26 lipca 2015

Seventy Two: Ślub

Kolejne dwa miesiące upłynęły na przygotowaniach do ślubu. Katherine i Justin byli tak zajęci wyborem tortu, układaniem listy gości i innym zajęciami związanymi z tym wydarzeniem oraz zajmowaniem się Anabelle, że nie zauważyli, kiedy czas przeleciał im przez palce i przyszedł 20-sty dzień maja. Katherine nie widziała Justina od wczoraj. Megan stwierdziła, że muszą się od siebie odseparować na te kilkanaście godzin i dobrze im to zrobi. Stres zaciskał jej żołądek w supeł. Jeszcze kilka miesięcy temu wytykała Megan jej zdenerwowanie przed ślubem, a teraz przechodziła dokładnie to samo. Chociaż wtedy twierdziła, że moment, kiedy stanie przed ołtarzem w białej sukni jej nie grozi. Cóż życie potrafi nas zaskoczyć.
-Katherine, Emma zajmie się Aną, a ty siadaj na to krzesełko, bo mamy mało czasu- Megan stanęła przed Katherine ze skrzyżowanymi rękami na piersi, kiedy ta delikatnie kołysała w ramionach swoją córkę.
-Już idę. Nie wydzieraj się tak-warknęła, przewracając oczami. Pocałowała Anabelle w czoło i oddała ją w ręce Emmy, która posłała jej przyjazny uśmiech. Posłusznie usiadła na krześle, dłonie ułożyła na kolanach, żeby nie było widać, jak się trzęsą.
-Zdenerwowana?-Megan stanęła za nią, a jej sylwetka odbiła się w lustrze. Katherine uważnie zlustrowała jej kremową sukienkę na jedno ramię sięgającą do kolan.
-Nie-wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Megan uwierzy. W końcu jedyną osobą, której nie potrafiła okłamać był Justin.
-Zobaczymy, czy będziesz taka pewna, jak znajdziesz się pod kaplicą-uśmiechnęła się złośliwie.
-Podobno mamy mało czasu, a ty nadajesz-sapnęła i wyciągnęła telefon z kieszeni dresów, kiedy poczuła wibrację.

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Nie tęsknisz za mną za bardzo? ;)

Do: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Ani trochę. Wiesz chyba nie chce mi się przyjechać do tej kaplicy ;)

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Ranisz, kotku :(

Do: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Jakoś to przełkniesz ;)

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Spróbuj się nie zjawić, to przyjdę po ciebie :p

Do: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Nie robi to na mnie wrażenia, Bieber.

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Mam rozumieć, że muszę po ciebie przyjść, tak?

Do: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Hmm...nie. Panny młodej nie możesz zobaczyć przed ślubem w sukni ślubnej, bo to przynosi pecha

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Czyli przyjdziesz...wiedziałem!

Do: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Bo zaraz zmienię zdanie...

Od: Najprzystojniejszy facet na Ziemi
Nawet nie próbuj! Kocham cię <3

-Katherine, zostaw ten telefon i nie ruszaj głową!
-Uspokój się-Katherine zablokowała ekran i schowała iPhone'a do kieszeni, nie odpisując Justinowi.
-Zobaczysz go za parę godzin.
-To on do mnie pisze-wzruszyła ramionami. Brzmiała teraz, jak kilkuletnie dziecko, które tłumaczy się swojej matce, ale miała to gdzieś.
-Nie wytrzymam z wami-Megan przewróciła oczami i zabrała się za rozczesywanie włosów Katherine.
Po dwóch godzinach włosy Katherine były upięte w ozdobnego koka, a jej makijaż delikatnie podkreślał jej oczy.
-Teraz tylko sukienka i buty i będzie pięknie-Megan uśmiechnęła się do siebie dumna ze swojej pracy.
Sukienka Katherine była bez ramiączek. W całości pokryta była koronką, a pod biustem znajdował się pas białej tkaniny, który kończył się kokardą na samym środku. U dołu delikatnie się rozszerzała i jej tylna część ciągnęła się po ziemi. Do tego Pierce włożyła białe koronkowe szpilki i przyjrzała się sobie w lustrze. Po ciąży nie przytyła zbyt wiele, więc wróciła do poprzedniej figury dość szybko. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy pomyślała, że już niedługo na jej palcu będzie widniała ślubna obrączka.
-Katherine! Musimy wychodzić, bo inaczej się spóźnisz!
-Idę już-przewróciła oczami, chwytając bukiecik bladoróżowych róż. Jej serce pompowało krew z zawrotną prędkością, jednak ten stres był w pewnym sensie pozytywny. Nareszcie jej życie zaczynało się układać. Nie było już śmierci, przemocy, krwi, cierpienia i bólu. Teraz miała swoją własną rodzinę i miłość. Czuła się kochana i kochała, to wszystko czego potrzebowała. Nie było nic ważniejszego. Ludzie boją się, że będą cierpieć z miłości, a mimo to tak bardzo jej pragną. Paradoks, prawda? Katherine jej nie chciała, nie to był jej cel po tym, jak opuściła szpital psychiatryczny, a mimo to miłość ją znalazła. Prawda jest taka, że miłość przychodzi nieproszenie i nie pyta nikogo o zdanie, ale potem to my musimy o nią zadbać. Jeżeli nie robimy tego właściwie, cierpimy.
Kilkanaście minut później Katherine stanęła w wejściu do kaplicy. Jej żołądek wywijał fikołki, a jej ręce pociły się ze stresu. Przymknęła powieki i wciągnęła do płuc powietrze. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy otworzyła oczy i zaczęła zmierzać w kierunku ołtarza. Jak na zawołanie rozbrzmiał marsz weselny, a kilkanaście osób zgromadzonych w kaplicy wstało. Gości było niewielu, ale nie przeszkadzało im to, właśnie tak miało być. Znajdowały się tu ważne dla nich osoby: Aurora, Williams, którego Katherine nie mogła nie zaprosić, Megan, Louis, Emma, Matt, którego Katherine niekoniecznie chciała oglądać, ale zgodziła się ze względu na Justina, Dominic, Elizabeth i kilka innych osób, które poznali w trakcie pracy dla Luke'a. Uśmiech na jej twarzy poszerzył się, kiedy przed ołtarzem zauważyła Justina. Stał tam z takim samym uśmiechem na twarzy, ubrany w elegancki garnitur. Katherine była pewna, że chce to zrobić, chciała zostać jego żoną. Po tym co widziała po swojej śmierci, przestała odczuwać strach, że Justin ją zostawi. Sama nie wiedziała, jakim cudem się to stało, bo przecież od zawsze bała się samotności, a teraz nagle tego nie czuła. Ta wizja Justina i prawie dorosłej Anabelle nad jej grobem dała jej pewność, że on jej nie zostawi, że ją kocha. Nie miała zamiaru przegapić swojej szansy na szczęście, zwłaszcza, że życie w ciągu ostatnich kilku lat nie było nastawione do niej przyjaźnie.
Chwyciła jego wyciągniętą dłoń i oboje stanęli naprzeciwko ołtarza. Ceremonia się rozpoczęła. Kiedy przyszedł moment składania przysięgi, Katherine wzięła głęboki wdech i wpatrywała się w oczy Justina, obiecując mu miłość do grobowej deski. Potem przyszła jego kolej, a serce Katherine prawie wyskoczyło z piersi z powodu szczerości, którą słyszała w jego głosie i sposobu w jaki na nią patrzył, z czystą miłością. W momencie, kiedy wsuwał obrączkę na jej palec, jej żołądek się zacisnął. Jednak tym razem był to w pewien sposób przyjemny skurcz. Przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz, zupełnie tak jakby włożyła palec do gniazdka i poraził ją prąd. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Pierwszy raz reagowała tak na jego dotyk i choć może wydać się to dziwne, podobało się jej to.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą-słowa księdza przerwały na chwilę ich kontakt wzrokowy. Zaraz potem Justin przyciągnął do siebie Katherine i ich usta się zetknęły. Pocałunek był delikatny, zupełnie tak jakby całowali się po raz pierwszy. Dało się słyszeć oklaski dookoła nich, ale oni wcale nie zwracali na to uwagi.
-Teraz już mi nie uciekniesz, kochanie-mruknął, opierając swoje czoło o jej.
-Zawsze mogę próbować-uśmiechnęła się złośliwie. Justin odsunął się od niej, pokręcił głową z rozbawieniem i chwycił ją za rękę, prowadząc ją w stronę wyjścia z kaplicy. Kiedy tylko przekroczyli jej próg, na ich głowy spadły ziarenka ryżu.
-Nareszcie udało mi się was zeswatać- Megan podeszła do nich jako pierwsza z wielkim uśmiechem na twarzy. -Wiedziałam, że mi się uda. Tylko macie tego nie schrzanić, za bardzo się napracowałam-posłała im wymowne spojrzenia. Justin z Katherine spojrzeli na siebie i jak na zawołanie wybuchnęli śmiechem.
-Wiecie co? Mam was dość-Johnson pokręciła głową z rozbawieniem i przytuliła Katherine, a potem Justina, życząc im wszystkiego najlepszego. Zaraz potem kolejni goście zaczęli składać im życzenia. Po jakichś dwudziestu minutach wsiedli do limuzyny i pojechali do sali weselnej. Sala znajdowała się w niewielkim hotelu praktycznie na obrzeżach miasta. Wszystko wyglądało, jakby zostało wyjęte z jakiejś bajki.
-Podoba ci się, kochanie?-Justin wyszeptał do ucha Katherine, kiedy weszli do środka.
-Jest ślicznie-mruknęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było ono wielkie, ściany miały kremowy kolor, stoliki ustawione były wzdłuż dwóch ścian, trzecią z nich zajmowało podwyższenie na kształt sceny, które zajmował zespół.
-Witamy parę młodą i zapraszamy was na środek-odezwał się wokalista. Katherine z Justinem stanęli na środku parkietu, trzymając się za ręce.
-Teraz pora na pierwszy taniec.
I jak na zawołanie z głośników popłynęła piosenka Johna Legenda-All of me, którą zgodnie wybrali. Stanęli naprzeciwko siebie, Katherine zarzuciła  ręce na jego karku, a on ułożył dłonie na jej talii i zaczęli poruszać się w rytmie muzyki, wtuleni w siebie, przy okazji wsłuchując się w tekst piosenki.

What would I do without your smart mouth/ Co ja bym zrobił bez twoich przemądrzałych ust
Drawing me in, and you kicking me out/ Przyciągają mnie, a Ty mnie odrzucasz
Got my head spinning, no kidding, I can’t pin you down/ W głowie mi się kręci, nie żartuję, nie mogę cię zdefiniować
What’s going on in that beautiful mind/ Co się dzieje w tym pięknym umyśle
I’m on your magical mystery ride/ Jestem na twojej magicznej, tajemniczej przejażdżce
And I’m so dizzy, don’t know what hit me, but I’ll be alright/ Jestem tak oszołomiony, że nie wiem co mnie trafiło, ale będzie ze mną dobrze

My head’s under water/ Moja głowa jest pod wodą
But I’m breathing fine/ Ale oddycham swobodnie
You’re crazy and I’m out of my mind/ Jesteś szalona a ja tracę zmysły

‘Cause all of me/ Bo wszystko co we mnie
Loves all of you/ Kocha wszystko co w tobie
Love your curves and all your edges/ Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie
All your perfect imperfections/ Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all to me/ Daj mi całą siebie
I’ll give my all to you/ A ja dam całego siebie tobie
You’re my end and my beginning/ Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I’m winning/ Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
‘Cause I give you all, of me/ Ponieważ daję ci całego siebie, całego siebie
And you give me all, of you, all/ A ty dajesz mi całą siebie, całą siebie

How many times do I have to tell you/ Jak często muszę ci mówić
Even when you’re crying you’re beautiful too/ Że nawet kiedy płaczesz jesteś równie piękna
The world is beating you down, I’m around through every mood/ Świat Cię przytłacza, jestem przy tobie w każdym twoim humorze
You’re my downfall, you’re my muse/ Jesteś moim upadkiem, jesteś moją muzą
My worst distraction, my rhythm and blues/ Moim najgorszym zatraceniem, moim rytmem i bluesem
I can’t stop singing, it’s ringing, in my head for you/ Nie mogę przestać śpiewać, to dzwoni w mojej głowie dla ciebie

My head’s under water/ Moja głowa jest pod wodą
But I’m breathing fine/ Ale oddycham swobodnie
You’re crazy and I’m out of my mind/ Jesteś szalona a ja tracę zmysły

‘Cause all of me/ Bo wszystko co we mnie
Loves all of you/ Kocha wszystko co w tobie
Love your curves and all your edges/ Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie
All your perfect imperfections/ Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all to me/ Daj mi całą siebie
I’ll give my all to you/ A ja dam całego siebie tobie
You’re my end and my beginning/ Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I’m winning/ Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
‘Cause I give you all, of me/ Ponieważ daję ci całego siebie, całego siebie
And you give me all, of you, all/ A ty dajesz mi całą siebie, całą siebie

Cards on the table, we’re both showing hearts/ Karty na stół, oboje pokazujemy swoje serca
Risking it all, though it’s hard/ Ryzykując wszystko, mimo że to bardzo trudne

‘Cause all of me/ Bo wszystko co we mnie
Loves all of you/ Kocha wszystko co w tobie
Love your curves and all your edges/ Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie
All your perfect imperfections/ Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all to me/ Daj mi całą siebie
I’ll give my all to you/ A ja dam całego siebie tobie
You’re my end and my beginning/ Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I’m winning/ Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
‘Cause I give you all, of me/ Ponieważ daję ci całego siebie, całego siebie
And you give me all, of you, all/ A ty dajesz mi całą siebie, całą siebie

I give you all of me/ Daję ci całego, całego siebie
And you give me all of you, all/ A ty dajesz mi całą, całą siebie
Ostatnie dwa wersy piosenki wyszeptali jednocześnie, patrząc sobie w oczy. Kiedy muzyka ucichła, rozległy się oklaski. Megan od razu usadziła ich przy stoliku, który stał dokładnie naprzeciwko sceny i sama na nią weszła. Złapała mikrofon w dłonie i spojrzała na nich.
-Teraz jest odpowiedni moment, żeby każde z nas mogło się wypowiedzieć o was-puściła im oczko, a Katherine popatrzyła na nią, próbując się nie roześmiać. Goście zajęli swoje miejsca i teraz oczy wszystkich skupione były na Megan.
-Wiesz co ona wyprawia?-Katherine zwróciła się do Justina.
-Nie mam pojęcia i chyba zaczynam się jej bać-pokręcił głową z rozbawieniem
-Skoro już tu jestem to zacznę jako pierwsza. Justina znam od dziecka, ale kiedy stał się nastolatkiem z miłego dzieciaka stał się irytującym....wolałabym nie używać wulgaryzmów.
Po sali rozniósł się śmiech, a Justin pokazał jej środkowy palec.
-Bieber, to tylko to potwierdza-zaśmiała się, a Justin przewrócił oczami. -Był jak wrzód na tyłku. Dwa lata temu spotkałam Katherine i ona w przeciwieństwie do niego była miła, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie-Katherine próbowała opanować śmiech, ale przychodziło jej to bardzo trudno.
-Jak poznałam ją lepiej, to zrobiła się wkurzająca jak Justin....albo gorzej. Najlepsze zaczęło się, kiedy ta dwójka się spotkała-palcem wskazała na Justina i Katherine. -Osobno dało się ich jakoś znieść, ale razem byli i są nie do wytrzymania-pokręciła głową. -I skoro oni nie potrafili zobaczyć, że do siebie pasują, to im w tym pomogłam...To dzięki mnie dzisiaj jesteście małżeństwem, a ja nadal nie usłyszałam „dziękuję”-uśmiechnęła się i zeszła ze sceny, przekazując mikrofon Louisowi. Po sali po raz kolejny rozniósł się śmiech.
-Skręcę jej kiedyś kark, przysięgam-Justin nie potrafił opanować śmiechu.
-Czemu my w ogóle się z nią przyjaźnimy?-Katherine ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Louis i każdy po kolei mówił kilka słów, jednak nikt nie poszedł w ślady Megan. Mimo to kilka razy wszyscy wybuchali śmiechem.  Po zjedzeniu pierwszego dania, wszyscy znaleźli się na parkiecie.
-Jesteś szczęśliwa?
-Jestem-musnęła delikatnie jego usta.
Muzyka ucichła, a Justin spojrzał ze zdziwieniem na Katherine.
-Skarbie, czemu się denerwujesz?
Czuł jak pocą jej się dłonie i słyszał jej przyspieszony oddech. Pracując tyle czasu jako płatny morderca wyostrzyły swoje zmysły. I można pokusić się o stwierdzenie, że stał się idealną maszyną  o zabijania.
-Będzie dobrze-mruknęła pod nosem, posyłając mu nerwowy uśmiech.
-Teraz zapraszamy tutaj pannę młodą.
-Kathy, co się dzieje?-Justin był zdezorientowany.
-Zobaczysz. Zostań tutaj-odwróciła się i weszła na scenę. Chwyciła mikrofon i przejechała wzrokiem po twarzach gości. Nie była zdenerwowana będąc w centrum uwagi, po prostu bała się reakcji Justina. Mimo to nie miała zamiaru stchórzyć, musiała to zrobić.
-Justin, po prostu mnie wysłuchaj-powiedziała przez mikrofon. -I od razu przepraszam, jeżeli będę fałszować-uśmiechnęła się delikatnie, a potem skinęła głową w stronę zespołu. Z głośników zaczęła wydobywać się muzyka. Katherine wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać, wpatrując się w Justina.

Muzyka

There's a place that I know
It's not pretty there and few have ever gone
If I show it to you now
Will it make you run away

Or will you stay
Even if it hurts
Even if I try to push you out
Will you return?
And remind me who I really am
Please remind me who I really am

Everybody's got a dark side
Do you love me?
Can you love mine?
Nobody's a picture perfect
But we're worth it
You know that we're worth it
Will you love me?
Even with my dark side?

Like a diamond
From black dust
It's hard to know
It can become
If you give up
So don't give up on me
Please remind me who I really am

Everybody's got a dark side
Do you love me?
Can you love mine?
Nobody's a picture perfect
But we're worth it
You know that we're worth it
Will you love me?
Even with my dark side?

Don't run away
Don't run away
Just tell me that you will stay
Promise me you will stay
Don't run away
Don't run away
Just promise me you will stay
Promise me you will stay

Will you love me? ohh
Everybody's got a dark side
Do you love me?
Can you love mine?
Nobody's a picture perfect
But we're worth it
You know that we're worth it
Will you love me?
Even with my dark side?

Don't run away
Don't run away
Don't run away
Promise you'll stay

Kiedy muzyka ucichła, Katherine nie zwracała uwagi na oklaski dookoła, wpatrywała się w Justina, którego twarz nie wyrażała żądnych emocji. Oddała mikrofon i zeszła ze sceny, powoli kierując się w jego stronę. Kiedy stanęła przed nim, jej serce biło tak szybko, że niemal słyszała dźwięk tłoczonej krwi w swoim organizmie.
-Obiecuję-wyszeptał prosto do jej ucha, przytulając ją. Katherine owinęła ramiona wokół jego pasa i wtuliła się w jego ciało. Jednak nie trwało to długo, bo Justin odsunął się od niej i złapał ją za rękę.
-Pozwolicie, że teraz porwę pannę młodą-zwrócił się do gości i nie czekając na nic, skierował się do wyjścia, ciągnąc za sobą Katherine. Znaleźli się z prawej strony hotelu, gdzie znajdował się ślicznie udekorowany staw, nad którym znajdował się drewniany mostek z czarną, metalową barierką. Justin stanął na mostku i spojrzał na Katherine, układając dłonie na jej talii.
-Kathy, skąd pomysł na tę piosenkę?
-Wiem, że strasznie fałszuję, ale...
-Katherine...-przerwał jej. -Ślicznie śpiewasz, ale to, że mi o tym nie powiedziałaś, przedyskutujemy potem. Teraz chcę wiedzieć, czemu to zrobiłaś.
-Chciałam się upewnić.
-Upewnić? Odnośnie czego?
-Tak, upewnić. Przecież wiesz, jak cholernie się boję, że mnie zostawisz i chciałam mieć pewność-w jej głosie słychać było strach. Idąc w stronę ołtarza była przekonana, że ten strach ją opuścił, ale walka ze swoimi lękami jest bardzo trudna i niesamowicie ciężka do wygrania. Była pewna, że ją kocha, widziała to w każdym, nawet najmniejszym geście, ale jej psychika podpowiadała jej tylko jedno: Jak długo z tobą wytrzyma? Wcześniej miała gdzieś czy ludzie są w stanie z nią wytrzymać, ale kiedy wróciła do Stratford i Justin zaczął starać się o jej przebaczenie, ona zaczęła bać się, że go straci. Jej charakter zaczął jej przeszkadzać i nie ważne ile razy słyszała od niego, że kocha ją właśnie taką, w jej głowie ciągle krążyły myśli o jego odejściu. Typowy facet po jakimś czasie miałby dosyć specyficznego charakteru Katherine, ale Justin nie był typowym facetem i najwyraźniej o tym zapomniała albo raczej strach sprawiał, że o tym zapominała. W dodatku jej gorsza strona, która pojawiała się w momentach silnego wzburzenia jej nie pomagała.
-A nie dostałaś wystarczającego dowodu w kaplicy, kiedy wkładałem ci na palec obrączkę, hm?-pogładził kciukiem jej policzek.
-A skąd mogę wiedzieć, że się czegoś nie naćpałeś albo nachlałeś i nie byłeś świadomy?-skrzyżowała ręce na piersi.
-W takim momencie tylko ty mogłaś powiedzieć coś takiego-pokręcił głową z rozbawieniem. W odpowiedzi przewróciła oczami.
-Kotku, nie musisz się bać. Nigdzie się nie wybieram i nie zostaniesz sama, rozumiesz? Kocham cię i na pewno nie będę się z tobą dzielił.
-Justin, ty nie rozumiesz. Teraz możesz tak mówić, a co będzie za kilka lat?
-Za kilka lat będziemy mieli gromadkę dzieci i nadal będziemy razem...Kathy, ja cię uwielbiam, rozumiesz?-przyciągnął ją do siebie, owijając ramiona wokół jej talii. -Każdy może mi zazdrościć takiej żony, ale mają kurwa pecha, bo jesteś moja i nie pozwolę ci się stąd ruszyć.
-A jak przytyję?
-Matko boska, Katherine!-przewrócił oczami. -Możesz być dla mnie najgorszą suką na świecie i to niczego nie zmieni. Kocham cię taką jaka jesteś, łapiesz? Uwielbiam moją wredną, wybuchową, niebezpieczną zołzę-każde słowo wypowiedział wolno i wyraźnie.
Katherine milczała przez kilka chwil. Zwyczajnie nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała, że mówił szczerze, przez cały ten czas patrzył jej w oczy.
-Mogę cię o coś prosić?-zapytał delikatnie.
-O co?
-Nigdy się nie zmieniaj-uśmiechnął się i złączył ich usta w pocałunku. Trwał on zaledwie kilka chwil i był niezwykle delikatny.
-Przepraszam-mruknęła, kiedy oparł swoje czoło na jej.
-Nie masz za co mnie przepraszać. Wystarczyło mi powiedzieć, kochanie.
-Wierzyłam, że mi to przeszło, ale po tym jak wyszliśmy z kaplicy to zaczęłam się zastanawiać, co będzie za parę lat. Nie chcę, żebyśmy byli typowym małżeństwem, które po kilku latach nawet nie przypomina małżeństwa.
-Tak się nie stanie. Kochanie, my nawet nie jesteśmy normalną parą i myślisz, że staniemy się typowym małżeństwem?
-Raczej nie-uśmiechnęła się.
-I tak ma zostać-musnął jej usta i zaczął schodzić pocałunkami na linię jej szczęki.
-Tylko nie zrób mi malinki, bo to widać-mruknęła, kiedy całował jej szyję.
-Nikt mi nie zabroni, jestem twoim mężem-wzruszył ramionami.
-Justin!
-No dobrze, będę grzeczny-z ust Katherine wydobył się chichot, a usta Justina ponownie znalazły się na jej szyi. Katherine mruczała z przyjemności, a jej ramiona mocniej zaciskały się w jego pasie. Teraz nie interesował ją strach, postanowiła go zignorować. Miała przy sobie mężczyznę, który ją kochał i ciągle jej to udowadniał, a ona nie miała zamiaru go wypuszczać.
-A może tak zmyjemy się stąd i zajmiemy się sobą, hm?-wyszeptał jej do ucha, przygryzając jego płatek.
-Kochanie, to nasze wesele. Nie możemy od tak zniknąć-pokręciła głową z rozbawieniem.
-Goście się bawią i nawet nie zauważą, że nas nie ma-oparł swoje czoło o jej.
-Musisz wytrzymać, napaleńcu-uśmiechnęła się.
-Zołza-ponownie zaczął składać pocałunki na jej szyi. Katherine przez chwilę milczała.
-Wiesz, że nawet gdyby to było możliwe to i tak nie mielibyśmy okazji stąd wyjść-wyszeptała mu do ucha, które było blisko jej ust ze względu na pozycję w jakiej się znajdowali.
-Dlaczego?-Justin uniósł głowę i posłał jej pytające spojrzenie.
-Bo pani "nikt normalny z wami nie wytrzyma" tu idzie-zrobiła w powietrzu cudzysłów, na co Justin zachichotał, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
-Nareszcie was znalazłam-skrzyżowała ramiona na piersi.-Możecie przestać się miziać?
-To że Louis ci nie daje to nie mój problem, ale to nie znaczy, że możesz przerywać komuś innemu-Megan wywróciła oczami na komentarz Justina. Katherine natomiast nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, więc wtuliła twarz w jego klatkę piersiową.
-Czy ty myślisz tylko o jednym?
-To raczej dotyczy ciebie. Matko, już się do swojej żony przytulić nie mogę-wyrzucił ręce w powietrze, na co Katherine przyciągnęła go ponownie do siebie, próbując zamaskować śmiech.
-Bieber, możesz się od niej odkleić?
-A co zazdrosna jesteś?
-Pierdol się.
-To byśmy robili, ale nam przerwałaś-uśmiechnął się sztucznie w jej stronę.
-Gdyby nie to, że jest moją przyjaciółką i znam ją od dziecka, ukręciłbym jej łeb-powiedział prosto do ucha Katherine. Tym razem powstrzymała się od śmiechu, jednak nie przyszło jej to łatwo.
-Możecie już wracać? Wszyscy was szukają-Megan przewróciła oczami i postanowiła zignorować Biebera. Znała go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jeżeli zacznie się z nim rozmowę tego typu może to trwać w nieskończoność.
-To jeszcze poczekają, przerwałaś nam.
-Twój kutas wytrzyma jeszcze trochę.
-Ale Katherine nie wytrzyma-zaśmiał się, na co Katherine pokręciła głową. -Nawet nie wiesz, jaka ona jest agresywna, kiedy się nią nie zajmuję.
-Bieber, zamknij się już. Nie muszę tego wiedzieć-pokręciła głową.
-Chodź już-Katherine pociągnęła go za rękę w stronę sali. -Justin, telefon jest w samochodzie, tak?-zapytała, kiedy Justin zrównał się z nią.
-Tak, czemu pytasz?
-Po prostu muszę się dowiedzieć co z Aną-wzruszyła ramionami.
-Kochanie, nasza córka jest bezpieczna i na pewno grzecznie śpi, ale wiem, że i tak cię nie przekonam-uśmiechnął się delikatnie.
-Zaraz wrócę-musnęła jego usta, przechodząc na parking, który znajdował się z lewej strony hotelu. Po chwili wzrokiem odszukała czarny, luksusowy samochód, którego marki nie znała, a którym przyjechali tutaj. Stał on dalej od reszty samochodów, a z racji późnej pory, w dosyć ciemnej części parkingu. Nawet bez kluczyków, sprytnym sposobem otworzyła drzwi i wyciągnęła komórkę. Wybrała numer siostry Emmy i po krótkiej rozmowie, w której upewniła się, że z Aną jest wszystko w porządku, odłożyła telefon do samochodu i zamknęła drzwi.
-Brawo-usłyszała odgłos klaskania w dłonie za sobą. Przypominał on ten z filmów, kiedy jedna z bohaterek klaszcze powoli, patrząc w tym samym czasie morderczym wzrokiem. -Złapałaś go na dziecko, Pierce-zacisnęła szczękę. Katherine odwróciła się i automatycznie się w niej zagotowało, chociaż po głosie wiedziała, kto za nią stoi.
-Co ty tu robisz?-warknęła.
-Postanowiłam wpaść na wesele, ale z racji tego, że niekoniecznie cieszylibyście się na mój widok, postanowiłam poczekać tutaj-uśmiechnęła się złośliwie.
-Masz ogromny tupet, żeby tu przychodzić, ale jestem pod wrażeniem, Rose. Ukrywasz się tyle czasu i jeszcze cię nie złapali.
-Widocznie mam talent-wzruszyła ramionami. -Wzoruję się na Angel, kochana.
Katherine w tym momencie chciała się roześmiać. Stewart nie miała pojęcia, że właśnie rozmawia z Angel.
-Nie do końca, bo Angel nie zostawia śladów na miejscu zbrodni, idiotko-prychnęła. -I to nie ona musi ukrywać się przed policją. Wystarczy jeden telefon i zgnijesz w pierdlu, Stewart, ale znaj moje dobre serce, szmato. Ja nie wezwę policji.
-Jakiś szczególny powód tej dobroci?-Rose spojrzała na nią podejrzliwie.
-Nie musisz go znać-uśmiechnęła się sztucznie. Nie miała zamiaru jej powiedzieć, że nie wzywa policji tylko dlatego, że osobiście chce wysłać ją dwa metry pod ziemię. Obiecała to sobie po tym, jak zobaczyła w wiadomościach informację o śmierci Jennifer. Katherine nie przepadała za Benson, ale nigdy nie miała zamiaru jej zabić. Ona była zakochana w Justinie i wszystko co robiła, robiła, żeby mieć go dla siebie i dla Katherine to nie był powód do morderstwa. Gdyby zabiła ją to musiałaby zabijać wszystkich ludzi, którzy kochają.
-Po jaką cholerę przyłazisz tutaj i psujesz mi humor, hm?-Katherine skrzyżowała ręce na piersi.
-Chciałam życzyć szczęścia młodej parze, ale nie jestem pewna czy będziecie szczęśliwi. Wiesz, takie małżeństwo, które zawiera się z powodu dziecka nie jest udane-na jej twarzy rozciągał się ten złośliwy uśmieszek, który Katherine widziała już nie raz.
-O to niech cię główka nie boli-Katherine posłała jej sztuczny uśmiech. -Mi jest przykro z twojego powodu, Rosie.
-Z mojego?-Rose posłała jej pytające spojrzenie.
-O ile dobrze pamiętam, na dwudziestych urodzinach Justina powiedziałaś, że za tobą zatęskni. Jak widać nie zatęsknił.
-Skoro taka szmata jak ty ciągle zawraca mu dupę, to on nie ma nawet czasu podrapać się po głowie. W dodatku wpakowałaś mu się do łóżka i złapałaś go na dziecko. To żałosne nawet jak na ciebie, Katherine.
-To już twoje zdanie, ale nie właziłam mu do łóżka. On mnie tam chciał i w przeciwieństwie do ciebie, ja go nie zdradziłam i nie usunęłam dziecka, kochana-ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźnym obrzydzeniem.
-Nie interesuj się nie swoimi sprawami-warknęła.
-Wygląda na to, że nasza rozmowa jest skończona, Rose. Radziłabym ci nie pokazywać mi się na oczy-posłała jej lodowate spojrzenie i skierowała się w stronę sali.
-Pieprzona szmata-Rose mruknęła pod nosem. -Powinnaś być martwa, a nie zostać jego żoną...Naprawię to. To wasze małżeństwo nie potrwa długo, obiecuję.

~~~~~~~~
Jest wpół do piątej rano, a ja właśnie skończyłam rozdział i go dodaję :) Doceńcie to xd
Smutna wiadomość jest taka, że zostały nam tylko 4 rozdziały i epilog :c Czyli już niedługo pożegnamy Jatherine. Kto jest smutny? Bo ja na pewno.
Ale to nie pora na pożegnanie. Do następnego, kochani xxx


2 komentarze:

  1. cholera!!!! nawet zapomniałam o tej suce !!! a myślałam, że to Emma próbowała ją zabić :oo czekam z niecierpliwością słońce <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ♥
    Szkoda, że juz nie długo koniec ;c
    Niech to bedzie szczęśliwy koniec.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx