Katherine obudziła się około godziny 18.30. Leniwie wstała z łóżka i weszła do garderoby. Wybrała czarne leginsy, szarą bokserkę z czarnym nadrukiem czaszki i czarne zamszowe szpilki. Z ubraniami weszła do łazienki i ubrała je. Potem zaczęła przeszukiwać szafki, żeby znaleźć jakiekolwiek lustro, bo to na ścianie nawet go nie przypominało. Po kilku chwilach znalazła okrągłe lusterko na metalowej stopce. Wyciągnęła je i postawiła na blacie. Nie zdziwiła się na widok swojej twarzy. Jej oczy były opuchnięte, jej usta suche, a jej skóra wyglądała jak szary papier. Najpierw wtarła krem nawilżający, a potem nałożyła podkład. Pod oczami wklepała korektor, żeby jej oczy wyglądały normalnie i na powiekach zrobiła kreski eyelinerem. Rzęsy musnęła delikatnie tuszem i na koniec użyła odrobinę pudru. Zanim wyszła z łazienki pomalowała usta ciemnofioletową szminką i popsikała się waniliowymi perfumami. Chwyciła telefon i zeszła na dół, po drodze wkładając przeciwsłoneczne okulary, a na nadgarstek wsunęła białą bransoletkę z pereł z zawieszką w kształcie anielskiego skrzydła. Prawie nikt nie widział jej twarzy i chciała, żeby tak zostało. Zwyczajnie było jej łatwiej, kiedy nie znali jej tożsamości. Nie miała tylu problemów. I skoro nikt jej nie znał, to bransoletka stanowiła jej znak rozpoznawczy. Przelotnie zerknęła na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 19.30. Włożyła czarną kurtkę, do jej kieszeni wsadziła iPhone'a, złapała klucze z komody i wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi na klucz i przeszła do garażu. Mróz dawał się we znaki i pomimo tego, że o tej porze niebo pokrywały gwiazdy, śnieg błyszczał sprawiając, że było jasno. Pierce wsiadła do samochodu i uruchomiła silnik. Zaraz potem włączyła ogrzewanie, bo temperatura na zewnątrz nie była wysoka. Wyjechała na ulicę i ruszyła w stronę klubu. Drogi o tej porze nie były specjalnie zakorkowane, więc na miejsce dotarła po kilku minutach. Zaparkowała auto kilka metrów od budynku i wysiadła, włączając alarm. Powolnym krokiem zbliżała się do celu, a stukot jej szpilek zagłuszała muzyka, którą słychać było nawet kilkanaście metrów od klubu. Pod budynkiem jak zwykle stała dosyć długa kolejka osób, które liczyły, że jakimś cudem dostaną się do środka. „Hell” był najpopularniejszym klubem w mieście. Jednak ani muzyka, ani jego wnętrze nie powalały na kolana. Pod tym względem budynek nie zajmował pierwszego miejsca. Jednak plotki o nielegalnym interesie, które krążyły po okolicy przyciągały spory tłum. Cóż czasami każdy chce poczuć dreszczyk emocji, a przebywanie w jednym budynku z przestępcami idealnie się w to wpisuje, prawda? I zapewne wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że do środka można było dostać się jedynie wtedy, gdy miało się powiązanie z właścicielem. Mówiąc ściślej trzeba było pracować dla Williamsa albo być jego klientem. W innym wypadku nie było szansy na wejście, chyba że zapłaciło się naprawdę sporą sumę pieniędzy, jednak nikt nie kwapił się, żeby wydać kilka tysięcy za wejście do klubu, który nie był najlepszy.
Katherine przyglądając się ludziom przed budynkiem uświadomiła sobie, że w klubie dosyć często widziała Louisa i Justina. Teraz na usta cisnęło się tylko jedno pytanie: co ich łączy z Williamsem? Nie zdążyła wejść do środka, bo Dominic złapał ją za łokieć.
-A ty dokąd?
-Do środka. Nie widać-wyszarpnęła się,
-A kim ty niby jesteś?-zapytał, lustrując jej sylwetkę. Jego wzrok w końcu zatrzymał się na nadgarstku Katherine, gdzie znajdowała się bransoletka. Jego oczy się rozszerzyły, a usta uchyliły z niedowierzania.
-No i co Dominic? Stęskniłeś się?-Katherine skrzyżowała ręce na piersi.
-Cholera chyba mam halucynacje-pokręcił głową. -Nie poznałem cię przez te włosy.
-I o to chodziło-na jej ustach rozciągnął się złośliwy uśmiech.
-Dobrze cię widzieć po takim czasie.
-Kiedyś musiałam się zjawić-wzruszyła ramionami.
-Pogadamy później, a teraz właź do środka-chwycił ją za łokieć i delikatnie wepchnął do środka. Gdy Katherine przechodziła obok niego, jego ręka wylądowała na jej tyłku.
-Zapłacisz za to-warknęłam, spoglądając na niego przez ramię. W odpowiedzi puścił jej oczko. Pierce jedynie przewróciła oczami i poszła dalej. Nie chodziło o to, że pozwalała obmacywać się byle komu, ale przecież nie mogła go pobić. Po pierwsze, Dominic był od niej silniejszy, a po drugie, Katherine nie miała przy sobie jakiejkolwiek broni.
Podeszła do baru, a kiedy podszedł do niej barman, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Był to brunet o ciemnych oczach.
-Thomas., jak widzę ciągle na starych śmieciach.
Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się kim jest ta dziewczyna.
-Znamy się?
Katherine jedynie przewróciła oczami, czego nie mógł zobaczyć prze okulary i potrząsnęła bransoletką. Dopiero wtedy pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Cholera! Co ty tu robisz?-uśmiechnął się. Katherine lubiła go, ale momentami wydawał jej się podejrzany.
-To co kiedyś-wzruszyła ramionami.-Chce mnie widzieć.
-To co zwykle?-uniósł brew.
-Po co się głupio pytasz, skoro wiesz-uderzyła paznokciami w blat. Po chwili pojawił się przed nią kieliszek pełny białej cieczy. Uniosła go do ust i wypiła jego zawartość, jakby była to woda. Skrzywiła się delikatnie, kiedy wódka spłynęła po jej gardle.
-Co tam u ciebie?-zapytała.
-Jak widzisz to samo. Ciężko tam było?
Katherine domyśliła się o co pytał. On jako jedyny oprócz Williamsa wiedział, gdzie przebywała. Zastanawiało ją skąd to wie, bo była to poufna informacja i nawet Matt tego nie wiedział. I to był właśnie jeden z tych momentów, kiedy Katherine patrzyła na Thomasa podejrzliwie. Nie miała pojęcia jakim cudem się dowiedział, jednak uspokajał ją fakt, że obiecał trzymać buzię na kłódkę.
-Nawet mi nie przypominaj. Gorzej jak w więzieniu-westchnęła. Nie lubiła wspominać o szpitalu. Nie było to nic wesołego. Ludzie pozbywają się osób z problemami, umieszczają je w takich szpitalach i zapominają. Społeczeństwo zawsze dziwnie patrzy na takie osoby i ich unika, ale Katherine podczas pobytu tam przekonała się, że ci ludzie czasami okazują się lepsi niż ci zdrowi i „normalni”.
-Może, ale tam siedziałabyś dużo dłużej-zaśmiał się, jednak Katherine tego nie odwzajemniła. Dla niej nie był to temat do żartów.
-Cokolwiek-mruknęła, wstając. Bez pożegnania ruszyła wąskim korytarzem, który znajdował się niedaleko baru. Jedyne drzwi, które się tam znajdowały prowadził do biura szefa. Pierce nie fatygowała się, żeby chociażby zapukać. Nigdy tego nie robiła i stwierdziła, że powinien on się do tego przyzwyczaić. Zastała go z jakąś blondynką, która siedziała bokiem na jego kolanach. Przez moment zastanawiała się czy bardziej obrzydzało ją to jak się obściskiwali, czy to jak wyglądała ta dziewczyna. Była typową blondynką, jej włosy miały prawie platynowy kolor, ilość kosmetyków jaką na sobie miała wystarczyłaby do zrobienia makijażu dla kilku osób, biust wylewał się jej ze zbyt obcisłej bluzki, a spódnica zakrywała bardzo niewiele. Katherine nie miała zamiaru oglądać tego przedstawienia, więc zamknęła drzwi z hukiem, na co obydwoje odsunęli się od siebie.
-Wyjdź stąd!-syknęła.
-Uważaj co mówisz, szmato! Spierdalaj stąd, albo zdechniesz zanim zdążysz doliczyć do 10-warknęła. Williams roześmiał się, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Pierce nigdy nie mogła zrozumieć czemu tak szczerzył się na jej widok.
-Angel, nareszcie się zjawiłaś.
Katherine nie specjalnie za nim przepadała, ale przełożonego się nie wybiera. Od kiedy ostatnio go widziała niewiele się zmienił. Ubrany był jak zawsze w garnitur, na głowie miał kapelusz, a na twarzy lekki zarost. Wyglądał młodo, ale Katherine była pewna, że miał ponad 30 lat. Oczy dziewczyny, gdy usłyszała słowo "Angel" o mało nie wyszły z orbit.
-A-angel?-wyjąkała. Katherine powolnym krokiem podeszła do biurka, które znajdowało się naprzeciwko drzwi i oparła na nim dłonie.
-Teraz z łaski swojej wyjdź zanim stracę cierpliwość-dokładnie wymówiła każde słowo, na koniec posyłając jej przesłodzony uśmiech. Dziewczyna w ciągu sekundy zerwała się ze swojego miejsca i wybiegła, o mały włos nie potykając się z powodu swoich zbyt wysokich szpilek. Katherine była lekko zaskoczona, że nadal budziła strach pomimo tego, że minęły dwa lata.
-Ciągle taka sama-oparł przedramiona na biurku.
-Daruj sobie-warknęła. -Przejdźmy do konkretów-odsunęła się i usiadła na fotelu. Przy okazji rozejrzała się po pomieszczeniu. Czarne kanapy w lewym rogu, pomiędzy nimi szklany stolik, obok pokaźnych rozmiarów barek. Ściany nadal miały szary kolor, a jedyne dwa okna zasłonięte były żaluzjami. Wyglądały jak te, które zazwyczaj detektywi mieli w swoich biurach w starych filmach. Mogłoby się wydawać, że czas zatrzymał się w miejscu. Nic dziwnego, Williams nie przepadał za zmianami.
-Tęskniliśmy za tobą.
-Daruj sobie i mów po co chciałeś mnie widzieć-syknęła. -Tak poza tematem, ciężko ci zadzwonić samemu?-uniosła brew i skrzyżowała ręce na piersi.
-Nie tym tonem-warknął.
-Bo co?-prychnęła. Praktycznie każdy się go bał, każdy oprócz Katherine. Williams bardzo szybko tracił cierpliwość i wysłanie kogokolwiek na tamten świat nie było dla niego problemem.
-Bo to dzięki mnie wszyscy cię tu znają. Gdyby nie ja nie znaczyłabyś nic. Powinnaś być kurwa wdzięczna-spojrzał na nią z mordem w oczach. Pierce natychmiast podniosłą się z miejsca i ponownie oparła dłonie na biurku, nachylając się w jego stronę
-Sama na to zapracowałam. I nie mam za co być ci wdzięczna.
-Uważaj co mówisz-syknął.
-To ty powinieneś uważać. Równie dobrze mogłam tu nie przychodzić i co wtedy byś zrobił?
-Wyluzuj i pogadajmy-powiedział po kilku chwilach ciszy, Pierce nie miała pojęcia dlaczego Williams nie chciał, żeby odeszła, ale dopóki mogła robić co chciała, nie miało to dla niej znaczenia.
-Niech będzie- opadła z powrotem na fotel.
-Chcesz wrócić?-zapytał.
-Najpierw chce swój telefon i sprzęt z powrotem.
-Dostaniesz go-podniósł się z fotela i podszedł do ściany po prawej stronie drzwi. Sejf wbudowany był w ścianę, a jego drzwi były prawie niewidoczne. Williams wpisał kod i po chwili ciężkie, metalowe drzwi zaskrzypiały. Wyciągnął stamtąd srebrną walizkę i czarnego iPhone'a. Zamknął go z powrotem, a rzeczy położył na biurku. Katherine chwyciła telefon i od razu go włączyła, chowając do kieszeni kurtki. Otworzyła walizkę i przejrzała jej zawartość. Paralizator, noże, pistolet i kilka innych gadżetów znajdowało się na swoim miejscu.
-Zgadza się-skinęła głową.
-Kiedy chcesz zacząć?-uniósł brew. To była kolejna rzecz, nad którą Katherine zastanawiała się wiele razy. To on wyznaczał terminy i inny mieli się do tego dostosować, a ją pytał.
-Jutro. Tylko tym razem zadzwoń, a nie się wysługujesz Mattem.
-Spokojnie, Kathy.
-Mówiłam ci, że masz tak na mnie nie mówić. Nie dociera?-warknęła.
-A ja ci mówiłem, że masz się do mnie nie zwracać w ten sposób!-ryknął. Mordowali się wzrokiem, opierając dłonie na biurku. Banalnym jest stwierdzenie, że gdyby wzrok mógł zabijać to leżałoby się już martwym, ale w tym przypadku nic innego nie jest w stanie opisać tej sytuacji.
Niedługo potem usłyszeli pukanie do drzwi.
-Jestem już-za plecami Katherine rozległ się kobiecy głos. Głos, który Katherine bardzo dobrze znała. Pierce odwróciła się, ściągnęła okulary, myśląc, że ma halucynacje i osoba, którą widzi jest wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Jednak Megan naprawdę tam stała.
-K-Katherine, co ty tu robisz?-wyjąkała.
-Widzę, że się znacie. Więc nie muszę was sobie przestawiać-Williams uśmiechnął się szyderczo.
-Po sprzęt wpadnę, jak będę wychodzić-Katherine mruknęła do Luke'a i wyszła, zakładając okulary. Nie spojrzała na Megan, chciała jak najszybciej zaczerpnąć świeżego powietrza. Do piero teraz skojarzyła fakty, a w jej głowie rozbrzmiały słowa Megan z dnia, kiedy pierwszy raz przyszły tu razem: „Powiedzmy, że...czasami sprzedaję dragi dla właściciela tego miejsca”. Przepchnęła się przez tłum ludzi i po kilku minutach znalazła się przed budynkiem. Z kieszeni wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnęła jednego, resztę schowała, i podpaliła końcówkę. Oparła się plecami o ścianę i mocno się zaciągnęła. Nikotyna zaczęła wypełniać jej płuca i krążyć po organizmie. Katherine miała już dosyć tego dnia. Najpierw jej wybuch złości, a teraz to. Zapewne zastanawiała by się nad tym dalej, ale Megan pociągnęła ją za łokieć.
-Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć, co ty tu robisz?-krzyknęła.
-Przymknij się na chwilę!-warknęła.-O to samo mogę zapytać ciebie-splunęła, zaciągając się papierosem.
-Kurwa to nie jest śmieszne. Czy ty wiesz w co się pakujesz?-wyrzuciła ręce w powietrze. Megan była sympatyczną osobą, która zawsze szukała dobrych stron we wszystkim, ale strasznie dramatyzowała.
-Bardzo dobrze wiem. Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moją matką-powiedziała chłodno Katherine. Niedopałek rzuciła na ziemię i przygniotła go butem. Wyminęła Megan bez słowa, jednak ona nie miała zamiaru skończyć. Pociągnęła Pierce za ramię, obracając ją w swoją stronę.
-Czego?-warknęła. Katherine chciała jedynie wrócić do łóżka z nadzieją, że nie będzie już dzisiaj kolejnych niespodzianek.
-Kathy, kurwa martwię się. Nie zaczynaj interesów z Williamsem. To nie wyjdzie ci na dobre.
-Wiem co robię.
-Po co tu przyszłaś?-skrzyżowała ręce na piersi.
-Mam swoje powody-wzruszyła ramionami. -Co ty tu robisz?-zapytała, chociaż odpowiedź już znała.
-Mówiłam ci, że handluję.
-Tak i tylko raz wspomniałaś, że robisz to dla niego. Jak możesz być taka głupia? Wiesz, że już z tego nie wyjdziesz?-zacisnęła szczękę.
-Wiem-mruknęła. Williams nie lubił zmian nie tylko w kwestii wystroju wnętrz, nie lubił zmieniać czegokolwiek i jeżeli ktoś zaczął dla niego pracować to robił to do swojego ostatniego oddechu.
-Boże, jaka ty jesteś głupia!-Katherine przyłożyła rękę do czoła.
-Zamknij się! Nie jesteś moją matką-warknęła.
-Nie jestem, ale to nie znaczy, że się o ciebie nie martwię!-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Nie musisz. Poradzę sobie.
Katherine jedynie pokręciła głową.
-Masz na siebie uważać, rozumiesz?
-To mogę ci nawet obiecać-kąciki ust Megan uniosły się w górę.
***
Dochodziła 2 nad ranem, kiedy Katherine po wypiciu z Megan kilku drinków i zabraniu walizki z gabinetu Williamsa, wyszła z budynku. Dojazd do domu zajął jej mniej czasu niż poprzednio ze względu na praktycznie nieistniejący ruch na drogach. Wstawiła auto do garażu, ściągnęła okulary i bransoletkę i umieściła wszystko w schowku. Wyjęła kluczyki ze stacyjki i wysiadła z auta. Zabrała walizkę z tylnego siedzenia i uruchomiła alarm. Podeszła kilka kroków i pociągnęła za niewielkie kółko znajdujące się w podłodze pod ścianą. Pociągnęła za nie i klapa, której kolor był identyczny ja podłoga, przez co nie było jej widać, podniosła się. Pod klapą znajdowało się kwadratowe wgłębienie, coś w rodzaju schowka, gdzie Katherine umieściła walizkę. Potem zatrzasnęła schowek i zamykając drzwi garażu, skierowała się w stronę domu. Klucze, które miała w dłoni włożyła do zamka i wtedy usłyszała za sobą znajomy głos.
-A więc, to ty jesteś Angel! Czemu mi do cholery nie powiedziałaś?!-syknął. Katherine odwróciła się i spojrzała ze zdziwieniem na postać stojącą przed nią.
-Co ty tu robisz?
~
Jak myślicie kto zjawił się u Katherine?
Kim jest Angel?
Czym zajmuje się Kath?
Wyjaśniło się. Meg i Kath mają tego samego szefa.
Myślę, że się podobało.
Zostawcie po sobie jakiś ślad ;)
Polecam
Tak wygląda Dominic:
A tak Thomas:
Do następnego <3
Świetny, nic dodać, nic ująć :) czekam nn :)
OdpowiedzUsuńO Mój Boże, kto to mógł być? Kim jest Angel? WTF?! Tyle pytań i brak odpowiedzi. :D
OdpowiedzUsuńLiczę na to, iż odpowiesz na nie w następnym równie zajebistym rozdziale!
Ciekawa jestem, co będzie dalej?! : O
Czekam na nn.
~ Drew ♥
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Dumy dum dum dum przeczytałam całość i aaaaaaaaaaaaa cudo <3 nie mogę się doczekać następnego cudo cudo cuuuuudo :3
OdpowiedzUsuńomfg omfg piekny cudny, zajebisty hsjshs nie wiem co napisać więc nie bede się rozpisywać i pierdolić.głupot xd rodział cudny, jestem ciekawa co będzie dalej x
OdpowiedzUsuńczekam na następny ;)
/Kinga x
o_O WOW!
OdpowiedzUsuńC
U
D
O
!
!
!
Świetne mega no superr!!!!!!1!!!!! CZłowieku udusze dlaczego teraz zakończył sie rozdział!!!!! NIE NO NIE MOGEEE ;** DZiś zaczełam czytać blog i dziś skończyłam zafascynowana *,* Ja chce 50 rozdziałów i więcej! ;* KOcham ten blog <333
OdpowiedzUsuńBomba!
OdpowiedzUsuńświetnie i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńblog o Justinie
http://donia-99.blogspot.com/
Mmmmm Dominik to mój kochany William levy ♥ ps. Rozdział mega!!
OdpowiedzUsuń