4 października 2014

Fifty: Zazdrość i ból



W momencie kiedy Katherine otworzyła oczy, poraziło ją jasne światło. Ręką zasłoniła oczy i zamrugała kilka razy, żeby się przyzwyczaić. Próbowała podnieść się do pozycji siedzącej, ale uniemożliwiło jej to ramię Justina, które owinięte było wokół jej talii. Bardzo powoli podniosła jego rękę, a z pod swojej głowy wyciągnęła poduszkę. Musiała uważać, bo Justin nie należał do osób, które mają twardy sen. Mógł obudzić się w każdej chwili. Katherine przesunęła się na kraniec łóżka, a w miejsce gdzie leżała przed chwila, ułożyła poduszkę, a na niej jego rękę. Chciała wstać, ale przez ból, który poczuła w podbrzuszu, upadła na kolana.  Złapała się za brzuch i zgięła się w pół. Po kilku chwilach, ze łzami w oczach, zaczęła się ubierać. Chciała opuścić to miejsce jak najszybciej. Mimo wszystko byli przyjaciółmi, a to nie powinno się wydarzyć. Chociaż z jednej strony cieszyła się, że to właśnie Justin był jej pierwszym. Sama nie była do końca pewna, dlaczego to zrobiła? W tamtym momencie jej zasady przestały ja obchodzić. Zrozumiała, że Luke jet pośrednio odpowiedzialny za śmierć jej rodziców i w końcu wydusi z niego nazwisko człowieka, który zabił jej rodziców Zemsta była tym, co trzymało ją przy życiu. Kiedy w końcu, z wielkim trudem, udało jej się ubrać, po cichu opuściła jego sypialnie. Chodzenie sprawiało jej ból, ale starała się go ignorować, na tyle ile mogła. Ręką poprawiła włosy, założyła buty i wyszła. Przeszła przez ulicę i chciała wejść do domu, kiedy ktoś pociągnął ją za nadgarstek.

Megan obudziła się, kiedy ktoś potrząsnął jej ramieniem. Leniwie uniosła głowę i przetarła oczy. Bolały ją mięśnie, bo zasnęła w dość niewygodnej pozycji. Przed nią stała kobieta, ubrana jak prawniczka, w każdym razie wyglądała strasznie sztywno. Dokładniej mówiąc była to matka Louisa.
-Co ty tu robisz?-ton jej głosu był bardzo szorstki. Kiedyś lubiła Megan, ale kiedy odkryła, że Louis bierze udział w nielegalnych wyścigach, znienawidziła ją, jakby była za to odpowiedzialna.
-To co widać-odparła. Może nie była zbyt przyjazna, ale nie potrafiła inaczej. Przywieźli go tu wczoraj, a ona zjawia się dopiero dzisiaj.
-Powinnaś odzywać się grzeczniej-zwróciła jej uwagę.
-Pani, nie powinna mnie pouczać.
-Czemu tu siedzisz?
Megan miała wrażenie, że nie interesują ją odpowiedzi, wiec nie wiedziała, po co zadawała te pytania.
-Jestem jego dziewczyną, więc to logiczne, że z nim jestem-na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, ale nie trwało to długo.
-Co mu się stało?-jej głos był pozbawiony emocji. Johnson nie potrafiła zrozumieć tego, jak mogła pozostawać taka spokojna, kiedy jej syn leży w szpitalu.
-Miał wypadek-mruknęła. W jej głowie znowu pojawił się obraz momentu, kiedy jego auto zderzyło się ze ścianą tego cholernego magazynu. Poczuła pieczenie w kącikach oczu, ale nie pozwoliła łzom wypłynąć. Wiedziała, że Louis jest bezpieczny, i że z tego wyjdzie, ale jej serce nadal się ściskało na myśl, że był krok od śmierci. Z rozmyśleń wybudził ją jej głos.
-Gdyby nie zadawał się z Justinem, tak jak mu mówiłam, teraz nie musiałby tutaj leżeć.
W tym momencie Megan nie wytrzymała i przestała kontrolować złość, która narastała w niej od momentu, kiedy ją zobaczyła. Stanęła przed nią i miała cholerną ochotę urwać jej głowę.
-Mogłaby pani w końcu zostawić Justina w spokoju. On nigdy nie namawiał Louisa do tego. Robił to, żeby odreagować, bo wy ciągle trzymaliście go pod kloszem i traktowaliście jak niewolnika w fabryce-podniosła głos.
-Nie tym tonem-syknęła.
-Boi się pani prawdy? On miał tego dosyć i robił to z własnej woli, a pani obwinia Justina, jakby go do tego zmuszał, chociaż on nie ma z tym nic wspólnego. Myśli Pani, że dlaczego Louis się wyprowadził, huh?
-Jesteś nic nie warta. Mój syn powinien trafić lepiej, a nie zadawać się z ćpunką-powiedziała, a potem odwróciła się na pięcie i wyszła.
Tym razem złość zastąpiły łzy, które chwile potem zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Nie wiedziała, dlaczego matka Louisa traktowała ją w ten sposób. Przecież była czysta już od miesiąca, nawet Katherine jej wybaczyła, a poza tym każdy zasługuje na drugą szansę, więc dlaczego. Zaraz potem w jej głowie pojawiła się myśl, że jego matka ma racje i nie jest dla niego odpowiednią osobą, bo nikt nie chce zadawać się z ćpunką. Megan spojrzała na Louisa, który ciągle spał po operacji.
-Ona ma rację, skarbie-szepnęła. -Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra.


Kiedy Katherine się obróciła zobaczyła Mike'a. W jego oczach można było dostrzec złość, a raczej furię. Cały się gotował. Wczoraj przez okno widział to, co stało się w salonie Biebera i domyślił się co zaszło, kiedy zniknęli na górze, a Katherine wyszła od niego dopiero teraz.
-Przespałaś się z nim?-warknął. Pytał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
-O co ci chodzi?-jęknęła. Katherine nie miała pojęcia, że Mike cały czas ją obserwuje. Przecież obiecał jej, że przestanie to robić. Pierce chciała jedynie wziąć tabletki i położyć się spać. Tak jak wtedy, starała się ignorować ból, tak teraz nie potrafiła. Jej nogi były jak z waty i czuła, że nie jest w stanie wytrzymać dłużej.
-Jesteś zwykłą dziwką, Katherine-potem ręka Mike'a zderzyła się z policzkiem Katherine. Dziewczyna poczuła pieczenie, jej głowa obróciła się z powodu siły ciosu, a jej ręka instynktownie znalazła się w tamtym miejscu. Powoli przekręciła głowę w stronę Evansa. Gdyby wzrok mógł zabijać, to Mike umierałby w męczarniach.
-Kathy, ja-ja-jąkał się.
-Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy-syknęła i weszła do domu. Ściągnęła buty i skierowała się do kuchni. Z szafki wyjęła szklankę i nalała do niej wody. Potem schodami weszła na górę. Odstawiła szklankę na nocną szafkę i położyła się na łóżku. Z szuflady wyciągnęła tabletki przeciwbólowe. Od razu połknęła dwie i wypiła kilka łyków wody. Przykryła się kołdrą i odpłynęła.


***


Kiedy się obudziła, wzięła prysznic, przebrała się, zrobiła swój codzienny makijaż, specjalnie nałożyła większą warstwę podkładu na lewy policzek, gdzie uderzył ją Mike, i gdzie widniał pokaźnych rozmiarów siniak, i zeszła na dół. Aurora właśnie przygotowywała obiad.
-Katherine, co ty robisz w domu? Powinnaś być teraz w szkole-założyła ręce na piersi. Carter zdawała sobie sprawę, że Pierce nie przepada za szkołą, ale chciała, żeby miała jakieś wykształcenie.
-Pójdę jutro-machnęła lekceważąco ręką.
-Dobrze-westchnęła. Obie zajęły miejsca przy stole i zabrały się za konsumowanie obiadu.
Kiedy skończyły posiłek, Katherine pojechała do szpitala. Niedługo potem znalazła się w sali Louisa. Chłopak już nie spał. Najdziwniejsze było to, że on i Megan mieli łzy w oczach. Katherine nie chciała się mieszać, wiec się wycofała. Zastanawiała się co mogło się stać i nie zauważyła kiedy wpadła na Justina.
-Powinnaś patrzeć pod nogi-zachichotał.
-Jeszcze jakieś uwagi, tatusiu?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Pamiętasz co się wczoraj stało, prawda?-wypalił. Nie był zadowolony, kiedy obudził się w pustym łóżku. W końcu lubił budzić się obok Katherine, jednak nie czuł się dobrze z tym co się stało. Na samym początku zależało mu tylko na zaliczeniu Katherine, ale potem to się zmieniło. Nie zmuszał jej do niczego, ale mimo wszystko krępowała go ta sytuacja.
-Przecież nie wypiłam nie wiadomo ile i nie mam jeszcze zaników pamięci-prychnęła.
-Zołza-mruknął do siebie.
-Dlaczego?-zapytał.
-Dlaczego, co?
-Dlaczego mnie nie odepchnęłaś?-byli przyjaciółmi, ale Katherine zawsze powtarzała, że wolałaby się postrzelić niż mieć z nim do czynienia.
-Jezu, nie wiem-westchnęła zirytowana. Sama nie znała odpowiedzi na te pytania.
-Po prostu tak jakoś wyszło, ale to nie ma żadnego znaczenia-wzruszyła ramionami.-Po prostu o tym zapomnijmy-w tym momencie Justin poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Nie miał pojęcia dlaczego, ale zrobiło mu się przykro. Naprawdę nic to dla niej nie znaczyło? Dla niego na pewno nie było to obojętne, chociaż sam nie potrafił zdefiniować tego co czuje.
-Przyznaj, że ci się podobało-przysunął się do niej.
-Chciałbyś-prychnęła. Oczywiste kłamstwo.
-Nie umiesz kłamać, Kathy-uśmiechnął się, chociaż w środku go bolało.
-Umiem, tylko ty mi nie wierzysz-pokręciła głową z rozbawieniem. Potem ich usta się zetknęły. Katherine musiała stanąć na palcach, bo była niższa od Justina jakieś 6 centymetrów, i tylko w szpilkach była tego samego wzrostu co on. Ręce Katherine wylądowały na jego karku, a jego-na jej talii. Ich wspólny moment przerwało wołanie Louisa, a zaraz potem z sali wybiegła Megan.
-Ty tam, ja za nią-Justin w odpowiedzi skinął głową i oboje się rozeszli.
Kiedy Justin wszedł do sali, zobaczył kompletnie załamanego Louisa. Chłopak nie mógł się podnosić, więc leżał, ale jego mina mówiła wszystko.
-Co jest, bro?-Justin usiadł obok jego łóżka
-Megan mnie zostawiła-mruknął.
-Co?-oczy Justina się rozszerzyły. Coś mu tutaj nie pasowało. Znał Megan od dziecka, ona nigdy nie zostawiłaby Louisa w takiej sytuacji.
-Dobrze wiesz, że nie zrobiła tego bez powodu. Wyjaśnię to.
-Dzięki.
Justin opuścił pomieszczenie i udał się na zewnątrz, w stronę gdzie pobiegła Johnson.


Katherine wybiegła za Megan. Udało się jej zatrzymać ja na parkingu przed szpitalem.
-Meg, co się stało?
-Zerwałam z nim-wychlipała. W odpowiedzi Katherine ja przytuliła i zaczęła pocieszająco pocierać jej plecy.
-Jego matka miała rację...-Katherine chciała wiedzieć co się stało, wiec postanowiła jej nie przerywać.
-Powinien znaleźć kogoś lepszego. Nikt nie chce mieć dziewczyny narkomanki.
-Megy, gadasz głupoty-odsunęła ją od siebie. Trzymając ja za ramiona, patrzyła jej w oczy.
-Nie słuchaj tej baby. Gdyby Louis cię nie chciał, to nie starałby się cię zdobyć-uśmiechnęła się pocieszająco.
-Ale...
-Nie ma żadnego "ale". Louis cię kocha. Z resztą co cię obchodzi zdanie jego matki, która w ogóle się nim nie interesuje?-posłała jej pytające spojrzenie. Megan milczała przez chwile, potem na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Idź popraw makijaż, bo wyglądasz jak zombie-zaśmiała się.-A potem masz go przeprosić.
-Ja?-Megan spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Nie, ja-Katherine przewróciła oczami.-Przeprosisz go za te idiotyczne myśli, baranie.
-Dziękuje-Megan przytuliła się do Katherine i skierowała się w stronę wejścia do szpitala. Katherine chciała już wracać, jednak jej mięśnie się spięły, kiedy usłyszała jego głos.
-Słoneczko, przepraszam-wyszeptał. Katherine odwróciła się.
-Nie masz prawa tak na mnie mówić-syknęła.
-Nie chciałem tego-próbował się tłumaczyć.
-Nic mnie to nie obchodzi. Kolejny raz mnie śledzisz, chociaż powiedziałeś, że nie będziesz tego robi. W dodatku wpierdalasz się w nie swoje sprawy-podniosła głos.
-Kathy, nie chciałem cię uderzyć-w jego oczach było widać smutek.
-Że co kurwa zrobiłeś?-ton głosu Justina ciął powietrze.

~~~~~~~~~~
Zaskoczyłam was reakcją Katherine?
I już niedługo zrobi się baaaaardzo nieprzyjemnie i jestem przekonana, że w pewnym stopniu mnie znienawidzicie za to co się stanie...
Już niedługo dowiecie się co Mike ukrywa przed Katherine...
Nie przepadam specjalnie za matką Louisa. A wy?
No i mamy już 50 rozdziałów :o
Będzie ich jeszcze około 20, może trochę więcej i pożegnamy się z Justinem i Katherine :c
Następny już jutro <3



8 komentarzy:

  1. O ja pierdole a ja myslalam ze miedzy nimi bedzie juz tak slodko ale bedzie sie dzialo nie moge sie doczekac najleprze ff na swiecie /TheBestGabi

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham *o* i boję się wyobrażać co Justin zrobi ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajajaj bedzie sie dzialo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. o boze nie moge sie doczekac juz. :D rozdzial swiety jak zawsze. kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg cudowny rozdzial jak zwykle. Justin tu jest tak cudowny że omg.
    Uwielbiam to ff jest takie inne takie tajemnicze i nie do przewidzenia jak inne ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie moge się doczekać kolejnego. *o* Kocham ten twój blog. ♥

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx