*rok później*
Katherine siedziała w miękkim skórzanym fotelu nowego auta Briana-jej chłopaka. Dostał jej kilka dni wcześniej na swoje 17 urodziny. Co chwila zerkała w jego stronę, tak samo jak on w jej. Prędkość rosła z każdą sekundą. Brian był świetnym kierowcą, więc Katherine wyszła z założenia, że nie ma czego się bać. Nagle przed nimi pojawiła się ciężarówka, jechała prosto na nich. Brian gwałtownie skręcił, żeby uniknąć zderzenia. Samochód wpadł w poślizg. Brian robił wszystko, żeby w jakikolwiek sposób uratować sytuacje. Wszystko działo się zbyt szybko. Auto uderzyło w przydrożne drzewo. Katherine poczuł niesamowity ból przeszywający jej ciało, a z jej ust wydostał się przeraźliwy krzyk. Ostatnie co usłyszała to słowa: "Kocham cię Kathy", a potem pochłonęła ją ciemność.
Katherine otworzyła oczy i położyła dłoń na czole, biorąc głęboki wdech. Kolejny raz ten sam sen, a raczej koszmar. Towarzyszył jej noc w noc, od dwóch lat. Pamiętała to wydarzenie, jakby cały ten wypadek był wczoraj. Właśnie dlatego potrzebowała Mike'a, tylko on potrafi ją uspokoić, kiedy budziła się z krzykiem. Jednak dzisiaj było inaczej. Katherine czuła się nadzwyczaj dobrze i nie krzyczała, jak bywało za każdym razem. Przez myśl przeszło jej, że powodem może być to, że nareszcie po dwóch latach opuszczała ten szpital psychiatryczny. I prawie każdy w tym momencie przypiął by jej stempel psychopatki. Katherine nie była chora psychicznie. Jej życie przypominało piekło, którego nie potrafiła znieść. Zanim przyjechała do Stratford wszystko było normalnie. Zaledwie dwa miesiące po przeprowadzce jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym 40 metrów od ich domu. Widok ich ciał we wraku samochodu zostanie w jej pamięci na zawsze i nic go nie wymaże. W tamtym momencie jej życie legło w gruzach. Nie widziała sensu swojej dalszej egzystencji. Na całe szczęście miała osoby, którym na niej zależało. Jej ciotka Aurora- siostra jej matki i Brian. Dzięki nim z wielkim trudem zaczęła powracać do normalności, o ile to możliwe. Teraz miała już tylko ciotkę, nikogo więcej. Jej chłopak zginął zaledwie miesiąc po śmierci jej rodziców w wypadku, który prześladował ją w koszmarach. To dobiło ją ostatecznie. Nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią kolejnej osoby, którą kochała. Obwiniała się, bo przecież gdyby nie poruszyła tematu nowego samochodu, Brian nie zaczął by się nim chwalić i nie wsiedliby do niego. Wtedy nie miała pojęcia, że tak to się skończy, bo niby skąd mogła wiedzieć. W tym miejscu zostawiła ją ciotka. Chociaż wtedy Katherine na niczym nie zależało, w środku nienawidziła Aurory. Czasami śmiała się sama do siebie, kiedy myślała o tym jak bardzo jest beznadziejna, skoro nawet jej ciotka, aktualnie jej jedyna rodzina, się jej pozbyła. Dzisiaj mogła być jej wdzięczna. Katherine nareszcie czuła, że pierwszy raz od dawna może być lepiej, musi być. Teraz zacznie nowy rozdział w swoim życiu. Rozdział, który poświęci na znalezieniu osób odpowiedzialnych za to co ją spotkało. Nie wierzyła w to, że mógłby to być przypadek. Policja nie znalazła niczego, co potwierdziłoby przypuszczenia Katherine. Pierce miała to gdzieś, zamierzała poradzić sobie sama. Znaleźć ich i wyeliminować, tak jak oni zrobili to z osobami, które kochała. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 6.30. Zwlekła się z łóżka i udała się do łazienki, która była połączona z jej pokojem. Nic nie było w stanie jej ucieszyć, nawet to, że dzisiaj miała opuścić to miejsce. Chyba nikt nie cieszyłby się, opuszczając psychiatryk z myślą powrotu do pustego domu. Pusty dom...Dlaczego? Ciotka Katherine aktualnie znajdowała się w jakiejś klinice w L.A. Katherine, o tym, że Aurora choruje na białaczkę, dowiedziała się jakiś miesiąc temu.
Po skończeniu porannych czynności zaczęła się pakować. Jakoś nie miała ochoty zrobić tego wcześniej. Spakowała się mniej więcej w połowie, kiedy przyniesiono jej śniadanie. Normalnie dokończyłaby pakowanie, a dopiero potem zajęła się posiłkiem, ale nie dzisiaj. Wiedziała, że skoro przynieśli jej śniadanie to zaraz zjawi się tu Mike. Wzięła tacę z jedzeniem, które nie należało do najlepszych, i usiadła na łóżku czekając na przyjaciela. Nie minęło kilka chwil, a on stał już w drzwiach, ubrany w zwykłe szare dresy i biały koszulkę.
-Hej, słoneczko- uśmiechnął się.
-Hej- odpowiedziała oschle.
-Coś ci humor nie dopisuje. Wiem czemu. Kto by się cieszył, że zostawia tutaj taką wspaniałą osobę jak ja-kolejny raz uśmiech zagościł na jego twarzy. Katherine przewróciła oczami, a przez głowę przeleciała jej myśl, że przez ten jego wiecznie dobry humor zwymiotuje. Jednak gdzieś w środku była mu wdzięczna, że przynajmniej próbował poprawić jej nastrój.
Rozmawiali o nic nieznaczących sprawach, kiedy Katherine z trudem przeżuwała posiłek. Potem Evans pomógł dokończyć jej pakowanie walizki i w końcu przyszedł moment na pożegnanie. Katherine nie była zadowolona, że osoba, która jest jej tak bliska zostaje tutaj. Mike tak naprawdę nigdy nie powiedział jej dlaczego znalazł się tutaj, a ona nie naciskała. Widocznie w życiu nie raz powinęła mu się noga, skoro wylądował w szpitalu psychiatrycznym.
-Będzie mi ciebie brakować-mruknęła, wtulając się w przyjaciela.
-Spokojnie, słoneczko. To nie jest nasze ostatnie spotkanie-dłonią pocierał jej plecy. Wtedy Katherine nie miała pojęcia co oznaczają jego słowa. Pierce ponownie usiadła na łóżku i ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu. To jej ostatnie minuty w tym miejscu, ostatni raz ogląda te białe ściany.
O kurcze, ja myslalam ze ona jest na cos choora a ona w psychiatryku byla xd
OdpowiedzUsuńale juz wychodzi ;)))
/@justin_ma_swag
Bardzo fajny! Czytam dalej ^.^
OdpowiedzUsuń