Katherine jęknęła, słysząc dźwięk budzika. Nie zdążyła go wyłączyć, a mimo to dźwięk ucichł. Katherine od razu podniosła się do pozycji siedzącej.
-Megan, co ty wyprawiasz?! Chcesz żebym dostała zawału-zakryła usta dłonią ziewając.
-Kathy, nie mamy czasu-Megan przewróciła oczami.
-Uspokój się. Wychodzisz za mąż, a nie masz audiencję u papieża-Katherine zwlokła się z łóżka.
-Katherine, nie denerwuj mnie. Mamy mało czasu-Megan była strasznie podekscytowana.
-Nie stresuj się tak-Katherine spojrzała na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 10. -Bierzesz ślub za cztery godziny, a z resztą jak kocha to poczeka-puściła jej oczko.
-Zobaczymy jak sama będziesz wychodzić za mąż-wypięła język w jej stronę.
-Nie grozi mi to-zaśmiała się i skierowała do łazienki.
-Nie byłabym tego taka pewna-Megan mruknęła sama do siebie. Katherine wyszła z łazienki i zeszła na dół. Megan zaczynała ją irytować, kiedy ciągle ją poganiała.
-Katherine, pośpiesz się. Miałaś mi pomóc się ubrać-Katherine przewróciła oczami słysząc kolejne marudzenie Johnson.
-Poza tym musimy jeszcze ubrać ciebie.
-Dobra, idziemy. Zwariuję przez ciebie-weszły z powrotem do pokoju Katherine.
-Okey, teraz pokaż mi swoją sukienkę-Katherine kolejny raz przewróciła oczami. Zajrzała do walizki i wyciągnęła z niej sukienkę bez ramiączek z usztywnianymi miseczkami. Góra była biała, natomiast dół pokryty był czarną koronką.
-Zakładaj ją raz dwa. Nie mamy czasu-Katherine przewróciła oczami i włożyła sukienkę.
-Jezu, wyglądasz bosko-Megan pisnęła.
-Nie zachwycaj się tak -w jej głosie słychać było rozbawienie. Megan ręką wskazała Katherine krzesło. Pierce posłusznie zajęła miejsce. Megan zabrała się za makijaż i fryzurę. Na powiekach zrobiła jej smokey eyes, rzęsy musnęła tuszem, a na twarz nałożyła podkład.
-Jeszcze włosy i będzie bomba. Wszyscy zamiast na mnie, będą się gapić na ciebie-Katherine zaśmiała się w odpowiedzi. Megan pokręciła jej włosy lokówką . Katherine włożyła trzycentymetrowe, czarne szpilki. Po prostu uwielbiała chodzić w butach na obcasie i nie potrafiła sobie odmówić. Obie zeszły na dół. Katherine chwyciła klucze, włożyła płaszcz i wyszły z domu.
Kilka chwil potem były już w domu Megan. Zdjęły płaszcze i weszły na górę.
-Wyciągaj suknię i zabieramy się do pracy-Katherine posłała jej delikatny uśmiech. Megan przeszła do łazienki. Po szybkim prysznicu, z pomocą Katherine włożyła sukienkę.
-Nie dziwię się, że Louis się za tobą uganiał-puściła jej oczko. Katherine pomogła Megan w makijażu. Był delikatny, ale bardzo dobrze podkreślał jej oczy.
-Katherine, denerwuję się.
-Megy, nie masz czym. Wyglądasz ślicznie. Poza tym tam będzie czekał na ciebie Louis, więc nie masz się czym martwić. Wszystko pójdzie dobrze.
-Chciałabym, żeby tak było-westchnęła.
-Ej, dziewczyno, to ma być najszczęśliwszy dzień w twoim życiu czy jakoś tak-Megan się uśmiechnęła.
-Ani trochę się nie zmieniłaś-pokręciła głową z rozbawieniem.
-Nie miałam takiego zamiaru-zachichotała. -Teraz myśl co zrobimy z włosami.
-Nie mam pojęcia-wzruszyła ramionami.
-Dobra, nie będziemy przesadzać, ale musisz zamknąć oczy-Megan posłała jej pytające spojrzenie.
-Ale jak to?
-Normalnie. To ma być niespodzianka. Nie gadaj tylko zamykaj oczy-przewróciła oczami.
-Dobra, ale jeżeli to jakiś głupi żart to...
-Siedź cicho, zamykaj oczy i się nie ruszaj-Megan westchnęła zrezygnowana i zamknęła oczy. Siedziała zniecierpliwiona, bo nie miała pojęcia co Katherine wyprawia z jej włosami. Po kilkunastu minutach Katherine pozwoliła jej wreszcie otworzyć oczy.
-Wow-wyrwało jej się, zanim zakryła usta dłonią.
-Wyglądasz bosko-Pierce klasnęła w dłonie. Katherine upięła jej włosy z tyłu. Kilka kosmyków, które wystawały zostały pokręcone lokówką. Megan włożyła białe ślubne szpilki na niewielkim obcasie, chwyciła bukiet i obie zeszły na dół. Do kościoła pojechały samochodem specjalnie wynajętym na tę okazję.
Zanim Megan weszła do kościoła wzięła głęboki wdech.
-Megy, twój książę tam czeka, więc ruszaj-Katherine posłała jej przyjazny uśmiech. Pierce weszła zaraz za Megan. Wszyscy goście wstali, kiedy rozbrzmiał marsz weselny. Katherine zacisnęła rękę w pięść, kiedy zobaczyła kto jest świadkiem Louisa. Przez to wszystko nawet o to nie zapytała.
-Jakoś będę musiała to przeżyć-mruknęła sama do siebie. Przez całą uroczystość Katherine miała uczucie gorąca. Dokładnie takie samo jakie miała kilka miesięcy temu. Jej ręka praktycznie stykała się z ręką Justina. Kątem oka widziała jak Justin cały czas na nią zerkał. Denerwowała się i chciała, żeby to wszystko jakoś przyśpieszyło.
Kiedy młoda para opuściła kościół, została obsypana ryżem. Po tym jak wszyscy złożyli im życzenia, wsiedli do samochodu i odjechali.
-Chyba powinnaś pojechać ze mną-Katherine usłyszała za sobą głos Justina.
-Skoro nie mam wyboru-wzruszyła ramionami. Oboje zajęli miejsca. Pierce nie była z tego zadowolona. Chciała ograniczyć kontakt z Justinem do minimum. Odpychanie go nie było łatwe i tak jak udawała, że go nienawidzi, tak w środku czułą ogromny uścisk. Tak jakby ktoś zaciskał jej wnętrzności z ogromną siłą. Szczególnie mocno ten uścisk czuła w klatce piersiowej z lewej strony. Przez całą drogę panowała między nimi cisza. W zasadzie Justin próbował z nią rozmawiać, ale Katherine milczała jak zaklęta, wpatrując się w szybę. Kiedy zatrzymali się pod salą, Pierce od razu wysiadła.
***
Katherine siedziała przy stoliku i wpatrywała się w tańczące pary. Mimo wszystko zaczęła się zastanawiać jak wyglądałby jej ślub i wesele; jaką miałaby sukienkę; jaka piosenka towarzyszyłaby im przy pierwszym tańcu. Czy byłaby wtedy szczęśliwa? Kto byłby panem młodym? Potrząsnęła głową, odganiając od siebie te myśli. Starała się skupić na tym co sobie postanowiła. Jednak im bliżej porodu było, tym więcej myślała o tym czy na pewno robi dobrze.
-Zatańczysz ze mną?-Justin zajął miejsce obok niej, tym samym wyrywając ją z zamyślenia.
-Nie.
-Dlaczego?-Katherine przewróciła oczami, chociaż wewnętrznie się uśmiechała.
-Bo nie. Dlaczego ty musisz być taki upierdliwy?-warknęła. W odpowiedzi otrzymała chichot szatyna. Zastanawiała się, jakim cudem Justin rozmawia z nią normalnie po tym jak go okłamała. Spodziewała się krzyków i słów "nienawidzę cię", ale nic takiego nie usłyszała. Przecież wczoraj powiedział jej, że cierpiał. Z resztą nawet bez tego wiedziała, że tak będzie. Pamiętała jak zachowywał się, kiedy powiedział jej co stało się pomiędzy nim i Rose. Pamiętała jego czerwone oczy od płaczu. A teraz siedział tutaj i zachowywał się tak jakby nic takiego nie miało miejsca, jakby nigdy go nie okłamała.
-To tylko jeden taniec... Kathy, no co ci szkodzi...
-Dobra, niech będzie, ale robię to tylko po to, żeby mieć cię z głowy-chwyciła jego wyciągniętą dłoń.
-Tego nie mogę ci obiecać.
muzyka
Akurat kiedy oboje stanęli na parkiecie skończyła się poprzednia piosenka, a zaraz potem rozbrzmiała kolejna. Katherine zarzuciła ręce na kark Justina, a on umiejscowił swoje dłonie na talii Katherine. Chcąc, nie chcąc twarz Katherine znajdowała się bardzo blisko twarzy Justina. Znowu czuła to dobrze znane jej ciepło, które towarzyszyło jej zawsze, kiedy Justin był tak blisko.
-Widzisz, ja nie gryzę-uśmiechnął się, kiedy poruszali się w rytm muzyki.
-Nikt nie powiedział, że się ciebie boję-posłała mu bezczelny uśmiech.
-Ślicznie wyglądasz-nachylił się i wyszeptał jej do ucha. Katherine przeszedł przyjemny dreszcz.
-Nie interesuje mnie twoje zdanie-kolejny raz powstrzymywała się od uśmiechu.
-Długo jeszcze zamierzasz mnie tak traktować? Wiem, że spieprzyłem, ale chce to naprawić.
-Tu nie ma czego naprawiać-uniosła głowę i spojrzała na niego. Justin oparł się czołem o czoło Katherine.
-Nadal nie potrafisz kłamać-uśmiechnął się.
-Potrafię. Tylko ty mi nie wierzysz-wzruszyła ramionami.
-Dlaczego nie chcesz dać nam szansy? Możemy to naprawić.
Chciałabym dać ci szansę.
-Nigdy nie było i nie będzie żadnych "nas"-jej głos brzmiał tak, jakby próbowała przekonać samą siebie.
-To nie prawda-Justin pokręcił głową. -Nie pamiętasz jak się ze mną kochałaś? Jak się ze mną całowałaś?
Zamknij się! Bardzo dobrze pamiętam!
-To nie ma znaczenia. Poza tym uprawialiśmy seks, a to nie to samo.
-To ma znaczenie. I to nie był tylko seks-jego głos był stanowczy.
Przecież wiem, idioto!
-Nazywaj to jak chcesz-wzruszyła ramionami. Przez kilka chwil panowała między nimi cisza.
-Skarbie, daj mi szanse to naprawić-położył dłoń na jej policzku. Katherine błądziła oczami po całej jego twarzy.
-Justin, ja...-zaczęła się jąkać. Justin zbliżył swoje usta do jej, a ona go nie zatrzymała. Nie potrafiła, a nawet nie chciała. Justin pocałował ją delikatnie, z uczuciem. Katherine poczuła łaskotanie w brzuchu. Odwzajemniła pocałunek. Tęskniła za tym, tęskniła za nim, ale w głowie nadal miała swoją decyzję. Z każdą chwilą wkładali w to większą pasję. Pierce wplątała palce w jego włosy, ale potem w pewnym momencie odepchnęła go od siebie. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, a potem odwróciła się i wyszła. Usiadła na ławce przed budynkiem, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Wiedziała, że się poddaje i ulega mu coraz bardziej. Przecież miała dać radę, a wystarczyło, że Justin był przez chwilę obok niej i wszystkie jej postanowienia przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie potrafiła tego zatrzymać. Chciała zostać z nim, ale decyzja którą podjęła do czegoś ją zobowiązała. Sama nie wiedziała co ma robić. Otarła łzy, kiedy usłyszała odgłos kroków. Nawet nie zauważyła, że cała trzęsła się z zimna.
-Kathy, przeziębisz się-Justin okrył ją swoją marynarką i usiadł obok niej.
Słodki jesteś, kiedy się o mnie martwisz.
-Dzięki, a teraz zostaw mnie w spokoju-mruknęła. Przysunął się do niej bliżej i złapał ją za rękę.
-Skarbie, po co to robisz? Nie jestem głupi. Raz pozwalasz mi się do siebie zbliżyć, a zaraz potem mnie odpychasz-Katherine zacisnęła powieki.
-Nie rozumiem tego-Justin pokręcił głową.
Będzie mniej bolało, Justin. Nie chcę tego, ale wolę odejść pierwsza niż cierpieć, kiedy ty zostawisz mnie.
-Tu nie ma nic do rozumienia-ton jej głosu był nieprzyjemny. -To błędy, które się nie powtórzą.
Nie słuchaj tego co mówię!
-Czemu to robisz? Wiem, że ci skrzywdziłem, ale żałuję tego. Daj mi to wyjaśnić-drugą ręką złapał ją za brodę i zmusił, żeby na niego spojrzała. Po twarzy Katherine zaczęły płynąć pojedyncze łzy, kiedy patrzyła w jego oczy. Wiedziała, że mówił szczerze. Widziała to w jego oczach. Kolejny raz poczuła uścisk w środku. Czuła się tak jakby ktoś nagle odciął jej dopływ powietrza do płuc, a uścisk w klatce piersiowej sprawiał jej jeszcze większy ból.
Bo cię kocham!
-Nie. Czas na wyjaśnienia minął-wstała, zrzuciła z siebie marynarkę i weszła do środka, ocierając łzy. Przez kilka chwil Justin siedział, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
-Co ja mam, do cholery, zrobić?-oparł łokcie na kolanach i przeczesał włosy palcami.
-Masz nie odpuszczać-usłyszał głos Aurory i odgłos jej szpilek. Uniósł głowę, a Carter zajęła miejsce obok niego.
-Co?
-To co słyszysz.
- Ona mnie odpycha-westchnął.
-Ale nie zawsze i dobrze wiesz dlaczego. Katherine ma trudny charakter i i ciężko jej się przełamać. Wiem jedno, jeśli odpuścisz to ona odejdzie.
-Ona mnie nienawidzi-westchnął.
-I to dlatego godzinami gapiła się na wasze wspólne zdjęcia?-Aurora uniosła jedną brew do góry.
-Co?-uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Justin, nie jestem ślepa i widzę, że ona coś do ciebie czuje. Musisz tylko zburzyć ten mur, który wokół siebie wybudowała. Będzie trudno, bo dokładnie tak samo zachowywała się po śmierci Briana, kiedy wplątała się w to bagno...Zależ ci na niej?
-Zależy. Kocham ją.
-W takim razie masz się nie poddawać. Powiedziałam ci, że nie pozwolę jej tego spieprzyć i słowa dotrzymam. Jesteście dla mnie jak moje własne dzieci i chcę, żebyście się pogodzili.
-Jak mam się z nią pogodzić, kiedy ona nawet nie chce ze mną rozmawiać?!-Aurora milczała przez chwilę.
-Może to trochę nie fair w stosunku do Katherine, ale musisz zatrzymać ją w Stratford, nawet siłą. Przyjechała tu tylko ze względu na ślub Megan. Poza tym Luke czegoś od niej chciał i nawet nie chcę wiedzieć o co chodzi...
-Akurat o to możesz być spokojna. Pilnuję jej.
-I bardzo dobrze. Domyślam się, że zaraz potem będzie chciała wyjechać i jeżeli jej na to pozwolisz to nie zobaczysz jej nigdy więcej-Justina na moment zamurowało.
-Co?
-I jestem pewna, że nie wróci do mnie. Po prostu ją tu zatrzymaj. Ona mięknie. Tylko boi się samotności.
-Przecież nie jest sama-pokręcił głową.
-Ty naprawdę nie rozumiesz-westchnęła. -Tu chodzi o ciebie.
-O mnie?
-Faceci-westchnęła i przewróciła oczami. -Jedyną osobą, która ci to wyjaśni jest Katherine. Zostaje ci tylko namówić ją, żeby zaczęła mówić...Najlepiej gdybyście zamieszkali razem. Wtedy będzie jej trudniej udawać. W końcu się złamie. Może to okrutne, ale jeżeli chodzi o nią to jedyny sposób-uśmiechnęła się.
-Ona w życiu się do mnie nie przeprowadzi.
-Jeżeli naprawdę ci zależy to znajdziesz sposób i pamiętaj, że każdy mur można zburzyć-uśmiechnęła się i ścisnęła pocieszająco jego dłoń. Potem wstała i weszła do środka.
-Odzyskam cię, skarbie. Obiecuję-wyszeptał sam do siebie.
Następnego dnia, kiedy Katherine wróciła ze szkolenia i weszła do kuchni, jej uwagę przykuła kartka przyklejona do lodówki.
Jeżeli chcesz odzyskać swoje rzeczy to przyjdziesz~J
Katherine od razu skierowała się na górę. Zacisnęła ręce w pięści, kiedy po przeszukaniu całego domu nie znalazła swojej walizki. Zerwała kartkę z lodówki i wyrzuciła ją do kosza.
-Jaki on jest cholernie upierdliwy!-warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami. Chcąc, nie chcąc skierowała się do domu Justina. Do środka weszła bez pukania. Bieber leżał na kanapie i oglądał telewizor.
-Wydaje ci się, że to jest śmieszne?-warknęła. Kąciki ust Justina uniosły się do góry. Był pewny, że przyjdzie. Przez kilka godzin zastanawiał się co zrobić, aż w końcu wpadł mu do głowy ten pomysł. Może i głupi, ale skuteczny. Teraz tylko musiał ją tu zatrzymać.
-Nie-pokręcił głową, nie odrywając wzroku od telewizora. Katherine próbowała się uspokoić, biorąc kilka głębokich wdechów, ale w obecności Justina jej to nie wychodziło.
Tylko nie mów, że zapomniałaś, że Justin uwielbia cię denerwować.
Podeszła i stanęła tuż przed nim, zasłaniając mu telewizor.
-Oddaj mi moje rzeczy, do cholery!
-Nie chce mi się-posłał jej głupawy uśmiech i założył ręce za głowę. -A teraz się przesuń, bo przezroczysta nie jesteś
Katherine nachyliła się nad nim tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów. W środku znowu zrobiło jej się gorąco.
-Posłuchaj mnie, kochany. Nie mam ochoty się z tobą użerać, więc rusz łaskawie swoje cztery litery i oddaj mi moje rzeczy!
-Kochany?-uniósł jedną brew.
Cholera, następnym razem pomyśl zanim coś powiesz!
-Nie łap mnie za słowa, tylko zrób to o co cię proszę, idioto!-syknęła.
-Nie.
-Bieber, nie denerwuj mnie-warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Ja nic nie robię. Sama się denerwujesz.
-Po prostu oddaj mi moje rzeczy-wróciła do poprzedniej pozycji. -Gdzie one są?
-Gdzieś-wzruszył ramionami.
-Dobra, sama je znajdę.
Katherine zaczęła przeszukiwać wszystkie pokoje. Swoją walizkę znalazła w pokoju, w którym kiedyś spała. Odwróciła się, kiedy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.
-Po co przyszedłeś?
-Nie pozwolę ci stąd wyjść-Justin oparł się plecami o drzwi.
Co?
-Chyba sobie żartujesz-prychnęła.
-A wyglądam jakbym żartował?... Zostajesz tutaj.
Uderzył się w głowę?
-Nie rozśmieszaj mnie, Bieber.
Chwyciła rączkę walizki i podeszła do niego.
-Przesuń się-warknęła.
-Nie. Zamieszkasz tutaj.
-A jak się nie zgodzę?-skrzyżowała ramiona na piersi.
-To nie ma znaczenia-wzruszył ramionami.
-Popieprzyło cię?! Wypuść mnie-wyrzuciła ręce w powietrze.
-Nie.
Boże, daj mi do niego cierpliwość.
-Bardzo jestem ciekawa dlaczego-sarkazm.
-Bo to też moje dziecko.
-Ja ci go nie zabieram.
-Odpychasz mnie, a to to samo, więc zostajesz tutaj.
-Zamierzasz mnie tu trzymać siłą?
-Jeżeli będę musiał-wzruszył ramionami.
-Jesteś nienormalny-pokręciła głową. -I tak stąd wyjdę-odwróciła się i zamierzała się od niego odsunąć, ale zatrzymały ją ramiona Justina, które owinęły się wokół jej talii, a jego dłonie znalazły się na jej brzuchu,
-Nie pozwolę ci na to, kochanie-poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi.
-Puść mnie!
Nie, błagam, nie puszczaj!
-Tęsknię za tobą-oparł głowę na jej ramieniu.
Ja za tobą też.
-Kiepski żart-Katherine próbowała ściągnąć dłonie Justina, ale w efekcie on splótł ich palce razem.
-Nie uciekaj ode mnie.
-Justin, daj mi spokój.
-Nie-obrócił ją w swoją stronę i ułożył dłonie na jej talii. -Chcę naprawić to co się stało-Katherine potrząsnęła głową.
-Tu nie ma nic do naprawienia. Zgwałciłeś mnie-Justin westchnął zrezygnowany, kiedy usłyszał nieprzyjemny ton jej głosu.
-Wiem, ale żałuję tego. Nie panowałem wtedy nad sobą. To nie miało się wydarzyć.
-Ale się wydarzyło!
-Mogłaś mi powiedzieć prawdę! Wtedy nic takiego by się nie stało!
-Więc to moja wina?!-odepchnęła go od siebie.
-Oboje jesteśmy winni-przeczesał włosy palcami. -Ale to można naprawić.
-Nie ma czego, rozumiesz? Nas łączy tylko to dziecko-położyła dłoń na swoim brzuchu.
-Skarbie, nie mów tak-pokręcił głową. Katherine znowu poczuła uścisk w klatce piersiowej, kiedy popatrzyła w jego oczy.
-To nie prawda-podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. -Przecież wiem, że tak nie myślisz.
-Mówię dokładnie to co myślę-przełknęła nerwowo ślinę.
Nie słuchaj mnie!
-Będziemy mieli dziecko, ale to nie znaczy, że między nami coś jest.
-Naprawdę kiepsko kłamiesz-kąciki jego ust uniosły się w górę.
-Nie kłamię.
-A kiedy się ze mną kochałaś to między nami też nic nie było?-jego dłonie zsunęły się na jej ramiona, kiedy sunął nosem po jej szyi.
-Nadal pachniesz tak samo-złożył kilka pocałunków na jej szyi.
Nie, nie, nie!
Katherine odepchnęła go od siebie.
-Wyjdź stąd! Już!-wrzasnęła.
-I tak tutaj zostajesz-pokręcił głową i zniknął za drzwiami. Katherine położyła się na łóżku i wtuliła twarz w poduszkę, kiedy łzy zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach.
Czemu on mi to robi? Nie rozumie, że tak będzie lepiej?
Bolało ją to, że musiała go odpychać, szczególnie że Justin tak się starał. Bardzo chciała z nim zostać i wyjaśnić to co się stało, ale ciągle było coś co nie pozwalało jej tego zrobić. Za każdym razem była w niej ta niepewność i strach. Nie chciała tracić już nikogo więcej.
~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak późno, ale musiałam odespać mój ostatni brak snu i przyznam się, że w ogóle zapomniałam o tym, że mam dodać rozdział xd
Wy nie czytacie notek, wiec nie zdziwicie się kiedy sama podejmę decyzję. Tylko wtedy bez pretensji!
Następny dopiero za tydzień! Przez ten czas postaram się napisać coś na zapas, bo muszę w końcu zabrać się za pisanie mojego drugiego ff. Z resztą i tak tego nie przeczytacie.
Do następnego xx
Aaaa zajebiste jak zawsze kurde ale sie ciesze ze dodalas szkoda ze dopiero za tydziec ale to nic poczekam tak jak wczesniej kocham to wiec bede czekac ciesze sie ze wgl piszesz bo masz do tego talent jescze raz zajebisty rozdzial i czekam +.+ /tbg
OdpowiedzUsuńSuper a ja czytam każdą twoją notke
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić świetny rozdział jak zwykle ;) / Vejtaszewska
OdpowiedzUsuńJa na rozdział mogę czekać nawet miesiąc :)
OdpowiedzUsuńTez czytam notki :3 dla mnie to naturalne <3 kocham twoje opowiadanie, ale to juz wiesz :-* nie rozpisuje sie dzisiaj, bo jestem na tel. A nie lubie pisać komentarzy na telefonie <3 czekam na nextaaaaa
OdpowiedzUsuńczekam na nasteony, boze on sie tak stara a ona ma to
OdpowiedzUsuńw
dupie:(
Genialny. Niech tylko Kat dopuści do siebie Justina. ♥
OdpowiedzUsuńBoski rozdział jak każdy ♥ ja również czytam notki :) ale nie zawsze mam czas na komentowanie ich itd. Codziennie sprawdzam czy jest nowy rozdział. Najlepszy blog jaki czytałam uwielbiam goo ♡♡♡ czekam na nexta :* ~ Ma
OdpowiedzUsuńRozdział megaaa. Ja głupia czekam i cekam na nowy a tu dwa nowe. Przeoczyłam ten nwm jakim cudem....
OdpowiedzUsuń