawi ci pozbycie się go.
-Kto to?
-Alex...-nie musiał kończyć.
-Chyba sobie żartujesz?-syknęłam. Mam ogromną ochotę zabić tego skurwiela. Nie mam z nim przyjemnych wspomnień, a raczej moja ciotka. To on był ojcem dziecka, które nosiła. Zgwałcił ją i zaszła w ciążę. Myśl, że on jeszcze chodzi po tym świecie, doprowadza mnie do białej gorączki. Kocham Aurorę. Praktycznie zastąpiła mi matkę, a on ją skrzywdził. Z ogromną przyjemnością wpakuję mu kulkę w łeb. Zastanawia mnie tylko, skąd Luke wie, że go znam.
Wszystko było zaplanowane. Sprzęt mieliśmy dostać wieczorem tego samego dnia. Dostaliśmy bilety do ręki, każde z nas zabrało papiery i wyszliśmy. 
-Nie sądziłem, że się zgodzi-jego obecność czasami działa mi na nerwy.
-To pewnie przez twój urok osobisty-zironizowałam.
-Na ciebie to działa-na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Błędny adres, Bieber-wsiadłam do auta i odjechałam.
 Otwierałam drzwi do domu, kiedy usłyszałam głos Megan.
-Katherine Pierce, jak długo zamierzasz się do mnie nie odzywać?-odwróciłam się. Zadowolona nie była. Ostatnio ją olałam. Nie widziałyśmy się od dnia, kiedy się pogodziłyśmy.
-Megy, przepraszam. Nie miałam czasu-zrobiłam minę szczeniaczka. Czegoś można się nauczyć od Justina. Patrzyła na mnie groźnie, ale nie wytrzymała.
-Wybaczam, ale teraz będziemy świętować-uśmiechnęła się. Z torby, którą miała przewieszoną przez ramię, wyciągnęła butelkę Jacka Danielsa. Musiałam z nią pogadać. Nie mogę pić, kiedy jutro muszę zdążyć na samolot. Weszłyśmy do środka. Położyłam papiery na stoliku w salonie, a Megan rozwaliła się na kanapie.
-Meg, nie mogę z tobą pić. Jutro lecę do Vegas.
-Żartujesz sobie?-popatrzyła na mnie zszokowana. Wyjaśniłam jej wszystko, oczywiście nie wgłębiałam się w szczegóły. Wiedziała tylko, że muszę tam lecieć z powodu pracy. On jak zawsze nie chciała odpuścić.
-Jest jeszcze wcześnie. Zdążysz wytrzeźwieć do jutra-machnęła ręką.
-A podobno z całej naszej czwórki to ty jesteś najbardziej odpowiedzialna-przewróciłam oczami.
-Bo jestem, ale dzisiaj będziesz ze mną świętować. 
Wiedziałam co ma na myśli. Chodziło o Louisa i ich związek. Cieszyłam się, że w końcu jest szczęśliwa. 

*Justin*

Siedziałem na kanapie i wgapiałem się w ścianę. Jestem ciekawy, czemu Kathy tak zareagowała na imię Alex. Cholera, tak wielu rzeczy o niej nie wiem. Zdecydowanie różni się od wszystkich innych, a przez to pociąga mnie jeszcze bardziej
-Bieber, musisz mi pomóc-odwróciłem się w stronę Louisa.
-W czym?-upiłem łyk piwa.
-Muszę zgarnąć Megan od Kathy. Obie się schlały-pokręciłem tylko głową z rozbawieniem. Narzuciłem na siebie kurtkę i założyłem buty. Kilka chwil później byliśmy po drugiej stronie ulicy. Bez pukania weszliśmy do domu Pierce. Dziewczyny siedziały na kanapie. Na stoliku stało kilka pustych butelek, a one bawiły się w najlepsze. Louis z wielkim trudem wyciągnął Megan z salonu i zabrał ją do jej domu. Katherine była nieźle wstawiona.
-Kurwa, jak dojdę na górę-pokręciła głową, kiedy próbowała wstać i z powrotem wylądowała na kanapie.
-Pomogę ci-zaśmiałem się. Pijana Kathy jest naprawdę słodka. Szkoda tylko, że zawsze taka nie jest.
-Naprawdę?-uśmiechnęła się. Skinąłem głową i podszedłem do niej. Złapałem ją za ręce i pociągnąłem do góry. Zdziwiłem się, kiedy mnie przytuliła.
-Dziękuję, Justin-wymruczała. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Objąłem ją w talii i zacząłem prowadzić w kierunku schodów.
-Wiesz, że cię lubię-spojrzałem na nią.
-Mówisz serio?-podobno pijani ludzie mówią prawdę.
-Jesteś przystojny-zachichotała. Z trudem udało mi się ją doprowadzić do jej pokoju. Po drodze ciągle coś bełkotała, ale nie byłem w stanie jej zrozumieć. Położyłem ją do łóżka. Wtuliła się w kołdrę i zasnęła. 

*Katherine*

Siedziałam z laptopem na kolanach w pokoju hotelowym. Powiedzenie, że byłam wściekła, kiedy dowiedziałam się, że muszę mieszkać z nim w tym samym pokoju, było nieporozumieniem. Emma miała się zająć rezerwacją. Jestem pewna w 100%, że nie wpadła na to sama. Zatłukę Megan, kiedy wrócę do Stratford. 
-Co oglądasz?-usiadł obok mnie.
-Po co chcesz to wiedzieć?
-Katherine, nie możesz mi po prostu powiedzieć o co chodzi?-warknął.
-Nie mogę. To nie jest twój interes.-syknęłam. Wiedziałam, że jego pierwsze pytanie to tylko pretekst. 
-Każdy ma problemy.
-Więc zajmij się swoimi.
-Chciałbym-westchnął. Chwilę potem już go nie było. O co mogło mu chodzić?
Wieczorem zjawili się Emma, Matt i Thomas. Obecnością ostatniego byłam zdziwiona. Przynieśli broń, potem zajęliśmy się omawianiem szczegółów całej akcji. Przyznam szczerze, że najgorsza miała być część z włamaniem. Musiałam znaleźć się razem z nim w tej rezydencji. Chodziło tylko o to, żeby otworzył bramę, ale żeby to się stało musiałam go tam sprowadzić. Jedyny plus to to, że będę mogła zatłuc tego skurwiela własnoręcznie.

__________________________________
To już ostatni taki rozdział. Przyśpieszamy tempo akcji, bo nie chcę was zanudzić :)
Co tam robi Thomas, skoro miał być tylko barmanem? Pozory mylą. Kathy nie ma pojęcia o jego zamiarach.
Żeby was zachęcić do czytania następnego rozdziału...
W kolejnym ktoś zostanie ranny...
Zostawiam was tak w niepewności :)
Do następnego <3


Kolejny rozdział pojawi się 30 sierpnia. 
Wtedy mija równo 7 miesięcy od pojawienia się prologu tego opowiadania :)


25 sierpnia 2014

Fourty One:"Gdzie ona mieszka?"

muzyka (nie wyłączajcie jej do samego końca)

Justin wszedł do domu. W środku było pusto. Najwidoczniej Louis zostaje u Megan. Przynajmniej będę miał święty spokój, pomyślał. Może powiedział to w złym momencie. Chwilę potem usłyszał ogromny huk, a Katherine zjawiła się w salonie. Złość biła od niej na kilometr. Szczęka była bardzo mocno zaciśnięta, tak samo jak jej pięści.
-Gdzie ona mieszka?-wrzasnęła. Justin podszedł do niej.
-O co ci chodzi?
-Podaj mi adres-bardzo wyraźnie wypowiedziała każde słowo.
-Jaki adres, do cholery?-warknął. Zaczął się wkurzać. Katherine wrzeszczała tak głośno, że zapewne cała okolica ją słyszała, a Justin nie miał pojęcia o co jej chodzi.
-Tej twojej szmaty. Gdzie mieszka Jennifer?-nadal krzyczała.
-Po co chcesz to wiedzieć?-skrzyżował ręce na piersi. Wiedział, że nie powinien tego robić. Pierce była wystarczająco wściekła.
-Nie interesuj się. Gdzie ona mieszka?-stała dokładnie naprzeciwko niego. Jej oczy były kompletnie czarne.
-Nic nie muszę ci mówić-wzruszył ramionami. Zdawał sobie sprawę, że w tym momencie przegiął, ale chciał wiedzieć co ona kombinuje.
-Powiesz mi to albo za chwilę zrobię ci dodatkową dziurę do oddychania-zaczęła ściskać jego nadgarstek. Chłopak miał nadzieję, że to z powodu adrenaliny ma taką siłę. Nie spodziewał się, że dziewczyna może mieć tak mocny uścisk. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie z powodu bólu.
-Po co chcesz do niej jechać? Jesteś zazdrosna?
-Gówno mnie obchodzi kogo bzykasz, dopóki ta suka nie wybija mi okien w domu-Justin nawet się nie zdziwił. Wiedział, że Jennifer nie należy do normalnych ludzi. Katherine była tak wściekła, że nie mogła nad sobą zapanować. Musiał coś zrobić, żeby ją uspokoić. Wolną rękę położył na jej policzku. Jej skóra była bardzo ciepła, wręcz gorąca. Potem po prostu ją pocałował. Mięśnie dziewczyny się spięły, ale z czasem zaczęły się rozluźniać. Justin nie chciał przyznać się sam przed sobą, że w obecności Katherine czuł się lepiej. Uścisk na jego nadgarstku zelżał, a w końcu ustał. Na początku Pierce nie odwzajemniła tego. Potem jej ręce znalazły się na jego karku, przyciągając go mocniej. Druga ręka Justin'a znalazła się w dolnej części pleców dziewczyny. Oderwali się od siebie, kiedy zabrakło im powietrze. Katherine nie wiedziała dlaczego, ale teraz była spokojna. Nadal stykali się czołami, a ich ręce nie zmieniły swojego położenia. Oczy Pierce przybrały naturalny, brązowy kolor.
-Nie denerwuj się, kochanie. Złość piękności szkodzi-uśmiechnął się. Wtedy Katherine odepchnęła go od siebie.
-Zamknij się i powiedz mi, gdzie ona mieszka-próbowała zachowywać się normalnie. Była wściekła na siebie, że znowu to zrobiła. Najgorsze było to, że ten pocałunek się jej podobał, z resztą tak jak każdy.
-Co chcesz zrobić?-skrzyżował ręce na piersi. Na twarzy nadal miał ten sam uśmiech.
-Nie martw się. Nie zabiję jej-dłonie ułożyła na swoich biodrach.
-Nie o to mi chodzi-pokręcił głową. -Sam bym to zrobiła, ale jej wujek to policjant, a ja nie chcę ryzykować-wzruszył ramionami.
-Żartujesz sobie?-powiedziała, powstrzymując śmiech. Bardzo dobrze wiedziała o kim mówi Justin. Domyśliła się, kiedy to usłyszała. W końcu mają to samo nazwisko. Poza tym, nie raz lądowała na komisariacie,
-Nie. Znasz go?
-Zadajesz głupie pytania, Bieber. Na serio chcesz się jej pozbyć?-nie była przekonana.
-Nawet nie pytaj. Wolę ciebie od niej-westchnął.
-Ale mnie pocieszyłeś-czujecie sarkazm?
-Cokolwiek. Powiedz mi co chcesz zrobić. Może wtedy sam cię tam zawiozę.
-Nie potrzebuję niańki, Bieber. Podaj mi ten cholerny adres i już mnie tu nie ma-warknęła. 
-Tak się nie bawimy-pokręcił głową. 
-Dobra, zawieź mnie tam-westchnęła zrezygnowana. -Jeżeli chcesz mnie w coś wrobić to nie ręczę za siebie-dosłownie mordowała go wzrokiem.
-Nie mam zamiaru cię wrabiać-podniósł ręce w geście obronnym.-Nie ufasz mi?-spojrzał podejrzliwie.
-Jeszcze mnie nie popierdoliło do tego stopnia-posłała mu sztuczny uśmiech. Pokręcił tylko głową z rozbawieniem.
-Mam nadzieję, że lubisz ognisko-uśmiechnął się cwanie. Założył kurtkę, zgarnął klucze i wyszli na zewnątrz. Katherine wsiadła do samochodu, a Justin w tym czasie wpakował do bagażnika kanister z benzyną. Potem zajął miejsce kierowcy, odpalił silnik i ruszyli w stronę jej domu.
-W schowku masz okulary-mruknął. Katherine zajrzała w tamto miejsce i znalazła to czego potrzebowała. 
-Boże, ale ty masz burdel-pokręciła głową. Wszędzie walały się jakieś papierki i inne tego typu rzeczy.
-Zawsze możesz posprzątać-zachichotał.
-Nie licz na to-założyła okulary.
-A ja to co?-obróciła twarz w jego stronę.
-Ty co?-spojrzała zdziwiona.
-Ja też potrzebuję okularów.
-To je sobie weź-wzruszyła ramionami.
-Kochanie, ja prowadzę. Musisz mi je założyć-uśmiechnął się.
-Ktoś uderzył cię w głowę, czy wypadłeś z wózka jako dziecko?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Ani jedno, ani drugie-pokręcił głową.
-Wątpię-mruknęła bardzo cicho.
-Słyszałem to.
-Widocznie miałeś... Dobra, tylko się nie ruszaj-westchnęła. Justin uśmiechnął się zwycięsko. Katherine wyciągnęła drugą parę okularów i nachyliła się w stronę chłopaka.
-Obróć się na chwilę-zrobił to o co go prosiła. Katherine szybko wsunęła mu okulary na nos.
-Dziękuję, skarbie-cmoknął ją w policzek. Pierce odsunęła się od niego.
-Obrzydzasz mnie-zaczęła wycierać to miejsce.
-Oczywiście-zaśmiał się.

