19 grudnia 2014

Sixty Two : "Nie zapomnę. Jestem w ciąży"

Serce podeszło Katherine do gardła, kiedy stanęła przed jej drzwiami. Nie wiedziała co mam robić. Nadal była w szoku. Kurczowo ścisnęła rączkę walizki lewą ręką. Uniosła prawą dłoń i zapukała w drzwi. Czekała kilka chwil, ale nic się nie zdarzyło. Wzięła kilka głębszych wdechów i nacisnęła na dzwonek. Kilka chwil później drzwi się otworzyły i stanęła w nich zaspana Aurora. Ubrana w spodnie od piżamy w niebieską kratę i szary top, przecierała ręką oczy. Nic dziwnego w końcu była trzecia rano.
-Katherine, co ty tu robisz?-była zdziwiona.
-Mogę u ciebie zostać?-Katherine starała się brzmieć normalnie.
-Oczywiście. Wchodź do środka-uśmiechnęła się. Katherine chwyciła walizkę i przekroczyła próg jej mieszkania. 
-Siadaj i mów co się stało-głos Aurory był stanowczy.
-Czy musi się coś stać, żebym musiała do ciebie przyjechać?-Katherine próbowała udawać rozbawienie.
-Znam cię, Kathy. Co się stało?-zapytała, kiedy usiadły na kanapie. Wtedy Katherine nie wytrzymała, a łzy zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Aurora natychmiast ją przytuliła i zaczęła pocierać jej plecy. 
Katherine płakała i krztusiła się łzami. Czuła się jakby cały jej świat rozpadł się na kawałki. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Kolejny raz w jej głowie pojawiły się myśli o samobójstwie, ale nie mogła tego zrobić. Na pewno nie w tej sytuacji. 
Po kilkunastu minutach uspokoiła się, ale łzy nadal spływały po jej policzkach.
-Katherine, powiedz mi co się stał, chociaż w tym momencie boję się tego słuchać-Aurora stresowała się coraz bardziej.
Znała Katherine, ona  płakała tylko wtedy kiedy coś bolało ją tak bardzo, że nie zostawało jej nic oprócz płaczu. Ostatnim razem widziała ją taką po śmierci jej rodziców, a potem Briana. Katherine wzięła głęboki wdech. To co za chwilę miała powiedzieć ciotce nie było dla niej łatwe. Aurora przełknęła ślinę, podświadomie czuła, że nie jest to nic przyjemnego.
Katherine opowiedziała jej o wszystkim. O tym jak Justin ją zgwałcił i jak do tego doszło, o tym że Megan oskarżyła ją o śmierć Benson i o tym, że próbowała popełnić samobójstwo. Nie pominęła niczego. Musiała to z siebie wyrzucić.

Po wszystkim Aurora przytuliła ją ponownie. Wtedy Katherine wybuchła płaczem po raz kolejny. Myślała o tym czemu spotyka ją to wszystko. Jej zdaniem była to kara od Boga za te wszystkie zbrodnie, które popełniła. W tym momencie bardzo chciała cofnąć czas.
Aurora powstrzymywała się by nie wybuchnąć złością. Nie mogła uwierzyć, że Justin był w stanie zrobić Katherine coś takiego. 
-Kathy, spokojnie. Przyjdzie czas, kiedy zapomnisz-Aurora kołysała ją w swoich ramionach.
-Nie zapomnę. Jestem w ciąży-kolejny raz Katherine krztusiła się łzami. Aurora na moment zamarła. Czuła się jakby dostała czymś w głowę, a to było tylko przywidzeniem. Niestety to była prawda. Katherine przeżywała to samo co ona kiedyś. Nie potrafiła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Wiesz co jest w tym najgorsze? Że za nim tęsknie i go kurwa kocham-warknęła i wstała z kanapy. Chwyciła walizkę i schodami udała się na górę.
Aurora przez kilka kolejnych minut siedziała jak zaczarowana. Nie mogła się ruszyć. Szok ogarnął jej ciało. 
W końcu chwyciła za telefon, który leżał na niedużym szklanym stoliku i wybrała numer Justina. Nie interesowało jej co teraz robi, ani która jest godzina. Gdyby była teraz w Stratford udusiłaby go za to co zrobił.
Justin nie mógł spać. Jak każdej nocy przewracał się z boku na bok. Dobijało go to, że Katherine nie ma obok, a on nie ma jak jej przeprosić i błagać, żeby mu wybaczyła. Tak właśnie. Był w stanie błagać ją na kolanach. 
Odebrał od razu, kiedy na ekranie zobaczył nazwę kontaktu.
-Halo?
-Jak mogłeś to zrobić?! W życiu się tego nie spodziewałam! Powinieneś się cieszyć, że żyjesz!-Aurora była wściekła, ale nie mogła krzyczeć, bo na górze była Katherine.
-Ale o co chodzi?
-Nie udawaj idioty!Zgwałciłeś Katherine!
-Skąd o tym wiesz?-westchnął ciężko.
-Powiedziała mi, a jak myślisz-głos Aurory przepełniony był jadem. Zawsze traktowała go jak własne dziecko, tak samo jak Megan czy Louisa, i nie mogła uwierzyć, że Justin posunął się do czegoś takiego?
-Katherine jest u ciebie?-Justin od razu się ożywił. Aurora chciała w tym momencie palnąć sobie w łeb. Justin nie był głupi i domyślił się od razu. 
-Nie, nie ma jej tutaj-nie uwierzył jej.
-Błagam cię, powiedz mi prawdę. Muszę wiedzieć gdzie ona jest-głos mu się łamał.
-Po co chcesz to wiedzieć?-warknęła.
-Kocham ją i chce to naprawić. 
-Módl się, żebyś miał do tego okazję-syknęła i się rozłączyła. Wiedziała, że jeżeli Justin naprawdę kochał Katherine i naprawdę zależało mu na jej wybaczeniu to musiał się postarać, bo Katherine należała do tych osób, które nie wybaczają łatwo albo nie robią tego wcale.

