22 marca 2014

Eleven: Przeprosiny

Justin bez słowa minął Louisa i wsiadł do samochodu. Przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał. Ciśnienie rozsadzało go od środka, chociaż sam nie wiedział czemu się wkurzył i dlaczego uderzył Katherine. Nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia. Prędkość wzrastała, a jego dłonie zaciskały się na kierownicy tak mocno, że jego knykcie przybrały biały kolor. Nie potrafił się uspokoić, na pewno nie bez czyjejś pomocy. Bez zastanowienia skręcił w stronę domu Jennifer. Nie minęło wiele czasu, a on już był na miejscu. Zaparkował samochód przed jej domem i wysiadł. Zaczął walić w drzwi i nie obchodziło go czy kogoś obudzi. Z resztą Benson mieszkała sama, bo jej rodzice wyjechali do pracy za granicę. Po chwili można było usłyszeć ciche kroki. Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła zaspana blondynka z długimi włosami-Jennifer.
-Justin, co ty tu...- nie pozwolił jej dokończyć. Zachłannie wpił się w jej usta i popchnął ją na ścianę. Naparł na nią swoim ciałem, a nogą zamknął drzwi.
-Potrzebuję cię- wyszeptał jej do ucha. Justin nie musiał dwa razy powtarzać, od razu zrozumiała o co chodzi. Owinęła nogi wokół jego bioder, a jego ręce wylądowały na jej pośladkach. Pocałunek robił się coraz bardziej zachłanny, kiedy zaczęli kierować się w stronę jej pokoju.

Katherine otworzyła oczy i jak na zawołanie poczuła ból głowy spowodowany wypiciem dużej ilości alkoholu. Podniosła się do pozycji siedzącej, odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że jest w swoim pokoju. Przeczesała włosy palcami, jej dłoń zastygła w miejscu, kiedy natrafiła na twarde wybrzuszenie.
-No świetnie, nabiłam sobie guza- jęknęła. Chciała wstać, ale nie mogła, ponieważ głowa Mike'a spoczywała na jej nogach. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 8. Musiała wstawać, bo o 10 zaczynała się uroczystość rozpoczęcia roku, a Katherine rano nie lubiła się śpieszyć. Potrząsnęła chłopaka za ramię, on tylko mruknął coś niezrozumiałego i spał dalej.
-Mike!Wstawaj!
-Co?-podniósł głowę i przetarł oczy.-O, Kathy, już nie śpisz-uśmiechnął się.
-Możesz mi powiedzieć, co ty tu robisz?-zmarszczyła brwi, widząc siniaki na jego twarzy.
-Przywiozłem cię i zdecydowałem, że przy tobie posiedzę. W końcu zasnąłem-ziewnął.- Jak się czujesz?
-Co ci się stało?
-Jak się czujesz?-powtórzył pytanie, udając, że nie usłyszał tego co powiedziała. Tym razem jego głos był szorstki.
-Wszystko jest w porządku-wstała z łóżka i udała się w stronę łazienki.
-Możesz przestać udawać, że nic się nie stało?!-usłyszała jego podniesiony głos, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Chciała wrzasnąć, żeby poszedł do diabła, ale się powstrzymała.
-Daj mi spokój!-odkrzyknęła. Katherine nie chciała rozmawiać o tym, co wydarzyło się wczoraj. To przywołało wspomnienia, które w tym momencie bolały, paliły żywym ogniem i wyciskały z oczu łzy, a ona nie chciała płakać. Poza tym dlaczego ona miała mu się zwierzać, kiedy on nie chciał odpowiedzieć na jedno, proste pytanie. Odkręciła wodę i kiedy zdjęła z siebie piżamę, zdała sobie sprawę, że ktoś musiał ją przebrać. Modliła się, żeby nie był to Mike. Nawet jeżeli traktowała go jak brata, to dziwnie czułaby się ze świadomością, że widział jej ciało. Weszła pod prysznic, a ciepłe krople wody zaczęły spływać po jej skórze. Nalała na rękę odrobinę szamponu o zapachu wanilii i wtarła go we włosy. W ciało zaczęła wcierać żel o takim samym aromacie. Gdy dotknęła się w okolicy brzucha, syknęła z bólu. Spojrzała w dół. W miejscu, gdzie uderzył ją Justin, widniał zielono-fioletowy, ogromny siniak.
-Pożałujesz tego, Bieber- powiedziała sama do siebie. Tego nie mogła mu podarować. Spłukała pianę, zakręciła wodę i stanęła bosymi stopami na kafelkach. Wytarła się ręcznikiem, ale zrobiła to ostrożnie, żeby przez przypadek nie dotknąć siniaka i owinęła go wokół siebie. Wychyliła się z za drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. W pokoju nie było już Mike'a, na co odetchnęła z ulgą. Nie chciała znowu zaczynać tej rozmowy, a poza tym była tylko w ręczniku i czułaby się niezręcznie, gdyby tu był. Szybko przeszła do garderoby w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. W końcu pierwszy raz od dwóch lat idzie do szkoły. Po kilku chwilach wybrała białą koszulę, czarne spodnie i czarne szpilki. Wzięła jeszcze czystą bieliznę i wróciła z powrotem do łazienki. Wysuszyła włosy i ubrała na siebie przygotowany strój. Na twarz nałożyła podkład, zrobiła delikatne kreski eyelinerem i poczesała włosy. Postanowiła zostawić je rozpuszczone, zresztą nie miała ochoty na układanie ich, nawet w najprostszą fryzurę. Umyła zęby i zeszła na dół. Zegarek w telefonie, na który przelotnie zerknęła, pokazywał godzinę 8.45. Kiedy weszła do kuchni, zobaczyła Evansa robiącego tosty. Gdy Mike zauważył obecność Katherine, na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
-Dobrze, że już jesteś. Chciałem cie przeprosić. Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem.
-Nie chcę o tym gadać-mruknęła, siadając na krześle. Przy okazji rzuciła okiem na salon. Zdziwiła się, kiedy zauważyła czyjąś dłoń, zawieszoną na oparciu mebla.
-Kto śpi na kanapie?-obróciła głowę w kierunku Evansa.
-Jakaś dziewczyna-wzruszył ramionami. -Zaraz, jak ona miała na imię?-mruknął do siebie. -Już wiem. Megan.
-A co ona tu robi?-spytała zdziwiona.
-Nie chciała cię zostawić, więc została na noc-wzruszył ramionami.
-Mike, czemu jej nie obudziłeś? Na was facetów nie można liczyć-pokręciła głową.
-No wiesz co? Ranisz mnie-zrobił minę słodkiego szczeniaczka. Pierce musiała przyznać, że wyglądało to słodko.
-Mówi się trudno-puściła mu oczko. Podeszła do kanapy i zaczęła szarpać Johnson, która spała w dość dziwacznej pozycji.
-Megan! Obudź się!
-Która godzina?-jęknęła zaspana.
-8.48-odpowiedziała, zerkając na zegarek w telefonie.
-Że co?-Megan gwałtownie wstała, jakby ktoś przed chwilą oblał ją lodowatą wodą. -Katherine, czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?
-Nie narzekaj tylko leć na górę wziąć prysznic. Wybierz sobie jakieś ciuchy- posłała jej delikatny uśmiech
-Dzięki. Jesteś wielka-krzyknęła podczas biegu na górę.
Po 35 minutach była gotowa. Ubrana w czarną spódniczkę, którą Katherine założyła tylko raz w życiu, i białą koszulę zeszła na dół. Obie zjadły śniadanie przygotowane prze Mike'a i wyszły z domu. Po drodze Katherine zgarnęła klucze i portfel. Evans opuścił dom razem z nimi i odjechał. Pierce zamknęła drzwi na klucz i wyciągnęła samochód z garażu.
Kiedy zaparkowała na parkingu przed budynkiem, była godzina 9.45. Miały jeszcze chwilę czasu, bo cała uroczystość miała rozpocząć się o godzinie dziesiątej. Po tym jak wysiadły, Katherine zamknęła samochód i razem z Megan skierowała się w stronę wejścia. Dziewczyna od razu przyśpieszyła kroku, kiedy zauważyła samochód Justina. Nie miała ochoty go widzieć.
-Katherine, zwolnij trochę. Gdzie się tak śpieszysz?-Megan dopiero po paru chwilach się z nią zrównała.
-Nigdzie-wzruszyła ramionami.
-Jasne-mruknęła do siebie.
Po spotkaniu z dyrektorem na sali gimnastycznej, wszyscy uczniowie udali się do klas. Przez cały ten czas Justin zerkał w stronę Pierce, bo jak się okazało była z nim w tej samej klasie, tak samo jak Johnson. Katherine zerknęła na niego tylko jeden raz. Miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Nie miała pojęcia co się stało. Najpierw Mike, teraz on. Kiedy otrzymali plan lekcji, opuścili budynek.
-Meg, możesz mi powiedzieć co stało się Bieberowi?-zapytała, kiedy usiadły przy ciemnym stoliku w rogu niewielkiej kawiarni, która znajdowała się niedaleko szkoły. Megan nie odpowiedziała. Cały czas gapiła się na kelnera. Miała rozmarzoną minę i wcale nie zwracała uwagi na to co dzieje się wokół niej.
-Johnson, obudź się!-Megan podskoczyła na krzesełku, kiedy Katherine klasnęła dłońmi tuż przed jej twarzą.
-Nie strasz mnie tak, bo zawału dostanę-przyłożyła rękę w okolicy serca.
-Przykro mi, że ci przerwałam, ale nie mam ochoty patrzeć, jak ślinisz się na widok tego typka. Poza tym pytałam o coś.
-No co, patrzeć mi wolno-wzruszyła ramionami. -To o co pytałaś?
-Co się stało Justinowi?
-A to. Hmmm... tak jakby twój przyjaciel go pobił-patrzyła na Katherine, czekając na jej reakcję.
-I bardzo dobrze-uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie mów tak- Megan pokręciła głową.
-Niby czemu? Tak jak chciałaś próbowałam, ale więcej nie zamierzam.
-On nie jest taki.
-Nie broń go. Nie w tej sytuacji. To wyłącznie jego wina.
-Teraz przeginasz. Ty też miałaś w tym swój udział.
-Nie zamierzam tego słuchać!-Katherine wstała i wyszła. Była wściekła i nie docierało do niej, że Megan ma rację. Zawsze winne są obie strony. Przecież każdy popełnia błędy, nikt nie jest idealny. Wsiadła do samochodu i wróciła do domu. Klucze i torebkę zostawiła na komodzie i skierowała się do swojego pokoju. Przebrała się w szare dresy i zwyczajny biały top, a włosy związała w kucyk. Wróciła z powrotem na dół i zajrzała do lodówki. Znalazła tam pudełko jej ulubionych czekoladowych lodów. Wzięła łyżeczkę i udała się do salonu. Włączyła telewizor i zaczęła jeść.

Zbliżała się godzina 15, kiedy Katherine usłyszała dzwonek do drzwi. Leniwie podniosła się z kanapy i ruszyła je otworzyć. Jak się okazało, był to kurier z pobliskiej kwiaciarni. Po tym jak złożyła podpis, przyniósł jej ogromny kosz czerwonych róż. Katherine była, co najmniej, zdziwiona. Nie miała pojęcia kto mógł je przysłać. Jedynymi osobami, które wiedziały, że uwielbia czerwone róże są Mike i Aurora. Pierce obstawiała, że to Evans jest nadawcą, ale chciała to sprawdzić. Zaczęła przeglądać bukiet w poszukiwaniu jakiejkolwiek wiadomości. Jej zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy znalazła karteczkę i odczytała jej treść.

przepraszam
          Justin

Pierce nie sądziła, że on zna takie słowo. Tylko skąd on wiedział jakie kwiaty lubi? Katherine zaczęła się zastanawiać i doszła do wniosku, że być może Megan miała rację co do Justina, a ona zwyczajnie się pomyliła. Wiedziała, że musi ją przeprosić, nawet jeżeli nie z tego powodu, to z innego. Przecież nawrzeszczała na nią tylko z powodu Biebera. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała numer Johnson. Po trzech sygnałach usłyszała jej głos.
-Cześć, Katherine. Stało się coś?-Megan nie pałała entuzjazmem.
-Jesteś teraz w domu? Musimy pogadać.
-Jasne, czekam na ciebie.
Rozłączyła się, nie żegnając się, zgarnęła klucze z komody i wybiegła z domu. Drzwi zamknęła na klucz i pobiegła w stronę domu Megan. Johnson mieszkała tylko trzy domy dalej, więc nie była to ogromna odległość. Był to nieduży dom z jasnych, drewnianych bali z kilkoma schodkami przed wejściem. Katherine złapała kilka głębszych wdechów, zanim stanęła przed drzwiami. Zapukała delikatnie, a po chwili usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Otworzyła jej niewysoka kobieta o siwych włosach związanych w kok. Jak na swoje lata wyglądała młodo. Zmarszczki na jej twarzy były niewielkie, chociaż miała prawie 70 lat, a figury mogła pozazdrościć jej niejedna kobieta.
-Dzień dobry-Katherine uśmiechnęła się przyjaźnie. -Przyszłam do Megan.
-Dzień dobry. Wejdź, kochanie-wpuściła ją do środka. -Ty musisz być Katherine-w odpowiedzi Pierce skinęła głową. -Megan mówiła, że przyjdziesz. Idź schodami na górę. Jest w swoim pokoju.
-Dziękuję-uśmiechnęła się.
Z salonu, w którym się znajdowała, krętymi schodami weszła na piętro. Rozglądała się, aż w końcu jej wzrok spoczął na drzwiach, na których widniał napis: "Własność Megan. Nie wchodzić!" Katherine pokręciła głową z rozbawieniem na ten widok. Jednak zaraz potem przybrała poważny wyraz twarzy. Delikatnie zapukała i uchyliła drzwi. Johnson siedziała na sporych rozmiarów łóżku. Ściany były w kolorze czerwieni, a czarne meble idealnie komponowały się z resztą.
-Wejdź, co tak stoisz?-zaśmiała się i poklepała miejsce obok siebie.
-Musimy pogadać-zajęła miejsce obok niej. -Chciałam cię przeprosić. Przyznaję, że być może się pomyliłam co do niego...-nie zdążyła dokończyć, bo Johnson od razu ją przytuliła
-Nie ma sprawy. Ja też przepraszam. Czasami przeginam i chce zrobić z niego aniołka na siłę.
W trakcie jej wypowiedzi uwagę Katherine przykuło zdjęcie, stojące na komodzie. Przedstawiało dwójkę dzieci w wieku sześciu lat. Na ich twarz widniały szerokie uśmiechy, kiedy budowali zamek z piasku.
-To ty?-wskazała na zdjęcie.
-No tak, to ja -Megan wstała, wzięła je i wróciła z powrotem.-To ja i Justin,gdy...-Katherine nie pozwoliła jej dokończyć.
-Ty i Bieber!-pisnęła. Megan zaczęła się śmiać ze zdziwionej miny Pierce.
-No co?
-Nie nic. Znam się z Justinem od dziecka i stąd to zdjęcie.
Katherine spojrzała na fotografię. Justin rzeczywiście wyglądał jak taki mały aniołek. Teraz aniołem na pewno nie był. Mimo to Katherine przynajmniej wiedziała, dlaczego Megan stawała po jego stronie.
Pierce spędziła u Megan kilka godzin, ale w końcu musiała się zbierać. Pożegnała się i wyszła. Do domu wpadła tylko po portfel i udała się do garażu. Wyciągnęła samochód i pojechała w stronę sklepu. Zrobiła zakupy i wróciła do domu. Odłożyła wszystko na wyspę i wróciła się, żeby zamknąć drzwi. Zdziwiła się, kiedy w progu zastała Justina.

3 komentarze:

  1. No zeby w takim momencie przerwać xx
    Chyba cię udusze ;*
    świetny rozdział <3
    /@justin_ma_swag

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam sie z komentarzem wyżej ;) Dlaczego teraz? ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne :)
    niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i powiem ci że bardzo mnie wciągnął
    oby tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx