Gdy skończyła, schowała nóż do kieszeni i nachyliła się nad jego ciałem.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Justin-wyszeptała. Pocałowała go w policzek, wstała i obróciła się. Podeszła kilka kroków i odwróciła się, aby ostatni raz spojrzeć na swoje dzieło. Zderzyła się z kimś tak mocno, że upadła na ziemię. Postać w kapturze stała nad nią i pomimo tego, że było tu dość ciemno to te oczy poznałaby nawet w kompletnej ciemności.
-J-Justin?-wydukała. Było to dla niej nie normalne, bo przecież leżał tam. Odwróciła się dla pewności i ciało nadal tam leżało.
-Spodziewałaś się kogoś innego?-uniósł jedną brew.
-A-ale jak ty? P-przecież ty leżysz tam-dukała. Z dziwnego powodu nie była w stanie normalnie mówić.
-Tam leży twój przyjaciel, kochanie-zaśmiał się. Katherine zerwała się z miejsca i podbiegła do ciała. Odwróciła je na plecy i zmroziło ją, kiedy zobaczyła twarz Evansa.
-To nie możliwe-pokręciła głową.
-Myślałaś, że się nie domyślę?-Justin ukucnął obok niej ze złowrogim uśmiechem na twarzy. -Ty głupia szmato, zapłacisz mi za to- popchnął ją. Katherine upadła na plecy, a wtedy Justin usiadł na niej okrakiem. Uniósł rękę, tak jakby chciał ją uderzyć, a Pierce zacisnęła powieki.
Kiedy otworzyła oczy, z jej ust wydobył się krzyk. Odkąd to się stało, ciągle miała ten sam sen. Prześladował ją codziennie i nie ważne czy się upiła, czy nie.
-Uspokój się, Katherine. Jeżeli sama nic nie powiesz, to on się nie dowie -mruknęła do siebie. Nie wiedziała dlaczego to wydarzenie ciągle ją prześladowało. Nigdy wcześniej nic takiego jej się nie zdarzyło, chociaż na tamten świat wysłała mnóstwo osób i umierały w naprawdę okrutny sposób. Minął tydzień od kiedy Justin trafił do szpitala i jeden dzień, od kiedy go opuścił. Katherine za każdym razem, kiedy go widziała czuła uścisk w klatce piersiowej. Wmawiała sobie, że to nie wyrzuty sumienia, ale nie czuła się najlepiej z tym co zrobiła. Nawet jeżeli ją uderzył to przez kilka chwil sądziła, że przesadziła. Jednak zaraz potem potrząsnęła głową, chcąc się pozbyć uciążliwych myśli. Musiała się skupić na czymś innym, bo sądziła, że zwariuje. Zrzuciła z siebie kołdrę i skierowała się do łazienki. Przelotnie spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 4.30. Wiedziała, że już nie zaśnie, więc postanowiła wziąć prysznic. Weszła do łazienki i odkręciła kurek. Kiedy woda osiągnęła idealną temperaturę, szybko zrzuciła z siebie ubrania i weszła do kabiny. Ciepłe krople wody spływały po jej ciele, przynosząc jej ukojenie od dręczących myśli. W szpitalu odwiedziła Justina tylko ten jeden raz. Nie potrafiła na niego patrzeć i teraz również go unikała. Nie chciała myśleć, że nagle odezwało się jej sumienie. Z Megan nie rozmawiała od czasu kłótni na szpitalnym korytarzu, a w szkole mijała ją jak zupełnie obcą osobę. Wiedziała, że Johnson miała rację odnośnie jej zachowania, ale kiedy wypowiedziała te słowa to po prostu zabolało. Katherine po prostu nie chciała mieć już nic do stracenia i nie chciała cierpieć, a ludzie patrzyli na nią jedynie jak na zimną sukę. Po raz kolejny próbowała uciszyć własne myśli i skupiła się na prysznicu. Zajął on jej zdecydowanie dłużej niż zwykle, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Po wyjściu z kabiny osuszyła swoje ciało i owinięta w ręcznik przeszła do garderoby. Chwyciła komplet bielizny i przypadkowy komplet ubrań, który składał się z czarnych rurek, białej koszulki z napisem "It's all about SWAG" i czarnego sweterka. Wróciła do łazienki i ubrała się. Włosy wysuszyła ręcznikiem, zostawiając je lekko wilgotne i zrobiła delikatny makijaż. Z pokoju wzięła telefon i zeszła na dół. Nie wybiła nawet szósta rano i nie wiedziała co ma robić. Usiadła na kanapie w salonie i wpatrywała się w ścianę. Jej myśli automatycznie powróciły do żywych. Kłębiły się w jej głowie i Katherine straciła kontakt z rzeczywistością. Nie była pewna ile tak siedziała, godzinę? Dwie? Ocknęła się, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu, który nadal trzymała w dłoni. Nie patrząc kto dzwoni przesunęła palcem po ekranie, odbierając.
-Katherine, musisz tu przyjechać!-usłyszała zdenerwowany głos Louisa.
-Co się dzieje?
-Babcia Megan nie żyje...
-Co z Meg?-powiedziała, wstając i podchodząc do komody w korytarzu, skąd wzięła klucze.
-Załamała się. Przyjdź tu szybko.
Katherine rozłączyła się bez pożegnania i schowała telefon do kieszeni. Z komody wyciągnęła pistolet i włożyła go za spodnie. W zasadzie nie był jej potrzebny, ale stało się to dla niej rutyną i wolała mieć go ze sobą na wszelki wypadek. Włożyła kurtkę i buty i wybiegła z domu. Nie była pewna czy w pośpiechu zamknęła drzwi, chociaż w dłoni miała klucze, ale teraz nie miało to dla niej znaczenia. Na miejscu znalazła się szybko, ze względu na swoją dobrą kondycję i dość niewielką odległość. Bez pukania weszła do środka. Justin z Louisem siedzieli na kanapie w kompletnej ciszy. Katherine po raz kolejny poczuła uścisk w klatce piersiowej patrząc na Justina, na którego twarzy widniały jedynie pozostałości po siniakach, jednak postanowiła to zignorować.
-Gdzie jest Megan?
Nie miała zamiaru tracić czasu na siedzenie z nimi, a poza tym nie chciała przebywać z Justinem w jednym pomieszczeniu. Tak, bolało ją to co powiedziała jej Megan, ale teraz ona jej potrzebowała i nie mogła jej zostawić.
-Jest w swoim pokoju, nie chce otworzyć drzwi-westchnął Louis. Pierce bez zastanowienia wbiegła na górę i stojąc przed drzwiami jej pokoju, zapukała w drewnianą powierzchnię.
-Megan, otwórz. To ja Katherine-powiedziała, ale nie uzyskała odpowiedzi. -Megan, otwieraj te drzwi!-tym razem uderzyła pięścią. Zaczęła się denerwować, że coś sobie zrobiła, więc zaczęła uderzać mocniej.
-Przestań. To nic nie da-usłyszała głos Justina za sobą.
-Zamknij się!-warknęła. Za spodni wyciągnęła broń i skierowała ją na zamek w drzwiach.
-Co ty robisz?-zapytał zdezorientowany i pociągnął ją za ramię.
-Muszę jakoś otworzyć te drzwi, idioto-syknęła. Odwróciła się i pociągnęła za spust. Odgłos strzału rozszedł się po całym domu. Katherine schowała broń i chwyciła za klamkę.
-Co tu się dzieje?-po korytarzu rozniósł się spanikowany głos Louisa. Pierce jednak nie miała zamiaru mu odpowiadać, więc weszła do środka. Przelotnie zerknęła na chłopaków. Obaj byli zdziwieni i wpatrywali się w nią dziwnym wzrokiem. Postanowiła ich zignorować i zamknęła za sobą drzwi. Katherine odetchnęła z ulgą na widok Megan. Dziewczyna leżała odwrócona do niej plecami na łóżku, a w pokoju słychać było tylko jej pociąganie nosem. Katherine podeszła do jej łóżka i usiadła na jego brzegu. Z tej odległości bardzo dobrze widziała mokrą plamę na poduszce niedaleko jej twarzy.
-Megan?
Johnson odwróciła się na dźwięk głosu Katherine i podniosła się do pozycji siedzącej, przytulając się do niej. Nie odezwała się ani słowem, bo ciągle krztusiła się swoimi łzami. Katherine przycisnęła ją do siebie mocniej i zaczęła nią delikatnie kołysać. Bardzo dobrze pamiętała jak się czuła po śmierci rodziców. W takim momencie słowa nie przyniosą żadnej ulgi. Trzeba to przecierpieć, chociaż do końca nigdy nie można pogodzić się ze stratą. Najważniejsze, żeby nie zostać samemu.
Katherine siedziała z nią tak trzy godziny, dopóki Megan nie zasnęła ze zmęczenia z powodu tak długiego płaczu. Katherine położyła ją z powrotem na łóżku i przykryła jej ciało kołdrą. Potem wstała i po cichu opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Katherine powoli schodziła po schodach, kiedy z kuchni dobiegł ją głos Justina.
-Wiesz coś o niej?
Zatrzymała się i postanowiła posłuchać.
-Ostatnio widziałem ją w klubie. Nie zdążyłem jej zatrzymać, ale wyglądała znajomo-tym razem odezwał się Louis.
-Cholera! Takim sposobem, nigdy nie dowiem się kim jest Angel!- warknął Justin. Katherine nerwowo przełknęła ślinę, a serce zaczęło tłuc się w jej piersi. Czuła się jakby ktoś odebrał jej władzę nad ciałem, nie mogła się ruszyć.
-Uspokój się. Znajdziesz ją-powiedział spokojnie Louis.
Uspokój się, Katherine. Przecież oni nie wiedzą, że to ty-powtarzała sobie w myślach. Stała tak chwilę, próbując uspokoić bicie swojego serca. Potem potrząsnęła głową i zeszła po schodach do kuchni, udając, że niczego nie usłyszała.
-Co z nią?-zapytał Louis, kiedy tylko ją zobaczył.
-Zasnęła.
-Dzięki, Kathy-podszedł do niej i zamknął ją w szczelnym uścisku.
-Nie ma sprawy-uśmiechnęła się blado. Katherine była zmęczona. Przez koszmary nie mogła spać, a teraz dowiedziała się, że Justin jej szuka. Nie wiedziała co ma teraz zrobić, a przynajmniej w tym momencie. Jak na razie nie mogła nic wymyślić. Jej mózg nie funkcjonował bez dawki kofeiny. Podeszła do ekspresu i włożyła kapsułkę, którą wcześniej wyjęła z szafki. Ustawiła kubek i wcisnęła przycisk.
-Możesz mi powiedzieć, skąd masz broń?-spojrzała na Justina przez ramię, kiedy kawa powoli wypełniała naczynie.
-To moja sprawa-wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć, bo na pewno nie zamierzała powiedzieć „to ja jestem Angel i powinieneś się domyślić skąd mam pistolet”. Kiedy filiżanka była pełna, Katherine upiła łyk napoju i odwróciła się, opierając się o blat.
-Myślałem, że bawisz się laleczkami, a nie takim sprzętem-Justin uśmiechnął się wrednie. W normalnej sytuacji odcięłaby się mu, ale w chwili, kiedy zmarła babcia Megan Katherine nie miała ochoty na żarty.
-To nie jest pora na żarty, Bieber-syknął Tomlinson.
-Dobra, przepraszam-uniósł ręce w geście poddania. Katherine jedynie pokręciła głową i przygotowała kolejny kubek kawy, a zaraz potem weszła z powrotem na górę. Nie mogła teraz przebywać w pobliżu Justina. Bała się, że czymś może się zdradzić. Samo to, że widział ją używającą broni w pewnym sensie ją zdradzało. Kiedy weszła do pokoju Megan, dziewczyna nadal spała. Postawiła jeden kubek na szafce obok jej łóżka, a z drugim w dłoni usiadła w fotelu i zaczęła się zastanawiać, czemu Justin szuka Angel, a raczej jej.
Siedziała tak dobre dwie godziny, układając w głowie każdy możliwy scenariusz, ale żaden z nich nie wydawał jej się chociaż w małym stopniu prawdopodobny. Była pewna, że Justin ma jakieś powiązania z Williamsem, bo widziała go w klubie nie jeden raz, a nikt spoza kręgu Luke'a praktycznie tam nie wchodzi, a w dodatku szukał Angel. Jednak nie miała pojęcia co Justin mógłby mieć wspólnego z Williamsem. Jej rozmyślania przerwał Louis, który wszedł do pokoju.
-Nadal śpi?-zapytał cicho. Ostatnią rzeczą, której chciał było obudzenie Megan.
-Tak. Powiedz mi, co się stało-poprosiła, kiedy usiadł w fotelu obok.
-Jej babcia miała zawał. Karetka przyjechała za późno-spuścił wzrok na swoje dłonie.
-Ale jak to? Przecież jej babcia nie wyglądała, jakby coś jej dolegało.
-Nie powiedziała jej, że ma problemy z sercem.
-Jak się trzymasz?-zapytała, kiedy zauważyła, że wpatrywał się w Megan.
-Tu nie chodzi o mnie. Martwię się o Megan.
-Nie przejmuj się. Poradzi sobie-zapewniła go. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła.
_______________
Nie chcę was zanudzać, ale skoro już to czytasz, to doczytaj do końca.
Niestety mój brat idzie do szpitala, więc nie będę miała komputera w domu przez około dwa tygodnie. Nie miałam czasu, żeby napisać rozdziały na zapas. Wiem, zawaliłam. Nie chodziło tu o brak pomysłów. O to się nie martwcie. Fabuła jest zaplanowana, aż do samego końca :) To po prostu brak weny i czasu.
Nie chcę was stracić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i poczekacie te dwa tygodnie na kolejne rozdziały.
Jeszce raz was przepraszam :/
Do zobaczenia <3
Zachęcam do obejrzenia zwiastunu :)
Weź nie pieprz głupot rozdział jest zajebisty :) sorki, że wcześniej nie komentowałam, ale to też przez moje lenistwo jak i troszkę braku czasu, chodź bardziej przez to pierwsze XD czekam z niecierpliwością na następny rozdział i nie śpiesz się tylko poczekaj na wenę słońce ♥ /@czescariana
OdpowiedzUsuńWybacz mi za krótki komentarz, jednakże jestem właśnie w podróży i gubi mi się internet.
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty, jak zawsze, więc nie gadaj mi tu bzdur! Jestem ciekawa co będzie dalej ;o
Czekam na nn. <3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/