31 lipca 2014

Thirty:"Wiem, co ona czuje, ale to nie znaczy, że chcę pamiętać, jak ja się czułem."

-Co z pogrzebem?-Katherine odezwała się po dłuższej chwili ciszy. Była pewna, że Megan będąc w tym stanie nie będzie miała do tego głowy.
-Justin już się tym zajął-Louis nie odwrócił wzroku od Megan. Katherine stwierdziła, że mimo tej sytuacji Johnson jest szczęściarą. Tomlinson był idealnym chłopakiem dla niej. Była ciekawa, czy ona zdawała sobie z tego sprawę. Przecież nie po to Katherine planowała wszystkie ich „przypadkowe” spotkania, żeby teraz im nie wyszło. Wiedziała, że Louis da jej szczęście, na które zasłużyła.
-Posiedzisz z nią? Ja idę zapalić-spojrzała na Louisa.
-Jasne-kiwnął głową.-Nie wiedziałem, że palisz.
-To teraz już wiesz-posłała mu blady uśmiech. Wszyscy byli przybici tą sytuacją, żadne z nich nie miało humoru i nikt nie ośmielił się żartować, poza Justinem. I to jego zachowanie dziwiło ją najbardziej. Wiedziała, że stracił rodziców, więc doskonale wiedział, jak czuje się Megan, a mimo to nadal zachowywał się jakby nic się nie stało. Katherine wstała z fotela i po cichu opuściła pokój, a potem zeszła na dół. Przechodząc, zobaczyła Justina, który jak gdyby nigdy nic oglądał telewizję. Pierce pokręciła głową i wkładając kurtkę i buty, wyszła na zewnątrz. Usiadła na schodkach przed domem, z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnęła jednego i podpaliła końcówkę, a resztę schowała z powrotem. Zaciągnęła się, patrząc w przestrzeń przed nią. Jej myśli jak na zawołanie powędrowały w swoją stronę. Przypomniał się jej moment po śmierci rodziców. Wspomnienia tego typu na zawsze zostają w pamięci, a oprócz wspomnień pozostają uczucia. Pamiętała jak wtedy się czuła i nawet jeżeli pogodziła się z ich stratą, to nadal za nimi tęskniła. W momencie, kiedy ich zabrakło miała przy sobie Briana i bywały chwile, kiedy zachowywał się tak jak Louis w stosunku do Megan, ale były to bardzo krótkie chwile. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo toksyczna była ich relacja. Kochała go, ale cena jaką za to zapłaciła była zbyt wysoka. Wszystkie ciosy, które od niego otrzymała nie były warte tego uczucia. Katherine nie była bezuczuciowym potworem, za którego miała ją większość
W momencie, kiedy ktoś wyrwał jej papierosa z dłoni, wróciła do rzeczywistości. Obróciła głowę, a  na jej twarzy od razu pojawił się grymas.
-Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę tu przylazłeś?-syknęła.-I oddawaj mojego papierosa.
-Takie dzieciak jak ty, nie powinny palić-na twarzy miał ten wredny uśmiech, który doprowadzał Katherine do granicy jej cierpliwości. Czasami w myślach powtarzała sobie „przysięgam, kiedyś coś mu zrobię”. 
-Zadam ci jedno pytanie...Jesteś taki głupi sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci?
Mina Justina w tym momencie rozbawiła Katherine do tego stopnia, że nie potrafiła pohamować śmiechu.
-A ty jesteś taką suką sama z siebie?-warknął. 
-Lepiej dla ciebie, żebyś się zamknął-wysyczała przez zaciśnięte zęby. 
-Nic mi nie zrobisz, kochanie-pokręcił głową z rozbawieniem. Miała ochotę krzyknąć: " Jesteś tego pewien? To ciekawe przez kogo znalazłeś się w szpitalu!", ale ugryzła się w język.
-Pozory mylą, Justin-odpaliła kolejnego papierosa.
-Co masz na myśli?-zmarszczył czoło. 
-Nic konkretnego-wzruszyła ramionami. -To tak, żeby uruchomić twój mózg, bo bardzo długo nie pracował-przeciągnęła słowo "bardzo".
-Jesteś cholernie wkurwiająca.
-To samo mogę powiedzieć o tobie.
Potem zapadła cisza. Bardzo rzadko zdarzały się sytuacje, kiedy rozmawiali normalnie. W zasadzie można policzyć je na palcach jednej ręki, a mimo to żadne z nich nie zrezygnowało, nawet jeżeli jedno doprowadzało drugie na skraj wytrzymałości.
-Możemy się pogodzić-mruknął.
-Dobrze się czujesz?-Katherine spojrzałam na niego ze zdziwieniem i przez moment zastanawiała się czy gdzieś po drodze nie potrącił go jakiś samochód. 
-Tylko na czas pogrzebu, no i dopóki Megan nie dojdzie do siebie.
W tym momencie Katherine była w szoku. Zawsze myślała, że Justin to kompletny kretyn, któremu zależy na seksie i imprezach, ale teraz zauważyła coś innego. W tym momencie nie był taki jak odbierali go ludzie, teraz był sobą.
-Robię to dla Megan-powiedziała, kiedy podawali sobie ręce. Katherine poczuła przyjemne mrowienie w dłoni i była przekonana, że ostatni raz czuła coś takiego na początku jej związku z Brianem, kiedy była w nim zakochana, ale szybko pozbyła się tej myśli z głowy.  
-Nie martw się. Potem i tak do tego wrócimy, ty bez tego nie wytrzymasz.
-Bez czego?
-Bez kłótni z moją wspaniałą osobą-puścił jej oczko.
-Zabierz siebie i swoje rozbuchane ego jak najdalej ode mnie-posłała mu przesłodzony uśmiech.
-Nie mogę pozbawić cię przyjemności przebywania w moim towarzystwie, kochanie.
Katherine jedynie przewróciła oczami, a potem siedzieli w ciszy. Jedynym dźwiękiem był odgłos wypuszczanego powietrza z ich płuc. Kiedy Katherine skończyła, wyrzuciła peta w śnieg. Jednak zanim wstała, musiała go o coś zapytać.
-Justin?-obrócił głowę w jej stronę. -Czemu zachowujesz się w ten sposób?
-Jaki sposób?-zmarszczył czoło ponownie. Pierce zdążyła zauważyć, że robił to zawsze kiedy się nad czymś zastanawiał albo był zdziwiony.
-Babcia Megan nie żyje, a ty sobie żartujesz, jakby nic się nie stało. Przecież ty straciłeś rodziców, więc wiesz jak ona się czuje.
-Wiem, co ona czuje, ale to nie znaczy, że chcę pamiętać, jak ja się czułem-powiedział, wstając, a zaraz potem wszedł do środka.

Mike przez cały dzień obserwował Katherine. Widział, jak rano wybiegła z domu, potem jak siedziała w domu Megan, a teraz patrzył jak siedziała razem z Justinem na schodkach. Evans nie znosił, kiedy Bieber był w jej pobliżu. W takich momentach krew buzowała w jego naczyniach krwionośnych jak lawa podczas erupcji wulkanu. Nie chciał, żeby mieli ze sobą jakikolwiek kontakt, a szczególnie po tym jak dowiedział się, że Katherine to Angel. Najchętniej podszedłby teraz do niej i zakazał jej widywania się z nim, ale nie mógł tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciał zepsuć ich relacji, którą dopiero co udało mu się naprawić, a po drugie, obiecał sobie, że nie będzie wpieprzał się w jej życie. Jednak pomimo tej obietnicy nie potrafił dotrzymać słowa. Chciał mieć Katherine tylko dla siebie.
Kiedy poczuł wibracje w kieszeni, wyciągnął telefon i nie patrząc kto dzwoni, odebrał.
-Hej, skarbie-usłyszał głos swojej narzeczonej. Alison.
-Hej, kochanie-udawał zadowolonego. Nie chciał zranić Alison, więc pomimo tych dwóch lat nadal udawał, że ją kocha. Planowali ślub, więc jak mógłby jej teraz powiedzieć, że to koniec? Nie potrafił tego zrobić. Naprawdę kochał Alison, ale potem w jego życiu pojawiła się Katherine i nie potrafił sobie jej odpuścić. Kolejny raz udawał, że jest szczęśliwy, kiedy usłyszał, że Smith zamierza go odwiedzić. Mike nie sądził, że jest tchórzem, bo nie potrafił się przyznać, że już nie kocha Alison. Twierdził, że w ten sposób oszczędza jej cierpienia, a w rzeczywistości ranił ją jeszcze bardziej. Alison nie była głupia i widziała w różnicę w jego zachowaniu, ale Evans nadal zapewniał ją, że wszystko jest w porządku. Skończył z nią rozmowę jak najszybciej, kiedy zauważył, że Justin wstaje i znika we wnętrzu domu. Irytowało go to, że zaczynali się dogadywać, a najbardziej wkurzało go to, że nawet z daleka było widać, że ich do siebie ciągnie. W tym momencie przysiągł sobie, że jeżeli zajdzie to za daleko to usunie Justina tak samo jak kiedyś Briana, ale tym razem Katherine nic się nie stanie. 

-------------------------------------
Jestem z powrotem po mojej "przerwie". Całe szczęście mój brat wrócił wcześniej. 
Nawet nie wiecie jak bardzo byłam szczęśliwa w momencie, kiedy zobaczyłam liczbę wyświetleń. Ponad 10 tys. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo jestem wam wdzięczna <3
Teraz wracam do opowiadania.
Wiem, że akcja dzieje się dość wolno, ale jeżeli to przyśpieszę to wyjdzie z tego po prostu gówno. Przepraszam za słownictwo, ale nie chcę psuć tej historii. Mam nadzieję, że taki rozwój akcji wam odpowiada.
Przepraszam za ewentualne błędy, ale brak snu robi swoje 
Dobra już się ogarniam.
Końcówka jest dość szokująca.... 
Nareszcie wiecie kim jest Alison, ale ona pojawi się dużo później. Teraz tylko wspomniałam wam o niej.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Do następnego 
Kocham was <3


19 lipca 2014

Twenty Nine: "Babcia Megan nie żyje..."

Gdy skończyła, schowała nóż do kieszeni i nachyliła się nad jego ciałem.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Justin-wyszeptała. Pocałowała go w policzek, wstała i obróciła się. Podeszła kilka kroków i odwróciła się, aby ostatni raz spojrzeć na swoje dzieło. Zderzyła się z kimś tak mocno, że upadła na ziemię. Postać w kapturze stała nad nią i pomimo tego, że było tu dość ciemno to te oczy poznałaby nawet w kompletnej ciemności. 
-J-Justin?-wydukała. Było to dla niej nie normalne, bo przecież leżał tam. Odwróciła się dla pewności i ciało nadal tam leżało.
-Spodziewałaś się kogoś innego?-uniósł jedną brew.
-A-ale jak ty? P-przecież ty leżysz tam-dukała. Z dziwnego powodu nie była w stanie normalnie mówić.
-Tam leży twój przyjaciel, kochanie-zaśmiał się. Katherine zerwała się z miejsca i podbiegła do ciała. Odwróciła je na plecy i zmroziło ją, kiedy zobaczyła twarz Evansa.
-To nie możliwe-pokręciła głową.
-Myślałaś, że się nie domyślę?-Justin ukucnął obok niej ze złowrogim uśmiechem na twarzy. -Ty głupia szmato, zapłacisz mi za to- popchnął ją. Katherine upadła na plecy, a wtedy Justin usiadł na niej okrakiem. Uniósł rękę, tak jakby chciał ją uderzyć, a Pierce zacisnęła powieki. 

Kiedy otworzyła oczy, z jej ust wydobył się krzyk. Odkąd to się stało, ciągle miała ten sam sen. Prześladował ją codziennie i nie ważne czy się upiła, czy nie. 
-Uspokój się, Katherine. Jeżeli sama nic nie powiesz, to on się nie dowie -mruknęła do siebie. Nie wiedziała dlaczego to wydarzenie ciągle ją prześladowało. Nigdy wcześniej nic takiego jej się nie zdarzyło, chociaż na tamten świat wysłała mnóstwo osób i umierały w naprawdę okrutny sposób. Minął tydzień od kiedy Justin trafił do szpitala i jeden dzień, od kiedy go opuścił. Katherine za każdym razem, kiedy go widziała czuła uścisk w klatce piersiowej. Wmawiała sobie, że to nie wyrzuty sumienia, ale nie czuła się najlepiej z tym co zrobiła. Nawet jeżeli ją uderzył to przez kilka chwil sądziła, że przesadziła. Jednak zaraz potem potrząsnęła głową, chcąc się pozbyć uciążliwych myśli. Musiała się skupić na czymś innym, bo sądziła, że zwariuje. Zrzuciła z siebie kołdrę i skierowała się do łazienki. Przelotnie spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 4.30. Wiedziała, że już nie zaśnie, więc postanowiła wziąć prysznic. Weszła do łazienki i odkręciła kurek. Kiedy woda osiągnęła idealną temperaturę, szybko zrzuciła z siebie ubrania i weszła do kabiny. Ciepłe krople wody spływały po jej ciele, przynosząc jej ukojenie od dręczących myśli. W szpitalu odwiedziła Justina tylko ten jeden raz. Nie potrafiła na niego patrzeć i teraz również go unikała. Nie chciała myśleć, że nagle odezwało się jej sumienie. Z Megan nie rozmawiała od czasu kłótni na szpitalnym korytarzu, a w szkole mijała ją jak zupełnie obcą osobę. Wiedziała, że Johnson miała rację odnośnie jej zachowania, ale kiedy wypowiedziała te słowa to po prostu zabolało. Katherine po prostu nie chciała mieć już nic do stracenia i nie chciała cierpieć, a ludzie patrzyli na nią jedynie jak na zimną sukę. Po raz kolejny próbowała uciszyć własne myśli i skupiła się na prysznicu. Zajął on jej zdecydowanie dłużej niż zwykle, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Po wyjściu z kabiny osuszyła swoje ciało i owinięta w ręcznik przeszła do garderoby. Chwyciła komplet bielizny i przypadkowy komplet ubrań, który składał się z czarnych rurek, białej koszulki z napisem "It's all about SWAG" i czarnego sweterka. Wróciła do łazienki i ubrała się. Włosy wysuszyła ręcznikiem, zostawiając je lekko wilgotne i zrobiła delikatny makijaż. Z pokoju wzięła telefon i zeszła na dół. Nie wybiła nawet szósta rano i nie wiedziała co ma robić. Usiadła na kanapie w salonie i wpatrywała się w ścianę. Jej myśli automatycznie powróciły do żywych. Kłębiły się w jej głowie i Katherine straciła kontakt z rzeczywistością. Nie była pewna ile tak siedziała, godzinę? Dwie? Ocknęła się, kiedy usłyszała dzwonek swojego telefonu, który nadal trzymała w dłoni. Nie patrząc kto dzwoni przesunęła palcem po ekranie, odbierając.
-Katherine, musisz tu przyjechać!-usłyszała zdenerwowany głos Louisa.
-Co się dzieje?
-Babcia Megan nie żyje...
-Co z Meg?-powiedziała, wstając i podchodząc do komody w korytarzu, skąd wzięła klucze.
-Załamała się. Przyjdź tu szybko.
Katherine rozłączyła się bez pożegnania i schowała telefon do kieszeni. Z komody wyciągnęła pistolet i włożyła go za spodnie. W zasadzie nie był jej potrzebny, ale stało się to dla niej rutyną i wolała mieć go ze sobą na wszelki wypadek. Włożyła kurtkę i buty i wybiegła z domu. Nie była pewna czy w pośpiechu zamknęła drzwi, chociaż w dłoni miała klucze, ale teraz nie miało to dla niej znaczenia. Na miejscu znalazła się szybko, ze względu na swoją dobrą kondycję i dość niewielką odległość. Bez pukania weszła do środka. Justin z Louisem siedzieli na kanapie w kompletnej ciszy. Katherine po raz kolejny poczuła uścisk w klatce piersiowej patrząc na Justina, na którego twarzy widniały jedynie pozostałości po siniakach, jednak postanowiła to zignorować.
-Gdzie jest Megan?
Nie miała zamiaru tracić czasu na siedzenie z nimi, a poza tym nie chciała przebywać z Justinem w jednym pomieszczeniu. Tak, bolało ją to co powiedziała jej Megan, ale teraz ona jej potrzebowała i nie mogła jej zostawić.
-Jest w swoim pokoju, nie chce otworzyć drzwi-westchnął Louis. Pierce bez zastanowienia wbiegła na górę i stojąc przed drzwiami jej pokoju, zapukała w drewnianą powierzchnię.
-Megan, otwórz. To ja Katherine-powiedziała, ale nie uzyskała odpowiedzi. -Megan, otwieraj te drzwi!-tym razem uderzyła pięścią. Zaczęła się denerwować, że coś sobie zrobiła, więc zaczęła uderzać mocniej.
-Przestań. To nic nie da-usłyszała głos Justina za sobą.
-Zamknij się!-warknęła. Za spodni wyciągnęła broń i skierowała ją na zamek w drzwiach.
-Co ty robisz?-zapytał zdezorientowany i pociągnął ją za ramię. 
-Muszę jakoś otworzyć te drzwi, idioto-syknęła. Odwróciła się i pociągnęła za spust. Odgłos strzału rozszedł się po całym domu. Katherine schowała broń i chwyciła za klamkę. 
-Co tu się dzieje?-po korytarzu rozniósł się spanikowany głos Louisa. Pierce jednak nie miała zamiaru mu odpowiadać, więc weszła do środka. Przelotnie zerknęła na chłopaków. Obaj byli zdziwieni i wpatrywali się w nią dziwnym wzrokiem. Postanowiła ich zignorować i zamknęła za sobą drzwi. Katherine odetchnęła z ulgą na widok Megan. Dziewczyna leżała odwrócona do niej plecami na łóżku, a w pokoju słychać było tylko jej pociąganie nosem. Katherine podeszła do jej łóżka i usiadła na jego brzegu. Z tej odległości bardzo dobrze widziała mokrą plamę na poduszce niedaleko jej twarzy.
-Megan?
Johnson odwróciła się na dźwięk głosu Katherine i podniosła się do pozycji siedzącej, przytulając się do niej. Nie odezwała się ani słowem, bo ciągle krztusiła się swoimi łzami. Katherine przycisnęła ją do siebie mocniej i zaczęła nią delikatnie kołysać. Bardzo dobrze pamiętała jak się czuła po śmierci rodziców. W takim momencie słowa nie przyniosą żadnej ulgi. Trzeba to przecierpieć, chociaż do końca nigdy nie można pogodzić się ze stratą. Najważniejsze, żeby nie zostać samemu. 
Katherine siedziała z nią tak trzy godziny, dopóki Megan nie zasnęła ze zmęczenia z powodu tak długiego płaczu. Katherine położyła ją z powrotem na łóżku i przykryła jej ciało kołdrą. Potem wstała i po cichu opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Katherine powoli schodziła po schodach, kiedy z kuchni dobiegł ją głos Justina.
-Wiesz coś o niej?
Zatrzymała się i postanowiła posłuchać.
-Ostatnio widziałem ją w klubie. Nie zdążyłem jej zatrzymać, ale wyglądała znajomo-tym razem odezwał się Louis.
-Cholera! Takim sposobem, nigdy nie dowiem się kim jest Angel!- warknął Justin. Katherine nerwowo przełknęła ślinę, a serce zaczęło tłuc się w jej piersi. Czuła się jakby ktoś odebrał jej władzę nad ciałem, nie mogła się ruszyć.
-Uspokój się. Znajdziesz ją-powiedział spokojnie Louis. 
Uspokój się, Katherine. Przecież oni nie wiedzą, że to ty-powtarzała sobie w myślach. Stała tak chwilę, próbując uspokoić bicie swojego serca. Potem potrząsnęła głową i zeszła po schodach do kuchni, udając, że niczego nie usłyszała.
-Co z nią?-zapytał Louis, kiedy tylko ją zobaczył.
-Zasnęła.
-Dzięki, Kathy-podszedł do niej i zamknął ją w szczelnym uścisku. 
-Nie ma sprawy-uśmiechnęła się blado. Katherine była zmęczona. Przez koszmary nie mogła spać, a teraz dowiedziała się, że Justin jej szuka. Nie wiedziała co ma teraz zrobić, a przynajmniej w tym momencie. Jak na razie nie mogła nic wymyślić. Jej mózg nie funkcjonował bez dawki kofeiny. Podeszła do ekspresu i włożyła kapsułkę, którą wcześniej wyjęła z szafki. Ustawiła kubek i wcisnęła przycisk.
-Możesz mi powiedzieć, skąd masz broń?-spojrzała na Justina przez ramię, kiedy kawa powoli wypełniała naczynie.
-To moja sprawa-wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć, bo na pewno nie zamierzała powiedzieć „to ja jestem Angel i powinieneś się domyślić skąd mam pistolet”. Kiedy filiżanka była pełna, Katherine upiła łyk napoju i odwróciła się, opierając się o blat.
-Myślałem, że bawisz się laleczkami, a  nie takim sprzętem-Justin uśmiechnął się wrednie. W normalnej sytuacji odcięłaby się mu, ale w chwili, kiedy zmarła babcia Megan Katherine nie miała ochoty na żarty.
-To nie jest pora na żarty, Bieber-syknął Tomlinson. 
-Dobra, przepraszam-uniósł ręce w geście poddania. Katherine jedynie pokręciła głową i przygotowała kolejny kubek kawy, a zaraz potem weszła z powrotem na górę. Nie mogła teraz przebywać w pobliżu Justina. Bała się, że czymś może się zdradzić. Samo to, że widział ją używającą broni w pewnym sensie ją zdradzało. Kiedy weszła do pokoju Megan, dziewczyna nadal spała. Postawiła jeden kubek na szafce obok jej łóżka, a z drugim w dłoni usiadła w fotelu i zaczęła się zastanawiać, czemu Justin szuka Angel, a raczej jej.
Siedziała tak dobre dwie godziny, układając w głowie każdy możliwy scenariusz, ale żaden z nich nie wydawał jej się chociaż w małym stopniu prawdopodobny. Była pewna, że Justin ma jakieś powiązania z Williamsem, bo widziała go w klubie nie jeden raz, a nikt spoza kręgu Luke'a praktycznie tam nie wchodzi, a w dodatku szukał Angel. Jednak nie miała pojęcia co Justin mógłby mieć wspólnego z Williamsem. Jej rozmyślania przerwał Louis, który wszedł do pokoju.
-Nadal śpi?-zapytał cicho. Ostatnią rzeczą, której chciał było obudzenie Megan. 
-Tak. Powiedz mi, co się stało-poprosiła, kiedy usiadł w fotelu obok.
-Jej babcia miała zawał. Karetka przyjechała za późno-spuścił wzrok na swoje dłonie.
-Ale jak to? Przecież jej babcia nie wyglądała, jakby coś jej dolegało.
-Nie powiedziała jej, że ma problemy z sercem.
-Jak się trzymasz?-zapytała, kiedy zauważyła, że wpatrywał się w Megan. 
-Tu nie chodzi o mnie. Martwię się o Megan.
-Nie przejmuj się. Poradzi sobie-zapewniła go. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła.

_______________
Nie chcę was zanudzać, ale skoro już to czytasz, to doczytaj do końca.
Niestety mój brat idzie do szpitala, więc nie będę miała komputera w domu przez około dwa tygodnie. Nie miałam czasu, żeby napisać rozdziały na zapas. Wiem, zawaliłam. Nie chodziło tu o brak pomysłów. O to się nie martwcie. Fabuła jest zaplanowana, aż do samego końca :) To po prostu brak weny i czasu.
Nie chcę was stracić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i poczekacie te dwa tygodnie na kolejne rozdziały.
Jeszce raz was przepraszam :/
Do zobaczenia  <3
 Zachęcam do obejrzenia zwiastunu :)


15 lipca 2014

Twenty Eight: "Nie jest moją dziewczyną."

<----------- zapraszam do obejrzenia zwiastunu :)


Megan obudziła się około godziny 15. Głowa pękała jej z powodu kaca, jednak nie żałowała, Razem z Louisem i Katherine bawili się do końca. Była zdziwiona, że nie było z nimi Justina, a dokładnie w tym samym czasie zniknęła Katherine. Wróciła po dość długim czasie, twierdząc, że była w łazience. Megan nie miała powodu, żeby jej nie wierzyć, a poza tym była zbyt pijana, żeby myśleć o czymkolwiek. Jednak kac przestał mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie, kiedy do jej domu wpadł Louis i powiedział jej, że Justin jest w szpitalu. Nogi automatycznie się pod nią ugięły i zaczęło jej się kręcić w głowie. Teraz razem Louisem siedziała w poczekalni w szpitalu. Czekali aż Justin wybudzi się z narkozy po operacji. Lekarz powiedział im, że usunęli mu pękniętą śledzionę. Johnson nigdy nie była dobra z biologi, więc nie miała pojęcia co to dokładnie znaczy. Żałowała, że nie było tu z nimi Katherine, bo ona na pewno by to wiedziała. Megan nigdy nie dowiedziała się, jakim cudem Katherine ma taką rozległą wiedzę o anatomii człowieka, ale nigdy nie zdołała z niej tego wydusić. Ciągle próbowała się do niej dodzwonić, żeby ją poinformować. Nawet jeżeli twierdziła, że z Justinem nic ją nie łączy to Megan stwierdziła, że są paczką i powinni trzymać się razem.
-Dalej nie odbiera?-obróciła głowę w stronę Louisa.
-Nie-pokręciła przecząco głową. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje, ale nawet jeżeli balowały do rana, to o tej porze Katherine już nie spała. Poza tym ona zawsze odbiera telefon, czego teraz nie robiła. Johnson wysłała do niej dziesiątki SMS-ów, ale nie dostała odpowiedzi. Siedzieli tak przez kolejną godzinę i nawet jeżeli lekarz powiedział im, że wszystko jest w porządku i powinni iść do domu, Megan nie miała zamiaru odpuścić. Znała Justina od dziecka, jest jej przyjacielem i nie mogła od tak wrócić do domu, kiedy on leżał nieprzytomny na szpitalnym łóżku. Jednak najbardziej wkurzało ją to, że nie mogli zrobić nic, tylko czekać. Życie potrafi być niesprawiedliwe i przynosi takie momenty, kiedy dla ważnej dla nas osoby jesteśmy w stanie wskoczyć w ogień, a jedyne co możemy to czekać.
Megan po raz kolejny próbowała dodzwonić się do Katherine, ale bez skutku. Wiedziała, że Pierce nie znosi szpitali od czasu jej wypadku z Brianem, ale potrzebowała jej tutaj. Musiała to przyznać, potrzebowała pocieszenia. Megan denerwowała się, a jednocześnie bała. Nie była w stanie nawet płakać. Nie miała pojęcia jak pozbyć się tych emocji, które krążyły w niej jak tornado. Jednak w tym wszystkim była również złość. Wkurzało ją to, że oboje byli nieodpowiedzialni i to zazwyczaj w tym samym czasie. Dla niej byli identyczni i jeżeli kiedyś miała pewne wątpliwości odnośnie ich podobieństwa, tak teraz była tego pewna. Justin leżał w szpitalu, a Katherine zapadła się pod ziemię. Nie miała pojęcia czemu oni zawsze muszą pakować się w kłopoty. Johnson wstała z plastikowego krzesła i podeszła do szyby, która oddzielała ich od Justina. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w równym tempie, jego twarz była opuchnięta, poza tym pokryta była mnóstwem siniaków. Miał rozciętą wargę i łuk brwiowy. Do tego miał złamane trzy żebra i lekki wstrząs mózgu. Na ten widok po policzkach Megan spłynęło kilka łez. Czasami żałowała, że nie jest jak Katherine i nie potrafi hamować łez tak jak ona. Nie potrafiła trzymać emocji w sobie, a kiedy zaczynała płakać bardzo trudno było się jej uspokoić. Potrzebowała jej teraz, a jej nie było.
-Wszystko będzie z nim dobrze-poczuła ramiona Louisa, które owinęły się wokół jej talii. Megan odwróciła się i wtuliła w niego. Wiedziała, że Justin z tego wyjdzie, ale mimo to się martwiła. Katherine kiedyś stwierdziła, że Johnson jest zbyt wrażliwa i miała rację, jednak Megan wolała być taka niż stać się zimną suką jak Katherine. Przyjaźniły się, ale nie mogła tego nie zauważyć. Od czasu jej napadu złości właśnie tak się zachowywała.
Louis pocierał jej plecy, a Megan była mu wdzięczna, że z nią był. Nie wiedziała dlaczego w tak krótkim czasie zmieniła sposób jego postrzegania, kiedy przed przyjazdem Katherine go nie znosiła. W ciągu tych 4 miesięcy stał się dla niej naprawdę ważny. Nie chciała tego zmieniać i miała nadzieję, że on czuł to samo. Odsunęła się od Louisa, kiedy po korytarzu rozniósł się stukot obcasów. Katherine miała na sobie spodnie z rozcięciami z przodu i białą bluzę z kapturem z nadrukiem flagi Wielkiej Brytanii, a jej skórzana, zimowa kurtka była rozpięta. Szła w ich stronę powoli, jakby w ogóle się nie śpieszyła.
-Hej-uśmiechnęła się. -Nie mogłam wcześniej. Co się stało?
-Ktoś go pobił-wyjaśnił Louis. Katherine przeniosła wzrok na Megan i od razu zauważyła ślady łez na jej twarzy.
-Megy, nie przejmuj się. Tak to jest jak dupek wpada w kłopoty.
-Co ty powiedziałaś?-Megan spojrzała na nią z niedowierzaniem.
-To co słyszałaś. Trzęsiesz się nad nim jakby był z porcelany-wzruszyła ramionami.
-Nie trzęsę, tylko martwię. Tobie czasem by się to przydało-warknęła. Megan nie potrafiła pohamować emocji, kiedy Katherine zachowywała się tak, jakby ludzkie życie nie miało znaczenia. Wiedziała czym się zajmuje, ale twierdziła, że nie powinna łączyć pracy z życie prywatnym. Z resztą Katherine sama jej to powiedziała.
-Przyjmij sobie jedną zasadę. Zawsze martw się o siebie-syknęła. Megan zastanawiała się, co się z nią stało. Całowali się, spędzali ze sobą czas, z boku wyglądali jak para, a Katherine nie okazała chociażby cienia zainteresowania o jego zdrowie.
-Żartujesz sobie?-warknęła. Louis złapał ją za rękę, która zaciśnięta była w pięść. Megan miała ochotę ją uderzyć. 
-Spokojnie, Megy-Louis wyszeptał prosto do jej ucha, żeby tylko ona mogła go usłyszeć. Katherine nie zwracała już uwagi na Megan, wyminęła ją i spojrzała przez szybę, a zaraz potem się zaśmiała. Megan patrzyła na nią z szokiem wypisanym na twarzy.  
-Kto go tak urządził?-zachichotała.
-Możesz przestać zachowywać się jak suka?-syknęła. Katherine spojrzała na nią z mordem w oczach, a jej pięści się zacisnęły.
-Uważaj co mówisz-ostrzegła.
-Mogłabyś chociaż udawać, że interesuje cię co się z nim dzieje-wrzasnęła. Megan opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach. Była już tym zmęczona. Sądziła, że pomimo tego, że nie zawsze się dogadywali, to w tej sytuacji zachowa się tak jak powinna. 
-Nie mam takiego zamiaru-wzruszyła ramionami. -Jak zwykle dramatyzujesz. Nic mu nie będzie. Nie masz się czym przejmować.
-To mój przyjaciel. Niby jak mam się nie przejmować?-warknęła.
-Zachowujesz się jak rozhisteryzowana gówniara-syknęła.
-Masz kurwa jakiś problem!-Megan podniosła się z krzesła i stanęła naprzeciwko Katherine. Krew buzowała w jej żyłach i naprawdę chciała ją w tym momencie uderzyć.
-Popierdoliło cię-Katherine pokręciła głową. -Może właśnie, dlatego nadajesz się tylko do handlu dragami. Jesteś słaba, kochana-ostatnie zdanie wyszeptała.
-Zamknij ryj, szmato-Megan odepchnęła ją od siebie. Nie kontrolowała się w tym momencie.
-Drogie Panie, to jest szpital. Proszę się zachowywać cicho albo będziecie musiały opuścić budynek-powiedział lekarz, który pojawił się na korytarzu. 
-To nie będzie konieczne, bo ja już wychodzę-powiedziała z uśmiechem na twarzy. Gdyby nie ta sytuacja Johnson byłaby w stanie uwierzyć, że jest prawdziwy. Jednak to co uderzyło ją najbardziej to to co zobaczyła w jej oczach. Wiedziała, że ją zraniła i teraz miała ochotę uderzyć samą siebie.    

2 dni później

Justin miał dość leżenia w szpitalu, nawet jeżeli nie był tutaj zbyt długo. Bolała go głowa i miał serdecznie dość noszenia opaski uciskowej, która miała mu pomóc w zrastaniu się jego złamanych żeber. Jednak to nie przeszkadzało mu w zastanawianiu się, kto mu to zrobił. Z tego wieczoru pamiętał niewiele. Pamiętał, że pił z Katherine razem w barze, potem ona wyszła do łazienki. Potem kiepsko się poczuł i wyszedł na zewnątrz. Wszystko to co działo się potem było rozmazane, ale mimo to pamiętał dziewczynę i chłopaka. Był pewny, że znał ich głosy. Doskonale pamiętał zapach wanilii, który do niego dotarł zanim stracił świadomość. Mógł myśleć tylko o tym. Z resztą poza tym nie miał nic innego do roboty. Co prawda codziennie odwiedzała go Megan ,a Louis wpadał co drugi dzień. W czasie jego wizyty poprosił go o pomoc w znalezieniu Angel. On nie mógł się stąd ruszyć, a nie miał zamiaru marnować czasu. Jednak najgorsze działo się właśnie teraz. Przy jego łóżku siedziała Jennifer, tak jak Megan przychodziła codziennie i jak dla Justina było to zdecydowanie za często. Benson ciągle opowiadała o sobie, lakierach do paznokci i innych pierdołach, które w ogóle nie interesowały Justina. I zapewne gdyby nie to, że nie miał siły to wyrzuciłby ją stąd. Jednak nie miał zamiaru jej słuchać. Chwycił swój telefon i zaczął wystukiwać treść SMS-a do Katherine. Robił to zawsze, gdy się nudził. Pierce nie miała pojęcia, że to on, a Justin uwielbiał ją denerwować. Musiał to przyznać, lubił ją. Z nią zawsze mógł się wyluzować. Nie spędzała całego dnia w łazience, kiedy miała gdzieś wyjść. Wiedział to, bo okno jej pokoju wychodzi na ulicę, więc ze swojego balkonu miał świetny widok. Poza tym nie śliniła się na jego widok i nie zabiegała o jego względy, nie starała się, żeby zwrócił na nią swoją uwagę, tak jak to robiła cała reszta. Było dokładnie na odwrót, to on ślinił się na jej widok i nie mógł nic na to poradzić. Podobała się mu, a poza tym musiał wygrać zakład. W zasadzie Katherine była dla niego świetnym materiałem na przyjaciółkę, a może nawet dziewczynę, ale on nie miał zamiaru się zakochiwać. Miłość dała mu za dużo razy po twarzy i nie zamierzał pchać się w to po raz drugi.   

Do: Moja Kathy
Tęsknię za tobą, kochanie :c

Od: Moja Kathy
Odpierdol się. Nawet nie wiem kim jesteś. Ja za tobą nie!

Justin mimowolnie się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Jennifer.
-Justin, słuchasz mnie?-zapytała wkurzona. Bieber niechętnie przeniósł wzrok na nią.
-Jasne-mruknął.
-To o czym mówiłam?-posła mu spojrzenie wyczekujące odpowiedzi. Justin nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali weszła pielęgniarka. Nawet na niego nie spojrzała. Nie zdziwiło go to, każda, która tu przychodziła zachowywała się dokładnie tak samo. Robiły to co musiały i wychodziły jak najszybciej. Nie przeszkadzało mu to, że ludzie się go bali. Uważał, że właśnie tak powinno być, szczególnie, że był wściekły, bo musiał przebywać w szpitalu, kiedy miał lepsze rzeczy do roboty. 
-Słuchasz mnie?-ponownie przeniósł wzrok na Jennifer.
-Powiedziałem już, że tak-mruknął znudzony. W myślach błagał ją, żeby sobie poszła.
-Mógłbyś chociaż udawać, że interesuje cię to, co mówię-warknęła.
-Zamknij się i wyjdź-syknął.
-Że co?-pisnęła. W tym momencie drzwi do sali otworzyły się ponownie i w progu stanęła Katherine. Justin w duchu odetchnął z ulgą i podziękował jej, że uratowała go od towarzystwa Benson.
-Widzę, że książę już się obudził-uśmiechnęła się złośliwie.
-Co ty tu robisz, suko?-Benson posłała mordercze spojrzenie Katherine.
-Coś ci nie pasuje?-syknęła. 
-Wynoś się stąd-warknęła. 
-Lepiej dla ciebie, jeżeli ty stąd wyjdziesz. Radzę ci, nie prowokuj mnie-Katherine posłała jej przesłodzony uśmiech. Stały naprzeciwko siebie i mordowały się wzrokiem, a wzrok Justina utkwiony był w Pierce. Nie potrafił odwrócić głowy. Stwierdził nawet, że wygląda seksownie, kiedy się wścieka.
-Niby, co ty mi możesz zrobić?-prychnęła.
-Nie chcesz się przekonać-Pierce odepchnęła Benson i zajęła miejsce obok łóżka.  
-Ty, jebana szmato-Jennifer pociągnęła Katherine za włosy. Justin nie mógł nic zrobić, a chciał. Przez ułamek sekundy przyglądał się, jak oczy Katherine stały się kompletnie czarne. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego u niej. 
Pierce w ułamku sekundy odwróciła się i złapała Jennifer za nadgarstki. Ścisnęła je tak mocno, że Benson zaczęła skomleć z bólu i od razu puściła jej włosy.
-Jeżeli chcesz jeszcze oddychać, to masz 5 sekund na wyjście-powiedziała spokojnie.
-Puść mnie, dziwko-wierciła się, próbując wyrwać ręce z uścisku Katherine.
-Gdy będziesz sama spacerować po ulicy, to lepiej uważaj-wyszeptała jej do ucha. Pierce nie miała zamiaru się z nią bawić i dłużej znosić jej zachowania. Biedna Jen, nie wie z kim zadarła-przeleciało jej przez głowę. Benson spojrzała na nią ze strachem widocznym w jej oczach.  
-Teraz się wynoś-warknęła, puszczając ją. Jennifer od razu wybiegła z sali, ale Katherine wiedziała, że to nie koniec. Przeczesała ręką włosy i wypuściła powietrze z ust, przymykając na chwilę powieki. Pierwszy raz zdarzyło jej się coś takiego poza pracą i nie była zadowolona z faktu, że widział to Justin. 
-Nie sądziłem, że będziesz się o mnie biła-puścił jej oczko.
-Ktoś ci mózg uszkodził?
W duchu modliła się, żeby niczego nie zauważył i żeby odwrócić jego uwagę chciała zmienić temat.
-Oszukuj się dalej, kochanie.
-Oczywiście-przewróciła oczami. Czasami pewność siebie Justina ją irytowała, a szczególnie to, że myślał, że może mieć wszystko.
-Tak w ogóle to dzięki. Miałem jej już dosyć-jęknął, a z ust Pierce uciekł chichot.
-Przecież to twoja dziewczyna
-Żartujesz sobie?-prychnął. -Nie jest moją dziewczyną. Jest tylko dobra w łóżku i tyle.
-Dobra, nie chcę więcej szczegółów-pokręciła głową.
-Nie ma o czym opowiadać-wzruszył ramionami.
-Skończ, człowieku-zatkała mu usta dłonią. -Jest zdecydowanie lepiej, jak nic nie mówisz-odsunęła rękę. 
-To samo mogę powiedzieć o tobie-przewrócił oczami. Jednak to co go uderzyło to zapach wanilii, który poczuł, kiedy Katherine znajdowała się tak blisko.
-Jesteś wkurwiający-jęknęła.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem-mruknął. -I co, już się za mną stęskniłaś?-posłał jej łobuzerski uśmiech.
-Chciałbyś-prychnęła. -Co zazdrosny chłopak obił ci mordkę?-uśmiechnęła się sztucznie. 
-Na pewno nie twój.
-Mój nie byłby zazdrosny o ciebie, dupku.
-Złość piękności szkodzi, kochanie.
-Szkoda, że w trakcie operacji nie przeszczepili ci mózgu. Może w końcu byś zmądrzał-syknęła. Wiedziała, że Bieber chciał ją sprowokować i to mu się udało, a proces uspokajania się Katherine trwał dość długo. -Nie wyglądasz najlepiej-uważnie przyjrzała się jego twarzy. Jej zdaniem Mike przyłożył mu zbyt mocno, a ona nie wiedziała dlaczego.
-I tak ci się podobam.
-Pomarzyć zawsze możesz-posłała mu przesłodzony uśmiech. -Rozmawiałam z lekarzem.
-Martwisz się o mnie?
Katherine postanowiła zignorować jego idiotyczne, jej zdaniem, pytanie. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że przekupiła lekarza, żeby dowiedzieć się czegoś o jego stanie zdrowia, bo martwiła się, że wyrządziła mu zbyt wielką krzywdę.
-Jeżeli wszystko będzie okej, to wyjdziesz stąd za tydzień.
-Żartujesz sobie ze mnie?-warknął.
-Nie.
-Kurwa-uderzył pięścią w łóżko. Katherine nie widziała sensu w przedłużaniu jej wizyty i tak twierdziła, że zrobiła to tylko dla Megan. Wstała i skierowała się do wyjścia.
-Już idziesz?-odwróciła się, słysząc jego głos. Justin zrobił minę szczeniaczka, dodatkowo wydymając wargę. Nie chciał, żeby szła tak szybko. Z nią się nie nudził.
-Tak.
-Kathy, nie bądź taka-jęknął.
-Nie bądź jaka?-uniosła prawą brew.
-Nie bądź zołzą.
-Nie jestem-pokręciła głową z rozbawieniem.
-Jesteś.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Zamknij się, Bieber-warknęła. Tak naprawdę rozbawiło ją to, że chciał, żeby została. Wiedziała, że robi to tylko po to, żeby się do niej dobrać i nawet przez sekundę nie pomyślała, że mógłby ją polubić i zwyczajnie spędzić z nią czas. Wtedy poczuła wibracje w kieszeni, więc wyciągnęła czarnego iPhone'a. Zdziwiła się widząc nazwę kontaktu: Luke. On nigdy do niej nie dzwonił osobiście. Odebrała, ale nie była zadowolona, że codziennie musiała pracować.
-Czego?-warknęłam.
-Może tak grzeczniej-syknął. Katherine tylko przewróciła oczami, a Justin zaczął uważnie się jej przyglądać.
-Mów, o co chodzi.
-Mam dla ciebie robotę.
-Będę za 15 minut-rozłączyła się i wsadziła telefon do kieszeni.
-Muszę iść.
-Będę tęsknił.
-Ja na pewno nie-wychodząc pokazała mu środkowy palec.
-Będziesz-usłyszała jego głos, kiedy szła korytarzem. Pokręciła głową z rozbawieniem i skierowała się do końca korytarza, gdzie wsiadła do windy. Niecałe trzy minuty później była już na parkingu pod szpitalem. Otworzyła samochód i kiedy chciała otworzyć drzwi, ktoś szarpną ją za ramię. 

Jennifer nie mogła pozwolić, żeby Katherine zabrała jej Justina. Chociaż Bieber wielokrotnie powtarzał jej, że nie są razem, nie zwracała na to uwagi. Uznała go za swoją własność i nie miała zamiaru go stracić na rzecz Katherine, która zjawiła się nie wiadomo skąd. Benson starała się prawie dwa lata, żeby Justin zwrócił na nią uwagę i kiedy teraz się jej to udało, nie mogła zrezygnować. Widziała jak na nią patrzył i wielokrotnie zastanawiała się co takiego ma w sobie Katherine, że przyciąga jego wzrok. Dla Jennifer Pierce była zwykłą szmatą, która zjawiła się nagle i myśli, że może wszystko. Nie bała się jej ani trochę, a jej groźby nie robiły na niej wrażenia. Opuściła salę tylko dlatego, że Justin ją wyrzucił, a ona nie chciała go denerwować. Postanowiła na nią poczekać na parkingu i kiedy tylko ją zobaczyła, podeszła do niej. Szarpnęła ją za ramię, przez co stały twarzą w twarz. Jennifer patrząc w jej oczy, przez chwilę poczuła się tak, jakby zmroziło ją od środka, ale zignorowała to.
-Masz zostawić Justina w spokoju-syknęła. 
-Nie interesuje mnie twój chłopaczek. Teraz możesz już sobie iść. Nie mam czasu-powiedziała, odwracając się. Benson nie miała zamiaru skończyć tego tak, więc ponownie ją szarpnęła. 
-Nie dotykaj mnie, kurwo-warknęła.
-Masz go zostawić, rozumiesz?-dokładnie wypowiedziała każde słowo.
-Bo co?-Katherine skrzyżowała ręce na piersi.
-On jest mój-powiedziała pewna siebie, na co Katherine się zaśmiała.
-Jesteś pewna?-uniosła prawą brew, kiedy się opanowała. Jennifer przez chwilę milczała, jednak kiedy otworzyła usta, zająknęła się mówiąc „tak”. W tym momencie nie była pewnych słów i zastanawiała się, czy aby na pewno Justin był jej. 
_____________
Przepraszam za opóźnienie, ale internet w moim domu, to jakaś porażka.
Kolejny rozdział przewiduję w sobotę, ale nic nie obiecuję. Jeżeli się postaracie, to nawet wcześniej :)
Teraz cztery najważniejsze sprawy!
1. Jeżeli chcecie być na bieżąco, to dodawajcie bloga do obserwowanych ( ewentualnie mogę informować was na tt, jeżeli chcecie)
2. Na wszelkie pytania typu "kiedy następny?" i inne odpowiadam TYLKO na asku
3. Przypominam, że opinię możecie pisać też na tt pod tagiem #LCCYL
4. Jeżeli chcecie pod tym tagiem mogę umieszczać spojlery kolejnych rozdziałów
POLECAM
http://bizzle-opowiadanie.blogspot.com/


10 lipca 2014

Twenty Seven: "Jasna cholera, jednak to zrobiła!"

Pochyła czcionka to wspomnienie. Przepraszam za ewentualne błędy.
Wszyscy składamy życzenia mojej kochanie siostrze Kindze ( @5SOSholyshit)
Mój skarb kończy dzisiaj 15 lat!
Jeszce raz wszystkiego najlepszego xx


Katherine trzymała przed sobą broń i po cichu weszła do środka. Jej serce biło bardzo szybko, kiedy  nasłuchiwała chociażby najcichszych kroków lub jakiegokolwiek hałasu. Jednak w domu panowała kompletna cisza, słyszała tylko swój oddech. Przez moment zastanawiała się czy nie pomyliła adresu, ale potem dotarło do niej, że dom Justina jest naprzeciwko, więc nie ma mowy o pomyłce. Nie rozumiała co tu się stało i dlaczego jej drzwi są inne. Zapaliła światło w korytarzu i zmarszczyła czoło, skanując obszar. Ściany miały kolor kawy z mlekiem, a zdjęcia, które zwykle tu wisiały, a które niedawno porozbijała na podłodze, oprawione były w nowe, białe ramki. Coś było zdecydowanie nie tak. Wchodząc do salonu, również zapaliła światło i rozejrzała się dookoła. Na środku stał biało-szary, kwadratowy stolik, który otaczały dwie białe kanapy. Zniknął kominek, a telewizor wbudowany był w ścianę. Szare zasłony sięgały aż do podłogi.
-To jakieś pierdolone Prima Aprilis?-mruknęła pod nosem. Potrząsnęła głową i rozejrzała się jeszcze raz. Myślała, że przez to, że jest zmęczona ma przywidzenia. Podeszłą do kanapy i przejechała dłonią po oparciu, żeby upewnić się, że to nie fatamorgana. Mebel był prawdziwy.  Rozejrzała się jeszcze raz i zauważyła, że pianino i stolik zniknęły. Były to jedyne rzeczy w salonie, których nie zniszczyła dwa dni temu. Przełknęła nerwowo ślinę i w myślach modliła się, żeby te rzeczy były gdzieś w domu. Pianino dostała od swoich rodziców na swoje dwunaste urodziny, kiedy zaczęła uczyć się grać i za nic w świecie nie chciała go stracić, a stolik od Justina...zwyczajnie podobał się jej. Musiała przyznać, że Justin miał wyczucie stylu i nie dotyczyło to tylko wyboru mebli. Katherine co prawda rzadko zwracała na niego uwagę i na to w co był ubrany, ale zawsze trafiał w punkt.
Spojrzała w stronę kuchni. To pomieszczenie nadal było oddzielone pojedynczym stopniem od salonu, ale nie było wyspy. Pojawił się tam drewniany, prostokątny stół z kompletem krzeseł, który stał z boku. Szafki miały beżowy kolor, a blaty były białe. Dodatkowo na suficie pojawiły się ledowe lampy. Pokręciła głową i pobiegła do gabinetu. Miała nadzieję, że ten kto zmienił wystrój pomieszczeń nie tknął gabinetu i się nie pomyliła. Ani jeden mebel nie zmienił swojego położenia, na co odetchnęła z ulgą. To pomieszczenie, oprócz ich sypialni, najbardziej przypominało jej o rodzicach i nie chciała tutaj nic zmieniać. Wbiegła na górę i na korytarzu pod ścianą zauważyła stolik od Justina. Uśmiechnęła się delikatnie, bo nie chciała go stracić. I to, że stolik się jej podobał nie było jednym powodem, dla którego chciała go zatrzymać. Ten drugi powód był zakorzeniony w jej podświadomości, ale ona nie zwracała na niego uwagi, więc wolała trzymać się pierwszej wersji.  Zaczęła zaglądać do wszystkich pokoi na piętrze, ale wystrój żadnego nie uległ zmianie. Ostatnim pomieszczeniem był jej pokój. Pociągnęła za klamkę i rozejrzała się. Ściany miały kremowy kolor, na podłodze leżał beżowy dywan, zasłony w ciemnobrązowym kolorze sięgały aż do podłogi. Oparcie łóżka obite było z miękkim, fioletowym materiałem, a pościel była czarna, Po obu stronach łóżka stały nocne szafki, na których stały lampki. Z lewej strony łóżka na ścianie wisiały czarne półki, a w rogu pokoju stało jej białe pianino. Katherine rozglądała się z niedowierzaniem i dopiero teraz dotarło do niej, że wystrój zmieniony został w tych pomieszczeniach, które ona zniszczyła. Zmierzając do łazienki, zauważyła białą kartkę leżącą na pościeli. Podniosła ją, a na niej napisane było jedno słowo, bardzo niechlujnym pismem-przepraszam. Pierce potrząsnęła głową i odrzucając papier, weszła do łazienki. Tam niewiele się zmieniło, lustro było prostokątne, a przy każdym jego boku znajdowała się podłużna lampa. Katherine nie mogła zrozumieć kto mógł to zrobić. Nie było jej tylko dwa dni, więc nie miała pojęcia jak w tak krótkim czasie ktoś był w stanie to zrobić. Nie wiedziała kto jest za to odpowiedzialny, ale odrzuciła Megan, Louisa i Justina i była przekonana, że tylko Megan wiedziała o jej napadzie. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Pokręciła głową i odwróciła się, a z jej gardła wydobył się pisk.
-Durniu, wystraszyłeś mnie-warknęła, trzymając dłoń w okolicy serca. Evans zaśmiał się, ale uspokoił się, kiedy zauważył morderczy wzrok skierowany na niego.
-Przepraszam, ale szkoda że nie widziałaś swojej miny-pokręcił głową z rozbawieniem. Jednak wyraz jego twarzy zmienił się i teraz wypisany był na niej szok, kiedy zauważył broń w dłoni Katherine. 
-Po co ci to? Skąd to masz?
-Wzięłam ją na wszelki wypadek, bo myślałam, że ktoś się do mnie włamał-posłała my wymowne spojrzenie. Mike odetchnął z ulgą.
-Zachowujesz się tak, jakbym miała cię zabić-przewróciła oczami, a Evans milczał. -Serio o tym pomyślałeś?-rozbawienie było słyszalne w jej głosie.
-Może-wzruszył ramionami- ale to nie wyjaśnia tego, skąd to masz.
-A myślisz że czego potrzebuję w pracy?-prychnęła. -Nie bawię się klockami.
-Wiem, ale nigdy nie słyszałem, żebyś kogoś postrzeliła...
-Rzadko jej używam-wzruszyła ramionami. -Ale nie martw się potrafię jej używać i to nie jest atrapa...Wyjaśnij mi jedno. Co się stało w moim domu?
-Taki prezent na przeprosiny-uśmiechnął się. 
-Słucham?-jej oczy się rozszerzyły. 
-Chciałem ci pokazać, że naprawdę mi zależy, żebyś mi wybaczyła i kiedy zobaczyłem w jakim stanie jest twój dom to poprosiłem Megan o pomoc.
-Megan?
-Tak, ktoś musiał cię zająć, żebyś nie wróciła do domu, zanim wszystko nie będzie gotowe.
Katherine skrzyżowała ramiona nie piersi i przypatrywała mu się uważnie.
-Sprytne, ale nie musiałeś tego robić.
-Musiałem. Kathy, jeszcze raz cię przepraszam za to co zrobiłem i powiedziałem. Ja po prostu się o ciebie martwię...
-Mike, dość. Zostaw już to-pokręciła głową.
-Ale...
-Przestań już-przerwała mu. -Możemy się umówić, że zapominamy o tamtym.
-Mówisz p-poważnie?-jego oczy się rozszerzyły.
-Poważnie-skinęła głową. Nie zdążyła zrobić nic więcej, bo zaraz potem ramiona Mike'a owinęły się wokół jej ciała i została przyciśnięta do jego klatki piersiowej.
-Dziękuję, słoneczko-wyszeptał jej do ucha. Stali w takiej pozycji kilka chwil, ale potem Katherine odsunęła się od niego. 
-Teraz muszę wnieść swoje torby do środka, zanim mi je ktoś zwinie.
Mike od razu zaoferował swoją pomoc i pomógł wnieść rzeczy Katherine. 
-Teraz chcę cię prosić o pomoc-powiedziała, kiedy Mike odstawiał torby na podłogę w jej pokoju.
-O co chodzi? Stało się coś, słoneczko?
-Potrzebuję kogoś zaufanego.
-Ale do czego?
Katherine podeszła do niego i powiedziała mu wszystko prosto do ucha. Byli sami, więc mogła mówić normalnie, ale w tej sprawie wymagała dyskrecji i nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.
-Zgadzasz się?-zapytała niepewnie. Była przekonana, że może liczyć na Evansa, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji i nie była w stanie przewidzieć jego decyzji.
-Oczywiście, że tak-kąciki jego ust się uniosły. -Zawsze możesz na mnie liczyć, słoneczko.
-Dziękuję-uśmiechnęła się delikatnie. -A teraz możesz już iść.
-Słucham?
-Sądzę, że zrozumiałeś i nie muszę się powtarzać-skrzyżowała ramiona na piersi.
-Skoro mnie wyrzucasz-westchnął, schodząc na dół.
-Nie wyrzucam-pokręciła głową-tylko kulturalnie cię wypierdalam-zaśmiała się. Mike pokręcił rozbawieniem z głową i znikną w korytarzu, a Katherine poszła za nim. Przytuliła go na pożegnanie i patrzyła jak wsiadł do samochodu i odjechał. Miała już wchodzić do domu, ale zauważyła Justina na balkonie. Kolejny raz zastanawiała się, czy on ją prześladuje. Bieber spojrzał na nią i posłał jej buziaka w powietrzu. Katherine zacisnęła szczękę i pokazała mu środkowy palec, a zaraz potem weszła do środka. 
-Już niedługo przestaniesz się śmiać, Bieber-mruknęła, wchodząc po schodach.

Trzy dni później

Był 31 grudnia i dochodziła godzina 15. Megan zjawiła się u Katherine kilka godzin temu i uparła się, że na sylwestrową imprezę będą szykować się razem. Pierce znała Meg i wiedziała jak bardzo uparta była.
-Teraz mów, co jest między tobą a Justinem-powiedziała, podłączając lokówkę do prądu.
-Żartujesz sobie?-Katherine prychnęła. Wkurzało ją, że Megan pytała ją ciągle o Justina, jakby coś między nimi było, a przecież tak nie jest. Nie jest, prawda?
-Nie-pokręciła przecząco głową.
-Niby co ma być?-wzruszyła ramionami.
-Przecież widzę-skrzyżowała ręce na piersi.
-Może wzrok ci się psuje. Nic między nami nie ma. To on za mną chodzi, a nie na odwrót. Powinnam się na ciebie obrazić. Wiedziałaś, że go nie znoszę, a musiałam z nim spędzić prawie cały dzień.
-Przecież nic takiego się nie stało. Nie pozabijaliście się i nikt nie został ranny.
-Jesteś bardzo zabawna-Katherine przewróciła oczami.
-Po prostu chcę wiedzieć.
-Słuchaj, nie moja wina, że on się na mnie uwziął. Przecież bić go nie będę. Jakoś muszę go znosić-wzruszyła ramionami.
-Niech ci będzie-westchnęła. -Ale teraz musimy zacząć się szykować-klasnęła w dłonie.
-Meg, mamy jeszcze czas-Katherine opadła na łóżko.
-Właśnie nie mamy! Wstawaj!-krzyknęła. 
-Już, już-Katherine leniwie podniosła się do pozycji stojącej i przeszła do garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki.

Justin leżał na kanapie i objadał się pizzą, oglądając jakiś przypadkowy film w telewizji. Louis jak zawsze miał coś do roboty, więc nie było go w domu. Jednak przyjemną dla niego ciszę przerywał dzwonek jego telefonu. Spojrzał na ekran i kiedy zobaczył nazwę kontaktu, przewrócił oczami. Wiedział, że się odezwie. Zawsze do niego wracała jak wierny pies i nie miało znaczenia, jak źle ją potraktował. Jennifer nic dla niego nie znaczyła i zazwyczaj cholernie go irytowała, a jedynym powodem, dla którego ją trzymał przy sobie było łóżko. Gdyby nie to, pozbył by się jej dawno.

Wyszedł z łazienki ubrany w zwykłe szare dresy. Na środku pokoju stała Jennifer, która trzymała jego telefon w dłoni. 
-Po jaką cholerę ci mój telefon?-warknął. Nie znosił, kiedy ktoś ruszał jego własność.
-Co to jest?-odwróciła go w jego stronę. Na tapecie nadal widniało jego zdjęcie razem z Katherine, które zrobiła im Megan.
-Co cię to kurwa obchodzi?-warknął i wyrwał jej urządzenie z ręki.
-Jestem twoją dziewczyną. Mam prawo wiedzieć!-wyrzuciła ręce w powietrze. -Po jaką cholerę masz zdjęcie z tą szmatą?
-Katherine nie jest szmatą, a ty nie jesteś moją dziewczyną-zacisnął ręce w pięści. Sam nie wiedział dlaczego bronił Katherine, bo przecież mu na niej nie zależało. Jednak z jakiegoś dziwnego powodu nie mógł pozwolić, żeby ktoś ją obrażał.
-Że, co? Teraz stajesz po stronie tej kurwy?-wrzasnęła, a kilka łez spłynęło po jej policzkach. Justin prychnął w myślach. Jeżeli myślała, że w ten sposób coś zyska to się przeliczyła.
-Zamknij ryj, suko-splunął.
-C-co ty powiedziałeś?-wydukała.
-To co słyszysz, idiotko.
-Kutas-odwróciła się i wybiegła. Po chwili usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi.

Był pewien, że dzwoniła po to, żeby go przeprosić. Nawet jeżeli to on zachowywał się w stosunku do niej jak ostatni kutas, to ona zawsze przepraszała. Jednak Justin nie widział w tym nic złego. Twierdził, że to nie jego wina, że Jennifer jest głupia. Po raz kolejny odrzucił od niej połączenie i skupił się na oglądaniu.
Kiedy wybiła godzina 21, Justin po wzięciu prysznica, wyszedł z łazienki. Z szafy wyciągnął ciemne rurki opuszczone w kroku i zwykłą białą koszulkę. Ubrał się i ponownie wszedł do łazienki. Grzywkę tak jak zawsze postawił do góry za pomocą żelu. Chwycił telefon i zszedł na dół. Założył skórzaną kurtkę, a na nogi wsunął białe supry.
Po kilku minutach znalazł się przed klubem i tak jak zwykle bez problemu wszedłem do środka. Tłok był większy niż zazwyczaj. Dzisiaj ludzie byli w stanie zapłacić każdą sumę, żeby dostać się tutaj. Z trudem przecisnął się do baru, gdzie zauważył Katherine. Podszedł i przytulił ją od tyłu.
-Hej, kochanie-wyszeptał jej do ucha.
-Boże, czemu muszę mieć takiego pecha i zawsze wpadać na ciebie-jęknęła.
-To nie pech, tylko ogromne szczęście-wzruszył ramionami i usiadł obok niej. 
-Może lepiej stąd wyjdź, bo twoje ego się tu nie mieści-posłała mu przesłodzony uśmiech.
-Jakoś to przeżyjesz-skinął na barmana i zamówił im drinki. Dopiero wtedy zlustrował wzrokiem Katherine. Ubrana była w sukienkę bez ramiączek, której góra była w kremowym kolorze z czarnymi elementami o różnych kształtach, natomiast dół był czarny, a buty były na wysokim obcasie również w kremowym kolorze. Sukienka idealnie odkrywała jej zgrabne nogi.
-Czego się gapisz?-warknęła, kiedy zauważyła wzrok Justina, którym praktycznie pieprzył ją tu i teraz.
-Przeszkadza ci to?
-Tak.
-Złość piękności szkodzi, kochanie-położył rękę na jej talii.
-Zabieraj te łapska, Bieber-syknęła.
-I tak wiem, że ci się to podoba-wymruczał jej do ucha. Wiedział, że w końcu mu ulegnie. Katherine musiała być jego.
-Oświecę cię. Nie podoba-strąciła jego rękę i upiła ze swojej szklanki. Justin zaczął sączyć swojego drinka, kątem oka zerkając na Katherine. Po kilku kolejnych lekko szumiało mu w głowie, ale zdążył zauważyć, że Pierce praktycznie wcale nie piła, a to do niej nie pasowało.
-Idę do łazienki-mruknęła wstając. Przechodząc za Justinem puściła oczko do Thomasa. Justin obserwował jak Katherine odchodziła, przez co nie zauważył, jak narkotyk znalazł się w jego szklance. Był niewyczuwalny w smaku i zapachu. Kiedy Pierce zniknęła mu z pola widzenia, upił spory łyk. Niedługo potem skończył drinka, a kilka chwil potem środek zaczął działać. Obraz zaczął mu się rozmazywać i pomimo tego, że pocierał oczy, ostrość nie wróciła. Zaczęło mu się kręcić w głowie i czuł się jakby w pomieszczeniu było 40 stopni. Wstał z barowego krzesła, a nogi automatycznie się pod nim ugięły. W ostatnim momencie złapał się blatu i próbował ustać. Kierując się do wyjścia nieustannie na kogoś wpadał i dopiero po kilku minutach w jego ciało uderzyło mroźne powietrze. W tym momencie było mu to na rękę, jednak przypływ świeżego tlenu nie otrzeźwił go na tyle, żeby był w stanie zarejestrować co się z nim dzieje. Oparł się ręką o ścianę i wziął kilka głębokich wdechów. 
-Teraz się policzymy, Bieber.
Justin uniósł głowę, słysząc swoje nazwisko. Nie był w stanie zorientować się kim jest osoba przed nim, bo postać pociągnęła go za sobą. Nie potrafił się opierać, więc nie miał szans się bronić. Chwilę potem znaleźli się na tyłach klubu. Było to niewielka ślepa uliczka, słabo oświetlona, w której stało kilka kontenerów na śmieci. Justin potykał się co chwilę, próbując ustalić, gdzie się znajduje. Upadł na ziemię, kiedy czyjaś pięść zderzyła się z jego twarzą. Napastnik od razu usiadł na nim okrakiem i nadal wymierzał mu ciosy. Bieber próbował zasłonić się rękami, ale był na to zbyt słaby. Zdążył tylko zauważyć, że jego napastnikiem był chłopak i miał kręcone włosy.  
-Mike, wystarczy już. Nie chcemy go przecież zabić-usłyszał kobiecy głos. Wydawało mu się, że słyszał już ten głos, ale nie mógł rozpoznać jego właścicielki. 
-Dobra-uniósł ręce w geście obronnym, wstając. -Zaraz wracam-mruknął. Dało się słyszeć jego cichnące z każdą chwilą kroki. Dziewczyna podeszła do leżącego Justina i spojrzała na jego twarz. Z nosa ciekła mu krew, miał już kilka siniaków, jednak na pewno będzie ich więcej. Bieber spod wpół przymkniętych powiek zobaczył jej niewyraźną postać. Ubrana była na czarno, a na twarzy miała kominiarkę.
-Nawet teraz jesteś przystojny-ukucnęła i ręką dotknęła jego policzka. Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Zrobił to mimowolnie. Nie czuł bólu, a wszystko docierało do niego w zwolniony tempie.
-Trzymaj-Justin ponownie usłyszał głos chłopaka, który go uderzył. Dziewczyna odwróciła się i odebrała od niego bejsbolowy kij.
-Dzięki. Teraz go podnieś-wskazała na Justina. Chłopa skinął głową i stanął za jego głową. Wsunął dłonie pod jego pachy i uniósł jego niezdolne do ruchu ciało. Dziewczyna spojrzała ze smutkiem na chłopaka. Czy chciała to zrobić? W tym momencie nie była tego taka pewna, ale wiedziała, że musi to zrobić zanim się rozmyśli.
-Przepraszam-mruknęła tak cicho, aby nikt jej nie usłyszał. Może dopadły ją małe wyrzuty sumienia, ale zanim zdążyła się nad tym zastanowić, wymierzyła pierwszy cios w brzuch Justina. Bieber osunął się na ziemię, a Mike ponownie go podniósł. Otrzymał kolejny cios i kiedy tym razem upadł, dziewczyna ruchem ręki powstrzymała chłopaka przed kolejną próbą podniesienia go. 
-Weź to-oddała mu kij. -Daj mi jeszcze chwilę-w odpowiedzi skinął głową i odszedł. Dziewczyna ukucnęła przy Justinie i zlustrowała go wzrokiem. Jak na razie nie czuła się winna i nawet nie chciała się tak czuć. Wmawiała sobie, że na to zasłużył, ale teraz już nie była tego pewna. Jednak musiała dotrzymać obietnicy. Justin leżał na brzuchu, więc bez trudu ściągnęła z niego kurtkę i rozerwała kawałek jego koszulki nad lewą łopatką. Z kieszeni wyciągnęła składany i po tym jak go rozłożyła, przyłożyła ostrze do jego skóry. Wyryła literę K i robiła to tak, aby została mu blizna. I prawdopodobnie zaczęły dopadać ją wyrzuty sumienia, bo przykryła jego ciało kurtką. Mimo wszystko nie chciała, żeby jego organizm się wychłodził, a z temperaturą panującą na zewnątrz nie byłoby to trudne.
Justin próbował utrzymać swoje powieki w górze, ale było to bardzo trudne. Jego powieki robiły się coraz cięższe i zanim opadły na dobre na nożu zauważył inicjały K.P. Jednak wszystko go bolało, więc nie był nawet pewny jak się nazywa. Ostatnie słowa jakie usłyszał, dziewczyna wyszeptała do jego ucha.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Justin-potem poczuł jej usta na jego zasinionym policzku. Gdy była tak blisko dotarł do niego zapach wanilii. I dalej nie było już nic.  Dziewczyna wstała, schowała nóż i odeszła. Justin leżał tak kilka minut, ale miał szczęście. Tylne drzwi budynku otworzyły się ze skrzypnięciem i ukazał się w nich Matt. Przetarł pięściami oczy, próbując nie zasnąć. Jednak sen odszedł bardzo szybko, kiedy zobaczył Justina.
-Jasna cholera, jednak to zrobiła!-warknął. Wyciągnął telefon i wezwał pogotowie. Jednak w jego głowie krążyła tylko jedna myśl-nie tak miało być.



____________________
Jak myślicie, kto pobił Justin'a?
Czekam na wasze sugestie.
 Wprowadzam małe zamieszanie, które doprowadzi do czegoś dużo większego.
Dziękuję wam za ponad 8 400 wyświetleń :*

Kocham was <3
Do następnego.
I Pamiętajcie im więcej komentarzy, tym szybciej pojawia się rozdział ;)

6 lipca 2014

Twenty Six: "Uwierz mi, kochanie. Jeszcze nie raz to zrobię."

Jestem, aż tak przewidywalna?
Jak mówią, prawdziwy aktor gra nawet dla jednego widza, więc ja będę pisać nawet dla jednego czytelnika. Jestem wdzięczna trzem osobom, które prosiły mnie o  dodanie rozdziału <3
Pochyła czcionka, to wspomnienie.


Katherine zatrzymała samochód na podjeździe domu Megan. Upewniła się, że okulary, rękawiczki i bransoletka są zamknięte w schowku i wysiadła z auta. Nie zdążyła zrobić nic więcej, bo Megan od razu ją przytuliła.
-Megan, udusisz mnie-zaśmiała się, chociaż jej usta wykrzywiły się w grymasie z powodu bólu. Jednak na jej szczęście Johnson tego nie zauważyła. Kiedy Megan spojrzała na nią z przerażeniem w oczach, po tym jak zauważyła krew, Katherine przeklęła w myślach. Wiedziała, że opatrunek przesiąknie, ale wtedy nie miała czasu na dokładne opatrzenie rany.
-Katherine, co to jest?-wskazała to miejsce. 
-Nic takiego. Mały wypadek przy pracy-machnęła ręką. Johnson pokręciła głową i bez zastanowienia wciągnęła ją do środka. 
-Zdejmuj kurtkę-nakazała i pobiegła do kuchni po apteczkę. Katherine zaczęła się zastanawiać co jej powiedzieć, żeby zabrzmiało to wiarygodnie, bo nie mogła powiedzieć jej prawdy. Widziała jak Johnson martwiła się o nią zanim wyszła, więc teraz na pewno zaczęłaby histeryzować. Wróciła po kilku chwilach z czerwonym pudełkiem w ręku.
-A teraz powiesz mi, co się stało?-spojrzała na nią, czekając na odpowiedź, kiedy odklejała zużyty opatrunek.
-Paru idiotów zaczęło się bić w klubie i oberwałam nożem- syknęła z bólu, kiedy Megan czyściła ranę. Miała nadzieję, że w to uwierzy.

Katherine wyszła z domu Megan i wsiadła do samochodu. Po kilku minutach zaparkowała auto kilka metrów od budynku. Ze schowka wyjęła okulary, które wsunęła na nos i bransoletkę, która założyła na nadgarstek. Wysiadła, włączyła alarm i szybkim krokiem dotarła do klubu. Kilka osób spojrzała na nią z przerażeniem w oczach, co Katherine zauważyła. Wiedziała, że plotki szybko obiegną miasteczko i już niedługo każdy będzie wiedział, że wróciła. Od razu skierowała się do gabinetu Williamsa, chociaż zazwyczaj od razu po wejściu kierowała się do baru. Jak zwykle weszła bez pukania. Luke siedział za biurkiem i rozmawiał przez telefon. Katherine bez słowa usiadła na fotelu i czekała aż skończy. Nie interesowała ją treść rozmowy, więc zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, mimo że jego wystrój znała na pamięć. Po kilku minutach się rozłączył i skupił wzrok na niej.
-Dobrze, że jesteś-uśmiechnął się. Katherine była zdziwiona, bo bez problemu rozpoznawała kłamcę, a jego uśmiech na pewno był szczery.
-Mów o co chodzi, nie mam dla ciebie całej nocy-przewróciła oczami. Williams nawet na to nie zareagował, chociaż osoba, która znieważyła go w ten sposób miałaby już kulę w czaszce. Z szuflady biurka wyciągnął kartkę papieru, na której znajdowało się imię i nazwisko i adres. Przesunął ją w stronę Katherine.
-Dostała już dwa ostrzeżenia, nie mogę czekać. Ekipa pojedzie za tobą. Wystarczy, że dasz im znak i oni zajmą się resztą.
-Jasne-mruknęła, wkładając kartkę do kieszeni. Zaraz potem wstała i wyszła bez jakiegokolwiek pożegnania.
W drodze do wyjścia z klubu, zauważyła w tłumie Matta. Stał do niej tyłem i rozmawiał z chłopakiem, na którego Katherine nie zwróciła uwagi. Wczoraj stwierdził, że ma dla niej towar, ale wczoraj się z nim nie spotkała. Pierce nie znosiła, kiedy ktoś nie dotrzymywał warunków umowy. Pociągnęła go za ramię, obracając go w swoją stronę.
-Gdzie jest mój towar?-warknęła.
-Chodź, tutaj nie będziemy rozmawiać-pociągnął ją za rękę do wyjścia. Zimne powietrze uderzyło w ich ciała, kiedy znaleźli się na zewnątrz. Odeszli kawałek dalej, żeby nikt nie słyszał ich rozmowy. Katherine wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnęła jednego, chowając resztę. Podpaliła końcówkę i zaciągnęła się. Mimo wszystko się denerwowała. Nie robiła tego od dwóch lat, a poza tym nigdy nie wiadomo co może się stać. Z tego co zauważyła na kartce widniało imię i nazwisko jakiejś dziewczyny, co teoretycznie powinno ułatwić jej sprawę, ale jak to mówią-nie oceniaj książki po okładce.
-Nie chcę, żebyś myślała, że cię oszukałem-wsunął rękę do kieszeni i wyciągnął niewielki woreczek, chowając go w dłoni. Podszedł do Katherine i pocałował ją w policzek, jednocześnie wsuwając woreczek do kieszeni jej kurtki. 
-Dzięki-kąciki jej ust uniosły się do góry.- Ale radziłabym, żebyś dotrzymał terminu następnym razem-posłała mu lodowate spojrzenie.
-Będzie następny raz?-uniósł brew do góry.
-Wiesz o czym mówię-przewróciła oczami, zaciągając się nikotyną.
-Przykro mi, że nie miałaś wyboru i musiałaś do tego wrócić.
-Jest okej, Mattie-pocałowała go w policzek. -Muszę już lecieć.
-Daj znać, jak skończysz-w odpowiedzi skinęła głową. W tamtym momencie zauważyła Justina i Louisa wychodzących z klubu. Kierowali się w ich stronę.  Katherine przeklęła w myślach i szybkim krokiem ruszyła do auta. Wsiadła i nie czekając ani sekundy odjechała. Modliła się, żeby jej nie rozpoznali. I chociaż byli zajęci rozmową to teoretycznie mogli ją zauważyć. Potrząsnęła głową, żeby wyrzucić niepotrzebne myśli i skupić się na tym co miała zrobić. Przelotnie spojrzała na adres na kartce i udała się w tamtym kierunku. Dziewczyna mieszkała praktycznie na obrzeżach miasta, więc droga zajęła jej kilkanaście minut. Zatrzymała auto trochę dalej i wyciągnęła ze schowka skórzane rękawiczki, a na ich miejsce wrzuciła woreczek od Matta. Założyła je, z bagażnika wyjęła walizkę i rozejrzała się po okolicy, zamykając klapę. W oknach sąsiadów nie paliło się światło, a część domów wyglądała na opuszczone. Na ulicy działało tylko kilka latarni przez co nawet gdyby ktoś tędy przechodził, nie mógłby jej rozpoznać. Katherine powoli podeszła do drzwi, po drodze upewniając się, że adres jest właściwy. Zapukała do drzwi i czekała na jakikolwiek hałas ze środka. Mogła się włamać, ale chciała to zrobić jak najszybciej i przy okazji nie napracować się za bardzo. W tamtym momencie otwieranie drzwi, a potem przeglądanie domu w poszukiwaniu danej osoby były dla niej stratą czasu. W dodatku mogła natknąć się na jeszcze jakiegoś domownika, co utrudniłoby sprawę. Zapukała ponownie, a wtedy klamka opadła w dół, a w drzwiach stanęła niska brunetka w piżamie.
-Ty jesteś Lily?
-Tak, a o co chodzi?-przetarła oczy pięścią.
-Masz pozdrowienia od Williamsa-uśmiechnęła się sztucznie, wpychając dziewczynę do środka. Lily upadła na podłogę, a kiedy Katherine zamykała za sobą drzwi, dziewczyna podniosła się z podłogi i zniknęła w głębi domu. Katherine jedynie przewróciła oczami. Z dziewczynami sprawy toczyły się szybciej, ale one zawsze uciekały, chociaż i tak wiedziały jaki będzie koniec. Zdecydowanie wolała zajmować się mężczyznami, z którymi co prawda nie było tak łatwo bo niejednokrotnie byli silniejsi, ale zawsze trzeba mieć trochę rozrywki. Z korytarza Katherine przeszła do salonu, jednak było tutaj pusto. Z prawej strony znajdowała się jadalnia, co mogła stwierdzić po niewyraźnych zarysach krzeseł i stołu, które widziała w ciemności. Po lewej stronie była kuchnia. Katherine weszła do pomieszczenia i intuicja jej nie myliła. Dziewczyna trzymała nóż kuchenny w trzęsących się dłoniach.
-Nie podchodź-krzyknęła, widząc Katherine. -Oddam mu te pieniądze tylko dajcie mi trochę czasu.
-Lily, a co ja mogę zrobić?-wzruszyła ramionami, odkładając walizkę na blat. -Ja tu nie decyduję, a ty dostałaś już dwa ostrzeżenia. Miałaś wystarczająco dużo czasu. Przykro mi-wydęła dolną wargę.
-Tylko kilka dni, błagam-kilka łez stoczyło się po jej policzkach.
-Zamknij się!-warknęła. -Miałaś czas, więc teraz załatwimy to po dobroci albo w trudniejszy sposób.
-Odejdź-zrobiła krok do tyłu, zderzając się ze ścianą. Katherine pokręciła głową i powolnym krokiem zbliżyła się do dziewczyny, jednym ruchem łapiąc ją za nadgarstki. Ścisnęła je najmocniej jak potrafiła, chcąc żeby upuściła przedmiot. Lily zaczęła się szarpać i nie minęła chwila, kiedy ostrze wbiło się w ramię Katherine. Pierce syknęła z bólu, łapiąc się za bolące miejsce, a po palcach zaczęła płynąć jej krew. Skrzywiła się, ale wyciągnęła nóż i rzuciła go do zlewu.
-Pierdolona suka-warknęła, kopiąc ją w żebra. Dziewczyna skuliła się na podłodze, nie będąc w stanie się ruszyć. Katherine zrzuciła z siebie kurtkę i zaczęła przeglądać szafki. Wyciągnęła niewielką apteczkę i przykleiła prowizoryczny opatrunek. Była pewna, że rana wymagała szycia, ale nie mogła teraz wyjść. Podeszła do Lily i złapała ją za włosy zdrową ręką, ciągnąc do salonu. Rzuciła ją na podłogę i wróciła się do kuchni po walizkę. Kiedy wróciła, po dziewczynie nie było śladu. Katherine po raz kolejny przewróciła oczami. Chciała to skończyć to jak najszybciej, bo ból coraz bardziej dawał się jej we znaki, a opatrunek niedługo przesiąknie i zaczną zostawać plamy przez co potem policja może ją zamknąć. Oczywiście takie plamy się usuwa, ale ciężko w pośpiechu zmyć każdą kroplę. Katherine wbiegła na górę i zaczęła przeszukiwać pokoje. Jak na dom w takiej dzielnicy, wnętrza były elegancko urządzone. Pierce znalazła ją w jednym z pokoju pod łóżkiem.
-Mam cię-uśmiechnęła się sztucznie, wyciągając ją za włosy. Dziewczyna szlochała i krzyczała, ale Katherine nie zareagowała. W końcu stanęła na szczycie schodów i podniosła Lily do pozycji stojącej, ciągnąc ją za ramię.
-Wybrałaś trudniejszy sposób-puściła jej oczko, jedną ręką popychając ją. W chwili upadku z jej gardła wydobył się krzyk, a potem nastała cisza. Było słychać jedynie odgłos ciała zderzającego się z drewnianymi schodami. Kiedy jej ciało upadło na podłogę, Katherine powoli do niej zeszła i przeciągnęła ją do salonu. Zostawiła ją tam i w kuchni założyła nowy opatrunek, poprzedni chowając do kieszeni kurtki. Za wszelką cenę nie mogła zostawić chociażby kropli krwi. Katherine chwyciła nóż ze zlewu i umyła go dokładnie, tak samo jak zlew i jego okolice. Zaraz potem z nożem w dłoni, wróciła do dziewczyny, która nadal była nieprzytomna. Przyłożyła ostrze do skóry na jej szyi i pociągnęła. Z tętnicy pod ciśnieniem zaczęła wypływać krew. Katherine wytarła nóż o ubranie Lily i schowała go do walizki. Nawet jeżeli teraz na ostrzu znajdowała się jej krew i nie było tu jej odcisków, nie lubiła zostawiać po sobie śladów. Wiedziała, że już niedługo dziewczyna umrze z powodu utraty krwi, więc urwała kawałek jej spodni od piżamy i zamoczyła go w jej krwi. Zaraz potem na jej policzku narysowała anielskie skrzydło. Lubiła znakować swoje ofiary i musiała dać widoczny znak, że nadal jest niebezpieczna. Zakrwawiony materiał rzuciła na kanapę. Nie był jej potrzebny, więc mogła go zostawić. Z kieszeni wyciągnęła czarnego iPhone'a i wybrała numer Matta. Chłopak odebrał od razu.
-Możecie wchodzić-mruknęła i się rozłączyła. Schowała telefon, zabrała walizkę i kurtkę, upewniając się, że nie zostawiła po sobie śladów i wyszła. Teraz resztą miała zająć się „ekipa”. Co prawda Luke zabijał ludzi dla przykładu, ale potem obrabiał ich domy, żeby odzyskać chociaż część pieniędzy. Pierce wsiadła do auta i odjechała.

-Miałaś na siebie uważać-Megan westchnęła.
-To nie była moja wina. Nic mi się nie stało-syknęła z bólu.
-Jak trafisz do szpitala z raną postrzałową, to też powiesz, że to nie twoja wina!-wyrzuciła ręce w powietrze. -Muszę cię pozszywać.
-Sama mogę to zrobić-mruknęła. Johnson spojrzała na nią i bez słowa wyszła. Katherine pokręciła głową i sięgnęła do apteczki po igłę. Kilka chwil potem rana była zszyta, przyłożyła opatrunek i chowając wszystko do apteczki, poszła do kuchni.
-O co ci chodzi, Megan?-zapytała, kiedy zobaczyła dziewczynę, która stała do niej tyłem, opierając dłonie na blacie.
-Jesteś dla mnie jak siostra i się o ciebie martwię-pociągnęła nosem. Katherine odłożyła apteczkę, podeszła do niej i ją przytuliła.
-Megy, nie wszystko zależy ode mnie, ale uważam na siebie. Przecież ja też nie chcę umrzeć.
Stały tak wtulone w siebie kilka chwil, milcząc. Katherine zrobiło się ciepło na sercu, wiedząc, że jest osoba, która martwi się czy wróciła bezpiecznie do domu. Sama świadomość posiadania takiej osoby w swoim życiu pozwala nam poczuć się lepiej. Jednak z drugiej strony patrzenia na Megan w takim stanie bolało. Johnson była naprawdę ważna dla Katherine i nie chciała sprawiać jej bólu, gdyby coś jej się stało, nie zasłużyła na to.
-Teraz idziemy spać-Pierce uniosła kąciki ust.
-No dobra-Megan przyłożyła dłoń do ust, ziewając. -Ale zostajesz do wieczora-posłała jej spojrzenie nieznoszące sprzeciwu.
-Niech będzie-skinęła głową.

Dziewczyny obudziły się około południa. Po tym jak każda z nich wykonała poranną toaletę, ubrały się. Zaraz potem zeszły na dół. W kuchni jak zwykle krzątała się Amber. Czasami Megan zwracała się do swojej babci po imieniu, a jej to nie przeszkadzało.
-Dzień dobry dziewczynki-uśmiechnęła się.- Jest już zbyt późno na śniadanie, ale pomożecie mi w przygotowaniu obiadu.
W odpowiedzi skinęły głowami. Podzieliły się pracą i obiad były gotowy w przeciągu trzydziestu minut. Zaraz potem nakryły do stołu i na środku ustawiły naczynie z zapiekanką, którą zrobiły.
-Czemu jest 5 nakryć?-Katherine była zdziwiona.
-Będziemy miały gości-krzyknęła Amber z kuchni.
-Kogo?-Katherine zwróciła się do Megan. W tym momencie po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Amber poszła otworzyć, a Katherine wpatrywała się w wejście do jadalni, opierając dłonie na oparciu krzesła. Była ciekawa kto do nich dołączy.
-Dzień dobry, pani Johnson.
Bez problemu rozpoznała głos Justina. Zacisnęła szczękę i spojrzała z mordem w oczach na Megan. Johnson wiedziała, że tak będzie, ale nie zamierzała się poddawać. Chciała zacząć wprowadzać swój plan w życie. Oni nie dostrzegali, że do siebie pasują, a ona miała zamiar im to uzmysłowić.
-Czemu mi nie powiedziałaś?-syknęła.
-Inaczej byś nie została.
-Miałaś rację-splunęła i wyszła. Przeszła przez korytarz, mijając się z Justinem.
-Kathy, już uciekasz?-uśmiechnął się złośliwie. 
-Nie mam ochoty na ciebie patrzeć-warknęła. Sam jego widok podnosił jej ciśnienie.
-Katherine zostaje-Megan pojawiła się w korytarzu i spojrzała na Pierce wymownie. Podeszła do niej i pociągnęła ją z powrotem. Amber patrzyła na to lekko zdezorientowana, ale nic nie powiedziała. 
Wszyscy zajęli miejsca przy stole. Amber siedziała pośrodku, po jej prawej stronie Katherine, obok której usiadł Justin. Bieber nie mógł przepuścić okazji do denerwowania Pierce. Po lewej stronie usiadła Megan, a obok niej Louis. Obiad przebiegał w miłej atmosferze dla wszystkich poza Katherine. Pierce ciągle musiała zrzucać ze swojego uda rękę Justina, który nie dawał jej spokoju nawet na moment. Powstrzymywała się, żeby go nie uderzyć i robiła to tylko ze względu na panią Johnson.
-Justin, ty i Katherine jesteście razem?-na te słowa Katherine zaczęła się krztusić. Megan zdążyła się nauczyć, że jej babcia potrafi zadać pytanie, które dosłownie zwala z nóg.
-Katherine, wszystko w porządku?-zapytała, patrząc jak dziewczyna z trudem przełyka jedzenie.
-Tak, Kathy to moja dziewczyna-Justin złapał ją za rękę, a na jego twarzy widniał uśmiech. Jednak Katherine wyszarpnęła swoją dłoń i z uśmiechem na twarzy kopnęła go w łydkę Na jego twarzy pojawił się grymas.
-Nie jesteśmy razem-Katherine zwróciła się do Amber. -Wolałabym się postrzelić, niż mieć z nim do czynienia.
-Szkoda. Pasujecie do siebie-westchnęła.
-Mówiłam im to samo-odezwała się Megan. Katherine obróciła głowę w jej stronę i dosłownie mordowała ją wzrokiem. Przez resztę posiłku nikt nie poruszył tego tematu. Zaczęli rozmawiać o codziennych sprawach, a Justin ponownie układał dłoń na udzie Katherine. Pierce wytrzymała do końca i kiedy obiad dobiegł końca, jak najszybciej wstała. Jednak Megan zaproponowała, że pomorze swojej babci w sprzątaniu, więc Katherine była zmuszona siedzieć z chłopakami w salonie. Słuch Amber nie był już tak dobry, ale Megan słyszała każde słowo dochodzące z salonu.
-Justin, Katherine cię nie chce-usłyszała śmiech Louisa
-Zamknij się!-warknął Justin, na co Katherine się roześmiała. 
-Czego się cieszysz?-syknął.
-Z twojego powodu- powiedziała, pomiędzy napadami śmiechu.
-Rzeczywiście! Bardzo kurwa zabawne!
Megan skończyła wycierać naczynia i podeszła po cichu, stając niedaleko wejścia do salonu. Wychyliła się delikatnie, chcąc zobaczyć co się dzieje. Louis od razu ją zauważył, ale ona przyłożyła palec do ust, dając mu tym samym do zrozumienia, żeby był cicho. Tomlinson w odpowiedzi skinął głową. Justin przysunął się do Katherine, złapał ją za dłonie i wyszeptał jej coś do ucha. Katherine od razu się spięła, a jej szczęka zacisnęła.
-W twoich snach, Bieber-odepchnęła go od siebie. 
-W snach już jesteś moja-puścił jej oczko. I tak jak przez chwilę zastanawiała się, co mógł jej powiedzieć, tak teraz zrezygnowała. 
-Stary, pogódź się z tym. Jesteś pizdą. Katherine cię nie chce-Louis buchnął śmiechem.
-Zamknij ryj, Tomlinson! Megan też cię nie chce-syknął.
-Tego bym nie powiedział-na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Pieprz się!-opadł na kanapę niedaleko Pierce.
-Nie pozabijaliście się?-Megan skrzyżowała ręce na piersi, stając w progu.
-Jeszcze nie-mruknął Justin. Johnson zignorowała jego komentarz i zajęła miejsce obok Katherine.
-Kto z was wybiera się na imprezę sylwestrową w "Hell"?-zapytała. Ta impreza była kolejną częścią jej planu. Miała tylko nadzieję, że Pierce nie domyśli się, że to podstęp, żeby spędzili ze sobą więcej czasu.
-Może być-Katherine wzruszyła ramionami, na co Justin zagwizdał 
-Kathy, nie wiedziałem, że lubisz takie imprezy-Katherine odwróciła się w jego kierunku.
-Po pierwsze, nie masz prawa tak na mnie mówić. Po drugie, książki nie piszesz, więc nie musisz wiedzieć-syknęła.
-Może zacznę. Tylko potrzebuję kogoś, o kim będę to pisał-puścił jej oczko.
-Od kiedy to analfabeta umie pisać-prychnęła. Megan powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Ich kłótnie były komiczne, chociaż czasami bała się, że dojdzie między nimi do rękoczynów i się pozabijają. 
-Nie wiedziałem, że ty w ogóle znasz takie słowa-wyrzucił ręce w powietrze.
-Znam. W przeciwieństwie do ciebie potrafię czytać-odcięła się. Megan znając Justina sądziła, że się wścieknie, ale tak się nie stało.
-Złość piękności szkodzi, kochanie-uśmiechnął się. 
-To ty musisz się strasznie często denerwować, Bieber-uśmiechnęła się wrednie. Justin zacisnął dłonie w pięści. Megan z Louisem wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wyszli z salonu. W takich momentach Johnson wolała trzymać się od nich z daleka. Katherine próbowała wstać, ale pociągnął ją za nadgarstek, przez co usiadła a ich ciało dzieliły milimetry.
-Nie ładnie się ze mnie nabijać. Żądam rekompensaty-wydął dolną wargę.
-Niby jakiej?
-Musisz mnie pocałować.
-Chyba sobie żartujesz-prychnęła. Wyszarpnęła rękę z jego uścisku i wstała, zmierzając w kierunku wyjścia. Zdążyła zrobić dwa kroki, kiedy jego ręce owinęły się wokół jej talii, a on oparł podbródek na jej ramieniu. 
Megan nie zastanawiała się nawet chwili. Wyciągnęła z kieszeni telefon i zrobiła im zdjęcie. Zaraz potem pokazała je Louisowi, a on tylko się uśmiechnął. Zaczynała się zastanawiać czy nie poprosić go o pomoc, ale stwierdziła, że on się na to nie zgodzi.
-Nie uciekaj, kochanie-Justin złożył kilka pocałunków na jej szyi. Katherine delikatnie się wzdrygnęła.
-Wiem, że ci się to podoba-mruknął. Chwilę potem odwrócił ją, żeby stali twarzą w twarz i wpił się w jej usta. Ich usta poruszały się w tym samym rytmie. Ręce Katherine znalazły się na jego karku, a on umiejscowił dłonie w dole jej pleców. Megan patrząc na to i cieszyła się jak małe dziecko, któremu mama kupiła lizaka. Teraz wiedziała, że nie może się poddać, a jej plan wypali i ta dwójka będzie razem. 
Chwilę potem Katherine odepchnęła Justina o siebie.
-Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób!-każde słowo wypowiedziała powoli i wyraźnie.
-Uwierz mi, kochanie. Jeszcze nie raz to zrobię-na jego twarzy pojawił się łobuzerki uśmiech. 
Kiedy Louis i Megan pojawili się ponownie w salonie, Katherine nie odezwała się chociażby jednym słowem. Do wieczora ignorowała obecność Justina. Kiedy oglądali film, usiadła jak najdalej od niego. W momencie, gdy na zegarze wybiła godzina 22, wstała z kanapy.
-Pójdę po rzeczy i wracam do siebie-mruknęła, wychodząc. Zaraz potem jak Katherine wyszła, Megan pokazała zdjęcie Justinowi.
-Megan, jesteś wielka-przytulił ją.
-Mów mi to częściej-uśmiechnęła się. Na jego prośbę przesłała mu zdjęcie, a on od razu ustawił je jako tapetę na swoim telefonie. Johnson wiedziała, że Justin nic do niej nie czuje i przystawia się do niej tylko z jednego powodu. Katherine też nic do niego nie czuła. Po śmierci Briana nie chciała się zakochać. I pomimo tego pasowali do siebie i nawet jeżeli teraz nic do siebie nie czuli, to zawsze można to zmienić.  
-Ja też chce takie zdjęcie z tobą-Louis wyszeptał Megan do ucha.
-Zobaczymy. Najpierw musisz zasłużyć-pocałowała go w policzek. Czasami czuła się dziwnie z powodu tego co między nimi było, ale była pewna, że jej na nim zależało.

Katherine spakowała swoje rzeczy i zeszła na dół. Ubrała buty i kurtkę, a wtedy z salonu wyszła Megan. 
-Do zobaczenia-przytuliła ją na pożegnanie.-Policzymy się za to-szepnęła jej na ucho.
-Kiedyś będziesz mi wdzięczna- uśmiechnęła się. Katherine nic nie odpowiedziała, ale wątpiła, że będzie jej wdzięczna za to, że musi przebywać z Justinem.
-Wdzięczna za co?-Louis wychylił się z salonu.
-Nie ważne- mruknęła.
-Ja też się zbieram-usłyszała głos Justina. Od razu wydało się jej to podejrzane, więc rzuciła tylko krótkie „pa” i wyszła. Wsadziła torbę na tylne siedzenie i kiedy się odwróciła, zderzyła się z Justinem.  
-Nie musisz przede mną uciekać.
-Nie robię tego-wzruszyła ramionami, wyminęła go i zajęła miejsce kierowcy. Włożyła kluczyk do stacyjki i kiedy uruchomiła silnik, drzwi z drugiej strony się otworzyły i Justin zajął miejsce pasażera. 
-Możesz mi powiedzieć, co ty robisz?
-Zawieziesz mnie do domu-wzruszył ramionami.
-Nie jestem twoim szoferem-warknęła.
-Jedziesz w tym samym kierunku. Co ci za różnica?
-Mieszkasz trzy domy dalej, dojdziesz pieszo.
-Nie chce mi się-mruknął. Katherine przewróciła oczami i wypuściła powietrze ustami. Chciała już wrócić do domu, więc nie chciała się z nim kłócić. Poza tym ze szwami na ramieniu nie dałaby rady wypchnąć go z samochodu. Wyjechała z podjazdu na drogę i ruszyła do domu. 
W sumie mogła go zrozumieć. Też straciła rodziców i bardzo bliską jej osobę. To zawsze zmienia człowieka. Najczęściej nie jest to dobra zmiana. Tragiczne przeżycia zostawiają po sobie głębokie blizny w sercu i nic nie jest w stanie ich załatać. I jak na złość, one ciągle krwawią. Wtedy jedynym rozwiązaniem jest zapomnieć, że ma się serce, że masz w ogóle jakieś uczucia.
-Kochanie, jeżeli chcesz moje zdjęcie, wystarczy poprosić-uśmiechnął się. Katherine nawet się nie zorientowała, że przez całą tą krótką drogę na niego zerkała. Zignorowała go i wjechała autem do garażu.
-Po prostu stąd wyjdź-przewróciła oczami. Wysiadła z auta i zaczęła wyciągać torby z zakupami.
-Do zobaczenia, kochanie-Justin pocałował ją w policzek i odszedł. Czasami jego zachowanie dezorientowało Katherine, ale nadal twierdziła, że są różni i nic ich nie łączy. Wyciągnęła walizkę z bagażnika i schowała ją w schowku w podłodze, wcześniej wyciągając z niej pistolet i wsadzając go za spodnie. Potem zebrała resztę rzeczy i ruszyła w kierunku domu. Postawiła wszystko na werandzie, żeby móc poszukać w torebce kluczy. Kiedy je znalazła, próbowała włożyć je do zamka, ale klucz nie pasował. Dopiero teraz się zorientowała, że drzwi wyglądają inaczej Wcześniej były białe, jednak teraz miały ozdobną szybę na środku. Pociągnęła za klamkę, a drzwi się otworzyły. Coś było zdecydowanie nie tak. Za spodni wyciągnęła pistole, odbezpieczyła go i trzymając broń przed sobą, weszła do środka.

___________________________
Hashtag opowiadania na twitterze #LCCYLff
Polecam
Jeżeli komuś znudził się Justin w roli bad boy'a to zapraszam
http://room269ff.blogspot.com/

Chciałabym w końcu zmienić szablon. Jeżeli potrafisz je robić albo znasz kogoś kto potrafi. To dajcie mi znać.
To samo dotyczy zwiastunu.
No to chyba na tyle
Do następnego <3