Katherine leżała w łóżku i bezcelowo grzebała w telefonie. Nie zamierzała dzisiaj w ogóle wychodzić z pokoju. Dzisiaj był dzień, który nie cieszył jej w cale. W powszechnej opinii urodziny to wesoły dzień, na który każdy czeka, każdy oprócz Katherine. 10 lipca. Data, której szczerze nie znosiła. Nie kojarzyła jej się z niczym dobrym, ani z niczym szczęśliwym. Ostatnie, 18 urodziny spędziła w szpitalu. No właśnie... Jeszcze rok temu siedziała w szpitalu psychiatrycznym i marzyła o opuszczeniu tamtego miejsca, a teraz ukrywała się przed wszystkimi, a w szczególności przed chłopakiem, którego kocha i z którym jest w ciąży. Katherine pokręciła głową. Miała tylko dokonać zemsty i po prostu zniknąć. Nie sądziła, że tak to się potoczy. Życie uwielbia nas zaskakiwać. Najczęściej te niespodzianki nie są przyjemne, a przynoszą jedynie problemy.
Wygrzebała się z pościeli i podeszła do okna. Wpatrywała się w ruchliwą ulicę i bardzo chciała oderwać się od myśli, które nawet na moment nie dawały jej spokoju. W głowie wielokrotnie odtwarzała ten moment, kiedy Justin zjawił się u niej i to co zrobił potem. Raz usprawiedliwiała go, bo był pod wpływem narkotyków i z tego powodu zachowywał się jak nie Justin. Za drugim razem przeklinała go w myślach i życzyła mu bolesnej i powolnej śmierci. Sama nie wiedziała co się z nią dzieje i bardzo chciała otrząsnąć się z tego stanu. Mimo wszystko nie mogła zaprzeczyć, naprawdę tęskniła za Justinem, za jego zboczonymi żartami, nawet za sprzeczkami z nim. Dotarło to do niej, kiedy nie było go obok po tym jak wyjechała. Jeszcze mocniej uświadomiła to sobie w momencie kiedy usłyszała piosenkę, którą napisał dla niej i to co powiedział potem.
"Napisałem to dla niej. Boże, wiem że spieprzyłem, ale błagam cię, sprowadź Kathy z powrotem. Kocham ją i zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła, bo ja nie potrafię wybaczyć sobie"
Katherine westchnęła ciężko. Chciała móc go zobaczyć, a z drugiej strony miała ochotę sprawić mu osobiście ogromny ból fizyczny, który nawet w niewielkim stopniu nie mógłby się równać z tym co czuła teraz. Cholernie mocno bolało ją to co jej zrobił. Czuła się jak osoba bezbronna, załamana, która potrzebowała pomocy i osoby, która pomogłaby poskładać jej beznadziejne życie do kupy, która dzięki takiej osobie zaczęła stawać na nogi, zaczęła dawać sobie radę, i która zaraz potem znowu rozpadła się na kawałki i nie potrafiła pozbierać się ponownie. Dla niej kimś takim był właśnie Justin. Był jedyną osobą, której Katherine ufała bezgranicznie. I gdyby nie ta mała kruszynka, która w niej rosła, Katherine była w stanie zabić się nawet teraz. Jednocześnie była wściekła na samą siebie. Po wyjściu ze szpitala miała przestać czuć cokolwiek, a pozwoliła mu wejść do swojego życia.
Po kilku minutach ponownie wróciła do grzebania w telefonie. Zaczęła przeglądać zdjęcia w galerii. Znalazła kilka swoich i Megan. Spojrzała na nie z lekkim sentymentem. Nie była pewna czy nadal może nazywać ją swoją przyjaciółką. Na początku wszystko szło świetnie, rozumiały się praktycznie bez słów, a potem wszystko się zmieniło. Zaczęły się kłócić coraz częściej i praktycznie przestały się ze sobą widywać. Pierce przestała mówić jej cokolwiek o swoim życiu i problemach. Prawdopodobnie zaczęło się to w momencie kiedy Megan dowiedziała się czym zajmuje się Katherine. Widocznie nie ufały sobie wystarczająco. W przypadku Katherine i Justina było odwrotnie. Katherine zastanawiała się dlaczego jej życie jest takie trudne i popieprzone. Chciałaby dostać jakąś wskazówkę, ale prawda jest taka że nie ma jednej, właściwej zasady, która pomogłaby przeżyć życie dobrze komukolwiek, bo każda nasza decyzja zmienia przyszłość, a tej nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Przez moment pomyślała, że Aurora ma podobne doświadczenia i mogłaby jej doradzić, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Jej ciotka znała Alexa tylko z widzenia, więc ich historie się różniły, bo Katherine czuła coś do Justina i była pewna, że to miłość. Kiedy wyjechała miała mnóstwo czasu na myślenie. Wtedy zrozumiała te wszystkie sygnały, te mrowienie kiedy go dotykała, te dreszcze i uczucie gorąca, kiedy był blisko niej, ale w tamtym czasie nie dopuszczała do siebie jakichkolwiek myśli o miłości. Teraz, jej zdaniem, było już za późno.
Potem znalazła zdjęcie jej i Evansa. Bez zastanowienia je usunęła. Ani trochę nie żałowała, że go zabiła. Był dla niej jak brat, ale są rzeczy których się nie wybacza, a raczej takie których ona nie potrafiła wybaczyć. Oczy Katherine rozszerzyły się, kiedy natrafiła na zdjęcie Justina bez koszulki.
-Co to, do cholery, tu robi?-pokręciła głową z rozbawieniem, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Zastanawiała się kiedy zrobił to zdjęcie. Powinnam była lepiej pilnować telefonu w jego obecności, przeleciało jej przez głowę.
-Katherine, powinnaś go nienawidzić!-warknęła do siebie. Chciała go znienawidzić, ale nie potrafiła. Bo jak można znienawidzić kogoś, kogo się kocha? Prawdziwa miłość nie zamieni się w nienawiść, bez względu na to co się stało. Prawdziwa miłość wybacza. I tu Katherine miała problem. Ona przecież nie potrafiła wybaczać.
Pierce odłożyła telefon, włożyła dłoń pod koszulkę i umiejscowiła ją na swoim płaskim jeszcze brzuchu. Pod palcami czuła bliznę, która została jej po spotkaniu w Vegas z Thomasem. Minęło półtorej tygodnia, odkąd Katherine dowiedziała się o ciąży. Pomimo tego czasu nadal nie mogła się do tego przyzwyczaić. Na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech, tym razem smutny. Zdążyła pokochać maluszka, który rozwijał się w niej, ale nadal nie widziała siebie w roli matki. Zdecydowanie łatwiej było jej wyobrazić sobie Justina w roli ojca. Nie chciała myśleć o tym co będzie, kiedy ta drobna istotka przyjdzie na świat, a już na pewno nie chciała myśleć o tym co stałoby się, gdyby Justin dowiedział się o ciąży. Katherine miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Już wcześniej postanowiła, że powie mu o dziecku dopiero kiedy się urodzi. Teraz zdecydowała, że po prostu zostawi mu je pod drzwiami. Zdawała sobie sprawę z beznadziejności tego pomysłu, ale nie była gotowa żeby spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że przekonałby ją żeby została, a ona by mu uległa. Którejś nocy zdecydowała, że po porodzie po prostu popełni samobójstwo.
-Tatuś się tobą zajmie, maluszku-pogłaskała się po brzuchu.-Na pewno lepiej niż mamusia. Mama bardzo by chciała, ale nie potrafi. Nie zasługuje na ciebie, kruszynko. Morderczyni nie zasługuje by być matką-pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Katherine szybko starła ją wierzchem dłoni i wzięła głęboki wdech. Nie chciała płakać. Zbyt wiele czasu straciła na płacz.
-Katherine?-Aurora zapukała delikatnie w drzwi.
-Wejdź, ciociu-Katherine zabrała dłoń ze swojego brzucha i oparła dłonie na parapecie.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-Carter przytuliła Katherine.
-Dzięki-próbowała udawać radość.
-Katherine, chyba nie zamierzasz spędzić całego dnia w pokoju, co?-w odpowiedzi Pierce tylko wzruszyła ramionami.
-Kathy, to są twoje dziewiętnaste urodziny-Aurora chciała ją jakoś rozweselić.
-To tylko urodziny, mam je co roku.
-Nie ma mowy. Obejrzymy sobie jakiś film, upiekłam tort. Nie możesz mi tego zrobić-Aurora spojrzała na nią wzrokiem, który mówił, że nie ma szansy na jakiekolwiek słowo sprzeciwu.
-No dobra- Katherine westchnęła i leniwie zeszła razem z ciotką na dół.
Obie zjadły obiad, potem Aurora pokroiła tort i usiadły w salonie przed telewizorem. Po obejrzeniu dwóch filmów Katherine zaczęła robić się śpiąca. Ocknęła się kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Po cichu podeszła do drzwi i spojrzała przez judasza. Bała się za każdym razem, kiedy słyszała ten dźwięk. Bała się, że po drugiej stronie będzie stał Justin. Pociągnęła za klamkę i stanęła twarzą w twarz z kurierem, który trzymał w rękach bukiet czerwonych róż.
-Katherine Pierce?
-Tak, ale o co chodzi?
-Kwiaty dla pani-wręczył jej bukiet.
-Od kogo?
-Tego nie wiem. Nadawca jest anonimowy.
- Dziękuję-wymusiła uśmiech i zamknęła drzwi. Delikatnie zaciągnęła się zapachem kwiatów, ale zaraz potem bukiet wylądował na stoliku w salonie.
-Katherine, kto to był?-Aurora wychyliła się z kuchni.
-Jakiś facet z kwiaciarni-mruknęła niezadowolona. Carter odrobinę zdziwiona podeszła do stolika.
-Piękny bukiet-uśmiechnęła się delikatnie.
-Wyrzuć go. Ja idę spać-Katherine minęła ciotkę i weszła na górę. Domyślała się od kogo są te kwiaty. I chociaż z jednej strony się cieszyła, to z drugiej- była wściekła, bo wiedziała że skoro wysłał jej kwiaty to nadal był w Los Angeles. Nie zdziwiło jej to specjalnie, bo była pewna że nie wyjedzie od razu.
Katherine obudziła się trzy godziny później. Przetarła twarz dłońmi i podniosła się do pozycji siedzącej. W oczy od razu rzucił jej się bukiet stojący w wazonie na biurku.
-Mówiłam, żeby to wyrzuciła-warknęła. Z impetem podniosła się z łóżka i podeszła do mebla.
-Czemu, do cholery, nie może dać mi spokoju-syknęła. Gwałtownie złapała kwiaty z zamiarem wyrzucenia ich do kosza. Wtedy usłyszała niewielki hałas. Spuściła wzrok, a jej oczy się rozszerzyły. Na podłodze leżało czarne, kwadratowe pudełeczko. Katherine odłożyła kwiaty z powrotem na biurko i powoli się schyliła. Serce biło jej w nienaturalnym rytmie. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Wciągnęła powietrze i uchyliła wieczko. Zamrugała kilka razy. W środku znajdowała się złota bransoletka z zawieszką w kształcie serca. Wtedy od razu zamknęła pudełeczko i odrzuciła je na biurko.
Usiadła na łóżku po turecku i wpatrywała się w ścianę, a zaraz potem skupiła się na swoich dłoniach, które w tym momencie wydawały się jej wyjątkowo ciekawe. Robiła wszystko, żeby nie patrzeć w stronę biurka. Katherine bardzo chciała zajrzeć tam jeszcze raz, a jednocześnie karciła się za takie myślenie. W końcu jednak niewytrzymała i jej stopy same zaprowadziły ją w tamto miejsce. Ostrożnie chwyciła pudełeczko i ponownie je otworzyła. Powoli wyciągnęła zimny przedmiot i uważnie go obejrzała. Na jednej stronie serca wygrawerowany był napis "Jesteś moim aniołem". Przełknęła ślinę i odłożyła bransoletkę na biurko. Wtedy przypomniała sobie o bukiecie. Zaczęła uważnie przeszukiwać kwiaty w poszukiwaniu jakiegokolwiek liściku. Wyciągnęła karteczkę i rozłożyła ją.
Wszystkiego najlepszego, księżniczko xx
Nawet nie wiesz jak żałuję tego co się stało.
Proszę, porozmawiaj ze mną~J
Katherine zgniotła kartkę, która wylądowała na biurku obok bransoletki. Kolejny raz położyła się do łóżka. Kiedy tylko jej skóra zetknęła się z poduszką, zaczęła płakać. Nie mogła, nie chciała tego powstrzymywać. Z jednej strony wiedziała, że wybaczyła mu już dawno, a z drugiej była decyzja, którą podjęła. Pierwszy raz Katherine zaczęła się zastanawiać czy na pewno robi dobrze, ale zaraz potem tego typu myśli opuściły jej umysł. Stwierdziła, że po prostu będzie musiała się zmusić do nienawiści do niego. Wmawiała sobie, że nie będzie to takie trudne. Czy na pewno? Czy to w ogóle było możliwe?
Justin stał oparty o ścianę budynku i wpatrywał się w okna mieszkania Aurory. Robił to w zasadzie codziennie, szczególnie że wiedział, które okno to pokój Katherine. Od pół godziny w pokoju panowała ciemność. Wcześniej Justin widział cień dziewczyny. W końcu znalazł się na tyłach budynku i zaczął się wspinać po ścianie. Zadanie było całkiem proste, bo pomiędzy cegłami znajdowały się niewielkie szpary, dzięki którym mógł dostać się na górę. Miał szczęście, bo okno było otwarte. Nie ma co się dziwić. W Los Angeles zawsze było ciepło. Po cichu wślizgnął się do środka. Zamrugał kilka razy, żeby przyzwyczaić się do panujących tu ciemności. Teraz był w stanie zobaczyć szafę, biurko i łóżko, na którym spała Katherine. Na biurku zobaczył kontury zgniecionej kartki i leżącą obok bransoletkę. Westchnął i na palcach podszedł do jej łóżka. Wiedział, że Katherine ma twardy sen i naprawdę trudno ją obudzić. Położył się obok niej i podparł się na łokciu. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego twarzy. Zwyczajnie tęsknił za Katherine, a teraz ona leżała obok niego. Tak blisko, a jednocześnie daleko.
-Przepraszam, kochanie-odgarnął kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. -Naprawdę tego żałuję.
-Tęsknię za tobą-złożył delikatny pocałunek na jej czole. Katherine poruszyła się nieznacznie, a zaraz potem niespokojnie wiercić.
-Justin, nie zostawiaj mnie tu samej. Boję się. Proszę, zostań ze mną-łzy spływały po jej twarzy, a oczy bardzo mocno zaciśnięte. Justin wpatrywał się w nią zdziwiony. Miała sen, sen o nim.
-Justin, proszę-jej głos był wręcz błagalny. Zamilkła na chwilę, a zaraz potem znowu się odezwała.
-Bo cie kocham, kretynie-serce Justina stanęło na moment, a jego oczy przybrały kształt monet.
-Nie zostawiaj mnie-w tym momencie się ocknął i delikatnie przyciągnął ją do siebie. Katherine wtuliła się w Justina jak w pluszowego misia, a pięści kurczowo zacisnęła na jego koszulce. Justin głaskał ją po plecach. Tym razem szczerzył się jak wariat. Ona naprawdę to powiedziała. Czy ludzie mówiąc przez sen potrafią kłamać?
-Nie zostawię cię, skarbie-wyszeptał do jej ucha. Wtedy uścisk Katherine się rozluźnił. Justin wpatrywał się w nią przez kolejne kilka minut i nawet nie zdążył się zorientować, kiedy zasnął.
Obudziło go szarpanie za ramię. Otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Katherine nadal była wtulona w jego ciało. Obrócił się delikatnie, żeby nie obudzić Pierce. Wtedy zauważył stojącą nad nim Aurorę.
-Chodź na dół-powiedziała bardzo cicho. W odpowiedzi Justin skinął głową. Zaraz potem Aurora zniknęła za drzwiami. Justin ostrożnie wyplątał się z uścisku Katherine.
-Też cię kocham-wyszeptał i pocałował ją w policzek.
-Ślicznie ci w tym kolorze-odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Potem po cichu opuścił pokój.
-Justin, co ty tu robisz?-Aurora nie była zadowolona. Bieber nie wiedział co ma odpowiedzieć.
-Dobra, nie ważne. Katherine cię widziała?
-Nie.
-Jak ty w ogóle tam wszedłeś?- jej humor się poprawił.
-Przez okno-wzruszył ramionami.
-Justin, wiem że chcesz to naprawić, ale nie naciskaj na Katherine. Wiesz, że ma trudny charakter. Po prostu daj jej czas.
-Ja chce z nią tylko porozmawiać.
-Wiem, ale nie naciskaj na nią. Jeżeli będzie chciała z tobą rozmawiać to sama się odezwie.
Justin zacisnął usta w cienką linię. Odezwał się dopiero po kilku chwilach.
-Wiem, ale...-westchnął.
-Odezwie się, tylko będzie musiała się przełamać, a sam wiesz że zajmuje jej to sporo czasu. W końcu znasz Katherine. Wiesz, że chcąc, nie chcąc trzeba mieć do niej cierpliwość-na twarzy Justina pojawił się niewielki uśmiech.
-A co jeżeli tego nie zrobi?
-Wiedziałam od początku, jak tylko zobaczyłam was razem-pokręciła głową. -Nie przejmuj się, nie pozwolę jej spieprzyć szansy na szczęście.
-To znaczy?-zmarszczył czoło.
-Nie pytaj. Po prostu wróć do Kanady. Jestem pewna, że ona się do ciebie odezwie.
-Dzięki-skierował się do wyjścia, chociaż zrobił to z ociąganiem.
Niechętnie wrócił do hotelu, w którym się zatrzymał. Wiedział, że Aurora ma rację, ale nie był pewny czy będzie w stanie czekać.
Katherine leniwie przeciągnęła się na łóżku. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek ze snu, a raczej koszmaru, który miała w nocy. Pamiętała tylko, że bardzo się bała. Była w bardzo ciemnym miejscu i z niewiadomych powodów ogarnęła ją panika. Wtedy zjawił się Justin, ale nawet się nie zatrzymał. Po prostu ją minął. Prosiła go, a potem... naprawdę mu to powiedziała.
-Pieprzone koszmary-uderzyła pięścią w materac. Zaraz potem gwałtownie zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Strasznie nie znosiła porannych mdłości. Czekała, aż wreszcie jej to przejdzie. Opłukała usta i spojrzała w lustro. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Słowa, które wypowiedział Justin we śnie wydawały się jej bardzo realne. Nawet zbyt realne jak na zwyczajny sen. Mimo wszystko nie potrafiła się nie uśmiechać. Pomimo tego co się stało Justin nadal z nią był. Nawet jeżeli tylko we śnie, a przynajmniej tak się jej wydawało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc oficjalnie wróciłam :) Kto się cieszy? haha Jestem zadowolona z tego co napisałam, chociaż końcówka mogłaby być lepsza, ale cóż...
Robi się ciekawie, prawda?
A wszystko z powodu trudnych charakterów tej dwójki xd
Ahh Jatherine
Poza tym jesteście wspaniali. Uwielbiam was jak nie wiem <3
Kocham was i bardzo wam dziękuję, że tu ze mną jesteście. Nawet nie wiecie jak to czasami pomaga :)
Co do osób, które odeszły, a na pewno takie są, to chciałabym im podziękować za czas poświęcony na czytanie tego ff x
Szczególnie chciałabym podziękować Angel, Izie i Wajlet <3
Szczególnie chciałabym podziękować Angel, Izie i Wajlet <3
No to do następnego skarby xx Tym razem planowo :)
Śeietny rozdział.
OdpowiedzUsuńNiech Katherine w końcu z nim porozmawia. Oni są tacy słodcy <3
Czekam na następny.
Dużo weny :)
Świetny rozdzial!!! Oni są strasznie słodzcy
OdpowiedzUsuńoooooj jaki słodki ten rozdział :3 mbvfdnlgjvkjfdkb cudaśny :> mam nadzieję, że dosyć szybko się do niego odezwie, chociaż jest uparta, więc pewnie będzie chciała wykonać swój "plan" :o osobiście nie rozumiem idei zostawiania dzieci pod drzwiami ;o ale w jej przypadku to właściwie da się jakoś wyjaśnić. tak więc cieszę się, że wróciłaś :3 nie masz za co dziękować :P napisałam samą prawdę :*** do następnego <3
OdpowiedzUsuńhttp://fighteverysecond-fanfiction.blogspot.com
Ja się cholernie ciesze ! Nie mogłam się do doczekac kolejnego rozdziału by dowiedzieć się jak potoczy się dalej sytuacja Katherine i Justina mam nadzieje ze ona się do niego odezwie bo oni są razem idealni </3 / @Vejtaszewska
OdpowiedzUsuńO em dżi boski! Mam nadzieje że pogodzą sie dosyć szybko xD /monikajdb
OdpowiedzUsuńsuper czekam na nowy mam
OdpowiedzUsuńnadzieje ze katherine wkoncu z nim porozmawia a nie zachowuje sie jak
dziecko i jeszcze ten pomysl z podrzucaniem dziecka pod drzwi xd
Dziekuje Ci bardzo, że wróciłaś do nas. Kiedy oni wrócą do siebie? Mam nadzieje, że już niedługo :D Rozdziały z terminem, czyli co ile? Bo nie pamiętam :* Dużo weny <3
OdpowiedzUsuńSpokojnie, doczekasz się tego momentu :) Co tydzień w sobotę <3
UsuńSuper
OdpowiedzUsuńJestem nową czytelniczką, cieszysz się? Hahah xD No pewnie że sie cieszysz. XD wgl rozdzial supi ;-; <3 Ja chce żwby oni wrocili do siebie, jasne? XD Rozumiemy się droga panni? Hmmm haha Czekam na następny i życze weny i wgl <3
OdpowiedzUsuń