Kiedy Katherine uniosła do góry powieki, od razu poczuła suchość w ustach. Nie ma w tym nic dziwnego, patrząc na to ile wypiła poprzedniego dnia, z resztą przywykła do bycia w takim stanie. Wczoraj po powrocie z zakupów musiała się odstresować, więc znowu się upiła. Wkurzył ją, jak go nazwała, dupek z centrum, poza tym potrzebowała tego. Nie, nie była uzależniona. To po prostu pomagało jej zapomnieć, chociaż na chwilę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę. W oku zakręciła jej się łza, ale nie pozwoliła jej wypłynąć. Na tapecie widniało jej zdjęcie z Brianem, na którym całował Katherine w policzek. Cholernie za nim tęskniła, ale żadna siła jej go nie zwróci... niestety. Teraz mogła tylko gdybać o tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie ten wypadek, ale na pewno wyglądałoby zupełnie inaczej. Katherine zwyczajnie potrzebowała kogoś, kto po prostu by ją przytulił, ale była sama. I nie ważne kim jesteś, czym się zajmujesz i ile pieniędzy masz na koncie, świadomość, że nie masz nikogo obok boli, bardzo boli.
Wstała z kanapy, na której wczoraj zasnęła i udała się do kuchni. Musiała się czegoś napić, a poza tym nie mogła już dłużej ignorować bólu głowy, który rozsadzał jej czaszkę od środka. W bardzo krótkim czasie pochłonęła dwie szklanki wody i połknęła dwie tabletki przeciwbólowe. Zaraz potem skierowała się do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic i przebrała się w miętową bokserkę i czarne spodenki z wysokim stanem. Do uszu włożyła kolczyki w kształcie gwiazd, a na stopy wsunęła czarne trampki. Zrobiła delikatny makijaż i zeszła do kuchni. Musiała w końcu coś zjeść. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz jadła. Zrobiła sobie naleśniki, chociaż nie były one tak dobre jak te, które robiła jej mama. Posprzątała po śniadaniu i zabrała się za robienie porządku w salonie.
Po skończonej pracy udała się do skrzynki na listy. Odruchowo rozejrzała się po okolicy i zauważyła chłopaka na balkonie naprzeciwko jej domu. Nie była pewna, kim jest ta osoba, bo oślepiało ją słońce. Przez moment wydawało jej się, że widziała tego chłopaka z centrum handlowego, ale od razu skarciła się za takie myślenie. Przecież to nie możliwe, żeby to był on, prawda? Szybko weszła z powrotem do domu z zamiarem przejrzenia korespondencji. Usiadła na kanapie i otworzyła pierwszą kopertę. Był to list ze szkoły, musiała się zgłosić w celu dokończenia formalności i takie tam. Drugi nie miał nadawcy, ani znaczka. Kiedy przeczytała kilka pierwszych zdań, uświadomiła sobie, kto był nadawcą- matka Briana. Nie dawała jej spokoju od dnia, kiedy Katherine obudziła się w szpitalu po wypadku. Ciągle obwinia Pierce za jego śmierć. Katherine wiele razy zastanawiała się, czy ta kobieta nie widzi, że jej też go brakuje. Widocznie nie, skoro pomimo upływu czasu nadal ją obwinia. Pierce nadal miała w głowie jej słowa, które wypowiedziała tego dnia: " To twoja wina. Gdyby nie ty, mój syn nadal by żył. Zabiłaś go! Zgnij w piekle!". Pierce nie dawała sobie z tym rady. Ciężko poradzić czemukolwiek w pojedynkę. Sama świadomość, że masz na kogo liczyć pomaga, ale ona nikogo nie miała.
Wtedy wpadł jej do głowy pomysł: Dr. Morgan. Pobiegła do pokoju w poszukiwaniu portfela, w nim była jej wizytówka. Znalazła ją i zadzwoniła. Okazało się, że ma dla niej czas, chociaż zawsze go miała. To lekarka ze szpitala psychiatrycznego. Ona jedna wysłuchiwała Katherine, no może poza Mike'iem, ale on nie potrafił doradzić tak jak ona. Złapała torebkę, w której znalazł się portfel, telefon i kilka innych drobiazgów i zbiegła na dół. Po drodze złapała klucze i wybiegła z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i udała się do garażu. Bez namysłu odpaliła silnik i ruszyła w stronę bardzo dobrze znanego jej budynku.
Stanęła na parkingu i wysiadła z auta. Przebiegła wzrokiem po szarej budowli. Sam jej wygląd odstraszał. Katherine wzięła głęboki oddech i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy weszła do środka, szybkim krokiem ruszyła do gabinetu. Chciała przemknąć korytarzem jak najszybciej. Nie chciała widzieć jakiegokolwiek pacjenta, który nawet w najmniejszym stopniu przypomniałby jej pobyt tutaj, którego nie mogła od tak wyrzucić ze swojego umysłu. Zapukała delikatnie, a kiedy usłyszała "proszę", weszła do środka. Dr. Morgan powitała ją uśmiechem, co Katherine odwzajemniła, chociaż nie była w nastroju nawet do oddychania.
-Usiądź i opowiadaj - wskazała na krzesło. Katherine bez słowa opadła na mebel i westchnęła.
-Znowu piłam- wypaliła od razu. Nie było sensu udawać, przecież przyszła tu po to, żeby poczuć się lepiej.
-Katherine, to tylko chwilowe rozwiązanie.
-Wiem. Szkoda, że tylko chwilowe- kolejne westchnięcie uciekło z jej ust.
-Co się stało, że znowu zaczęłaś?
-Byłam w sypialni rodziców i wtedy się upiłam. To było wieczorem, kiedy wróciłam do domu po opuszczeniu szpitala. Wtedy poczułam, że tego potrzebuję. Przyśnili mi się. Mówili to samo, co Pani teraz. Wiem, że oni i Pani macie rację, ale to nie takie łatwe- mówienie o tym nie przychodziło je łatwo, ale kiedy to powiedziała, poczuła się, tak jakby, trochę lepiej.
-Kochanie, to oznacza jedno. Wiesz, co mam na myśli. Oni zawsze z tobą będą nawet ,jeżeli fizycznie już ich tutaj nie ma. Czy poza wizytą w pokoju rodziców, byłaś gdzieś jeszcze?
-Nie.
-Te doświadczenia są trudne. Byłaś od nich oddalona, więc tutaj było łatwiej, a teraz musisz zmierzyć się z tym sama. Może to dziwnie zabrzmi, ale musisz dawkować sobie takie doświadczenia. Poczekaj kilka dni i dopiero wtedy tam idź. Musisz dać sobie czas. Dasz sobie radę.
Katherine rozmawiała z nią jeszcze kilka minut i naprawdę poczuła się lepiej. Ona zawsze potrafiła jej doradzić. Katherine nie wiedziała, czy uda jej od tak po prostu zrezygnować z rozwiązania swoich problemów w postaci alkoholu, nawet jeżeli było ono tylko chwilowe.
Wyszła z budynku i wsiadła do auta. Teraz miała zamiar udać się do szkoły, żeby załatwić wszystko. Już niedługo zaczynał się nowy rok szkolny, co nie specjalnie cieszyło Katherine. Dojechała na miejsce i od razu udała się w kierunku budowli z czerwonej cegły. Zapytała sprzątaczkę o drogę i udała się do sekretariatu. Tam otrzymała listę podręczników i plan szkoły oraz dokończyła wszystkie formalności. Szła właśnie w stronę parkingu, kiedy wpadła na kogoś.
-Sorry, nie chciałam- usłyszała dziewczęcy głos. Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą śliczną brunetkę z brązowymi oczami. Miała delikatne rysy twarzy, a na jej ustach rozciągał się uśmiech. Ubrana była w zieloną bokserkę i tego samego koloru spodenki.
-Nic się nie stało. To moja wina, zagapiłam się- Katherine machnęła lekceważąco ręką.
-Jestem Megan- dziewczyna wyciągnęła rękę w jej stronę. Natychmiast uścisnęła jej dłoń.
-Katherine.
-Katherine Pierce?
-Skąd znasz moje nazwisko?-zdziwiła się.
-To ty jesteś tą nową dziewczyną? Słyszałam, że byłaś w szpitalu psychiatrycznym-kiedy to usłyszała, coś w niej zawrzało. Ona sama nie potrafiła wrócić do normalnego trybu życia, ani nawet zapomnieć, a już ktoś przybił jej łatkę.
-Masz z tym problem?- mięśnie jej karku spięły się, jak na zawołanie.
-Nie. Sorry, że to powiedziałam. Nie chciałam cię urazić. Tutaj plotki szybko się rozchodzą.
-Nie ma sprawy- wzruszyła ramionami. Oczywiste, że ją to zabolało, ale przecież nie będzie mówiła o tym przypadkowej dziewczynie na ulicy.
-Może wybierzemy się gdzieś razem?- uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne-Katherine nie miała ochoty spędzić kolejnego dnia w domu, sama. -Wpadnij do mnie, to gdzieś wyjdziemy.
-Okej. Podaj mi swój numer telefonu albo adres.
Katherine podała jej i to i to. Chyba warto zaryzykować, prawda? Może to po prostu akt desperacji, ale chciała mieć chociażby jedną osobę, na którą mogłaby liczyć.
-Mieszkasz na przeciwko Justina. Na pewno nie będziesz się nudzić- zachichotała.
-Jakiego Justina?
-Przekonasz się-puściła jej oczko.
Megan podał Katherine swój numer i powiedziała, że się odezwie, więc zostało jej tylko czekać. I kim jest Justin? Chciałaby to wiedzieć. Słyszała już to imię, ale przecież to może być którykolwiek chłopak mieszkający tutaj, ale jej to imię kojarzyło się tylko z dupkiem z kawiarni. Wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę domu. Wstawiła auto do garażu, i kiedy szła w stronę drzwi, ten chłopak znowu stał na balkonie. Czy on ją obserwuje? Nie widziała jego twarzy, znajdował się on dość daleko ode niej. Nie miała zamiaru tracić czasu na przyglądanie się jakiemuś debilowi z sąsiedztwa, więc otworzyła drzwi i weszła do środka. Odłożyła torebkę i klucze na komodę i skierowała się do kuchni. W brzuchu jej burczało, bo trochę czasu spędziła w szpitalu. Zerknęła na ekran telefonu w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 14- idealny czas na obiad. Odłożyła iPhone'a na wyspę i zabrała się za robienie jedzenia. Całkiem dobrze radziła sobie w kuchni, więc nie było problemu. Po zjedzeniu posiłku pozmywała naczynia i rozsiadła się w salonie. Musiała wyrzucić z siebie wszystko, więc poszła do pokoju po szkicownik i wróciła z powrotem na kanapę. Uwielbiała rysować i niewątpliwie miała talent. Na kartce zaczęły pojawiać się pojedyncze kreski, aż w końcu ułożyły się one w kolejny portret Briana. Kilka łez wypłynęło z jej oczu, kiedy przez chwile przyglądała się swojemu dziełu. Odłożyła szkicownik na stolik i wierzchem dłoni starła słoną ciecz z policzków. Jak na zawołanie poczuła zmęczenie. I nie chodziło o zmęczenie fizyczne tylko psychiczne. Ono jest zdecydowanie gorsze. Odbiera nawet najmniejszą chęć do życia i sprawia, że nawet oddychanie nabiera rangi wyczynu na skalę światową. Z ociąganiem skierowała się do swojego pokoju. Chciała się położyć i po prostu zasnąć, ale na łóżku ciągle znajdowały się wczorajsze zakupy. Szybko rozpakowała je i poukładała w garderobie, chociaż nie miała na to ochoty. Zaraz potem rzuciła się na łóżko i po prostu zasnęła.