31 lipca 2014

Thirty:"Wiem, co ona czuje, ale to nie znaczy, że chcę pamiętać, jak ja się czułem."

-Co z pogrzebem?-Katherine odezwała się po dłuższej chwili ciszy. Była pewna, że Megan będąc w tym stanie nie będzie miała do tego głowy.
-Justin już się tym zajął-Louis nie odwrócił wzroku od Megan. Katherine stwierdziła, że mimo tej sytuacji Johnson jest szczęściarą. Tomlinson był idealnym chłopakiem dla niej. Była ciekawa, czy ona zdawała sobie z tego sprawę. Przecież nie po to Katherine planowała wszystkie ich „przypadkowe” spotkania, żeby teraz im nie wyszło. Wiedziała, że Louis da jej szczęście, na które zasłużyła.
-Posiedzisz z nią? Ja idę zapalić-spojrzała na Louisa.
-Jasne-kiwnął głową.-Nie wiedziałem, że palisz.
-To teraz już wiesz-posłała mu blady uśmiech. Wszyscy byli przybici tą sytuacją, żadne z nich nie miało humoru i nikt nie ośmielił się żartować, poza Justinem. I to jego zachowanie dziwiło ją najbardziej. Wiedziała, że stracił rodziców, więc doskonale wiedział, jak czuje się Megan, a mimo to nadal zachowywał się jakby nic się nie stało. Katherine wstała z fotela i po cichu opuściła pokój, a potem zeszła na dół. Przechodząc, zobaczyła Justina, który jak gdyby nigdy nic oglądał telewizję. Pierce pokręciła głową i wkładając kurtkę i buty, wyszła na zewnątrz. Usiadła na schodkach przed domem, z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnęła jednego i podpaliła końcówkę, a resztę schowała z powrotem. Zaciągnęła się, patrząc w przestrzeń przed nią. Jej myśli jak na zawołanie powędrowały w swoją stronę. Przypomniał się jej moment po śmierci rodziców. Wspomnienia tego typu na zawsze zostają w pamięci, a oprócz wspomnień pozostają uczucia. Pamiętała jak wtedy się czuła i nawet jeżeli pogodziła się z ich stratą, to nadal za nimi tęskniła. W momencie, kiedy ich zabrakło miała przy sobie Briana i bywały chwile, kiedy zachowywał się tak jak Louis w stosunku do Megan, ale były to bardzo krótkie chwile. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo toksyczna była ich relacja. Kochała go, ale cena jaką za to zapłaciła była zbyt wysoka. Wszystkie ciosy, które od niego otrzymała nie były warte tego uczucia. Katherine nie była bezuczuciowym potworem, za którego miała ją większość
W momencie, kiedy ktoś wyrwał jej papierosa z dłoni, wróciła do rzeczywistości. Obróciła głowę, a  na jej twarzy od razu pojawił się grymas.
-Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę tu przylazłeś?-syknęła.-I oddawaj mojego papierosa.
-Takie dzieciak jak ty, nie powinny palić-na twarzy miał ten wredny uśmiech, który doprowadzał Katherine do granicy jej cierpliwości. Czasami w myślach powtarzała sobie „przysięgam, kiedyś coś mu zrobię”. 
-Zadam ci jedno pytanie...Jesteś taki głupi sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci?
Mina Justina w tym momencie rozbawiła Katherine do tego stopnia, że nie potrafiła pohamować śmiechu.
-A ty jesteś taką suką sama z siebie?-warknął. 
-Lepiej dla ciebie, żebyś się zamknął-wysyczała przez zaciśnięte zęby. 
-Nic mi nie zrobisz, kochanie-pokręcił głową z rozbawieniem. Miała ochotę krzyknąć: " Jesteś tego pewien? To ciekawe przez kogo znalazłeś się w szpitalu!", ale ugryzła się w język.
-Pozory mylą, Justin-odpaliła kolejnego papierosa.
-Co masz na myśli?-zmarszczył czoło. 
-Nic konkretnego-wzruszyła ramionami. -To tak, żeby uruchomić twój mózg, bo bardzo długo nie pracował-przeciągnęła słowo "bardzo".
-Jesteś cholernie wkurwiająca.
-To samo mogę powiedzieć o tobie.
Potem zapadła cisza. Bardzo rzadko zdarzały się sytuacje, kiedy rozmawiali normalnie. W zasadzie można policzyć je na palcach jednej ręki, a mimo to żadne z nich nie zrezygnowało, nawet jeżeli jedno doprowadzało drugie na skraj wytrzymałości.
-Możemy się pogodzić-mruknął.
-Dobrze się czujesz?-Katherine spojrzałam na niego ze zdziwieniem i przez moment zastanawiała się czy gdzieś po drodze nie potrącił go jakiś samochód. 
-Tylko na czas pogrzebu, no i dopóki Megan nie dojdzie do siebie.
W tym momencie Katherine była w szoku. Zawsze myślała, że Justin to kompletny kretyn, któremu zależy na seksie i imprezach, ale teraz zauważyła coś innego. W tym momencie nie był taki jak odbierali go ludzie, teraz był sobą.
-Robię to dla Megan-powiedziała, kiedy podawali sobie ręce. Katherine poczuła przyjemne mrowienie w dłoni i była przekonana, że ostatni raz czuła coś takiego na początku jej związku z Brianem, kiedy była w nim zakochana, ale szybko pozbyła się tej myśli z głowy.  
-Nie martw się. Potem i tak do tego wrócimy, ty bez tego nie wytrzymasz.
-Bez czego?
-Bez kłótni z moją wspaniałą osobą-puścił jej oczko.
-Zabierz siebie i swoje rozbuchane ego jak najdalej ode mnie-posłała mu przesłodzony uśmiech.
-Nie mogę pozbawić cię przyjemności przebywania w moim towarzystwie, kochanie.
Katherine jedynie przewróciła oczami, a potem siedzieli w ciszy. Jedynym dźwiękiem był odgłos wypuszczanego powietrza z ich płuc. Kiedy Katherine skończyła, wyrzuciła peta w śnieg. Jednak zanim wstała, musiała go o coś zapytać.
-Justin?-obrócił głowę w jej stronę. -Czemu zachowujesz się w ten sposób?
-Jaki sposób?-zmarszczył czoło ponownie. Pierce zdążyła zauważyć, że robił to zawsze kiedy się nad czymś zastanawiał albo był zdziwiony.
-Babcia Megan nie żyje, a ty sobie żartujesz, jakby nic się nie stało. Przecież ty straciłeś rodziców, więc wiesz jak ona się czuje.
-Wiem, co ona czuje, ale to nie znaczy, że chcę pamiętać, jak ja się czułem-powiedział, wstając, a zaraz potem wszedł do środka.

Mike przez cały dzień obserwował Katherine. Widział, jak rano wybiegła z domu, potem jak siedziała w domu Megan, a teraz patrzył jak siedziała razem z Justinem na schodkach. Evans nie znosił, kiedy Bieber był w jej pobliżu. W takich momentach krew buzowała w jego naczyniach krwionośnych jak lawa podczas erupcji wulkanu. Nie chciał, żeby mieli ze sobą jakikolwiek kontakt, a szczególnie po tym jak dowiedział się, że Katherine to Angel. Najchętniej podszedłby teraz do niej i zakazał jej widywania się z nim, ale nie mógł tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciał zepsuć ich relacji, którą dopiero co udało mu się naprawić, a po drugie, obiecał sobie, że nie będzie wpieprzał się w jej życie. Jednak pomimo tej obietnicy nie potrafił dotrzymać słowa. Chciał mieć Katherine tylko dla siebie.
Kiedy poczuł wibracje w kieszeni, wyciągnął telefon i nie patrząc kto dzwoni, odebrał.
-Hej, skarbie-usłyszał głos swojej narzeczonej. Alison.
-Hej, kochanie-udawał zadowolonego. Nie chciał zranić Alison, więc pomimo tych dwóch lat nadal udawał, że ją kocha. Planowali ślub, więc jak mógłby jej teraz powiedzieć, że to koniec? Nie potrafił tego zrobić. Naprawdę kochał Alison, ale potem w jego życiu pojawiła się Katherine i nie potrafił sobie jej odpuścić. Kolejny raz udawał, że jest szczęśliwy, kiedy usłyszał, że Smith zamierza go odwiedzić. Mike nie sądził, że jest tchórzem, bo nie potrafił się przyznać, że już nie kocha Alison. Twierdził, że w ten sposób oszczędza jej cierpienia, a w rzeczywistości ranił ją jeszcze bardziej. Alison nie była głupia i widziała w różnicę w jego zachowaniu, ale Evans nadal zapewniał ją, że wszystko jest w porządku. Skończył z nią rozmowę jak najszybciej, kiedy zauważył, że Justin wstaje i znika we wnętrzu domu. Irytowało go to, że zaczynali się dogadywać, a najbardziej wkurzało go to, że nawet z daleka było widać, że ich do siebie ciągnie. W tym momencie przysiągł sobie, że jeżeli zajdzie to za daleko to usunie Justina tak samo jak kiedyś Briana, ale tym razem Katherine nic się nie stanie. 

-------------------------------------
Jestem z powrotem po mojej "przerwie". Całe szczęście mój brat wrócił wcześniej. 
Nawet nie wiecie jak bardzo byłam szczęśliwa w momencie, kiedy zobaczyłam liczbę wyświetleń. Ponad 10 tys. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo jestem wam wdzięczna <3
Teraz wracam do opowiadania.
Wiem, że akcja dzieje się dość wolno, ale jeżeli to przyśpieszę to wyjdzie z tego po prostu gówno. Przepraszam za słownictwo, ale nie chcę psuć tej historii. Mam nadzieję, że taki rozwój akcji wam odpowiada.
Przepraszam za ewentualne błędy, ale brak snu robi swoje 
Dobra już się ogarniam.
Końcówka jest dość szokująca.... 
Nareszcie wiecie kim jest Alison, ale ona pojawi się dużo później. Teraz tylko wspomniałam wam o niej.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Do następnego 
Kocham was <3


2 komentarze:

  1. Nie no, rozdzial jest genialny japanapanaoa boze nie wiem co napisac, ale jedno jest pewne, warto bylo tyle czekac XD jsoaososoajan czekam na nastepny! xx /@czescariana

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział, jak zawsze fantastyczny, bo pisany przez Ciebie, więc nie mógł być inny. *_* To, że się dzieje wszystko powoli mnie cieszy, bo można tym wszystkim się "napawać". Hahahha, ale słownictwo. XDD
    Jesteś mistrzynią! <3
    Czekam na kolejny. ;3
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx