Powiedziałam wam, że rozdział pojawi się w piątek, ale kiedy przeczytałam komentarz, w którym ktoś napisał, że znowu musicie czekać to...
Wiem, że ciągle was zawodzę, chociaż bardzo się staram tego nie robić.
Więc spięłam się. Zarwałam część nocy, ale jest. Nie jest najlepszy, ale cóż...
Teraz rozdziały będę dodawała w soboty i niedziele, bo w piątki się nie wyrobie, a rodzeństwo utrudnia mi dostęp do komputera.
Nie będę dłużej zanudzać. Miłego czytania. Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Wyszedł taki ... idk jak go określić, wiec ocenę zostawiam wam.
I jak wam się podoba szablon?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~
Pierwszy raz pisałam tego typu scenę, więc jeżeli mi nie wyszło to przepraszam
Wiem, że ciągle was zawodzę, chociaż bardzo się staram tego nie robić.
Więc spięłam się. Zarwałam część nocy, ale jest. Nie jest najlepszy, ale cóż...
Teraz rozdziały będę dodawała w soboty i niedziele, bo w piątki się nie wyrobie, a rodzeństwo utrudnia mi dostęp do komputera.
Nie będę dłużej zanudzać. Miłego czytania. Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Wyszedł taki ... idk jak go określić, wiec ocenę zostawiam wam.
I jak wam się podoba szablon?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Katherine patrzyła w szoku na auto Louisa, które było praktycznie wbite w ścianę magazynu. Megan upadła na kolana, a łzy zaczęły wylewać się litrami z jej oczu. Nie potrafiła tego zatrzymać. W jednym momencie jej ciało sparaliżowało. Nie była w stanie się ruszyć. Mogła tylko patrzeć na to co się dzieje dookoła.
Justin puścił się biegiem w stronę rozbitego samochodu Louisa, a Katherine dołączyła do niego po chwili. Jeszcze minutę temu była gotowa urwać mu głowę, ale teraz nie to było najważniejsze. Głowa Louisa oparta była na szybie od strony kierowcy. Kiedy Bieber otworzył drzwi jego ciało wypadło z auta, ale Justin zdążył je złapać, zanim zderzyło się z betonem. Wyciągnął go i położył na ziemi. Był blady, jego powieki były zamknięte. Na twarzy miał kilka zadrapań, gorzej było z resztą ciała. Odłamki szkła z przedniej szyby wbiły się w jego tors, a z jego nogi wystawała kość.
Katherine wystarczyła chwila, wyciągnęła telefon i wezwała pogotowie. Nie zamierzała mówić prawdy, więc wcisnęła kit dyspozytorce o utracie panowania nad kierownicą. W tym czasie Justin sprawdził puls Louisa. Odetchnął z ulgą, kiedy wyczuł tętno.
-Musimy usztywnić mu nogę-Katherine ukucnęła z drugiej strony ciała Tomlinsona. Z kieszeni wyciągnęła składany nóż, który zawsze nosiła ze sobą, i rozcięła nogawkę jego spodni. Fragment jego kości przebił skórę, z rany ciekła krew. Justin przyglądał się jej poczynaniom. Na rękojeści noża zauważył inicjały "K.P.", ale nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Gdyby to zrobił, zapewne już wtedy odkryłby prawdę.
-Przynieś mi apteczkę-rzuciła i wyprostowała nogę Louisa. Nie brzydziła się tym. Wiele razy widziała gorsze rzeczy. Pozostawała niewzruszona, chociaż w środku trzęsła się jak galareta. Justin zrobił to, o co prosiła. Kiedy ludzie usłyszeli odgłos syren policyjnych zaczęli w pośpiechu wsiadać do aut i odjeżdżać.Żadne z nich nie zainteresowało się tym co się dzieje z Louisem.
Katherine owinęła bandaż elastyczny wokół rany, aby unieruchomić kończynę. W tym momencie zjawiła się policja i karetka. Tomlinsona natychmiast zabrano do szpitala.
Cwany uśmiech zagościł na twarzy Katherine, kiedy jednym z policjantów okazał się wujek Jennifer. Zignorowała go i podeszła do Megan, pomogła jej wstać i przytuliła ją. Johnson była tak roztrzęsiona, że nie docierało do niej co się dzieje. W tym momencie chciała, żeby Louis ja przytulił i powiedział to swoje banalne zdanie, że wszystko będzie w porządku. Rozmową z policjantami zajął się Bieber. On sam był w szoku i nie do końca docierało do niego to, co się stało kilka minut temu.
-Jak to się stało?-zapytał jeden z nich.
-Nie mam teraz czasu na idiotyczne rozmowy z wami-warknął i odszedł. Katherine i Megan wsiadły do jego auta, a on skierował się w stronę szpitala.
Kilka minut później cała trójka czekała w poczekalni. Louis natychmiast został zabrany na blok operacyjny.
Megan schowała twarz w dłoniach i w myślach błagała Boga o to, aby Louis przeżył.
Justin patrzył w jeden punkt na ścianie. Katherine targała złość, kiedy tylko na niego spojrzała, ale to nie był odpowiedni czas i miejsce na to. Zaraz potem kolejny raz zjawili się policjanci.
-Jak to się stało?-zwrócili się do Katherine.
-Wpadł w poślizg, stracił panowanie nad kierownicą i zderzył się ze ścianą-odparła spokojnie. Wujek Jennifer patrzył na nią z nienawiścią w oczach.
-Co się tak na mnie gapisz, Mark?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie tym tonem, gówniaro-syknął. Sam widok Pierce podnosił mu ciśnienie. Od dwóch lat próbował znaleźć na nią dowody i zawsze walił głową w mur. Najbardziej irytowała go jej pewność siebie.
-Spokojnie, stres szkodzi-na twarzy miała ironiczny uśmiech.
-Co ty tam robiłaś?-zapytał podchwytliwie.
-Mieliśmy się tam spotkać we czwórkę. Louis miał dotrzeć jako ostatni, a resztę już wiecie-każdą wymówkę wymyślała na poczekaniu. Justin wreszcie obrócił twarz w jej stronę. Był pod wrażeniem, słuchał jej rozmowy od początku, chociaż na to nie wyglądało. I jak zawsze Katherine go zaskakiwała. Pomimo tego co się stało zachowała zimną krew.
-Gdybyście przypomnieli sobie coś jeszcze, to zgłoście się na komisariat-zwrócił się do nich w profesjonalny sposób, chociaż nie przychodziło mu to łatwo. Znał każdą osobę z tej trójki. Justina i Katherine widywał najczęściej, a Megan na komisariacie wylądowała tylko raz. Nie znosił ich.
Policjanci odeszli, a na korytarzu zapanowała cisza.
Dwie godziny później Louisa przewieziono na salę. Chociaż lekarze powtarzali Megan, że najwcześniej obudzi się jutro po południu, ona nadal siedziała przy jego łóżku. Trzymała jego dłoń i patrzyła na jego podrapaną twarz. Mówiła tak cicho, że praktycznie nie można było tego usłyszeć.
-Niech on się obudzi. Błagam cię. Nie chcę nic innego.
Z tego co dowiedziała się Katherine miał otwarte złamanie nogi, pękniętą wątrobę, wstrząśnienie mózgu i liczne otarcia. Miał naprawdę dużo szczęścia. Powieki Katherine stawały się coraz cięższe, więc zdecydowała się na kawę. Udała się do bufetu. Kilka chwil później popijała parujący płyn. Po drodze minęła się z Justinem. W tym momencie złość przejęła nad nią kontrolę. Wyrzuciła kubek do śmieci i szarpnęła go za rękę. Justin obrócił się w jej stronę ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-O co...-nie zdążył dokończyć.
-Wyjaśnij mi, jakim cudem jeszcze możesz oddychać po tym co zrobiłeś?-warknęła.
-O czym ty mówisz?
-Nie udawaj idioty. Nie masz żadnych wyrzutów sumienia? Jak mogłeś zabić niewinne dziecko?-ton jej głosu ciął powietrze.
-Jakie dziecko?-Justin nadal nie miał pojęcia o czym mówi Katherine.
-Rose była w ciąży, a ty ja pobiłeś i poroniła. To temu ciągle się wkurzasz, kiedy ją widzisz albo ktoś o niej wspomina?-mięśnie Justina się spięły. Ogarnęła go złość i zanim się zorientował, słowa wypłynęły z jego ust, jak potok.
-Nigdy nie uderzyłem Rose. Była w ciąży, ale nie ze mną. Nie zabiłem tego dziecka. Dowiedziałem się o tym, po tym jak je usunęła-syknął. Obrócił się na pięcie i wyszedł z budynku. Katherine patrzyła w szoku na oddalającą się sylwetkę chłopaka. Wiedziała, że Rose zdradzała swojego chłopaka, jak się potem dowiedziała Justina, ale to... Nie miała pojęcia komu wierzyć i to było najgorsze.
Justin wsiadł do samochodu i uderzył kilka razy w kierownicę, żeby rozładować złość, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Nie chciał o tym pamiętać, nigdy nikomu o tym nie mówił, aż do teraz. Nadal bolało go to co zrobiła Rose. Wtedy minął zaledwie tydzień od pogrzebu jego rodziców. Nie zdążył dojść o siebie po jednej tragedii, a dowiedział się, że Rose usunęła ciąże, a dziecko nawet nie było jego. To właśnie wtedy zamknął się w sobie. Stał się aroganckim dupkiem, który nie dba o uczucia innych. Tak bardzo nie chciał do tego wracać.
Katherine nie miała zamiaru szukać Justina. Nie teraz. Sama starała się przyswoić to co usłyszała kilka chwil temu. Udała się do sali Louisa. Megan zasnęła przy jego łóżku. Nie chciała jej budzić, więc się wycofała. Postanowiła wrócić do domu. Jej obecność tutaj niczego by nie zmieniła.
Dochodziła godzina 2. Niska temperatura dała o sobie znać, w końcu był dopiero marzec, zwłaszcza, że Katherine miała na sobie szorty. Wyszła z budynku szpitala i rozejrzała się po parkingu. Nadal stało tu auto Justina, więc dziewczyna podeszła w jego stronę. Bieber miał ułożoną głowę na rękach, które znajdowały się na kierownicy. Obeszła samochód i wsiadła do środka. Panowała cisza, a ona nie wiedziała co powiedzieć, żeby ją przerwać.
-Kto ci powiedział?-usłyszała jego zachrypnięty głos, a potem pociągnął nosem. On płakał. Katherine była w szoku, bo nigdy nie widziała łez u niego i nie spodziewała się ich zobaczyć.
-Rose. Powiedziała, że ja biłeś.
-Oczywiście jej uwierzyłaś-rzucił sarkastycznie.
-Niby co miałam zrobić?-wyrzuciła ręce w powietrze. -Jestem mordercą, ale dzieci to inna sprawa. Wkurwiłam się.
-Kochałem ją. Nigdy bym jej nie uderzył-podniósł głowę i Katherine mogła zobaczyć jego zaczerwienione oczy.
-Jak się dowiedziałeś?-zapytała cicho.
-Naćpała się i wszystko mi powiedziała-jego głos się łamał. Nie potrafił tego powstrzymać. Kochał Rose i mówienie o tym nie sprawiało mu przyjemności. Teraz nie był w stanie nawet patrzeć na tę dziewczynę.
Justin siedział na kanapie i czekał na powrót swojej dziewczyny. W końcu drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka, chwiejnym krokiem, weszła Rose.
-Justin, skarbie-bełkotała. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem. Prawie codziennie widział ją w takim stanie. Sam nie zdążył się pozbierać po pogrzebie rodziców, ale nie miał czasu o tym myśleć, bo ciągle zajmował się Rose, a przecież to ona powinna go wspierać. Dziewczyna podeszła do niego, chichotając bez powodu. Wszystko było spowodowane sporą ilością alkoholu i amfetaminy.
-Muszę ci coś powiedzieć-zaśmiała się. Justin patrzył w jej oczy i zauważył rozszerzone źrenice. Nie mógł nic poradzić na to, że Rose była uzależniona. Starał się jej pomóc, ale ona ciągle go odrzucała i twierdziła, że wszystko jest w porządku.
-Co takiego?
-Byłam w ciąży-oczy Justina się rozszerzyły.
-Ale jak to byłaś?-w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
-Rose, co zrobiłaś?-zapytał spokojnie, chociaż w środku się w nim gotowało, a jego żołądek skręcał się ze zdenerwowania.
W jego głowie ciągle odtwarzał się moment, kiedy usłyszał coś, czego nie chciał słyszeć.
"Nie było twoje. Usunęłam je. Nikomu nie było potrzebne."
-Mogła je urodzić. Nie zostawiłbym jej. Nie obchodziłoby mnie, że nie jest moje-wpatrywał się w przednią szybę.
-Przepraszam-obrócił głowę w jej stronę.
-Za co?-zmarszczył czoło.
-Nie uwierzyłam ci.
-Nie musiałaś-wzruszył ramionami.
-Nie musisz udawać, że cię to nie rusza. Też masz uczucia, nawet jeżeli chcesz o nich zapomnieć-chciała wysiąść, ale złapał ją za nadgarstek.
-Odwiozę cię-w odpowiedzi skinęła głową.
Parę minut później zaparkował przed domem Katherine.
-Dziękuje-przytulił się do niej.
-Nie masz za co. Ty też mi pomagałeś-wzruszyła ramionami.
-Wejdziesz do mnie?-zapytał z desperacją w głosie. Nie chciał być teraz sam.
-Jasne-posłała mu delikatny uśmiech. Sama nie wiedziała dokładnie dlaczego się zgodziła. Chyba dlatego, że wiedziała co to samotność. W szpitalu była sama dopóki nie pojawił się Mike. Najwidoczniej ruszyło ją sumienie.
Weszli do domu Justina, zdjęli buty i od razu skierowali się do salonu. Justin wyciągnął butelkę wódki i podał ją Katherine. Dziewczyna od razu upiła łyk i poczuła, znane jej, pieczenie w przełyku. Potrzebowała tego, bo informacje i wydarzenia tych dwóch dni, to było dla niej stanowczo za dużo. Oddała mu butelkę, a on powtórzył to co ona.
-Chciałeś mieć dzieci z Rose?-wypaliła, siadając na kanapie.
-Zawsze chciałem mieć trójkę i wydawało mi się, że ona jest tą, która mi je da, ale się pomyliłem-upił kolejnego łyka.
-A ty chcesz mieć dzieci?
-Nigdy o tym nie myślałam, bo...-urwała na chwile.-Bo chciałam jedynie znaleźć tego kto zabił mi rodziców i spokojnie umrzeć, a cała reszta nie miała dla mnie znaczenia-wzruszyła ramionami.
-Chciałaś się zabić?-jego mięśnie się spięły.
-Nadal chce-odparła obojętnie.
Kiedy opróżnili dwie butelki, przestali kontaktować co się dzieje. Obojgu szumiało w głowach, a Justin koniecznie chciał o tym nie myśleć, chociaż przez chwilę.
-Pocałuj mnie-wypalił.
-Co?-popatrzyła na niego w szoku.
-Proszę...
Katherine zbliżyła swoją twarz do jego i delikatnie musnęła jego usta. Chłopak pogłębił pocałunek i pociągnął Pierce na swoje kolana. Ona owinęła ręce wokół jego karku, a jego znalazły się na jej biodrach. Kiedy Justin chciał wsunąć język do jej buzi, Katherine oderwała się od niego.
-Nie-pokręciła głową.-To obrzydliwe.
-Nigdy nie całowałaś się z języczkiem?-uśmiechnął się cwanie.
-Raz, ale to obleśne-skrzywiła się. Katherine nie widziała sensu we wpychaniu sobie nawzajem języka do gardła. Jej zdaniem pocałunek miał zawierać w sobie emocje i nie polegał na mieleniu językiem w buzi partnera.
-Jak sobie życzysz, kochanie-ponownie przywarł do jej warg. Katherine nie protestowała. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Pomimo wszystko chciała tego, chciała być kochana. Justin podniósł się z kanapy i razem z Katherine, której nogi owinięte były wokół jego bioder, skierował się do jego sypialni. Jego podniecenie rosło z każdą chwilą. Już od dawna miał ochotę na Katherine, w zasadzie od początku, potem się to trochę zmieniło, ale mimo tego nadal mu się podobała.
Katherine była dziewicą z zasadami. Zawsze chciała przeżyć swój pierwszy raz z miłości, ale w tym momencie przestało to dla niej mieć znaczenie. Skoro wiedziała, że Luke pośrednio odpowiada za śmierć jej rodziców, to niedługo znajdzie tego kto to zrobił, a potem z czystym sumieniem popełni samobójstwo.
Wszedł po schodach i po omacku dotarł do swojego pokoju. Nie przestając całować Katherine, jedną ręką złapał za klamkę i otworzył drzwi. Kiedy znaleźli się w środku, postawił ją na ziemie. Zdjął z niej bluzę, a zaraz potem na podłodze wylądowała jego koszulka. W ciemnościach Katherine widziała niewiele, więc Justin zapalił lampkę przy łóżku, dzięki niej w pomieszczeniu panował półmrok. Pierce nie często widziała nagi tors Justina i za każdym razem oblewało ją uczucie gorąca, co stało się również tym razem. Nie mogła oderwać wzroku od jego mięśni i tatuaży.
-Wiem, że ci się podobam-uśmiechnął się cwanie i ściągnął jej koszulkę. Miał doskonały widok na piersi Katherine, osłonięte czarnym stanikiem. Na jej brzuchu nadal znajdowały się opatrunki. Kolejny raz wpił się w jej usta i zaczęli się kierować w stronę łóżka. W końcu nogi Katherine się ugięły i upadła na pościel. Justin bardzo szybko pozbył się jej szortów i swoich spodni i zawisł nad nią. Kiedy wymieniali ze sobą pocałunki, ręce Justina błądziły po ciele Katherine. Pod palcami czuł jej ciepłą skórę, a w niektórych miejscach natrafiał na niewielkie blizny, które zdobyła na samym początku, kiedy uczyła się tego co ma robić-zabijać. Zjechał pocałunkami na jej szyję. Katherine mruczała cicho, co bardzo podniecało i satysfakcjonowało Justina, którego wybrzuszenie Katherine czuła na wewnętrznej stronie swojego uda. Jego ręce przeniosły się na jej plecy. Szybkim ruchem odpiął stanik i powoli zsunął go z jej ramion, a zaraz potem rzucił na podłogę. Dłońmi masował jej piersi, jednocześnie nadal całując jej szyje, w zamian otrzymywał jęki Katherine. Przeniósł pocałunki na jej dekolt, potem brzuch. Odsunął się od niej i sprawnym ruchem pozbył się jej majtek. Zaraz potem odrzucił swoje bokserki na bok i ponownie znalazł się miedzy jej nogami. Szybkim ruchem znalazł się w niej. Katherine poczuła ból tak silny, jakby ktoś rozrywał ją od środka. Mimowolnie łzy wypłynęły jej z oczu. Justin nie poruszał się, żeby przyzwyczaiła się do jego wielkości i otarł jej policzki. Oparł się na łokciach, które umiejscowił po obu stronach jej głowy.
Po kilku chwilach zaczął poruszać się w niej powoli, jednocześnie składał pocałunki na jej szyi, żeby rozluźnić spięte mięśnie dziewczyny. Jęki obojga wypełniały pokój. Katherine wbijała paznokcie w łopatki szatyna. Pod palcami wyczuła bliznę w kształcie litery K, którą sama mu zrobiła. Uśmiechnęła się delikatnie i skupiła się na przyjemności, którą odczuwała w tym momencie.
-Jesteś cholernie ciasna, kochanie-jęknął do jej ucha.
Przyśpieszył swoje ruchy, a Katherine owinęła nogi wokół jego bioder. Chciała go poczuć w sobie głębiej. Pierce zaczęła odczuwać napięcie w dole brzucha. Kolejny raz wbiła paznokcie w jego łopatki, tym razem zostawiając czerwone ślady.
-J-justin-wyszeptała.
-Jeszcze trochę, kotku.
Mięśnie Katherine się zacisnęły, a ona poczuła przyjemne ciepło rozlewające się po całym jej ciele. W tym momencie ciało Justina zesztywniało. Oboje doszli prawie w tym samym momencie. Justin oparł głowę na jej ramieniu. Oboje z trudnością łapali oddech.
~~~~~~~~~~~~
Pierwszy raz pisałam tego typu scenę, więc jeżeli mi nie wyszło to przepraszam