11 lutego 2014

Six: Samotność

Kiedy Katherine uniosła do góry powieki, od razu poczuła suchość w ustach. Nie ma w tym nic dziwnego, patrząc na to ile wypiła poprzedniego dnia, z resztą przywykła do bycia w takim stanie. Wczoraj po powrocie z zakupów musiała się odstresować, więc znowu się upiła. Wkurzył ją, jak go nazwała, dupek z centrum, poza tym potrzebowała tego. Nie, nie była uzależniona. To po prostu pomagało jej zapomnieć, chociaż na chwilę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę. W oku zakręciła jej się łza, ale nie pozwoliła jej wypłynąć. Na tapecie widniało jej zdjęcie z Brianem, na którym całował Katherine w policzek. Cholernie za nim tęskniła, ale żadna siła jej go nie zwróci... niestety. Teraz mogła tylko gdybać o tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie ten wypadek, ale na pewno wyglądałoby zupełnie inaczej. Katherine zwyczajnie potrzebowała kogoś, kto po prostu by ją przytulił, ale była sama. I nie ważne kim jesteś, czym się zajmujesz i ile pieniędzy masz na koncie, świadomość, że nie masz nikogo obok boli, bardzo boli. 
Wstała z kanapy, na której wczoraj zasnęła i udała się do kuchni. Musiała się czegoś napić, a poza tym nie mogła już dłużej ignorować bólu głowy, który rozsadzał jej czaszkę od środka. W bardzo krótkim czasie pochłonęła dwie szklanki wody i połknęła dwie tabletki przeciwbólowe. Zaraz potem skierowała się do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic i przebrała się w miętową bokserkę i czarne spodenki z wysokim stanem. Do uszu włożyła kolczyki w kształcie gwiazd, a na stopy wsunęła czarne trampki. Zrobiła delikatny makijaż i zeszła do kuchni. Musiała w końcu coś zjeść. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz jadła. Zrobiła sobie naleśniki, chociaż nie były one tak dobre jak te, które robiła jej mama. Posprzątała po śniadaniu i zabrała się za robienie porządku w salonie. 
Po skończonej pracy udała się do skrzynki na listy. Odruchowo rozejrzała się po okolicy i zauważyła chłopaka na balkonie naprzeciwko jej domu. Nie była pewna, kim jest ta osoba, bo oślepiało ją słońce. Przez moment wydawało jej się, że widziała tego chłopaka z centrum handlowego, ale od razu skarciła się za takie myślenie. Przecież to nie możliwe, żeby to był on, prawda? Szybko weszła z powrotem do domu z zamiarem przejrzenia korespondencji. Usiadła na kanapie i otworzyła pierwszą kopertę. Był to list ze szkoły, musiała się zgłosić w celu dokończenia formalności i takie tam. Drugi nie miał nadawcy, ani znaczka. Kiedy przeczytała kilka pierwszych zdań, uświadomiła sobie, kto był nadawcą- matka Briana. Nie dawała jej spokoju od dnia, kiedy Katherine obudziła się w szpitalu po wypadku. Ciągle obwinia Pierce za jego śmierć. Katherine wiele razy zastanawiała się, czy ta kobieta nie widzi, że jej też go brakuje. Widocznie nie, skoro pomimo upływu czasu nadal ją obwinia. Pierce nadal miała w głowie jej słowa, które wypowiedziała tego dnia: " To twoja wina. Gdyby nie ty, mój syn nadal by żył. Zabiłaś go! Zgnij w piekle!". Pierce nie dawała sobie z tym rady. Ciężko poradzić czemukolwiek w pojedynkę. Sama świadomość, że masz na kogo liczyć pomaga, ale ona nikogo nie miała. 
Wtedy wpadł jej do głowy pomysł: Dr. Morgan. Pobiegła do pokoju w poszukiwaniu portfela, w nim była jej wizytówka. Znalazła ją i zadzwoniła. Okazało się, że ma dla niej czas, chociaż zawsze go miała. To lekarka ze szpitala psychiatrycznego. Ona jedna wysłuchiwała Katherine, no może poza Mike'iem, ale on nie potrafił doradzić tak jak ona. Złapała torebkę, w której znalazł się portfel, telefon i kilka innych drobiazgów i zbiegła na dół. Po drodze złapała klucze i wybiegła z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i udała się do garażu. Bez namysłu odpaliła silnik i ruszyła w stronę bardzo dobrze znanego jej budynku.
Stanęła na parkingu i wysiadła z auta. Przebiegła wzrokiem po szarej budowli. Sam jej wygląd odstraszał. Katherine wzięła głęboki oddech i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy weszła do środka, szybkim krokiem ruszyła do gabinetu. Chciała przemknąć korytarzem jak najszybciej. Nie chciała widzieć jakiegokolwiek pacjenta, który nawet w najmniejszym stopniu przypomniałby jej pobyt tutaj, którego nie mogła od tak wyrzucić ze swojego umysłu. Zapukała delikatnie, a kiedy usłyszała "proszę", weszła do środka. Dr. Morgan powitała ją uśmiechem, co Katherine odwzajemniła, chociaż nie była w nastroju nawet do oddychania.
-Usiądź i opowiadaj - wskazała na krzesło. Katherine bez słowa opadła na mebel i westchnęła.
-Znowu piłam- wypaliła od razu. Nie było sensu udawać, przecież przyszła tu po to, żeby poczuć się lepiej.
-Katherine, to tylko chwilowe rozwiązanie.
-Wiem. Szkoda, że tylko chwilowe- kolejne westchnięcie uciekło z jej ust.
-Co się stało, że znowu zaczęłaś?
-Byłam w sypialni rodziców i wtedy się upiłam. To było wieczorem, kiedy wróciłam do domu po opuszczeniu szpitala. Wtedy poczułam, że tego potrzebuję. Przyśnili mi się. Mówili to samo, co Pani teraz. Wiem, że oni i Pani macie rację, ale to nie takie łatwe- mówienie o tym nie przychodziło je łatwo, ale kiedy to powiedziała, poczuła się, tak jakby, trochę lepiej.
-Kochanie, to oznacza jedno. Wiesz, co mam na myśli. Oni zawsze z tobą będą nawet ,jeżeli fizycznie już ich tutaj nie ma. Czy poza wizytą w pokoju rodziców, byłaś gdzieś jeszcze?
-Nie.
-Te doświadczenia są trudne. Byłaś od nich oddalona, więc tutaj było łatwiej, a teraz musisz zmierzyć się z tym sama. Może to dziwnie zabrzmi, ale musisz dawkować sobie takie doświadczenia. Poczekaj kilka dni i dopiero wtedy tam idź. Musisz dać sobie czas. Dasz sobie radę.
Katherine rozmawiała z nią jeszcze kilka minut i naprawdę poczuła się lepiej. Ona zawsze potrafiła jej doradzić. Katherine nie wiedziała, czy uda jej od tak po prostu zrezygnować z rozwiązania swoich problemów w postaci alkoholu, nawet jeżeli było ono tylko chwilowe.
Wyszła z budynku i wsiadła do auta. Teraz miała zamiar udać się do szkoły, żeby załatwić wszystko. Już niedługo zaczynał się nowy rok szkolny, co nie specjalnie cieszyło Katherine. Dojechała na miejsce i od razu udała się w kierunku budowli z czerwonej cegły. Zapytała sprzątaczkę o drogę i udała się do sekretariatu. Tam otrzymała listę podręczników i plan szkoły oraz dokończyła wszystkie formalności. Szła właśnie w stronę parkingu, kiedy wpadła na kogoś.
-Sorry, nie chciałam- usłyszała dziewczęcy głos. Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą śliczną brunetkę z brązowymi oczami. Miała delikatne rysy twarzy, a na jej ustach rozciągał się uśmiech. Ubrana była w zieloną bokserkę i tego samego koloru spodenki.
-Nic się nie stało. To moja wina, zagapiłam się- Katherine machnęła lekceważąco ręką.
-Jestem Megan- dziewczyna wyciągnęła rękę w jej stronę. Natychmiast uścisnęła jej dłoń.
-Katherine.
-Katherine Pierce?
-Skąd znasz moje nazwisko?-zdziwiła się.
-To ty jesteś tą nową dziewczyną? Słyszałam, że byłaś w szpitalu psychiatrycznym-kiedy to usłyszała, coś w niej zawrzało. Ona sama nie potrafiła wrócić do normalnego trybu życia, ani nawet zapomnieć, a już ktoś przybił jej łatkę. 
-Masz z tym problem?- mięśnie jej karku spięły się, jak na zawołanie.
-Nie. Sorry, że to powiedziałam. Nie chciałam cię urazić. Tutaj plotki szybko się rozchodzą.
-Nie ma sprawy- wzruszyła ramionami. Oczywiste, że ją to zabolało, ale przecież nie będzie mówiła o tym przypadkowej dziewczynie na ulicy.
-Może wybierzemy się gdzieś razem?- uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne-Katherine nie miała ochoty spędzić kolejnego dnia w domu, sama. -Wpadnij do mnie, to gdzieś wyjdziemy.
-Okej. Podaj mi swój numer telefonu albo adres.
Katherine podała jej i to i to. Chyba warto zaryzykować, prawda? Może to po prostu akt desperacji, ale chciała mieć chociażby jedną osobę, na którą mogłaby liczyć.
-Mieszkasz na przeciwko Justina. Na pewno nie będziesz się nudzić- zachichotała.
-Jakiego Justina?
-Przekonasz się-puściła jej oczko.
Megan podał Katherine swój numer i powiedziała, że się odezwie, więc zostało jej tylko czekać. I kim jest Justin? Chciałaby to wiedzieć. Słyszała już to imię, ale przecież to może być którykolwiek chłopak mieszkający tutaj, ale jej to imię kojarzyło się tylko z dupkiem z kawiarni. Wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę domu. Wstawiła auto do garażu, i kiedy szła w stronę drzwi, ten chłopak znowu stał na balkonie. Czy on ją obserwuje? Nie widziała jego twarzy, znajdował się on dość daleko ode niej. Nie miała zamiaru tracić czasu na przyglądanie się jakiemuś debilowi z sąsiedztwa, więc otworzyła drzwi i weszła do środka. Odłożyła torebkę i klucze na komodę i skierowała się do kuchni. W brzuchu jej burczało, bo trochę czasu spędziła w szpitalu. Zerknęła na ekran telefonu w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 14- idealny czas na obiad. Odłożyła iPhone'a na wyspę i zabrała się za robienie jedzenia. Całkiem dobrze radziła sobie w kuchni, więc nie było problemu. Po zjedzeniu posiłku pozmywała naczynia i rozsiadła się w salonie. Musiała wyrzucić z siebie wszystko, więc poszła do pokoju po szkicownik i wróciła z powrotem na kanapę. Uwielbiała rysować i niewątpliwie miała talent. Na kartce zaczęły pojawiać się pojedyncze kreski, aż w końcu ułożyły się one w kolejny portret Briana. Kilka łez wypłynęło z jej oczu, kiedy przez chwile przyglądała się swojemu dziełu. Odłożyła szkicownik na stolik i wierzchem dłoni starła słoną ciecz z policzków. Jak na zawołanie poczuła zmęczenie. I  nie chodziło o zmęczenie fizyczne tylko psychiczne. Ono jest zdecydowanie gorsze. Odbiera nawet najmniejszą chęć do życia i sprawia, że nawet oddychanie nabiera rangi wyczynu na skalę światową. Z ociąganiem skierowała się do swojego pokoju. Chciała się położyć i po prostu zasnąć, ale na łóżku ciągle znajdowały się wczorajsze zakupy. Szybko rozpakowała je i poukładała w garderobie, chociaż nie miała na to ochoty. Zaraz potem rzuciła się na łóżko i po prostu zasnęła.

10 lutego 2014

Five: Przypadkowe spotkanie

Katherine nie miała pojęcia, ile czasu przepłakała. Otarła resztki łez, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą. Pierce jak najszybciej wstała z łóżka i wyszła. Gdyby została tam dłużej, zapewne znowu by się rozpłakała. Skierowała się do swojego pokoju i od razu weszła do łazienki. Domyślała się jak wygląda, ale rzeczywistość okazała się gorsza. Jej oczy były mocno zaczerwienione i napuchnięte, makijaż rozmazał się jej po całej twarzy, a włosy były w totalnym nieładzie. Jednym słowem, kostucha wyglądała lepiej niż ona. Nie potrafiła patrzeć na siebie dłużej. Przemyła twarz wodą, a zaraz potem weszła pod prysznic, uprzednio zdejmując ubrania. Ciepła woda rozluźniła jej napięte mięśnie i sprawiła, że przez moment Katherine poczuła się lepiej. Umyła włosy waniliowym szamponem i wtarła w ciało żel o takim samym zapachu. Po zmyciu piany wyszła z kabiny i wytarła się puszystym, białym ręcznikiem. Kiedy wysuszyła włosy i pomalowała się, żeby ukryć worki pod oczami, przeszła do garderoby, wyciągnęła pierwsze lepsze ciuchy-jasne jeansy, niebieską koszulkę z rękawem 3/4  i ubrała je. Zaraz potem zeszła na dół do kuchni, ale nie miała ochoty na jedzenie. Katherine nie wiedziała czym ma się zająć, jedno było pewne- nie chciała myśleć. Wróciła do pokoju i wzięła małą, czarną torebkę. Włożyła do niej portfel i telefon. Po drodze do drzwi złapała klucze od domu i auta, na stopy wsunęła niebieskie trampki i wyszła. Zamknęłam drzwi na klucz i udała się do garażu. Wsiadła do samochodu i już miała ruszać, kiedy usłyszała dźwięk przychodzącego SMS-a. Wyciągnęła telefon i odblokowała ekran.

Od Mike:
Gdzie się wybierasz, słoneczko?

Do Mike:
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła :*

Od Mike:
I tak ma cię na oku :) Nie uciekniesz mi...

Katherine zmarszczyła czoło, niby gdzie miała uciec? Nie ważne w jakim miejscu na świecie się znajdujesz, od własnych myśli nie można uciec.

Do Mike:
Nie mam zamiaru :) Wybieram się na zakupy. 

Rzuciła telefon na siedzenie obok i uruchomiła silnik. Ruszyła w stronę pobliskiego centrum handlowego. Katherine lubiła zakupy, ale dzisiaj były one raczej wymuszone.
Po kilku minutach była już na miejscu. Zostawiła auto na parkingu i ruszyła do środka. Najpierw zdecydowała się wypić kawę. Skoro nie jadła śniadania to przynajmniej napełni żołądek ciepłą cieczą o przyjemnym aromacie. Weszła do Starbucksa i od razu poczuła przyjemny zapach kawy. Zamówiła Cappuccino i usiadła przy stoliku. Po chwili otrzymała swoje zamówienie. Kiedy upiła spory łyk, poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Już prawie zapomniała jak to jest pić kawę, w szpitalu tego nie dostawała. 
Właśnie upijała kolejny łyk, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, kiedy ktoś odchrząknął. Katherine odstawiła kubek i skierowała wzrok w stronę, z której usłyszała chrząknięcie. Złapała kontakt wzrokowy z szatynem o brązowych tęczówkach. Zlustrowała go od stóp aż do głowy, na co jego usta wygięły się w uśmiechu. Ubrany był ciemne jeansy, białą koszulkę, która nie zakrywała jego tatuaży, które na jego lewej ręce tworzyły tzw. rękaw, a prawą pokrywały do łokcia, i białe buty za kostkę, a jego grzywka swobodnie opadała na czoło. Nie pytając o zgodę, usiadł naprzeciwko Katherine.
-Jestem Justin.
-Nie przypominam sobie, żebym pytała o twoje imię-posłała mu przesłodzony uśmiech. Dzisiejszego dnia nastrój Katherine nie należał do najlepszych, a to oznaczało, że lepiej się do niej nie zbliżać.
-Jestem ciekaw, co taka ślicznotka robi tu sama- powiedział tak, jakby nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziała. 
-Słuchaj, nie mam humor, więc lepiej poszukaj sobie innej naiwnej, która na ciebie poleci.
-Spokojnie, przecież nic takiego nie robię- uniósł ręce w geście poddania. -Rozmowa z tobą jest zakazana?
-Chce mieć chwilę spokoju, więc rusz się łaskawie i zejdź mi z oczu.
-Jakoś nie mam ochoty-rozsiadł się wygodnie na krześle, krzyżując ręce na piersi. 
-Jak chcesz to sobie tu siedź- powiedziała, wstając. Posłała mu kolejny przesłodzony uśmiech i wyszła. Miała nadzieję, że dzisiaj już go nie spotka.

Kiedy Justin zobaczył Katherine, wchodzącą do centrum handlowego, nie mógł jej ominąć. Nie byłoby to w jego stylu, poza tym dziewczyn z fioletowymi włosami nie widuje się codziennie, a na pewno nie tutaj. Poczuł się dziwnie, kiedy Katherine nie okazała mu nawet krzty zainteresowania, kiedy się do niej przysiadł. Zazwyczaj to dziewczyny błagały, żeby chociaż na nie spojrzał. Mimo to był pewny, że da się to naprawić i dziewczyna, już niedługo, będzie zachowywała się jak cała reszta. W końcu jemu się nie odmawia. Kiedy wyszła z kawiarni, Justin poszedł za nią. Nie miał zamiaru jej odpuścić, więc chodził za nią w pewnej odległości tak, żeby go nie zobaczyła.
Po kilku godzinach zaczęły go boleć nogi, ale cel był warty poświęceń. Chociaż w myślach błagał ją, żeby w końcu wróciła do domu. Jak na zawołanie, Katherine zaczęła zmierzać w stronę wyjścia. Skierowała się na parking, a kiedy dotarła do swojego samochodu, zaczęła wkładać do niego zakupy.
-Teraz na pewno mi nie uciekniesz, kochanie-mruknął do siebie i ruszył w jej stronę. Katherine stała do niego tyłem, co ucieszyło Justina. Po raz kolejny dzisiejszego dnia, zlustrował sylwetkę dziewczyny i dopiero po chwili zdecydował się odezwać.
-Może przy najmniej powiesz mi, jak masz na imię- Katherine natychmiast się odwróciła. Jej mina była naprawdę zabawna, ale zaraz potem na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Widocznie jej modły nie zostały wysłuchane i teraz musiała po raz kolejny oglądać tego dupka.
-Może nie. I po jaką cholerę za mną łazisz?-podniosła głos. 
-A może jednak?- uniósł brew do góry. -I jestem tu całkiem przypadkiem.
-Oczywiście, a ja jestem wróżką-rzuciła sarkastycznie.
W tym momencie Justin postanowił rozegrać to inaczej. Przysunął się do Katherine i dzieliło ich zaledwie dwa centymetry, kiedy dziewczyna odepchnęła go od siebie i wsiadła do auta.
-Jestem Katherine, jeśli już musisz wiedzieć-rzuciła przez uchyloną szybę i odjechała. 
-Tak się bawić, nie będziemy-Justin uśmiechnął się łobuzersko i od razu skierował się do swojego ukochanego, białego Audi R8. Odpalił je i ruszył w ślad za nią. Jeśli myślała, że mu ucieknie to była w błędzie. Justin nie poddawał się, dopóki nie dopiął swego. 
Jechał za nią kilka minut, a szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy zdał sobie sprawę, że Katherine zatrzymała się przed domem naprzeciwko niego. Dopiero po kilku kolejnych chwilach dotarło do niego, że naprzeciwko mieszka tylko Aurora, której teraz nie ma, a to oznaczało, że to musiała być Katherine Pierce. Ostatni raz widział ją jakieś dwa lata temu, a potem zniknęła. Jej wygląd uległ zmianie, a zmiana koloru włosów utrudniła mu rozpoznanie jej.
-W takim razie, teraz na pewno mi nie uciekniesz.
Zatrzymał samochód przed swoim domem. Był to sporych rozmiarów budynek z kamienia. Z zewnątrz prezentował się niesamowicie, zresztą to samo dotyczyło wnętrza. I być może to dziwne, że 19-latka stać na taki dom, ale cóż. Zarabianie pokaźnych sum pieniędzy było jedynym plusem pracy Justina, o ile tak można nazwać to, czym się zajmował.     
Katherine wjechała samochodem do garażu, wyciągnęła z niego zakupy i weszła do domu. Justina bardzo ciekawiło to, gdzie na tak długo zniknęła Pierce. Wysiadł z samochodu, wszedł do domu i zdjął buty i kurtkę. Usiadł na kanapie w salonie i wziął do ręki laptopa. 
-Zobaczymy, gdzie się nasza Kathy podziewała.                                   
Po dwóch godzinach, tak naprawdę, nie dowiedział się zbyt wiele, poza tym, że ten czas spędziła w szpitalu psychiatrycznym. Jednak nie mógł uzyskać dostępu do tego co ciekawiło go najbardziej-dlaczego tam trafiła? On nie mógł się tego dowiedzieć, ale był ktoś kto to potrafił. Justin wyciągnął komórkę i wybrał numer Louisa.
-Siema, Bieber. Co jest?-Tomlinson odebrał po dwóch sygnałach.
-Mam sprawę. Znajdź mi wszystko co dotyczy Katherine Pierce.
-Dobra. Nie ma sprawy, a co zakochałeś się?- zaśmiał się.
-Po prostu to zrób-warknął i nie czekając na jego odpowiedź, zakończył połączenie. Justin był pewny, że Louis zdobędzie dla niego to czego chciał się dowiedzieć, ale za nim to nastąpi chciał dowiedzieć się czegoś na własną rękę i postanowił ją trochę poobserwować. 
Dostanie się do domu Katherine, nie stanowiło dla niego problemu. Na początku nie wiedział, gdzie jest, ale po dużej ilości toreb na łóżku zorientował się, że jest to pokój Pierce. Korzystając z okazji, zaczął się rozglądać. Zaczął przeszukiwać wszystkie szafki i półki. W szufladzie biurka znalazł zeszyt w grubej, bordowej oprawie. Otworzył go i przejrzał kilka stron. Dopiero wtedy zorientował się, że to jej pamiętnik. Nie mógł go zabrać, bo na pewno zauważyłaby jego zniknięcie, więc zrobił zdjęcia każdej stronie i odłożył go na miejsce. Zajrzał również do jej garderoby, bo jeżeli ma się rozglądać to dokładnie. Na dole nie było słychać żadnych hałasów, które znaczyłyby o obecności Katherine, więc po cichu zszedł po schodach. W salonie na kanapie spała Katherine, a na stoliku stało kilka, pustych butelek po wódce. 
-No nieźle, tego to się nie spodziewałem.
Skoro Katherine nie mogła zareagować w żaden sposób, Justin dokończył rozglądanie się po domu. Przy okazji znalazł kilka jej zdjęć, więc pozwolił sobie jedno wziąć. Za nim wyszedł, sprawdził też jej telefon. Na tapecie ustawione było zdjęcie Katherine i jakiegoś bruneta, który całował ja w policzek. Z resztą w jej galerii było kilka kolejnych zdjęć tego chłopaka i jej zdjęcie z zupełnie innym brunetem o kręconych włosach. Musiał ich sprawdzić. Jeżeli chciał wiedzieć wszystko, to miał na myśli dosłownie wszystko. Przy okazji odpisał sobie jej numer i jak gdyby nigdy nic opuścił jej dom.

6 lutego 2014

Four: Trudna rzeczywistość

Katherine zacisnęła ręce w pięści, po raz kolejny gniotąc kartkę. W tym momencie miała ochotę zamordować Mike'a.

Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś, słoneczko. Tutaj masz mój numer. Mam nadzieję, że zadzwonisz. Nie martw się, jesteś bezpieczna. Mam cię zawsze na oku.
całuski Mike xx

Chwyciła swój telefon i zapisała sobie jego numer w kontaktach. Postanowiła do niego napisać. Pomimo tego, że nie widzieli się około dwóch godzin, stęskniła się za nim. W końcu był jedyną bliską jej osobą, a za taką osobą tęskni się nawet, jeżeli nie widzi się jej tylko kilka godzin.

do: Mike 
Na serio? Zawsze? Nie przesadzasz trochę?

Po chwili dostała odpowiedź.

od : Mike 
Ani trochę, słoneczko :)

do: Mike
Jak niby masz to zrobić? Przecież nie wypuszczą cię ze szpitala.

od: Mike 
O to się nie martw :)

do: Mike 
Jak mam się nie martwić, to mi powiedz

od: Mike 
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, słoneczko.

Katherine postanowiła mu nie odpisywać, no bo co miała mu napisać? Zablokowała ekran i wsunęła iPhone'a do kieszeni. W tym momencie odezwał się jej żołądek, więc zeszła do kuchni i zrobiła sobie kanapkę, nic więcej nie była w stanie w siebie wcisnąć. Katherine była w trakcie konsumowania posiłku, kiedy poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła urządzenie i odblokowała ekran.

od: Mike 
Jesz zbyt mało, słoneczko. Chyba będę musiał cię karmić.

Katherine zdecydowała się odpisać, chociaż była wściekła, że wtrącał się nawet w takie sprawy. To chyba była jedyna wada, jaką Katherine poznała-Mike był strasznie wścibski.

do: Mike
Nie musisz. I to nie twoja sprawa ile jem!

od: Mike 
Nie sprzeczaj się, słoneczko.

Nie odpisała mu. Skończyła jeść i posprzątała po sobie. Nie miała co robić, więc rozłożyła się na kanapie i zaczęła oglądać telewizor. Co chwila jednak jej wzrok z ekranu kierował się w stronę barku jej ojca. W końcu jednak się złamała, nie potrafiła się powstrzymać. Wyciągnęła z niego kilka butelek wódki. Uśmiechnęła się na ich widok. Ciotka jednak dobrze zaopatrzyła barek, chociaż nie popierała tego sposobu. Kiedyś próbowała przekonać Katherine, że to nie jest rozwiązanie, ale Pierce nie miała zamiaru jej słuchać. Postawiła wszystko na szklanym stoliku, dodatkowo przyniosła zdjęcie rodziców i świeczkę zapachową. Podpaliła ją i usiadła na kanapie na przeciwko ich zdjęcia. Zerknęła na nie i automatycznie w jej oczach zjawiły się łzy, których tym razem nie powstrzymywała.
-Tęsknie za wami- otworzyła pierwszą butelkę i upiła kilka łyków. Ciecz paliła jej przełyk, ale nie zwracała na to uwagi.
-Wasze zdrowie- krzyknęła i pociągnęła kolejnych kilka łyków.
-Pamiętam, jak dwa dni przed waszym wypadkiem powiedzieliście mi, że zawsze ze mną będziecie. I co teraz?!- złość zaczęła w niej narastać. Tak naprawdę nie była zła na swoich rodziców, po prostu chciała w końcu wyrzucić wszystkie uczucia, które tkwiły w niej przez cały ten czas. Łzy zamazywały jej obraz, kiedy upiła kolejnych kilka łyków. Niedługo potem butelka była pusta. 
Po jakimś czasie zaczęło jej szumieć w głowie. Nic dziwnego, bo opróżniła już dwie. Łzy ciągle lały się strumieniami po jej twarzy. Świeczka się wypaliła, a Katherine zaczęła chodzić po domu z kolejną butelką, ciągle popijając jej zawartość. Weszła do sypialni rodziców. Ich zdjęcia ciągle stały na komodzie, toaletka mamy ciągle w tym samym stanie, łóżko zasłane tą samą pościelą, ich ubrania nadal w szafie. Dokładnie tak, jakby nadal korzystali z tego pokoju. Nie mogła tego znieść, upadła na kolana na środku pokoju, zalewając się łzami.
-Dlaczego do cholery zostawiliście mnie samą?!-krzyczała. Ból powoli zabijał ją od środka.
-No dlaczego? Przecież mieliście być ze mną zawsze! A teraz co jestem tu sama-krzyczała coraz głośniej, a łzy ciągle płynęły.
-Zawsze powtarzaliście, jak bardzo mnie kochacie. Gdybyście mnie kochali, nie byłabym tu sama!-kolejny krzyk wydobył się z jej ust.
-Zostawiliście mnie samą. Teraz to jest moja przyjaciółka- zerknęła na w połowie pełną butelkę wódki.
-Podobno chcieliście mojego szczęścia. A teraz co? To tak miało wyglądać moje szczęście?Opróżniła butelkę do końca i położyła się na łóżku rodziców. 
Wypity alkohol dawał o sobie znać. Katherine od zawsze miałam mocną głowę, więc nic dziwnego, że to co wypiła zadziałało na nią dopiero teraz. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Siedziała na ławce na cmentarzu przed grobem swoich rodziców. Nie miała pojęcia co tu robi, przecież przed chwilą była w sypialni rodziców. Rozejrzała się dookoła, ale było ciemno i nic nie mogła zobaczyć. Nagle przed nią pojawiły się dwie postacie: kobieta wyglądała identycznie jak Katherine, delikatne rysy twarzy, brązowe włosy i tego samego koloru oczy, mężczyzna-wysoki brunet o niebieskich oczach, mocno zarysowana linia szczęki i lekki zarost na twarzy. To byli jej rodzice. Biło od nich ciepłe światło, ale na ich twarzach nie było uśmiechu.
-Kochanie, czemu to robisz?- odezwała się jej mama, a Katherine wyciągnęła rękę w jej stronę.
-Kochamy cię i zawsze jesteśmy z tobą- tym razem odezwał się jej ojciec.
-Zawsze byłaś dla nas najważniejsza i to się nigdy nie zmieni- powiedziała Mary-matka Katherine z lekkim uśmiechem na twarzy. Ukucnęła przed nią i pogłaskała Katherine po policzku. Pierce poczuła przyjemne ciepło.
-Czasu nie cofniemy, ale pamiętaj, że zawsze jesteśmy z tobą. Musisz zacząć żyć na nowo, kochanie. Będziemy tu zawsze. Nigdy o tobie nie zapomnimy.
Katherine chciała przytulić się do swojej matki, chciała poczuć to przyjemne ciepło, ale nie zdążyła. Zaczęli się rozmywać, a po chwili już ich nie było i znowu została sama. Zamrugała oczami kilkakrotnie, ponieważ wszystko dookoła zaczęło się rozmazywać, dokładnie tak jak jej rodzice przed chwilą. Zamrugała ostatni raz, a kiedy otworzyła oczy, była w sypialni rodziców. Niepohamowany szloch wydobył się z jej ust, kiedy dotarło do niej, że to był tylko sen. Tak bardzo ich potrzebowała...
~~~~~~~~~~
No i mamy czwarty rozdział.
Trochę smutny, ale taki miał być.
Szczerze sama płakałam pisząc tę scenę na cmentarzu.
Mogę wam powiedzieć, że w następnym rozdziale pojawi się pewnie przez was wyczekiwany bohater.
Liczę na chociaż jeden komentarz pod tym rozdziałem :)

5 lutego 2014

Three: Powrót do domu

Katherine bała się powrotu do domu. Może to dziwne, ale tak było. I w sumie trudno było się jej dziwić. Wracała do miejsca, którego nie widziała dwa lata, do miejsca pełnego bolesnych wspomnień, do pustego domu. Podpisała odpowiednie dokumenty, pożegnała się z personelem i wyszła z budynku. Ciepłe powietrze uderzyło w jej twarz. Przez chwilę poczuła się lepiej, nareszcie była wolna. Była końcówka sierpnia i temperatura potrafiła dawać się we znaki, a Katherine nie była typem dziewczyny, która lubiła smażyć się w słońcu, więc od razu skierowała się na parking przed szpitalem, gdzie stała zamówiona wcześniej taksówka. Przywitała się z kierowcą uśmiechem, co odwzajemnił, a potem włożył jej walizkę do bagażnika. Po tym jak dziewczyna podała mu adres, ruszyli.
Droga minęła dość szybko, co nie za bardzo ucieszyło Pierce. Zapłaciła za przejazd i odebrała swój bagaż. Stanęła na alejce prowadzącej do domu i omiotła spojrzeniem budynek. Dalej wyglądał tak samo- szary, drewniany budynek z werandą i kilkoma schodkami, żeby się na nią dostać. Może z zewnątrz nie wyglądał on na dom bogatych ludzi, ale pozory to nie wszystko.
Nawet ogród przez dwa lata nie zmienił się ani trochę. Był piękny, to dlatego, że matka Katherine kochała kwiaty. Po jej śmierci Aurora zajmowała się tym miejscem. Łzy zaczęły szczypać ją w oczy na samo wspomnienie o jej rodzicielce, jednak Katherine nie pozwoliła im wypłynąć. Weszła na werandę i stanęła przed drzwiami. W torebce znalazła klucze, włożyła je do zamka i przekręciła. Usłyszała zgrzyt, co znaczyło, że drzwi są otwarte. Jej serce przyśpieszyło. Przełknęła nerwowo ślinę, lekko je pchnęła i weszła do środka. Jak na zawołanie poczuła zapach cynamonu. Jej matka uwielbiała zapalać świeczki o tym zapachu, toteż w całym domu roznosił się przyjemny aromat, chociaż czasami wszystkim kręciło się od niego w głosie. Postawiła walizkę w korytarzu i zamknęła drzwi. Na końcu korytarza znajdowały się schody prowadzące na górę. Sam korytarz był w cytrynowych barwach. Na ścianach wisiało kilka zdjęć z krajobrazem gór oraz wielkie lustro. Poza tym stała tu komoda, a na niej kilka rodzinnych zdjęć, w jasnym kolorze oraz szafa na wierzchnie ubrania. Z korytarza przeszła do salonu. Tutaj też nic się nie zmieniło, z resztą nie miało. To pomieszczenie urządzała Mary-matka Katherine, dlatego Aurora nie miała zamiaru zmieniać tutaj ani jednej rzeczy. Ściany były w ciepłym, pomarańczowym kolorze z delikatnymi, białymi motywami kwiatów. W rogu znajdował się piękny marmurowy kominek. Na ścianie wisiała wielka plazma, pod nią stała kolejna komoda, a na niej kolejne zdjęcia. Na przeciwko telewizora- wielka kremowa kanapa i szklany stolik. Dodatkowo była tu wieża stereo i nieduży barek jej ojca. Salon połączony był z kuchnią. Oba pomieszczenia oddzielała wyspa i niewielki, pojedynczy stopień. Kuchnia była bardzo nowoczesna. Dominował w niej głównie beż. Rozglądając się, Katherine zauważyła kartkę przyklejoną do lodówki.

Witaj w domu :) Zrobiłam zakupy, więc nie musisz się martwić. To też jest. Możesz się domyślić gdzie. Kupiłam ci najpotrzebniejsze kosmetyki i kilka gadżetów. Dodatkowo w garażu znajdziesz swój spóźniony urodzinowy prezent. Jak to przeczytasz zadzwoń.
                                                                                          całuski ciotka Aurora 

Pierce zerwała kawałek papieru, zgniotła go w dłoni i wyrzuciła kartkę do kosza. Była ciekawa co kupiła jej ciotka, więc zdecydowała się poszukać tych gadżetów. W związku z tym udała się schodami na górę. Najpierw zajrzała do swojego pokoju. Tutaj też wszystko po staremu. Z prawej strony znajdowały się drzwi do całkiem sporej garderoby, a z lewej do łazienki. Ściany w niebieskim kolorze, jasne panele, a na samym środku średniej wielkości biały, puszysty dywan, duże dwuosobowe łóżko, nocna szafka i biurko. To ostatnie zwróciło uwagę Katherine. Na nim znajdował się nowy laptop, iPhone i kolekcja jej ulubionych filmów. Dziewczyna od razu podeszła do biurka i wyciągnęła telefon z opakowania. Włączyła urządzenie i wystukała, dobrze jej znany, numer Aurory. Rozmowa trwała dość długo. Katherine wypytywała ciotkę o jej samopoczucie, ale ta nie chciała powiedzieć jej zbyt wiele na ten temat. Kiedy Aurora zaczęła ją wypytywać o jej samopoczucie, Katherine skłamała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przecież nie mogła powiedzieć, że jest jej źle, bo jest sama w domu, który przypomina jej o rodzicach.
Pierce uruchomiła też laptopa. Weszła na swoje bardzo dawno nie odwiedzane konto na Twitterze, i poczytała o tym co aktualnie dzieje się na świecie. Dziwnie się czuła, przez dwa lata była odcięta od świata, a teraz jak gdyby nigdy nic do niego wracała. Westchnęła ciężko i udała się do pokoju ciotki, przy okazji mijając sypialnię rodziców. Chciała tam zajrzeć, ale w ostatnim momencie coś ją powstrzymało. No cóż, może następnym razem. 
Pokój Aurory nie był duży, ale mimo to znajdowała się tam ogromna szafa. Nie zdziwiło to Katherine, ponieważ ciotka była projektantką mody. Poza szafą było tu biurko, dość spore łóżko i nocna szafka. Jednak najlepsze w całym pokoju były ściany pokryte fototapetą panoramy L.A. Aurora kochała to miasto, więc to normalne, że chciała je mieć przy sobie. Na piętrze, oprócz pokoju Katherine, pokoju Aurory i sypialni rodziców, znajdował się jeszcze pokój gościnny i łazienka. Na dole, oprócz kuchni i salonu, był również gabinet rodziców Pierce, gdzie skierowała swoje kroki. Było tam coś, co zawsze będzie przypominać jej rodziców- biurko. Oboje przy nim pracowali. Jej mama była tłumaczką, a tata-prawnikiem. Spędzali tu dość sporo czasu. Ale pomimo natłoku zajęć zawsze mieli dla niej czas, może to dlatego tak bardzo jej ich brakowało. Z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie, a łzy, po raz kolejny, zaczęły szczypać ją w oczy. Oprócz biurka była tu całkiem pokaźna biblioteczka i wygodna kanapa. Katherine lubiła na niej leżeć i rozmawiać z mamą podczas jej pracy. Zawsze miała podzielną uwagę i słuchała jej, nie zależnie od tego czym była zajęta. Kochała ją, bo jak nikt inny potrafiła słuchać i zawsze dobrze jej doradzała, a teraz została sama, bez jej rad. I jak miała sobie teraz poradzić? Katherine z trudem powstrzymała łzy. Musiała wyjść, nie mogła zostać tu dłużej. Próbowała przestać myśleć. Przypomniała sobie o karteczce od ciotki i o prezencie, o którym wspomniała. Korciło ją by zajrzeć do garażu i zobaczyć prezent od ciotki. 
Garaż był na dworze niedaleko domu. Katherine otworzyła drzwi do niego kluczem. Zamrugała kilka razy, nie wierząc w to co zobaczyła. Tam stało nowe auto-czarny Land Rover. Katherine zawsze o takim marzyła.18-ste urodziny miała tydzień temu. Rodzice powtarzali jej, że na osiemnastkę dostanie samochód, ale nie wierzyła im. Z radości krzyknęła tak głośno, jak potrafiła i prawdopodobnie usłyszała ją cała okolica, ale teraz nie miało to dla niej znaczenia. Zamknęła garaż i wróciła do domu. Musiała przecież poszukać kluczyków do niego. Leżały na komodzie, więc postanowiła ich nie ruszać. Przecież nie miała powodu, żeby uruchamiać samochód. Wzięła walizkę, która nadal stała w korytarzu i udała się do swojego pokoju. Wypakowywała ubrania, które układała na półkach w garderobie. Kiedy skończyła się rozpakowywać, na wszelki wypadek ostatni raz sprawdziła czy coś jeszcze nie zostało. Z walizki wyciągnęła zwiniętą kartkę. Zdziwiła się, bo nie przypominała sobie, żeby wkładała tu jakąkolwiek kartkę. Zaczęła ją rozprostowywać, a jej serce, z niewiadomego powodu, zaczęło przyśpieszać.

~~~~~~~~~~~~

Na razie nic tu się nie dzieje, ale już niedługo.
Akcja się rozkręci gdy pojawi się Justin
Jest końcówka ferii, więc do ich końca powinnam zdążyć z rozdziałem, w którym pojawi się nasz bohater. Mam nadzieję, że chociaż pod tym rozdziałem będzie jeden komentarz.
Moje prośby chyba na was nie działają. Może teraz...
Do zobaczenia niedługo :)



1 lutego 2014

Two: Nowy rozdział

*rok później*

Katherine siedziała w miękkim skórzanym fotelu nowego auta Briana-jej chłopaka. Dostał jej kilka dni wcześniej na swoje 17 urodziny. Co chwila zerkała w jego stronę, tak samo jak on w jej. Prędkość rosła z każdą sekundą. Brian był świetnym kierowcą, więc Katherine wyszła z założenia, że nie ma czego się bać. Nagle przed nimi pojawiła się ciężarówka, jechała prosto na nich. Brian gwałtownie skręcił, żeby uniknąć zderzenia. Samochód wpadł w poślizg. Brian robił wszystko, żeby w jakikolwiek sposób uratować sytuacje. Wszystko działo się zbyt szybko. Auto uderzyło w przydrożne drzewo. Katherine poczuł niesamowity ból przeszywający jej ciało, a z jej ust wydostał się przeraźliwy krzyk. Ostatnie co usłyszała to słowa: "Kocham cię Kathy", a potem pochłonęła ją ciemność.
Katherine otworzyła oczy i położyła dłoń na czole, biorąc głęboki wdech. Kolejny raz ten sam sen, a raczej koszmar. Towarzyszył jej noc w noc, od dwóch lat. Pamiętała to wydarzenie, jakby cały ten wypadek był wczoraj. Właśnie dlatego potrzebowała Mike'a, tylko on potrafi ją uspokoić, kiedy budziła się z krzykiem. Jednak dzisiaj było inaczej. Katherine czuła się nadzwyczaj dobrze i nie krzyczała, jak bywało za każdym razem. Przez myśl przeszło jej, że powodem może być to, że nareszcie po dwóch latach opuszczała ten szpital psychiatryczny. I prawie każdy w tym momencie przypiął by jej stempel psychopatki. Katherine nie była chora psychicznie. Jej życie przypominało piekło, którego nie potrafiła znieść. Zanim przyjechała do Stratford wszystko było normalnie. Zaledwie dwa miesiące po przeprowadzce jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym 40 metrów od ich domu. Widok ich ciał we wraku samochodu zostanie w jej pamięci na zawsze i nic go nie wymaże. W tamtym momencie jej życie legło w gruzach. Nie widziała sensu swojej dalszej egzystencji. Na całe szczęście miała osoby, którym na niej zależało. Jej ciotka Aurora- siostra jej matki i Brian. Dzięki nim z wielkim trudem zaczęła powracać do normalności, o ile to możliwe. Teraz miała już tylko ciotkę, nikogo więcej. Jej chłopak zginął zaledwie miesiąc po śmierci jej rodziców w wypadku, który prześladował ją w koszmarach. To dobiło ją ostatecznie. Nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią kolejnej osoby, którą kochała. Obwiniała się, bo przecież gdyby nie poruszyła tematu nowego samochodu, Brian nie zaczął by się nim chwalić i nie wsiedliby do niego. Wtedy nie miała pojęcia, że tak to się skończy, bo niby skąd mogła wiedzieć. W tym miejscu zostawiła ją ciotka. Chociaż wtedy Katherine na niczym nie zależało, w środku nienawidziła Aurory. Czasami śmiała się sama do siebie, kiedy myślała o tym jak bardzo jest beznadziejna, skoro nawet jej ciotka, aktualnie jej jedyna rodzina, się jej pozbyła. Dzisiaj mogła być jej wdzięczna. Katherine nareszcie czuła, że pierwszy raz od dawna może być lepiej, musi być. Teraz zacznie nowy rozdział w swoim życiu. Rozdział, który poświęci na znalezieniu osób odpowiedzialnych za to co ją spotkało. Nie wierzyła w to, że mógłby to być przypadek. Policja nie znalazła niczego, co potwierdziłoby przypuszczenia Katherine. Pierce miała to gdzieś, zamierzała poradzić sobie sama. Znaleźć ich i wyeliminować, tak jak oni zrobili to z osobami, które kochała. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 6.30. Zwlekła się z łóżka i udała się do łazienki, która była połączona z jej pokojem. Nic nie było w stanie jej ucieszyć, nawet to, że dzisiaj miała opuścić to miejsce. Chyba nikt nie cieszyłby się, opuszczając psychiatryk z myślą powrotu do pustego domu. Pusty dom...Dlaczego? Ciotka Katherine aktualnie znajdowała się w jakiejś klinice w L.A. Katherine, o tym, że Aurora choruje na białaczkę, dowiedziała się jakiś miesiąc temu. 
Po skończeniu porannych czynności zaczęła się pakować. Jakoś nie miała ochoty zrobić tego wcześniej. Spakowała się mniej więcej w połowie, kiedy przyniesiono jej śniadanie. Normalnie dokończyłaby pakowanie, a dopiero potem zajęła się posiłkiem, ale nie dzisiaj. Wiedziała, że skoro przynieśli jej śniadanie to zaraz zjawi się tu Mike. Wzięła tacę z jedzeniem, które nie należało do najlepszych, i usiadła na łóżku czekając na przyjaciela. Nie minęło kilka chwil, a on stał już w drzwiach, ubrany w zwykłe szare dresy i biały koszulkę.
-Hej, słoneczko- uśmiechnął się.
-Hej- odpowiedziała oschle.
-Coś ci humor nie dopisuje. Wiem czemu. Kto by się cieszył, że zostawia tutaj taką wspaniałą osobę jak ja-kolejny raz uśmiech zagościł na jego twarzy. Katherine przewróciła oczami, a przez głowę przeleciała jej myśl, że przez ten jego wiecznie dobry humor zwymiotuje. Jednak gdzieś w środku była mu wdzięczna, że przynajmniej próbował poprawić jej nastrój. 
Rozmawiali o nic nieznaczących sprawach, kiedy Katherine z trudem przeżuwała posiłek. Potem Evans pomógł dokończyć jej pakowanie walizki i w końcu przyszedł moment na pożegnanie. Katherine nie była zadowolona, że osoba, która jest jej tak bliska zostaje tutaj. Mike tak naprawdę nigdy nie powiedział jej dlaczego znalazł się tutaj, a ona nie naciskała. Widocznie w życiu nie raz powinęła mu się noga, skoro wylądował w szpitalu psychiatrycznym. 
-Będzie mi ciebie brakować-mruknęła, wtulając się w przyjaciela.
-Spokojnie, słoneczko. To nie jest nasze ostatnie spotkanie-dłonią pocierał jej plecy. Wtedy Katherine nie miała pojęcia co oznaczają jego słowa. Pierce ponownie usiadła na łóżku i ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu. To jej ostatnie minuty w tym miejscu, ostatni raz ogląda te białe ściany.