14 września 2015

Seventy Four: „Będę o nas walczył, rozumiesz?”

Katherine weszła po schodach, po drodze wycierając łzy, które spłynęły w trakcie jazdy samochodem. Starała się je powstrzymywać, ale nie do końca się jej udało. Z kieszeni spodni wyjęła klucze i otworzyła drzwi mieszkania, które wynajęła wczoraj. Cieszyła się, że trafiła na taką okazję akurat wtedy, kiedy tego potrzebowała. Pociągnęła za klamkę i weszła do środka, zdejmując buty i kurtkę. Korytarz, w którym się znajdowała ciągnął się przez całą długość mieszkania. Po obu jego stronach znajdowały się drzwi do kuchni, salonu, niewielkiego pokoju, który służył Katherine za sypialnię i łazienki. Kiedy weszła do salonu, na kanapie siedziała jej sąsiadka. Była to kobieta po sześćdziesiątce, która nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jej rude włosy upięte były w kok, jednak dało zauważyć się kilka siwych kosmyków. Ubrana była w kremowy sweter i czarną spódnicę do kostek. Katherine nie specjalnie przypadła ona do gustu, ale nie miała wyboru i musiała poprosić ją o zostanie z Anabelle, na co się zgodziła.
-Dziękuję bardzo za opiekę nad Anabelle-Katherine wymusiła uśmiech.
-Przyjemność po mojej stronie. Pani córka zasnęła kilka minut temu, więc ja będę się zbierać-powiedziała, wstając. Katherine odprowadziła ją do drzwi i kiedy tylko została sama, osunęła się po drewnianej powierzchni i schowała twarz w dłoniach. Słona ciecz zalała jej policzki i kapała z jej podbródka na jej ubrania. Mogłaby teraz przeklinać samą siebie za to, że uwierzyła, że ktoś taki jak ona może być szczęśliwy i za to, że zignorowała to co podpowiadało jej przeczucie. Powinna wiedzieć jak to się skończy, a przede wszystkim nie powinna zakochiwać się ponownie. W tym momencie zaczęła żałować, że Justin nie pozwolił się jej powiesić. To co czuła w środku było niczym krwiożercze monstrum, które siedziało w jej organizmie i po kolei zjadało jej organy, wywołując przy tym niemiłosierny ból. Jednak tak naprawdę tego bólu nie mogła porównać z niczym. Wydawało się jej, że nigdy nic nie bolało ją tak bardzo, nawet śmierć jej rodziców. W momencie, kiedy oficjalnie zostali parą, powiedziała sobie, że będzie korzystać ze szczęścia, bo wiedziała, że dość szybko się ono skończy. Jednak potem zaczęła wierzyć, że jej życie może wreszcie zacząć być normalne, że ona nareszcie przestanie cierpieć. Pamiętała, jak wspaniale się czuła, kiedy zobaczyła pierścionek zaręczynowy i wtedy, kiedy składali przysięgę małżeńską. Podświadomie liczyła, że jego słowa „to jest na zawsze” są prawdziwe i właśnie tak będzie. Teraz mogła tylko śmiać się z własnej głupoty. Ale mimo wszystko najbardziej bolało ją to, że naprawdę mu zaufała, nawet po tym jak ją zgwałcił nie przestała mu ufać. Stał się najważniejszą osobą w jej życiu, taką, na którą człowiek jest w stanie czekać całe życie. I świadomość tego co zrobił, bolała dużo mocniej niż obdzieranie ze skóry. Prawda jest taka, że najmocniej ranią nas najbliższe nam osoby i nikt nie jest w stanie zadać nam takiego bólu, a najgorsze jest to, że tego się nie spodziewamy. 
Otarła łzy wierzchem dłoni i zerwała się z miejsca, kiedy do jej uszu dotarł płacz Anabelle. Pobiegła do pokoju, który znajdował się naprzeciwko salonu i podeszła do kołyski. Ostrożnie wyjęła dziewczynkę i przytuliła do swojej klatki piersiowej. 
-Spokojnie, skarbie. Mamusia tu jest-wyszeptała, kołysząc w ramionach córkę. Teraz nawet gdyby chciała zostawić Justina na zawsze, nie mogłaby tego zrobić. Ana zawsze będzie ich łączyła, jest ich dzieckiem i nic tego nie zmieni. Nie mogła też od tak o nim zapomnieć, chociaż bardzo chciała. Chciała wymazać z pamięci wszystkie chwile z nim, wszystkie jego słowa. Jednak wszystko jej o nim przypominało, od obrączki na palcu, po oczy Anabelle, które były identyczne jak oczy Justina. Nie sądziła, że kiedykolwiek mogła się tak pomylić. Wydawało się jej, że znała Biebera na wylot. Wierzyła, że wszystko co jej o sobie mówił było prawdą, teraz wydawało jej się, że był zwyczajnie dobrym aktorem. 
-Mamusia tu jest, wszystko jest dobrze, kochanie-opuszkiem palca starła pozostałości łez na policzkach dziewczynki. Chociaż jedyne co chciała robić w tym momencie było zawinięcie się w pościel i wypłakiwanie swoich oczu, ale musiała być silna. Robiła to ze względu na Anabelle i tylko dla niej. Czuła się jakby część jej serca umarła, a wszystko przez niego.

Justin schował twarz w dłoniach, siedząc na kanapie i nerwowo stukając stopą w podłogę. Jedynym powodem, dla którego nie zapijał wszystkiego alkoholem, były słowa Katherine, które wysłała mu SMS-em chwilę przed tym, jak próbowała się powiesić. Teraz musiał być trzeźwy. Nie wiedział co ma robić. Musiał porozmawiać ze swoją żoną, która skutecznie odrzucała wszystkie jego połączenia. Nie miał pojęcia co takiego się stało, że Katherine się wyprowadziła i twierdziła, że ją zdradził. Justin nie był typem takiego faceta. Związek traktował poważnie, a wierność i zaufanie traktował jak podstawy, na których powinien się on opierać. W swoim życiu miał tylko dwa poważne związki i każdy był dla niego ważny, chociaż związek z Katherine był najważniejszy. Katherine była dla niego jak bratnia dusza. Stanowiła dopełnienie jego samego i nie mógł pozwolić jej odejść. Teraz czekał na pojawienie się Louisa. Poprosił go o pomoc, kiedy Katherine po raz setny dzisiaj odrzuciła jego połączenie. Justin nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękami. Chciał ją znaleźć, żeby móc z nią porozmawiać i móc zobaczyć swoją córkę. Miał tylko nadzieję, że Katherine nie zmieni numeru zanim Tomlinson ją namierzy. 
Kiedy po wnętrzu domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi, Justin wyrwał się z kanapy, jak biegacz, który zamierza wygrać wyścig za wszelką cenę. Bieber nie tracił czasu na przywitanie i w momencie, kiedy otworzył drzwi, wciągnął Louisa do środka.
-Stary, wyluzuj. Pali się?-Louis był co najmniej zdziwiony. Sama rozmowa z Justinem przez telefon, w której ograniczył się do powiedzenia mu, że musi się u niego zjawić, bo potrzebuje pomocy, wydawała mu się podejrzana. Był to chyba pierwszy raz, kiedy Justin zachowywał się w ten sposób. 
-To nie jest kurwa śmieszne!-warknął. -Potrzebuje twojej pomocy, więc przestań się wygłupiać.
-Powiesz mi o co chodzi?-Louis uniósł lewą brew w górę, uważnie przypatrując się przyjacielowi. Ubrania Justina wyglądały, jakby nosił je przynajmniej kilka dni, zarost na jego twarzy potwierdzał, że nie używał maszynki do golenia i pachniał, jakby nie brał prysznica dość długi czas. Miał ciemne kręgi pod oczami, jakby w ogóle nie spał, a jego skóra miała kolor kartki papieru. Można byłoby powiedzieć, że przypominał zombie. Wszystko to nie pasowało do Biebera, który zawsze dbał o swój wygląd, a nawet jeżeli bywały dni, kiedy tego nie robił, to nigdy nie wyglądał tak fatalnie.
-Wyglądasz i pachniesz, jakbyś mieszkał kilka dni w kontenerze na śmieci-Louis pokręcił głową.
-Odpieprz się od tego, jak wyglądam i mi pomóż!
-To mi powiedz, w czym do cholery mam ci pomóc!-Tomlinson wyrzucił ręce w powietrze. Mieszkał z Justinem i przyzwyczaił się do jego charakteru i tego jak zachowywał się, kiedy był wściekły, ale nie miał zamiaru tego znosić, po tym jak przerwał pracę nad oprogramowaniem dla firmy komputerowej i jechał do niego wielokrotnie łamiąc przepisy ruchu drogowego.
Justin westchnął i przeczesał włosy palcami.
-Katherine się wyprowadziła-mruknął.
-Justin, nie mam czasu na twoje głupie żarty-przewrócił oczami.
-A wyglądam jakbym żartował?!-wrzasnął. -Ona się wyprowadziła, zabrała ze sobą Anabelle. Nie wiem gdzie jest, nie odbiera moich telefonów i ty myślisz, że ja żartuję?! Popierdoliło cię?!
Louis nie zdążył zareagować, kiedy został przyciśnięty do ściany, a przedramię Justina praktycznie miażdżyło jego gardło.
-Zwa..Zwariowałeś?-powiedział, próbując go od siebie odepchnąć.
-Więc przestań myśleć, że żartuję! Nie robię sobie jaj z takiej sprawy!-warknął, odsuwając się od Louisa. Tomlinson zsunął się na podłogę, próbując złapać oddech. Pomiędzy nimi zapadła głucha cisza. Justin tylko zaciskał i rozluźniał pięści, a Louis próbował przywrócić się do porządku.
-W tym momencie mógłbym wyjść, ale jestem twoim przyjacielem i cię tak nie zostawię. Uspokój się i powiedz mi wszystko-powiedział spokojnie, wstając z podłogi.
-Przepraszam cię za to.
-Nie ważne-machnął lekceważąco ręką. -Nie będę mógł ci pomóc, dopóki mi nie powiesz.
-Chodź-wskazał ręką w stronę salonu. Chwilę potem obaj zajęli miejsca na kanapie, a Justin oparł łokcie na kolanach.
-Mów wreszcie.
-Chcę, żebyś namierzył numer Katherine. Muszę wiedzieć gdzie ona jest.
-Z tym nie będzie problemu, ale...Czemu ona się wyprowadziła?
-Tak naprawdę sam chciałbym wiedzieć-westchnął, kręcąc głową. Louis spojrzał na niego pytająco, ale Justin nadal wpatrywał się w stolik stojący na środku.
-Wróciłem z pracy, ich nie było. Wydzwaniałem do niej całą noc. Przyszła następnego dnia i powiedziała, że to koniec i nie ma zamiaru mieszkać ze mną pod jednym dachem, bo ją zdradziłem.
Louis zamrugał kilka razy, jakby chciał się upewnić, że to co usłyszał jest prawdą. Zachowywał się tak, jakby usłyszał o inwazji kosmitów.
-Zrobiłeś to?-spytał niepewnie po kilku chwilach.
-Popierdoliło cię?!-Justin obrócił głowę w jego stronę, a jego wzrok ciskał sztylety w stronę Louisa. -W życiu bym jej tego nie zrobił.
-Stary, chciałem się tylko upewnić-uniósł ręce w geście poddania. 
-Jesteś moim przyjacielem, więc to pytanie nawet nie powinno przyjść ci do głowy-syknął.
-Będziesz się ze mną teraz o to kłócił? Chyba masz ważniejsze sprawy, mam rację?
Wyraz jego twarzy zmieniał się co sekundę. Na początku wyglądał, jakby za chwilę jakiś wulkan miał go rozsadzić od środka, a chwilę potem schował twarz w dłoniach, mrucząc jedynie: „po prostu ją znajdź”.
-Zrobię to, a ty w tym czasie masz iść i się ogarnąć.
-Co?-Justin spojrzał na niego jak na wariata, który uciekł przed chwilą ze szpitala psychiatrycznego.
-Znalezienie Katherine to kwestia kilkunastu minut, a ja nie chcę ryzykować zawału jej serca, jak zobaczy cię w takim stanie. Trup z kulką w czaszce wygląda lepiej, niż ty teraz.
Na twarzy Justina pojawił się lekki uśmiech.
-Ale znajdziesz ją?
-Bieber, ogłuchłeś nagle? Powiedziałem, że to zrobię, a ty idź wziąć prysznic, bo nie dam rady dłużej wąchać twojego smrodu-zakrył usta i nos dłonią.
-Pierdol się-Justin pokręcił głową z rozbawieniem, wstając. -Jak wrócę to chcę usłyszeć, że wiesz gdzie ona jest-powiedział stanowczo.
-Dobra, ale idź już stąd-mruknął, nie zdejmując dłoni z twarzy. Justin przewrócił oczami i wszedł schodami na górę. Skierował się do ich sypialni, a zaraz potem do łazienki. W szybkim tempie zrzucił z siebie ubrania i wszedł do kabiny, wcześniej odkręcając wodę. Jego prysznic trwał zaledwie 10 minut, ale upewnił się, że jest czysty. Może to głupie, ale nie chciał, żeby słowa Louisa się sprawdziły i Katherine przestraszyła się na jego widok. Osuszył swoje włosy i ciało i z ręcznikiem zawiązanym na biodrach wrócił do sypialni. Z szafy wyciągnął czyste bokserki, szarą bluzę przez głowę z kapturem i parę przypadkowych jeansów. Ubrał się i wrócił do łazienki, gdzie zostawił ręcznik i ogolił się. Nie fatygował się układać swoich włosów, więc przeczesał je palcami. Teraz jego wygląd nie miał dla niego znaczenia, ale stwierdził, że wygląda lepiej niż wcześniej i był w stanie na siebie patrzeć, więc nie chcąc marnować więcej czasu, zbiegł na dół. 
Louis siedział w salonie z laptopem na kolanach. Justin nie miał pojęcia, skąd on go wziął, ale nie miał też zamiaru się nad tym zastanawiać.
-Znalazłeś ją?-zapytał, kiedy tylko wszedł do pomieszczenia. Louis uniósł wzrok znad ekranu i zlustrował go od góry do dołu.
-Teraz przynajmniej przypominasz człowieka.
-Odpowiedz na moje pytanie!-powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Wynajęła mieszkanie na Imperial Street. 
-Jesteś tego pewny?
-Jestem. Tu masz dokładny adres-wyciągnął w jego stronę kartkę. Justin chwycił ją w ciągu sekundy i uważnie przejechał wzrokiem po literach i cyfrach. Zaraz potem schował papier do kieszeni bluzy i odwrócił się, przechodząc do holu. Wsuwał na stopy buty, kiedy dobiegł go głos Louisa.
-Gdzie ty idziesz?
-Jak to gdzie? Jadę do niej-powiedział chwytając klucze z haczyka na ścianie i wyszedł z domu. Nie chciał marnować czasu. Musiał ją zobaczyć, teraz.

Katherine przyglądała się swojej córce, która bawiła się swoją ulubioną grzechotką w kojcu, który stał w salonie. Obiecała sobie więcej nie płakać, nawet jeżeli ból palił ją żywym ogniem. Musiała wrócić do dawnej Katherine, tej, którą była po wyjściu ze szpitala. Tą, która nie szukała miłości i była skupiona tylko na zemście. Musiała zapomnieć, że ma serce. Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Podniosła się z kanapy i po tym jak złożyła pocałunek na czole swojej córki, skierowała się w stronę drzwi. Niechętnie pociągnęła za klamkę, nie sprawdzając kto przyszedł.
-C-Co ty tu robisz?-wydukała, widząc Justina przed sobą.
-Nie odbierasz ode mnie telefonów, więc przyszedłem. Poza tym chcę się zobaczyć ze swoją córką.
-Skoro musisz-westchnęła i odsunęła się, żeby mógł wejść. -Ana jest w salonie-wskazała ręką w tamtym kierunku. Nie chciała go widzieć, ale tak jak powiedziała mu wcześniej, nie miała zamiaru ograniczać mu kontaktów z córką.
-Najpierw chcę porozmawiać z tobą-chwycił ją za dłoń, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.
-Nie mamy o czym-próbowała się wyrwać, jednak Justin jej na to nie pozwolił.
-Mamy. Myślisz, że możesz od tak znikać, a potem pojawiać się i twierdzić, że to koniec, bo cię zdradziłem, co? Nie pozwoliłaś mi dojść do słowa i nie uwierzyłaś mi, chociaż dobrze wiesz, że nigdy bym nam tego nie zrobił!
Justin chciał porozmawiać z nią spokojnie, ale nie potrafił się uspokoić. Denerwowało go to, że nie miał pojęcia dlaczego Katherine zaczęła twierdzić, że ją zdradził, że ona mu nie wierzyła i że nie miał jak tego udowodnić.
-Kiedyś pewnie bym ci uwierzyła...Z resztą przyszedłeś do Anabelle, a ja nie mam zamiaru z tobą rozmawiać-wyrwała dłoń z jego uścisku i weszła w głąb korytarza.
-Tu jest salon-wskazała, przechodząc obok wejścia do tego pomieszczenia, a zaraz potem zniknęła za innymi drzwiami, które prowadziły do kuchni. 
Justin westchnął ciężko i wszedł do salonu. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy jego wzrok spoczął na półrocznej dziewczynce z brązowymi włoskami, które związane były w niewielki kucyk, w kojcu bawiącej się różową grzechotką i pluszowym misiem w drugiej rączce.
-Tu jest moja, księżniczka-zagruchał, podchodząc i biorąc dziewczynkę na ręce. -Tatuś się za tobą stęsknił-musnął jej czoło ustami. -Mam nadzieję, że byłaś grzeczna i nie męczyłaś mamy za bardzo. 

Katherine wrzuciła torebkę herbaty do kubka i zalała ją wodą. Wesoły głos Justina i śmiech Anabelle, które dobiegały z salonu, powodowały ból w jej klatce piersiowej. Tęskniła za nim, chociaż minęło zaledwie kilka dni. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. I chociaż chciała mieć swoją rodzinę z powrotem, jak było to zaledwie kilka dni temu, nie mogła cofnąć czasu. Kątem oka zerknęła na obrączkę na jej palcu. Skończyła 20 lat dwa miesiące temu, miała męża i i dziecko. Nie sądziła, że z płatnej morderczyni i dziewczyny, która spędziła dwa lata w szpitalu psychiatrycznym zamieni się w matkę i żonę. Nie miała pojęcia dlaczego jej życie potoczyło się w ten sposób. Po co było te kilkanaście miesięcy szczęścia, kiedy jej życie znowu wywróciło się do góry nogami? Justin był tym z kim chciała spędzić resztę swojego życia. Tak, wkurzał ją, a czasami doprowadzał ją do stanu, kiedy miała ochotę urwać mu głowę, ale kochała go i zawsze mogła na niego liczyć...aż do teraz. Kochała go, ale skoro ją zdradził to widocznie ona nie była tą jedyną. I skoro nią nie była to nie miała zamiaru trzymać go przy sobie na siłę. Nie ważne, jak bardzo źle to brzmiało i jak mocno ją to bolało, musiała to zrobić, Westchnęła ciężko i po cichu podeszła do wejścia do salonu. 
-Wiesz, córeczko? Jak będziesz duża to będziesz tak śliczna jak twoja mamusia i którego dnia spotkasz chłopaka, który będzie kochał cię tak mocno, jak tatuś kocha mamusię.
Katherine oparła się o ścianę i zacisnęła usta i powieki. Robiła wszystko, żeby powstrzymać łzy, które cisnęły się jej do oczu. Wzięła głęboki wdech i starła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku. Musiała zmusić swoje ciało do ruchu. Za każdym razem, kiedy patrzyła na Justina przed jej oczami pojawiały się obrazy tego, co zobaczyła. Od początku ich związku siedział w niej dziwny strach, że Justin ją zostawi i niestety jej przypuszczenia się potwierdziły. Nie sądziła, że do tego dojdzie. Miała nadzieję, że chociaż ten jeden raz będzie szczęśliwa. Jednak teraz w jej głowie siedziała tylko jedna myśl „dlaczego moje życie zawsze musi się pieprzyć?”. 
Zerknęła na zegarek na jej lewym nadgarstku, który wskazywał godzinę drzemki Anabelle. Katherine weszła do salonu i przez moment przyglądała się Justinowi z Aną na kolanach, kiedy oglądali kreskówkę w telewizji.
-Ana powinna mieć drzemkę o tej porze-powiedziała, przyciągając tym samym uwagę Justina.
-Umm...no tak. Mogę ja to zrobić?-zapytał, wstając z Aną na rękach.
-Jasne-skinęła głową. -Łóżeczko jest w sypialni. Pokażę ci.
Odwróciła się i zaprowadziła go do niewielkiego pokoju po drugiej stronie korytarza. Znajdowało się tu łóżko, szafa, kilka półek na ścianach i łóżeczko Anabelle.
-Teraz już sobie poradzisz-mruknęła, a Justin w odpowiedzi skinął głową. Katherine obróciła się i zaczęła kierować się do wyjścia, jednak zatrzymała się w progu i spojrzała przez ramię na Justina. Przymknęła na chwile powieki i wróciła do salonu. Usiadła na kanapie i wpatrywała się przez moment w ścianę, jednak zaraz potem zaczęła bawić się obrączką na jej palcu. To co zamierzała zrobić bolało ją tak samo, jak jego zdrada, ale nie widziała innego wyjścia z tej sytuacji. Nie miała zamiaru zmuszać go do ciągnięcia tego małżeństwa. Kochała go i dlatego chciała, żeby był szczęśliwy, nawet jeżeli tą, która da mu szczęście nie będzie ona. Jej rozmyślania przerwała chrząknięcie. Katherine uniosła głowę i wstała, stając naprzeciwko niego.
-Ana już śpi.
-Dzięki. 
Niezręczna cisza trwała zaledwie kilkanaście sekund, kiedy patrzyli na siebie nawzajem.
-Kathy, ja...
-Nic nie mów-przerwała mu. -Ja chcę ci coś powiedzieć...Justin, nie musisz się usprawiedliwiać. Ja naprawdę rozumiem, że miałeś mnie po prostu dosyć i wcale ci się nie dziwię-westchnęła.
-Kochanie, o czym ty mówisz?-Justin zmarszczył czoło.
-Przestań tak na mnie mówić-pokręciła głową. -Wiem, że jestem wredna i zdaje sobie sprawę, jak trudno ze mną wytrzymać, więc nie dziwię ci się, że znalazłeś sobie inną.
-Możesz mi wytłumaczyć, co ty pieprzysz?!-wysyczał, szepcząc. Nie mogli krzyczeć z powodu śpiącej Anabelle. Z resztą Justin nie miał zamiaru wszczynać kłótni. Chciał poznać odpowiedzi na swoje pytania i zabrać je obie do domu.
-Ile razy ci mówiłem, że kocham cię właśnie taką?-ujął jej twarz w dłonie. -Myślisz, że po co na naszym weselu prosiłem cię, żebyś się nie zmieniała? 
-Daj mi dokończyć-syknęła, zdejmując jego dłonie. -Nie mam zamiaru niszczyć ci życia i trzymać cię na siłę w tym małżeństwie, więc...
-Nawet nie próbuj kończyć tego zdania-ostrzegł. 
-To powinno należeć do dziewczyny, z którą chcesz spędzić resztę życia, której oddasz swoje serce i która sprawi, że będziesz szczęśliwy-powiedziała, zdejmując obrączkę z palca i kładąc ją na otwartej dłoni Justina, którą zacisnęła w pięść. Justin przez moment patrzył na nią z szokiem wypisanym na twarzy. Spojrzał na swoją dłoń zaciśniętą w pięść, a potem przeniósł wzrok na Katherine.
-Co ty wyprawiasz?
-Daje ci wolną rękę-wzruszyła ramionami. -Daj ją tej, która na nią zasłużyła, bo to nie jestem ja-wymusiła uśmiech. Odsunęła się od niego i zamierzała wyjść, ale Justin pociągnął ją za nadgarstek przez co się z nim zderzyła.
-Nie próbuj tego robić! Ta obrączka należy tylko do ciebie, rozumiesz? Ona i moje serce. Ty jesteś dziewczyną, z którą chcę spędzić resztę tego życia. Ty jesteś tą, której oddałem swoje serce i to ty jesteś tą, która sprawia, że jestem szczęśliwy-powiedział patrząc jej w oczy. Zaraz potem chwycił jej prawą dłoń i wsunął obrączkę z powrotem na odpowiedni palec. 
-Nie waż się jej zdejmować. Jesteś moją żoną i w tym temacie nic się nie zmienia.
-Po co ty to robisz?-pokręciła głową.
-Jest jeden powód-ponownie chwycił jej twarz w dłonie. -Bo cię kocham-mruknął, muskając delikatnie jej usta. Odsunął się lekko i ponownie złączył ich wargi. Katherine nawet gdyby próbowała, nie mogła walczyć. Kochała go i nic nie zmieni tego jak reaguje jej ciało na niego. Wplotła palce w jego włosy, odwzajemniając pocałunek. W tym momencie nic nie miało znaczenia. Nawet jeżeli wiedziała, że nie powinna tego robić, nie potrafiła tego przerwać. Ramiona Justina owinęły się wokół jej ciała, kiedy ich wargi poruszały się w jednym rytmie. Oderwali się od siebie kilkanaście sekund potem. Justin oparł swoje czoło o jej, a kąciki jego ust uniosły się w górę.
-Nie chcesz tego, skarbie, tak samo jak ja-wyszeptał. -Nie chcę się z tobą rozstawać.
-Justin puść mnie i wyjdź-próbowała wyrwać się z jego uścisku, na co Justin jej pozwolił. Nie miał zamiaru wykorzystywać swojej przewagi siły fizycznej, bo to niczego by nie poprawiło, a wręcz przeciwnie-pogorszyłoby wszystko. Nie chciał z nią walczyć, chciał naprawić to co się między nimi stało.
-Będę o nas walczył, rozumiesz? Nie poddam się-powiedział, patrząc jej w oczy. Zaraz po tym jak złożył krótki pocałunek na jej policzku, wyszedł z mieszkania.

~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za to, że rozdział pojawia się dopiero teraz, ale mój laptop był w naprawie.
Cóż...zostały tylko 2 rozdziały i epilog :c
Wszystko napiszę do soboty, bo akurat wtedy wyjeżdżam na miesięczne praktyki za granicę, żebym mogła dodać wam te ostatnie rozdziały. 
Czyli już niedługo żegnamy się z Jatherine. 
Moje kolejne ff "Life is like a beautiful nightmare" zacznę publikować po powrocie, czyli pod koniec października. 
I to raczej na tyle tych ogłoszeń xd Widzimy się już niedługo :)






3 komentarze:

  1. jeeej, wczoraj tak sobie rano leżę, jeszcze przed śniadankiem i sobie myślę "ciekawe kiedy nowy na i need angel in my life" dzisiaj sobie patrzę na nowe rozdziały w obserwowanych i jest !!! i teraz z jednej strony się cieszę, a z drugiej to już koniec i chce mi się płakać :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to ff jest najlepsze na pewno /tbg

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego Kat nie może uwierzyć, że Justin jej nie zdradził.
    Przecież on ją tak bardzo kocha.
    Muszą do siebie wrócić.
    Świetny rozdział.
    Już nie moge doczekac się nn ♥

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx