23 kwietnia 2014

Eighteen:"Kochanie, co się stało?"

Pomimo upływu trzech miesięcy Justin nie przestał myśleć o pocałunku jego i Katherine. Identyczne myśli, które towarzyszyły mu zaraz po tym, były z nim teraz. Justin nie zamierzał pytać Katherine o pocałunek, bo wyglądałoby to tak, jakby mu zależało, a tak nie było. Nadal grał w swoją grę, ale nie pocałował jej po raz drugi. To miało przyjść naturalnie, tak jak wtedy w parku, inaczej Katherine mogłaby przestać z nim rozmawiać. Jak na razie nadal była taka sama: wredna i irytująca, a momentami nawet miła w stosunku do niego. Nadal nie potrafił jej rozszyfrować, chociaż poświęcał godziny na myślenie. Czasami zastanawiał się, czy w ogóle można ją zrozumieć. Ponownie zaczął ją obserwować, jednak niewiele to dało. Widział, jak często chodziła na cmentarz, ale nie wiedział, co tam robiła, a w weekendy imprezowała razem z Megan do upadłego. Zaczęły zbliżać się święta i Justin zamierzał je w jakichś sposób wykorzystać. Nie miał zamiaru się poddać, na pewno nie teraz.

Katherine źle czuła się z powodu pocałunku z Justinem, tak jakby zdradziła Briana. Chociaż praktycznie była singielką, wmawiała sobie, że jej serce jest zajęte. Jednak bardziej irytowało ją to,  że Mike starał się z nią skontaktować, a ciotka dzwoniła prawie codziennie, co wydawało się jej podejrzane, bo wcześniej tego nie robiła. W pewnym sensie cieszyła się, że udało jej się zbliżyć do siebie Louisa i Megan. Aranżowanie ich przypadkowych spotkań czasami zabierało jej sporo czasu, ale cel jest tego wart.

***

Kartka w kalendarzu wskazywała datę 23 grudnia. Dla Katherine zaczynały się kolejne święta, które spędzi sama. Co prawda podczas pobytu w szpitalu nie była sama, ale to nie była jej rodzina. Prawda jest taka, że nic nie ma takiego znaczenia jak rodzina podczas świąt. Cała ta oprawa nie ma sensu, jeżeli brakuje najbliższych osób. Aurora nie mogła się zjawić, więc Katherine była skazana na swoje towarzystwo. Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Leniwie podniosła się z kanapy i ruszyła, aby je otworzyć. W progu zastała całkiem przystojnego bruneta o zielonych oczach, ubranego w kombinezon z nadrukiem logo firmy kurierskiej.
-Dzień dobry. Pani Katherine Pierce?-uśmiechnął się.
-Tak, ale o co chodzi?
-Przesyłka dla Pani. Proszę to podpisać-podał jej formularz, który podpisała.
-Co to jest?-zapytała.
-Tego nie wiem, ale na pewno jest ciężkie- przesunął się w bok, a z za jego pleców wyłoniło się dwóch kolejnych mężczyzn w takich samych kombinezonach. Wnieśli paczkę do salonu i wyszli. Zamknęła za nimi drzwi i zaczęła rozdzierać papier i karton, w którym znajdował się przedmiot. W końcu jej oczom ukazało się białe pianino, jej pianino. Na nim znajdowała się niewielka samoprzylepna karteczka.

Taki mały prezent na święta. Mam nadzieję, że nie zapomniałaś jak się gra :)
                       Aurora

Na twarzy Katherine pojawił się delikatny uśmiech. Ciotka jednak o niej nie zapomniała. Natychmiast podniosła klapę i usiadła na stołku. Jej palce zaczęły płynnie poruszać się po klawiszach, zupełnie tak jakby całe życie robiły tylko to. Pierce nareszcie oderwała się od rzeczywistości. W każdym dźwięku można było usłyszeć wszystkie emocje, które gnieździły się w jej środku. Melodia była smutna i z czasem zaczęła przybierać na sile. Było słychać złość, ból, smutek, rozczarowanie. W końcu muzyka jest językiem uniwersalny. W pewnym momencie do jej pamięci wkradły się momenty, kiedy próbowała nauczyć grać Briana. Natychmiast zerwała się z miejsca i wbiegła na górę, wpadła do sypialni rodziców. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy była tam kilka razy, ale nie przyśnili się jej ponownie. Położyła się na łóżku i po raz kolejny wylewała z siebie łzy w samotności.

Rano wzięła prysznic i zrobiła delikatny makijaż. Ubrała zwykłe jeansy, biały top i szary sweterek oversize. Zeszła na dół i przygotowała sobie tosty. Po śniadaniu zniosła z góry 4 niewielkie paczki owinięte papierem w świąteczne wzory, które wsadziła do jednej torby, żeby nie musiała nosić tego w rękach. Miała zamiar rozdać prezenty, które kupiła kilka dni wcześniej. Zgarnęła kluczyki z komody i założyła brązowe botki na obcasie i czarną zimową kurtkę. Przykleiła sztuczny uśmiech na twarz i wyszła z domu. Śnieg pokrywał dosłownie wszystko, a temperatura była znacznie poniżej zera. 
-Głupia Kanada-mruknęła pod nosem, kierując się w stronę domu Megan. Dojście tam zajęło jej mniej niż 5 minut. Drzwi jak zwykle otworzył jej babcia Johnson. Katherine przywitała się z nią, a chwilę potem byłam już w pokoju Meg. Dziewczyna leżała na łóżku ze słuchawkami w uszach. Katherine odstawiła torbę na podłogę, podeszła do niej i złapała ją za gardło. Megan wyskoczyła jak oparzona z głośnym krzykiem.
-Cholera, Katherine, przestraszyłaś mnie-złapała się za serce. -Chcesz żebym dostała zawału?-warknęła.
-Żałuj, że nie widzisz swojej miny-Katherine nie mogła opanować śmiechu.
-Bardzo śmieszne-prychnęła. -W sumie dobrze, że jesteś, bo sama miałam do ciebie iść-podeszła do szafy i wyciągnęła z niej nieduże pudełko owinięte ozdobnym papierem. Odwróciła się i podeszła do Katherine.
-Wesołych świąt!-wręczyła jej pudełko z uśmiechem na ustach..
-Też coś mam dla ciebie-Katherine wyjęła prezent z torby przeznaczony dla Megan i podała go jej. Obie zaczęły zdzierać papier w tym samym czasie. Zachowywały się trochę, jak dzieci, ale chyba na tym to polega, prawda? Na tym, żeby poczuć się jak dziecko, poczuć się szczęśliwym. Katherine uchyliła wieczko i zobaczyła szmaragdowe kolczyki w kształcie łez.
-O matko, Megan, dziękuję-mocno ją uścisnęła. 
-Dziękuję, Kathy-uśmiechnęła się, gdy otworzyła swoje pudełko, w którym znajdowały się kolczyki w kształcie kryształu o fioletowym kolorze.
-Mają taki sam kolor jak twoje włosy-zaśmiała się.
-To tak, żebyś o mnie pamiętała-puściła jej oczko. Katherine została tam jeszcze kilka minut, a potem pożegnała się z Johnson i jej babcią i udała się do swojego niezbyt lubianego sąsiada. Robiła to ze względu na Louisa, którego naprawdę polubiła, ale nie chciała być nie miła, więc kupiła też prezent dla Justina. W końcu to święta, jedyny dzień w roku, kiedy ludzie się ze sobą dogaduję bez względu na wszystko, prawda?

Justin siedział na kanapie razem z Louisem i oglądali jakiś idiotyczny program w telewizji, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi.
-Ty idziesz-Justin nie oderwał wzroku od odbiornika, wskazując na Tomlinsona.
-Mógłbyś sam się kurwa ruszyć-warknął i ruszył do drzwi.
-O hej, Katherine-Justin gwałtownie zwrócił głowę w kierunku drzwi. Od razu wstał i ruszył w tamtą stronę. Zlustrował Katherine wzrokiem, a kąciki jego ust podniosły się do góry.
Wygląda ślicznie-przeleciało mu przez głowę.
Podoba ci się.
Wcale nie! Zamknij się!
Nie oszukuj się!
-Cześć-uśmiechnęła się, co wyrwało Justina z jego kłótni z samym sobą. -Wpadłam do was z życzeniami. No i mam prezenty-podała jeden pakunek Louisowi.
-Wesołych świąt.
-Wesołych świąt-pocałowała go w policzek, a on zrobił to samo. Justin nie wiedział dlaczego, ale wkurzyło go to. Jego szczęka zacisnęła się, tak samo jak jego pięści. Jak to możliwe, że jego kumpel dogaduje się z nią lepiej niż on?! Katherine jest przecież jego!
-Poczekaj też mam coś dla ciebie-Louis pobiegł na górę i zostali sami. Rozluźnił się kiedy Tomlinson się od niej oddalił, ale Justin był dziwnie zdenerwowany i pierwszy raz w życiu nie wiedział co powiedzieć. Podrapał się nerwowo po karku, wpatrując się w Katherine. 
-Spokojnie, Bieber. Też coś dostaniesz-uśmiechnęła się i podała mu pudełko. Powiedzenie, że był zdziwiony to za mało.
-Nie jestem aż tak wredna-wzruszyła ramionami, widząc jego zdziwioną minę. -Wesołych świąt-uniosła kącik jej ust do góry.
-Też coś dla ciebie mam. Wesołych świąt-wyjął niewielkie pudełeczko z kieszeni, które ciągle przy sobie nosił i podał jej. Prezenty otwierali w tym samym czasie, jednak Justin zrobił to pierwszy. Przez moment myślał, że ma halucynacje. Nie spodziewał się, że dostanie naprawdę drogi zegarek, którego marki nie znał.
-Wow-tylko tyle był w stanie powiedzieć. Od razu założył zegarek na rękę, a jego usta automatycznie wygięły się w uśmiechu. Katherine z szeroko otwartymi oczami powoli wyjęła to co dostała od niego-złoty łańcuszek z kłódką w kształcie serca i niewielkim kluczykiem do niej.
-Cholera, Bieber, tego się po tobie nie spodziewałam-Justin tylko wzniósł oczy do góry, ale uśmiech nadal widniał na jego twarzy. W zasadzie sam nie wiedział dlaczego wybrał akurat ten wisiorek, ale kiedy na niego spojrzał od razu pomyślał o Katherine.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- puścił jej oczko. -Mogę?-wskazał na wisiorek.
-Jasne- uśmiechnęła się. Kiedy podawała mu wisiorek, ich palce się o siebie otarły. Justin poczuł dziwne mrowienie, nie wiedział co się z nim dzieje i czemu tak reaguje. Katherine odwróciła się i odgarnęła włosy na jedną stronę. Justin stanął za nią i znajdował się tak blisko, że jego klatka piersiowa praktycznie stykała się z jej plecami. Zapiął wisiorek na jej szyi, a do jego nozdrzy dotarł zapach waniliowego żelu pod prysznic Katherine. Odsunął się od niej, a wtedy Pierce odwróciła się i pocałowała go  policzek. Justin stanął, jakby wmurowało go w podłogę, a przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. Na jego szczęście w tym momencie wrócił Louis, bo Bieber nie potrafił otrząsnąć się z tego stanu, w którym znajdował się teraz.
Tomlinson podarował jej zawieszkę w kształcie czterolistnej koniczyny, którą od razu przypięła do jednej z bransoletek. Justin zauważył, że w ostatnim czasie pojawiło się ich naprawdę dużo. Louis w prezencie dostał od Katherine identyczny zegarek jak Justin, jednak jego tarcza była w czarnym kolorze, a w zegarku Justina niebieska. Pierce szybko pożegnała się i wyszła, a Justin w głowie miał tylko jej usta dotykające jego policzka. Dla niego nie było to normalne. Nie potrafił tego zrozumieć, przecież on nawet jej nie lubił, a ona go nie znosi, więc o co do kurwy nędzy chodzi!



Był już wieczór, a Justin postanowił wybrać się na cmentarz do swoich rodziców. Widocznie tego potrzebował, bo nie przychodził w to miejsce zbyt często. Gdy wracał zauważył kogoś siedzącego na ławce. Po posturze wiedział, że to dziewczyna, która co chwilę upijała z butelki, a skoro siedziała tu o tej porze, domyślił się, że to alkohol. Podszedł trochę bliżej i już wiedział kim ona jest. Ten kolor włosów nie trudno rozpoznać. Zastanawiało go tylko jedno: co ona tu robi, sama o tej porze i dlaczego pije? Poza tym temperatura spadła do prawie -20. Było cholernie zimno, ale ona zdawała się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Bez zastanowienia się do niej przysiadł.
-Kathy, co ty tu robisz?-zapytał delikatnie. Zdrobnienie jej imienia przyszło mu naturalnie, po prostu, ale pasowało to do niej. Katherine nie odpowiedziała tylko wybuchła płaczem. 
Musi być bardzo źle, skoro nie zwróciła uwagi na to jak ją nazwałem-pomyślał. Zlustrował ją wzrokiem i dopiero wtedy zauważył, że jeden z jej nadgarstków krwawi, a plamy krwi widoczne były na śniegu.
-Chodź, zabieram cię do domu-delikatnie ją pociągnął. Wstała bez żadnych protestów, co oznaczało jedno: była pijana. Justin przyszedł tu pieszo, więc wyciągnął z jej kieszeni kluczyki i posadził ją na miejscu pasażera, a sam usiadł za kierownicą. Dojechali bardzo szybko, bo Justin musiał ją opatrzyć, a nie mógł tego zrobić na cmentarzu bez apteczki. Wstawił samochód do garażu, zaprowadził ją do domu, zdjął jej buty i kurtkę, po czym sam zrobił to samo, i posadził ją na kanapie.
-Kathy, gdzie masz apteczkę?-uniósł jej głowę do góry, bo Katherine była praktycznie nieprzytomna. Z tego co się działo dookoła niej, niewiele do niej docierała. Justin nie miał pojęcia, jakim cudem doprowadziła się do takiego stanu.
-W łazience-bąknęła. Wszedł na górę, potem do jej pokoju, gdy znalazł się w łazience, z szafki wyciągnął wszystko co potrzebne i wrócił na dół. Zaczął ściągać bransoletki z jej nadgarstków. Jego oczy się rozszerzyły, kiedy zobaczył jej nadgarstki. Na obu było mnóstwo blizn, które pokryte zostały kolejnym cięciami. Wszystkie wyglądały na świeże, jakby zostały zrobione bardzo niedawno. Praktycznie nie było miejsca, gdzie skóra nie została naruszona. Justin pokręcił głową i oczyścił jej rany, owinął je bandażem, odniósł wszystko na miejsce i usiadł obok niej. Musiał dowiedzieć się, o co chodzi i nie chodziło o zakład z Louisem i całą resztę, zwyczajnie zrobiło mu się przykro z jej powodu. Nigdy nie podejrzewał, że dziewczyna taka jak Katherine może kiedykolwiek okaleczyć samą siebie. 
-Kochanie, co się stało?-chwycił ją za dłoń, kciukiem pocierając jej wierzch. Katherine nie odpowiedziała, z jej oczu ciekły łzy, które kapały na jej spodnie, zostawiając mokre plamy. 
-Zostałam sama. Oni mnie zostawili. Najpierw rodzice, a potem Brian. Przecież ja go kochałam, a teraz...-chlipała. Justin uważnie słuchał jej rozmowy z Megan w pizzerii, więc wiedział kim był Brian. Dokładnie słyszał, jak mówiła, że nadal go kocha, więc czemu teraz powiedziała to w czasie przeszłym? 
-Wplątałam się w bagno, więc ciotka mnie tam zamknęła. Poznałam Mike'a, ale zawsze traktowałam go jak przyjaciela,...-sam był zdziwiony, że na te słowa odetchnął z ulgą. Stwierdził, że to dlatego, że wcześniej obawiał się, że Mike jest jej chłopakiem.
-Teraz nawet on mnie zdradził-jej mięśnie się spięły. Justin oparł podbródek na jej głowie i nadal pocierał jej plecy, na co Katherine zaczęła się rozluźniać.
-W zasadzie mi pomagał, ale teraz mam tylko zemstę...-w tym momencie ucięła. Pamiętał, że kiedyś pisała o tym w swoim pamiętniku, ale nadal nie miał pojęcia o co chodzi. To słowo „zemsta” mogło dotyczyć praktycznie każdego.
-Kochanie, o jaką zemstę chodzi?
-Nie mogę ci powiedzieć-mruknęła. Podniosła głowę i Justin mógł zobaczyć makijaż płynący po jej twarzy i zaczerwienione oczy. Nie wyglądała najlepiej, więc czemu w jego głowie po raz kolejny pojawiła się myśl, że ślicznie wygląda?
-Chodź, idziemy spać-pociągnął ją za rękę i zaprowadził ją do jej pokoju. Nie miał zamiaru na nią naciskać ze względu na to w jakim stanie była, ale wiedział, że musi poznać prawdę. Położył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Pocałował ją w czoło i szepnął „śpij”. Miał już chwytać za klamkę, kiedy usłyszał jej cichy głos:
-Zostaniesz ze mną?
Odwrócił się i uśmiechnął do niej, co ku jego zdziwieniu odwzajemniła.
-Oczywiście, kochanie.
Podszedł z drugiej strony, ściągnął z siebie bluzę i koszulkę i ułożył się obok niej. Przykrył się i przyciągnął ją do siebie. Katherine nie protestowała, co go ucieszyło. W zasadzie sam nie wiedział, kiedy zasnął.



~~~~~~~~
Taka słodziutka końcówka :)
Rozdział dodaję teraz, bo następny nie pojawi się zbyt szybko. Może za dwa tygodnie, a nawet więcej. Niestety nie zależy to ode mnie. Przez ten czas nie będę miała dostępu do internetu. Mam nadzieję, że pomimo to ze mną zostaniecie.
No to do następnego miśki <3
Ps. Dziękuję za ponad 2000 wyświetleń
Nie sądziłam, że będzie ich aż tyle :)


6 komentarzy:

  1. szczerze? to nawet nie wiem jak opisać ten rozdział ;')
    jest taki cudowny, dużo w nich emocji i takie tam blebleble haha
    ale jednym słowem jest po prostu genialny! Albo idealny.. nie wiem , sobie haha ;)
    jeju ja nie wiem jak przeżyje bez ciebie tę dwa tygodnie ;'(
    jak ty genialnie piosenki dobierasz gahshsgsj
    awwh kocham cię <3
    /@justin_ma_swag

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, w zasadzie nie wiem co powiedzieć, bo powiedziała bym to co zawsze, a to jest nudne że cały czas się powtarzam :D Fajnie się czytało, i mam nadzieje że szybko powrócisz do pisania dalszej części, na pewno poczekam tyle ile będę mogła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Mój Boże, jaki słodki rozdział, aaaw *.* <3
    Przykre tylko, że Katherine siedziała wtedy sama, w dodatku pijana.
    Dobrze, że znalazł ją Justin! :( <3
    I potem tak słodko go zapytała, czy zostanie z nią na noc, razem, jejku, tutaj już się szczerzyłam do ekranu, hahaha <3
    Kocham ich, no <3
    Jak również i Ciebie - niesamowitą pisarkę <3 :*
    Czekam na kolejny! :*
    ~ Drew.
    glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, świetny rozdział
    i świetny blog
    zapraszam
    " Moje oziębione ciało błąkało się po ciemnych ulicach Los Angeles. Zostałam sama. Nie miałam nic."
    " W moim życiu liczę się tylko pieniądze i moje dziwki, ale ona przyciągała mnie na swój sposób."
    " Jego oddech. Zapach unoszący się w okół. Dający mi tyle satysfakcji. Jedna noc ?"
    " Teraz jesteś moja"
    nightmare-justinbieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx