23 maja 2014

Twenty Two:" Dziękuję, Megan. Jesteś najlepszą przyjaciółką."

Megan obudziła się wtulona w tors Louisa. Podobało jej się to, ale nadal uważała, że ich relacja jest dziwna. Jeszcze niedawno go nie znosiła, a teraz spali razem. Mówią, że od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok, ale czy to znajduje odzwierciedlenie w prawdziwym życiu? Wyplątała się z objęć Tomlinsona i wstała z kanapy, przeciągając się. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Katherine wtuloną w Justina, tak jak ona przed chwilą wtulona była w Louisa. Uśmiechnęła się, widząc ich razem. Była absolutnie pewna, że ta dwójka do siebie pasuje, ale żadne z nich tego nie widzi albo zwyczajnie nie chcą się do tego przyznać. Megan nie miała zamiaru tego tak zostawić. Szarpnęła Louisa za ramię, ale chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i spał dalej. Stwierdziła, że skoro to nie zadziałało, to spróbuje w innym sposób. Uderzyła go delikatnie w policzek, na co Louis od razu otworzył oczy.
-Co jest?-warknął .
-Zamknij się, bo ci łeb rozpierdolę o podłogę-syknęła. Nie była specjalnie miła, ale nie miała takiego zamiaru, a na pewno nie wtedy, kiedy Louis mógł w każdej chwili obudzić dwójkę śpiącą obok.
-Jasne. Bardzo miła pobudka-przewrócił oczami, poprawiając się na kanapie i przetarł twarz dłońmi.
-Siedź cicho i popatrz-Megan ręką wskazała na Katherine i Justina. Louis powędrował wzrokiem we wskazanym kierunku, a na jego twarzy pojawił się głupawy uśmiech.
-No nieźle-gwizdnął. Megan od razu przytknęła mu rękę do ust, tym samym zagłuszając dźwięki, które z siebie wydawał.
-Przymknij się-posłała mu mordercze spojrzenie. Po kilku sekundach zabrała dłoń i wyciągnęła swojego iPhone'a. Włączyła aparat i skierowała telefon na ich.
-Co ty robisz?-Louis zapytał zdezorientowany.
-Chyba nie myślisz, że przegapię taką okazję-uśmiechnęła się w jego stronę. Wystarczyło jedno kliknięcie i zdjęcie zostało zrobione. Jednak Megan miała pecha, bo zapomniała wyłączyć flesz. Gdy światło rozbłysło, Katherine zaczęła unosić powieki.
-Kto kurwa włącza to pieprzone światło?-jęknęła i bardziej wtuliła się w Justina. Po chwili jednak zorientowała się co się stało i wstała z kanapy. Bieber nie zareagował w żaden sposób na to, tylko spał dalej.
-Co tu się kurwa dzieje?-warknęła. Katherine z samego rana nie należała do najmilszych osób, a dodatkowo świadomość, że zrobiono jej zdjęcie z Justinem tylko potęgowała jej złość.
-Niby co ma się dziać?-Megan wzruszyła ramionami.
-Megan, nie jestem głupia. Dawaj mi swój telefon-wyciągnęła rękę w jej stronę.
-Chyba sobie żartujesz-prychnęła.
-Meg, to nie jest kurwa zabawne-syknęła przez zaciśnięte zęby.
-Co ci odpieprza Katherine?-Megan była wyraźnie zdenerwowana. Rzadko zachowywała się w ten sposób. Zazwyczaj była miła w stosunku do wszystkich, poza osobami, które zalazły jej za skórę. Tym razem nie mogła być miła na Katherine, Megan nie znosiła, kiedy ktoś na nią krzyczał. Poza tym ona nie widziała sensu we wściekaniu się o jedno zdjęcie. Przecież to nie zbrodnia, prawda? Megan zacisnęła ręce w pięści, po chwili je rozluźniając. W ten sposób próbowała się uspokoić.
-Mi odpieprza?-prychnęła.-To nie ja kurwa robię komuś popierdolone zdjęcia z tym debilem-krzyknęła, wskazując na śpiącego Justina.
-To nie trzeba było z nim spać-Megan warknęła w odpowiedzi.
-To nie jest kurwa twój interes!-wrzasnęła.
-Kurwa uspokój się!-krzyknęła. Krzyki rozbudziły śpiącego Justina, który pewnie tak jak każdy człowiek, nie chcę być budzony przez wrzaski.
-Zamknijcie się-warknął zaspany.
-Zamknij ryj-Katherine wrzasnęła na niego. Megan mogła zrozumieć, że Katherine jest zła na nią, ale czemu ona wydzierała się na Justina? 
-O co ci kurwa chodzi, Pierce?-warknął zirytowany, wstając z kanapy.
-Morda, Bieber-syknęła, a zaraz potem jej dłoń zderzyła się z jego policzkiem. Johnson patrzyła się na to z rozszerzonym oczami. Nie miała pojęcia, co tu się wyprawia.
-Za dwie minuty ma was tu kurwa nie być!-Katherine posłała im lodowate spojrzenie i wbiegła na górę. Justin trzymał rękę na policzku i, tak jak każdy, patrzył w stronę schodów, gdzie zniknęła Katherine. Megan zaczęła podejrzewać, że coś się stało. Inaczej Katherine nie zachowywałaby się w ten sposób. Co prawda denerwowała się szybko, ale nie do tego stopnia. Wiedziała, że musi z nią porozmawiać, ale na pewno nie teraz, kiedy jest wściekła i nic do niej nie dotrze. Pokręciła głową i razem z chłopakami opuściła dom Katherine.

Katherine najbardziej była wściekła na siebie. Powtarzała, że nikogo do siebie nie dopuści, a jednak to zrobiła. Pozwoliła mu się zbliżyć do siebie. Nawet jeżeli nie wiedział o niej wszystkiego, to i tak wiedział zdecydowanie za dużo. Resztki wypitego alkoholu nadal krążyły w jej organizmie i przestała myśleć logicznie, jak robiła to zawsze. Ogarnęła ją złość, a wszystkie emocje, które się w niej zgromadziły chciały się wydostać. Katherine po prostu przestała nad sobą panować. Weszła do swojego pokoju i od razu jej pięść zderzyła się ze ścianą. Ze względu na adrenalinę nie poczuła bólu, więc zaczęła powtarzać tę czynność, ale wcale jej to nie pomagało.

Megan im dłużej myślała o zachowaniu Katherine, tym bardziej się o nią martwiła. Była przekonana, że coś musiało się stać. Dwie godziny po tym jak wróciła do domu, ponownie skierowała się w stronę jej domu. Kiedy znajdowała się kilka metrów od budynku, zauważyła, że w oknach na dole brakowało firanek. Megan przełknęła nerwowo ślinę. Katherine należała do osób, które  czasami nawet przesadnie dbały o porządek, a brak firan nie oznaczał nic dobrego, na pewno nie wtedy, kiedy została sama w wiadomym stanie. Johnson podbiegła do drzwi i nawet nie fatygowała się użyć dzwonka. Pociągnęła za klamkę i drzwi się otworzyły. Powoli weszła do środka, ale to co tam zastała ją zszokowało. Na środku korytarza leżała komoda. Zdjęcia ze ścian były rozbite na podłodze. Wszędzie było pełno szkła. Megan nie zastanawiała się ani chwili, weszła w głąb domu. Salon był w kompletnej ruinie. Wszystkie meble były po przewracane. Telewizor i inne sprzęty leżały rozbite na podłodze. Kanapa była poobdzierana w każdym możliwym miejscu. Kuchnia nie wyglądała lepiej. Na podłodze można było dostrzec porozbijane szklanki i talerze. Drzwiczki wszystkich szafek zostały wyrwane z zawiasów i leżały dosłownie wszędzie. Dom wyglądał jak po przejściu tornada. Megan rozglądała się z niedowierzaniem. Co tu się stało? Zaczęła zaglądać do innych pomieszczeń, musiała znaleźć Katherine. Weszła do gabinetu i ku jej zdziwieniu ten pokój wyglądał normalnie tak jak zawsze, pozostał nietknięty. Wycofała się i pobiegła na górę. Na początku sprawdziła pokój Katherine, ale tam jej nie było, a pomieszczenie wyglądało podobnie jak korytarz i salon. Część półek została wyrwana ze ścian. Biurko, szafka nocna leżały na środku. Laptop i inne sprzęty- rozbite pod ścianą. Pościel na łóżku była w strzępach, jednak nadal leżał tam wisiorek w kształcie serca. Na ścianach w wielu miejscach brakowało farby i widoczne były niewielkie wgniecenia. Kiedy weszła do łazienki, w oczy rzuciło jej się rozbite lustro, którego kawałki rozrzucone były po podłodze. Megan pokręciła głową i zaczęła przeszukiwać piętro. Zaczęła się bać, że Katherine zrobiła sobie krzywdę. Wizja włamania jej nie pasowała, bo gabinet był nienaruszony, a gdyby ktoś się włamał to wszystkie pomieszczenia wyglądałyby podobnie. Jej teoria potwierdziła się, kiedy okazało się, że pomieszczenia na piętrze nie są zniszczone. Ostatnim pokojem do sprawdzenia była sypialnia rodziców Katherine. Megan pchnęła drzwi, a jej oczom ukazała się Katherine siedząca na łóżku z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej, a jej wzrok utkwiony był w jednym punkcie. Megan odetchnęła z ulgą na widok przyjaciółki.
-Matko Boska, Katherine! Myślałam, że ktoś się włamał i coś ci się stało!
Jednak Katherine w żaden sposób nie zareagowała, tak jakby nie zauważyła obecności Megan. Johnson podeszła do niej i usiadła na łóżku.
-Kathy, co się stało?-zapytała miękko, ale nie uzyskała odpowiedzi. Katherine cały czas patrzyła w to samo miejsce, jej wzrok był pusty, a twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jej dłonie były obdrapane, a z ran ciekła krew. Megan zastanawiała się co ma teraz zrobić, bo nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła jej do głowy było przytulenie jej. Pamiętała, jak była dzieckiem i babcia zawsze przytulała ją, kiedy śniły się jej koszmary. Przysunęła się do niej i objęła jej ciało ramionami. Pierce nadal nie reagowała, ale Megan jej nie puściła. Nie była pewna ile tak siedziała, ale w końcu Katherine poruszyła się nieznacznie, na co Megan odsunęła się od niej. Pierce obróciła głowę w stronę Johnson i spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Megan, co ty tu robisz?- zapytała ochrypłym głosem.
-Przyszłam do ciebie. Teraz powiedz mi co się stało-Katherine otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Megan ją uprzedziła. -Nie mów mi, że nic bo nie uwierzę. Twój dom wygląda jakby przeszedł tędy huragan.
-Przepraszam-wyszeptała.
-Kathy, nie masz za co. Po prostu powiedz mi, co się stało.
-Wkurzyłam się, więc musiałam odreagować i trochę mnie poniosło- próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko grymas. Megan jej nie uwierzyła, to niemożliwe, żeby jedno zdjęcie wyprowadziło ją z równowagi do tego stopnia. 
-Chodzi o Briana?-zapytała. Nie była pewna, czy chodzi o niego, ale wiedziała jak bardzo ważny był dla Katherine i sądziła, że tylko z jego powodu się tak zachowuje.
-Pożegnałam się z nim. Musiałam się go pozbyć z mojego życia-wzruszyła ramionami. Megan spojrzała na nią z lekkim przerażeniem. Jej głos był obojętny, tak jakby na niczym jej nie zależało. Jej zachowanie naprawdę zaczęło martwić Megan, ale w większym stopniu przerażać.
-Nie ma nic złego w tym, że za nim tęsknisz. Kochałaś go, więc to normalne-uśmiechnęła się pocieszająco.
-Może masz rację, ale pogodziłam się z tym, że go nie ma.
-Chodź, musimy posprzątać-wstała i wyciągnęła do niej rękę. Musiała zmienić temat, bo czuła się dziwnie, kiedy Katherine odpowiadała tak, jakby za chwilę miała umrzeć i kompletnie jej to nie obchodziło. Katherine chwyciła dłoń Megan i podniosła się z łóżka.
-Masz rację. Na pewno chcesz mi pomóc?
-Jasne. Musze się rozebrać, a ty idź się ogarnij-pchnęła ją delikatnie. 
-Dziękuję, Megan. Jesteś najlepszą przyjaciółką-Katherine uśmiechnęła się i przytuliła Megan.
-Wiem o tym-Johnson odwzajemniła uścisk. Katherine pokręciła głową z rozbawieniem i wyszła. Megan zrobiła to samo i kiedy schodziła na dół, Katherine zniknęła za drzwiami swojego pokoju. 
Szkło chrzęściło, kiedy Megan stawała na nim, idąc do wieszaka, żeby zdjąć kurtkę. Dopiero teraz poczuła, że robi się jej gorąco. Wcześniej o tym nie myślała, bo była skupiona na znalezieniu Katherine. Odwiesiła kurtkę i usiadła na zniszczonej kanapie, czekając na Katherine. Minęło kilka minut i wtedy telefon Johnson zawibrował. Wyciągnęła złotego iPhone'a i jęknęła, kiedy na ekranie wyświetliła się jej nazwa kontaktu-Szef. Wcisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła urządzenie do ucha. Nie miała ochoty na rozmowę z nim, bo szczerze nie znosiła tego, czym się zajmowała, ale znała go dość dobrze i wiedziała, że się wkurzy, kiedy nie odbierze, a ostatnie czego chciała to narażenie się jemu.
-No nareszcie-warknął.
-Mów o co chodzi-powiedziała chłodno.
-Johnson, nie tym tonem!-syknął. Megan wzdrygnęła się, sam jego głos przyprawiał ją o dreszcze.
-Po prostu powiedz o co chodzi-wywróciła oczami. Mogła sobie na to pozwolić, bo tego nie widział, w innym przypadku nie skończyło by się to dobrze dla niej.
-Masz się zjawić o 20 w klubie. To co zawsze. Żadnych wkrętów -urwał połączenie. Wiliams od zawsze był oszczędny w słowach i nigdy nad niczym nie rozwodził się za długo. Jedynym plusem pracy z kimś takim jak ono były spore zarobki, a Megan nie mogła wybrzydzać, bo pieniądze były jej potrzebne. 
Minęło 20 minut, a Katherine nadal się nie zjawiła. Megan była zdziwiona, bo Katherine nigdy nie spędzała wiele czasu w łazience, poza momentami, kiedy brała prysznic. Jednak nie miała zamiaru jej poganiać, bo widziała w jakim jest stanie, więc pozostało jej czekać.

Katherine weszła do łazienki i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Było to dość trudne, zwłaszcza że w ramie, gdzie znajdowało się lustro, zostało tylko kilka większych fragmentów szkła. Westchnęła ciężko i ochlapała twarz wodą. Zmyła makijaż, który był w opłakanym stanie i wytarła twarz ręcznikiem. Nie widziała sensu w nakładaniu chociażby podkładu, kiedy nawet nie widzi swojego odbicia, więc zabrała się za opatrywanie swoich dłoni. Na skórze miała liczne otarcia, a jej dłonie pokrywa niewielka ilość krwi z jej kostek. Po tym jak się opatrzyła, co zajęło jej trochę czasu z racji, że musiała zrobić to sama, wyszła z łazienki. Chciała wracać na dół, kiedy jej telefon zaczął wibrować. Odebrała widząc, że osobą, która próbuje się z nią skontaktować jest Matt.
-Halo?
-Hej, Kathy.
-Co jest?
-Szef chce cię widzieć.
-To mógłby sam zadzwonić-warknęła.
-Dobrze wiesz, że tego nie zrobi.
-Gówno mnie to obchodzi!
Nadal nie rozumiała dlaczego on nigdy nie dzwonił do niej osobiście, tylko wyręczał się Mattem.  
-Kathy, nie zachowuj się jak dziecko-jęknął.-Po prostu wpadnij dzisiaj.
-Zobaczymy czy znajdę czas-odparła obojętnie. W normalnych okolicznościach zgodziłaby się od razu, ale jej humor nie należał do najlepszych przez co zdecydowanie trudniej było się z nią dogadać.
-Mam to, czego potrzebowałaś-wtrącił.
-Poważnie?
-Tak. Jeżeli chcesz to dostać, to zjawisz się dzisiaj w tym samym miejscu.
-Dobra. Możesz mu powiedzieć, że będę wieczorem
-Nie można było tak od razu-jęknął.
-Nie wkurzaj mnie-syknęła.
-Ta jasne. Do zobaczenia.
-Pa-rozłączyła się. Wiadomość od Matta ją przekonała, koniecznie chciała mieć ten środek i to za każdą cenę. Wsadziła telefon do kieszeni i zeszłam na dół. 
***      
Po 5 godzinach dom był czysty, jednak zniknęła część sprzętu i kanapa. W środku zrobiło się inaczej, pusto. Dziewczyny położyły się obok siebie na podłodze, zmęczone porządkami.
-Chyba będę musiała zrobić remont-Katherine zaśmiała się, a Megan nie wyczuła, że nie jest on prawdziwy.
-Powinnaś-zachichotała.
-Jesteś głodna?
-Potrzebujesz jeszcze jakiegoś potwierdzenia?-Megan uśmiechnęła się, kiedy jej żołądek powiadomił ją, że domaga się jedzenia.
-Zamówię pizze-powiedziała, przykładając telefon do ucha. 
-Jeszcze raz dziękuję-Katherine zwróciła się do przyjaciółki, kiedy 20 minut później zajadały się włoskim przysmakiem.
-Nie ma sprawy. Kiedyś mi się odwdzięczysz-uśmiechnęła się. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo będzie potrzebować pomocy Pierce i że to co zrobiła teraz jest niczym w porównaniu z tym, co zrobi dla niej Katherine.
-Katherine, mogę zadać ci pytanie?-Megan odezwała się po kilku chwilach ciszy.
-Wal-skinęła głową, upijając łyk soku.
-Co sądzisz o Justinie?
Musiała to wiedzieć, żeby móc przygotować plan i potem wprowadzić go w życie. Nazwała to zbadaniem gruntu.
-Muszę odpowiadać na to pytanie?-jęknęła.
-Musisz.
-No dobra-westchnęła. -To totalny dupek. Cholernie mnie irytuje. Za kogo on się uważa?!-wyrzuciła ręce w powietrze. -Jest cholernie zarozumiały. Po prostu mam go dość i przysięgam ci, że kiedyś go zamorduję.
-Dobra nie nakręcaj się tak- Megan pokręciła głową z rozbawieniem, a Katherine wzruszyła ramionami. Johnson spodziewała się takiej odpowiedzi, ale jej zdaniem ta dwójka pasowała do siebie jak dwie połówki jabłka.
-Czemu pytasz?-spojrzała na nią podejrzliwie.
-Po prostu chcę wiedzieć.
-Nie udawaj, tylko mów prawdę.
Nie mogła powiedzieć jej prawdy, bo nie chciała jeszcze umierać, a zapewne to by się stało, gdyby chociaż wspomniała o pomyśle zeswatania jej z Justinem. Jednak musiała udzielić jej jakiejś odpowiedzi, więc powiedziała pierwsze co przyszło jej do głowy. 
-Nie chcę, żebyś oceniała go tak od razu. Wiem, że nie jest łatwy, ale to z powodu tego co go spotkało...
Megan dopiero po chwili zorientowała się, że przez to powiedziała może spróbować zmienić nastawienie Katherine do Biebera.
-Jak zaczęłaś to dokończ.
-Jakiś rok temu jego ojciec zginął w pożarze ich domu. Kilka dni później jego mama została zamordowana. Wiesz, zero śladów, zero świadków. Policja umorzyła sprawę. Justin się załamał, a niedługo po tym zerwał ze swoją dziewczyną. Byli razem trzy lata i nikt nie wie o co chodziło. Po tym wszystkim tak się zmienił. Na początku chciałam do niego dotrzeć, ale odpychał wszystkich. Z resztą nadal to robi.
-Tego nie wiedziałam.
-Powiem ci jedno, kiedy jesteście razem to...-urwała.
-No co?-Katherine spojrzała na nią domagając się odpowiedzi.
-Chodzi o to, że wtedy on zachowuje się jak kiedyś-westchnęła. Ona to widziała. W pobliżu Katherine potrafił żartować i zachowywał się inaczej. Nie odpychał wszystkich od siebie i można było z nim normalnie porozmawiać
-Czyli nawet wtedy był takim dupkiem?-zaśmiała się.
-Katherine, ja nie żartuję-Megan posłała jej groźne spojrzenie.
-Oj dobra, przecież nic nie mówię-uniosła ręce w geście poddania. -Rozumiem, co to znaczy stracić rodziców, ale to nie zmienia faktu, że go nie cierpię. I jeżeli chciałaś mnie do niego przekonać to ci się nie udało.
Megan tylko wzruszyła ramionami. Miała nadzieje, że teraz zacznie traktować go trochę inaczej, ale się jej nie udało. Co prawda wiadomość o tym, że Justin stracił rodziców zmieniła nastawienie Katherine do niego, ale na pewno nie w znacznym stopniu, w którym zaczęłaby odnosić się do niego w inny sposób.
Po tym jak zjadły pizzę, Megan wróciła do siebie, a Katherine udała się na górę. Wzięła szybki prysznic i położyła się do łóżka. Teraz kiedy została sama, chciała odpocząć, zrobić wszystko, żeby nie myśleć. Zasypianie bez grama alkoholu było dla niej trudne, ale zmęczenie zrobiło swoje i po kilku minutach zasnęła.
_________________________
Teraz poznaliście część przeszłości Justina. Nie zapominajcie o jego byłej dziewczynie. Ona jeszcze się tu pojawi i trochę...
Dobra nie powiem wam haha ;)
Ciekawi was kim jest "szef" Megan albo Katherine?
Czym zajmuje się Megan?
Czym kiedyś zajmowała się Katherine?
 Na jaki pomysł wpadła Megan?
Już niedługo się tego dowiecie X
Liczę, że się podobało i zostawicie tu po sobie jakiś ślad.
Chcę widzieć ile was tu jest :)
Tradycyjnie polecam wam opowiadanie
Do następnego :)
Kocham was<3