Katherine podniosła się powoli z podłogi w łazience. Przemyła twarz wodą i dokładnie umyła zęby. Nie znosiła porannych mdłości. Już kilka dni temu zaczęła coś podejrzewać. Na początku wmawiała sobie zatrucie, ale potem myśli o tym, że nosi w sobie dziecko zaczęły nawiedzać ją coraz częściej. Mimo wszystko nie mogła uwierzyć, kiedy lekarka w szpitalu potwierdziła jej przypuszczenia. Ubrała szare dresy i niebieską bluzę z kapturem przez głowę. Nie widziała sensu w nakładaniu makijażu, z resztą od momentu wyjazdu ze Stratford przestała zwracać na to uwagę. Zeszła na dół. W kuchni zastała ciotkę.
-Jak się czujesz?-Katherine zajęła miejsce na krześle za stołem.
-Nijak-wzruszyła ramionami. Po wczorajszym wybuchu płaczu czuła się odrobinę lepiej, ale nie na tyle żeby chociaż spróbować normalnie funkcjonować. Siedziała, opierając brodę na kolanie, nogi przyciągniętej do klatki piersiowej, i wpatrywała się w ścianę. 
-Jesteś głodna?-Aurora chciała zrobić cokolwiek, żeby wyciągnąć ją z tego stanu. Nie chciała, żeby Katherine zamknęła się w sobie ponownie. I pomimo wszystko to właśnie dzięki Justinowi ponownie się otworzyła. Carter cierpiała patrząc na swoją siostrzenicę. W pamięci nadal miała to co sama przeszła. Bała się, że Katherine zrobi coś głupiego, bo przecież tak niewiele brakowało, a już teraz byłaby martwa.
-Chyba-Katherine kolejny raz wzruszyła ramionami.
-Wiesz, że musisz jeść-Aurora westchnęła ciężko.
-Wiem do cholery!-Katherine uderzyła pięścią w stół. 
-Nie traktuj mnie jak dziecka. Wiem co powinnam robić-warknęła.
-Katherine, nie powinnaś się denerwować-Aurora nie miała pojęcia jak jej pomóc. 
-Wiem-Pierce wróciła do poprzedniej pozycji. Katherine sama nie wiedziała co ma robić. Nie widziała siebie w roli matki. Przecież była mordercą, pozbawiała ludzi życia, a teraz miała je dać.
-Co zamierzasz teraz zrobić?-Aurora postawiła przed nią kubek z herbatą i zajęła miejsce naprzeciwko niej.
-Nie mam pojęcia-mruknęła w odpowiedzi.
-Chcesz usunąć ciążę?-głos Aurory zadrżał, kiedy wypowiadała te słowa. Katherine gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na ciotkę z mordem w oczach.
-Za kogo ty mnie masz?-syknęła. -W życiu nie skrzywdziłabym dziecka. Ono nie jest niczemu winne-pokręciła głową. Aurora uspokoiła się. Wiedziała, że Pierce tego nie zrobi, ale mimo wszystko chciała się upewnić.
Katherine pociągnęła niewielki łyk ciepłego napoju. Jej zaciśnięty żołądek zaczął się rozluźniać.
Po kilku minutach Aurora zdołała namówić Katherine do zjedzenia jogurtu. I jak na razie była to jedyna rzecz, którą żołądek Katherine był w stanie przyjąć.
-Mam nadzieję, że wiesz, że teraz nie możesz pracować dla twojego ojca-Aurora skrzywiła się.
-Wiem przecież-Katherine przewróciła oczami. -Już nie pracuję i Luke o tym wie.

Katherine leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Próbowała sobie wyobrazić jak będzie wyglądało jej życie, kiedy ta malutka kruszynka przyjdzie na świat, ale nie potrafiła. Nie potrafiła wyobrazić sobie momentu, kiedy będzie trzymała tą małą istotkę na rękach. A już na pewno nie chciała myśleć o reakcji Justina. W końcu miał prawo wiedzieć, ale na pewno nie teraz. Zastanawiała się czy w ogóle mu powiedzieć. Najlepszym wyjściem dla niej było po prostu przemilczeć fakt, że będą mieli dziecko i dać mu znać, kiedy maluch pojawi się na świecie. Katherine nie była gotowa na spotkanie z Justinem. Nawet jeżeli bardzo za nim tęskniła. 

W pewnym momencie złapała telefon w dłoń i zaczęła przeglądać galerię. Wpatrywała się w ich wspólne zdjęcia, a na jej twarzy uformował się delikatny uśmiech. Czuła się dokładnie tak samo po śmierci Briana. Wtedy też wpatrywała się w jego zdjęcia, z tą różnicą że Justin żył. Zaraz potem wyrzuciła telefon, który upadł na podłogę.
-Dlaczego? Do jasnej cholery, dlaczego?-z jej oczu znowu zaczęły wypływać łzy.

Katherine po spacerze wchodziła schodami do góry. Pierwszy raz od kilku dni wyszła z domu. Powoli przemierzała schody. Jej serce zatrzymało się, kiedy dostrzegła Justina siedzącego pod drzwiami mieszkania jej ciotki. Przełknęła ślinę i jak najszybciej się wycofała. Wybiegła z budynku. Nie mogła uwierzyć, że on tam jest. Ale jakim cudem ją znalazł? Zastanawiała się czy Aurora ją wydała. Chociaż nie byłoby to możliwe. Carter nie mogłaby jej tego zrobić. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała jej numer.
-Katherine, stało się coś?
-Ciociu, Justin tu jest-wyrzuciła na jednym tchu.
-Jak to? Gdzie jest?
-Wyszłam na spacer, a kiedy wracałam to zauważyłam go pod drzwiami. Siedzi tam. Powiedz mi, powiedziałaś mu gdzie jestem?-ton jej głosu był wręcz błagalny.
-Oczywiście, że nie. Poczekaj na mnie zaraz tam będę-rozłączyła się. 

Kilkanaście minut później Aurora wysiadła z taksówki. Od razu skierowała się schodami do swojego mieszkania. Justin stanął na równe nogi, kiedy tylko ją zauważył.
-Justin, co ty tu robisz?-ton jej głosu był spokojny. Po tym co powiedziała jej Katherine Aurora zaczęła myśleć. Nie mogła winić tylko Justina. Katherine też była winna temu co się stało, ale mimo wszystko Justin nigdy nie powinien był posunąć się do czegoś takiego.
-Chce wiedzieć czy Katherine tu jest-nie zamierzał odpuścić. Nie wierzył w słowa Aurory. Skoro ona wiedziała o tym co się stało to Justin był przekonany, że  nie puściłaby Katherine od tak po prostu.
-Mówiłam ci, że jej tu nie ma-modliła się, żeby udało mu się go przekonać.
-Nie wierzę ci-pokręcił głową.
-Nie ma jej tutaj!-warknęła. -Z resztą wątpię, żeby chciała cię widzieć.
-Przekaż jej, że się o nią martwię i zrobię wszystko, żeby to naprawić-włożył ręce do kieszeni i skierował się do wyjścia z budynku. 

~~~~~~~~~~
yyyy idk co mam powiedzieć jeżeli chodzi o ten rozdział xd

Love Can Change Your Life teraz również na wattpad.com :)

link

Nie ma tam jeszcze wszystkich rozdziałów, ale postaram się dodać je w najbliższym czasie.
Od teraz rozdziały będę publikować tutaj i tam :)

Z okazji świąt życzę wam przede wszystkim spełnienia marzeń. Nigdy się i nie poddawajcie i walczcie do końca. Poza tym życzę wam samych radosnych dni i uśmiechu na twarzy, prezentów, które chcieliście dostać i wszystkiego czego sobie tylko życzycie :)
Wesołych Świąt, aniołki xx

Kolejny rozdział prawdopodobnie w wigilię, ale nic nie obiecuję



13 grudnia 2014

Sixty One: Wypadek i piosenka

Pochyła czcionka to wspomnienie Katherine.





Megan siedziała przy stoliku w kawiarni i czekała na Katherine. Kolejny raz spojrzała na ekran telefonu. Spóźniała się już 35 minut. Megan zaczęła się martwić. Katherine nigdy się nie spóźniała, zawsze była punktualna jak zegarek. Dziwne przeczucie nie dawało jej spokoju. To uczucie, kiedy wiesz, że coś jest nie tak, że coś stało się bliskiej ci osobie. I właśnie coś takiego odczuwała Megan. Jej paznokcie nerwowo stukały o blat stolika. Podskoczyła, kiedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Jej serce stanęło, kiedy przeczytała jej treść.

Od: Katherine
Przepraszam, że się nie zjawiłam, ale miałam wypadek. Jestem w szpitalu

Przez chwilę wpatrywała się pustym wzrokiem w ekran, a zaraz potem wybiegła z kawiarni w pośpiechu i wsiadła do samochodu. Po drodze złamała mnóstwo przepisów, ale nie miało to dla niej znaczenia. Uspokajała ją myśl, że wypadek nie był tak bardzo poważny skoro napisała do niej smsa. Pośpiesznie zaparkowała auto na parkingu przed szpitalem i wbiegła do budynku. Podeszła do wysokiego biurka, za którym siedziała mniej więcej 25 letnia, ruda dziewczyna.
-Chciałabym się dowiedzieć gdzie znajduje się Katherine Pierce-dziewczyna leniwie przeniosła wzrok z monitora komputera na Megan.
-Jesteś kimś z rodziny?-zapytała znudzonym głosem i zakręciła kosmyk włosów na palcu.
-Nie.
-To mi nie przeszkadzaj-zwróciła głowę w kierunku monitora.
-Suka. Kto was tutaj zatrudnia?-Megan mruknęła sama do siebie i przechodząc korytarzem sprawdzała każdą sale. Zatrzymała się, kiedy zobaczyła jasno brązowe włosy opadające na plecy dziewczyny, ubrana była w granatowe szorty z wysokim stanem, biały top i czarne trampki. Rozmawiała z kobietą w białym kitlu. Megan nie wiedziała kim jest, ale wydawała się jej dziwnie znajoma. Kiedy się odwróciła, Megan zatkało. To była Katherine. Johnson szybkim krokiem do niej podeszła, kiedy lekarka zniknęła z pola widzenia..
-Matko Boska, Katherine! Nic ci nie jest?!-Megan nie mogła pohamować emocji. Była szczęśliwa, że widzi przyjaciółkę całą i zdrową.
-Nic mi nie jest-delikatnym uśmiechem próbowała ukryć szok i zdenerwowanie z powodu tego co usłyszała kilka minut temu. I wiedziała, że Megan nic nie zauważy, bo jedyną osobą, która wiedziała kiedy Katherine kłamie był Justin.
-Przestraszyłaś mnie-Megan przytuliła się do Pierce. 
-Wiem. Przepraszam-Katherine odwzajemniła uścisk. Megan dopiero teraz zauważyła niewielki opatrunek na łuku brwiowym Katherine.
-Powiedz mi do cholery, co się stało? Jaki wypadek?
-Przecież nie będziemy o tym rozmawiać tutaj-pokręciła głową z rozbawieniem. Udawanie przychodziło Katherine naturalnie.
-Masz rację-Megan złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w stronę wyjścia.
-Gdzie jedziemy?-zapytała Katherine, kiedy wsiadły do samochodu Johnson.
-Do mnie. Louisa nie ma, więc będziemy mogły spokojnie porozmawiać-Katherine tylko westchnęła.
-Spokojnie, Justin nie wie, że tu jesteś-ścisnęła pocieszająco jej rękę. Mimo wszystko Megan zabolało to, że Katherine jej nie ufała. Podczas jazdy panowała między nimi cisza. Katherine wpatrywała się w szybę i miała nadzieję, że nigdzie nie spotka Justina. Wiedziała też, że będzie musiała kłamać, bo przecież nie mogła powiedzieć Megan prawdy.
Zanim weszły do środka, Katherine pośpiesznie rozejrzała się po okolicy. Musiała się upewnić, że Justina nie ma w pobliżu.
-Teraz musisz powiedzieć mi wszystko-zajęły miejsca na kanapie.
-Jak doszło do tego wypadku?
-Miałam jakiś problem z hamulcami i wjechałam na drzewo-oczywiste kłamstwo. Katherine nie zamierzała jej mówić tego, co wydarzyło się naprawdę.

Im bardziej Katherine zbliżała się do Stratford, tym bardziej się stresowała. Ufała Megan, ale zawsze zostawał cień niepewności. Bała się tego spotkania. Na pewno nie mogła podać Johnson prawdziwego powodu wyjazdu. To, że Megan podejrzewała ją o śmierć Jennifer było świetnym pretekstem, ale drugim, poważniejszym powodem było to co zaszło pomiędzy nią a Justinem. Katherine pochyliła się w prawą stronę, żeby włączyć radio. Musiała czymś wypełnić ciszę, która sprawiała, że myślała i rozpamiętywała to wszystko jeszcze bardziej. Kiedy wróciła do poprzedniej pozycji, z jej lewej strony pojawiło się auto. Kierowca jechał tak blisko, że samochody prawie się stykały. Kiedy Katherine spojrzała kto siedzi za kierownicą, jej szczęka się zacisnęła.

Alison nie mogła odpuścić Katherine. Ogarnęła ją żądza zemsty, którą mogła zaspokoić tylko śmierć Katherine. Smith postawiła sobie za punkt honoru pozbycie się Pierce. W głowie nadal miała moment, kiedy odebrała telefon od nieznanej dziewczyny, która wypowiedziała jedno zdanie. Jedno zdanie, które wyryło się głęboko w jej pamięci.
"Katherine Pierce odbiła ci narzeczonego"
Nie mogła puścić jej płazem brutalnej śmierci Mike'a.
Ostro skręciła w prawo, tym samym obijając bok samochodu Katherine. Pierce odwdzięczyła się jej tym samym. Na chwilę samochód Alison zniknął jej z oczu. Zaraz potem poczuła kolejne mocne uderzenie. Straciła panowanie nad kierownicą, wydała z siebie zduszony okrzyk, a jej auto zderzyło się z drzewem. Ciało Katherine poleciało do przodu. Jej głowa zderzyła się z szybą, przez co rozcięła sobie głowę, a jej klatka piersiowa- z kierownicą. Zaraz potem odrzuciło ją z powrotem na fotel. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Odpięła pasy, otworzyła drzwi i powoli wysiadła. Kiedy tylko stanęła na nogach, pochłonęła ją ciemność. 

-Ale jak to hamulce?-Megan nie była przekonana.
-Nie wiem, nie znam się na tym-Katherine wzruszyła ramionami.
-Dobra-westchnęła. -Teraz chciałam cię przeprosić. Wiesz, że nie patrzę na ciebie jak na potwora. Byłam zdenerwowana. Chciałam się upewnić czy w nic się nie wpakowałaś... Katherine, dopiero potem do mnie dotarło, że zanim zginęła schodziłyście sobie z drogi. Nie pomyślałam wtedy o tym-pokręciła głową.
-Dobra, zapomnijmy o tym-Katherine machnęła lekceważąco ręką, -Powiedz mi, w taki razie kto to zrobił?
-Rose-oczy Katherine się rozszerzyły. W tym momencie obiecała sobie, że tak tego nie zostawi. Stewart musiała za to zapłacić. Katherine wiedziała, że Jennifer zakochała się w Justinie i najzwyczajniej bała się go stracić. Kiedyś na pewno by się z niego wyleczyła, ale to nie był powód, żeby pozbawiać ją życia. Katherine zabiła wiele osób, ale tak jak powiedział jej Justin, żadna z nich nie umierała bez powodu.
-Chyba sobie żartujesz?!
-Nie. Znaleźli jej DNA i są pewni, że to ona. Teraz szuka jej policja.
-Katherine, nie zmieniaj tematu. Dlaczego wyjechałaś?-w oczach Megan Katherine widziała ogromny smutek.
-Megy, to miasto nie kojarzy mi się z niczym przyjemnym-westchnęła.
-Wrócisz?-zapytała z nadzieją.
-Nie. I nie namawiaj mnie, bo to nie ma sensu. Nie zerwę z tobą kontaktu, ale nie mam tu po co wracać-Megan pokręciła głową. Z jednej strony cieszyła się, że Katherine zamierza utrzymywać z nią kontakt, ale z drugiej miała być daleko, nie trzy domy dalej, nie tak blisko.
-Mam do ciebie pytanie-Katherine potarła dłonie ze zdenerwowania.-Co z Justinem?
-Słuchaj, nie wiem co się między wami stało, bo on nic mi nie powiedział i domyślam się, że ty też tego nie zrobisz-westchnęła.
-Pokłóciliśmy się i jak na razie nie mam ochoty na niego patrzeć-przerwała jej, ale zaraz potem dała jej znak, żeby kontynuowała.
-Od kiedy cię nie ma prawie nie wychodzi z domu. Ciągle się wścieka, nawet bez powodu i wgapia się w twoje zdjęcia-na koniec na twarzy Megan pojawił się uśmiech. Nadal chciała ich zeswatać i była pewna, że się jej to udało tylko trzeba było ich uświadomić.
-Że co robi?-Katherine nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Z jednej strony cieszyła się, że Justin jakoś się trzyma, a z drugiej była w szoku.
-Wgapia się w twoje zdjęcia. Justin się zakochał-zaćwierkała radośnie.
-Zamknij się!-Katherine pokręciła głową. Nie potrafiła uwierzyć w słowa Megan.
-Ale teraz mów co u ciebie?
-Więc-przeciągnęła.
-Megan mów wreszcie.
-Oj, dobra. Jestem w ciąży-Katherine najpierw patrzyła na przyjaciółkę w szoku, a potem przytuliła ją.
-Gratuluję. Który to miesiąc?
-Drugi.
Potem ich rozmowa zeszła na inne tematy. Megan wiedziała, że Justin miał rację. Nic nie wiedziała o Katherine i chciała to zmienić.


Katherine zatrzymała się przed drzwiami swojego domu. Chciała odpocząć, odespać cały dzisiejszy dzień. Wiedziała, że najpóźniej jutro będzie musiała opuścić Stratford. Próbowała przekręcić klucz w zamku, ale drzwi były otwarte. Lekko je pchnęła i po cichu weszła do środka. Od razu do jej uszu dotarły dźwięki pianina. Na myśl przyszła jej tylko jedna osoba-Justin. Mimo, że jej głowa krzyczała "uciekaj", jej nogi same zaczęły się posuwać po podłodze w stronę jej pokoju. Drzwi były otwarte. Katherine stanęła w progu i wpatrywała się w plecy Justina. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Jego palce sprawnie poruszały się po klawiszach. Serce Katherine zaczęło bić w przyśpieszonym tempie, kiedy usłyszała jego głos.


muzyka


Thay say that hate has been sent
So let loose the talk of love
(Of love, of love)
Before they outlaw the kiss, baby give me one last hug
(Last hug, last hug)
Theres a dream, that I've been chasing 
Want so badly, for it to be reality
(Reality, reality)
And when you hold my hand, then I understand that it's meant to be
'Cause baby when you're with me..

It's like an angel came by and took me to Heaven
(Like you took me to Heaven, girl)
'Cause when I stare in your eyes, it couldn't be better
(I don't want you to go, oooh no, Soo)

Let the music blast
We gon' do our dance
Bring the doubters on, they don't matter at all
'Cause this life's too long, and this love's too strong
So baby know for sure,
That I'll never let you go

I got my favorite girl
Not feeling, no pain, no fear
(No fear, no fear)
Don't have a care in the world
Why would I when you are here?
(Are here, are here)
Theres a moment I've been chasing 
And I finally caught it out on this floor
(This floor, this floor)
Baby theres no hesitation, no reservation
By taking a chance and more
Ohh no, because

It's like an angel came by and took me to Heaven
(Like you, took me to Heaven, girl..)
'Cause when I stare in your eyes, it couldn't be better
(I don't want you to go, oh no, Soo)

Let the music blast
We gon' do our dance
Bring the doubters on, they don't matter at all
'Cause this life's too long, and this love's too strong
So baby know for sure,
That I'll never let you go

It's like an angel came by and took me to heaven
(Like you took me to heaven, girl)
'Cause when I stare in your eyes, it couldn't be better 
(I don't want you yo go, ooh no, Soo)

Take my hand(take my hand)
Let's just dance(let's just dance)
Watch my feet(watch my feet)
Follow me(follow me)
Don't be scared(don't be scared)
Girl I'm here(girl I'm here)
If you didn't know, this is LOOOOOOOOVE!

Let the music blast
We gon' do our dance
Bring the doubters on, they don't matter at all
'Cause this life's too long, and this love's too strong
So baby know for sure,
That I'll never let you go

So don't fear
Don't you worry 'bout a thing 
I'm here, right here
I'll never let you go
Don't shed a tear,
Whenever you need me, I'll be here
I'll never let you go
Ooh no
Ooh no
Oooh
I'll never let you go
Ooh no
Ooh no
Oooh
I'LL NEVER LET YOU GO!


 Oddech Katherine przyśpieszył, a jej żołądek zacisnął się w supeł, kiedy muzyka ucichła.
-Napisałem to dla niej. Boże, wiem że spieprzyłem, ale błagam cię, sprowadź Kathy z powrotem. Kocham ją i zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła, bo ja nie potrafię wybaczyć sobie-westchnął i zamknął klapę pianina. Kiedy Justin się odwrócił, nikogo już za nim nie było.
Katherine zatrzymała się dopiero w okolicy cmentarza. Zamówiła taksówkę, kiedy jej oddech się uspokoił. Musiała stąd wyjechać jak najszybciej. Uciekała po raz kolejny, ale musiała. Nie mogła tu zostać dłużej. Bała się, że Justin ją widział, a po tym co usłyszała nabrała pewności, że będzie jej szukał. Bała się, że mu wybaczy, tego że mogliby być razem, tego że Justin mógłby ją zostawić tak jak Brian. Bała się samotności, a przede wszystkim bała się miłości. A raczej bała się do niej przyznać.


*Megan*

Próbowałam się skupić na czymkolwiek, ale w głowie miałam dzisiejsze dziwne zachowanie Katherine. Nie rozumiałam dlaczego nie chciała widzieć Justina, ale to na pewno nie to było powodem jej zachowania. Nawet kiedy kłóciła się z Justinem nie stresowała się, że mogła go spotkać, bo przecież mieszkali naprzeciwko siebie i to było możliwe. Coś musiało się stać w tym szpitalu. Zerwałam się z kanapy i z prędkością światła wsiadłam do auta. Kilka minut później byłam już w budynku. Miałam chyba ogromne szczęście, bo na korytarzu spotkałam tą samą lekarkę, która rozmawiała dzisiaj z Katherine.
-Przepraszam?
-O co chodzi?-uśmiechnęła się.
-Chodzi mi o pani dzisiejszą pacjentkę-Katherine Pierce.
-Jest pani kimś z rodziny?-mój puls przyśpieszył.
Myśl, Megan! Myśl!
-To moja siostra-uf udało mi się. Przebywałam z Katherine wystarczająco długo, żeby zacząć wymyślać kłamstwa na poczekaniu.
-Martwię się o nią. Wyszła stąd zdenerwowana i nie wiem dlaczego.
-Cóż jej ogólny stan zdrowia jest dobry...
To co usłyszałam potem zwaliło mnie z nóg. Zamrugałam kilka razy, ale to działo się naprawdę.



~~~~~~~~
Jak myślicie co usłyszała Megan?
Innego nagrania nie znalazłam, więc jest takie :) 
Wiem, że przez to że was nie poinformowałam część z was przestała tu zaglądać... Liczyłam się z tym, ale obiecałam wam że doprowadzę to ff do końca. Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze ze mną jest ehh
Następny za tydzień w sobotę <3



7 grudnia 2014

Sixty:"Więc będę jutro, ale ani słowa komukolwiek, zwłaszcza Bieberowi"

Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale akurat teraz mam chwilowy dostemp do komputera. Nie miałam jak was powiadomić, że mnie nie będzie. Przepraszam.
Następny rozdział będzie już terminowo w sobotę. Przepraszam jeszcze raz misie x
notka pod rozdziałem :)
Ps. nie sprawdzałam dokładnie, więc mogą być błędy



-Louis, czy ty rozmawiasz z Katherine?!-Tomlinson usłyszał za plecami podniesiony głos Megan. Kiedy Katherine usłyszała głos Megan w słuchawce,  rozłączyła się. Louis odsunął telefon od ucha i schował go do kieszeni. Westchnął ciężko i powoli obrócił się w stronę Johnson.
-Nie to nie była Katherine-próbował się wykręcić.
-Nie kłam! Miałeś z nią kontakt przez cały ten czas?!-wrzasnęła. Na jej twarzy malowała się złość.
-Megan, ja...-chciał jej wszystko wytłumaczyć, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa.
-Co Megan? Cały ten czas miałeś z nią kontakt i nic mi nie powiedziałeś! Dobrze wiedziałeś, że chce z nią porozmawiać i ją przeprosić! Ile czasu miałeś zamiar milczeć?! Wiesz gdzie ona jest?!
-Megan, nie mogłem ci powiedzieć, bo obiecałem Katherine.
-Wiesz gdzie ona jest czy nie?!-nie zwracała uwagi na to co do niej mówi.
-Nie wiem-warknął. -Myślisz, że przyjemnie mi było to ukrywać?! Chciałem ci powiedzieć, ale nie mogłem! Obiecałem jej! Katherine nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział-krzyknął. Megan w szoku otworzyła usta. Pierwszy raz słyszała, żeby Louis krzyczał.
-To nie możliwe-pokręciła głową. -Louis, błagam cię powiedz czemu wyjechała.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że nie chciała, żebyś ty albo Justin dowiedzieli się gdzie jest.
-Proszę cie, podaj mi jej numer. Błagam cię. Ja muszę z nią porozmawiać-popatrzyła na niego błagalnie.
-Megan, nie mogę tego zrobić-pokręcił głową.
-Skurwiel-warknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem szła przed siebie. Nie zastanawiała się gdzie idzie. Była wściekła i nie panowała nad sobą. Nie mogła zrozumieć jak Louis mógł okłamywać ją tyle czasu. Usiadła na schodkach przed domem Katherine i wzięła kilka głębokich wdechów. Musiała się uspokoić i pomyśleć, a w tym momencie nie była w stanie.
Po kilku minutach jej oddech się unormował. Patrzyła w jeden nieokreślony punkt i zaczęła się zastanawiać. Rozumiała postępowanie Louisa. Gdyby obiecała coś Katherine też nie mogłaby złamać obietnicy. Ale nadal zastanawiało ją dlaczego Katherine wyjechała. Zaczęła szukać drugiego dna, bo przecież Pierce nie mogła wyjechać tylko z jej powodu. Po tym jak wyrzuciła ją z domu mogła się do niej nie odzywać, ignorować ją, a nawet ją zwyzywać, ale Megan nie widziała w tym wystarczającego powodu do wyjazdu. Z resztą Katherine chciała, żeby Justin też nie wiedział gdzie jest. Megan była pewna, że coś musiało zajść między Pierce a Justinem. Nie miała pojęcia co, bo przecież zanim zniknęła ich stosunki były takie jak zawsze. I ta wersja wydarzeń świetnie pasowała jej do tej sytuacji. Od wyjazdu Katherine Justin ciągle chodził wściekły i praktycznie nie wychodził z domu. Musiała poznać prawdę za wszelką cenę i któreś z nich musi jej to powiedzieć. Najpierw zamierzała zmusić do tego Justina, chociaż była pewna, że szatyn nic jej nie powie. Ale zawsze miała plan B. Skoro Louis nie chciał dać jej numeru Pierce to weźmie go sobie sama.

*Justin


Siedziałem na kanapie z laptopem na kolanach i przeglądałem Instagrama. Musiałem zrobić cokolwiek, żeby przestać myśleć. Nie potrafiłem spać, bo w głowie ciągle miałem to co zrobiłem Katherine, to jak bardzo ją skrzywdziłem. Widziałem ją za każdym razem, kiedy tylko zamykałem oczy. Płakała i okaleczała się przeze mnie. Widziałem krew spływającą po jej nadgarstkach, łzy wypływające z jej ślicznych brązowych oczu. Za każdym razem powtarzała tylko jedno zdanie: "Nienawidzę cię, Justin". Wiele razy chciałem się upić, żeby oderwać się od tego chociaż na chwilę, ale za każdym razem przypominałem sobie to co napisała mi w dniu, kiedy próbowała popełnić samobójstwo. Prosiła mnie, więc się powstrzymywałem od sięgnięcia po alkohol. Otworzyłem usta w szoku, kiedy zobaczyłem zdjęcie, które wstawiła Emma.  


"Katherine nareszcie wróciła do naturalnego koloru :) "


Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Moje serce zaczęło bić szybciej. Mój aniołek, moja Kathy. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Była piękna. Podobała mi się w fioletowym kolorze włosów , ale teraz... Wpatrywałem się w ekran i nie mogłem, nie chciałem przestać. Teraz zaczęło mi jej brakować jeszcze bardziej. Przejechałem palcem po jej twarzy widocznej na ekranie.
-Przepraszam-wyszeptałem. Wtedy usłyszałem trzask zamykanych drzwi, a zaraz potem w salonie pojawiła się Megan.
-Teraz masz powiedzieć mi prawdę-ton jej głosu był stanowczy. Odstawiłem laptopa na stolik i podniosłem się z kanapy.
-O czym?-głupie pytanie, dobrze wiedziałem o czym chce rozmawiać.   
-Nie zgrywaj idioty-warknęła. -Coś musiało się stać między wami.
-Nawet jeżeli masz rację to nie jest twój interes!-syknąłem przez zaciśnięte zęby. 
-Co ty kurwa jej zrobiłeś?!-wrzasnęła.
-Wypierdalaj!-nie panowałem nad sobą. Poza tym nie mogłem jej powiedzieć, mi samemu te słowa nie mogły przejść przez gardło.
-Jeżeli się dowiem, że ją skrzywdziłeś to cię zamorduję!-nie musiała tego mówić. Sam miałem ochotę strzelić sobie w łeb.
-Wynoś się!-nie zareagowała. Wpatrywała się w ekran laptopa, na którym widoczne było zdjęcie Katherine. Podeszła bliżej i patrzyła w ekran kilka chwil, a potem wybiegła. Zdążyłem usłyszeć tylko jak mruknęła pod nosem:
-Kurwa, Emma wie gdzie ona jest.

Megan była zdeterminowana. Musiała natychmiast zobaczyć się z Emmą. Wbiegła do domu, zgarnęła kluczyki i wybiegła, ignorując Louisa. Wsiadła do auta i ruszyła z piskiem opon. Dwie minuty później zaparkowała przed klubem. Szybkim krokiem weszła do środka. Kiedy tylko jej wzrok zatrzymał się na Williamsie, szybko do niego podeszła, chociaż się go bała.
-Megan, jak miło cię widzieć-na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech.
-Mnie ciebie nie-nigdy za nim nie przepadała, a pracowała dla niego tylko dlatego, że brakowało jej kasy.
-Już tu nie pracujesz, więc co tu robisz?-skrzyżował ręce na piersi. Megan przełknęła ślinę. Bała się , kiedy Williams wpatrywał się w nią tym zimnym, pustym wzrokiem, który łagodniał tylko na widok Katherine. Ciągle miała w pamięci moment, kiedy dowiedział się, że podkradała towar. Johnson zmusiła się do mówienia, bo cel dla którego się tu znalazła był ważniejszy.
-Chcę się zobaczyć z Emmą-jej głos nie brzmiał pewnie, a Luke to wyczuł. Uwielbiał kiedy ludzie się go bali.
-Boisz się?-podszedł do niej tak, że teraz dzieliło ich zaledwie 5 centymetrów. Serce tłukło się  w klatce piersiowej Johnson.
-Gdzie jest Emma?-próbowała zignorować przerażenie, które wywoływała u niej osoba Williamsa. Luke pokręcił głową niezadowolony. Nie udało mu się jej przestraszyć.
-Wcale się nie boisz-stwierdził. Ton jego głosu wyrażał coś na kształt dumy.
-Gdzie jest Emma?-Megan zaczęła się irytować.
-Nie ma jej. Musiała wyjechać, żeby coś załatwić-wzruszył ramionami.
-Więc gdzie jest? Ona wie gdzie jest Katherine-nie mogła odpuścić, nie teraz kiedy była tak blisko.
-Po co chcesz wiedzieć gdzie jest moja córka? Ona nie chce się z tobą widzieć.
-Jak to córka?-oczy Megan rozszerzyły się w szoku.
-Nie wiedziałaś?-pokręciła przecząco głową w odpowiedzi.
-Dziwne. Justin wie, a ty nie, a podobno jesteś jej przyjaciółką-dopiero teraz dotarło do niej jak niewiele wiedziała o Katherine. Przyjaźnią się, a ona prawie nic o niej nie wie. W tym momencie zaczęła zadawać sobie pytanie gdzie była, kiedy to wszystko się działo.  
-Jak to Katherine nie chce się ze mną widzieć?
-Widocznie nie chce, a teraz wynoś się, bo nie mam zamiaru tracić na ciebie więcej czasu-warknął i zniknął za drzwiami jego biura. Megan westchnęła zrezygnowana. Teraz została jej tylko jedna możliwość, musi zdobyć telefon Louisa.

Tomlinson martwił się o Megan. Zdziwiło go jej zachowanie. Stres i to wszystko wcale jej nie służyły, bo przecież w ciąży nie powinna się denerwować. Johnson wróciła do domu i usiadła na kanapie. Chwilę potem obok niej zjawił się Louis.
-Przepraszam. Rozumiem. Obiecałeś jej-westchnęła.
-Skarbie, uspokój się. Nie możesz się denerwować-uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniła.
-Wiem. Emma wstawiła zdjęcie Katherine na Ig.
-Skąd wiesz?
-Byłam u Justina, ale nic mi nie powiedział. Widziałam to zdjęcie na jego laptopie. Emma musi z nią być, więc do niej pojechałam, ale Williams stwierdził, że Katherine i tak nie chce mnie widzieć-westchnęła. -Wiedziałeś, że Katherine jest jego córką?-Megan nie spodziewała się czegoś takiego i nadal była w szoku, że taki potwór jak Williams jest ojcem Katherine.
-Tak. Justin mi powiedział.
-Czyli jak zawsze dowiaduję się na końcu-prychnęła.
-Myślałem, że wiesz.
-Tak. Też myślałam, że wiem o niej wszystko-westchnęła smutno.
Ich rozmowa zeszła na luźne tematy, które w żadnym stopniu nie dotyczył Katherine i jej wyjazdu. 

Megan leżała w łóżku i czekała, aż Louis zaśnie. Kiedy usłyszała jego równy oddech, ostrożnie wyślizgnęła się z łóżka i na palcach podeszła do szafki nocnej, na której leżał telefon Louisa. Chwyciła urządzenie i wyszła z sypialni. Po cichu zeszła na dół. Zaczęła przeszukiwać kontakty, aż znalazła jej numer. Upewniła się, że to jedyny i nie został zapisany w razie, gdyby jednak dorwała jego telefon. Stukała nerwowo palcami o kuchenny blat, kiedy czekała aż Katherine odbierze. Serce Megan biło w przyśpieszonym tempie.
-Louis, stało się coś, że zawracasz mi dupę o tej porze?-Katherine wymamrotała zaspanym głosem. Megan nareszcie usłyszała jej głos. Odetchnęła z ulgą, że Katherine żyje i wszystko z nią w porządku.
-Katherine...-wyszeptała. Nie była w stanie powiedzieć nic innego.
-Megan...-usłyszała westchnięcie po drugiej stronie.
-Tylko się nie rozłączaj. Porozmawiaj ze mną-jej głos brzmiał niemal błagalnie.
-O czym?
-Naprawdę żałuję tego co powiedziałam. Nie widzę w tobie potwora. Po prostu chciałam wiedzieć czy jesteś bezpieczna, bo wiedziałam że wujek Benson nie odpuści w tej sprawie.
-To wszystko?-Katherine zapytała monotonnym głosem, chociaż w środku cieszyła się, że słyszy głos przyjaciółki.
-Co mam jeszcze ci powiedzieć? Że cholernie za tobą tęsknię? Skoro tak to właśnie ci to mówię!-podniosła głos. Przez chwilę zapadła między nimi cisza.
-Nie wiem co mam ci odpowiedzieć.
-Może to, że zamierzasz tu przyjechać i porozmawiać ze mną twarzą w twarz?!
Ponownie zapadła cisza.
-Mogę ci zaufać?-te słowa zabolały Megan.
-Oczywiście, że możesz. Jestem twoją przyjaciółką.
-Więc będę jutro, ale ani słowa komukolwiek, zwłaszcza Bieberowi-powiedziała z wyraźnym naciskiem na końcówkę swojej wypowiedzi.
-Dziękuję-szepnęła. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po policzkach Johnson. Tylko tym razem były to łzy szczęścia. Zaraz potem Katherine zakończyła połączenie. 
Megan była tak podekscytowana, że nie mogła zasnąć. Tak bardzo cieszyła się, że Katherine zgodziła się przyjechać. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby poznać prawdziwy powód jej wyjazdu i zatrzymać ją w Stratford. 
            
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co do treści rozdziału się nie wypowiadam xd
W następnym wyjdzie na jaw pewna rzecz lalala I'm just saying ;)
Tak się zastanawiam, czy jest jakaś piosenka, która kojarzy się wam z tym ff? Jeżeli tak napiszcie mi o tym :)
Weźcie udział w ankiecie, bo chcę wiedzieć ile was tu jest :)
Napisałam, że zostało 10 lub 15 rozdziałów, a was nagle ogarnęła histeria i pytacie o 2 część. Spokojnie. Nie mam dokładnie ustalonej liczby rozdziałów, ale już teraz wiem, że na pewno będzie ich więcej niż 15 :) Tak szybko się mnie nie pozbędziecie XD



21 listopada 2014

Fifty Nine: Tęsknota i wyrzuty sumienia.

Katherine weszła na górę i od razu skierowała się do łazienki. Po szybkim prysznicu zabrała się za robienie makijażu. Jak zwykle mocno podkreśliła oczy i nałożyła trzy warstwy podkładu, żeby zakryć siniaka. Cieszyła się, że Megan była wściekła i nie zwróciła uwagi na to, co widniało na jej policzku. Przebrała się jasne jeansy, fioletowy top i czarną bluzę, a zaraz potem zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. Z garderoby wyciągnęła walizkę i zaczęła wrzucać wszystkie ubrania po kolei. Kiedy skończyła, spakowała kosmetyki, biżuterię i wszystko co chciała zabrać z tego domu. W końcu zeszła na dół, taszcząc ze sobą walizkę. Do torebki wrzuciła telefon, dokumenty, chusteczki i paczkę papierosów. Pistolet wsadziła za spodnie, na nogi wsunęła czarne trampki i wyszła z domu. Zamknęła drzwi na klucz i przeszła do garażu. Walizkę wsadziła do bagażnika i zajęła miejsce kierowcy. Przekręciła kluczyk w stacyjce i wyjechała na ulice.
Trzy minuty później zaparkowała przed klubem. Mimo wszystko był jej biologicznym ojcem i szefem, więc chciała powiedzieć mu o mojej decyzji. Szybkim krokiem skierowała się do środka i, nie zwracając na nikogo uwagi, weszła do jego biura.
-Katherine, stało się coś? Przecież dzisiaj nie masz nic do roboty-powiedział zdziwiony.
-Wiem, ale musimy porozmawiać-zajęła miejsce na fotelu.
-O czym?
-Wyjeżdżam ze Stratford-jego oczy się rozszerzyły, a na twarzy pojawił się szok.
-Jak to wyjeżdżasz?-ton jego głosu pokazywał jak bardzo jest niezadowolony.
-Po prostu. Rezygnuje i tyle-wzruszyła ramionami. Nie mogła podać mu prawdziwego powodu. Wiedziała, że Luke jest wybuchowy i zawsze działa pod wpływem impulsu, a gdyby dowiedział się co zaszło miedzy nią a Justinem to... Po prostu nie chciała, żeby coś mu się stało.
-To nie jest możliwe. Nie zgadzam się!
-Nie interesuje mnie twoje zdanie. Przyjechałam tutaj, żeby ci o tym powiedzieć i tyle, a twój sprzeciw mam gdzieś-warknęła. Pokręcił głową i wziął głęboki wdech.
-Nie chcę całe życie zabijać. Skończyłam szkołę i chcę zająć się czymś innym.
-Przecież nigdy ci nie mówiłem, że będziesz to robić zawsze.
-To nie ma znaczenia. Nie chcę być Angel. Mogę spokojnie odejść, bo nikt nie wie kim jestem. Walizka ze sprzętem jest w skrytce w podłodze w moim garażu. Emma może ją zabrać.
-Mam gdzieś ten pierdolony sprzęt. Jesteś moją córką i nie mogę pozwolić odejść ci od tak-wyrzucił ręce w powietrze.
-To że wyjeżdżam nie znaczy, że przestane się odzywać. Nigdy nie zaakceptuję cię jako ojca, bo dla mnie zawsze będzie nim mąż mojej matki, ale możemy utrzymywać ze sobą kontakt.
Katherine wzięła sobie do serca słowa matki, które usłyszała w trakcie spotkania z nią. Luke ją kochał i mogła na niego liczyć, więc postanowiła dać mu szanse. Jej słowa dotyczące ojca na pewno go zabolały, widziała to w jego oczach, chociaż nadal miał kamienny wyraz twarzy.
-Mówisz poważnie?
-Tak-delikatnie się uśmiechnęła. Rozmawiali jeszcze chwilę. Luke zgodził się, a raczej zaakceptował jej decyzję. Powiedział jej też, że pracowała dla niego, bo chciał mieć Katherine blisko siebie. Pierce zawsze czuła się dziwnie, kiedy mówił jej takie rzeczy. Po prostu nie mogła się do tego przyzwyczaić. Wychodząc z klubu natknęła się na Matta. Złość ogarnęła jej ciało. Bardzo szybko do niego podeszła.
-Katherine, ja..-zaczął się jąkać.
-No co? Wygadałeś się, gnoju-wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-Nie chciałem tego! Zjarałem się i tak wyszło.
-Czy ty siebie słyszysz?-wrzasnęła.-Powinieneś się cieszyć, że jeszcze żyję. Przez ciebie i twoją niewyparzoną gębę mogłam zginąć!
Wyciągnęła pistolet za spodni i przystawiła go do jego klatki piersiowej.
-J-jak to?
-Myślałeś, że mi pogratuluje?-warknęła.
-Ale wy się przyjaźnicie-nadal się jąkał.
-Co to ma do rzeczy, gnoju?-syknęła. -Masz szczęście, że pozwalam ci żyć, jeszcze. Możesz być pewny, że zapłacisz mi za to!
-Nie chciałem tego!-podniósł ton głosu.
-Nie wrzeszcz na mnie! I ciesz się, że pozwalam ci żyć!
Schowała pistolet i skierowała się w stronę wyjścia. Po drodze minęła się z Louisem.
-Hej, Kathy-jak zawsze miał uśmiech na twarzy.
-Hej-mruknęła.
-Strasznie blada jesteś.
-Dzięki, dziewczyny lubią słuchać takich rzeczy-prychnęła z rozbawieniem.
-Nie to miałem na myśli-zachichotał.
-Kac-wzruszyła ramionami.
-Czemu jesteś wściekła na Matta?
-Nie ważne-machnęła lekceważąco ręką. Nie mogła mu powiedzieć prawdy. -Teraz muszę już lecieć-powiedziała, wstając. To była głupia wymówka i pewnie każdy domyśliłby się, że chciała stąd wyjść jak najszybciej. 

3 tygodnie później



Megan usiadła na kanapie i co chwilę zmieniała programy. Z nudów zaczęła oglądać wiadomości.

"Badania przeprowadzone przez specjalistów wykazały, że sprawcą zabójstwa Jennifer Benson, która została uduszona tydzień temu, jest Rose Stewart. Materiał DNA znaleziony na miejscu zbrodni potwierdza jej winę. Policja poszukuje sprawczyni morderstwa. Jeżeli ktoś ją widział jest  proszony o zgłoszenie się na komisariat policji"

Oczy Megan się rozszerzyły, kiedy na ekranie pojawiło się zdjęcie Rose.
-Jasna cholera!-warknęła. Wbiegła na górę i przebrała się w niebieskie rurki i biały top. Zarzuciła na siebie szarą bluzę, na nogi wsunęła pierwsze lepsze buty i wybiegła z domu. Dopiero teraz dotarło do niej, że się pomyliła. Musiała przeprosić Katherine, że podejrzewała ją o zabójstwo Benson. Od czasu kiedy Katherine wyrzuciła ją z domu, nie rozmawiała z Pierce. Chociaż uważała, że miała prawo ją podejrzewać, bo w końcu Katherine nienawidziła Benson z wzajemnością. Pobiła ją i mordowały się wzrokiem za każdym razem, kiedy tylko się spotkały. Zadzwoniła dzwonkiem kilka razy, ale nic się nie działo. Zaczęła szarpać za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Sprawdziła garaż, ale w środku nie było jej samochodu. Od razu wybrała numer Pierce, ale usłyszała tylko monotonny głos sekretarki.
-Numer nieaktywny
Megan zaczęła się martwić. To nie było podobne do Katherine. Ona nie znikała od tak.

Justin siedział na kanapie w salonie i patrzył w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Minęły trzy tygodnie od kiedy ostatni raz widział Katherine. Trzy tygodnie, od kiedy ostatni raz z nią rozmawiał. Trzy tygodnie, od feralnej nocy, kiedy tak bardzo ją skrzywdził. Trzy tygodnie, które ciągnęły się dla niego jak lata. Trzy tygodnie, które były dla niego jak piekło. Trzy tygodnie, podczas których tęsknił. Tęsknił za jej śmiechem, za tym jak z niego kpiła, za jej zgryźliwymi uwagami, za jej narzekaniem, po prostu za nią. Nie mógł sobie wybaczyć tego co jej zrobił. Cholernie tego żałował, ale Katherine nie odbierała telefonów, nie odpisywała na SMS-y. Nie wiedział co ma robić, ani jak to naprawić. Chociaż nie był pewny czy istnieje w ogóle taka możliwość.
-Justin, słyszysz mnie?!-ocknął się, kiedy usłyszał krzyk Megan.
-Czego?-warknął. Od kiedy Katherine nie było obok niego wszystko go irytowało i ciągle chodził wściekły.
-Wiesz gdzie jest Katherine? Nie ma jej w domu, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMS-y, drzwi są zamknięte, a jej samochodu nie ma.
W tym momencie Justin zaczął się o nią martwić. Na początku nie dziwiło go, że nie odbierała od niego połączeń, ani nie odpisywała na SMS-y.  Myślał, że nie ma ochoty go widzieć, czemu wcale się nie dziwił, i po prostu go unika. Wybrał jej numer, ale zaniepokoił się, kiedy usłyszał ten idiotyczny komunikat "numer nieaktywny".
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ona jest?
-Niby skąd mam to wiedzieć!-Justin wyrzucił ręce w powietrze. Był wściekły, bo nie wiedział co się z nią dzieje.
-Nie udawaj! Coś się musiało między wami stać. Nie zniknęłaby od tak!
-A nie pomyślałaś, że zniknęła, bo oskarżyłaś ją o morderstwo Benson!-wrzasnął. Megan otworzyła usta w szoku. Justin wiedział, że w tym momencie zachowuje się jak hipokryta, bo skrzywdził Katherine równie mocno jak Megan, a nawet bardziej, a teraz zwalał winę tylko na Johnson.
-S-skąd to wiesz?-wydukała.
-Po prostu wiem-wzruszył ramionami.-To równoznaczne z nazwaniem jej potworem! Myślisz, że każda osoba, która zginie została zamordowana przez Katherine?!
-Nie-pokręciła przecząco głową.
-Nie udawaj, Megan. Ty jej nie ufałaś.
-Nie mów tego w czasie przeszłym-warknęła.
-Myślisz, że ci to wybaczy? Co ty tak naprawdę o niej wiesz? Wiedziałaś, że w koszmarach rodzice nazywali ją potworem? Że ona sama na siebie tak mówiła?-wrzeszczał niemiłosiernie. Justin nie potrafił się opanować. Nie mógł zrozumieć jak Megan, która podobno była jej przyjaciółką mogła to zrobić. Justin nigdy nie patrzył na Katherine jak na potwora. Dla niego zawsze była aniołem, jego aniołem.

Przez cały dzień Megan próbowała dodzwonić się do Katherine, ale cały czas słyszała ten sam komunikat. Pisała SMS-y, ale nie dostała odpowiedzi.
-Co się dzieje, kochanie? Cały dzień wgapiasz się w ekran telefonu-obok niej usiadł Louis.
-Martwię się o Katherine. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMS-y, a w domu jej nie ma-westchnęła. Poczuła jak obejmuje ją ramieniem, więc wtuliła się w niego. Louis nie chciał okłamywać Megan, widział jak bardzo martwiła się o Pierce, ale obiecał Katherine, że nie powie nikomu gdzie jest. Nie mógł tez zdradzić jej nowego numeru. Pierce chciała odciąć się od Stratford i wszystkich ludzi tutaj, ale poprosiła Louisa, żeby ją informował.

-Muszę już lecie-Katherine próbowała wyminąć Louisa, ale ten złapał ją za nadgarstek.
-Katherine, na pewno wszystko okey?-Louis zaczął coś podejrzewać.
-Lou, mogę ci zaufać?
-Oczywiście, że tak. Stało się coś?
-Wyjeżdżam-westchnęła.
-Jak to?-nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
-Po prostu muszę. Skontaktuję się z tobą niedługo i powiem ci gdzie jestem, ale obiecaj mi, że nikomu nie powiesz.
Louis zastanawiał się chwilę, ale się zgodził.
-Obiecuje-na twarzy Katherine pojawił się delikatny uśmiech.
-Chcę, żebyś mnie informował co tu się dzieje. 
-Jasne-skinął głową.
-Pamiętaj, nie mów nic Megan, a zwłaszcza Justinowi-ton jej głosu był śmiertelnie poważny.
-Okey-uśmiechnął się. Ciekawiło go dlaczego Katherine nie chciała, żeby Justin wiedział cokolwiek, ale nie pytał. Chciał zaczekać, aż Katherine powie mu sama. Był jej przyjacielem i dogadywali się świetnie, mimo że nie wiedział zbyt wiele o Pierce.
-Wielkie dzięki, Lou-przytuliła go.
-Nie ma sprawy, Kathy.

-Z tego co wiem Katherine wyjechała- Megan gwałtownie podniosła się do pozycji stojącej.
-Jak to wyjechała?
-Nie wiedziałaś?-pokręciła przecząco głową.
-Widziałem się z nią jakieś trzy tygodnie temu w klubie. Potem Emma powiedziała mi, że Katherine rzucił pracę u Williamsa i wyjechała-źle było mu z tym, że okłamywał Megan, ale musiał dotrzymać obietnicy.
-To przeze mnie-zaczęła kręcić głową, a łzy zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Opadła z powrotem na kanapę i schowała twarz w dłoniach.
-Justin ma rację. Nic o niej nie wiem-wychlipała.
-Megy, spokojnie-Louis przyciągnął ją do siebie.
-Ona wyjechała przeze mnie-płakała nadal. Megan nie potrafiła się uspokoić.
-Chciałam tylko wiedzieć, czy to ona ją zabiła. Nie chciałam, żeby pomyślała, że widzę w niej potwora! Nigdy tak nie myślałam! A teraz nawet nie mam jak jej tego powiedzieć-chlipała. Zasnęła ze zmęczenia, spowodowanego godzinny płaczem. Louis przykrył Johnson kocem.

Megan w ciągu kilku kolejnych dni stała się cieniem człowieka. Nie myślała o jedzeniu, zasypiała tylko wtedy, kiedy jej organizm był wyczerpany, a ona nie była w stanie czuwać dłużej. Przez cały czas wpatrywała się w ekran telefonu z nadzieją, że Katherine się do niej odezwie, ale nic takiego się nie działo. Nie mogła sobie wybaczyć, że w ogóle mogła pomyśleć o tym, że to Katherine jest winna śmierci Benson.  Tak jak kilka dni temu twierdziła, że miała do tego prawo, tak teraz dotarło do niej, że w ostatnim czasie Jennifer i Katherine schodziły sobie z drogi i nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej pierwszą myślą, po tym jak usłyszała w telewizji o śmierci Jennifer, była Katherine. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka, a ona nawet nie miała szansy jej przeprosić i błagać, żeby jej wybaczyła. Katherine była dla niej jak siostra i potrzebowała jej, a potraktowała ją jak najgorszego człowieka na świecie. Kiedy nie była już w stanie dłużej powstrzymywać opadających powiek, zasnęła. Louis wszedł do salonu i spojrzał na śpiącą Johnson. Na ten widok coś ścisnęło go za serce. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Katherine.
-Co jest, Lou?
-Katherine, Megan się o ciebie martwi. Wie, że popełniła błąd i żałuje tego.
Usłyszał tylko westchnięcie po drugiej stronie.
-Powiedz jej, że wszystko ze mną w porządku.
-Kathy, powinnaś się z nią skontaktować-przeczesał włosy palcami.
-Nie mogę. Nie teraz.
-Katherine, proszę cię. Odezwij się do niej. Ona jest w fatalnym stanie. Porozmawiaj z nią-jego ton głosu był wręcz błagalny. Nie mógł patrzeć jak jego dziewczyna cierpi.
-Louis, chciałabym, ale nie mogę tego zrobić.
-Katherine, proszę tylko o chwile rozmowy.
-Louis, czy ty rozmawiasz z Katherine?!-usłyszał za plecami podniesiony głos Megan.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taka niespodzianka i rozdział jeden dzień wcześniej ;)
No i się dzieje he he
Jak myślicie Katherine wróci?
Skoro pytacie to odpowiadam.
LCCYL jeszcze się nie kończy. Spokojnie :)
Nie będzie 2 części!
Ale do końca jeszcze daleko :D

Przypominam, że pod tagiem opowiadania umieszczam cytaty z kolejnych rozdziałów!

Zapraszam na mojego drugiego bloga :) Możecie już komentować anonimowo!

W życiu nie myślałam, że aż tak się wam spodoba to co pisze. Jest mi cholernie miło, bo jest to moje pierwsze ff.

Kocham was skarby moje <3
Mam najlepszych czytelników pod słońcem i nikomu was nie oddam :D

Dziękuję  za 38 tys. wyświetleń !