Aurora rozumiała reakcję Katherine. Na takie wieści nigdy nie można się przygotować. Nie codziennie dowiadujesz się, że człowiek, którego kochałaś i przez cale życie nazywałaś tatą, nim nie jest, a twoja matka zdradzała swojego męża, bo jak inaczej można go nazwać w takiej sytuacji, w dodatku jej kochanek okazuje się twoim biologicznym ojcem. Carter bardzo dobrze pamiętała moment, kiedy się o tym dowiedziała. To było miesiąc przed ich wypadkiem. Wtedy postanowiła przeprowadzić się do Kanady. Nie mogła pozwolić na rozpad tej rodziny. Głównie chodziło jej o Katherine. Nawet, jeżeli wtedy szesnastoletnia Pierce uważała się za dorosłą to potrzebowała obojga rodziców, a taka wiadomość mogłaby zrujnować jej życie. Miała wyrzuty sumienia, że się jej nie udało. Przecież mogła zatrzymać to dla siebie, a Katherine do końca życia żyłaby w przekonaniu, że jej ojciec nie żyje. Pomimo najszczerszych chęci musiała jej powiedzieć. Nie chciała, żeby Williams za bardzo się do niej zbliżył. Zdawała sobie sprawę, że nie najlepiej wpłynie to na Katherine, mając na uwadze to ile przeszła w ciągu ostatnich trzech lat. Pozwoliła jej wybiec, nie zatrzymała jej, ale kiedy minęło 6 godzin, a Katherine nie dawała znaku życia, Aurora zaczęła się martwić.
Zbliżała się godzina 21, na zewnątrz zrobiło się ciemno. Dzwoniła do niej, ale bez skutku. Nerwowo zaczęła chodzić po salonie w tą i z powrotem. Nie wiedziała co ma zrobić. Próbowała się domyślić, gdzie teraz może być Katherine. Wiedziała, że siostrzenica jest dość wybuchowa, więc pierwszą osobą, o której pomyślała był Williams. Chociaż szczerze go nienawidziła, musiała się przemóc i do niego zadzwonić. Nie miała wyboru, jeżeli on mógł wiedzieć gdzie znajduje się Pierce. Wybrała jego numer, a on odebrał po trzech sygnałach.
-Aurora, już się za mną stęskniłaś?-jego śmiech przyprawiał ją o mdłości.
-Widziałeś się dzisiaj z Katherine?-nie miała zamiaru mówić mu co się stało. Chciała jedynie informacji.
-Nie. Dobrze wiesz, że nie pozwoliłbym mojej córce pracować w takim stanie-przewróciła oczami.
Jaki troskliwy tatuś się z niego zrobił. Skoro tak, to czemu pozwala jej na prace w takim miejscu.
-Czemu o to pytasz? Gdzie jest Kathy?-stał się niecierpliwy. Pomimo wszystko Luke miał jeszcze ludzkie odruchy, ale tylko względem Katherine. Martwił się o swoja córkę.
-Nie ważne-nie pozwoliła mu odezwać się ponownie i zakończyła połączenie.
Gdzie jesteś, Katherine?
Tym razem nie musiała się zastanawiać. Od razu wybrała jego numer.
-Halo?-usłyszała jego zachrypnięty głos.
-Justin, wiesz gdzie jest Katherine?-miała nadzieję, że on to wie. Nie bez powodu poprosiła go, żeby miał oko na Katherine, kiedy jej nie było. Ufała mu. Martwiła się o nią. Po tym, czego się dowiedziała odnośnie jej pobytu w szpitalu i kiedy zobaczyła blizny na jej nadgarstkach, nie mogła jej zostawić samej, a jednocześnie nie mogła tutaj zostać, wiec wybór padł na Biebera.
-Nie. Stało się coś?-w jego glosie słychać było troskę.
-Powiedziałam jej coś, ona wybiegła z domu i do tej pory nie wróciła, nie odbiera komórki...-z każdym kolejnym słowem Aurory serce Justina przyśpieszało. Nie zastanawiał się ani chwili, przerwał jej monolog i od razu złożył obietnicę, że ją znajdzie.
W tym samym czasie Katherine znajdowała na niedużej polanie w środku lasu, który znajdował się za miastem. Nie miała już sił. Cały magazynek pistoletu wywaliła w jedno drzewo, ale nawet to jej nie uspokoiło. Zamierzała pojechać do Williamsa, ale zrezygnowała z tego. Nie chciała na niego patrzeć. Cmentarz też nie był najlepszą opcją, więc wybrała miejsce, gdzie nikt jej nie znajdzie. To tutaj zawsze mogła pobyć sama. Opierała się o maskę swojego samochodu i wpatrywała się w krajobraz przed sobą. Światła reflektorów oświetlały okolice. Pomimo tego czym się zajmowała, Katherine nie znosiła ciemności. Pierwszy szok minął. Teraz zaczęła się zastanawiać dlaczego.
-Ile jeszcze będziesz się mną bawił? Kurwa, nie jestem z kamienia. To nie jest śmieszne! Musisz rujnować moje życie?-spojrzała w ciemne niebo, na którym widoczne były gwiazdy. Nadal nie rozumiała dlaczego dzieje się to wszystko. Najpierw zmarli jej rodzice, potem Brian, za którym mimo wszystko tęskniła. Nie był idealny, ale ją kochał i zawsze był z nią, kiedy go potrzebowała. Miłość była tym uczuciem, za którym Katherine tęskniła najbardziej. Tak bardzo chciałaby, żeby ktoś przy niej był. W tym momencie odezwał się jej telefon. Wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a ona pokręciła głową z rozbawieniem, kiedy na ekranie zobaczyła nazwę kontaktu. Nawet teraz potrafił poprawić jej humor, chociaż na chwilę.
-Bieber, czego chcesz?-westchnęła.
-Skąd wiedziałaś, że to ja?-zagadnął.W głębi duszy rozsadzało go ze szczęścia, że nic jej nie jest, że słyszy jej głos.
W tym samym czasie Louis dal mu znak ręką, żeby kontynuował rozmowę. Z pomocą Tomlinsona chciał namierzyć jej telefon, bo był pewny, że sama mu nie powie, gdzie jest.
-W drodze wyjaśnienia, nie jesteś najprzystojniejszym facetem na Ziemi-mimowolnie zachichotała.
-Tak?-przeciągnął.-Więc skąd wiedziałaś, że to ja? Ty też tak uważasz, nie oszukuj się-na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Wiedziałam, że to ty, bo jaki inny kretyn zapisuje się w ten sposób? Tylko ty.
-Nie potrafisz kłamać.
-A kto powiedział, że to robię? Masz chore wyobrażenia. Zgłoś się do psychiatry zanim będzie za późno.
-Pójdziesz ze mną?-przeciągał to możliwie jak najdłużej, kiedy Louis dał mu kolejny znak, że już za chwilę mu się uda.
-Ja nie jestem chora, więc nie.
-Jeszcze zmienisz zdanie-rozłączył się, bo Lou wskazał mu miejsce na mapie, gdzie znajdowała się Katherine. Był zdziwiony, że ona też zna to miejsce.
-Przy okazji, jeżeli ona na ciebie poleci to będziesz miał ogromne szczęście -zadrwił.
-Zamknij się, Louis. Lepiej pilnuj swojej Megan.
-Nie martw się, pilnuję-Justin tylko pokręcił głową i wybiegł z domu. Wsiadł do samochodu i wcisnął pedał gazu. Chciał jak najszybciej się tam znaleźć, bo wiedział, że ma ze sobą broń i nie był pewny czy do głowy nie przyjdzie jej żaden głupi pomysł. Leśna droga trochę go spowolniła, ale końcu udało mu się dojechać.
Kiedy Katherine zauważyła światła innego samochodu, obróciła się i jęknęła, kiedy zobaczyła samochód Justina.
-Jakim cudem mnie znalazł?-mruknęła do siebie.
-Co się stało, kochanie?-oparł się o maskę jej auta, tuż obok Katherine. Z jednej strony Pierce chciała zostać sama, a z drugiej potrzebowała kogoś obok siebie. Justin w tym czasie bardzo uważnie lustrował sylwetkę dziewczyny. Tym razem nie zwracał uwagi na jej kształty. Szukał czegokolwiek, zadrapań, otarć, ran. Uśmiechnął się w duchu, kiedy nic takiego nie zauważył.
-Możesz mnie przytulić?-Justin ledwo to usłyszał, bo Katherine powiedziała to niemal bezgłośnie. Nie odpowiedział, tylko to zrobił. Zamknął ja w uścisku, uważając na szwy, i pocierał jej plecy.
Właśnie tego Pierce potrzebowała. Kilka minut później oderwali się od siebie. Justin stanął miedzy jej nogami, kiedy dziewczyna nadal opierała się o maskę auta.
-Co się dzieje? Nigdy nie chcesz, żebym cię dotykał.
Katherine powiedziała mu to co usłyszała od swojej ciotki. Oczy Justina o mało nie wyszły z orbit. Ponownie ją przytulił.
Katherine ukradkiem zaciągała się zapachem perfum szatyna. Kilka miesięcy temu zastrzeliłaby go od razu, gdyby znajdował się tak blisko, jak teraz. Dzisiaj była mu wdzięczna, że jest.
Oddalili się od siebie. Stali tam patrząc sobie w oczy. Katherine przypominało to scenę z filmu, w którym bohaterowie patrzą sobie w oczy z uwielbieniem przy świetle księżyca. Może właśnie dlatego nie znosiła romansów. Romantyczne gesty nie robiły na niej wrażenia. Zdecydowanie wolała obejrzeć horror i zjeść pizze, niż wciskać się w drogą sukienkę i iść do restauracji, w której ceny windują nawet do tysiąca dolarów.
-Dobra, teraz możesz się odsunąć-przerwała ciszę pomiędzy nimi.
-A co jeżeli nie chcę?-na twarzy miał ten bezczelny uśmieszek.
-To już twój problem-wzruszyła ramionami.
-Raczej nasz, kochanie-jego pewność siebie strasznie irytowała Pierce.
-Błagam cie...-nie pozwolił jej dokończyć.
-Spokojnie, jeszcze nie zaczęliśmy, a ty już mnie błagasz-chciał poprawić jej humor, więc wolał żeby była wściekła na niego i zapomniała na chwile.
-Niczego nie będziemy zaczynać, durniu-odepchnęła go od siebie tylko dlatego, że Justin nie stawiał oporu i jej na to pozwolił.
-Chciałam powiedzieć, żebyś zmądrzał-nawiązała do swojej wcześniejszej wypowiedzi, którą jej przerwał.
-Dobra, możemy kłamać. Więc powiem, że jesteś strasznie słodka-z tym wyjątkiem, że mówił prawdę, ale nie chciał żeby Katherine o tym wiedziała.
-Debil-warknęła.
-Wiem, że jestem mądry, nie musisz mi tego mówić-sam z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
-Bieber, idź stąd-jęknęła.
-Czyli mam zostać. Tylko nie jęcz w ten sposób.
-Bo co?-odpyskowała.
-Bo tak.-nie mógł jej powiedzieć, że to go podniecało.
-Irytujący idiota.-chciała wsiąść do samochodu, ale szatyn jej to uniemożliwił, blokując drzwi ręką. Obrócił Katherine w swoja stronę i przycisnął swoje usta do jej. Ręce Pierce wylądowały na jego karku, a jego- na jej biodrach. Pocałunek był zachłanny.
Justin nie przyznałby się nawet sam przed sobą, że mógłby to robić codziennie, a pocałunki z Katherine były najlepsze, inne. Takie jakie kiedyś miał z Rose, wtedy kiedy jeszcze ją kochał. Musiał wyrzucić te myśli z głowy. Nie chciał do tego wracać, bo to sprawiało mu ból.
Oderwali się od siebie, kiedy zabrakło im powietrza. Stykali się czołami i próbowali unormować swoje oddechy, a ich ręce nie zmieniły swojego położenia. Jednocześnie patrzyli sobie w oczy. Justin próbował rozszyfrować dziewczynę, ale ona za każdym razem skutecznie mu to utrudniała. Przecież wiedział o niej naprawdę dużo, a wszystkie momenty, kiedy uspokajał ją, gdy miała koszmary, wtedy w Vegas nie mogły być fałszywe. Był przekonany, że właśnie wtedy miał przed sobą prawdziwą Katherine. Problem w tym, że ona bardzo szybko zamykała się na wszystko.
-Teraz grzecznie wrócisz ze mną do domu.
-A co, jeżeli się nie zgodzę-skrzyżowała ręce na piersi.
-Jedziesz ze mną-po tonie jego głosu można było się domyślić, że nie przyjmuje odmowy.
-Sama tu przyjechałam i sama wrócę-syknęła z powodu bólu i instynktownie jej ręka znalazła się w miejscu jej rany.
-Akurat ci pozwolę-posadził ją na miejsce pasażera, a sam zajął miejsce kierowcy.
-A co z twoim samochodem?
-Boże, jaka ty jesteś upierdliwa-przewrócił oczami. Katherine tylko wzruszyła ramionami.
Justin zaparkował auto przed domem Pierce. Katherine od razu weszła do środka i bez słowa, mijając ciotkę, która odetchnęła z ulgą na widok swojej siostrzenicy, zniknęła w swoim pokoju. Była zmęczona, musiała odpocząć, zwłaszcza że jutro zamierzała stanąć twarzą w twarz ze swoim biologicznym ojcem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie taki moment Jatherine ( Katherine+Justin)
Katherine tęskni za Brianem. Jak myślicie, ona nadal go kocha?
Nie jestem sama w stanie ocenić tego rozdziału, wiec zostawiam to wam, chociaż przyznam, że mi się podoba, a to chyba najważniejsze xx
Szkoda, ze weekend mija tak szybko ehh
Teraz ogłoszenia parafialne!
W następnych rozdziałach skupimy się trochę na Legan (Megan+Louis), bo ostatnio ich zaniedbałam , ale to nie znaczy, że zabraknie tam Justina i Katherine :)
Dziękuję, że jesteście i, że czytacie moje wypociny :*
1. Pod hashtagiem tego ff #LCCYLff mogę umieszczać cytaty z rozdziałów, zanim zostaną opublikowane, ale tylko jeżeli chcecie.
2. W czwartek zmieniam szablon, bo został on wykonany, a ja na razie mam problem z netem i nie mogę go ustawić.
Powiem wam, że ja o mało nie padłam na zawał, kiedy go zobaczyłam.
Zakochałam się w nim i mam nadzieję, że wam też spodoba się tak samo, jak mi :)
Do piątku skarby <3
Ps. moja klawiatura sie buntuje i nie robi polskich znakow, wiec wszystko musze poprawiac za pomoca dotykowej, co zabiera mi mnostwo czasu.
Docencie to
Jak zwykle rozdział zajebisty <3 Myślałam że troche przedłużysz wątek Jatherine i może coś będzie na tyłach samochodu xd ale mi to nie przeszkadza :) nie mogę się doczekać piątku ;*
OdpowiedzUsuńSuper cczekam na next
OdpowiedzUsuńZajebiste jak zawsze uwielbiam
OdpowiedzUsuńkocham !
OdpowiedzUsuńCudowne to jest no! Jesteś mega!!!!
OdpowiedzUsuńaaaaaaaa czekam na nastepnyyy. *-* jeju omfggggf gsJklka
OdpowiedzUsuńSuperrrrr <3 nie moge sie doczekać ^^
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwie Katherine, że tak zareagowała na tę niezbyt miłą.. wiadomość. Chyba zrobiłabym to samo, będąc nią, chodź może bym całkowicie się załamała. Na szczęście Justin (nasz rycerz na koniu xd :D ) przyjechał do niej i o matko!! Przytulił, pocałował.. Jejku, gdy to czytałam, mój żołądek nieświadomie wywinął koziołka, awwwhh. :3 Uwielbiam Jatherine. ;D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego. ;3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/