20 kwietnia 2014

Seventeen: Wspomnienia

Po incydencie w parku Justin wrócił do domu. Może incydent to nieodpowiednie słowo, bo był przekonany, że się jej podobało. Katherine zaczynała stawać się dla niego czymś na kształt rebusu, zagadki, który bardzo mocno chcesz rozwiązać i zrobisz wszystko, żeby tak się stało. Chciał poznać prawdziwą Katherine, chociaż nie wiedział dlaczego. Po prostu chciał, żeby ściągnęła maskę chamskiej i niedostępnej dziewczyny, która nie wie co to problemy i zawsze się uśmiecha. Zaczął się zastanawiać, dlaczego nikt inny nie widzi tego bólu w jej oczach, które przypominają lód, tak trudno to zauważyć? Jej oczy były tak puste, zimne i smutne, że nie wiedział, co ma zrobić. Chciał poznać powód smutku? Raczej nie, wiedział co się wydarzyło w jej życiu. Nie miał pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Chciał wiedzieć, jak wyglądają jej oczy, kiedy jest naprawdę szczęśliwa. Czy pojawiają się w nich te maleńkie iskierki, jak zazwyczaj opisują to w książkach? Jak wygląda jej prawdziwy uśmiech?
-Czemu ja o tym myślę?-mruknął do siebie. Zaczął masować skronie palcami. Od kiedy ich usta się zetknęły, wszystkie jego myśli zaczęły dotyczyć Katherine. Dlaczego? Może to z powodu jej lodowatego spojrzenia, które mroziło krew w żyłach albo widoku innej strony tej dziewczyny. Wtedy jeszcze nie wiedział, że rozwiązanie tej zagadki przyniesie mu ogromny ból, a z drugiej strony niewyobrażalne szczęście...

Katherine zmierzała w kierunku domu szybkim krokiem. Złość powoli ze niej uchodziła, ale działo się to naprawdę powoli. Czuła się tak, jakby zdradziła Briana, a przecież on już nie żył. W dodatku była wściekła na samą siebie. Nie dość, że Justin zobaczył coś, czego widzieć nie powinien, to jeszcze pozwoliła mu się pocałować. To był błąd, nawet jeżeli jej się to podobało.
Usłyszała kolejne wołanie za sobą, ale zignorowała je. Była zbyt wściekła, żeby zastanawiać się, kto jest właścicielem głosu. Szła dalej, ale ta osoba nie miała zamiaru odpuścić. Pociągnęła ją za rękę i Katherine stanęła twarzą w twarz z Mike'iem, co tylko spowodowało kolejny przypływ złości.   
-Nareszcie się zatrzymałaś-uśmiechnął się nerwowo. 
-Czego chcesz?-warknęła.
-Chciałem cię przeprosić. To było cholernie głupie z mojej strony i nie chciałem tego powiedzieć. Wkurzyłem się i tak wyszło... Przepraszam.
Mike nie patrzył na Katherine. Cały czas zerkał na swoje buty, jakby były cholernie ciekawe. Natomiast Katherine była taką osobą, która nie znosiła, kiedy ktoś nie patrzył jej w oczy. 
-Spójrz mi w oczy!-podniosła głos. Kiedy Evans spojrzał na nią, w jego tęczówkach zobaczyła żal i skruchę, ale ona nie wybaczała tak szybko, o ile w ogóle to robiła. 
-”Przepraszam” nie wystarczy-posłała mu lodowate spojrzenie. Zaraz potem odwróciła się i zrobiła kilka kroków, ale Mike ponownie chwycił ją za rękę.
-To co mam do cholery zrobić?! Może mam się z tobą przelizać jak Bieber w parku i wszystko mi wybaczysz!-wrzasnął. Katherine przez moment stała jak zaczarowana. Nawet zapomniała, że Mike ją obserwuje. Jednak nawet jeżeli to robił, to nie powinien się mieszać. To była tylko i wyłącznie jej sprawa. Do tej pory zawsze mogła na niego liczyć, ale odkąd opuściła szpital psychiatryczny, tylko się na nim zawodziła.
-Wypierdalaj z mojego życia-jej głos był wyjątkowo spokojny.
-C-co?
-To co słyszałeś. Nie chcę cię więcej widzieć.
Mike otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafił się odezwać. Katherine popatrzyła na niego przez chwilę, a potem jej pięść zderzyła się z jego nosem. Mike zachwiał się na nogach, a z jego nosa pociekła krew.
-I to było by na tyle-uśmiechnęła się sztucznie, kiedy Evans ocierał krew z twarzy. Nie zdążył się odezwać, a postać Katherine zaczęła się oddalać.
Kiedy Katherine dotarła do domu, otworzyła drzwi, po czym jej zamknęła. Nie fatygowała się, żeby zdjąć buty. Czasami nawet przesadnie dbała o porządek, ale w tym momencie złość przejęła nad nią kontrolę. Zaczęła  przetrząsać barek i cudem znalazła ostatnią butelkę wódki. Bez zastanowienia odkręciła ją i pociągnęła spory łyk. Alkohol przyjemnie palił jej przełyk. Usiadła na kanapie, nogi przyciągnęła do klatki piersiowej i wlała w siebie kolejną porcję. Alkohol nie działał na nią tak mocno. Katherine piła naprawdę często przez ostatnie dwa lata, więc potrzeba sporej ilości procentów, żeby ją upić.

***

Obudziła się na podłodze niedaleko schodów. Była zmarznięta, a jej kończyny były sztywne. Chciała się podnieść, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Każdy najmniejszy ruch sprawiał ogromny ból. Wtedy dotarło do niej, co się stało. Kolejny raz to zrobiła, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać, więc teraz nie była w stanie się ruszyć. Wszystko to co dusisz w sobie, pewnego dnia zacznie krzyczeć własnym głosem i dokładnie to się stało. Zaczęło się po śmierci jej rodziców. Miała dziwne napady. Bardzo często, bez powodu, wpadała w szał i demolowała wszystko, co znajdowało się w pobliżu, raniąc tym samą siebie, albo biegała po schodach w górę i w dół do momentu, w którym traciła przytomność. Jej zniszczona psychika atakowała, a ona nie wiedziała, jak to zatrzymać. W takich momentach był przy niej Brian. To on opatrywał jej rany i przytrzymywał ją, dopóki się nie uspokoiła. W szpitalu pomagał jej Mike, a dzisiaj nie było nikogo. Została z tym wszystkim sama.
Łzy powoli spływały po jej policzkach na samo wspomnienie jej chłopaka. Pomimo palącego bólu wstała i w żółwim tempie zaczęła czołgać się po schodach na górę. 
Wczołgała się do swojego pokoju i opierając się na łóżku wstała. Powlokła się do łazienki. Odkręciła wodę i rozebrała się. Weszła pod prysznic, a ciepłe krople wody zaczęły rozluźniać jej mięśnie. Włosy umyła waniliowym szamponem, a w ciało wtarła żel o tym samym zapachu. Spłukała pianę i zakręciła kurki. Kiedy jej stopy dotknęły zimnych płytek, przeszedł ją dreszcz. Wytarła się ręcznikiem, ale nie robiła tego dokładnie. Starała się zrobić to jak najszybciej, bo samo stanie było dla niej trudnością. Otarła włosy ręcznikiem i przeszła do garderoby. Wsunęła na siebie bieliznę, dresy i biały top. Wróciła do sypialni i od razu położyła się do łóżka. Każda najmniejsza czynność wywoływała ból podobny do przypalania gorącym żelazem. Otuliła się kołdrą i zasnęła dając ukojenie mięśniom i umysłowi. Zanim zamknęła oczy, zerknęła na zegarek w telefonie. Wskazywał godzinę 5 rano, poza tym miała 30 nieodebranych połączeń od Megan i 20 SMS-ów od niej. Była zbyt zmęczona, żeby do niej oddzwonić i po prostu odłożyła iPhone'a na szafkę nocną. 

Otworzyła oczy, kiedy do jej uszu po raz kolejny dotarł irytując dźwięk. Sięgnęła ręką po telefon i odebrała, nie patrząc kto dzwoni.
-Katherine! Żyjesz? Co się stało? Czemu nie odbierałaś? Wszystko w porządku? Gdzie ty jesteś?!
Katherine odsunęła urządzenie od ucha, kiedy Megan zaczęła krzyczeć, a słowa opuszczały jej usta z niewyobrażalną prędkością. Pierce nie miała zamiaru stracić słuchu, a poza tym bolała ją głowa. 
Kiedy po drugiej stronie zapadła cisza, postanowiła się odezwać.
-Hej, Megy. Ciebie też miło słyszeć-rzuciła sarkastycznie.
-Katherine, nie żartuj sobie. Gdzie ty jesteś?-mówiła już łagodniej, a w jej głosie dało się usłyszeć troskę. 
-Jak to gdzie? Jestem w domu. Ze mną wszystko w porządku. Nie odbierałam, bo spałam, a ty właśnie mnie obudziłaś- przeciągnęła, ziewając.
-Okej-westchnęła.-Już myślałam, że coś ci się stało.
-Spokojnie, jestem dużą dziewczynką-przewróciła oczami.
-Może, ale to nie zmienia faktu, że się o ciebie martwiłam.
-Dobra, przepraszam. To się więcej nie powtórzy, mamusiu,obiecuję-zaśmiała się, a po drugiej stronie usłyszała śmiech. Jednak to nie był śmiech Megan.
-Kto tam z tobą jest ?-zmarszczyła czoło. Była pewna, że słyszała tam chłopaka.
-Umm... nie ważne. Widzimy się wieczorem- potem się rozłączyła. Katherine stwierdziła, że i tak wydusi z niej prawdę. 
Opuściła stopy na podłogę i powoli wstała. Ból mięśni praktycznie ustąpił, chociaż czuła niewielki dyskomfort. Przeszła do garderoby i zaczęła przeszukiwać ubrania. Nie chciała siedzieć w domu, nie znowu. Po krótkich poszukiwaniach wybrała czarne spodenki z wysokim stanem, biały top, a na stopy wsunęła trampki. Był wrzesień, więc temperatura z każdym dniem spadała, a Katherine chciała wykorzystać te ostatnie chwile słońca. Zaczęła przeglądać szkatułkę z biżuterią, kiedy natrafiła na srebrny wisiorek w kształcie serca. Dostała go od Briana na ich pierwszą rocznicę. Jak na zawołanie wszystko stanęło jej przed oczami.

Byli na spacerze w parku. Właśnie dzisiaj Katherine miała mu powiedzieć, że wyjeżdża. Znali się od ponad roku, 12 miesięcy temu oficjalnie zostali parą. Katherine kochała Briana i nie chciała tego kończyć, ale wiedziała, jak kończą się związki na odległość. Jeżeli miłość jest prawdziwa, taka na całe życie to odległość nie ma znaczenia, jednak Katherine nie była przekonana, że ich miłość to wytrzyma. Byli za młodzi na coś takiego, zbyt niedojrzali. 
Szli alejką, Katherine opierała głowę na jego ramieniu, a jego ręka obejmowała ją w talii. Po obu stronach rosły wysokie drzewa, było tu mnóstwo ławek i jak w typowym parku znajdowała się tutaj również fontanna. Zatrzymali się tam i stali, patrząc sobie w oczy.
-Zamknij oczy, skarbie-uśmiechnął się.
-Ale po co?-Katherine uniosła jedną brew do góry.
-Po prostu zrób, to o co cię proszę- powiedział lekko zirytowany. Brian wściekał się naprawdę szybko, ale przecież każdy ma jakieś wady.
-Okej-zamknęła oczy, a po chwili poczuła coś zimnego na swojej szyi. Instynktownie dotknęła ręką tego miejsca. Pod palcami wyczuła metal w kształcie serca. Otworzyła oczy i spojrzała na wisiorek.  Z tyłu widniały ich inicjały i trzy słowa wygrawerowane pochyłym drukiem: „Love is everything”. Kiedy Katherine podniosła wzrok na Briana, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Szczęśliwej rocznicy, skarbie- powiedział, po czym delikatnie musnął jej usta. -Podoba ci się?
-Nie sądziłam, że będziesz pamiętał. Jest prześliczny- kilka łez szczęścia wypłynęło z jej oczu. Brian otarł je kciukiem, a Katherine bez zastanowienia wpiła się w jego usta. Wiedziała, że to prawdopodobnie ostatni raz, kiedy go widzi i ma okazję pocałować, więc odsunęła się od niego, kiedy jej płuca zaczęły palić żywym ogniem z powodu braku powietrza.
-Brian, muszę wyjechać-wyszeptała. Nie chciała tego robić, ale przecież nie mogła z dnia na dzień zniknąć bez pożegnania.
-Że co?!- wrzasnął, a kilkoro ludzi spojrzało w ich stronę.
-Naprawdę nie chcę, ale mój ojciec dostał propozycję pracy i musimy się przeprowadzić-nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Jego pięści zaciskały się i rozluźniały. Wiedziała, że jest wściekły i próbował się uspokoić, żeby nie wybuchnąć przy tych wszystkich ludziach. 
-Nigdzie nie jedziesz! Nie zgadzam się!-wysyczał, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej, o ile było to w ogóle możliwe. Katherine pogładziła go dłonią po policzku i musnęła delikatnie jego usta. 
-Nie mam wyboru. Przepraszam.
Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil, a kiedy Katherine poczuła, że uścisk Briana słabnie, wyrwała się z jego objęć i odeszła, nie oglądając się za siebie.


Katherine zaśmiała się, przypominając sobie to wydarzenie. Była wtedy strasznie emocjonalna i potrafiła płakać ze szczęścia, teraz już tak nie było. Wtedy też myślała, że Brian ją znienawidzi i po prostu odpuści, ale tego co zrobił, się nie spodziewała. Nie wiedziała jakim cudem, ale Brian namówił swoich rodziców i przeprowadzili się do Kanady. Nie potrafiła uwierzyć, kiedy zapukał do jej drzwi. Wszystko znowu było dobrze, a teraz? Teraz już go nie było. 
Katherine pokręciła głową, próbując pozbyć się myśli, które powodowały ból w klatce piersiowej i wywoływały łzy. Zapięła wisiorek na szyi i zeszła na dół. W kuchni przygotowała sobie kanapki i herbatę, a po zjedzeniu posiłku, posprzątała po sobie. Zaczęła nerwowo stukać palcami o blat i nie potrafiła pozbyć się tego, co zagnieździło się w jej głowie, kiedy kilkanaście minut temu natrafiła na wisiorek. Wbiegła z powrotem na górę i zaczęła przeszukiwać pokój. Uspokoiła się trochę, kiedy głęboko w szufladzie biurka znalazła składany nóż z jej inicjałami, który dostała od Briana. Powiedział jej wtedy, że chce jedynie jej bezpieczeństwa i chce mieć pewność, że będzie miała czym się bronić, kiedy jego nie będzie obok, a jej będzie coś groziło. I zanim wydarzył się wypadek i Katherine znalazła się w szpitalu psychiatrycznym, zawsze nosiła go ze sobą. Łza spłynęła po jej policzku, a Katherine zaczęła oddychać szybciej. Jej oddech stał się płytki, a jej palce zaczęły lekko drgać. Szybko zbiegła na dół, chowając nóż do kieszeni. Z komody zgarnęła klucze i wyszła na zewnątrz. Nie trudziła się zamykaniem drzwi na klucz, po prostu pobiegła do garażu i uruchomiła silnik samochodu. Prowadzenie w jej stanie, w stanie, gdzie psychika daje o sobie znać, przywołuje bolesne wspomnienia i podpowiada wszelkie możliwe sposoby skrzywdzenia samego siebie, bo jest się niewystarczająco dobrym, nie jest dobrym pomysłem. 
Katherine nie przestrzegała przepisów, zwyczajnie wcisnęła pedał gazu, żeby jak najszybciej znaleźć się na cmentarzu. Niedbale zaparkowała auto na parkingu i pobiegła w kierunku bramy, a potem alejką w stronę grobu, który chciała odwiedzić.



Usiadła na ławce i spojrzała na nagrobek. Jej palce nadal drgały i podobnie zaczęło dziać się zresztą jej ciała. Katherine dobrze wiedziała, co to znaczy i właśnie dlatego tu przyszła. Chciała to zatrzymać za wszelką cenę, ale czy to możliwe?
-Hej, skarbie-mruknęła. Nie obchodziło jej to, że teraz prawdopodobnie wyglądała jak te obłąkane osoby z filmów, które rozmawiają z czymś, czego inni nie widzą. Ciągła tęsknota za nim powoli zabijała ją od środka. Pomimo jego śmierci nie przestała go kochać, a przynajmniej tak sobie wmawiała. W rzeczywistości to uczucie już dawno wygasło. Katherine zwyczajnie upierała się, że nadal go kocha, żeby nie zwariować. Miała dość tego cierpienia, więc próbowała skupić się na czymś innym. Na czymś co kiedyś sprawiało, że była szczęśliwa. Chciała mieć go znowu przy sobie, chciała mieć kogokolwiek, byleby tylko nie być sama.
-Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Życie mi się trochę pochrzaniło-westchnęła. -Tęsknię za tobą, wiesz? Nigdy nie zapomnę tej imprezy, na której się poznaliśmy, a ja jak niezdara wylałam na ciebie drinka-uśmiechnęła się smutno. Starała się skupić na wspomnieniach, żeby tylko zatrzymać ten proces, chociaż to chyba nieodpowiednie słowo. Jej palce nadal drżały, a jej oddech w dalszym ciągu był płytki, tak jakby jej płuca w ciągu chwili zmniejszyły się o połowę.
-Zaczęło się tak zwyczajnie-pokręciła głową. -Nie byliśmy normalną parą, a Ali uważała nasz związek za chory. Może miała rację, bo kiedy byliśmy zdenerwowani, to żadne z nas nad sobą nie panowało...Nie mam ci za złe tych wszystkich siniaków, które miałam przez ciebie. Wybaczyłam ci to już dawno-spuściła głowę. -Wróciłam do tego po twojej śmierci-szepnęła. -Wiem, że tego nie chciałeś, ale ja nie potrafię inaczej...Jestem tu sama, rozumiesz? Byłeś wtedy, kiedy miałam pierwszego kaca w życiu i kiedy pierwszy raz paliłam papierosy i zawsze wtedy, kiedy cię potrzebowałam, a teraz...Nie ma cię tu! Nie ma!-kilka łez wypłynęło spod jej zamkniętych powiek, a jej ciało zaczęło się trząść. Wiedziała, że tego nie zatrzyma, nie tym razem. Jej skronie zaczęły pulsować i czuła się, jakby jej głowa miała wybuchnąć za chwilę. Trzęsącą się dłonią wyciągnęła nóż z kieszeni i podwinęła rękawy bluzy. Musiała się tego pozbyć, nie chciała tak się czuć.
-Nie radzę sobie-wyszeptała, kiedy przesunęła ostrzem po skórze na nadgarstku.
-Tęsknię za tobą-zrobiła kolejne nacięcie na skórze. W pewnym momencie przestała to kontrolować i robiła coraz głębsze nacięcia i było ich coraz więcej. Z ran sączyła się krew, która powoli spływała po nadgarstkach i kapała na ziemię. Trawa zaczęła przybierać czerwony kolor.
-Skarbie, nie rób tego-Katherine odwróciła się gwałtownie, kiedy usłyszała za sobą szept. Jednak nikogo tu nie było. Schowała twarz w dłoniach, wcześniej wkładając nóż do kieszeni, i wróciła do poprzedniej pozycji, zalewając się łzami.
-Nigdy cię nie zostawiłem. Zawsze tu jestem. Kocham cię-poczuła czyjś dotyk na swoich ramionach. Dopiero teraz rozpoznała ten głos. Pokręciła głową, zakryła krwawiące nadgarstki rękawami i mocniej przycisnęła materiał bluzy w tych miejscach. Podniosła się i ostatni raz spojrzała na nagrobek, biegiem rzucając się w stronę bramy.

Brian Night
18.03.1994- 20.06.2011
Zginął śmiercią tragiczną


Serce Mike'a łamało się na miliardy kawałków, kiedy patrzył na Katherine w takim stanie. Nie przestał jej obserwować, nawet jeżeli ona tego nie chciała. Poczucie winy zżerało go od środka, bo wiedział, że to przez niego teraz cierpi. Jak do tej pory wystarczająco zranił ją słowami i właśnie dlatego nie potrafił powiedzieć jej prawdy, bo zraniłby ją jeszcze bardziej. W tej chwili bardzo chciał cofnąć czas, gdyby tylko mógł, nigdy by tego nie zrobił.


Łzy zamazywały Katherine obraz, ale nie przejmowała się tym, tak samo jak tym, że makijaż spływał jej po twarzy. Drżącymi rękami uruchomiła silnik samochodu i wtedy zaczęła czuć pieczenie. Z trudem dojechała do domu. Od razu wbiegła do domu i weszła do łazienki. Przemyła twarz wodą, chociaż łzy nadal płynęły. Zaraz potem opatrzyła swoje nadgarstki. Skóra w miejscach nacięć ciągnęła ją, kiedy chwytała chociażby klamkę w dłonie. Ściągnęła z siebie ubrania i wzięła szybki prysznic, żeby doprowadzić się do porządku. Niedługo miała zjawić się tu Megan, a Katherine za wszelką cenę nie mogła pokazać, że coś jest z nią nie tak. Nie potrzebowała współczucia, nie chciała, żeby ktokolwiek się o nią martwił. Im mniej inni wiedzą tym lepiej.



________________________________
No i mamy kolejny :)
Jesteście ciekawi o czym mówiła Katherine? Do czego wróciła po śmierci Brian'a?
Wszystko wyjaśni się już niedługo.
hmmmm Czyżby nasz Justin się zakochał?

Wpadłam na pomysł polecania wam przy każdym rozdziale moich ulubionych opowiadań. Powinny, a raczej jestem pewna, że przypadną wam do gustu tak samo jak mnie :)
A o to pierwsze:
They don't call him Danger for nothing
A tutaj jest II część :
Danger's back and he's more dangerous than ever

 Jeżeli ktoś nie czytał to polecam. Przyznam się bez bicia, że ja jestem od niego uzależniona :)


Życzę wam wesołych świąt i mokrego dyngusa kochani x


Do następnego <3
#muchlove
Ps. Mam nadzieję, że Kinga mnie nie udusi za przerywanie w takim momencie :)


2 komentarze:

  1. vskshsksbsjslshs rodzial jest przecudowny cjskshakaha
    normalnie nie wiem co napisac haha
    Co zrobil Mike? Do czego musi sie przyznac?
    ugh znowu przetwalas w takim momencie loool
    jejku sliczna piosenka do tego jednego fragmentu tam :')
    Justin sie zakochal ahahaaha
    /@justin_ma_swag

    OdpowiedzUsuń
  2. Ugh... strasznie popłakałam się w momencie gdy ona była na cmentarzu. Cieszę się że wpadłam na twojego bloga. Idzie ci lepiej, coraz lepiej niż myślałam. Jeszcze ta muzyka <3 nie możesz sobie zdać sprawy jak ja płakałam. A rzadko mi się to zdarza żebym płakała przy jakimś rozdziale. Mam nadzieje że dodasz jak najszybciej się da rozdział- chodź wiem że wcale tak łatwo nie jest szybko dodać.
    Fajnie by było gdybyś robiła takie jak te rozdziały; czyli dłuższe - ale to taka maciupeńka uwaga. Po prostu nie dość że zajebisty ten rozdział, to jeszcze długi <3
    Ps. hahahah też mam na imię Kinga <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx