28 czerwca 2014

Twenty Five: "Nie przepraszaj. Po prostu uważaj na siebie."

Katherine uniosła powieki i przeciągnęła się na łóżku, zerkając na zegarek, który wskazywał godzinę 13. Wczoraj nie wypiła zbyt dużo, więc nie męczyły ją żadne objawy kaca. Poza tym nie mogła się upić, bo musiała wrócić do domu samochodem, jednak ilość alkoholu, którą pochłonęła wystarczyła na spokojne przespanie nocy. Przeczesała ręką włosy i wstała z łóżka, kierując się do łazienki. Miała już chwytać za klamkę, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przewróciła oczami i zeszła na dół. Dzwonek nadal dzwonił i Katherine zaczęła się irytować. Szarpnęła za klamkę, warcząc „czego?”
-Matko Boska! Szybciej się nie dało?-Megan zakpiła. Katherine wypuściła powietrze z płuc, wznosząc oczy do góry.
-Megan, co ty tu robisz?
-O matko! Jak ty wyglądasz?!-krzyknęła.
-Nie drzyj się! Dopiero wstałam-warknęła. Mogła się domyślić, że jej włosy były w nieładzie, a jej oczy podpuchnięte, ale nie był to powód do wydzierania się na całą okolicę.
-Przepraszam. Mam dla ciebie wiadomość dnia-uśmiechnęła się, na co Katherine zmarszczyła czoło. 
-Już nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć-jej głos ociekał sarkazmem.
-Matko jesteś jak Justin-jęknęła. Katherine spojrzała na nią z mordem w oczach. Mogła znieść wszystko, ale nie porównanie do Biebera.
-Nie ważne- machnęła lekceważąco ręką.-Wpuścisz mnie wreszcie?
-Jasne-Katherine odsunęła się i Megan weszła do środka. Pierce zamknęła za nią drzwi i przeszły do salonu.
-Teraz powiedz co to za wiadomość-Katherine skrzyżowała ramiona na piersi.
-Zabieram cię na zakupy, a potem zostajesz u mnie na noc-Megan klasnęła w dłonie. Katherine czasami zastanawiała się ile lat ma Johnson mentalnie, bo jej zachowanie czasami przypominało zachowanie sześciolatki
-Co?-spytała z niedowierzaniem. Normalnie by się cieszyła, bo Katherine lubiła zakupy, ale dzisiaj nie było mowy, żeby się zgodziła. Dzisiaj musiała się zjawić u Williamsa i niby jak miała to wytłumaczyć Johnson? 
-Nie przyjmuję odmowy-spojrzała na Katherine groźnie.
-Megan, na prawdę nie mogę-jęknęła.
-Pośpiesz się. Mamy mało czasu-powiedziała, ignorując jej wcześniejsze słowa. Katherine wiedziała, że jeżeli Megan się uprze to nie ma sposobu, żeby zmieniła zdanie. Musiała się zgodzić, ale już teraz zaczęła planować, jak wymknie się z jej domu. Pokręciła głową i powoli zaczęła wchodzić po schodach na górę.
-Pierce, ruszaj się albo ci pomogę-krzyknęła. Katherine tylko przewróciła oczami i weszła do pokoju. Od razu skierowała się do łazienki i wzięła szybki prysznic. Osuszyła swoje ciało ręcznikiem, a włosy wysuszyła suszarką. Praktycznie nigdy tego nie robiła, bo wolała, żeby wysychały naturalnie, ale narzekanie Megan, które ciągle do niej docierało zaczynało ją irytować i musiała się śpieszyć, żeby uciszyć Johnson. Owinięta w ręcznik przeszła do garderoby i złapała komplet bielizny, jasne jeansy, biały T-shirt z dziwnym nadrukiem i czarno-szarą bejsbolówkę, a potem wróciła do łazienki i ubrała się. Rozczesała włosy, które związała w wysokiego kucyka i zrobiła swój codzienny makijaż. Kiedy skończyła, kosmetyki spakowała do kosmetyczki i weszła do pokoju. Johnson siedziała na jej łóżku, stukając stopą w podłogę.
-No nareszcie-mruknęła. Katherine postanowiła to zignorować, bo nie chciała wszczynać kłótni, a to zapewne by się stało, gdyby się nie pohamowała. Z pod łóżka wyciągnęła sportową torbę i włożyła do niej bieliznę i kilka kompletów ubrań oraz kosmetyczkę.
-Możemy iść, panno niecierpliwa-powiedziała, chwytając torbę. Pierce nawet nie czekała na jej odpowiedź i zeszła na dół, słyszała za sobą jej kroki.
-Jedziemy twoim, czy moim?-spojrzała na nią przez ramię.
-Twoim-w odpowiedzi Katherine skinęła głową. Nałożyła kurtkę i buty, na ramię zarzuciła torebkę i obie wyszły na zewnątrz. Katherine zamknęła drzwi na klucz i przeszły do garażu. Torbę wrzuciła na tylne siedzenie samochodu.
-Megan, będę musiała wyjść wieczorem.
-Ale jak to?-uniosła brwi.
-Mam coś do załatwienia-wzruszyła ramionami. Nie wiedziała co ma jej powiedzieć, a już na pewno nie prawdę. Pierce podeszła do schowka i pociągnęła za kółko, wyciągnęła walizkę i zamknęła klapę.
-Co to jest?-usłyszała głos Meg za plecami, na co jej serce przyspieszyło.
-Nic ważnego- mruknęła. Wyminęła ją i wsadziła walizkę do bagażnika, który potem zamknęła.
-Możesz nie kłamać?-syknęła.
-Po prostu będzie mi to potrzebne-wzruszyła ramionami. Co innego miała powiedzieć? Na pewno nie „w walizce jest sprzęt, którym mogę zabić człowieka w kilka sekund, nic nadzwyczajnego”. Megan nie odpowiedziała, tylko zajęła miejsce na fotelu pasażera, a Katherine usiadła za kierownicą. Ze schowka wyciągnęła paczkę papierosów, ale zanim go zamknęła, powstrzymała ją Megan. Wzrok Johnson przykuła bransoletka, którą wyciągnęła. Była przekonana, że już taką widziała.
Katherine przełknęła nerwowo ślinę. W tym momencie chciała, żeby ziemia się rozstąpiła, a ona mogłaby zniknąć w jej środku.
-Możesz mi powiedzieć, jakim cudem masz identyczną bransoletkę jak Angel?-spojrzała na Katherine. -Nie wiedziałam, że robią podróbki-powiedziała, obracając biżuterię w dłoniach
-Jest tylko jedna taka-mruknęła. Nic więcej nie była w stanie z siebie wykrztusić. Niby co miała powiedzieć? Na pewno nie „tak, to ja jestem Angel, ta bransoletka należy do mnie, ale nie musisz się martwić, że siedzisz obok najgroźniejszej kobiety w Kandzie, bo jesteś moją przyjaciółką i nic ci nie zrobię”. Twarz Megan wyrażała tylko jedno-szok. Jej oczy przybrały kształt monet, a jej usta były lekko rozchylone. Zapadła nieprzyjemna cisza, a Katherine coraz mocniej zaciskała palce na kierownicy. Serce tłukło się w jej piersi, a pot natychmiast pokrył jej ciało.
-Katherine, to nie możliwe-pokręciła głową z niedowierzaniem. -Powiedz mi, że się mylę-zażądała. -Powiedz mi!
-Po co mam ci mówić, skoro się domyśliłaś?-wzruszyła ramionami.
-Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?
To pytanie zaskoczyło Katherine. Spodziewała się jej ucieczki albo czegoś podobnego. Tak naprawdę nie mogła przewidzieć jej reakcji.
-To nie to samo co handlowanie prochami. Nie miałam pojęcia jak zareagujesz.
-Więc wolałaś milczeć o tym, że w każdej chwili możesz zginąć?!
-Megan, domyśliłaś się kim jestem, więc powinno być dla ciebie logiczne, żeby się o mnie nie martwić.
-Czy ty siebie słyszysz?! Możesz być nawet mordercą numer jeden na świecie, a ja i tak będę się martwić! Nie jesteś nieśmiertelna-ostatnie zdanie mruknęła pod nosem.
-Przepraszam-westchnęła. Megan pokręciła głową i przytuliła się do jej boku. Katherine przez moment nie mogła się ruszyć, ale potem owinęła ramiona wokół jej ramion, przytulając się do niej.
-Nie przepraszaj. Po prostu uważaj na siebie-odsunęła się od niej. -Tylko o to cię proszę-wyciągnęła mały palec prawej dłoni w stronę Katherine.
-Obiecuję-Pierce skrzyżowała swój palec z jej palcem. Takiego gestu najczęściej używają dzieci, ale im to nie przeszkadzało. Dokładnie to samo zrobiły, kiedy spotkały się w pizzerii i opowiedziały swoje historie. Katherine podniosła paczkę papierosów, która wypadła jej z rąk w momencie, kiedy Megan wyciągnęła bransoletkę. Wyjęła jednego i resztę schowała do schowka razem z bransoletką. Podpaliła końcówkę papierosa i zaciągając się, uchyliła okno. Uruchomiła silnik i wyjechała na ulicę. Kilkanaście minut potem zaparkowała auto na parkingu przed centrum. Wysiadły, Katherine włączyła alarm i weszły do budynku.
-Najpierw kawa. Błagam-Katherine jęknęła.
-I tak chcę się dowiedzieć więcej-Megan posłała jej wymowne spojrzenie i pociągnęła ją za rękę w stronę najbliższej kawiarni. Zajęły miejsce przy stoliku, który znajdował się najbliżej i po tym jak podszedł do nich kelner, złożyły zamówienie.
-Teraz chcę, żebyś odpowiedziała na moje pytania-Johnson oparła łokcie na stole, nie spuszczając wzroku z Katherine.
-Niech będzie-skinęła głową. -Ale są też rzeczy, o których nie mogę ci powiedzieć i nie ważne jak bardzo będziesz próbować to nie mogę tego zrobić.
-Jasne.
Johnson zadawała dość dużo pytań i niektóre były takimi pytaniami, których zwykły śmiertelnik nie zadaje płatnej morderczyni. Jeżeli usłyszy coś takiego, nie zastanawia się dlaczego ktoś wplątał się w taki interes. Od razu przystawia mu stempelek potwora i tyle.
Katherine opowiedziała Megan o tym, że dostała tą propozycję od Williamsa zaraz po śmierci rodziców, kiedy upiła się w klubie. Zgodziła się od razu. Dlaczego? Po takiej stracie dla każdego życie traci sens, więc miała gdzieś czy umrze czy nie. Rozpoczęła szkolenie, ale przerwała jej ze względu na Briana, który nie chciał, żeby Katherine pakowała się w coś takiego. Jednak po jego śmierci się nie wahała, a wkrótce potem została najniebezpieczniejszą kobietą w Kanadzie. Gdy Katherine skończyła, Megan milczała przez kilka chwil.
-Katherine, to twoje życie i twoje wybory. Staram się to zrozumieć, ale potrzebuję do tego czasu.
Katherine przełknęła nerwowo ślinę. Czuła się, jakby ktoś skopał ją po twarzy ciężkim butem. Domyślała się, że tak będzie i właśnie z tego powodu nie chciała jej mówić.
-Ale...- Katherine spojrzała na nią niepewnie. -Masz na siebie uważać, rozumiesz? Jeżeli spróbujesz zginąć, to przysięgam, że cię ożywię, a potem zamorduję cię własnoręcznie- posłała uśmiech w jej stronę. Pierce zamrugała kilka razy, starając się przyswoić sobie to co usłyszała.
-Spokojnie. To ja zabijam, a nie na odwrót-uśmiechnęła się delikatnie. Megan pokręciła głową z rozbawieniem. Dokończyły szybko swoje napoje i opuściły kawiarnię.

Po kilku godzinach spędzonych na podróży po sklepach, wróciły do domu Megan. Katherine zostawiła swoje torby w samochodzie, ale pomogła wnieść torby Megan, których było zdecydowanie więcej. Zaniosły pakunki do pokoju Johnson, gdzie je rozpakowały. Zaraz potem obie opadły na łóżko.
-Więc, co jest w tej srebrnej walizce?-zapytała. Katherine obróciła głowę w jej stronę. Podczas ich rozmowy w kawiarni to pytanie nie padło.
-Meg, nie jestem pewna czy mogę ci powiedzieć.
-Proszę cię, chcę tylko zobaczyć-wydęła dolną wargę.
-Dobra, ale zobaczysz to potem-przewróciła oczami.
Około godziny 19 zjadły kolację, którą wcześniej pomogły przygotować Amber-babci Megan. Po tym jak posprzątały po posiłku, przeniosły się do salonu. Było to pomieszczenie, którego ściany były w jasnym kolorze poza jedną, która pokryta była ozdobną cegłą. Właśnie tam stał brązowy narożnik, a naprzeciwko niego kwadratowy stolik w podobnym kolorze. Przy ścianie naprzeciwko narożnika, stała biała szafka, na której stał sporych rozmiarów telewizor. Na ścianach znajdowało się kilka kwadratowych świateł, a zasłony w oknie sięgały podłogi, która przykryta była białym dywanem. Dziewczyny zajęły miejsca i zaczęły zastanawiać się nad filmem, który chciały obejrzeć.
-Dziewczynki, nie siedźcie za długo-w progu pojawiła się pani Johnson.
-Jasne, babciu.

Dochodziła godzina 22, kiedy dziewczyny oglądały już drugi film-”Underworld”. Katherine chciała oglądać jakiś horror, a nie historię o wampirach i wilkołakach, ale Megan się nie zgodziła, więc Pierce dla świętego spokoju ustąpiła. Oparła łokieć na oparciu i ułożyła głowę na dłoni, wpatrując się w ekran bez większego zainteresowania.
Megan odwróciła wzrok od telewizora, kiedy Katherine wyciągnęła z kieszeni czarnego iPhone'a i przyłożyła urządzenie  do ucha. Słuchała przez kilka chwil, a potem powiedziała tylko „już jadę” i się rozłączyła. Megan wiedziała, że nadejdzie ten moment, ale bardzo tego nie chciała. Bała się, że coś może pójść nie tak i Katherine skończy ranna, martwa albo w więzieniu.
-Muszę iść-mruknęła. Podniosła się z kanapy i weszła na górę. Po 5 minutach zeszła, ubrana cała na czarno.
-Postaram się wrócić jak najszybciej-uśmiechnęła się. Megan nie potrafiła tego odwzajemnić.
-Uważaj na siebie-powiedziała, przytulając się do niej. 
-Nie martw się o mnie-mruknęła. Stały tak jeszcze chwilę, a potem Katherine wyszła. Megan przez okno widziała, jak wsiadła do samochodu i odjechała. Pomimo tego, że Katherine odjechała przed chwilą, Megan zaczęła obgryzać paznokcie. Zdenerwowanie wypełniło każdą komórkę jej ciała i nie było możliwości, żeby się uspokoiła, dopóki nie zobaczy Pierce z powrotem całej i zdrowej. Była jej przyjaciółką, której nigdy wcześniej nie miała. Co prawda miała Justina, ale to chłopak i to nie było to samo. Traktowała ją jak siostrę i nie mogła jej stracić.
Po tym jak przez kolejne dwie godziny chodziła po pokoju w tą i z powrotem, usiadła i wpatrywała się w zegarek w telefonie. Sprawdzała czas co kilka sekund, chociaż jej zdaniem minęło już kilka minut.  
Kiedy wybiła godzina 1 w nocy, a Katherine nadal się nie pojawiła, ręce Megan zaczęły się trząść. Nie wiedziała co ma robić, a strach odbierał jej możliwość racjonalnego myślenia. Nawet nie pomyślała, żeby do niej zadzwonić.
-Panie Boże, proszę cię, niech nic się jej nie stanie-szepnęła. Powtarzała to zdanie kilkanaście razy, ciągle wyglądając przez okno. Kiedy jej samochód zatrzymał się na podjeździe, Megan nie patrząc na to, że jest w piżamie, a na zewnątrz temperatura spadła znacząco poniżej zera, wybiegła na zewnątrz. Katherine właśnie wysiadła z auta, a Johnson bez zastanowienie się do niej przytuliła.
-Megan, udusisz mnie-zaśmiała się. Dla Megan liczyło się tylko to, że Pierce stała przed nią i na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby nic się jej nie stało. Jednak szczęście nie trwało zbyt długo. Gdy Megan się od niej odsunęła, światła przejeżdżającego samochodu, oświetliły je. Johnson zauważyła, że na jej ręce znajduje się krew. Spojrzała na Katherine z przerażeniem w oczach i wtedy zauważyła, że kurtka Pierce jest rozcięta na jej ramieniu, a na materiale znajdują się plamy krwi.
-Katherine, co to jest?-wskazała to miejsce. Dziewczyna zerknęła na to miejsce, a potem wróciła wzrokiem do Megan.
-Nic takiego. Mały wypadek przy pracy-machnęła ręką. Johnson pokręciła głową i bez zastanowienia wciągnęła ją do środka. 
-Zdejmuj kurtkę-nakazała i pobiegła do kuchni po apteczkę. Wyjęła czerwone pudełko z szafki i weszła do salonu, gdzie siedziała Katherine, która nie miała na sobie kurtki i została tylko w czarnym topie. Megan zauważyła prowizoryczny opatrunek na jej ramieniu, który przesiąknięty był krwią. Krew znajdowała się też na jej ramieniu i przedramieniu, bo opatrunek nie był w stanie zatrzymać upływu czerwonej cieczy. 
-A teraz powiesz mi, co się stało?-spojrzała na nią, czekając na odpowiedź, kiedy odklejała zużyty opatrunek.



________________________
Przepraszam za opóźnienie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
A teraz tradycyjnie polecam wam opowiadania. Będą dwa, bo zapomniałam dodać pod poprzednim rozdziałem. Jak zwykle o czymś zapominam ugh

POLECAM
http://change-them.blogspot.com/

http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/

Chyba to wszystko, ale pewnie potem się okaże, że o czymś zapomniałam napisać
Nie ważne...
No to do środy kochani <3
Rozdział powinien być około godziny 14 xx

19 czerwca 2014

Twenty Four: "Już niedługo się spotkamy, Angel."

Zegarek wybił godzinę 4 nad ranem, a Justin wgapiał się w sufit z założonymi za głowę rękami. Podobno w nocy myśli się najlepiej, ale z drugiej strony to właśnie wtedy nasze myśli przypominają psy wyścigowe spuszczone ze smyczy, których nie sposób zatrzymać. W jego umyśle jak na nagrywarce przewijały się wydarzenia z wczorajszego ranka, kiedy obudziły go wrzaski Katherine i moment, kiedy pocałowali się w ciemnym korytarzu. Im więcej myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nigdy nie zrozumie kobiet, a już na pewno nie Katherine. Podniósł się z łóżka i zszedł na dół do kuchni. Nalał do szklanki wody i upił kilka łyków, kierując się z powrotem do swojego pokoju. Był w stanie nawet całą noc chodzić w tą i z powrotem po domu, żeby tylko przestać myśleć. Nadal nie rozumiał co się z nim dzieje. Inne dziewczyny nigdy wcześniej nie były dla niego takim wyzwaniem jak Katherine i o żadnej nigdy wcześniej nie myślał nawet przez chwilę. Jednak Pierce często pojawiała się w jego myślach, a ostatnio prawie cały czas siedziała w jego głowie.
Kiedy przechodził przez salon, Louis, który jak zwykle grzebał w komputerze mimo późnej pory, uniósł głowę i zwrócił na niego uwagę.
-Wiesz, że Angel wróciła?
-O czym ty mówisz?-Justin spojrzał na niego, marszcząc czoło.
-Dobrze się czujesz?-Louis spojrzał na niego jak na człowieka, którego wypuścili z zamknięcia po kilku latach.
-Nie denerwuj mnie tylko powiedz-przewrócił oczami. Zastanawiał się czemu ludzie nigdy nie mówią prosto z mostu o co mi chodzi, tylko wszystko komplikują zadając pytania.
-Poczekaj, zaraz ci coś pokarzę-zwrócił głowę w kierunku laptopa. Justin usiadł obok niego na kanapie, opierając łokcie na kolanach i wpatrywał się w ekran laptopa, na którym po kilku sekundach pojawił się artykuł.

Kolejna zbrodnia 'Angel'
Wczoraj wieczorem policja otrzymała anonimowe zgłoszenie. Na miejscu znaleziono ciało 22-letniej Amber Watson. Jej mieszkanie zostało zdemolowane. Po przeszukaniu stwierdzono, iż zginęło też wiele cennych rzeczy, takich jak komputer i biżuteria. Dziewczyna leżała związana na kanapie w salonie. Na jej ciele znajdowały się liczne siniaki i zadrapania oraz ślady  po poparzeniach. Jej tętnica udowa została przecięta. Po sekcji zwłok stwierdzono, że ofiara zmarła na skutek porażenia prądem i utraty krwi. Na ścianie znajdował się rysunek skrzydła anioła. Po badaniach stwierdzono, iż został on wykonany krwią ofiary. Policja, tak jak za każdym razem, nie znalazła dowodów, które mogłyby obciążyć 'Angel'. Jak długo będziemy musieli bać się o swoje życie?

Jego wzrok sunął po literach od lewej do prawej. Przeczytał artykuł dwa razy i dopiero wtedy przypomniało mu się, że dobrze wie kim jest Angel.
-Ale co ona tu robi?
-Widzieli ją dzisiaj u Williamsa. Podobno ma wrócić do roboty-Louis wzruszył ramionami.
-Co o niej wiesz?-zapytał. Musiał dowiedzieć się o niej jak najwięcej. W końcu była jego rywalką, a jak to mówią przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
-Nikt nie zna jej imienia i nazwiska. Nikt też nie widział jej twarzy, bo zawsze nosi okulary.
Cholera!
-Na lewym nadgarstku nosi białą bransoletkę z zawieszką w kształcie skrzydła anioła. Zawsze ubiera się w ciemne kolory.
-Coś jeszcze?
-Jak ci to pomorze, to pachnie wanilią.
Kąciki ust Justina uniosły się lekko w górę, co nie uszło uwadze Louisa.
-Wiem, co chcesz zrobić, ale uważaj na nią-mruknął.
-Niby co ona może mi zrobić-prychnął. Angel nawet go nie widział, zresztą wątpił, żeby kobieta mogła mu zagrażać.
-Ona nie jest do końca normalna, więc radzę ci, nie zadzieraj z nią.
-Louis, proszę cię. Nie jestem dzieckiem, a poza tym nie mam zamiaru się bać jakiejś pieprzniętej laski-pokręcił głową z rozbawieniem.
-Zobaczymy-mruknął. Justin podniósł się ze swojego miejsca, odstawiając szklankę na stolik.
-Nie martw się-spojrzał na Tomlinsona i ruszył w stronę swojego pokoju. Położył się na łóżku, ponownie zakładając ręce za głowę.
-Już niedługo się spotkamy, Angel-uśmiechnął się. Nie miał zamiaru dać się pokonać dziewczynie i nie ważne jak niebezpieczna była. Ona nadal twierdził, że jest groźniejszy. Przecież nazywa się Justin Bieber, a on na pewno nie przegrywa. 

Katherine zamrugała kilka razy, nie dowierzając, że widzi przed sobą osobę, której nie chciała oglądać. Dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedział i powiedział to wystarczająco głośno, żeby któreś z sąsiadów go usłyszało, więc wciągnęła go do środka.
-Nigdy więcej nie mów tego na ulicy!-syknęła.
-To może trzeba było mi powiedzieć, czym się zajmowałaś-wyrzucił ręce w powietrze.
-To nie było coś, o czym powinieneś wiedzieć- wzruszyła ramionami.
-Żartujesz sobie ze mnie?-syknął. -Uważasz, że bycie płatnym mordercą i pracowanie dla Williamsa, jest czymś, o czym nie powinienem wiedzieć?!-wrzasnął.
-Zamknij się-warknęła.- Nie miałeś się dowiedzieć. Miałam do tego nie wracać, więc nie widziałam powodu, dla którego musiałbym ci mówić-mimo wszystko próbowała powstrzymywać złość, która w niej narastała.
-Czy ty siebie słyszysz?-wrzasnął.
-Zamknij się!-warknęła.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego?-powiedział tym razem trochę spokojniej.
-To nie twój interes!
-Martwię się o ciebie, nie możesz tego zrozumieć?! Wiem, że nawet nie chcesz ze mną rozmawiać, ale to niczego nie zmienia!
-Nie musisz się o mnie martwić.
-Ale się martwię!
-Przestań się wydzierać! Nie potrzebuję ciebie, nie możesz tego zrozumieć?-posłała mu lodowate spojrzenie. Evans milczał przez kilka chwil, apotem z jego ust wydobyło się westchnięcie.
-Kathy, przepraszam. Wiem, że nie powinienem był tego wszystkiego mówić i nie powinienem mieszać się w twoje życia, ale ja po prostu się o ciebie troszczę.
Katherine próbowała znaleźć chociaż jeden, nawet najmniejszy szczegół, który potwierdziłby, że kłamał, jednak go nie znalazła. 
Ostatnia część jego wypowiedzi była prawdziwa, ale to co powiedział wcześniej nie było do końca szczere. Mike nie mógł znieść myśli, że Bieber całował się z Katherine i każdego dnia się z nią widział. Ogarniała go furia na samą myśl, że Justin może stać się dla Pierce kimś więcej.
-Dziwnie to okazujesz. W szpitalu wszystko było okej, a teraz ciągle się na tobie zawodzę. Mike, jesteś dla mnie jak brat, ale nie pozwolę ci wpieprzać się z butami w moje życie.
-Nie będę tego robił, obiecuję-lewą dłoń położył na sercu, a prawą uniósł do góry.
-Chciałabym ci powiedzieć, że ci wierzę, ale tak nie będzie. Najpierw muszę zobaczyć.
-Zobaczysz, przysięgam.
-Zobaczymy, a teraz wyjdź, bo idę spać.
-Jasne-westchnął, wychodząc. Nie tego się spodziewał, ale cieszył się, że mógł z nią chociaż porozmawiać. Wiedział, że przesadzał za każdym razem, ale nie potrafił się powstrzymać. Chciał mieć Katherine tylko dla siebie. Teraz musiał odzyskać zaufanie za wszelką cenę.

Megan po powrocie z imprezy zasnęła niemal natychmiast. Leniwie uniosła jedną powiekę, kiedy do jej uszu dotarł dźwięk jej telefonu. Wyciągnęła rękę spod kołdry i nie patrząc ręką próbowała znaleźć telefon, który powinien leżeć na nocnej szafce. Po kilku chwilach natrafiła na niego i spojrzała na ekran. Zamrugała kilka razy i odebrała, bo dzwonek doprowadzał ją do szału. Poza tym Mike nigdy do niej nie dzwonił. 
-Halo?
-Megan, musisz mi pomóc.
Od razu podniosła się do pozycji siedzącej.
-O co chodzi?
Kiedy usłyszała jego propozycję, natychmiast pobiegła do łazienki, po tym jak się rozłączyła. Wzięła prysznic w ekspresowym tempie i zrobiła lekki makijaż. Z szafy wyciągnęła ubrania, nawet nie patrząc co na siebie wkłada, a zaraz potem zbiegła na dół. Skręciła w prawo i weszła do kuchni, gdzie jej babcia smażyła naleśniki. 
-Hej, babciu-pocałowała kobietę w policzek.
-Hej, Megy.
-Miałaś tak do mnie nie mówić-Megan jęknęła zajmując miejsce przy stole w jadalni, która połączona była z kuchnią.
-Katherine do ciebie tak mówi i to ci nie przeszkadza-uśmiechnęła się.
-Nie ważne- mruknęła. Chwilę potem talerz z naleśnikami znalazł się przed Johnson. Dziewczyna zaczęła pochłaniać posiłek w szybkim tempie.
-Muszę wyjść, za chwilę-powiedziała, przeżuwając kęsy jedzenia.
-Gdzie?
-Idę do Katherine. Dzisiaj zostanie u nas na noc-uśmiechnęła się.
-No dobrze-Amber skinęła głową. Chwilę potem Megan wstała, nie kończąc posiłku. W korytarzu włożyła buty i kurtkę na siebie.
-Wychodzę!-krzyknęła, zamykając za sobą drzwi. Nie przepadała za Mike'iem, ale jego pomysł się jej spodobał i była przekonana, że Katherine też przypadnie do gustu.

 ____________________________________
 Nie mogę w to uwierzyć! Dziękuję wam za ponad 6700 wyświetleń i 60 komentarzy. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy. Nie spodziewałam się <3
Przepraszam za opóźnienie, ale szkoła, więc rozumiecie. Mając 22 przedmioty, musiałam poświęcić trochę czasu i zabrakło mi go na bloga. Teraz na pewno się poprawię ;)
Katherine i Angel to jedna, i ta sama osoba ( w razie gdyby ktoś nie zrozumiał)
Zaskoczyłam was? Mam nadzieję, że tak ;)
Do następnego kochani <3
Jeszcze raz wam dziękuję x


1 czerwca 2014

Twenty Three: "Co ty tu robisz?"

Katherine obudziła się około godziny 18.30. Leniwie wstała z łóżka i weszła do garderoby. Wybrała czarne leginsy, szarą bokserkę z czarnym nadrukiem czaszki i czarne zamszowe szpilki. Z ubraniami weszła do łazienki i ubrała je. Potem zaczęła przeszukiwać szafki, żeby znaleźć jakiekolwiek lustro, bo to na ścianie nawet go nie przypominało. Po kilku chwilach znalazła okrągłe lusterko na metalowej stopce. Wyciągnęła je i postawiła na blacie. Nie zdziwiła się na widok swojej twarzy. Jej oczy były opuchnięte, jej usta suche, a jej skóra wyglądała jak szary papier. Najpierw wtarła krem nawilżający, a potem nałożyła podkład. Pod oczami wklepała korektor, żeby jej oczy wyglądały normalnie i na powiekach zrobiła kreski eyelinerem. Rzęsy musnęła delikatnie tuszem i na koniec użyła odrobinę pudru. Zanim wyszła z łazienki pomalowała usta ciemnofioletową szminką i popsikała się waniliowymi perfumami. Chwyciła telefon i zeszła na dół, po drodze wkładając przeciwsłoneczne okulary, a na nadgarstek wsunęła białą bransoletkę z pereł z zawieszką w kształcie anielskiego skrzydła. Prawie nikt nie widział jej twarzy i chciała, żeby tak zostało.  Zwyczajnie było jej łatwiej, kiedy nie znali jej tożsamości. Nie miała tylu problemów. I skoro nikt jej nie znał, to bransoletka stanowiła jej znak rozpoznawczy. Przelotnie zerknęła na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 19.30. Włożyła czarną kurtkę, do jej kieszeni wsadziła iPhone'a, złapała klucze z komody i wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi na klucz i przeszła do garażu. Mróz dawał się we znaki i pomimo tego, że o tej porze niebo pokrywały gwiazdy, śnieg błyszczał sprawiając, że było jasno. Pierce wsiadła do samochodu i uruchomiła silnik. Zaraz potem włączyła ogrzewanie, bo temperatura na zewnątrz nie była wysoka. Wyjechała na ulicę i ruszyła w stronę klubu. Drogi o tej porze nie były specjalnie zakorkowane, więc na miejsce dotarła po kilku minutach. Zaparkowała auto kilka metrów od budynku i wysiadła, włączając alarm. Powolnym krokiem zbliżała się do celu, a stukot jej szpilek zagłuszała muzyka, którą słychać było nawet kilkanaście metrów od klubu. Pod budynkiem jak zwykle stała dosyć długa kolejka osób, które liczyły, że jakimś cudem dostaną się do środka. „Hell” był najpopularniejszym klubem w mieście. Jednak ani muzyka, ani jego wnętrze nie powalały na kolana. Pod tym względem budynek nie zajmował pierwszego miejsca. Jednak plotki o nielegalnym interesie, które krążyły po okolicy przyciągały spory tłum. Cóż czasami każdy chce poczuć dreszczyk emocji, a przebywanie w jednym budynku z przestępcami idealnie się w to wpisuje, prawda? I zapewne wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że do środka można było dostać się jedynie wtedy, gdy miało się powiązanie z właścicielem. Mówiąc ściślej trzeba było pracować dla Williamsa albo być jego klientem. W innym wypadku nie było szansy na wejście, chyba że zapłaciło się naprawdę sporą sumę pieniędzy, jednak nikt nie kwapił się, żeby wydać kilka tysięcy za wejście do klubu, który nie był najlepszy. 
Katherine przyglądając się ludziom przed budynkiem uświadomiła sobie, że w klubie dosyć często widziała Louisa i Justina. Teraz na usta cisnęło się tylko jedno pytanie: co ich łączy z Williamsem? Nie zdążyła wejść do środka, bo Dominic złapał ją za łokieć.
-A ty dokąd?
-Do środka. Nie widać-wyszarpnęła się,
-A kim ty niby jesteś?-zapytał, lustrując jej sylwetkę. Jego wzrok w końcu zatrzymał się na nadgarstku Katherine, gdzie znajdowała się bransoletka. Jego oczy się rozszerzyły, a usta uchyliły z niedowierzania.
-No i co Dominic? Stęskniłeś się?-Katherine skrzyżowała ręce na piersi.
-Cholera chyba mam halucynacje-pokręcił głową. -Nie poznałem cię przez te włosy.
-I o to chodziło-na jej ustach rozciągnął się złośliwy uśmiech.
-Dobrze cię widzieć po takim czasie.
-Kiedyś musiałam się zjawić-wzruszyła ramionami.
-Pogadamy później, a teraz właź do środka-chwycił ją za łokieć i delikatnie wepchnął do środka. Gdy Katherine przechodziła obok niego, jego ręka wylądowała na jej tyłku. 
-Zapłacisz za to-warknęłam, spoglądając na niego przez ramię. W odpowiedzi puścił jej oczko. Pierce jedynie przewróciła oczami i poszła dalej. Nie chodziło o to, że pozwalała obmacywać się byle komu, ale przecież nie mogła go pobić. Po pierwsze, Dominic był od niej silniejszy, a po drugie, Katherine nie miała przy sobie jakiejkolwiek broni.
Podeszła do baru, a kiedy podszedł do niej barman, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Był to brunet o ciemnych oczach.
-Thomas., jak widzę ciągle na starych śmieciach.
Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się kim jest ta dziewczyna.
-Znamy się?
Katherine jedynie przewróciła oczami, czego nie mógł zobaczyć prze okulary i potrząsnęła bransoletką. Dopiero wtedy pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Cholera! Co ty tu robisz?-uśmiechnął się. Katherine lubiła go, ale momentami wydawał jej się podejrzany.
-To co kiedyś-wzruszyła ramionami.-Chce mnie widzieć.
-To co zwykle?-uniósł brew.
-Po co się głupio pytasz, skoro wiesz-uderzyła paznokciami w blat. Po chwili pojawił się przed nią kieliszek pełny białej cieczy. Uniosła go do ust i wypiła jego zawartość, jakby była to woda. Skrzywiła się delikatnie, kiedy wódka spłynęła po jej gardle.
-Co tam u ciebie?-zapytała.
-Jak widzisz to samo. Ciężko tam było?
Katherine domyśliła się o co pytał. On jako jedyny oprócz Williamsa wiedział, gdzie przebywała. Zastanawiało ją skąd to wie, bo była to poufna informacja i nawet Matt tego nie wiedział. I to był właśnie jeden z tych momentów, kiedy Katherine patrzyła na Thomasa podejrzliwie. Nie miała pojęcia jakim cudem się dowiedział, jednak uspokajał ją fakt, że obiecał trzymać buzię na kłódkę.
-Nawet mi nie przypominaj. Gorzej jak w więzieniu-westchnęła. Nie lubiła wspominać o szpitalu. Nie było to nic wesołego. Ludzie pozbywają się osób z problemami, umieszczają je w takich szpitalach i zapominają. Społeczeństwo zawsze dziwnie patrzy na takie osoby i ich unika, ale Katherine podczas pobytu tam przekonała się, że ci ludzie czasami okazują się lepsi niż ci zdrowi i „normalni”. 
-Może, ale tam siedziałabyś dużo dłużej-zaśmiał się, jednak Katherine tego nie odwzajemniła. Dla niej nie był to temat do żartów.
-Cokolwiek-mruknęła, wstając. Bez pożegnania ruszyła wąskim korytarzem, który znajdował się niedaleko baru. Jedyne drzwi, które się tam znajdowały prowadził do biura szefa. Pierce nie fatygowała się, żeby chociażby zapukać. Nigdy tego nie robiła i stwierdziła, że powinien on się do tego przyzwyczaić. Zastała go z jakąś blondynką, która siedziała bokiem na jego kolanach. Przez moment zastanawiała się czy bardziej obrzydzało ją to jak się obściskiwali, czy to jak wyglądała ta dziewczyna. Była typową blondynką, jej włosy miały prawie platynowy kolor, ilość kosmetyków jaką na sobie miała wystarczyłaby do zrobienia makijażu dla kilku osób, biust wylewał się jej ze zbyt obcisłej bluzki, a spódnica zakrywała bardzo niewiele. Katherine nie miała zamiaru oglądać tego przedstawienia, więc zamknęła drzwi z hukiem, na co obydwoje odsunęli się od siebie.
-Wyjdź stąd!-syknęła.
-Uważaj co mówisz, szmato! Spierdalaj stąd, albo zdechniesz zanim zdążysz doliczyć do 10-warknęła. Williams roześmiał się, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Pierce nigdy nie mogła zrozumieć czemu tak szczerzył się na jej widok.
-Angel, nareszcie się zjawiłaś.
Katherine nie specjalnie za nim przepadała, ale przełożonego się nie wybiera. Od kiedy ostatnio go widziała niewiele się zmienił. Ubrany był jak zawsze w garnitur, na głowie miał  kapelusz, a na twarzy lekki zarost. Wyglądał młodo, ale Katherine była pewna, że miał ponad 30 lat. Oczy dziewczyny, gdy usłyszała słowo "Angel" o mało nie wyszły z orbit. 
-A-angel?-wyjąkała. Katherine powolnym krokiem podeszła do biurka, które znajdowało się naprzeciwko drzwi i oparła na nim dłonie.
-Teraz z łaski swojej wyjdź zanim stracę cierpliwość-dokładnie wymówiła każde słowo, na koniec posyłając jej przesłodzony uśmiech. Dziewczyna w ciągu sekundy zerwała się ze swojego miejsca i wybiegła, o mały włos nie potykając się z powodu swoich zbyt wysokich szpilek. Katherine była lekko zaskoczona, że nadal budziła strach pomimo tego, że minęły dwa lata.
-Ciągle taka sama-oparł przedramiona na biurku.
-Daruj sobie-warknęła. -Przejdźmy do konkretów-odsunęła się i usiadła na fotelu. Przy okazji rozejrzała się po pomieszczeniu. Czarne kanapy w lewym rogu, pomiędzy nimi szklany stolik, obok pokaźnych rozmiarów barek. Ściany nadal miały szary kolor, a jedyne dwa okna zasłonięte były żaluzjami. Wyglądały jak te, które zazwyczaj detektywi mieli w swoich biurach w starych filmach. Mogłoby się wydawać, że czas zatrzymał się w miejscu. Nic dziwnego, Williams nie przepadał za zmianami.
-Tęskniliśmy za tobą.
-Daruj sobie i mów po co chciałeś mnie widzieć-syknęła. -Tak poza tematem, ciężko ci zadzwonić samemu?-uniosła brew i skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie tym tonem-warknął.
-Bo co?-prychnęła. Praktycznie każdy się go bał, każdy oprócz Katherine. Williams bardzo szybko tracił cierpliwość i wysłanie kogokolwiek na tamten świat nie było dla niego problemem.
-Bo to dzięki mnie wszyscy cię tu znają. Gdyby nie ja nie znaczyłabyś nic. Powinnaś być kurwa wdzięczna-spojrzał na nią z mordem w oczach. Pierce natychmiast podniosłą się z miejsca i ponownie oparła dłonie na biurku, nachylając się w jego stronę
-Sama na to zapracowałam. I nie mam za co być ci wdzięczna.
-Uważaj co mówisz-syknął.
-To ty powinieneś uważać. Równie dobrze mogłam tu nie przychodzić i co wtedy byś zrobił?
-Wyluzuj i pogadajmy-powiedział po kilku chwilach ciszy, Pierce nie miała pojęcia dlaczego Williams nie chciał, żeby odeszła, ale dopóki mogła robić co chciała, nie miało to dla niej znaczenia.
-Niech będzie- opadła z powrotem na fotel. 
-Chcesz wrócić?-zapytał.
-Najpierw chce swój telefon i sprzęt z powrotem.
-Dostaniesz go-podniósł się z fotela i podszedł do ściany po prawej stronie drzwi. Sejf wbudowany był w ścianę, a jego drzwi były prawie niewidoczne. Williams wpisał kod i po chwili ciężkie, metalowe drzwi zaskrzypiały. Wyciągnął stamtąd srebrną walizkę i czarnego iPhone'a. Zamknął go z powrotem, a rzeczy położył na biurku. Katherine chwyciła telefon i od razu go włączyła, chowając do kieszeni kurtki. Otworzyła walizkę i przejrzała jej zawartość. Paralizator, noże, pistolet i kilka innych gadżetów znajdowało się na swoim miejscu.
-Zgadza się-skinęła głową.
-Kiedy chcesz zacząć?-uniósł brew. To była kolejna rzecz, nad którą Katherine zastanawiała się wiele razy. To on wyznaczał terminy i inny mieli się do tego dostosować, a ją pytał.
-Jutro. Tylko tym razem zadzwoń, a nie się wysługujesz Mattem.
-Spokojnie, Kathy.
-Mówiłam ci, że masz tak na mnie nie mówić. Nie dociera?-warknęła.
-A ja ci mówiłem, że masz się do mnie nie zwracać w ten sposób!-ryknął. Mordowali się wzrokiem, opierając dłonie na biurku. Banalnym jest stwierdzenie, że gdyby wzrok mógł zabijać to leżałoby się już martwym, ale w tym przypadku nic innego nie jest w stanie opisać tej sytuacji. 
Niedługo potem usłyszeli pukanie do drzwi.
-Jestem już-za plecami Katherine rozległ się kobiecy głos. Głos, który Katherine bardzo dobrze znała. Pierce odwróciła się, ściągnęła okulary, myśląc, że ma halucynacje i osoba, którą widzi jest wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Jednak Megan naprawdę tam stała.
-K-Katherine, co ty tu robisz?-wyjąkała.
-Widzę, że się znacie. Więc nie muszę was sobie przestawiać-Williams uśmiechnął się szyderczo.
-Po sprzęt wpadnę, jak będę wychodzić-Katherine mruknęła do Luke'a i wyszła, zakładając okulary. Nie spojrzała na Megan, chciała jak najszybciej zaczerpnąć świeżego powietrza. Do piero teraz skojarzyła fakty, a w jej głowie rozbrzmiały słowa Megan z dnia, kiedy pierwszy raz przyszły tu razem: „Powiedzmy, że...czasami sprzedaję dragi dla właściciela tego miejsca”. Przepchnęła się przez tłum ludzi i po kilku minutach znalazła się przed budynkiem. Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnęła jednego, resztę schowała, i podpaliła końcówkę. Oparła się plecami o ścianę i mocno się zaciągnęła. Nikotyna zaczęła wypełniać jej płuca i krążyć po organizmie. Katherine miała już dosyć tego dnia. Najpierw jej wybuch złości, a teraz to. Zapewne zastanawiała by się nad tym dalej, ale Megan pociągnęła ją za łokieć.
-Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, co ty tu robisz?-krzyknęła.
-Przymknij się na chwilę!-warknęła.-O to samo mogę zapytać ciebie-splunęła, zaciągając się papierosem.
-Kurwa to nie jest śmieszne. Czy ty wiesz w co się pakujesz?-wyrzuciła ręce w powietrze. Megan była sympatyczną osobą, która zawsze szukała dobrych stron we wszystkim, ale strasznie dramatyzowała.
-Bardzo dobrze wiem. Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moją matką-powiedziała chłodno Katherine. Niedopałek rzuciła na ziemię i przygniotła go butem. Wyminęła Megan bez słowa, jednak ona nie miała zamiaru skończyć. Pociągnęła Pierce za ramię, obracając ją w swoją stronę. 
-Czego?-warknęła. Katherine chciała jedynie wrócić do łóżka z nadzieją, że nie będzie już dzisiaj kolejnych niespodzianek.
-Kathy, kurwa martwię się. Nie zaczynaj interesów z Williamsem. To nie wyjdzie ci na dobre.
-Wiem co robię.
-Po co tu przyszłaś?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Mam swoje powody-wzruszyła ramionami. -Co ty tu robisz?-zapytała, chociaż odpowiedź już znała.
-Mówiłam ci, że handluję.
-Tak i tylko raz wspomniałaś, że robisz to dla niego. Jak możesz być taka głupia? Wiesz, że już z tego nie wyjdziesz?-zacisnęła szczękę.
-Wiem-mruknęła. Williams nie lubił zmian nie tylko w kwestii wystroju wnętrz, nie lubił zmieniać czegokolwiek i jeżeli ktoś zaczął dla niego pracować to robił to do swojego ostatniego oddechu.
-Boże, jaka ty jesteś głupia!-Katherine przyłożyła rękę do czoła.
-Zamknij się! Nie jesteś moją matką-warknęła. 
-Nie jestem, ale to nie znaczy, że się o ciebie nie martwię!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Nie musisz. Poradzę sobie.
Katherine jedynie pokręciła głową.
-Masz na siebie uważać, rozumiesz?
-To mogę ci nawet obiecać-kąciki ust Megan uniosły się w górę.
***
Dochodziła 2 nad ranem, kiedy Katherine po wypiciu z Megan kilku drinków i zabraniu walizki z gabinetu Williamsa, wyszła z budynku. Dojazd do domu zajął jej mniej czasu niż poprzednio ze względu na praktycznie nieistniejący ruch na drogach. Wstawiła auto do garażu, ściągnęła okulary i bransoletkę i umieściła wszystko w schowku. Wyjęła kluczyki ze stacyjki i wysiadła z auta. Zabrała walizkę z tylnego siedzenia i uruchomiła alarm. Podeszła kilka kroków i pociągnęła za niewielkie kółko znajdujące się w podłodze pod ścianą. Pociągnęła za nie i klapa, której kolor był identyczny ja podłoga, przez co nie było jej widać, podniosła się. Pod klapą znajdowało się kwadratowe wgłębienie, coś w rodzaju schowka, gdzie Katherine umieściła walizkę. Potem zatrzasnęła schowek i zamykając drzwi garażu, skierowała się w stronę domu. Klucze, które miała w dłoni włożyła do zamka i wtedy usłyszała za sobą znajomy głos.
-A więc, to ty jesteś Angel! Czemu mi do cholery nie powiedziałaś?!-syknął. Katherine odwróciła się i spojrzała ze zdziwieniem na postać stojącą przed nią.
-Co ty tu robisz?
~
Jak myślicie kto zjawił się u Katherine?
Kim jest Angel?
Czym zajmuje się Kath?
Wyjaśniło się. Meg i Kath mają tego samego szefa.
Myślę, że się podobało.
Zostawcie po sobie jakiś ślad ;)
Polecam

 Tak wygląda Dominic:

A tak Thomas:


 Do następnego <3