<----------- zapraszam do obejrzenia zwiastunu :)
Megan obudziła się około godziny 15. Głowa pękała jej z powodu kaca, jednak nie żałowała, Razem z Louisem i Katherine bawili się do końca. Była zdziwiona, że nie było z nimi Justina, a dokładnie w tym samym czasie zniknęła Katherine. Wróciła po dość długim czasie, twierdząc, że była w łazience. Megan nie miała powodu, żeby jej nie wierzyć, a poza tym była zbyt pijana, żeby myśleć o czymkolwiek. Jednak kac przestał mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie, kiedy do jej domu wpadł Louis i powiedział jej, że Justin jest w szpitalu. Nogi automatycznie się pod nią ugięły i zaczęło jej się kręcić w głowie. Teraz razem Louisem siedziała w poczekalni w szpitalu. Czekali aż Justin wybudzi się z narkozy po operacji. Lekarz powiedział im, że usunęli mu pękniętą śledzionę. Johnson nigdy nie była dobra z biologi, więc nie miała pojęcia co to dokładnie znaczy. Żałowała, że nie było tu z nimi Katherine, bo ona na pewno by to wiedziała. Megan nigdy nie dowiedziała się, jakim cudem Katherine ma taką rozległą wiedzę o anatomii człowieka, ale nigdy nie zdołała z niej tego wydusić. Ciągle próbowała się do niej dodzwonić, żeby ją poinformować. Nawet jeżeli twierdziła, że z Justinem nic ją nie łączy to Megan stwierdziła, że są paczką i powinni trzymać się razem.
-Dalej nie odbiera?-obróciła głowę w stronę Louisa.
-Nie-pokręciła przecząco głową. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje, ale nawet jeżeli balowały do rana, to o tej porze Katherine już nie spała. Poza tym ona zawsze odbiera telefon, czego teraz nie robiła. Johnson wysłała do niej dziesiątki SMS-ów, ale nie dostała odpowiedzi. Siedzieli tak przez kolejną godzinę i nawet jeżeli lekarz powiedział im, że wszystko jest w porządku i powinni iść do domu, Megan nie miała zamiaru odpuścić. Znała Justina od dziecka, jest jej przyjacielem i nie mogła od tak wrócić do domu, kiedy on leżał nieprzytomny na szpitalnym łóżku. Jednak najbardziej wkurzało ją to, że nie mogli zrobić nic, tylko czekać. Życie potrafi być niesprawiedliwe i przynosi takie momenty, kiedy dla ważnej dla nas osoby jesteśmy w stanie wskoczyć w ogień, a jedyne co możemy to czekać.
Megan po raz kolejny próbowała dodzwonić się do Katherine, ale bez skutku. Wiedziała, że Pierce nie znosi szpitali od czasu jej wypadku z Brianem, ale potrzebowała jej tutaj. Musiała to przyznać, potrzebowała pocieszenia. Megan denerwowała się, a jednocześnie bała. Nie była w stanie nawet płakać. Nie miała pojęcia jak pozbyć się tych emocji, które krążyły w niej jak tornado. Jednak w tym wszystkim była również złość. Wkurzało ją to, że oboje byli nieodpowiedzialni i to zazwyczaj w tym samym czasie. Dla niej byli identyczni i jeżeli kiedyś miała pewne wątpliwości odnośnie ich podobieństwa, tak teraz była tego pewna. Justin leżał w szpitalu, a Katherine zapadła się pod ziemię. Nie miała pojęcia czemu oni zawsze muszą pakować się w kłopoty. Johnson wstała z plastikowego krzesła i podeszła do szyby, która oddzielała ich od Justina. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w równym tempie, jego twarz była opuchnięta, poza tym pokryta była mnóstwem siniaków. Miał rozciętą wargę i łuk brwiowy. Do tego miał złamane trzy żebra i lekki wstrząs mózgu. Na ten widok po policzkach Megan spłynęło kilka łez. Czasami żałowała, że nie jest jak Katherine i nie potrafi hamować łez tak jak ona. Nie potrafiła trzymać emocji w sobie, a kiedy zaczynała płakać bardzo trudno było się jej uspokoić. Potrzebowała jej teraz, a jej nie było.
-Wszystko będzie z nim dobrze-poczuła ramiona Louisa, które owinęły się wokół jej talii. Megan odwróciła się i wtuliła w niego. Wiedziała, że Justin z tego wyjdzie, ale mimo to się martwiła. Katherine kiedyś stwierdziła, że Johnson jest zbyt wrażliwa i miała rację, jednak Megan wolała być taka niż stać się zimną suką jak Katherine. Przyjaźniły się, ale nie mogła tego nie zauważyć. Od czasu jej napadu złości właśnie tak się zachowywała.
Louis pocierał jej plecy, a Megan była mu wdzięczna, że z nią był. Nie wiedziała dlaczego w tak krótkim czasie zmieniła sposób jego postrzegania, kiedy przed przyjazdem Katherine go nie znosiła. W ciągu tych 4 miesięcy stał się dla niej naprawdę ważny. Nie chciała tego zmieniać i miała nadzieję, że on czuł to samo. Odsunęła się od Louisa, kiedy po korytarzu rozniósł się stukot obcasów. Katherine miała na sobie spodnie z rozcięciami z przodu i białą bluzę z kapturem z nadrukiem flagi Wielkiej Brytanii, a jej skórzana, zimowa kurtka była rozpięta. Szła w ich stronę powoli, jakby w ogóle się nie śpieszyła.
-Hej-uśmiechnęła się. -Nie mogłam wcześniej. Co się stało?
-Ktoś go pobił-wyjaśnił Louis. Katherine przeniosła wzrok na Megan i od razu zauważyła ślady łez na jej twarzy.
-Megy, nie przejmuj się. Tak to jest jak dupek wpada w kłopoty.
-Co ty powiedziałaś?-Megan spojrzała na nią z niedowierzaniem.
-To co słyszałaś. Trzęsiesz się nad nim jakby był z porcelany-wzruszyła ramionami.
-Nie trzęsę, tylko martwię. Tobie czasem by się to przydało-warknęła. Megan nie potrafiła pohamować emocji, kiedy Katherine zachowywała się tak, jakby ludzkie życie nie miało znaczenia. Wiedziała czym się zajmuje, ale twierdziła, że nie powinna łączyć pracy z życie prywatnym. Z resztą Katherine sama jej to powiedziała.
-Przyjmij sobie jedną zasadę. Zawsze martw się o siebie-syknęła. Megan zastanawiała się, co się z nią stało. Całowali się, spędzali ze sobą czas, z boku wyglądali jak para, a Katherine nie okazała chociażby cienia zainteresowania o jego zdrowie.
-Żartujesz sobie?-warknęła. Louis złapał ją za rękę, która zaciśnięta była w pięść. Megan miała ochotę ją uderzyć.
-Spokojnie, Megy-Louis wyszeptał prosto do jej ucha, żeby tylko ona mogła go usłyszeć. Katherine nie zwracała już uwagi na Megan, wyminęła ją i spojrzała przez szybę, a zaraz potem się zaśmiała. Megan patrzyła na nią z szokiem wypisanym na twarzy.
-Kto go tak urządził?-zachichotała.
-Możesz przestać zachowywać się jak suka?-syknęła. Katherine spojrzała na nią z mordem w oczach, a jej pięści się zacisnęły.
-Uważaj co mówisz-ostrzegła.
-Mogłabyś chociaż udawać, że interesuje cię co się z nim dzieje-wrzasnęła. Megan opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach. Była już tym zmęczona. Sądziła, że pomimo tego, że nie zawsze się dogadywali, to w tej sytuacji zachowa się tak jak powinna.
-Nie mam takiego zamiaru-wzruszyła ramionami. -Jak zwykle dramatyzujesz. Nic mu nie będzie. Nie masz się czym przejmować.
-To mój przyjaciel. Niby jak mam się nie przejmować?-warknęła.
-Zachowujesz się jak rozhisteryzowana gówniara-syknęła.
-Masz kurwa jakiś problem!-Megan podniosła się z krzesła i stanęła naprzeciwko Katherine. Krew buzowała w jej żyłach i naprawdę chciała ją w tym momencie uderzyć.
-Popierdoliło cię-Katherine pokręciła głową. -Może właśnie, dlatego nadajesz się tylko do handlu dragami. Jesteś słaba, kochana-ostatnie zdanie wyszeptała.
-Zamknij ryj, szmato-Megan odepchnęła ją od siebie. Nie kontrolowała się w tym momencie.
-Drogie Panie, to jest szpital. Proszę się zachowywać cicho albo będziecie musiały opuścić budynek-powiedział lekarz, który pojawił się na korytarzu.
-To nie będzie konieczne, bo ja już wychodzę-powiedziała z uśmiechem na twarzy. Gdyby nie ta sytuacja Johnson byłaby w stanie uwierzyć, że jest prawdziwy. Jednak to co uderzyło ją najbardziej to to co zobaczyła w jej oczach. Wiedziała, że ją zraniła i teraz miała ochotę uderzyć samą siebie.
2 dni później
Justin miał dość leżenia w szpitalu, nawet jeżeli nie był tutaj zbyt długo. Bolała go głowa i miał serdecznie dość noszenia opaski uciskowej, która miała mu pomóc w zrastaniu się jego złamanych żeber. Jednak to nie przeszkadzało mu w zastanawianiu się, kto mu to zrobił. Z tego wieczoru pamiętał niewiele. Pamiętał, że pił z Katherine razem w barze, potem ona wyszła do łazienki. Potem kiepsko się poczuł i wyszedł na zewnątrz. Wszystko to co działo się potem było rozmazane, ale mimo to pamiętał dziewczynę i chłopaka. Był pewny, że znał ich głosy. Doskonale pamiętał zapach wanilii, który do niego dotarł zanim stracił świadomość. Mógł myśleć tylko o tym. Z resztą poza tym nie miał nic innego do roboty. Co prawda codziennie odwiedzała go Megan ,a Louis wpadał co drugi dzień. W czasie jego wizyty poprosił go o pomoc w znalezieniu Angel. On nie mógł się stąd ruszyć, a nie miał zamiaru marnować czasu. Jednak najgorsze działo się właśnie teraz. Przy jego łóżku siedziała Jennifer, tak jak Megan przychodziła codziennie i jak dla Justina było to zdecydowanie za często. Benson ciągle opowiadała o sobie, lakierach do paznokci i innych pierdołach, które w ogóle nie interesowały Justina. I zapewne gdyby nie to, że nie miał siły to wyrzuciłby ją stąd. Jednak nie miał zamiaru jej słuchać. Chwycił swój telefon i zaczął wystukiwać treść SMS-a do Katherine. Robił to zawsze, gdy się nudził. Pierce nie miała pojęcia, że to on, a Justin uwielbiał ją denerwować. Musiał to przyznać, lubił ją. Z nią zawsze mógł się wyluzować. Nie spędzała całego dnia w łazience, kiedy miała gdzieś wyjść. Wiedział to, bo okno jej pokoju wychodzi na ulicę, więc ze swojego balkonu miał świetny widok. Poza tym nie śliniła się na jego widok i nie zabiegała o jego względy, nie starała się, żeby zwrócił na nią swoją uwagę, tak jak to robiła cała reszta. Było dokładnie na odwrót, to on ślinił się na jej widok i nie mógł nic na to poradzić. Podobała się mu, a poza tym musiał wygrać zakład. W zasadzie Katherine była dla niego świetnym materiałem na przyjaciółkę, a może nawet dziewczynę, ale on nie miał zamiaru się zakochiwać. Miłość dała mu za dużo razy po twarzy i nie zamierzał pchać się w to po raz drugi.
Do: Moja Kathy
Tęsknię za tobą, kochanie :c
Od: Moja Kathy
Odpierdol się. Nawet nie wiem kim jesteś. Ja za tobą nie!
Justin mimowolnie się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Jennifer.
-Justin, słuchasz mnie?-zapytała wkurzona. Bieber niechętnie przeniósł wzrok na nią.
-Jasne-mruknął.
-To o czym mówiłam?-posła mu spojrzenie wyczekujące odpowiedzi. Justin nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali weszła pielęgniarka. Nawet na niego nie spojrzała. Nie zdziwiło go to, każda, która tu przychodziła zachowywała się dokładnie tak samo. Robiły to co musiały i wychodziły jak najszybciej. Nie przeszkadzało mu to, że ludzie się go bali. Uważał, że właśnie tak powinno być, szczególnie, że był wściekły, bo musiał przebywać w szpitalu, kiedy miał lepsze rzeczy do roboty.
-Słuchasz mnie?-ponownie przeniósł wzrok na Jennifer.
-Powiedziałem już, że tak-mruknął znudzony. W myślach błagał ją, żeby sobie poszła.
-Mógłbyś chociaż udawać, że interesuje cię to, co mówię-warknęła.
-Zamknij się i wyjdź-syknął.
-Że co?-pisnęła. W tym momencie drzwi do sali otworzyły się ponownie i w progu stanęła Katherine. Justin w duchu odetchnął z ulgą i podziękował jej, że uratowała go od towarzystwa Benson.
-Widzę, że książę już się obudził-uśmiechnęła się złośliwie.
-Co ty tu robisz, suko?-Benson posłała mordercze spojrzenie Katherine.
-Coś ci nie pasuje?-syknęła.
-Wynoś się stąd-warknęła.
-Lepiej dla ciebie, jeżeli ty stąd wyjdziesz. Radzę ci, nie prowokuj mnie-Katherine posłała jej przesłodzony uśmiech. Stały naprzeciwko siebie i mordowały się wzrokiem, a wzrok Justina utkwiony był w Pierce. Nie potrafił odwrócić głowy. Stwierdził nawet, że wygląda seksownie, kiedy się wścieka.
-Niby, co ty mi możesz zrobić?-prychnęła.
-Nie chcesz się przekonać-Pierce odepchnęła Benson i zajęła miejsce obok łóżka.
-Ty, jebana szmato-Jennifer pociągnęła Katherine za włosy. Justin nie mógł nic zrobić, a chciał. Przez ułamek sekundy przyglądał się, jak oczy Katherine stały się kompletnie czarne. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego u niej.
Pierce w ułamku sekundy odwróciła się i złapała Jennifer za nadgarstki. Ścisnęła je tak mocno, że Benson zaczęła skomleć z bólu i od razu puściła jej włosy.
-Jeżeli chcesz jeszcze oddychać, to masz 5 sekund na wyjście-powiedziała spokojnie.
-Puść mnie, dziwko-wierciła się, próbując wyrwać ręce z uścisku Katherine.
-Gdy będziesz sama spacerować po ulicy, to lepiej uważaj-wyszeptała jej do ucha. Pierce nie miała zamiaru się z nią bawić i dłużej znosić jej zachowania. Biedna Jen, nie wie z kim zadarła-przeleciało jej przez głowę. Benson spojrzała na nią ze strachem widocznym w jej oczach.
-Teraz się wynoś-warknęła, puszczając ją. Jennifer od razu wybiegła z sali, ale Katherine wiedziała, że to nie koniec. Przeczesała ręką włosy i wypuściła powietrze z ust, przymykając na chwilę powieki. Pierwszy raz zdarzyło jej się coś takiego poza pracą i nie była zadowolona z faktu, że widział to Justin.
-Nie sądziłem, że będziesz się o mnie biła-puścił jej oczko.
-Ktoś ci mózg uszkodził?
W duchu modliła się, żeby niczego nie zauważył i żeby odwrócić jego uwagę chciała zmienić temat.
-Oszukuj się dalej, kochanie.
-Oczywiście-przewróciła oczami. Czasami pewność siebie Justina ją irytowała, a szczególnie to, że myślał, że może mieć wszystko.
-Tak w ogóle to dzięki. Miałem jej już dosyć-jęknął, a z ust Pierce uciekł chichot.
-Przecież to twoja dziewczyna
-Żartujesz sobie?-prychnął. -Nie jest moją dziewczyną. Jest tylko dobra w łóżku i tyle.
-Dobra, nie chcę więcej szczegółów-pokręciła głową.
-Nie ma o czym opowiadać-wzruszył ramionami.
-Skończ, człowieku-zatkała mu usta dłonią. -Jest zdecydowanie lepiej, jak nic nie mówisz-odsunęła rękę.
-To samo mogę powiedzieć o tobie-przewrócił oczami. Jednak to co go uderzyło to zapach wanilii, który poczuł, kiedy Katherine znajdowała się tak blisko.
-Jesteś wkurwiający-jęknęła.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem-mruknął. -I co, już się za mną stęskniłaś?-posłał jej łobuzerski uśmiech.
-Chciałbyś-prychnęła. -Co zazdrosny chłopak obił ci mordkę?-uśmiechnęła się sztucznie.
-Na pewno nie twój.
-Mój nie byłby zazdrosny o ciebie, dupku.
-Złość piękności szkodzi, kochanie.
-Szkoda, że w trakcie operacji nie przeszczepili ci mózgu. Może w końcu byś zmądrzał-syknęła. Wiedziała, że Bieber chciał ją sprowokować i to mu się udało, a proces uspokajania się Katherine trwał dość długo. -Nie wyglądasz najlepiej-uważnie przyjrzała się jego twarzy. Jej zdaniem Mike przyłożył mu zbyt mocno, a ona nie wiedziała dlaczego.
-I tak ci się podobam.
-Pomarzyć zawsze możesz-posłała mu przesłodzony uśmiech. -Rozmawiałam z lekarzem.
-Martwisz się o mnie?
Katherine postanowiła zignorować jego idiotyczne, jej zdaniem, pytanie. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że przekupiła lekarza, żeby dowiedzieć się czegoś o jego stanie zdrowia, bo martwiła się, że wyrządziła mu zbyt wielką krzywdę.
-Jeżeli wszystko będzie okej, to wyjdziesz stąd za tydzień.
-Żartujesz sobie ze mnie?-warknął.
-Nie.
-Kurwa-uderzył pięścią w łóżko. Katherine nie widziała sensu w przedłużaniu jej wizyty i tak twierdziła, że zrobiła to tylko dla Megan. Wstała i skierowała się do wyjścia.
-Już idziesz?-odwróciła się, słysząc jego głos. Justin zrobił minę szczeniaczka, dodatkowo wydymając wargę. Nie chciał, żeby szła tak szybko. Z nią się nie nudził.
-Tak.
-Kathy, nie bądź taka-jęknął.
-Nie bądź jaka?-uniosła prawą brew.
-Nie bądź zołzą.
-Nie jestem-pokręciła głową z rozbawieniem.
-Jesteś.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Zamknij się, Bieber-warknęła. Tak naprawdę rozbawiło ją to, że chciał, żeby została. Wiedziała, że robi to tylko po to, żeby się do niej dobrać i nawet przez sekundę nie pomyślała, że mógłby ją polubić i zwyczajnie spędzić z nią czas. Wtedy poczuła wibracje w kieszeni, więc wyciągnęła czarnego iPhone'a. Zdziwiła się widząc nazwę kontaktu: Luke. On nigdy do niej nie dzwonił osobiście. Odebrała, ale nie była zadowolona, że codziennie musiała pracować.
-Czego?-warknęłam.
-Może tak grzeczniej-syknął. Katherine tylko przewróciła oczami, a Justin zaczął uważnie się jej przyglądać.
-Mów, o co chodzi.
-Mam dla ciebie robotę.
-Będę za 15 minut-rozłączyła się i wsadziła telefon do kieszeni.
-Muszę iść.
-Będę tęsknił.
-Ja na pewno nie-wychodząc pokazała mu środkowy palec.
-Będziesz-usłyszała jego głos, kiedy szła korytarzem. Pokręciła głową z rozbawieniem i skierowała się do końca korytarza, gdzie wsiadła do windy. Niecałe trzy minuty później była już na parkingu pod szpitalem. Otworzyła samochód i kiedy chciała otworzyć drzwi, ktoś szarpną ją za ramię.
Jennifer nie mogła pozwolić, żeby Katherine zabrała jej Justina. Chociaż Bieber wielokrotnie powtarzał jej, że nie są razem, nie zwracała na to uwagi. Uznała go za swoją własność i nie miała zamiaru go stracić na rzecz Katherine, która zjawiła się nie wiadomo skąd. Benson starała się prawie dwa lata, żeby Justin zwrócił na nią uwagę i kiedy teraz się jej to udało, nie mogła zrezygnować. Widziała jak na nią patrzył i wielokrotnie zastanawiała się co takiego ma w sobie Katherine, że przyciąga jego wzrok. Dla Jennifer Pierce była zwykłą szmatą, która zjawiła się nagle i myśli, że może wszystko. Nie bała się jej ani trochę, a jej groźby nie robiły na niej wrażenia. Opuściła salę tylko dlatego, że Justin ją wyrzucił, a ona nie chciała go denerwować. Postanowiła na nią poczekać na parkingu i kiedy tylko ją zobaczyła, podeszła do niej. Szarpnęła ją za ramię, przez co stały twarzą w twarz. Jennifer patrząc w jej oczy, przez chwilę poczuła się tak, jakby zmroziło ją od środka, ale zignorowała to.
-Masz zostawić Justina w spokoju-syknęła.
-Nie interesuje mnie twój chłopaczek. Teraz możesz już sobie iść. Nie mam czasu-powiedziała, odwracając się. Benson nie miała zamiaru skończyć tego tak, więc ponownie ją szarpnęła.
-Nie dotykaj mnie, kurwo-warknęła.
-Masz go zostawić, rozumiesz?-dokładnie wypowiedziała każde słowo.
-Bo co?-Katherine skrzyżowała ręce na piersi.
-On jest mój-powiedziała pewna siebie, na co Katherine się zaśmiała.
-Jesteś pewna?-uniosła prawą brew, kiedy się opanowała. Jennifer przez chwilę milczała, jednak kiedy otworzyła usta, zająknęła się mówiąc „tak”. W tym momencie nie była pewnych słów i zastanawiała się, czy aby na pewno Justin był jej.
_____________
Przepraszam za opóźnienie, ale internet w moim domu, to jakaś porażka.
Kolejny rozdział przewiduję w sobotę, ale nic nie obiecuję. Jeżeli się postaracie, to nawet wcześniej :)
Teraz cztery najważniejsze sprawy!
1. Jeżeli chcecie być na bieżąco, to dodawajcie bloga do obserwowanych ( ewentualnie mogę informować was na tt, jeżeli chcecie)
2. Na wszelkie pytania typu "kiedy następny?" i inne odpowiadam TYLKO na asku
3. Przypominam, że opinię możecie pisać też na tt pod tagiem #LCCYL
4. Jeżeli chcecie pod tym tagiem mogę umieszczać spojlery kolejnych rozdziałów
POLECAM
http://bizzle-opowiadanie.blogspot.com/
Przepraszam za opóźnienie, ale internet w moim domu, to jakaś porażka.
Kolejny rozdział przewiduję w sobotę, ale nic nie obiecuję. Jeżeli się postaracie, to nawet wcześniej :)
Teraz cztery najważniejsze sprawy!
1. Jeżeli chcecie być na bieżąco, to dodawajcie bloga do obserwowanych ( ewentualnie mogę informować was na tt, jeżeli chcecie)
2. Na wszelkie pytania typu "kiedy następny?" i inne odpowiadam TYLKO na asku
3. Przypominam, że opinię możecie pisać też na tt pod tagiem #LCCYL
4. Jeżeli chcecie pod tym tagiem mogę umieszczać spojlery kolejnych rozdziałów
POLECAM
http://bizzle-opowiadanie.blogspot.com/
To jest B O S K I E! Nie mogę doczekac sie, kiedy Justin dowie sie kim jest Angel i wgl asdfghjklc
OdpowiedzUsuńbtw uhuhu pierwsza
Cudowny *-* nie mam nic więcej do powiedzenia <3
OdpowiedzUsuńKochanie, wybacz mi ten krótki komentarz, jakim jest słowo: MISTRZOWSKIE! ;D
OdpowiedzUsuńAle jako, że odcięli mi internet, mam mnóstwo zaległości, dlatego nie mogę zdobyć się na nic dłuższego. Obiecuję, że od teraz będę lepiej komentować Twój blog. <3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
O tak jak najszybciej błagam!!! Rozdział jak zwykle święty zresztą tak jak całe opowiadanie. Nie rozumiem tylko za co Katherine urządziła tak Justina. Eh ja tępa
OdpowiedzUsuńOj, bo pewnie Jay spowodował wypadek jej rodziców czy jej i Zena...
OdpowiedzUsuń