15 maja 2014

Twenty One: "Nic, co powinno cię zainteresować. "

Dziewczyna wróciła do domu, ściągnęła kurtkę i buty. Z kuchni wzięła worek na śmieci i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. W szufladzie biurka znalazła szkicownik. Musiała ostatecznie pozbyć się Briana ze swojego życia. Zaczęła wyrywać kolejne kartki papieru, po czym każdą z nich zgniotła. Potem lądowały one w koszu, który stał niedaleko biurka. Rysowała je codziennie przez dwa lata, tak jakby chciała zapamiętać wygląd jego twarzy. Były to nie tylko jego portrety, ale także zdarzenia z ich udziałem oraz miejsca, w których byli. Teraz zdecydowała się wymazać go z pamięci. Krople potu zaczęły pojawiać się na jej czole. Oddech stał się płytki, a puls przyśpieszył.
Po kilku minutach szkicownik świecił pustkami. Zaczęła przeszukiwać półki i szuflady. Wszystkie rzeczy, które od niego dostała, takie jak wisiorki, pierścionki, lądowały na środku pomieszczenia. Gdy w jej dłoniach znalazło się serduszko, które dostała na ich pierwszą rocznicę, jej serce zabiło jeszcze mocniej. Nie mogła, nie chciała, nie potrafiła tego wyrzucić. Po chwili przedmiot rzuciła na łóżko i wróciła do swojego zajęcia. Prawie wszystkie ramki z ich wspólnymi zdjęciami zostały roztrzaskane o ścianę. Farba w kilku miejscach odpadła, a podłogę pokryły kawałki drewna i szkła. Zostawiła tylko jedną, tej nie potrafiła jej zniszczyć, nawet gdyby była pijana. Fotografia w drewnianej oprawie przestawiała ich dwoje, stojących w parku przy fontannie. Oboje mieli szerokie uśmiechy na twarzach. Zostało zrobione podczas ich pierwszej randki. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rok później świętowali swoją pierwszą rocznicę.  Katherine oparła się plecami o ścianę i powoli osunęła się w dół. Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, a łzy powoli torowały sobie drogę po jej policzkach. Ręce zaczęły drżeć, a ona nie mogła się opanować. Była jak w transie i znowu nie było nikogo, kto mógłby ją zatrzymać. Z kieszeni spodni wyciągnęła zapalniczkę. Zapaliła ją i wpatrywała się w płomień. Po chwili wstała, pociągnęła kosz w kierunku okna i otworzyła je, a mroźne powietrze dostało się do środka. Zaczęła wyjmować zgniecione kartki i każdą z nich podpalała na lewej dłoni. Na chwilę rozbłyskały jasnym, ciepłym światłem, a potem gasły i zamieniały się w popiół. Potem dziewczyna wyrzucała to co z nich zostało przez okno. Za nim - upadło na śnieg wiatr rozwiewał to i po chwili nie zostawało nic. Katherine powtarzała czynność do momentu, aż kosz nie zrobił się pusty. Nie zwróciła uwagi na to, jak mocno poparzyła sobie dłoń. Zaczerwienienie i pęcherze pokrywały całą jej powierzchnię. Dziewczyna odstawiła pojemnik na miejsce i zamknęła okno. Zapalniczkę rzuciła na biurko, a z drugiej kieszeni wyciągnęła telefon. Zajrzała do galerii i zaczęła usuwać wszystkie zdjęcia w jakikolwiek sposób związane z Brianem. Gdy skończyła, urządzenie znalazło się z powrotem na swoim miejscu. Do worka wrzuciła wszystko, co leżało na środku pokoju. Potem zaczęła zbierać resztki ramek na zdjęcia i kawałek szkła wbił się jej w dłoń. Krew powoli wypływała z rany, jednak dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Sprzątała dalej, jakby to mogło pomóc jej zapomnieć. Bordowa ciecz zabarwiła całą jej dłoń na czerwono. Ocknęła się, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Gdy spojrzała na swoje ręce jej oczy przybrały kształt monet. Szybko pobiegła do łazienki. Z szafki wyciągnęła apteczkę. Najpierw usunęła szkło i odkaziła to miejsce. Potem zajęła się oparzeniem, które znajdowało się na tej samej dłoni. Po kilku minutach jej rękę pokrywał bandaż. Poprawiła swój makijaż, który spływał jej po całej twarzy, odłożyła wszystko na swoje miejsce i wróciła do pokoju. Dzwonek nie ucichł nawet na moment. Prawą ręką złapała worek, ponieważ lewa sprawiała jej ból przy każdym najmniejszym ruchu, i zeszła na dół. Po chwili wszystko znalazło się w koszu na dole, a dziewczyna ruszyła w kierunku drzwi. Gdy je otworzyła zobaczyła Megan, Louisa i Justina. Katherine nie miała ochoty na odwiedziny, a na pewno nie w tym momencie. 
-Hej, Kathy- krzyknęła Johnson z uśmiechem na twarzy i przytuliła Pierce, co dziewczyna odwzajemniła. -Dłużej to się nie dało?- Megan uniosła brew do góry
-Może i się dało, a co chcesz sprawdzić?-zaśmiała się. - Co wy tu robicie?
Musiała udawać, aby nikt niczego nie zauważył.
-Wpadłam na pomysł wieczoru filmowego, więc jesteśmy- radosny ton głosu Megan przyprawiał Katherine o mdłości. Była strasznie zadowolona, prawie tak jak zawsze. Ona razem z Louisem byli jednymi z tych ludzi, którzy zawsze mieli powód do uśmiechu.
-Wchodźcie- wpuściła ich, a cała trójka rozgościła się w salonie. Zjawili się z zapasem jedzenia i alkoholu.
-Dobra, idę po kieliszki i miski-powiedziała Katherine. Potem zniknęła w kuchni, a zaraz za nią zjawił się Justin.
-Pomóc ci?-wychrypiał do jej ucha.
-Skoro już tu jesteś, to się na coś przydaj-wzruszyła ramionami.
-Jezu! Ciebie to chyba nic nie zadowoli-jęknął.
-Twoja obecność na pewno nie poprawia mi humoru-powiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Cały ten czas grzebała szafkach, a chłopak się jej przyglądał. On jako jedyny potrafił czytać z niej jak z otwartej księgi. Dokładnie wiedział, kiedy udaje, a kiedy jest naprawdę jest szczęśliwa. Od kiedy ją spotkał ani razu nie zauważył, aby była zadowolona. 
-Katherine, co się dzieje?-zapytał ze słyszalną troską w głosie. Dziewczyna spojrzała na niego.
-A niby co ma się dziać?
-Nie udawaj. Przecież widzę- złapał ją za rękę.
-Nic, co powinno cię zainteresować-wysyczała i wyszarpnęła dłoń. Bardzo szybko zebrała naczynia i wróciła do salonu. Justin nadal stał w tym samym miejscu. Po chwili się ocknął i ruszył za dziewczyną. 
-Katherine, co ci się stało?- Johnson podeszła do dziewczyny.
-O co ci chodzi?-Pierce była wyraźnie zdziwiona.
-Chodzi mi o to-wskazała na jej zabandażowaną dłoń.
-Nic takiego. Po prostu się oparzyłam. Nie ma czym się przejmować- machnęła niedbale ręką. Justin zastanawiał się dlaczego Megan jej uwierzyła. Czemu tylko on widział, że udaje? Meg włączyła film i wszyscy rozsiedli się na kanapie, wpatrując w ekran telewizora. Chłopak jednak nie mógł się skupić. Zastanawiał się co mogło się stać. Ciągle nurtowało go to, dlaczego znalazł ją wtedy na cmentarzu i co takiego ukrywa. Wtedy nie wiedział...
Przez cały wieczór śmiali się, jedli, wygłupiali, Katherine jak zawsze dogryzała Justinowi, a on odwdzięczał się jej tym samym. Robił to, aby zachować pozory. W zasadzie nic niezwykłego, ale nie do końca. Nawet w jej śmiechu czegoś brakowało, tak jakby był wymuszony. Co chwilę sięgała po alkohol.
 Pierce była lekko wstawiona, tak samo jak Megan i Louis. Jedynie Justin został trzeźwy. Liczył na to, że po pijaku Katherine rozplącze się język, a on dowie się wreszcie o co chodzi. Pomimo tego wszystkiego nadal miał zamiar ją zdobyć. Chociaż czasami myślał o niej w inny sposób, robił to od momentu, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, płaczącą przy czyimś grobie. Nie do końca wiedział, co o tym myśleć. Jedynie tam zachowywała się w ten sposób, gdy przebywała wśród ludzi była miła, czasami wredna, czyli taka jak zawsze. Z początku nie bardzo go to obchodziło, ale po ostatnim chciał się dowiedzieć, co się dzieje. Dlaczego? W zasadzie sam nie wiedział, może kierowała nim zwyczajna ciekawość, a może coś zupełnie innego. Pierce wyszła do łazienki, a Justin poszedł na górę za nią. Chciał skorzystać z okazji, jednak nie był do końca pewny tego co robił, ani tego, po co to robił. Katherine natknęła się na niego na korytarzu. Wyglądała zupełnie normalnie, ale w jej organizmie krążyła już dość spora ilość trunków.
-A ty co, Bieber, kierunki pomyliłeś?-jak zwykle wypowiedziała to z sarkazmem.
-Nie. Chciałem z tobą pogadać-podrapał się po karku. Nie miał pojęcia jak zacząć tę rozmowę, był lekko podenerwowany. Zazwyczaj to dziewczyny się denerwowały, a on był pewny siebie. Teraz było inaczej.
-Jestem bardzo ciekawa o czym?-skrzyżowała ręce na piersi. Nastała cisza. Chłopak nie wiedział co powiedzieć, a ona tupała nogą w podłogę, dając wyraźną oznakę znudzenia. Po kilku chwilach miała dość.
-No co? Kotek ci język upierdolił?-zaśmiała się.
-Kurwa, Pierce, jakaś ty zabawna-syknął. Nie znosił tego, że się z niego nabija, a to zdarzało się bardzo często. Najczęściej właśnie dlatego się kłócili.
-Spokojnie, bo jeszcze ci żyłka pęknie. Złość piękności szkodzi-po raz kolejny z niego drwiła. Jego ręce zacisnęły się w pięści, a żyła na jego szyi zaczęła pulsować. Zdenerwowanie zastąpiła złość. Właśnie to było jedna z wielu rzeczy, w której byli podobni. Oboje tracili nad sobą panowanie bardzo szybko. Żadne z nich nie potrafiło się pohamować, gdy ktoś zalazł im za skórę. W tym przypadku robili to sobie nawzajem.
- Na cmentarzu jakoś nie jesteś taka wyszczekana- wysyczał. Tutaj trafił w jej słaby punkt. W normalnej sytuacji w jej oczach pojawiłyby się łzy, ale nie teraz. Stała nadal w tej samej pozycji. Wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na moment.
-Ciekawe skąd ty to wiesz-zakpiła. -Nieładnie śledzić innych ludzi- pogroziła mu palcem przed twarzą. Chwycił jej dłoń i przybliżył się do niej. Stali od siebie jakieś dwa centymetry. Oboje patrzyli sobie w oczy. Ciemność na korytarzu tworzyła dość romantyczny nastrój. Z boku wyglądało to jak  scena z filmu.
-Co z tobą jest nie tak, Pierce?-szepnął. Potem namiętnie wpił się w jej wargi. Znowu towarzyszyło mu to dziwne uczucie, tak jak za pierwszym razem. Z tą różnicą, że teraz ona go nie odepchnęła. Położyła dłonie na jego karku i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. On jedną dłoń umiejscowił na jej policzku, a drugą z tyłu jej głowy. Całowali się jakby za chwile jedno z nich miało umrzeć, a to był ostatni ich wspólny moment. Jednak Katherine nie czuła nic, żadnych motylków ani tym podobnych. Chociaż jej usta, i to z jaką pasją oddawała pocałunki, mówiły zupełnie coś innego. Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Ona pozwoliła swoim rękom opaść wzdłuż ciała, a jego dłonie znalazły się na jej karku. Ich czoła się stykały, a oni oddychali ciężko.
-Co jest z tobą nie tak?-powtórzył szeptem. Ona jedynie się uśmiechnęła, zdjęła jego ręce z siebie i spojrzała na niego.
-To nie jest właściwe pytanie-pokręciła głową. -To ja powinnam zapytać, co z tobą jest nie tak.
Potem zwyczajnie przeszła obok niego i zeszła na dół. Justin był zaskoczony. Spodziewał się ciosu w twarz, jak za pierwszym razem. Stał tam jakby wmurowało go w podłogę. Nie mógł tego zrozumieć. Co się z nią stało? Opuszkami palców dotknął swoich ust. Nadal czuł smak i ciepło jej warg. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Zrobił to znowu, tak jak obiecał. Tylko tym razem z małą różnicą. Po kilku minutach się ocknął i zszedł na dół. Pierce siedziała na kanapie, wgapiając się w telewizor. Megan i Louis spali obok niej wtuleni w siebie. On nie wiedział co ma zrobić, wiec usiadł na kanapie po jej drugiej stronie. Nie zwróciła na to uwagi. Siedzieli jakiś czas w ciszy. Chłopak starał się skupić na filmie. Żadne z nich nie zorientowało się, kiedy zasnęli. Katherine miała głowę ułożoną na jego klatce piersiowej i obejmowała go rękami w pasie. On oparł swoją głowę na jej i zamknął ją w ciasnym uścisku.
_________________
Wiem, że pewnie macie dość Katherine i jej płaczu itd. Od teraz to się zmienia.
Poznamy Kathy od trochę innej strony.
Ok teraz polecę wam kolejne opowiadanie :)
Skomentujcie je, liczę na was, bo autorka zastanawia się nad zawieszeniem bądź usunięciem, a byłby to ogromny błąd. To świetna historia i myślę, że nie powinniśmy do tego dopuścić.
No to do następnego misiaczki <3

10 maja 2014

Twenty: Dawny przyjaciel i pożegnanie

-Halo?
-Hej, Matt. Tu Katherine...-oczywiście nie pozwolił jej dokończyć.
-Boże, Kathy, nareszcie się odezwałaś. Ładnie to tak milczeć przez dwa lata?-udawał oburzenie.
-To nie moja wina. Dopiero co pozbyłam się Mike'a, więc...- kolejny raz jej przerwał.
-Nie mów mi, że go załatwiłaś-usłyszała desperacje w jego głosie. Jak zawsze się martwił. W tym całym bagnie mogła ufać tylko jemu.
-Zwariowałeś! Słuchaj potrzebuję twojej pomocy w jednej sprawie. Możemy się spotkać?
Tak bardzo zależało jej na spotkaniu z nim, że nie zwróciła uwagi na to, że Matt zachowywał się tak, jakby znał Mike'a.
-Jasne. Dzisiaj?
-Za godzinę w kawiarni w centrum?
-Okej. Powiesz mi, o co chodzi, bo zaczynam się martwić. Zawsze, gdy prosisz o pomoc, sprawa nie jest przyjemna-był bardzo poważny, a powaga to nie jest coś z czym można go kojarzyć.
-To nie jest rozmowa na telefon. To drobna przysługa, resztę załatwię sama.
-No to do zobaczenia. Tylko nie pakuj się w kłopoty.
-Tak jest, tatusiu-można było usłyszeć rozbawienie w jej głosie.
-Zabawna jak zawsze-zaśmiał się.
-Nie pozwalaj sobie-prychnęła.
-Jasne, jasne.
-Do zobaczenia-rozłączyła się. Nareszcie przyjdzie pora na zapłatę-pomyślała. Uśmiech pojawił się na twarzy Katherine. Gdyby wtedy wiedział jaką cenę za to zapłaci... Czy zrobiłaby to jeszcze raz? Oczywiście, bo potem dostała coś, co zmieniło jej życie.

Godzinę później weszła do kawiarni w centrum Stratford. Nie zwracała uwagi na wystrój, nie interesowały jej takie pierdoły. Przecież nie przyszła tu, żeby podziwiać wnętrze. Przy stoliku w rogu zauważyła bruneta. Nie zmienił się prawie wcale, rozglądał się, ale widocznie jej nie poznał. Musiała to wykorzystać. Podeszła do stolika i usiadła na przeciwko niego.
-Hej, przystojniaku-powiedziała uwodzicielskim głosem. Była niezłą aktorką, ale tym razem musiała naprawdę się kontrolować, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Słuchaj nie mam teraz czasu. Jesteś naprawdę ładna, ale dzisiaj nie jest twój szczęśliwy dzień- gdy to usłyszała musiała się naprawdę wysilić. Uśmiechnęła się.
-A gdybym ci powiedziała, że nazywam się Katherine Pierce to też byś mnie odrzucił- jego mina była bezcenna, gdy to usłyszał. Nie mogła się już dłużej powstrzymywać i buchnęła śmiechem. Kilka osób spojrzało na nią, ale gdy posłała im wrogie spojrzenie zajęli się sobą.
-Cholera, Kathy, zawsze mnie wkręcasz. Nie znoszę cię- pokręcił głową z rozbawieniem.
-Widzisz, ma się ten talent- zaśmiała się. Oboje wstali i przytulili się na powitanie.
-Brakowało nam cię przez ten czas-przyznał.
-Nam?
-No oczywiście! Nudno było bez naszego aniołka-uśmiechnął się.
-Dobra, nie podlizuj się i przejdźmy do konkretów-pochylił się trochę bardziej nad stolikiem- Chcę cię prosić o pewną przysługę. Mam nadzieję, że nadal zajmujesz się tym samym.
-Jak zawsze. Luke nie bardzo lubi zmiany-na jego twarzy pojawił się grymas.
-No tak-mruknęła. -Potrzebuję porządnej mieszanki. Chodzi mi o identyczne działanie, tak jak po dużej ilości alkoholu.
-Jak dużej? Mówisz o swoich dawkach?-zaśmiał się.
-Matt, to nie jest śmieszne. Nie przesadzaj, moje dawki nie są tak duże-broniła się, chociaż wiedziała, że miał rację.
-Dobra, dobra. Znam cię nie od dzisiaj, wiem do czego jesteś zdolna.
-Nie ważne-machnęła ręką. -Zdobędziesz to dla mnie?
-Okej, jestem w stanie to dostarczyć. Tylko po co jest ci to potrzebne?-uniósł brwi. -Nigdy się tym nie interesowałaś. Mów o co chodzi.
Z kieszeni kurtki wysunęła zdjęcie i przesunęła je po stoliku w kierunku bruneta.
-Konkretnie chodzi o niego-wskazała palcem na fotografię.
-Kathy, mogę ci pomóc, ale wiem jak bardzo potrafisz przyciągać kłopoty, więc muszę znać całą prawdę-chłopak był śmiertelnie poważny.
-Po prostu muszę się mu odwdzięczyć i tyle-wzruszyła ramionami.
-Odwdzięczyć za co?-brunet nie ustępował.
-Matko, Matt! Nic więcej ci nie powiem i dobrze wiesz, że mnie nie przekonasz-uśmiechnęła się.
-No dobra-westchnął.-Pomogę ci, ale...-dziewczyna przerwała mu.
-Nie ma żadnego "ale". Dostarczysz mi to i na tym twoja rola się skończy.
-Niech ci będzie- chłopak nie był zadowolony. Martwił się o Katherine, ale wiedział, że nic z nie nie wyciągnie. Miał świadomość, że jej nie przekona, ale dlaczego nie spróbował, przecież osoba na zdjęciu była mu dobrze znana. Pytanie tylko czemu nie powiedział jej o nim prawdy? Dlaczego jej tego nie zabronił? Dobrze wiedział, że ten człowiek był równie niebezpieczny co ona.
-Teraz opowiadaj, co się działo przez ten czas-jego rozmyślania przerwał głos Katherine.
-Niewiele się zmieniło poza tym, że Luke znalazł zastępcę na twoje miejsce-wzruszył ramionami.
-Kogo?
-Spokojnie, o tobie nie zapomniał-uśmiechnął się delikatnie.
-On cały czas pamięta?-zapytała z lekkim nie dowierzaniem. Nie wiele ją to interesowała, ale mimo to była zdziwiona.
-No oczywiście. Przecież byłaś, z resztą nadal jesteś, jego ulubienicą- uśmiechnął się.- Nawet twój zastępca nie ma takich przywilejów, lizusie-wypiął język w jej stronę.
-Bardzo śmieszne. Opowiedz mi o tym moim "zastępstwie"- zrobiła cudzysłów w powietrzu. Była ciekawa, kim zastąpił ją Williams.
-Zamierzasz wrócić?-patrzył na nią wyczekując odpowiedzi. Katherine położyła dwa palce na brodzie, udając, że się zastanawia, chociaż decyzję już podjęła. Powrót był konieczny, w ten sposób będzie jej dużo łatwiej dostać potrzebne informacje.
-Kathy, no powiedz mi-nalegał. Pierce pokręciła głową z rozbawieniem.
-Oczywiście, że tak-uśmiechnęła się.-Tak prędko się mnie nie pozbędziecie-puściła mu oczko. Od początku traktowała go jak brata, a Matt nigdy nie dał jej jakiegokolwiek sygnału, że oczekuje czegoś więcej.
-Luke na pewno będzie zadowolony. Wiesz, że on nadal trzyma twój sprzęt w sejfie?.
-Żartujesz sobie?-zaśmiała się.
-Nie. Nawet twój zastępca, o ile tak mogę go nazywać, nie mógł go dotknąć.
-Tego to się nie spodziewałam, ale opowiedz mi coś o nim, bo ciągle zmieniasz temat-spojrzała na niego wymownie.
-Mówią na niego Killer...
-Czyli to chłopak?
-Tak. Jest tak samo skuteczny jak ty z jednym wyjątkiem.
-Jakim wyjątkiem?
-Kathy, on nie jest tak brutalny jak ty, ale z charakteru jesteście podobni. Wiesz, on jest jak męska wersja ciebie- zaśmiał się.
-To akurat nie było śmieszne-na jej twarzy pojawił się grymas. -I nie ładnie porównywać dziewczynę do chłopaka-kopnęła go w nogę pod stolikiem.
-Ała-syknął. -Nic się nie zmieniłaś. Możesz być pewna, że szef się odezwie. Możesz mi wierzyć, on czeka na twój powrót.
I tego Katherine nie potrafiła zrozumieć.
-Wielkie dzięki, Matty-posłała mu najszczerszy uśmiech jaki tylko mogłam.
-Nie ma sprawy. Miło było cię zobaczyć-wstali i przytulili się na pożegnanie.
-Odezwę się jeszcze- pocałowała go w policzek, a potem każde z nich poszło w swoją stronę. Zanim Katherine wróciła do domu, postanowiła zajrzeć w jeszcze jedno miejsce. 


Na cmentarz dziewczyna przyszła pieszo. Przekroczyła bramę. Była absolutnie pewna tego co robi, jednak to nie zmniejszyło jej bólu. Ostatni raz szła ścieżką do tej osoby. Serce jej się łamało, jednak nie miała wyboru, a przynajmniej jej zdaniem to było jedyne rozwiązanie. Czasami decyzje, których podjęcie przynosi najwięcej bólu, są najlepsze. Oparła dłonie na nagrobku, delikatnie się pochyliła i spojrzała na jego zdjęcie na pomniku.
-Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, ale to jest pożegnanie-pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Spuściła wzrok, nie mogła tego powiedzieć, patrząc na tę fotografię.
-Nie mogę tego ciągnąć dłużej. Ciebie nie ma już dwa lata, a ja nie mogę wiecznie za tobą tęsknić-warknęła. Ból powoli ustępował. Dziewczyna z każdym słowem blokowała wszystkie uczucia. Nie chciała czuć niczego. Z jednej strony był to błąd, ale nie do końca...
-Gdy cię zabrakło zawalił mi się świat. Nie miałam dla kogo żyć. Ty obiecałeś, że mnie nie zostawisz, ale to zrobiłeś. Przychodziłam tu codziennie i nic. Nie ważne ile łez wyleję z twojego powodu i tak nie wrócisz. To jest niemożliwe. Gdybyś tu był na pewno namawiałbyś mnie do zmiany decyzji, ale tego nie zrobisz. Wiem, że ci się to nie spodoba, ale robię to po części dla ciebie, a może tylko dla siebie. W sumie tak, robię to dla siebie-syknęła.
-Nasz rozdział się zakończył. Nic nie poskładamy, a ta osoba zasłużyła na śmierć. To jest właściwa decyzja i ja jej nie zmienię.
-Możesz mi wierzyć, że nie jest mi łatwo, ale ile do cholery mam po tobie płakać?-krzyknęła. W tym momencie powoli zabijała jakąkolwiek wrażliwość, współczucie, jedyne pozytywne uczucia jakie posiadała. Nie chciała uczuć, musiała skupić się na zemście i tylko to miało znaczenie.
-To jest ostatni raz kiedy tu przychodzę. Nie zobaczysz mnie więcej, ta pieprzona żałoba nie jest mi potrzebna.-krzyknęła. Cmentarz był pusty, więc mogła dać upust ostatnim emocjom.
-Przestałam cię kochać! Od teraz nic dla mnie nie znaczysz, Brian! Mam nadzieję, że smażysz się w piekle-otarła łzy, które spłynęły jej po policzkach.
-Teraz to ja zostawiam ciebie, tak jak ty mnie.
Patrzyła na jego zdjęcie. Kochała go, ale chciała za wszelką cenę zabić to uczucie, a może raczej pogodzić się z jego śmiercią. Dziewczyna nie zauważyła, że ta miłość umarła dawno, a ona na siłę wierzyła, że nadal go kocha. W tym widziała jedyny sens, ale teraz on już nim nie był. Jej serce było puste. Wyprostowała się, odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Ostatni raz przez ramię spojrzała na nagrobek. Na tym cmentarzu pogrzebała wszystko i chciała, żeby tak zostało. Przechodząc przez bramę czuła, jakby ktoś zdjął jej z barków ogromny ciężar. Tak jak chciała, zostawiła to tam. Z resztą to uczucie nie miało szansy przetrwać. Emocje schowała bardzo głęboko, tak głęboko, że nikt nie będzie w stanie ich obudzić. Nikt poza jedną osobą.

____________________________
Jestem ciekawa czy wpadniecie na to kto będzie tą osobą, która z powrotem obudzi uczucia w Katherine...
Jak myślicie czyje zdjęcie dała mu Katherine? I co planuje?
Tak wygląda Matt

Pojawi się on tylko kilka razy, więc nie widziałam sensu umieszczania go w zakładce bohaterowie.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i będziecie czekać na kolejny <3
A teraz jak obiecałam polecam wam kolejne opowiadanie
'The-Past-Always-Comes-Back'
Genialna historia napisana przez jedną z moich ulubionych blogerek DrewSwaggie
Na pewno wam się spodoba :)
Do następnego kochani :)




Nineteen: Nieznany

Katherine obudziła się z powodu słonecznych promieni, które wpadały przez niezasłonięte okno i padały prosto na jej twarz. Jęknęła, ale nie miała zamiaru wstawać. Przewróciła się na drugi bok i zakryła twarz kołdrą. Zapewne spałaby dalej, gdyby nie to, że jedna z poduszek pachniała męskimi perfumami. Była pewna, że zna ten zapach.
-Co do cholery?-mruknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przyłożyła poduszkę do twarzy i zaciągnęła się jej zapachem ponownie.
-Nie, to nie halucynacje-przeczesała włosy palcami, odrzucając poduszkę na łóżko. Katherine, chociaż bardzo się starała domyślić się, gdzie wąchała już takie perfumy i kto jest ich właścicielem, nie mogła tego zrobić. Jej głowa pulsowała, jakby w środku znajdowała się tykająca bomba i Pierce nie potrafiła się na niczym skupić. Przeciągnęła się leniwie, a do jej uszu dotarł dźwięk trzaskających kości. Katherine dopiero teraz zauważyła opatrunki na jej nadgarstkach. Zdziwiła się, bo ona nigdy nie opatrywała ran po cięciach.
-Co tu się kurwa stało?-pokręciła głową. Z wczorajszego dnia, oprócz powrotu do domu po tym, jak rozdała prezenty, nie pamiętała nic.Westchnęła ciężko i powlokła się do łazienki. Kiedy się rozbierała, dotarło do niej, że ma na sobie ubrania, które nosiła wczoraj. Odetchnęła z ulgą, bo ostatnią rzeczą, której chciała byłoby stracenie dziewictwa z kimś, kogo nie zna. Zerwała opatrunki z nadgarstków i weszła do kabiny. Wzięła szybki prysznic, owinęła się ręcznikiem i przeszła do garderoby. Zwinęła przypadkowe ubrania i wróciła do łazienki. Założyła luźną koszulkę w paski w jasnym kolorze z odkrytymi ramionami i jeansy, zrobiła delikatny makijaż, wysuszyła włosy, zgarnęła telefon i zeszła na dół. Zaparzyła kawę, chociaż zegarek pokazywał godzinę 12.13, jednak dla Katherine był to poranek, a ona nie potrafiła funkcjonować bez porannej porcji kofeiny. Wtedy  iPhone, który zostawiła na blacie, zaczął wibrować. Chwyciła go, przejechałam palcem po ekranie i otworzyła otrzymaną wiadomość. Zmarszczyła czoło, bo numer był nieznany.

Od: nieznany
Jak się spało? Mam nadzieję, że za mną nie tęsknisz :*

Czytała to kilka razy, ale nie miała pojęcia, kto to wysłał. Była pewna, że nie był to Mike, bo on zawsze się podpisuje. Cholernie żałowała, że nie pamięta nic z wczoraj. Nie miała wyboru, musiała odpisać. Był to jedyny sposób, żeby się czegoś dowiedzieć.

Do: nieznany
Znamy się? Jeżeli to żart, to bardzo kiepski!

Koniecznie musiała poznać nadawcę, ale dopuszczała możliwość, że to jakieś dzieciaki wybrały numer na chybił trafił i robią głupie żarty.

Od: nieznany
Może tak, może nie.  I nie, to nie jest żart :)

Zacisnęła ręce w pięści, wcześniej na wszelki wypadek odkładając telefon na blat. To musiały być jakieś dzieciaki, a żarty tego typu nie były zabawne. Po kilku chwilach dostała kolejnego SMS-a.

Od: nieznany
Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Bądź trochę milsza

Katherine zaczynała się denerwować, bo te wiadomości nie przypominały żartu, a najbardziej wkurzał ją fakt, że nie wiedziała kim jest nadawca.

Do: nieznany
Nie mam zamiaru! Kim jesteś?

Od: nieznany
Skoro ty mi nie odpowiesz to ja też nie :p

-Co to za głupia zabawa?!-warknęła. 

Do: nieznany
Spało mi się dobrze. I co, zadowolony z odpowiedzi?!

Od: nieznany
Bardzo, bo wiem, że to moja zasługa :)

Próbowała coś z tego zrozumieć i poukładać sobie to, co robiła wczoraj. Jednak jak na razie wiedziała tylko tyle, że ktoś ją opatrzył i prawdopodobnie ten sam chłopak z nią spał. Mnóstwo pytań przelatywało jej przez głowę: Spotkałam go wcześniej?, Jak ma na imię? Co się wczoraj stało? Czemu znowu się pocięłam i gdzie mnie znalazł? I na żadne z tych pytań nie znała odpowiedzi.

Do: nieznany
Łudzić się możesz. Teraz twoja kolej. Znamy się?

Od: nieznany
Zgadnij :)

Telefon odłożyła z powrotem, nie chciała go uszkodzić. Złość ponownie zaczęła w niej narastać. Chciała się czegoś dowiedzieć, a ten kretyn po drugiej stronie jej tego nie ułatwiał. W końcu nie wytrzymała i rzuciłam pustym już kubkiem po kawie. Przeleciał przez całą kuchnię i rozbił się na ścianie. Kawałki naczynia leżały wszędzie, ale Katherine nie zwracała na to uwagi. Kilka chwil później jej telefon zawibrował.

Od: nieznany
Spokojnie, bo zrobisz sobie krzywdę. Złość piękności szkodzi

Przeczytała SMS-a dwa razy, a jej oczy na moment przybrały kształt monet. Wyjrzała przez okno, ale okolica była pusta. 

Do: nieznany
Odpieprz się ode mnie!

Od: nieznany
Wredna jak zawsze. Pijana jesteś milsza

Wypuściła powietrze z płuc i odłożyła iPhone'a na blat. Za wszelką cenę starała się myśleć logicznie.
-Wredna jak zawsze-mruknęła do siebie. Przyłożyła dłoń do czoła, on musiał ją znać wcześniej. Pomimo tego Katherine nadal nie wiedziała, kim jest ten chłopak.  Miała dość zastanawiania się nad tym, przeszła do salonu, usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Starała się skupić na tym, co oglądała, ale dźwięk wibracji dochodzący z kuchni zaczął ją irytować.
-Pieprzony idiota-mruknęła pod nosem i podeszła do telefonu. Miała 5 wiadomości, więc otworzyła pierwszą z nich. I tak już straciła ochotę na śniadanie.

Od: nieznany
Nie obrażaj się, nie masz o co.

Przewróciła oczami i zaczęła przeglądać kolejne.

Od: nieznany
Nie odezwiesz się już do mnie?:c

Od: nieznany
No odezwij się!

Od: nieznany
No proszę!

Od: nieznany
Odezwij się, to może powiem ci kim jestem...

Ostatni SMS ją zainteresował, więc szybko wystukała odpowiedź.

Do: nieznany
No to mów!

Katherine zaczęła stukać paznokciami w blat, próbując rozładować złość. Czemu on do cholery nie może po prostu odpowiedzieć?!

Od: nieznany
Nie mogę zepsuć zabawy ;) Zgadnij

-Kurwa to nie jest zgaduj zgadula!

Do: nieznany
Pierdol się, kretynie!

Od: nieznany
Z tobą zawsze i wszędzie ;)

Nie miała już ochoty odpisywać. Chłopak po drugiej stronie raczej nie zamierzał się ujawnić, a ona nie miała zamiaru tracić czasu. Z resztą miała ważniejsze rzeczy do roboty. Szybko wpisała ciąg cyfr i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszała znajomy głos.

______________________________________
Jak myślicie kim jest nasz nieznajomy?
Do kogo zadzwoniła Katherine?
Skoro pod ostatnim rozdziałem nie poleciłam wam żadnego opowiadania, to teraz naprawię swój błąd i polecę wam dwa blogi x