***

Justin zaparkował kilka domów dalej.  Dochodziła północ.  Wszędzie panował mrok. Ulicę oświetlało jedynie kilka latarni, których światło nie dawało zbyt dużego pola widzenia.
-Jesteś pewny, że...?-nie zdążyła dokończyć.
-Byłem tam wiele razy-przewrócił oczami. -Musisz mi zaufać.
-Gorzej być nie może-pokręciła głową. Wysiedli z auta. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Justin oblał benzyną samochód Benson, który stał na podjeździe a Katherine rzuciła zapałkę. Auto natychmiast stanęło w płomieniach. Oboje wsiedli do samochodu chłopaka i odjechali. Niedługo potem można było usłyszeć syreny straży pożarnej i wybuch.
-Wisisz mi przysługę, Kathy.
-To zależy jaką.
Usiedli na ławce na werandzie przed domem Katherine.
-Nadal masz postawić mi śniadanie.
-Nie za dużo tego?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Jak dla mnie nie-uśmiechnął się cwanie.-Chyba będziesz musiała spać u mnie.
-Tylko nie to-pokręciła głową. Musiała się zgodzić, nie miała wyboru. Nie mogła spać w domu, gdzie było cholernie zimno. W nocy nikt nie wstawi jej nowej szyby. Pobiegła do siebie wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i poszła za szatynem. Dopiero teraz uważnie zaczęła się rozglądać. Przeszli do salonu, który znajdował się po prawej stronie. Z lewej była kuchnia
-Napijesz się?-oczywiście chodziło mu o coś mocniejszego.
-I kto tu ma problem z alkoholem-rzuciła sarkastycznie.
-Widocznie oboje mamy-wzruszył ramionami. Justin wypił piwo. Katherine postanowiła przystopować. Wiedziała, że ciotka się o nią martwi, a alkohol i tak nie rozwiąże jej problemów. Katherine skierowała się do pokoju, który wcześniej pokazał jej Justin.
-Zawsze możesz spać ze mną-stanął w drzwiach.
-Jakoś nie interesuje mnie ta propozycja-z torby wyciągnęła swoją piżamę.
-Może ci pomóc?-poruszył sugestywnie brwiami.
-Poradzę sobie sama-wypchała go z pomieszczenia i zamknęła drzwi.
-Jak chcesz, nie wiesz co tracisz-krzyknął, kiedy zmierzał do swojej sypialni. Katherine wzięła prysznic i położyła się spać.

***

Justina w nocy obudziły krzyki, które dochodziły z pokoju, w którym spała Pierce. Skierował się w tamtą stronę. Katherine wierciła się na łóżku, ciągle krzycząc przez sen. Jej plecy były wygięte w łuk, a mięśnie bardzo mocno napięte. Dłonie zaciskała na pościeli. Tym razem nie biegała po schodach, nie tłukła rzeczy. Teraz to męczyło ją we śnie. Chłopak wślizgnął się pod kołdrę obok niej i objął ją ramionami, przyciągając do siebie. Pocierał jej plecy i szeptał do ucha uspokajające słowa. Po kilku minutach Katherine znowu spała spokojnie. Justinowi nie chciało się wracać do siebie, więc położył się obok dziewczyny i zasnął.
O godzinie 6.30 zaczął dzwonić budzik w telefonie Pierce. Po omacku sięgnęła ręką i nacisnęła przycisk, wyłączając tym samy irytujący dźwięk. Dziewczyna leniwie przeciągnęła się na łóżku. Jej czynność została częściowo zatrzymana, kiedy poczuła czyjeś ramiona oplatające ją w talii.
Obróciła się.
-Ja pierdolę! Co ty tu robisz?-potrząsnęła Justinem.
-Kathy, daj mi spać-mruknął zaspany.
-Wstawaj, idioto-warknęła. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem i przekręcił się na drugi bok. 
-Skoro nie chcesz wstawać...-uśmiechnęła się chytrze i zepchnęła go z łóżka. Justin z hukiem wylądował na podłodze. Katherine zaczęła się śmiać, kiedy usłyszała jego jęki.
-Zwariowałaś? -podniósł się z podłogi. Oczy Katherine rozszerzyły się kiedy zobaczyła, że Justin stoi przed nią w samych bokserkach. I znowu zaczęła czuć to dziwne uczucie gorąca, ogarniające jej ciało.
-Kochanie, zrób zdjęcie, zostanie na dłużej-na jego twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech, kiedy zauważył jak Katherine na niego patrzy.
-Spierdalaj-warknęła. -Co ty tu robisz?
-Przyszedłem do ciebie, bo zaczęłaś wrzeszczeć w nocy.
-Och...-tylko tyle była w stanie powiedzieć. Nawet nie pamiętała tego snu. Wiedziała tylko, że strasznie się bała.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?-Justin usiadł obok niej.-Normalny człowiek nie wrzeszczy w nocy bez powodu.
-Ja nie jestem normalna. Byłam przecież w szpitalu psychiatrycznym-wzruszyła ramionami. Nie zamierzała mu o tym mówić. Po prostu mu nie ufała.
-Dobrze wiesz, że nie o tym mówię-pokręcił głową.
-To moja sprawa, Bieber. Możesz już wyjść-warknęła.
-Jak chcesz-westchnął. Kolejny raz mu się nie udało. Za wszelką cenę chciał rozwiązać zagadkę, jaką była dla niego Katherine Pierce. Katherine ubrała się, pomalowała i wyszła, zanim Justin wyszedł ze swojego pokoju.  Gdyby tylko oboje spróbowali zauważyć, że zaczynają coś do siebie czuć. Może nie wydarzyłoby się to wszystko, co miało się wydarzyć,  ale czy wtedy byliby szczęśliwi?

____________________________
Mam nadzieję, że nie nudzi was taki wolny rozwój akcji. Taki rozdział poświęcony tylko Katherine i Justin'owi :)
Jeszcze tylko kilka takich rozdziałów i zrobi się nieprzyjemnie, więc rozkoszujcie się tym teraz hihi
Może piosenka nie bardzo tu pasuje, ale tu chodzi o sens jej słów. Przeczytajcie sobie tłumaczenie tekstu.
Do następnego <3



23 sierpnia 2014

Fourty: Czas wyrównać rachunki, Jennifer

*Katherine*

Ludzie rozeszli się około godziny czwartej. Dopiero, kiedy w salonie została nasza czwórka, można było zobaczyć bałagan jaki został po imprezie.
-Bieber, ty będziesz to sprzątał. Ja idę spać-Louis mówił tak niewyraźnie, że ledwo mogłam go zrozumieć. Był tak pijany, że Megan musiała mu pomagać, bo nie mógł się utrzymać na nogach.
-Spierdalaj-warknął. Justin był całkowicie trzeźwy, co mnie zdziwiło. Przyznam, że ja wypiłam tylko jednego drinka, to w ogóle nie jest do mnie podobne. Johnson weszła z Lou na górę, a ja zostałam sama z Bieber'em.
-Jeżeli on myśli, że ja to będę sprzątał to chyba go popierdoliło-wyrzucił ręce w powietrze.
-Ty w ogóle umiesz sprzątać?-uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie jesteś zabawna-przewrócił oczami.
-Kto powiedział, że miałam być-przechyliłam głowę lekko na bok.
-Idź już-jęknął. 
-Dobra, posprzątam to za ciebie-westchnęłam.Nie mam pojęcia, może odezwało się we mnie sumienie.
-Mówisz serio?-patrzył na mnie z nie dowierzaniem. Przewróciłam tylko oczami. Zaczęłam zbierać porozrzucane kubki, ale przerwałam wykonywanie tej czynności, kiedy zauważyłam że Justin usiadł na kanapie i ciągle się na mnie patrzy. Postanowiłam go zignorować. Trzy godziny później wszystko wyglądało jak przed imprezą. Zaczęłam się zastanawiać kto u nich sprząta, bo z tego co już zauważyłam to Justin ma do tego dwie lewe ręce. Wyszłam stamtąd jak najszybciej, bez żadnego pożegnania. Nie usłyszałam nawet głupiego "dziękuję". Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka. Można powiedzieć, że zasypiałam na stojąco, więc zaparzyłam sobie kawę. Po wypiciu napoju poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i zeszłam na dół. W kuchni zastałam swoją ciotkę. Zjadłyśmy razem śniadanie. Potem pomogłam jej wrzucić walizki do bagażnika mojego samochodu. Wsiadłyśmy do auta i ruszyłam w stronę lotniska. Po drodze śpiewałyśmy wszystkie piosenki, które leciały w radiu. To samo robiłam kiedyś z mamą. Zrobiło mi się przykro, bo to nigdy więcej się nie powtórzy. Pogodziłam się z jej śmiercią, ale to nie znaczy, że nie jest mi smutno z tego powodu. Odprowadziłam Aurorę i pożegnałam się z nią. Wróciłam do domu, zabrałam torbę i pojechałam do szkoły. Nie cierpię tam chodzić, ale muszę ją skończyć. Auto zaparkowałam na moim stałym miejscu. Włączyłam alarm i skierowałam się w stronę budynku. Było już po dzwonku, korytarz był pusty. Ze swojej szafki wyciągnęłam potrzebne książki, zostawiłam tam swoją kurtkę i ruszyłam w stronę sali od historii. Zapukałam lekko w drzwi, a kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka.
-Panna Pierce, chyba zapomniała o tym, że na moje lekcje nie powinna się spóźniać-spojrzałam na nią. Nasza nauczycielka-panna Thomson była około 25-letnią kobietą. Miała dość długie ciemne włosy, niebieskie oczy i figurę modelki. Jednym słowem była śliczna, ale cholernie wredna. Nie znosiła mnie i jestem pewna, że gdyby miała taką możliwość, usunęłaby mnie z tej szkoły z największą przyjemnością.
-Przepraszam-bąknęłam i zajęłam swoje miejsce. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam kreślić w nim nie określone wzory długopisem, udając, że słucham tego co mówiła, odnośnie starożytnego Rzymu. W pewnym momencie drzwi od sali się otworzyły, a w progu stanął Justin. Byłam zdziwiona, myślałam że będzie odsypiał tak jak Louis.
-Panie Bieber, proszę się nie spóźniać-próbowała udawać niezadowoloną. Od kiedy zaczęłam chodzić do tej szkoły, zauważyłam, że ta szmata dosłownie ślini się na jego widok. Czasami zbierało mi się na wymioty, kiedy w ciągu lekcji dość często przechodziła obok jego ławki. Nic dziwnego, że Justin miał piątkę z historii na semestr i jestem pewna, że nie musiał nic robić, żeby ją dostać. Na początku starałam się jak debil, a jej zdaniem zasłużyłam tylko na tróję. Dopiero potem do mnie dotarło dlaczego. Justin dość często przebywał w moim towarzystwie, co pannie Thomson wyraźnie przeszkadzało. Jennifer była w podobnej sytuacji. Kiedy Bieber zajął miejsce obok mnie, posłała mi mordercze spojrzenie. Benson odwróciła się i zrobiła dokładnie to samo. Resztę dnia musiałam spędzić w jego towarzystwie, co nie było łatwe, ani nawet przyjemne. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek, podniosłam się ze swojego miejsca i ruszyłam w stronę swojej szafki. Zostawiłam tam niepotrzebne książki i zabrałam kurtkę. Kiedy zatrzasnęłam drzwiczki, obok zauważyłam Justin'a. Stał, oparty plecami o szafki innych uczniów, ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Przewróciłam oczami i chciałam odejść, ale poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Obróciłam się w jego stronę.
-Chciałem ci podziękować-trudno było mi uwierzyć w to co słyszę.
-Dziwię się, że ty w ogóle znasz takie słowa-prychnęłam.
-Znam.
-To dawaj. Trzy magiczne słowa-dłonie oparłam na swoich biodrach.
-Chcę. Cię. Pieprzyć.-dokładnie za akcentował każde słowo. Zaraz potem na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Świnia.
-Skieruj się do lekarza specjalisty. Chociaż-położyłam dwa palce na brodzie, udając, że nad czymś myślę-nie jestem pewna czy istnieje lekarstwo na wrodzony debilizm-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Na wredotę też nie ma lekarstwa, zołzo-spojrzał na mnie wrednie.
-Wiesz, chyba tylko dobry psychiatra ci pomoże-zacisnął dłonie w pięści.
-Twoje idiotyczne żarty mnie nie bawią-warknął.
-Masz problem, bo mnie bardzo-syknęłam. Jednak się myliłam , my się nigdy nie dogadamy. Obróciłam się i wyszłam z budynku. Kiedy wróciłam do domu, zdjęłam kurtkę, buty, torbę rzuciłam na podłogę i przeszłam do salonu. Położyłam się na kanapie i usnęłam. 

*Justin*

Chciałem jej podziękować, ale ona jak zwykle musi być... sobą?Nie jestem, aż takim chamem. Jeżeli ona będzie miała kiedyś męża to bardzo mu współczuję. Wyszedłem z budynku zaraz za nią. Zdążyłem tylko wejść do domu, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Co jest kurwa? Szarpnąłem za klamkę. Jęknąłem w duchu, kiedy zobaczyłem Jennifer. Benson minęła mnie i weszła do środka.
-Możesz mi powiedzieć co tu robisz?-skrzyżowałem ręce na piersi.
-Myślałam, że swoją dziewczynę wita się inaczej-rzuciła.
-Nie jesteś moją dziewczyną. Jesteś, aż tak tępa, że tego nie rozumiesz-wyrzuciłem ręce w powietrze. 
-To może ta suka Pierce mnie zastępuje-warknęła.
-Ona nie jest dziwką-syknąłem. Podszedłem do niej i złapałem ją za nadgarstki.-Nigdy więcej tak o niej nie mów-widziałem strach w jej oczach. Nie mam pojęcia dlaczego broniłem Katherine. Nadal byłem wkurzony z jej powodu i trochę za bardzo naskoczyłem na Jennifer. Chociaż jej głupota wkurwia mnie jeszcze bardziej.
-P-puść mnie-próbowała się wyszarpnąć. Puściłem ją.
-Wynoś się stad-wskazałem ręką drzwi. Chwilę potem już jej nie było. Usiadłem na kanapie i podpaliłem papierosa. Powoli zaczynałem się uspokajać. 

***

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie zwracałem uwagi na to, kto się do mnie dobija i odebrałem.
-Halo?-mruknąłem.
-Chcę was widzieć tu oboje za pół godziny. Mam dla was zadanie-usłyszałem głos Williams'a. Podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Powiedz Katherine, że ma odbierać ode mnie telefony-warknął. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo on już się rozłączył. Przebrałem się i wyszedłem z domu. Chwilę potem byłem po drugiej stronie ulicy. Drzwi do były zamknięte na klucz. To nie był problem. Bardzo prostym sposobem otworzyłem je i wszedłem do środka. Kathy spała na kanapie. Nachyliłem się nad nią i zacząłem głaskać ją po policzku.
-Kochanie, wstawaj-wyszeptałem do jej ucha.
-Nie teraz-mruknęła, jednak zaraz potem otworzyła oczy i z prędkością światła podniosła się do pozycji siedzącej.
-Co ty tu robisz?-warknęła.
-Mamy robotę. Tak poza tym słodko wyglądasz, kiedy śpisz-uśmiechnąłem się. Widziałem jak zaciska pięści.
-Zamknij się! Daj mi 10 minut. Masz niczego tutaj nie dotykać-nie zmieniła tonu swojego głosu. Potem zniknęła na górze. Dokładnie osiem minut później zjawiła się z powrotem.
-Rusz dupę, Bieber-złapała kluczyki z komody.-Następnym razem zapukaj, a nie włamujesz się do mnie-syknęła. 
-Marzyć możesz dalej-mruknąłem. Zakluczyła drzwi, kiedy byliśmy na zewnątrz.
-Jedziemy moim-przewróciłem oczami.
-Od kiedy ty wydajesz rozkazy?-skrzyżowałem ręce na piersi.
-Od kiedy jestem lepsza od ciebie-ruszyła w stronę garażu. Jest cholernie irytująca. Kiedy tam wszedłem wsadzała walizkę na tylne siedzenie. Zawsze zastanawiałem się co ona tam trzyma. Do tej pory nie miałem okazji się tego dowiedzieć. Stanąłem dokładnie za nią. Wpadła na mnie, kiedy się odwracała.
-Ja prowadzę, kochanie-wyszeptałem. Widziałem, że lekko się spięła. W tym czasie wyrwałem jej z ręki kluczyki i zająłem miejsce kierowcy.
-Kretyn-burknęła i usiadła z drugiej strony. Patrzyłem jak ze schowka wyciąga bransoletkę i okulary. 


Parę minut potem staliśmy przed drzwiami do gabinetu Luke'a. Katherine pchnęła drzwi i weszła do środka. Nie byłem zdziwiony, nie pierwszy raz widzę, jak wchodzi bez pukania. Była jedyną, która to robi.
-Nareszcie jesteście-czy on się uśmiecha? To było dziwne, bo Williams ma zawsze kamienny wyraz twarzy. Usiedliśmy na fotelach. Katherine rozwaliła się jakby była u siebie w domu. Potem przez co najmniej 15 minut słuchaliśmy jego monologu, który dotyczył szczegółów naszego zadania. Przez cały ten czas patrzył na Kathy. To było takie dziwne spojrzenie. Nie mam pojęcia, jak to określić. Wydaje mi się, że on coś ukrywa. Moje rozmyślania przerwał głos Luke'a.
-Rozumiecie wszystko?-jego wzrok przeskakiwał z Katherine na mnie.
-Jasne-mruknęła.
-Za dwa tygodnie wylatujecie do Las Vegas. Wszystko ma pójść zgodnie z planem-spojrzał na nas groźnie.
-Nie jesteśmy amatorami-burknęła. Potem dostaliśmy wskazówki dotyczące naszego aktualnego zadania. Niestety każde z nas musiało udać się w inne miejsce. Katherine wyszła jako pierwsza, ja zostałem.
-Czego jeszcze chcesz?
-Kiedy dostanę swoje informacje?-to było dla mnie najważniejsze.
-Nie zawiedź mnie, a wtedy się dowiesz-uśmiechnął się ironicznie. Kurwa, on mi nigdy tego nie powie.

*Katherine*

Wróciłam do domu kompletnie wykończona. Nie wyspałam się i musiałam użerać się z jakąś dziwką, która nie chciała oddać kasy. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zapaliłam światło i przeszłam do salonu. To co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Na podłodze leżał kamień, który owinięty był kartką papieru. Dookoła walały się kawałki szkła z wybitego okna. Odwinęłam papier, kiedy przeczytałam jego treść, zaczęło się we mnie gotować.

"Następnym razem zastanów się zanim zaczniesz przypierdalać się do cudzego chłopaka, bo nie skończy się to dobrze"

Już gdzieś widziałam to pismo. Moje mięśnie się napięły. Czas wyrównać rachunki, Jennifer.


______________________

No i nasza Kathy się wkurzyła. Jak myślicie, co teraz zrobi?
Czego Justin chce się dowiedzieć od Luke'a?

Rozdział nie jest najlepszy, chociaż bardzo się starałam. Chyba mi nie wyszło ehh :/
Mała informacja do wspaniałej osoby, która napisała, że płakała, kiedy zauważyła, że nie ma rozdziału.
Kochanie, nie masz powodu do płaczu. To opowiadanie doprowadzę do końca. Z resztą nie potrafiłabym was zostawić w połowie tej historii. bo jeszcze będzie się działo :)

Przypominam wam, że to nie jest typowa historyjka, gdzie poznają się, a w następnym rozdziale bum i wielka miłość. Tutaj tak nie będzie, ale nie mówię, że uczucie się nie pojawi. Z resztą sam tytuł dość dużo mówi. Dobra nie będę pieprzyć głupot. Do następnego :)
Kocham was <3


Jeżeli komentujecie z anonima to podpiszcie się jakoś :)

20 sierpnia 2014

Liebster Award :D


„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”
 Dostałam aż dwie nominacje, czego się kompletnie nie spodziewałam. Nawet nie wiecie, jak bardzo jestem szczęśliwa z tego powodu :)  Dziękuję za nominację http://meganbensontoday.blogspot.com/ i http://pain-is-my-middle-name.blogspot.com

1.Jak masz na imię ?
Agnieszka
2.Skąd pomysł na pisanie ff ?
Kiedy zaczęłam czytać w ogóle ff, wpadł mi do głowy pomysł na fabułę, więc stwierdziłam, że warto spróbować :)
3.Co motywuje cię do pisania ff ?
Komentarze czytelników :)
4.Jesteś w jakimś fandomie ?
Tak. Jestem Belieber <3
5.Ulubione ff ?
Nie mam jednego, konkretnego. Mam kilkanaście ulubionych opowiadań.
6.Co sprawia ci największą przyjemność w prowadzeniu ff ?
Czytanie komentarzy :)
7.Twoje największe marzenie ?
Chciałabym spotkać swojego idola :)
8.Twoje hobby ?
Pisanie ff
9.Najlepszy film jaki widziałaś ?
Nie oglądam zbyt dużo filmów, więc idk.
10.Kim chciałabyś być w przyszłości ?
Nigdy o tym nie myślałam.
11.Ulubiony kolor ?
Niebieski.

1.Jak masz na imię?
Agnieszka.
2.Ile masz lat?
Niedawno skończyłam 17 :)
3. W jakim/jakich fandomie/fandomach jesteś?
Beliebers
4.Masz rodzeństwo?
Tak. Trzech braci.
5.Od jakiego czasu piszesz ff?
Prawie 7 miesięcy :)
6.Co Cię skłoniło do pisania?
Po prostu wpadł mi do głowy pomysł na fabułę opowiadania i postanowiłam spróbować.
7.Co Cię motywuję do dalszego działania na blogu?
Komentarze czytelników
8.Kim chcesz zostać w przyszłości ?
Nie mam pojęcia.
9.Czy ktoś z Twoich przyjaciół czytał Tw FF?
Nie.
10.Co lubisz robić  w wolnym czasie?
Słuchać muzyki, czytać ff
11. Ulubione ff ?
Jest ich strasznie dużo :)

Nominuję :
1.http://addicted-fanfic.blogspot.com/
2.http://blind-for-love-fanfiction.blogspot.com/
3.http://canadianhorrorstory.blogspot.com/
4.http://cellar-fanfiction.blogspot.com/
5.http://everything-comes-to-an-end-fanfiction.blogspot.com/
6.http://my-bad-angel.blogspot.com/
7.http://mojecierpienietodlaciebierozkosz-jbff.blogspot.com/
8.http://striptease-club.blogspot.com/
9.http://mypersecutor.blogspot.com/
10.http://labrer.blogspot.com/
11.http://whatever-people-say-jb.blogspot.com/

Pytania do nominowanych:
1. Jak masz na imię?
2. Twoja ulubiona pora roku?
3. Jesteś w jakimś fandomie?
4. Twoje największe marzenie?
5. Skąd pomysł na pisanie ff?
6. Twój ulubiony kolor?
7. Twoja ulubiona książka?
8. Twoje ulubione ff?
9. Co sprawia ci największą przyjemność w prowadzeniu ff?
10. Masz rodzeństwo?
11. Twoje motto życiowe?

19 sierpnia 2014

Thirty Nine:"Jeszcze za mną zatęsknisz, obiecuję."

*Katherine*

Stałam tam przez chwilę. Kiedy się otrząsnęłam, wróciłam do domu, żeby się przebrać.Poza tym nie chciałam na niego patrzeć. Zmieniłam ciuchy i poprawiłam makijaż. Zeszłam na dół i kierowałam się właśnie do wyjścia, kiedy usłyszałam głos mojej ciotki.
-Katherine, możemy chwilę porozmawiać?-odwróciłam się.
-Jasne-skinęłam głową i przeszłyśmy do kuchni.
-Chciałam cię przeprosić. Po prostu się o ciebie martwię, ale nie twierdzę, że jesteś alkoholiczką-znam Aurorę. Przepraszanie nie jest rzeczą, która przychodzi jej łatwo.
-Ciociu, doceniam to, ale poradzę sobie sama-przytuliłam ją.
-Wiem, ale od śmierci Mary jesteś dla mnie jak córka-pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją bardzo szybko, ale zdążyłam ją zauważyć. Wiedziałam, że nadal cierpiała. Po śmierci moich rodziców poroniła i teraz nie może mieć dzieci. Chociaż to ukrywa, nadal ją to boli.
-Nie martw się. Jestem już dorosła. Poradzę sobie-uśmiechnęłam się.
-Jesteś taka dorosła, a zapominasz o jedzeniu-pokręciła głową. Miała rację, od kiedy wstałam nie miałam na to czasu.
-Nic mi nie będzie-machnęłam ręką. Jednak ciotka nie dała się przekonać i zmusiła mnie do zjedzenia posiłku.
-O której godzinie wrócisz?-usłyszałam, kiedy miałam już chwytać za klamkę.
-Pewnie rano, ale mogę być wcześniej. Chcesz mnie kontrolować?-uniosłam brew.
-Nie. Po prostu jutro rano mam samolot i...
-Nie martw się. Odwiozę cię-przerwałam jej.
-Katherine, masz jutro szkołę-dosłownie jak moja matka.
-Zdążę. Najwyżej się spóźnię-machnęłam ręką.
-Nie możesz zawalać szkoły. Już dwa dni tam nie byłaś-spojrzała na mnie groźnie.
-Nie przejmuj się. Skończę tę szkołę-cmoknęłam ją w policzek i wyszłam.
-Ślicznie wyglądasz-usłyszałam jej głos, kiedy zamykałam za sobą drzwi.
-Dzięki-krzyknęłam. Muzykę było słychać na całej ulicy. Weszłam bez pukania. W środku było strasznie gorąco. Mnóstwo ludzi, z czego większość nie mogła już ustać na własnych nogach, i skąpo ubrane dziewczyny. Typowa domówka. Przecisnęłam się do salonu i mówię szczerze, łatwe to nie było. Nie miałam ochoty na szukanie Megan, bo wiedziałam, że będzie zajęta Louis'em, a Justin'a , jak na razie nie chciałam oglądać. Zaczęłam tańczyć w rytm muzyki, kiedy poczułam jak czyjeś ramiona owijają się wokół mojej talii.
-Jednak przyszłaś-wyszeptał do mojego ucha. Od razu poznałam ten głos. Zaczynam sądzić, że mam pecha ciągle muszę na niego wpadać.
-Zmusiłeś mnie do tego, Bieber-wzruszyłam ramionami.
-Myślę, że przyszłabyś tutaj, nawet jeżeli bym cię nie poprosił-przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. I znowu zrobiło mi się strasznie gorąco. Wydaje mi się, że temperatura w tym pomieszczeniu sięga 70 stopni.
-Nie jestem tego taka pewna-pokręciłam głową. Starałam się ignorować to dziwne uczucie. Poruszaliśmy się w rytm muzyki. Jak do tej pory tańczyłam z nim tylko jeden raz, ten jest drugi, ale przyznaję potrafi tańczyć. Piosenka się skończyła, ale on nadal nie chciał mnie puścić.
-Zabieraj łapy, Bieber-warknęłam.
-Złość piękności szkodzi, kochanie-wyszeptał mi do ucha. Przeszły mnie dziwne dreszcze, a potem odszedł. Nareszcie spokój. Przecisnęłam się na taras. Tutaj było zdecydowanie ciszej. Wyciągnęłam papierosa i podpaliłam końcówkę. Nikotyna rozchodziła się po moim organizmie. Wszystko było by świetnie, gdyby nie głos, którego miałam nadzieję nigdy nie usłyszeć.
-Proszę, proszę, Katherine Pierce-odwróciłam się. Tej twarzy nie da się zapomnieć.
-Rose Stewart, czyli największa dziwka w okolicy-wypuściłam dym z ust. Starałam się uspokoić, ale sam jej widok podnosił mi ciśnienie.
Katherine, kontroluj się. Nie możesz sobie psuć humoru tą szmatą.
-Przefarbowałaś włosy, ale nadal jesteś suką-uśmiechnęła się sztucznie.
-A ty nadal pieprzysz się z kim popadnie-zrobiłam to samo co ona.
-Uważaj co mówisz, Pierce-wysyczała.
-Nie rozśmieszaj mnie-prychnęłam.-Nic mi nie możesz zrobić.
-Tu się mylisz, kochana-ostatnie słowo ociekało sarkazmem.
-Zawsze dużo gadałaś, ale nic więcej z tego nie wychodziło-znałam ją. Ostatni raz widziałam ją ponad dwa lata temu. Myślałam, że tak już zostanie, ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.
-Ludzie się zmieniają
-Wątpię. Ty nadal wyglądasz tak samo sukowato, jak dwa lata temu-wyrzuciłam niedopałek i przydeptałam go butem.
-Może, ale to ty jesteś sama, prawda? Widzisz nawet twój chłopak wolał się zabić, niż spędzać czas w twoim towarzystwie-uśmiechnęła się wrednie. 
-W drodze wyjaśnienia. Brian zginął w wypadku, suko-podeszłam do niej.-I co, nadal jesteś wściekła, że cię nie chciał?-uśmiechnęłam się ironicznie. Pamiętam jak się do niego przystawiała, ale jej nie wyszło. Nie mam pojęcia, jak coś takiego jak ona może chodzić po tej ziemi. Wiem, że miała wtedy chłopaka, a na imprezach pieprzyła się z innymi.

*Justin*

Uwielbiałem drażnić Kathy, więc poszedłem za nią na taras. Poza tym obiecałem jej ciotce, że będę miał ją na oku. Zatrzymałem się, kiedy usłyszałem TEN głos. Brunetka nie musiała się odwracać, wiedziałem kto to jest.  Zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie.
-Daruj sobie. Twój chłoptaś był nic nie warty-prychnęła. Automatycznie zaczęło się we mnie gotować. Co ona tu kurwa robi?
-Rozśmieszasz mnie, Rose-Katherine pokręciła głową.-Twój widocznie nie chciał ciebie. Dowiedział się, że go zdradzasz?-skrzyżowała ręce na piersi.-I co teraz jesteś sama?-spojrzała na nią z politowaniem.-Dziwne, że prostytutka miała chłopaka- moje mięśnie się spięły.
-Zamknij mordę!-Rose wysyczała w stronę Kathy. Potem patrzyłem tylko, jak dłoń Stewart zderza się z policzkiem Pierce. Katherine przyłożyła dłoń w tamto miejsce. Wtedy nie wytrzymałem.
-Rose, wynoś się stąd!-powiedzenie, że byłem wściekły było błędem. Byłem cholernie wściekły.
-Justin, szukałam cię-uśmiechnęła się.
-Ja ciebie nie-warknąłem.-Wynoś się!
-Szkoda, że zamieniłeś mnie na nią-wskazała na Kathy.
-Nie porównuj mnie do siebie!-Katherine podeszła do niej i uniosła rękę. Wiedziałem co zamierza zrobić. Złapałem jej dłoń zanim zdążyła uderzyć Stewart.
-Nie warto-pokręciłem głową.
-Tak w ogóle, wszystkiego najlepszego, kochanie-Rose pocałowała mnie w policzek. Zagotowało się we mnie. Zacząłem wycierać to miejsce, gdzie przed chwilą były jej usta.
-Wypierdalaj stąd -ryknąłem.
-Jeszcze za mną zatęsknisz, obiecuję-odwróciła się i wyszła. Podszedłem do barierki, wyciągnąłem papierosa i podpaliłem końcówkę. 
-Tylko mi nie mów, że to ty byłeś jej chłopakiem-Katherine pojawiła się obok mnie.
-Więc ci nie powiem-mruknąłem. 
-Czy ty się w ogóle szanujesz? Jak można spotykać się z dziwką?-pokręciła głową.
-Możemy zmienić temat-warknąłem.
-Jak chcesz, ale muszę ci powiedzieć, że masz strasznie kiepski gust, Bieber-pokręciła głową. Niedopałek zdeptałem butem.
-Ja bym tego nie powiedział-uśmiechnąłem się cwanie. Nie rozumiem tego, przed chwilą byłem wściekły. Co się dzieje?
-Czy w twoim słowniku istnieje inne zdanie, niż to :"Ja bym tego nie powiedział"-zaczęła mnie parodiować.
-Istnieje. Chcesz wiedzieć jakie?-uniosłem brew.
-Wolę nie ryzykować.
-Jak chcesz-wzruszyłem ramionami.-Ale dla twojej informacji, nie mam kiepskiego gustu.
-Akurat-prychnęła. Przybliżyłem się do niej.
-Mam ciebie, kochanie. To nie jest oznaka kiepskiego gustu-objąłem ją w talii.
-Oczywiście-przewróciła oczami-Teraz możesz mnie puścić.
-Wątpię w to.
-Justin, co tu się kurwa dzieje?-usłyszałem głos Jennifer za sobą. Jeszcze jej tu brakuje. O Boże! Puściłem Katherine i obróciłem się w stronę Benson.
-Nic-wzruszyłem ramionami.
-Co ona tu robi?-wysyczała.
-Masz problemy ze wzrokiem? Stoję, idiotko-syknęła. Z trudem się powstrzymywałem od wybuchnięcia śmiechem.
-Z czego się cieszysz?-Jennifer była wściekła.
-Z niczego-podniosłem ręce w geście obronnym. 
-Policzymy się za to-warknęła i wyszła.
-Idź za nią. Szansa na darmowy seks ci ucieka-do moich uszu dotarł śmiech Katherine.
-I tak do mnie wróci-wzruszyłem ramionami.
-Dupek z ciebie-pokręciła głową.
-Mówiłem ci, że nie jest moją dziewczyną. Nie zmuszam jej do tego.
-Nie ważne-machnęła ręką.-Mam cię dość-potem wyszła. Uśmiechnąłem się do siebie. Ona będzie moja.

*Katherine*

Nie cierpię Jennifer, ale to jak on ją traktuje... Czemu ona mu na to pozwala? Naprawdę nie rozumiem. Weszłam z powrotem do środka. Skierowałam się do kuchni. Strasznie chciało mi się pić. Jakaś para obściskiwała się na blacie.
-Ludzie, jeżeli chcecie się pieprzyć to nie tutaj-oderwali się do siebie i wyszli. Nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam duszkiem. Procenty mogą poczekać, chociaż nie jestem pewna czy do końca wytrzeźwiałam po wczorajszym. Przeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Jak na zawołanie obok mnie pojawił się Justin. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to w co był ubrany.
-Mówiłam ci, że mam cię dość-jęknęłam.
-To jest mój dom i mogę siedzieć gdzie chcę-wzruszył ramionami. Chciałam mu odpyskować, ale moją uwagę zwróciła Rose, która flirtowała z jakimś chłopakiem. Zaraz, zaraz to jest Mike. Tylko co on tu robi? Wstałam i podeszłam do nich.
-Rose, kochana, miej odrobinę godności, ale jak widać nie potrafisz, więc mam dla ciebie radę. Domy publiczne stoją dla ciebie otworem-uśmiechnęłam się ironicznie. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Evans pociągnął mnie na taras.
-Możesz mi powiedzieć, czemu nie odbierasz moich telefonów?
-Zostawiłam telefon w domu-wzruszyłam ramionami. -Co ty tutaj robisz?-przecież jeszcze niedawno był w L.A.
-Przyleciałem, a jak myślisz-przewrócił oczami.-Możesz mi powiedzieć co się dzieje?
-Nic-wzruszyłam ramionami.
-I to dlatego dzwoniłaś do mnie dzisiaj? Nie jestem głupi-skrzyżował ręce na piersi.  Za nim stał Justin, który wszystkiemu się przysłuchiwał. 
-To nie jest ważne-posłałam mu wymowne spojrzenie. Mam nadzieję, że zrozumiał o co chodzi.
-Justin, mógłbyś stąd iść-Mike się odwrócił.
-Masz jakiś problem, Bieber-wysyczał.-Cudzych rozmów się nie podsłuchuje.
-To mój dom, więc wypierdalaj, Evans-zacisnął pięści.
-Nie będę się kłócił z idiotą-westchnął.-Pogadamy później-spojrzał na mnie. Skinęłam głową, a on wyszedł.
-Możesz mi powiedzieć o co wam chodzi?-posłałam mu pytające spojrzenie.
-Po prostu mnie wkurwia-wzruszył ramionami. Potem w końcu udało mi się znaleźć Megan i Louis'a. We czwórkę bawiliśmy się do samego rana. To było dziwne, bo nie pokłóciłam się z Justin'em ani razu. Czy my zaczynamy się dogadywać?
______________________
Rozdział taki trochę drama time :)
W końcu pojawia się Rose. Co o niej myślicie?
Słuchajcie, nie bardzo rozumiem czemu zadajecie TAKIE pytania Justin'owi. Czegoś takiego się nie spodziewałam, ale nie stawiałam żadnych ograniczeń odnośnie pytań i tak zostanie. Tylko jedno. Co z resztą bohaterów? Przypominam wam, że nie występuje tu tylko Justin :)
To chyba wszystko.
Do następnego <3