25 stycznia 2015

Sixty Five: List, ból i powrót.

Justin wpadł do domu Megan i Louisa jak burza. Megan od razu zauważyła jego napuchnięte i czerowne od płaczu oczy.
-Wiedziałaś o ciąży Katherine?-Megan lekko wzdrygnęła się na ton jego głosu.
-Tak, ale co ty masz z tym wspólnego?
-To było moje dziecko, do cholery!-wrzasnął.
-Stary, przestań się wydzierać-Louis wszedł do salonu.
-Zamknij mordę!
-A-ale jak to było?-Megan zaczęła się jąkać.
-Usunęła ciążę! Skoro wiedziałaś to czemu mi nie powiedziałaś?!-Justin złapał Megan za ramiona i potrząsnął nią. W jego oczach widoczna była furia. Louis natychmiast odepchnął go od Johnson.
-Uspokój się!
-Pierdolcie się wszyscy-splunął i wyszedł trzaskając drzwiami.  Megan zaraz potem sięgnęła po telefon i próbowała dodzwonić się do Katherine, ale Pierce nie odbierała.
-Myślisz, że ona naprawdę to zrobiła?-w jej głosie słychać było przerażenie. Odruchowo położyła dłonie na swoim brzuchu. Megan nawet nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Katherine zabiła niczemu niewinne dziecko.
-Sam chciałbym wiedzieć-Louis sam nie mógł zrozumieć co się dzieje.

Następnego dnia Emma zjawiła się u Megan. Johnson nie potrafiła wytrzymać. Nie mogła patrzeć na to co wyprawia Katherine. W szczególności chciała wiedzieć czy Katherine naprawdę usunęła ciążę.
-Meg, mów o co chodzi, bo zaczynam się martwić.
-Wczoraj był tu Justin. Powiedział, że Katherine usunęła ciążę i, że to dziecko było jego-westchnęła.
-Że co?-Emma była w szoku. -Co ona, do cholery, wyprawia?!-warknęła.
-Em, ona naprawdę...-Megan nawet nie potrafiła tego wypowiedzieć.
-Oczywiście, że nie! Znasz ją i wiesz, że Katherine w życiu nie skrzywdziłaby dziecka.  Tylko nie rozumiem czemu go okłamała. Wczoraj, kiedy u niej byłam nie powiedziałami mi nic o tym, że w ogóle z nim rozmawiała-Emma była wściekła.
-Czyli to jest dziecko Justina?-w odpowiedzi Em skinęła głową.
-To oni spali ze sobą?-Johnson była zdziwiona. Katherine zawsze twierdziła, że nie tknęłaby Justina, a teraz...
-Yup.
-Jezu, co za ludzie-Megan pokręciła głową.
-Wiem, a co do tego to Katherine chciała, żebym ci to dała-Emma z tylnej kieszeni wyciągnęła kopertę i podała ją Megan.
-Co to?
-Nie wiem. Zobacz-Emma wzruszyła ramionami. Megan otworzyła kopertę i wyciągnęła kartkę, która znajdowała się w środku. Rozłożyła ją i zaczęła czytać.

Megy,
Domyśliłam, że Justin powiedział ci o dziecku i o tym co rzekomo zrobiłam. Nie powiedziałam ci o tym, że jest jego, bo chciałam, żeby jak najmniej osób o tym wiedziało. Poza tym okłamałam go. Nie usunęłam dziecka. Spanikowałam i tak wyszło. Komplikuje wszystko, ale nie chcę się z nim widzieć. Justin mnie zgwałcił i zaszłam w ciążę. Matt się naćpał i powiedział mu, że to ja wysłałam go do szpitala. To w ogóle nie miało być tak. Nie wiem co mam ci powiedzieć więcej. Po prostu się boje. Ufam ci i dlatego to piszę. Błagam dopilnuj, żeby Justin nie zrobił sobie nic głupiego. Nic mu nie mów. Sama mu powiem. Przepraszam.
Katherine

-To jest, kurwa, jakiś żart?-Megan zamrugała kilka razy. Nie potrafiła uwierzyć w to co przed chwilą przeczytała.
-Jak to ją zgwałcił? Co tu się, do cholery, dzieje?-spojrzała na Emmę.
-Meg, najpierw usiądź i się uspokój. Jesteś w ciąży i nie możesz się denerwować. Dla mnie to też jest popieprzone, ale nie zapominaj, że mówimy o Justinie i Katherine-oboje zajęły miejsca na kanapie.
-Em, powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi-Megan pokręciła głową.
-To Katherine wysłała Justina do szpitala. Nie przyznała się mu, nawet kiedy byli ze sobą blisko. Matt o tym wiedział...-Megan dała jej znak, żeby kontynuowała.
-Po skończeniu szkoły, na tej imprezie Matt się naćpał i poczęstował Justina. Bieber przesadził z ilością jak na pierwszy raz, a wtedy Matt się wygadał. Możesz się domyślić co było potem-Megan tylko skinęła głową, chociaż nawet nie chciała sobie tego wyobrażać.
-Potem Katherine chciała się powiesić...-Megan otworzyła usta ze zdziwienia. Nie spodziewała się, że Katherine w ogóle myślała o śmierci.
-C-co?-wydukała.
-Justin zdążył ją uratować praktycznie w ostatniej chwili-Megan złapała się za głowę. Nie potrafiła pojąć jakim cudem nie zauważyła tego co działo się obok niej.
-I kiedy nie udało jej się zabić to wyjechała. Kiedy miała się z tobą spotkać i miała ten wypadek to dowiedziała się o ciąży i uciekła do Los Angeles do swojej ciotki-Emma zacisnęła usta w cienką linię. Dopiero teraz dotarło do Megan jak wiele rzeczy ją ominęło. Katherine jej ufała, a jej po prostu nie było.
-Ona jest u Aurory?
-Tak-skinęła głową.
-To jest niemożliwe-prychnęła. -Zatłukę Justina. Jak, do cholery, mógł jej to zrobić?!-gwałtownie podniosła się z kanapy, ale zatrzymała ją Emma.
-Megan, nie możemy się do tego mieszać. Też mam ochotę urwać mu za to łeb, ale oni muszą załatwić to między sobą. Po prostu musimy zrobić wszystko, żeby się spotkali.
-Wiem-westchnęła i zajęła swoje poprzednie miejsce. -Więc co chcesz zrobić?
-Musimy znaleźć naprawdę dobry powód, żeby Katherine przyjechała do Stratford-Megan uśmiechnęła się podejrzanie.
-Myślisz, że ślub to wystarczający powód?
-Czyj ślub?-Emma nie zrozumiała o co chodzi Johnson.
-Połączymy przyjemne z pożytecznym- uśmiechnęła się i zawołała Louisa.


Justin próbował skupić się na oglądaniu telewizji. Musiał się czymś zająć. W głowie ciągle słyszał głos Katherine.

...tego dziecka już nie ma.
...tego dziecka już nie ma.
...tego dziecka już nie ma.
...tego dziecka już nie ma.

Nie wytrzymywał. Nie mógł uwierzyć, że mogłaby to zrobić. Tak bardzo chciał cofnąć czas, tak jakby to wszystko się nie wydarzyło. Za każdym razem kiedy zamykał oczy widział Katherine z malutkim dzieckiem na rękach.
-Dlaczego, do cholery?!-kolejny raz schował twarz w dłoniach, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Ciągle czuł uścisk w klatce piersiowej. Nie mógł spać, nie potrafił nic przełknąć.
-Nienawidzę cię, Katherine! Nienawidzę cię...i tak cholernie cie kocham-zacisnął powieki.
-Dwa dni temu odbył się pokaz nowej kolekcji znanej projektanki Aurory Carter-Justin usłyszał głos reporterki, ale nie podniósł głowy.
-Kolekcja została zaprojektowana specjalnie dla kobiet w ciąży. Główną sukienkę z tej kolekcji zaprezentowała siostrzenica Aurory-Katherine Pierce, która jednocześnie jest współautorką kolekcji-Justin gwałtownie uniósł głowę. Wpatrywał się urywek pokazu na ekranie, który prezentował Katherine. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy spojrzał na widoczny brzuch Pierce. Powoli podszedł do telewizora.
-Szkoda, że naprawdę nie jesteś w ciąży-jego oczy pociemniały, a szczęka się zacisnęła.

Megan otworzyła drzwi i od razu uderzył ją odór alkoholu. Zatkała nos dłonią i weszła do salonu. Na kanapie spał Justin. Na stoliku stało kilka pustych butelek po wódce i leżało podarte zdjęcie Katherine. Na podłodze leżał rozbity telewizor.
-Katherine, coś ty narobiła?-pokręciła głową z dezaprobatą. Pomimo tego listu i tego co zrobił Justin, Megan nie widziała powodu, dla którego Katherine mogłaby go tak perfidnie okłamać. Dla niej była to najgorsza rzecz jaką Katherine kiedykolwiek zrobiła.Uważała, że Justin ma prawo wiedzieć.
-Ona musi tu przyjechać-mruknęła sama do siebie i wyszła.

Katherine leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit.  Położyła dłonie na brzuchu, a na jej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Wyczuwała już niewielkie ruchy maluszka. Pomimo radości czuła niepokój. Każdy dźwięk telefonu przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Bała się, że usłyszy głos Luke'a, który zmusi ją do powrotu do Kanady.
-Katherine, dzwoniła Megan-w pokoju pojawiła się Aurora.
-Dlaczego dzwoniła do ciebie?-Katherine podniosła się do pozycji siedzącej.
-Nie mogła się dodzwonić do siebie. Chciała ci powiedzieć, że wychodzi za mąż za dwa tygodnie i chciała, żebyś została jej świadkiem na ślubie-Katherine nerwowo przełknęła ślinę.
-To super-wymusiła uśmiech. Wiedziała, że nie będzie potrafiła jej odmówić. Mimo wszystko Megan nadal była jej przyjaciółką
-Czyli za dwa tygodnie będę musiała zjawić się w Stratford-westchnęła.

dwa tygodnie później

Katherine skończyła pakować walizkę i opadła zmęczona na łóżko. Stres zżerał ją od środka. Już niedługo miała się ponownie zjawić w Stratford. Nie wyobrażała sobie momentu powrotu do swojego starego domu i tego, że Justin znowu będzie po drugiej stronie ulicy. Chociaż była pewna, że znienawidził ją za to co powiedziała. Próbowała się na to przygotować. Miała wyrzuty sumienia. Te słowa w ogóle nie powinny paść. Dobrze wiedziała jaki ból mu zadała, bo przecież Rose zrobiła to samo. Z tą różnicą, że Stewart naprawdę usunęła ciążę.
-Mamusia, przeprosi tatusia. Nawet jeżeli tatuś znienawidzi mamusię to Ciebie kruszynko będzie kochał-położyła ręce na brzuchu. Wtedy rozbrzmiał dzwonek jej telefonu. Leniwie podniosła się i sięgnęła po urządzenie, leżące na nocnej szafce.
-Halo?
-Znalazłem odpowiednią osobę. Liczę, że zjawisz się jutro w Stratford-usłyszała głos Williamsa. Katherine tylko przewróciła oczami.
-Nie dajesz mi wyboru, z resztą będę już dzisiaj-mruknęła.
-I bardzo dobrze. Masz do mnie przyjechać i wyjaśnić mi jakim cudem miałaś wypadek-ton jego głosu wcale nie był przyjemny. Poprosiła Williamsa o pomoc po wypadku spowodowanym przez Alison.
-Nie muszę ci się spowiadać.
-Jestem twoim ojcem i mam prawo wiedzieć-warknął.
-A to jest moje życie-rozłączyła się. Spojrzała na zegarek i wstała. Chwyciła rączkę walizki i skierowała się po schodach na dół.
-Już niedługo się zobaczymy, Stratford-westchnęła.

~~~~~~~~
Nie mam teraz czasu na notkę. Rozdział w zasadzie dodaję wam w biegu, bo nie mam czasu. Liczę, że się podobało. Idk kiedy następny xx



17 stycznia 2015

Sixty Four: Kłamstwa.

Minęły cztery miesiące, odkąd Megan dowiedziała się o ciąży Katherine. Pomimo tego czasu nie udało jej się dowiedzieć kto jest ojcem dziecka. Katherine zawsze zręcznie unikała tego tematu. Johnson wiele razy zastanawiała się nad tym, ale nikt nie przychodził jej do głowy. O tym, że mógłby to być Justin pomyślała tylko raz, ale zaraz potem pokręciła głową. Katherine wiele razy wspominała, że nie tknęłaby Justina, więc Megan odrzuciła, jej zdaniem, ten idiotyczny pomysł. Wściekała się, bo Katherine nie chciała jej powiedzieć. Z drugiej strony bolało ją, że jej nie ufa. Chciała zrozumieć kiedy to wszystko co je łączyło się rozpadło, przecież na początku wszystko było w porządku. Za każdym razem kiedy rozmawiały przez telefon, Megan bała się, że będzie to ich ostatnia rozmowa, a Katherine użyje tych samych słów, których użyła kiedy dowiedziała się, że Johnson ponownie bierze narkotyki.

"Teraz możesz szukać nowej przyjaciółki"

Megan nie chciała stracić Katherine. Pierce była dla niej jak siostra. Zawsze jej pomagała i troszczyła się o nią, a teraz była daleko. Megan nawet nie wiedziała gdzie jest Katherine. Pierce od razu zaznaczyła, że więcej nie przyjedzie do Stratford. Johnson nie wiedziała co ma zrobić. Nie znała odpowiedzi na którekolwiek z pytań, które same cisnęły się jej na usta.
Gdzie jest Katherine?
Kto jest ojcem jej dziecka?
Dlaczego nie chce wrócić?
Co takiego stało się pomiędzy Justinem a nią?
Dlaczego tak naprawdę wyjechała?
Wszystkie pytania pozostawały bez odpowiedzi, a tylko Katherine mogła jej ich udzielić. Niestety Pierce milczała jak zaklęta, kiedy Megan poruszała ten temat.
-Trzymaj się, Kathy-zakończyła rozmowę z Pierce. Żadna z ich rozmów przez telefon nie trwała dłużej niż 5 minut, a zdarzało się że przez większość czasu milczały. Nagle nie miały tematów do rozmów, a przecież jeszcze kilka miesięcy temu było zupełnie odwrotnie. Megan bardzo chciała odzyskać przyjaciółkę, ale w głowie pojawiał się głos, który twierdził że to niemożliwe. To było coś jakby przeczucie. I tego Johnson bała się najbardziej, chociaż liczyła się z tym, że ten głos ma rację i ich przyjaźń to przeszłość.


Justin siedział przy barze i przed chwilą wlał w siebie kolejny kieliszek wódki. Minęły cztery miesiące od kiedy ostatni raz widział Kathy. Przed snem bardzo często wyobrażał sobie, że Pierce jest obok niego tak jak wtedy kiedy zakradł się do jej pokoju w Los Angeles. Posłuchał Aurory i nie naciskał na Katherine, nie szukał sposobu na jakikolwiek kontakt z nią, ale to czekanie powoli doprowadzało go do szału. Mogłaby być na niego wściekła i wrzeszczeć na niego codziennie, ale tak bardzo chciał żeby była obok.
-Bieber, dawno cię nie było-usłyszał obok siebie głos Luke'a. Dopóki Katherine była z nim powstrzymywał się, chociaż patrzenie na człowieka, który wydał wyrok śmierci na jego rodziców budziło w nim rządzę mordu. Ale od ostatniego razu kiedy tu był zrozumiał, że śmierć Williamsa nic nie zmieni. Poza tym był ojcem Katherine i nie chciał fundować jej kolejnego pogrzebu, nawet jeżeli jej relacje z nim nie należały do najlepszych.


Justin stał naprzeciwko Williamsa, mierząc bronią prosto w jego serce. Od kiedy Katherine wyjechała nie potrafił się hamować i miał ogromną ochotę pogrzebać tego człowieka żywcem, o ile w ogóle można było go tak nazwać. Williams patrzył na niego z kamiennym wyrazem twarzy i nawet nie ruszył się ze swojego fotela.
-Nie zrobisz tego, Justin-pokręcił głową.
-Nie bądź tego taki pewien-warknął. -Powinieneś gnić pod ziemią, gnoju!
-Mówisz tak, jakbyś nie wysłał ani jednego człowieka na drugą stronę-uśmiechnął się szyderczo.
-Zamknij się! 
-Nie zabijesz mnie, Justin. Pomyśl. Gdyby nie śmierć twoich rodziców, nie pracowałbyś dla mnie, a to znaczyłoby, że nie dowiedziałbyś się nawet najmniejszej rzeczy o Katherine-Justin zamrugał kilka razy. Dopiero po chwili zorientował, że Luke ma rację. Gdyby jego rodzice żyli to on nigdy nie pracowałby dla Williamsa. Mimo tego spotkanie Katherine byłoby możliwe, bo w końcu Stratford to nie Nowy York, ale znając charakter Kathy, nie dowiedziałby się nawet połowy rzeczy, których dowiedział się kiedy się do siebie zbliżyli, a wszystko dlatego że pracowali razem. 


-Stęskniłeś się?-rzucił sarkastycznie.
-Widzę, że za długo przebywałeś z moją córką-zaśmiał się. Justin lekko się uśmiechnął. Prawda była taka, że osoby które były z Katherine naprawdę blisko po pewnym czasie zaczęły zachowywać się podobnie jak ona. 
-Wiesz czy Katherine zamierza wrócić?-Justin był przekonany, że Luke coś wie na ten temat.
-Specjalnie się do tego nie pali, ale znajdę sposób, żeby wróciła. Nie martw się, Justin. Mi też zależy na jej powrocie-poklepał go po ramieniu i odszedł.
-Oby tak było-westchnął i skierował się w stronę wyjścia.


Emma nie zamierzała tracić czasu i od razu wybrała numer Katherine. Chociaż nie powinna to zamierzała ją wkręcić. Ona tak samo jak Megan chciała im pomóc. Wiedziała, że jeżeli żadna z nich się nie wtrąci to ta dwójka w życiu nie dojdzie do porozumienia, a przecież gołym okiem było widać, że do siebie pasują. To co się między nimi stało, a o czym Emma wiedziała od Katherine, było najmniejszym problemem. Wiedziała, że uda im się to naprawić. Największym problemem były ich charaktery. Oboje byli tak samo uparci, a Katherine miała trudności z przyznawaniem się do swoich uczuć. I w takim układzie nie było mowy, żeby doszli do porozumienia sami.
-Hej, Em-usłyszała głos Pierce.
-Hej, Kathy-starała się brzmieć smutno.
-Coś się stało?
-Chyba nie-westchnęła.
-Co to znaczy "chyba nie"?
-Wiesz, widziałam Justina. On ostatnio dość często tu przychodzi, a Matt twierdzi, że Bieber znowu pracuje dla Williamsa-Emma skrzyżowała palce. W duchu modliła się, żeby Katherine uwierzyła w oczywiste kłamstwo.
-To jest kurwa jakiś żart-usłyszała warknięcie po drugiej stronie, a zaraz potem połączenie zostało przerwane. Emma miała ochotę skakać z radości, chociaż nie powinna robić tego ze względu na stan Katherine. Zaraz potem napisała smsa do Justina.
-Jeszcze będziecie mi wdzięczni-uśmiechnęła się. -Obyś tego nie spieprzył, Justin-pokręciła głową.


Justin wszedł do domu i od razu skierował się do swojego pokoju. Zdążył położyć się do łóżka, kiedy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Podniósł się do pozycji siedzącej i wyciągnął telefon z kieszeni. Zamrugał kilka razy i przetarł twarz dłońmi. Na początku myślał, że ma przywidzenia, ale to działo się naprawdę.


Od: Emma
Jestem pewna, że Katherine zaraz się do ciebie odezwie. Skłamałam, że znowu pracujesz dla Luke'a. Kiedyś mi za to podziękujesz.


Jego serce zabiło szybciej, kiedy na ekranie pojawił się napis "Nieznany dzwoni". Uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wziął głęboki wdech i odebrał.
-Halo?
-Ty pieprzony idioto! Możesz mi wytłumaczyć co ty, do cholery, wyprawiasz? Nie po to wyciągałam cię z tego bagna, żebyś teraz się w nie pakował z powrotem! Naprawdę jesteś taki głupi?!-usłyszał wściekły głos Katherine. Miał ochotę skakać z radości. Tęsknił za jej głosem, nawet za tym jak na niego wrzeszczała.
-Kathy...
-Co ty, do cholery sobie myślisz?! Jesteś pieprzonym egoistą! Po jaką cholerę narażasz własne życie? Naprawdę jesteś taki głupi, że nie wiesz jak to się może skończyć?!
-Ja jestem egoistą? Czy ty siebie słyszysz? To ty próbowałaś się zabić i nawet nie pomyślałaś ile osób przez to unieszczęśliwisz?-zaczął krzyczeć. 
-Nie pamiętasz po czym chciałam się zabić?-warknęła. -Zgwałciłeś mnie-Justin poczuł się jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce. Jego samego bolało to co się między nimi stało.
-Katherine, nie możesz się teraz denerwować, bo zaszkodzisz...-usłyszał w tle głos Aurory, który nagle ucichł, tak jakby Katherine zasłoniła głośnik dłonią.
-Zamierzasz teraz milczeć?-ocknął się na dźwięk głosu Pierce.
-Przepraszam za to co ci zrobiłem. Żałuje tego-westchnął.
-Nie zmieniaj tematu-syknęła. -Nie właź w to bagno znowu. Zostaw to.
-Nie mam dla kogo.
-Nie pierdol głupot-warknęła. Po chwili ciszy odezwał się Justin.
-Zrobię to dla ciebie, jeżeli się ze mną spotkasz.
-To ma być szantaż?-był pewny, że w tym momencie Katherine uniosła jedną brew.
-Jeżeli to jedyny sposób, żebym mógł się z tobą zobaczyć to tak.
-To niemożliwe. Po prostu to zostaw.
-Zrobię to dla ciebie, ale...
-Nie rób tego dla mnie! Zrób to dla...-w tym momencie zapadła cisza.
-Dla kogo?-cisza.
-Katherine, dla kogo?-podniósł głos. Wtedy połączenie zostało przerwane. Zacisnął dłoń w pięść i rzucił telefon na podłogę. 
-Co takiego chciałaś mi powiedzieć?-uderzył pięścią w materac.


Katherine odrzuciła telefon na łóżko. Próbowała uspokoić bicie swojego serca, które biło w niezwykle szybkim tempie. Po raz pierwszy od 5 miesięcy usłyszała jego głos. Łzy kolejny raz zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Katherine sama nie wiedziała co ma zrobić. Chciała się z nim zobaczyć, a z drugiej strony nie chciała go oglądać nigdy więcej. Wszystko z powodu strachu. Panicznie bała się samotności, a mimo to nadal odpychała od siebie ludzi.
-Kathy, co się stało?-nawet nie zauważyła kiedy Aurora ją przytuliła.
-Rozmawiałam z Justinem-pociągnęła nosem. -On znowu pracuje dla mojego ojca. Prosiłam go, żeby to zostawił. Nie chcę żeby coś mu się stało-nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Aurora zaczęła uspokajająco pocierać jej plecy.
-Nic mu nie będzie, jestem pewna. Jesteś pewna, że do tego wrócił?
-Nie do końca-mruknęła i zaczęła ocierać łzy.
-Najpierw upewnij się, że to prawda. Jeżeli tak to osobiście doprowadzisz go do porządku-posłała jej lekki uśmiech.
-Ale wtedy dowie się o dziecku-pokręciła głową.
-Kiedyś musi.
-Miał się dowiedzieć po porodzie.
-Katherine, tak czy tak się dowie. Nie powinnaś tego przed nim ukrywać nawet jeżeli stało się to co się stało. 
-Wiem-westchnęła. 
-Dlaczego nie chcesz dać mu szansy na wyjaśnienia? Wiesz jak bardzo mu na tym zależy.
I Katherine to wiedziała. Słyszała to chwilę temu w jego głosie. Był przesiąknięty poczuciem winy tak bardzo, że nie dało się tego nie wyczuć.
-Po prostu się boję-Katherine bardzo mocno zacisnęła powieki. Wręcz panicznie bała się samotności. Mimo to odpychała wszystkich dookoła. Nie chciała tracić nikogo więcej, więc wybrała samotność z własnej woli, chociaż to właśnie jej się bała.
-Czego?-Aurora wiedziała, że to jedyny moment, żeby wyciągnąć cokolwiek od Katherine i chciała to wykorzystać.
-Ja nie chcę znowu zostać sama-kilka pojedynczych kropel słonej cieczy spłynęło jej po policzkach.
-Kathy, nie jesteś sama-Aurora zaczęła delikatnie kołysać siostrzenicę w swoich ramionach.
-Nie chcę już nikogo tracić-schowała twarz w dłoniach.
-I nie stracisz. Masz mnie, Megan, Louisa, Emmę, Luke'a i Justina-na dźwięk ostatniego imienia Katherine ponownie wybuchła płaczem.
-Ale mogę was stracić tak jak Briana i moich rodziców-krztusiła się łzami.
-Justin to nie Brian. 
Katherine wiedziała, że ciotka ma rację, ale zawsze zostawał strach. Justin tak jak Brian ją skrzywdził, a ona tak samo jak Brianowi wybaczyła Justinowi. Nie chciała, żeby historia się powtórzyła i w pewnym momencie Justin po prostu zniknął. Właśnie dlatego odpychała go i próbowała go znienawidzić, żeby potem nie bolało tak bardzo. Jednak to odpychając go raniła ich oboje.
Kiedy tylko Aurora opuściła pokój Katherine, jej telefon zaczął dzwonić. Otarła łzy z twarzy i odchrząknęła. Zerknęła na wyświetlacz i odebrała.
-O co chodzi?
-Miłe powitanie, córeczko-usłyszała śmiech Luke'a.
-Po prostu mów czego chcesz-przewróciła oczami.
-Nie pracujesz już, ale to jeszcze nie koniec.
-Mów jaśniej.
-Będziesz musiała kogoś wyszkolić na swoje miejsce.
-Niech Matt albo Dominic się tym zajmą-Katherine próbowała się wykręcić.
-Nie. Mam zaufanie do ciebie i ty się tym zajmiesz. Odezwę się jak znajdę odpowiednią osobę.
-Ale...
-Nie przyjmuje odmowy. Jeżeli ty nie zjawisz się w Stratford to po ciebie przyjadę-zaraz potem się rozłączył. Katherine położyła się na łóżku i zaczęła masować skronie. Wszystko szło nie po jej myśli. Wiedziała, że nie ma wyboru. Luke na pewno by się tu zjawił, gdyby ona nie wróciła. Teraz Justin dowie się o ciąży, bo przecież jest już w piątym miesiącu i brzuch jest widoczny.
-Kurwa, same problemy. Chociaż raz mógłbyś mi odpuścić-warknęła.


Justin siedział na stołku barowym i pił kawę. Po telefonie od Katherine upił się, a dzisiaj miał kaca. Praktycznie zasypiał na siedząco, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Leniwie skierował się w tamto miejsce i natknął się na Emmę.
-Co ty tu robisz?
-Nie pytaj głupio tylko mów czy z nią rozmawiałeś-przewróciła oczami. Oboje zajęli miejsca w kuchni. 
-Tak-mruknął.
-No i?-Emma była strasznie ciekawa.
-Nic-wzruszył ramionami.
-Justin, do cholery!-krzyknęła, na co Justin złapał się za głowę.
-Nie drzyj się-mruknął.
-Nie interesuje mnie czy masz kaca! Pytam się co ci powiedziała!
-Nawrzeszczała na mnie-uśmiechnął się delikatnie. -I kazała mi to zostawić.
-To wszystko?
-Chciałem się z nią spotkać, ale nie chciała o tym słyszeć.
-Tylko tyle?-Justin zaczynało denerwować wścibstwo Emmy.
-Tylko-warknął.
Emma pokręciła głową.
-Czyli ci nie powiedziała?-Justin uniósł głowę i spojrzał na nią pytająco.
-O czym?
-Jezu, wy jesteście tak popierdoleni, że w życiu się nie dogadacie-przewróciła oczami. 
-O czym mi nie powiedziała?
-O dziecku.
-Jakim dziecku?-Justin nie potrafił się skupić z powodu bólu głowy. Emma sięgnęła do szafki i podała mu tabletki przeciwbólowe.
-Weź to i się skup-Justin skinął głową i połknął leki.
-W sumie, za cholerę, nie rozumiem czemu ci nie powiedziała-Emma pokręciła głową. 
-Powiesz wreszcie?-syknął.
-Katherine jest z tobą w ciąży-oczy Justina się rozszerzyły.
-Ale jak to?-wydukał.
-Mam ci tłumaczyć jak się robi dzieci?
-Nie o to mi chodzi-pokręcił głową. -Żartujesz sobie ze mnie?-nie potrafił w to uwierzyć, chociaż na jego twarzy uśmiech pojawił się automatycznie.
-A wyglądam jakbym żartowała?-skrzyżowała ręce na piersi. Justin przez moment siedział jak zahipnotyzowany. W głowie ciągle dudniło mu jedno zdanie : "Katherine jest z tobą w ciąży." Kiedy nie reagował Emma po prostu wyszła. W tym momencie Justin się ocknął i pobiegł na górę po telefon. Od razu wybrał numer Katherine. Miał cholerne szczęście, że Emma ją wczoraj oszukała i jej numer się wyświetlił.
-Mówiłam, żebyś dał mi spokój!
-Zamierzałaś w ogóle mi powiedzieć?-warknął.
-O czym?
-Miałem prawo wiedzieć, że urodzisz moje dziecko!-po drugiej stronie zapadła cisza.
-Nie jestem w ciąży.
-Przestań kłamać!
-Nie kłamię. Usunęłam to dziecko.
-Nie wierzę ci!-przeczesał palcami włosy.
-Możesz nie wierzyć, ale tego dziecka już nie ma-Justin stał jakby wmurowało go w podłogę. Jego ręka zastygła, a telefon spadł na podłogę. Dla niego wszystko działo się w zwolnionym tempie. Bardzo chciał jej nie wierzyć, ale pewność w jej głosie... 
-Nie, nie, nie , nie! Nie mogłaś mi tego zrobić! Nie ty!-wrzasnął. Zaraz potem jego pięść zderzyła się ze ścianą. Nie zwracał uwagi na ból, ani na krew spływającą po jego palcach. Za każdym razem uderzał mocniej.
-Kathy, nie ty-pokręcił głową i osunął się w dół. Oparł plecy o ścianę i tępo wpatrywał się przed siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i dzieje się :)  Bez bicia mogę wam powiedzieć, że emocji nie zabraknie do samego końca tego ff :)
Przedstawiłam wam dokładniej myśli Katherine, bo zdziwiłam się, że twierdzicie, że zachowuje się jak gówniara. Chciałam, żebyście wiedzieli skąd jej te głupie pomysły przychodzą do głowy, bo nie zapominajmy, że Justin ją zgwałcił. 
I co będzie teraz z Justinem? 
No to do następnego skarby xx 
Prawdopodobnie 21 stycznia :) Mam wtedy imieniny, których nie obchodzę, ale co tam xd Rozdział mogę wam dodać <3
Widzimy się 21 stycznia :)
Możecie kontaktować się ze mną przez tt lub aska jeśli chcecie; linki po lewej stronie w Info
A i najważniejsze! 

Chcecie, żebym nadal zamieszczała cytaty z rozdziałów przed ich publikacją pod hashtagiem, czy dawać wam spojler na asku? 

Zdecydujcie, a ja się dostosuję :)
No to do 21 stycznia!


10 stycznia 2015

Sixty Three:"Wszystkiego najlepszego, księżniczko."

Katherine leżała w łóżku i bezcelowo grzebała w telefonie. Nie zamierzała dzisiaj w ogóle wychodzić z pokoju. Dzisiaj był dzień, który nie cieszył jej w cale. W powszechnej opinii urodziny to wesoły dzień, na który każdy czeka, każdy oprócz Katherine. 10 lipca. Data, której szczerze nie znosiła. Nie kojarzyła jej się z niczym dobrym, ani z niczym szczęśliwym. Ostatnie, 18 urodziny spędziła w szpitalu. No właśnie... Jeszcze rok temu siedziała w szpitalu psychiatrycznym i marzyła o opuszczeniu tamtego miejsca, a teraz ukrywała się przed wszystkimi, a w szczególności przed chłopakiem, którego kocha i z którym jest w ciąży. Katherine pokręciła głową. Miała tylko dokonać zemsty i po prostu zniknąć. Nie sądziła, że tak to się potoczy. Życie uwielbia nas zaskakiwać. Najczęściej te niespodzianki nie są przyjemne, a przynoszą jedynie problemy.

Wygrzebała się z pościeli i podeszła do okna. Wpatrywała się w ruchliwą ulicę i bardzo chciała oderwać się od myśli, które nawet na moment nie dawały jej spokoju. W głowie wielokrotnie odtwarzała ten moment, kiedy Justin zjawił się u niej i to co zrobił potem. Raz usprawiedliwiała go, bo był pod wpływem narkotyków i z tego powodu zachowywał się jak nie Justin. Za drugim razem przeklinała go w myślach i życzyła mu bolesnej i powolnej śmierci. Sama nie wiedziała co się z nią dzieje i bardzo chciała otrząsnąć się z tego stanu. Mimo wszystko nie mogła zaprzeczyć, naprawdę tęskniła za Justinem, za jego zboczonymi żartami, nawet za sprzeczkami z nim. Dotarło to do niej, kiedy nie było go obok po tym jak wyjechała. Jeszcze mocniej uświadomiła to sobie w momencie kiedy usłyszała piosenkę, którą napisał dla niej i to co powiedział potem.


"Napisałem to dla niej. Boże, wiem że spieprzyłem, ale błagam cię, sprowadź Kathy z powrotem. Kocham ją i zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła, bo ja nie potrafię wybaczyć sobie"


Katherine westchnęła ciężko. Chciała móc go zobaczyć, a z drugiej strony miała ochotę sprawić mu osobiście ogromny ból fizyczny, który nawet w niewielkim stopniu nie mógłby się równać z tym co czuła teraz.  Cholernie mocno bolało ją to co jej zrobił. Czuła się jak osoba bezbronna, załamana, która potrzebowała pomocy i osoby, która pomogłaby poskładać jej beznadziejne życie do kupy, która dzięki takiej osobie zaczęła stawać na nogi, zaczęła dawać sobie radę, i która zaraz potem znowu rozpadła się na kawałki i nie potrafiła pozbierać się ponownie. Dla niej kimś takim był właśnie Justin. Był jedyną osobą, której Katherine ufała bezgranicznie. I gdyby nie ta mała kruszynka, która w niej rosła, Katherine była w stanie zabić się nawet teraz. Jednocześnie była wściekła na samą siebie. Po wyjściu ze szpitala miała przestać czuć cokolwiek, a pozwoliła mu wejść do swojego życia.

Po kilku minutach ponownie wróciła do grzebania w telefonie. Zaczęła przeglądać zdjęcia w galerii. Znalazła kilka swoich i Megan. Spojrzała na nie z lekkim sentymentem. Nie była pewna czy nadal może nazywać ją swoją przyjaciółką. Na początku wszystko szło świetnie, rozumiały się praktycznie bez słów, a potem wszystko się zmieniło. Zaczęły się kłócić coraz częściej i praktycznie przestały się ze sobą widywać. Pierce przestała mówić jej cokolwiek o swoim życiu i problemach. Prawdopodobnie zaczęło się to w momencie kiedy Megan dowiedziała się czym zajmuje się Katherine. Widocznie nie ufały sobie wystarczająco. W przypadku Katherine i Justina było odwrotnie.  Katherine zastanawiała się dlaczego jej życie jest takie trudne i popieprzone. Chciałaby dostać jakąś wskazówkę, ale prawda jest taka że nie ma jednej, właściwej zasady, która pomogłaby przeżyć życie dobrze komukolwiek, bo każda nasza decyzja zmienia przyszłość, a tej nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Przez moment pomyślała, że Aurora ma podobne doświadczenia i mogłaby jej doradzić, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Jej ciotka znała Alexa tylko z widzenia, więc ich historie się różniły, bo Katherine czuła coś do Justina i była pewna, że to miłość. Kiedy wyjechała miała mnóstwo czasu na myślenie. Wtedy zrozumiała te wszystkie sygnały, te mrowienie kiedy go dotykała, te dreszcze i uczucie gorąca, kiedy był blisko niej, ale w tamtym czasie nie dopuszczała do siebie jakichkolwiek myśli o miłości. Teraz, jej zdaniem, było już za późno.

Potem znalazła zdjęcie jej i Evansa. Bez zastanowienia je usunęła. Ani trochę nie żałowała, że go zabiła. Był dla niej jak brat, ale są rzeczy których się nie wybacza, a raczej takie których ona nie potrafiła wybaczyć. Oczy Katherine rozszerzyły się, kiedy natrafiła na zdjęcie Justina bez koszulki.
-Co to, do cholery, tu robi?-pokręciła głową z rozbawieniem, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Zastanawiała się kiedy zrobił to zdjęcie. Powinnam była lepiej pilnować telefonu w jego obecności, przeleciało jej przez głowę.
-Katherine, powinnaś go nienawidzić!-warknęła do siebie. Chciała go znienawidzić, ale nie potrafiła. Bo jak można znienawidzić kogoś, kogo się kocha? Prawdziwa miłość nie zamieni się w nienawiść, bez względu na to co się stało. Prawdziwa miłość wybacza. I tu Katherine miała problem. Ona przecież nie potrafiła wybaczać.

Pierce odłożyła telefon, włożyła dłoń pod koszulkę i umiejscowiła ją na swoim płaskim jeszcze brzuchu. Pod palcami czuła bliznę, która została jej po spotkaniu w Vegas z Thomasem. Minęło półtorej tygodnia, odkąd Katherine dowiedziała się o ciąży. Pomimo tego czasu nadal nie mogła się do tego przyzwyczaić. Na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech, tym razem smutny. Zdążyła pokochać maluszka, który rozwijał się w niej, ale nadal nie widziała siebie w roli matki. Zdecydowanie łatwiej było jej wyobrazić sobie Justina w roli ojca. Nie chciała myśleć o tym co będzie, kiedy ta drobna istotka przyjdzie na świat, a już na pewno nie chciała myśleć o tym co stałoby się, gdyby Justin dowiedział się o ciąży. Katherine miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Już wcześniej postanowiła, że powie mu o dziecku dopiero kiedy się urodzi. Teraz zdecydowała, że po prostu zostawi mu je pod drzwiami. Zdawała sobie sprawę z beznadziejności tego pomysłu, ale nie była gotowa żeby spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że przekonałby ją żeby została, a ona by mu uległa. Którejś nocy zdecydowała, że po porodzie po prostu popełni samobójstwo.
-Tatuś się tobą zajmie, maluszku-pogłaskała się po brzuchu.-Na pewno lepiej niż mamusia. Mama bardzo by chciała, ale nie potrafi. Nie zasługuje na ciebie, kruszynko. Morderczyni nie zasługuje by być matką-pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Katherine szybko starła ją wierzchem dłoni i wzięła głęboki wdech. Nie chciała płakać. Zbyt wiele czasu straciła na płacz. 
-Katherine?-Aurora zapukała delikatnie w drzwi.
-Wejdź, ciociu-Katherine zabrała dłoń ze swojego brzucha i oparła dłonie na parapecie.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-Carter przytuliła Katherine.
-Dzięki-próbowała udawać radość.
-Katherine, chyba nie zamierzasz spędzić całego dnia w pokoju, co?-w odpowiedzi Pierce tylko wzruszyła ramionami.
-Kathy, to są twoje dziewiętnaste urodziny-Aurora chciała ją jakoś rozweselić.
-To tylko urodziny, mam je co roku.
-Nie ma mowy. Obejrzymy sobie jakiś film, upiekłam tort. Nie możesz mi tego zrobić-Aurora spojrzała na nią wzrokiem, który mówił, że nie ma szansy na jakiekolwiek słowo sprzeciwu.
-No dobra- Katherine westchnęła i leniwie zeszła razem z ciotką na dół.

Obie zjadły obiad, potem Aurora pokroiła tort i usiadły w salonie przed telewizorem. Po obejrzeniu dwóch filmów Katherine zaczęła robić się śpiąca. Ocknęła się kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Po cichu podeszła do drzwi i spojrzała przez judasza. Bała się za każdym razem, kiedy słyszała ten dźwięk. Bała się, że po drugiej stronie będzie stał Justin. Pociągnęła za klamkę i stanęła twarzą w twarz z kurierem, który trzymał w rękach bukiet czerwonych róż.
-Katherine Pierce?
-Tak, ale o co chodzi?
-Kwiaty dla pani-wręczył jej bukiet.
-Od kogo?
-Tego nie wiem. Nadawca jest anonimowy.
- Dziękuję-wymusiła uśmiech i zamknęła drzwi. Delikatnie zaciągnęła się zapachem kwiatów, ale zaraz potem bukiet wylądował na stoliku w salonie.
-Katherine, kto to był?-Aurora wychyliła się z kuchni.
-Jakiś facet z kwiaciarni-mruknęła niezadowolona. Carter odrobinę zdziwiona podeszła do stolika.
-Piękny bukiet-uśmiechnęła się delikatnie.
-Wyrzuć go. Ja idę spać-Katherine minęła ciotkę i weszła na górę. Domyślała się od kogo są te kwiaty. I chociaż z jednej strony się cieszyła, to z drugiej- była wściekła, bo wiedziała że skoro wysłał jej kwiaty to nadal był w Los Angeles. Nie zdziwiło jej to specjalnie, bo była pewna że nie wyjedzie od razu.

Katherine obudziła się trzy godziny później. Przetarła twarz dłońmi i podniosła się do pozycji siedzącej. W oczy od razu rzucił jej się bukiet stojący w wazonie na biurku.
-Mówiłam, żeby to wyrzuciła-warknęła. Z impetem podniosła się z łóżka i podeszła do mebla.
-Czemu, do cholery, nie może dać mi spokoju-syknęła. Gwałtownie złapała kwiaty z zamiarem wyrzucenia ich do kosza. Wtedy usłyszała niewielki hałas. Spuściła wzrok, a jej oczy się rozszerzyły. Na podłodze leżało czarne, kwadratowe pudełeczko. Katherine odłożyła kwiaty z powrotem na biurko i powoli się schyliła. Serce biło jej w nienaturalnym rytmie. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Wciągnęła powietrze i uchyliła wieczko. Zamrugała kilka razy. W środku znajdowała się złota bransoletka z zawieszką w kształcie serca. Wtedy od razu zamknęła pudełeczko i odrzuciła je na biurko.
Usiadła na łóżku po turecku i wpatrywała się w ścianę, a zaraz potem skupiła się na swoich dłoniach, które w tym momencie wydawały się jej wyjątkowo ciekawe. Robiła wszystko, żeby nie patrzeć w stronę biurka. Katherine bardzo chciała zajrzeć tam jeszcze raz, a jednocześnie karciła się za takie myślenie.  W końcu jednak niewytrzymała i jej stopy same zaprowadziły ją w tamto miejsce. Ostrożnie chwyciła pudełeczko i ponownie je otworzyła. Powoli wyciągnęła zimny przedmiot i uważnie go obejrzała. Na jednej stronie serca wygrawerowany był napis "Jesteś moim aniołem". Przełknęła ślinę i odłożyła bransoletkę na biurko. Wtedy przypomniała sobie o bukiecie. Zaczęła uważnie przeszukiwać kwiaty w poszukiwaniu jakiegokolwiek liściku. Wyciągnęła karteczkę i rozłożyła ją. 

Wszystkiego najlepszego, księżniczko xx
Nawet nie wiesz jak żałuję tego co się stało.
Proszę, porozmawiaj ze mną~J              

Katherine zgniotła kartkę, która wylądowała na biurku obok bransoletki. Kolejny raz położyła się do łóżka. Kiedy tylko jej skóra zetknęła się z poduszką, zaczęła płakać. Nie mogła, nie chciała tego powstrzymywać. Z jednej strony wiedziała, że wybaczyła mu już dawno, a z drugiej była decyzja, którą podjęła. Pierwszy raz Katherine zaczęła się zastanawiać czy na pewno robi dobrze, ale zaraz potem tego typu myśli opuściły jej umysł. Stwierdziła, że po prostu będzie musiała się zmusić do nienawiści do niego. Wmawiała sobie, że nie będzie to takie trudne. Czy na pewno? Czy to w ogóle było możliwe?

Justin stał oparty o ścianę budynku i wpatrywał się w okna mieszkania Aurory. Robił to w zasadzie codziennie, szczególnie że wiedział, które okno to pokój Katherine. Od pół godziny w pokoju panowała ciemność. Wcześniej Justin widział cień dziewczyny. W końcu znalazł się na tyłach budynku i zaczął się wspinać po ścianie. Zadanie było całkiem proste, bo pomiędzy cegłami znajdowały się niewielkie szpary, dzięki którym mógł dostać się na górę. Miał szczęście, bo okno było otwarte. Nie ma co się dziwić. W Los Angeles zawsze było ciepło. Po cichu wślizgnął się do środka. Zamrugał kilka razy, żeby przyzwyczaić się do panujących tu ciemności. Teraz był w stanie zobaczyć szafę, biurko i łóżko, na którym spała Katherine. Na biurku zobaczył  kontury zgniecionej kartki i leżącą obok bransoletkę. Westchnął i na palcach podszedł do jej łóżka. Wiedział, że Katherine ma twardy sen i naprawdę trudno ją obudzić. Położył się obok niej i podparł się na łokciu. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy. Zwyczajnie tęsknił za Katherine, a teraz ona leżała obok niego. Tak blisko, a jednocześnie daleko.
-Przepraszam, kochanie-odgarnął kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. -Naprawdę tego żałuję.
-Tęsknię za tobą-złożył delikatny pocałunek na jej czole. Katherine poruszyła się nieznacznie, a zaraz potem niespokojnie wiercić.
-Justin, nie zostawiaj mnie tu samej. Boję się. Proszę, zostań ze mną-łzy spływały po jej twarzy, a oczy bardzo mocno zaciśnięte. Justin wpatrywał się w nią zdziwiony. Miała sen, sen o nim.
-Justin, proszę-jej głos był wręcz błagalny. Zamilkła na chwilę, a zaraz potem znowu się odezwała.
-Bo cie kocham, kretynie-serce Justina stanęło na moment, a jego oczy przybrały kształt monet.
-Nie zostawiaj mnie-w tym momencie się ocknął i delikatnie przyciągnął ją do siebie. Katherine wtuliła się w Justina jak w pluszowego misia, a pięści kurczowo zacisnęła na jego koszulce. Justin głaskał ją po plecach. Tym razem szczerzył się jak wariat. Ona naprawdę to powiedziała. Czy ludzie mówiąc przez sen potrafią kłamać?
-Nie zostawię cię, skarbie-wyszeptał do jej ucha. Wtedy uścisk Katherine się rozluźnił. Justin wpatrywał się w nią przez kolejne kilka minut i nawet nie zdążył się zorientować, kiedy zasnął.

Obudziło go szarpanie za ramię. Otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Katherine nadal była wtulona w jego ciało. Obrócił się delikatnie, żeby nie obudzić Pierce. Wtedy zauważył stojącą nad nim Aurorę. 
-Chodź na dół-powiedziała bardzo cicho. W odpowiedzi Justin skinął głową. Zaraz potem Aurora zniknęła za drzwiami. Justin ostrożnie wyplątał się z uścisku Katherine. 
-Też cię kocham-wyszeptał i pocałował ją w policzek. 
-Ślicznie ci w tym kolorze-odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Potem po cichu opuścił pokój.
-Justin, co ty tu robisz?-Aurora nie była zadowolona. Bieber nie wiedział co ma odpowiedzieć.
-Dobra, nie ważne. Katherine cię widziała?
-Nie.
-Jak ty w ogóle tam wszedłeś?- jej humor się poprawił.
-Przez okno-wzruszył ramionami.
-Justin, wiem że chcesz to naprawić, ale nie naciskaj na Katherine. Wiesz, że ma trudny charakter. Po prostu daj jej czas.
-Ja chce z nią tylko porozmawiać.
-Wiem, ale nie naciskaj na nią. Jeżeli będzie chciała z tobą rozmawiać to sama się odezwie. 
Justin zacisnął usta w cienką linię. Odezwał się dopiero po kilku chwilach.
-Wiem, ale...-westchnął.
-Odezwie się, tylko będzie musiała się przełamać, a sam wiesz że zajmuje jej to sporo czasu. W końcu znasz Katherine. Wiesz, że chcąc, nie chcąc trzeba mieć do niej cierpliwość-na twarzy Justina pojawił się niewielki uśmiech.
-A co jeżeli tego nie zrobi?
-Wiedziałam od początku, jak tylko zobaczyłam was razem-pokręciła głową. -Nie przejmuj się, nie pozwolę jej spieprzyć szansy na szczęście.
-To znaczy?-zmarszczył czoło.
-Nie pytaj. Po prostu wróć do Kanady. Jestem pewna, że ona się do ciebie odezwie.
-Dzięki-skierował się do wyjścia, chociaż zrobił to z ociąganiem.
Niechętnie wrócił do hotelu, w którym się zatrzymał. Wiedział, że Aurora ma rację, ale nie był pewny czy będzie w stanie czekać.

Katherine leniwie przeciągnęła się na łóżku. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek ze snu, a raczej koszmaru, który miała w nocy. Pamiętała tylko, że bardzo się bała. Była w bardzo ciemnym miejscu i z niewiadomych powodów ogarnęła ją panika. Wtedy zjawił się Justin, ale nawet się nie zatrzymał. Po prostu ją minął. Prosiła go, a potem... naprawdę mu to powiedziała.
-Pieprzone koszmary-uderzyła pięścią w materac. Zaraz potem gwałtownie zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Strasznie nie znosiła porannych mdłości. Czekała, aż wreszcie jej to przejdzie. Opłukała usta i spojrzała w lustro. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Słowa, które wypowiedział Justin we śnie wydawały się jej bardzo realne. Nawet zbyt realne jak na zwyczajny sen. Mimo wszystko nie potrafiła się nie uśmiechać. Pomimo tego co się stało Justin nadal z nią był. Nawet jeżeli tylko we śnie, a przynajmniej tak się jej wydawało.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Więc oficjalnie wróciłam :) Kto się cieszy? haha Jestem zadowolona z tego co napisałam, chociaż końcówka mogłaby być lepsza, ale cóż...
Robi się ciekawie, prawda? 
A wszystko z powodu trudnych charakterów tej dwójki  xd  
Ahh Jatherine 
Poza tym jesteście wspaniali. Uwielbiam was jak nie wiem <3
Kocham was i bardzo wam dziękuję, że tu ze mną jesteście. Nawet nie wiecie jak to czasami pomaga :)
Co do osób, które odeszły, a na pewno takie są, to chciałabym im podziękować za czas poświęcony na czytanie tego ff x
Szczególnie chciałabym podziękować Angel, Izie i Wajlet <3
No to do następnego skarby xx Tym razem planowo :)




5 stycznia 2015

Kolejne przeprosiny

Piszę to, bo wiem że należą się wam przeprosiny. Zniknęłam i nawet wam o tym nie powiedziałam. Przepraszam, ale nie jestem Bogiem i nie przewiduję przyszłości i nie wszystko zależy ode mnie.
Po pierwsze, nie miałam komputera. W sobotę dodałam wam rozdział i tego samego dnia wieczorem mój brat wylądował w szpitalu, więc oddałam mu laptopa. Prosił mnie, więc... aż tak wredna nie jestem, dobra nie ważne.
Z tego powodu moje święta i sylwester to istny koszmar. Najgorsze jakie miałam w życiu. Los mnie zaskoczył...
I ostatnim powodem jest mój humor, który nie dawał mi siły do pisania, a pisanie ma sprawiać mi przyjemność i nie mam zamiaru robić tego na siłę.

Wiem, że są osoby niezadowolone, ale ja nie trzymam was tu na siłę i nie zmuszam do czytania. Są autorki, które dodają rozdział raz na miesiąc, a nawet rzadziej, więc jeżeli nie podoba się wam że czasami mnie nie ma to trudno. Takie jest życie, a ja was nie zmuszam. Możecie przestać tu zaglądać i tyle .

Mimo wszystko dziękuję osobom, które są i czekają. Widzę was i naprawdę to doceniam, aniołki xx
Do następnego