Proszę was! Czytajcie notki pod rozdziałami (wiem, że czasami są strasznie nudne xD) i komentujcie, tak świetnie, jak ostatnio.
To będzie dla mnie najwspanialsza "zaplata" :) I to jedyne o co was proszę xx
Dziękuję za 12 obserwatorów! Jesteście wspaniali!
Kocham was <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Katherine*
Rozmawialiśmy dość długo. Byłam zdziwiona, że podczas tej rozmowy nie pokłóciliśmy się ani razu. Przyznaję, że jeżeli pozna się go lepiej, to nie jest taki zły.
-Chyba możemy powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi-stwierdziłam. Sama jestem zdziwiona, że te słowa wyszły z moich ust.
-Z korzyściami?-poruszył sugestywnie brwiami. Teraz siedziałam obok niego.
-Nie, idioto-uderzyłam go w ramię.
-Dobra, już nic nie mówię-mruknął i zaczął pocierać to miejsce. Potrafię uderzyć dość mocno, ale czy faktycznie go to zabolało?
-Idę wziąć prysznic-podniósł się z łóżka i skierował się w stronę łazienki. Po drodze ściągnął koszulkę przez głowę. Miałam świetny widok na jego bliznę w kształcie litery K na jego lewej łopatce. Mimowolnie się uśmiechnęłam, kiedy przed oczami pojawił mi się obraz tego, kiedy mu to zrobiłam.
-Justin-zatrzymał się i odwrócił.
-Co?
-Pamiętasz coś z tego wieczoru, kiedy cię pobili?-zawsze chciałam to wiedzieć, a raczej musiałam się upewnić.
-Nie. I cale szczęście dla tego kto to zrobił, bo inaczej...-zacisnął szczękę. Moje mięśnie się spięły. Wolałam nie słyszeć dalszej części tego, co chciał powiedzieć.
-Czemu pytasz?-uniósł jedna brew do góry.
-Z ciekawości-wzruszyłam ramionami. Justin tylko skinął głową i zniknął za drzwiami łazienki.
***
Następnego dnia wróciliśmy do Stratford. Wzięłam leki przeciwbólowe i pojechałam do klubu. Teraz będzie się tłumaczył. Mało mnie obchodziło, że nie powinnam prowadzić w takim stanie. Kilka minut później weszłam do jego gabinetu, trzaskając drzwiami.
-Co Thomas robił w Vegas?-warknęłam.
-Myślisz, że ja to wiem?-wrzasnął.
-Kurwa, ty tu wszystkim sterujesz, jak możesz nie wiedzieć?-byłam wściekła.
-Zamknij się!-powiedzenie, że był wściekły było błędem. Był jak wulkan, który za chwilę wybuchnie i zniszczy wioskę, która znajduje się pod nim. Po cholerę ludzie osiedlają się właśnie tam? Z resztą, po co ja się nad tym zastanawiam. Myślałam, że za chwilę się pozabijamy. Nie ma pojęcia dlaczego, ale oprócz złości wykazywał dziwną troskę o mnie. Nie rozumiem tego człowieka i chyba wcale nie chcę. Po kilku minutach wrzasków, uspokoiliśmy się.
-Nie pierwszy raz jestem ranna-syknęłam.-To nie powinno mieć miejsca.
-Wiem-westchnął.-Ale nie będziesz mogła pracować.
-Nadal masz Justin'a-wzruszyłam ramionami.
-A skoro mówimy o nim, to chcę ci zadać pytanie-spojrzał na mnie wyczekująco.-Jego siostra w ogóle istnieje?
-Czemu chcesz to wiedzieć?-skrzyżował ręce na piersi. Popatrzyłam na niego uważnie.
-On nie ma siostry, prawda?
-Skąd takie podejrzenia?-jego uśmiech był strasznie fałszywy.
-Znam cię. Chciałeś, żeby dla ciebie pracował, a wiedziałeś, że się nie zgodzi, więc wymyśliłeś ten pretekst.
-Po części masz rację.
-Po części?
-Musiał spłacić długi za swojego ojca, więc musiałem mu dać powód-wiedziałam. Ale co wspólnego z tym bagnem ma ojciec Justin'a? Tego nie chciał mi powiedzieć, ale i tak osiągnęłam swój cel, częściowo, ale zawsze. Ja wplątałam się w to sama, a on został zmuszony, więc muszę pomóc mu z tego wyjść. I nie chodzi mi o pozbycie się konkurencji.
Kiedy wróciłam do domu i usiadłam na kanapie, liczyłam na chwilę spokoju, ale moje modły nie zostały wysłuchane, bo chwilę potem wpadła Megan.
-Jezu, Katherine, nic ci nie jest?-przytuliła mnie. Puściła mnie dopiero po kilku minutach.
-Cholera, miałaś na siebie uważać-teraz była zła. Jej nastroje zmieniają się szybciej niż u Justin'a, ale wolę jej tego nie mówić.
-Megy, przecież żyję-westchnęłam.
-Że co?!-podniosła się z kanapy. Potem dostałam półgodzinny wykład o tym jaka jestem nieodpowiedzialna i takie tam. Czasami zachowuje się jak moja matka.
***
Następnego dnia musiałam się pojawić w szkole. Obiecałam ciotce, że ją skończę, więc muszę to zrobić. Nałożyłam swój codzienny makijaż, ubrałam się we wcześniej przygotowany zestaw ubrań i zeszłam na dół. W kuchni zastałam Justin'a. Siedział na krześle i pił kawę. Nie zdziwiło mnie to, w końcu włamuje się do mnie dość często.
-Przypominam ci, że mieszkasz po drugiej stronie-stanęłam przy nim.
-Wiem o tym, ale od teraz będę cię pilnował-był tak strasznie poważny, że zaczęłam się śmiać. Chociaż w moim stanie to nie jest najlepszy pomysł.
-Bieber, nie potrzebuję niańki-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Ja mam inne zdanie na ten temat-przewróciłam oczami. Płyta mu się zacięła? Ciągle powtarza to samo.
-Jak zawsze-sapnęłam. Odwróciłam się i zabrałam się za przygotowywanie kanapek i herbaty dla siebie.
-Tak w drodze przypomnienia, nadal wisisz mi śniadanie-pojawił się obok mnie.
-Dobra, ale potem się ode mnie odwalisz-przewróciłam oczami. Mam nadzieję, że się odpieprzy, bo to zaczyna mnie irytować. Ciągle jęczy o to śniadanie, więc niech mu będzie. Chcąc, nie chcąc zrobiłam mu kilka kanapek. Postawiłam talerz na środku stołu.
Kilka minut później wszystko zniknęło. Boże, ile on może zjeść? Justin uparcie wepchał we mnie dwa razy więcej, niż jem zazwyczaj. W tym momencie nawet protest nic nie dał.
-Czyli od teraz wpadam tu codziennie-to nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
-Ja nie jestem restauracja. Szukaj sobie kogoś innego. Najlepiej idź do Megan.
-Megan już napycha Louis'a, więc ty karmisz mnie-uśmiechnął się zadziornie.
-Masz dwie rączki, więc sobie poradzisz. Teraz wyłaź, bo zamykam dom-niechętnie wstał i wyszedł. Po drodze mruczał coś pod nosem, ale go nie słuchałam. Zakluczyłam drzwi i przeszłam do garażu. Już miałam wsiadać na miejsce kierowcy, kiedy ktoś mnie zatrzymał.
-Żartujesz sobie? Nie będziesz prowadzić-kolejny raz dzisiaj przewróciła oczami.
-Odsuń się-czy on zawsze musi podnosić mi ciśnienie?
-W takim razie ja prowadzę-wyrwał mi kluczyki z ręki.
-Oddaj mi to-warknęłam.
-Nie. Zawiozę cię-był poważny, a to w ogóle mi do niego nie pasowało.
-Debil-mruknęłam i zajęłam miejsce pasażera. Włączyłam radio i skupiłam się na słuchaniu piosenek. Droga minęła bardzo szybko.
-Oddawaj kluczyki-wystawiłam rękę, kiedy zatrzymał się na szkolnym parkingu. Zrobił to o co go prosiłam. Wysiadłam i uruchomiłam alarm.
-Razem też wracamy-puścił mi oczko. Zignorowałam go i ruszyłam w stronę budynku.
***
Zajęłam swoje stale miejsce przy naszym wspólnym stoliku na stołówce. Siedzieli tutaj Megan z Louisem. Oboje mieli wielkie uśmiechy na twarzach. Cieszyłam się, widząc ich szczęśliwych.
-I jak tam gołąbeczki?-uśmiechnęłam się do nich.
-A ty gdzie zgubiłaś swojego gołąbka?-Megan potrafi być strasznie zabawna. Można było się domyślić, że chodziło jej o Justina.
-Po pierwsze, on nie jest mój. Po drugie,...-ktoś nie pozwolił mi dokończyć.
-Kathy jest moja-usiadł obok mnie.
-Uderzyłeś się w głowę?-spojrzałam na niego.
-Nie, kochanie-cmoknął mnie w policzek.
-Słodcy jesteście-zmroziłam wzrokiem moja przyjaciółkę.
*Jennifer*
Wracałam z klubu. Nie wypiłam dużo, więc zdecydowałam się na powrót pieszo. Zbliżała się godzina czwarta. Latarnie oświetlały chodnik, po którym szłam. Ciszę wokoło przerywał stukot moich szpilek. Nagle poczułam silne szarpnięcie za ramię i zostałam wciągnięta między budynki. Światło latarni nie oświetlało tego miejsca. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy przed sobą obaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę.
-Ty jesteś Jennifer Benson?-spojrzał na mnie przenikliwie. Nawet jego spojrzenie mnie przerażało.
-T-tak-wydukałam. Nie byłam w stanie normalnie mówić.
-Świetnie się składa-uśmiechnął się szyderczo.-Musimy porozmawiać.
-Niby o czym?-nie wiem skąd we mnie ten dziwny przypływ odwagi. Ton mojego głosu mu się nie spodobał, bo po chwili poczułam pieczenie na policzku.
-Nie tym tonem, szmato-syknął.-Teraz się zabawimy-przycisnął mnie mocniej do ściany. Potem jego ręka znalazła się na moim udzie i zaczęła sunąć w górę.
-Zostaw mnie-próbowałam się szarpać, ale on złapał moje nadgarstki i ściskając, przytrzymywał je jedną ręką nad moją głową.
-Spokojnie, skarbie-wyszeptał tuż nad moim uchem. Smuga światła z przejeżdżającego samochodu oświetliła jego twarz. Był naprawdę przystojny. Uśmiechnęłam się zadziornie.
-Więc co chcesz zrobić?-powiedziałam kusząco.
-Będzie przyjemnie-uśmiechnął się. Przycisnął swoje usta do moich. Całowaliśmy się tak zachłannie, że nie zauważyłam, kiedy moje nogi owinęły się wokół jego bioder. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jednym, zwinnym ruchem wszedł we mnie, a z moich ust wydobył się jęk rozkoszy.
Kiedy skończyliśmy postawił mnie z powrotem na ziemi. Poprawiłam swoją sukienkę i chciałam odejść, ale zablokował mi drogę.
-To jeszcze nie wszystko.
-Czego jeszcze chcesz?-skrzyżowałam ręce na piersi. Ręką sięgnął do kieszeni, a zaraz potem w jego dłoni błysnęło srebrne ostrze.
-Co do cholery?-wydukałam.
-Masz pozdrowienia od Angel-przycisnął mnie do ściany.
-Ja jej nie znam. Nigdy jej nie widziałam-próbowałam mu wytłumaczyć.
-Za to ona zna cię bardzo dobrze-przyłożył nóż do mojego policzka. Moje serce zaczęło bić w zdwojonym tempie. Potem poczułam piekący ból, a kilka chwil później krew zaczęła spływać po mojej twarzy.
-Na następny raz uważaj z kim zaczynasz-uderzył moim ciałem o ścianę. Puścił mnie i odszedł. Osunęłam się w dól na ziemię, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
Kolejny raz obudziłam się z krzykiem. Ciągle ten sam sen. Szkoda, że zaczyna się tak przyjemnie, a kończy tak źle. Odruchowo dotknęłam swojego policzka, na którym przyklejony był duży plaster. Nie znosiłam na siebie patrzeć, na pewno nie wtedy, kiedy tak wyglądam. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego akurat ja? O Angel słyszałam w telewizji i na tym koniec. Przecież nie mam nic wspólnego z płatnym mordercą? Nigdy nie widziałam jej na żywo. Dopiero po chwili dotarło do mnie co ostatnio powiedziała mi Pierce w szkole. To nie możliwe. Zaczęłam się trząść ze strachu. Jeżeli Katherine ją zna, to w każdej chwili mogę stracić życie. Chciała mnie przestraszyć i udało się jej.
***
W szkole widziałam ich razem na stołówce. Wstąpiła we mnie złość. Pierce mi go nie zabierze. Skoro otwarcie nie mogę nic zrobić, to będę działać po cichu. Co z tego, że go zdradziłam? Przecież nie jestem jego dziewczyną, ciągle mi to powtarza. Nawet nie jestem pewna czy go kocham, ale to nie ma znaczenia. On jest mój. W tym momencie pomyślałam o jednej osobie. Dzięki pomocy wujka, bardzo szybko zdobyłam jej numer. Ucieszyłam się, kiedy zgodziła się ze mną spotkać.
Siedziałam w niewielkiej kawiarni, w samy rogu. Ściany były w beżowym kolorze. Mahoniowe stoliki i cała reszta tworzyła świetną całość. Moje obserwacje przerwał dzwonek, który oznajmiał przybycie kolejnego klienta. Do lokalu weszła całkiem wysoka brunetka. Rozglądała się przez chwilę, a potem skierowała się w moją stronę.
-Jennifer Benson?-zapytała. W odpowiedzi skinęłam głową.
-Miło mi cię poznać, Rose -uśmiechnęłam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak późno :c Ale jest :)
Nasz Justin zrobił się strasznie opiekuńczy :)
Jaki dług miał ojciec Justin'a wobec Luke'a?
Teraz wiecie, że jego siostra nie istnieje. Czy Kathy mu o tym powie?
Mówią, że za głupotę się płaci i Benson będzie tego najlepszym dowodem
ups chyba za dużo zdradziłam
Co zrobi Rose?
Czy coś grozi Katherine albo Justin'owi?
Do niedzieli <3
Teraz mały komunikat do zuzaaaxo!
Skoro tak bardzo chcesz to prosiłabym cię o polecanie tego ff. Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt dużo :)
Yey! Pierwsza! Piszesz świetnie! Błagaaaamm dodaj szybko kolejny! Kocham <3
OdpowiedzUsuńNo cudowny jest. Jak kazdy zresztą :D / @Monika_jdb
OdpowiedzUsuńPolece poleece skarbie ;) już poleciłam przyjaciółce, bd polecać dalej! Świetnie ci to idzie skarbie ;)
OdpowiedzUsuńCudowneee *-* czekam nn :* . <3 . !
OdpowiedzUsuńna prawdę genialny rozdział hsksbsksjs jestem ciekawa co będzie później i czekam z niecierpliwością na następny xx kurcze idk co jeszcze napisać hahha /twoja księżniczka haha :D
OdpowiedzUsuńcudo *.*
OdpowiedzUsuń