26 kwietnia 2015

...

Wiem,  że rozdziału nie ma już dość długo, ale to nie zawsze zależy ode mnie. Wkurzyłam si, kiedy zobaczyłam komentarz, w którym jakiś anonim wytyka mi, że kiedyś rozdziały pojawiały się co tydzień a teraz nie wiadomo kiedy dodam i czy w ogóle to zrobię. Możecie mnie uznać za sukę czy coś tam, ale trudno. Ja też mam swoje życie. Może niewiele warte i mało ciekawe, ale zawsze jakieś. Szkoła naprawdę zajmuje mi mnóstwo czasu, bo już niedługo mam pierwszą część egzaminu zawodowego, bo może nie wiecie ale uczę się w technikum ekonomicznym. I czasami po prostu nie mam głowy do pisania. Jeżeli komuś się nie podoba, że rozdziały są rzadko to wystarczy kliknąć śliczny, czerwony krzyżyk w prawym, górnym rogu i po krzyku.
A rozdział się pojawi, bo nareszcie udało mi się go dokończyć, tylko nie wiem kiedy. Chcę jeszcze napisać coś na zapas, więc pewnie będziecie musieli poczekać jakiś tydzień. Poza tym to prawie koniec tego ff i szczególnie trudno mi się pisze, kiedy wiem, że już niedługo pożegnamy się z Katherine i Justinem. Bardzo się do nich przywiązałam przez ten czas i nie chcę tego kończyć, ale kiedyś musi to nastąpić.
Wszystkim, którzy bez jakichkolwiek pretensji czekają dziękuję. Cierpliwość jest cnotą :)
Widzimy się za tydzień skarby. A teraz mały spojler 2 części rozdziału 69.

Przez resztę drogi w samochodzie panowała cisza. Kiedy Bieber zaparkował auto przed domem, Katherine wysiadła od razu. Widział, że jest zła, ale nie miał pojęcia o co. Nie rozumiał kobiet, a szczególnie Pierce. Jego zdaniem robiła aferę bez powodu, ale chyba takie są wszystkie kobiety, tak?
-Kathy, co jest?-zapytał, kiedy weszli do domu.
-Nic-wzruszyła ramionami, zdejmując płaszcz.
-Przecież widzę. Skarbie, ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi-przytulił ją od tyłu. -Podoba mi się, że jesteś zazdrosna-musnął ustami jej szyję-ale nie masz o kogo.
-Z tego co pamiętam, w liceum uganiałeś się za każdą.
-Ja się za nimi nie uganiałem. One uganiały się za mną.
-Rzeczywiście ogromna różnica-rzuciła sarkastycznie. Zrzuciła jego ręce, oplatające ją w talii, i zdjęła buty. Kiedy chciała wejść na górę, Justin złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-To było w liceum. Teraz mam ciebie i to za tobą będę się uganiała-pogładził kciukiem jej policzek.

-W życiu nie sądziłam, że spotka mnie taki zaszczyt-Justin pokręcił głową z rozbawieniem.


Specjalnie ciekawy nie jest, ale cóż... Myślę, że zaciekawił was chociaż trochę, bo... Co takiego zrobił Justin? I z tym pytaniem was zostawiam. Do zobaczenia za tydzień :)

7 kwietnia 2015

Sixty Nine: "Jestem tylko człowiekiem, Liz” part 1


Katherine jęknęła, słysząc irytujący, w tym momencie, dźwięk budzika. Leniwie uniosła powieki i zamrugała kilka razy. Kiedy przyzwyczaiła się do dziennego światła, przed sobą zobaczyła twarz śpiącego Justina. Uśmiechnęła się i pogładziła dłonią jego policzek. Justin mruknął coś pod nosem i mocniej wtulił się w poduszkę, jednocześnie wzmacniając uścisk na talii Katherine. Pierce dopiero po kilku próbach wydostała się z łóżka. Skierowała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic. Owinięta w ręcznik, przeszła do pokoju, gdzie znajdowały się jej rzeczy. Założyła czarne leginsy i czarną tunikę z rękawem 3/4. Włosy zostawiła rozpuszczone, a na twarz nałożyła jedynie podkład. Ziewając, zeszła na dół. Czekając, aż zagotuje się woda na herbatę, oparła się rękami o blat i zaczęła stukać paznokciami w jego powierzchnię. Zastanawiała się jak to będzie wyglądać. Była szczęśliwa, bo nareszcie powiedziała mu prawdę, jednocześnie pozbywając się nieznośnego bólu w klatce piersiowej, ale nadal nie widziała siebie w roli matki. Zrezygnowała z pomysłu samobójstwa po porodzie. W nocy zanim zasnęła, postanowiła dać szansę miłości. Doszła do wniosku, że to co stało się z Brianem nie musi spotkać Justina i historia wcale nie musi się powtarzać. Nie chciała zmarnować swojej szansy na szczęście, nawet jeżeli będzie ono trwało tylko chwilę. Miała dość cierpienia, które towarzyszyło jej codziennie przez ostatnie trzy lata. Myślenie pochłonęło ją tak bardzo, że nie zauważyła Justina, który wszedł do kuchni. Nie zareagowała nawet wtedy, gdy owinął ramiona wokół jej talii i ułożył dłonie na jej brzuchu. Po paru chwilach, kiedy Katherine nadal nie poruszyła się nawet o milimetr, odsunął się od niej i stanął obok. Uśmiechnął się delikatnie i nachylił nad jej uchem.
-Jesteś sło...-tak jak się spodziewał, nie zdążył dokończyć tego co zamierzał powiedzieć.
-Jak to powiesz to odstrzelę ci łeb i schowam go w piwnicy-warknęła. Justin nadal nie rozumiał uprzedzenia Katherine do słowa „słodka”. Zawsze reagowała na nie jak byk na czerwoną płachtę.
-Twój optymizm z rana jest porażający-pokręcił głową z rozbawieniem i pocałował ją w policzek.
-Tak reaguję na twój widok-wzruszyła ramionami i zabrała się za przygotowywanie sobie herbaty.
-Oczywiście-przewrócił oczami i oparł się biodrem o brzeg blatu. -Zgaduję, że znowu się nie wyspałaś-posłał jej pytające spojrzenie. Justin znał ją bardzo dobrze, nawet jeżeli nie mówiła mu wszystkiego to niektóre jej przyzwyczajenia poznał, zwyczajnie się jej przyglądając. Wiedział, że Katherine była typem śpiocha. Uwielbiała spać, a kiedy była niewyspana, zbliżanie się do niej nie było najbezpieczniejszym posunięciem.
-Skąd ten pomysł?
-Znam cię i widzę.
-Znasz mnie? Co ty tak właściwie o mnie wiesz, huh?-zapytała, wrzucając torebki herbaty do dwóch kubków.
-Pytasz poważnie?
-Nie. Pytam dla zabawy-rzuciła sarkastycznie i wlała wrzątek do naczyń.
-Urodziny masz 10 lipca... Nie lubisz ich obchodzić, odkąd zmarli twoi rodzice... Potrafisz gotować... Ulubiony zespół- Evanescene... Ulubiona piosenka- Bring me to life...Lubisz długo spać...Nie znosisz komedii romantycznych...Nie masz ulubionego aktora, ani aktorki...Uwielbiasz lody czekoladowe...Włosy masz rozpuszczone tylko wtedy kiedy masz kiepski humor...Wolisz ciemne kolory...Prawie zawsze nosisz szpilki...Nie lubisz nosić spódnic...
-Dobra, załapałam-przerwała mu. Zaraz potem na kilka chwil zapadła cisza. -Musiałam pomyśleć-wzruszyła ramionami, podała Justinowi kubek z herbatą i wzięła kolejny dla siebie.
-O czym?-zapytał, kiedy Katherine znalazła się naprzeciwko niego w takiej samej pozycji.
-Miałeś rację-westchnęła. -Oboje jesteśmy winni. Mogłam ci powiedzieć, a przynajmniej nie proponować tych narkotyków-paznokciami stukała w kubek, który obejmowała obiema dłońmi.
-Kathy, ale...-przerwała mu.
-Pozwól mi dokończyć-w odpowiedzi skinął głową, ale tego nie mogła zauważyć, bo cały ten czas wpatrywała się w swoje dłonie.
-Czasu nie cofniemy. Stało się i tyle. Chodzi o to, że....yyy...tak jakby chciałam ci powiedzieć...przepraszam-Justin pokręcił głową z uśmiechem na twarzy.
-Chyba będę musiał to gdzieś zapisać. Drugi raz w swoim życiu słyszę od ciebie "przepraszam".
-Jeszcze jakiś głupi komentarz?-warknęła.
-Nie-odstawił kubek i uniósł ręce w geście obronnym. Na pewno się cieszył, bo Katherine nigdy nie przepraszała. To słowo praktycznie nie istniało w jej słowniku.
-I bardzo dobrze-posłała mu sztuczny uśmiech. Justin wpatrywał się w Pierce, kiedy popijała napój i od paru, naprawdę długich, chwil nie powiedziała ani słowa.
-Ale nie o tym myślałaś, kiedy wszedłem do kuchni, prawda?
-Nie-mruknęła i ponownie zapadła cisza.
-A możesz mi powiedzieć o czym?-wyciągnął kubek z jej dłoni i odstawił go na blat. -Więc?-skrzyżował ramiona na piersi.
-Po co chcesz to wiedzieć?
Boże, czy ja się z nią kiedyś dogadam? Czemu te kobiety muszą być takie trudne?
-Po prostu chcę-przewrócił oczami. -Możesz mi to powiedzieć?
-Mogę, ale to nie znaczy, że to zrobię-wzruszyła ramionami.
-Nie wytrzymam z tobą-pokręcił głową.
-Nie musisz. To ty chciałeś, a w zasadzie mnie zmusiłeś, żebym tu zamieszkała.
-I tak ma zostać, ale możesz zacząć wreszcie rozmawiać ze mną normalnie? Kiedyś byłaś ze mną szczera, a teraz...
-Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać-przerwała mu.
-A konkretnie?
-My.
-A jak ma wyglądać? Jesteśmy razem i czekamy na narodziny naszej córki.
-Nie chodzi o to-pokręciła głową.
-To o co? Ja już nic nie rozumiem-jęknął.
-Typowy facet-westchnęła. -Chodzi o to co jest między nami. My nie możemy zostać parą tak z dnia na dzień.
-Czemu nie możemy?-ułożył dłonie na jej talii.
-Bo cię nie znoszę.
-To tak jak ja ciebie-wpatrywali się w siebie przez kilka chwil z poważnymi wyrazami twarzy, a potem Katherine się do niego przytuliła.
-Kretyn-mruknęła.
-Zołza...Moja śliczna zołza-wyszeptał jej do ucha.
-Nie podlizuj się-odsunęła się od niego i upiła łyk herbaty.
-Nie miałem takiego zamiaru-wzruszył ramionami, ale cień uśmiechu błąkał się na jego ustach.
-Na pewno?
Normalnie dziewczyny powinny się uśmiechać czy coś jak im ktoś powie komplement, nie? Ale faktycznie zapomniałem. To Katherine, więc czego ja się spodziewam.
-Mówię ci, że ślicznie wyglądasz, a ty jak zwykle swoje-przewrócił oczami.
-Nie prosiłam cię, żebyś to mówił-wzruszyła ramionami. -Ale skoro tak ci zależy to okey. Dziękuję...Zadowolony?
-Jak mnie pocałujesz to będę-uśmiechnął się.
-I ciekawe co jeszcze-prychnęła.
-Na serio chcesz to wiedzieć?-uniósł pytająco brew, a na jego ustach rozciągał się łobuzerski uśmiech.
-Wolałabym nie-przewróciła oczami.
-Jak chcesz-wzruszył ramionami. -I znowu ode mnie uciekłaś-odezwał się po kilku chwilach ciszy i przytulił Katherine od tyłu, kiedy ta czekała na tosty, które chwile wcześniej wsadziła do tostera.
-Co zrobiłam?-spojrzała na niego przez ramię.
-Chciałem się obudzić obok ciebie, a ty znowu mi uciekłaś tak jak za pierwszym razem-wydął dolną wargę. Katherine zaśmiała się pod nosem.
-A nie przyszło ci do głowy, że nie mam ochoty patrzeć na ciebie od samego rana?-próbowała powstrzymywać się od śmiechu z powodu miny Biebera. Zazwyczaj dziewczyny uważały że to słodkie i nabierały się na te jego maślane oczy, ale Katherine w takich momentach nie potrafiła się nie śmiać.
-Wiesz, że nadal kiepsko kłamiesz?-pokręcił głową z rozbawieniem.
-Istnieje taka możliwość-wzruszyła ramionami i z powrotem obróciła głowę w kierunku tostera. Niedługo potem oboje zajęli miejsca na stołkach barowych i w ciszy zaczęli jeść. W ciszy, którą przerwała Katherine.
-Zagrasz mi kiedyś swoją piosenkę?
-Jaką piosenkę?
-Nie zgrywaj idioty-przewróciła oczami.-Tą, którą napisałeś dla mnie-w tym momencie Justin prawie zakrztusił się herbatą.
-To nie jest śmieszne-warknął, kiedy Katherine nie przestała się śmiać od kilku, długich chwil.
-Jest-powiedziała, kiedy się uspokoiła.
-Powinienem cię oskarżyć. Nastajesz na moje życie i zdrowie.
-To możliwe-wzruszyła ramionami. -Ale jak widać kiepsko mi idzie skoro jeszcze żyjesz-posłała mu przesłodzony uśmiech. -I nie zmieniaj tematu.
-Nie zmieniam.
-W takim razie co z tą piosenką?
-Skąd ty w ogóle o niej wiesz?-posłał jej pytające spojrzenie.
-Grałeś ją w moim domu.
Justin zamrugał kilka razy. Dopiero do niego dotarło, że te hałasy, które wtedy słyszał to była ona. Mentalnie uderzył się w twarz. Gdyby odwrócił się wcześniej to może... Z resztą teraz to nie ma znaczenia.
-Podobała ci się?
-Może-przeciągnęła.
-W takim razie może jeszcze kiedyś ją usłyszysz-tak jak Katherine chwilę wcześniej przeciągnął słowo "może". Pierce pokręciła głową z rozbawieniem i wróciła do konsumowania swojego śniadania.
-Justin, mogę ci zadać pytanie?-zapytała, kiedy skończyła swój posiłek i skierowała się w stronę zmywarki, gdzie umieściła brudne naczynia. W odpowiedzi Bieber skinął głową, przy okazji kończąc pochłanianie zrobionych przez Katherine tostów.
-Kim była dziewczyna z którą ostatnio spałeś?-Justin przełknął ostatnie kęsy jedzenia i spojrzał na nią zdziwiony. Zaraz potem wstał i podszedł do niej.
-Skarbie, o co ci chodzi?-obrócił ją w swoją stronę i ułożył dłonie na jej biodrach.
-Po prostu odpowiedz-westchnęła poirytowana.
-O ile dobrze pamiętam to kochałem się z tobą kilka godzin temu. Mam ci to przypomnieć?-ostatnie zdanie swojej wypowiedzi wyszeptał jej do ucha.
-Nie mówię o tym. Wcześniej-odepchnęła go lekko od siebie. Justin przez kilka chwil wpatrywał prosto w jej oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a zaraz potem na jego ustach po raz kolejny pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Kathy, powiedz po prostu, że jesteś zazdrosna-pogładził kciukiem jej policzek.
-Nie jestem. Po prostu chcę wiedzieć i tyle-wzruszyła ramionami.
-Nos ci urośnie od tego kłamania-przybliżył swoją twarz do twarzy Katherine tak, ze ich usta prawie się stykały.
-I wcześniej to też byłaś ty-potem złożył delikatny, pojedynczy pocałunek na jej ustach.
-Jak to ja?-zapytała zdziwiona, kiedy Justin się od niej odsunął. Nie była to duża odległość, zaledwie kilkanaście milimetrów.
-Normalnie-zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
-Ale w takim razie to musiało być...-urwała, a raczej Justin jej przerwał.
-Właśnie wtedy.
Przez chwilę Katherine patrzyła na niego lekko zszokowana. Bardzo dobrze pamiętała jak w momencie, kiedy go poznała wyrobiła sobie o nim zdanie, a potem upewniła się. Wtedy był dla niej męską dziwką, a dziewczyny były mu potrzebne tylko do jednej rzeczy. Teraz zastanawiała się co mu się stało, bo podobno faceci się nie zmieniają. Widocznie Justin musiał być wyjątkiem od reguły, przecież nie uprawiał seksu przez prawie 7 miesięcy, czyli dokładnie tyle czasu ile minęło od gwałtu. I to chyba niemożliwe, żeby facet wytrzymał aż tyle, prawda? Katherine nie miała pojęcia, że to właśnie dzięki niej Justin zmienił zdanie o kobietach. Po tym co wydarzyło się między nim i Rose, na wszystkie patrzył przez pryzmat Stewart. Jego zdaniem każda była taka sama, wszystkie miał za dziwki. Twierdził, że żadna mu nie odmówi i nadają się tylko na jedną noc. Wszystko zmieniło się, kiedy zjawiła się Pierce i nawet nie zwróciła na niego uwagi.
-Wow, prawie 7 miesięcy celibatu. Jestem pod wrażeniem, Bieber, a myślałam, że męska dziwka nie może się zmienić-uśmiechnęła się złośliwie.
-Wow, znam cię ponad rok i nadal jesteś tak samo wredna. Jak widać ty nie możesz się zmienić-powtórzył jej gest.
-Wypchaj się-przewróciła oczami, odepchnęła go i przeszła do korytarza, gdzie na nogi wsunęła czarne botki i założyła kurtkę. Zaraz potem weszła na górę po komórkę. Kiedy wróciła, Justin czekał na nią, trzymając w ręku kluczyki od samochodu. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to w co był ubrany-czarne rurki opuszczone w kroku, białe Supry, czarna bluza wkładana przez głowę i czarna skórzana kurtka.
-Cholerna Kanada-warknęła, kiedy wyszli na zewnątrz. -Jak pieprzona wielka zamrażarka.
-Ale za to twoim chłopakiem jest gorący Kanadyjczyk-puścił jej oczko, wsiadając do samochodu.
-Tu jest zdecydowanie za mało miejsca dla ciebie i twojego przerośniętego ego-posłała mu przesłodzony uśmiech, zajmując miejsce pasażera. - I w drodze wyjaśnienia, widziałam przystojniejszych od ciebie.
-Jesteś tego pewna?-nachylił się w jej stronę, opierając prawą rękę na zagłówku siedzenia Katherine, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-Jak tak na ciebie patrzę to jestem tego pewna na milion procent.
-Panno Pierce, ta pewność kiedyś panią zgubi-Katherine tylko przewróciła oczami. Zaraz potem poczuła usta Justina na swojej szyi. W myślach powtarzała sobie, że tak łatwo mu nie pójdzie, ale praktyka wyparła teorię. Katherine zamknęła oczy i skupiła się na przyjemności, którą zaczęła odczuwać. Nie zwróciła uwagi, kiedy ręka Justina znalazła się w kieszeni jej kurtki, skąd wyciągnął jej telefon. Wtedy Justin usiadł z powrotem na miejscu kierowcy. Katherine ocknęła się dopiero po chwili.
-Oddawaj ten telefon, idioto-warknęła. Justin jedynie pokręcił głową z rozbawieniem i skupił się na przeglądaniu jej listy kontaktów.
-Straszny z ciebie kłamczuch, wiesz? Nadal jestem najprzystojniejszym facetem na Ziemi-pokazał jej ekran telefonu, gdzie widniała nazwa jego kontaktu, niezmieniona od kiedy Justin wpisał jej swój numer.
-I zapewne będę się smażyć za to w piekle-rzuciła sarkastycznie, wyrywając Bieberowi z ręki urządzenie i wkładając je z powrotem do swojej kieszeni. -I w drodze wyjaśnienia, żeby dotarło do twojego mózgu wielkości orzeszka to tylko nazwa, więc nie masz się z czego cieszyć-ze schowka, jak zwykle, wyciągnęła dwie pary okularów przeciwsłonecznych i jedną z nich podała Justinowi.
-Jedź już-mruknęła, wsuwając okulary na nos i rozsiadając się wygodnie w fotelu.
-Też cię kocham-pocałował ją w policzek i uruchomił silnik.
-Chyba masz problemy ze słuchem, bo nie powiedziałam, że cię kocham.
-Właśnie to powiedziałaś.
-Zamknij się wreszcie-sapnęła.
Kilka minut później weszli do klubu, a potem zeszli do piwnicy budynku. Korytarz jak zwykle oświetlały pojedyncze światła.
-I jak powiesz mi kim jest ten szczęściarz?-Katherine obróciła się i zobaczyła Dominica, który wyszedł z jednego z wielu pomieszczeń znajdujących się w piwnicy, ze skrzyżowanymi ramionami na piersi.
-Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty?-warknęła zirytowana.
-Jaki szczęściarz?-Justin zmarszczył czoło.
-O, czekaj to on, tak?...Gratuluje, Bieber.
-Dzięki, ale czego?-posłał mu pytające spojrzenie.
-Masz szczęście, stary. Jesteś jedynym, któremu udało się uwieść żelazną dziewicę-poklepał go po plecach.
-Kogo?
-Radziłabym ci zamknąć mordę-Katherine zwinnym ruchem wyciągnęła z za spodni Justina broń i wycelowała ją w stronę Dominica.
-Matko jaka wściekła. Widocznie jesteś kiepski w łóżku, Bieber-Dominic wzruszył ramionami.
-Spierdalaj-warknął.
-Dominic, znajdź sobie zajęcie zanim przypadkiem pociągnę za spust-Katherine położyła zdecydowany nacisk na słowo "przypadkiem". Justin stanął za Katherine i ułożył swoją dłoń na jej zaciśniętej dłoni, w której trzymała pistolet, a drugą na jej talii. Chciał ją uspokoić, a jednocześnie upewnić się, że zdąży ją zatrzymać zanim złość przejmie nad nią kontrolę i w miejscu Katherine pojawi się Angel.
-Więc zgaduję, że to dziecko jest twoje, tak?
Katherine delikatnie trąciła łokciem Justina i odchyliła głowę na jego ramię, dając mu tym samym znak, że chcę mu coś powiedzieć. Justin spuścił głowę tak, że usta Katherine znajdowały się tuż przy jego uchu.
-Zrób z nim coś, bo za chwilę wsadzę w niego cały magazynek-warknęła, ale tylko on mógł ją usłyszeć. Justin uśmiechnął się delikatnie. Większość osób, które pracowały dla Williamsa z chęcią pozbyła by się Dominica. Był cholernie wścibski.
-Stary, spieprzaj stąd zanim wpierdolę ci kulkę w łeb.
-Dobra, już idę-uniósł ręce w geście obronnym i skierował się korytarzem w stronę drzwi, które oddzielały wnętrze klubu od piwnicy.
-Teraz jesteś zadowolona?-Katherine opuściła rękę. -I oddaj mój pistolet-Katherine przewróciła oczami, czego nie mógł zauważyć. Obróciła się, objęła go w pasie i patrząc na jego twarz, umieściła broń na poprzednim miejscu.
-Zadowolony?
-Mogłem to zrobić sam, ale ten pomysł podobał mi się bardziej-owinął ramiona wokół jej talii.
-Wszystko w porządku?
-Tak-mruknęła, opierając czoło na jego barku.
Po kilku chwilach stania w takiej pozycji, weszli do siłowni.
-Liz, dzisiaj będziesz uczyła się rzucać nożami-Katherine ściągnęła płaszcz i powiesiła go na oparciu krzesła. Podeszła do swojej walizki, leżącej na tym krześle, której Elizabeth bała się dotknąć, a raczej bała się tego co mogłaby zobaczyć po jej otwarciu. Przed każdym dniem treningu, jej serce tłukło się w piersi. Wiedziała na co się zgodziła, ale całe to szkolenie i przebywanie z dwójką płatnych morderców w jednym pomieszczeniu przeraziłoby zapewne nie jedną osobę.
-Nożami?-jej oczy przybrały kształt monet. Same ćwiczenia dotyczące samoobrony i męczące fizyczne treningi z Angel kosztowały ją psychicznie naprawdę dużo. A teraz miała rzucać nożami. Nawet nie chciała sobie wyobrażać co będzie, kiedy będzie musiała strzelać z broni palnej. Wzięła kilka głębokich wdechów. Nie chciała się poddać. Nie miała dokąd wracać, nie miała nikogo i potrzebowała pieniędzy, a ta praca przynosi naprawdę duże zyski.
-Spokojnie, ja rzucam, więc ty też sobie poradzisz. To naprawdę nie jest takie trudne-Katherine wzruszyła ramionami i z walizki wyciągnęła 6 noży. Elizabeth na sam widok ostrzy zbladła. Chyba jednak przeliczyła się odnośnie swoich psychicznych możliwości. Ponownie próbowała się uspokoić. Nie mogła przecież pokazać, że się boi. Tego uczyła ją Angel. Nie pokazuj strachu, jeżeli chcesz przeżyć.
-Najpierw pokażę ci jak to wygląda w praktyce, a potem przyjdzie twoja kolej-Elizabeth skinęła głową. Nie mogła wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Katherine podeszła do Justina z cwanym uśmiechem na twarzy.
-Zrobisz mi tę przyjemność i zostaniesz moim modelem?
-A co z tego będę miał?-skrzyżował ramiona na piersi.
-To zależy czego chcesz.
-Czego ja mogę chcieć...-położył palec na brodzie, udając, że się zastanawia. -Czekaj, już wiem-odezwał się po chwili, oblizując usta. -Żądam pocałunku i z góry uprzedzam, będziesz się musiała porządnie postarać-Katherine jak zwykle przewróciła oczami, ale przez okulary nie mógł tego zobaczyć.
Justin oparł się plecami o ogromne, drewniane koło, które znajdowało się na ścianie. Katherine przypięła jego nadgarstki i nogi.
-Widzisz, teraz już nie zdążysz mnie oskarżyć.
-Więc masz zamiar mnie zabić?-pokręcił głową z rozbawieniem.
-Wiesz, wypadki chodzą po ludziach i niechcący mogę trafić w ciebie-wydęła dolną wargę. Elizabeth zamrugała kilka razy. Ona naprawdę zamierza go zabić? Przecież razem pracują, więc jak...
-Więc może pocałuję cię już teraz, bo nie wiem czy przeżyjesz, hmm?- delikatnie przechyliła głowę na bok.
-Nie mam nic przeciwko.
Katherine uśmiechnęła się i jednym ruchem ręki, umieściła swoje okularu na głowie. Zaraz potem zrobiła to samo z okularami Justina. Stanęła tak, że Elizabeth nie mogła zobaczyć twarzy żadnego z nich. Wolną dłoń położyła na jego policzku.
-Kretyn z ciebie, ale i tak cię kocham-pocałowała go namiętnie, co odwzajemnił. Elizabeth nie miała pojęcia co o tym myśleć. To jej się tylko śni, tak? Przed chwilą groziła mu śmiercią, a teraz się całują. Przecież tylko ze sobą pracują, więc jak? Poza tym oni nie mają uczuć... To nie jest normalne, prawda? I ona naprawdę będzie rzucała w niego?
Katherine z powrotem wsunęła okulary na nos, zarówno swoje jak i Justina. Odeszła kilka metrów i obróciła się twarzą w stronę koła, do którego przypięty był Bieber.
-Liz, teraz się skup, bo nie będę powtarzać dwa razy-warknęła. Elizabeth ponownie nabrała powietrza i starała się utrzymać na nogach, które z powodu strachu, albo braku jakiegokolwiek posiłku od dwóch dni, zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Zakręciło się jej w głowie, kiedy Katherine wypuściła z ręki pierwsze ostrze. Liz kurczowo zacisnęła powieki, ale otworzyła je kiedy nie usłyszała żadnego krzyku bólu, którego podświadomie się spodziewała. Pierwszy nóż wbił się kilka centymetrów od głowy Justina. Liz odetchnęła z wyraźną ulgą.
-Dziewczyno, spokojnie. Przecież nie mam zamiaru trafić w niego-Katherine pokręciła głową z rozbawieniem. Z resztą była pewna, że nigdy nie byłaby w stanie go zabić Justina. Nie ważne co by się stało.
-W-wiem-wyjąkała w odpowiedzi. Za każdym razem kiedy Katherine rzucała nożem, Elizabeth kurczowo zaciskała powieki.
-Już po wszystkim. Nie musisz się martwić.
Liz otworzyła oczy i omiotła wzrokiem sylwetkę Justina. Wszystkie 6 noży znajdowało się po obu stronach jego ciała, a on stał tam jakby to, że Angel przed chwilą rzucała w niego narzędziem, które mogłoby pozbawić go życia, się nie wydarzyło. Dwa noże po obu stronach jego głowy, kolejne dwa na wysokości jego bioder, jeden pomiędzy jego nogami i ostatni, który wbił się tuż nad jego głową. Elizabeth przełknęła nerwowo ślinę. Teraz ona ma w niego rzucać?
Katherine podeszła do koła i odpięła wszystkie cztery żelazne klamry, które unieruchamiały Justina.
-Dziękuję za pomoc, a teraz powyciągaj noże-potem obróciła się i zwróciła do Elizabeth.
-Teraz twoja kolej.
-T-to znaczy, że m-mam rzucać w niego?-palcem wskazała na Justina.
-Nie rozpędzaj się tak. On jeszcze chcę trochę pożyć-zaśmiała się. Liz kolejny raz odetchnęła z ulgą.
-Dziewczyno, weź się w garść. Nie jesteś tu po to, żeby się ze sobą pieścić! Skoro chcesz zająć moje miejsce, musisz się ogarnąć! Nikt cię tu nie trzyma na siłę! Jeżeli nie potrafisz tego zrobić to tam są drzwi!-Katherine zacisnęła dłonie na rękojeściach noży.
-Nigdzie nie idę.
-Na to liczyłam-warknęła. Odebrała od Justina noże, który przy okazji wyszeptał w jej stronę "nie denerwuj się".



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To tylko pierwsza część rozdziału! 
Dodaję ten rozdział w częściach, bo nadal nie mogę go skończyć, pomimo tego że zarwałam noc, a i tak czekacie już wystarczająco długo. Nie mam pojęcia kiedy będzie część 2 tego rozdziału. Nie obiecuję i nie planuję, bo i tak zawalę termin :) W drugiej części będzie ciekawiej, jeżeli ta was znudziła. Kocham was xx

4 kwietnia 2015

Życzenia :)

Wiem, długo mnie nie było. Nic wam nie powiedziałam i w ogóle, ale o tym potem :)

Przede wszystkim życzę wam wesołych i spokojnych świąt spędzonych z rodziną, mokrego dyngusa (ale w taką pogodę to chyba nie jest najlepszy pomysł xd), smacznego jajka i...
dobra jestem kiepska w składaniu życzeń :)

A przy okazji nie było mnie ponad miesiąc, ale miałam chyba coś w rodzaju blokady i nie mogłam napisać ani słowa, moja wena mnie opuściła i tak przez jakieś 2 tygodnie... a jak nareszcie do mnie wróciła to szkoła zajmowała mi cały wolny czas a potem mój brat wylądował po raz kolejny w szpitalu i nie miałam komputera w domu :c Na cała szczęście teraz jest już w domu, ja mam czas na pisanie, więc... Rozdział pojawi się w poniedziałek albo wtorek i w tajemnicy powiem wam, że będzie dłuuuugi i Luke dowie się o związku Justina i Katherine... ale ćśśś to tak w tajemnicy :)