15 marca 2014

Nine: Zakład

-Zawsze Justin jest winny. Skąd ja to znam- Bieber warknął do siebie, przypominając sobie jak w pizzerii dostał kazanie od Megan na temat jego zachowania, a przecież nic takiego nie zrobił. Jednak zaraz potem uśmiechnął się przypominając sobie dzisiejsze spotkanie z Katherine w parku. Pierce była dla niego wyzwaniem, bo w końcu ona jedna mu się opierała, a on uwielbiał wyzwania, a zwłaszcza ich wygrywanie. Był pewny, że tym razem też wygra. Wyciągnął ręce z kieszeni, otworzył drzwi i wszedł do domu. W korytarzu ściągnął buty i przeszedł do salonu. Opadł na kanapę, z barku wyciągał butelkę Jacka Danielsa i upił spory łyk. 
-Już niedługo będziesz moja, kochanie-mruknął do siebie, pociągając kolejny łyk alkoholu. 
Justin podniósł się z kanapy, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. 
-No proszę, ktoś tu postanowił wrócić na stare śmieci-powiedział, kiedy w korytarzu zauważył Louisa. Chłopak odgarnął kilka kosmyków jego brązowych włosów z twarzy i spojrzał na Biebera.
-Wiesz, stęskniłem się za twoją wkurwiającą dupą.
-Wzruszyłem się-Justin udał, że ociera niewidzialną łzę. Louis wyjechał w interesach jakiś miesiąc temu. Wielu chciało z nim pracować, więc zgarniał naprawdę porządne sumy pieniędzy w zamian za zdobycie informacji, których ktoś aktualnie potrzebował. Potrafił wygrzebać wszystko.
-A ty co taki zadowolony? Katherine już wskoczyła ci do łóżka?
-Pracuję nad tym-wzruszył ramionami. 
-Auć-Louis uśmiechnął się złośliwie.
-Co?
-Dawniej zajmowało ci to zdecydowanie mniej czasu. Wystarczyło kilka minut, a tutaj minęło już... jakieś dwa dni.
-I co z tego?-ponownie wzruszył ramionami. -Na to co najlepsze trzeba poczekać-uśmiechnął się łobuzersko.
-Aż tak?-Louis uniósł brew do góry.
-Yep- skinął głową.
-W takim razie możemy się założyć, bo wątpię, żeby ci się udało-wyciągnął rękę w jego stronę.
-Odszczekasz to jeszcze-uścisnęli sobie dłonie, a Justin „przeciął” zakład.
-Zobaczymy.
Zaraz potem Louis skierował się do swojego pokoju. Tomlinson mieszkał z nim, bo ze swoimi rodzicami, którzy zawsze trzymali go pod kloszem, nie potrafił się dogadać. Postawili mu ultimatum: albo oni, albo Justin. Przecież nie mógł od tak po prostu zostawić przyjaciela, którego znał od dziecka, więc spakował się i wyprowadził.
Justin spojrzał na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 19. Nie miał ochoty siedzieć w domu, zwłaszcza że jutro zaczyna się szkoła. Wszedł do łazienki, ściągnął z siebie ubrania i wskoczył po prysznic. Po kąpieli wytarł się ręcznikiem i wsunął na siebie czyste bokserki. Ubrał się w czarne spodnie z krokiem, do tego biały T-shirt i białe buty za kostkę. Grzywkę postawił do góry i zszedł na dół, gdzie zastał Louisa. 
-Idziesz odreagować swoją porażkę?
-Bardzo zabawne-przewrócił oczami. -Przypominam ci, że nie przegrałem.
-Jeszcze nie. W sumie jestem ciekawy jak wygląda ta, która ci nie uległa.
-Pierdol się-warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Louis pokręcił głową z rozbawieniem i wszedł na górę. Miał zamiar pojechać za Justinem. Chciał poznać tą tajemniczą, jak dla niego, Katherine, o ile ona się tam zjawi. W końcu nie codziennie znajdujesz dziewczynę, która odmawia Justinowi Bieberowi. Ale najbardziej chciał zobaczyć Megan i miał pewność, że tam ją znajdzie.

Katherine weszła do łazienki i zabrała się za makijaż, bo jakby nie patrzeć dzisiaj się nie malowała. Na twarz nałożyła podkład, zrobiła kreski eyelinerem i musnęła rzęsy tuszem. Poczesała włosy i zostawiła je rozpuszczone. W lustrze przyglądała się sobie zaledwie kilka sekund. Zaraz potem przeszła do garderoby. Wybrała czarną sukienkę galaxy, czarne lity, a do tego wzięła czarną torebkę, do której spakowała klucze, portfel i telefon. Upewniła się, że wszystkie okna na górze są pozamykane i zeszła na dół, gdzie zrobiła to samo. Pierce nie miała zamiaru zostać okradziona, jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Nie widziała sensu w czekaniu na Megan w domu, więc wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na ławce stojące na werandzie. Zaraz potem dostała SMS-a od Johnson.

Od Megan: 
Jestem u ciebie za 3 minuty :)

Pierce patrzyła na ulicę oświetloną tylko światłami latarni. To dziwne uczucie bycia obserwowaną wróciło, ale nawet fakt, że to Evans w tym momencie ją obserwuje, nie zmieniał niczego. Powoli zaczynało ją to irytować. Nawet gdyby chciała, w tym świetle nie mogłaby go zobaczyć. Wyciągnęła telefon i wystukała treść wiadomości.

Do Mike: 
Możesz przestać mnie obserwować? To dziwne...

Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

Od Mike:
Nie ma takiej możliwości, słoneczko <3

-To niech się znajdzie taka możliwość-powiedziała głośno. Nie było sensu krzyczeć, skoro on znajdował się gdzieś blisko i na pewno ją słyszał. Wstała z ławki i zaczęła chodzić w to i z powrotem, nerwowo przeczesując włosy palcami. Musiała się uspokoić, żeby przypadkowo nie wyżyć się na Megan, która miała się tu zaraz zjawić. W myślach policzyła do dziesięciu, przy okazji głęboko oddychając. 
-Katherine, co ty robisz?-usłyszała obok siebie znajomy głos.
-Co?...Nic takiego-machnęła lekceważąco ręką. -Idziemy?-w odpowiedzi Megan skinęła głową. Pierce dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że była ubrana w sukienkę bez ramiączek, której góra pokryta była czarną koronką, a dół był w kolorze pudrowego różu, i czarne botki. Na powiekach miała delikatne kreski, na ustach czerwoną szminkę, a policzki lekko muśnięte różem. Katherine zrezygnowała z użycia samochodu. Po pierwsze, i tak było wiadomo w jakim stanie wróci, a nie zamierzała spowodować wypadku. Po drugie, w trakcie drogi do klubu chciała ostatecznie się uspokoić.
-Katherine, powiedz mi czemu tak szybko wybiegłaś z pizzerii, kiedy pojawił się Justin?-Katherine nawet nie spojrzała na Johnson. 
-Powiedzmy, że nie miałam ochoty przebywać w jego towarzystwie.
-Ale to nie tłumaczy twojej reakcji-Katherine przewróciła oczami. Wierzysz w nienawiść od pierwszego wejrzenia? Katherine wierzyła i właśnie tak było w przypadku Justina. Wystarczyło, że go zobaczyła i już miała ochotę go udusić.
-Ja nadal chcę wiedzieć dlaczego wyszłaś- Megan zagrodziła drogę Katherine, kiedy ta przez dłuższą chwilę się nie odezwała.
-I co ja mam ci powiedzieć? Nie przepadam za nim i tyle- wzruszyła ramionami.
-Justin nie jest taki zły. Jak poznasz go lepiej to go polubisz. Mogę ci to za gwarantować- uśmiechnęła się.
-Wątpię-mruknęła do siebie. Reszta drogi minęła w milczeniu, co cieszyło Katherine. 
Im bliżej klubu były, tym głośniejsza była muzyka. Nad wejściem wisiał ogromny, neonowy napis „Hell”. Mnóstwo ludzi chciało się tu dostać, kolejka ciągnęła się dobrych kilkadziesiąt metrów. Większość ochroniarz odsyłał z kwitkiem. Katherine uśmiechnęła się, przypatrując się budynkowi. W wejściu zauważyła wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna ubranego w garnitur. 
On jak zwykle w tym samym miejscu. Nic się nie zmieniło przez te dwa lata-przeleciało jej przez głowę. Pierce tak bardzo skupiła się na  przypatrywaniu się temu miejscu, że nie słyszała tego, co mówiła do niej Megan. Ocknęła się dopiero, kiedy Johnson pociągnęła ją za sobą. Przy wejściu Megan posłała przyjazny uśmiech Dominicowi-ochroniarzowi, który puścił jej oczko, wpuszczając je do środka. Gdy tylko przekroczyły próg tego miejsca poczuły zmieszany zapach perfum, alkoholu i spoconych ciał-odurzająca mieszanka.  
Po przetańczeniu kilku piosenek, dziewczyny skierowały się do baru. Zajęły miejsca na barowych krzesłach i zamówiły kilka shotów.
-Dominic na ciebie leci.
-Słucham?-Katherine spojrzała z udawanym zdziwieniem na Megan.
-Nie udawaj. Musiałaś zauważyć jak na ciebie patrzył.
-Nie zauważyłam-wzruszyła ramionami. W myślach odpowiedziała jej coś zupełnie innego: „Znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że patrzy tak na każdą.”
-Jakim cudem dostałyśmy się tutaj bez żadnego problemu?
Katherine znała to miejsce jak własną kieszeń i wiedziała, że nie każdy może od tak wchodzić do klubu. W takim razie dlaczego Megan mogła?
-Powiedzmy, że...czasami sprzedaję dragi dla właściciela tego miejsca-wypiła zwartość swojego kieliszka.
-Mówiłaś, że już nie bierzesz-Katherine zrobiła to samo.
-Bo nie biorę...Zmieńmy temat.
Wypiły kilka kolejnych shotów i wróciły na parkiet. Dołączyło do nich dwóch chłopaków, ale Katherine nie miała ochoty na zabawę z kimś kto patrzy na nią jak wygłodniały drapieżca na swoją ofiarę. Pod pretekstem skorzystania z toalety oddaliła się stamtąd. Przy okazji pociągnęła za sobą Megan.
-Wielkie dzięki, Katherine- Megan oparła się o ścianę. -Jeszcze trochę i ten skurwiel zacząłby się do mnie dobierać.
-Nie ma sprawy-uśmiechnęła się delikatnie. Poczekały jeszcze kilka minut, żeby mieć pewność, że nie wpadną już na nich i wyszły z łazienki. Znalazły kawałek wolnego miejsca i zaczęły tańczyć. W pewnym momencie za Megan stanął Louis i zasłonił jej oczy, na co ona podskoczyła jak oparzona. W tym samym czasie Katherine poczuła parę silnych ramion owiniętych wokół jej talii. 

*Hell-piekło




2 komentarze:

  1. Omg to Justin jest !!!!
    hhahhahahaha ja wiem x
    boze geniuszu czekam na nastepny :*
    /@justin_ma_swag

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak on może ci sie nie podobać? ;* Jest super :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx