15 listopada 2014

Fifty Seven: Gwałt, groźba i próba samobójcza.

*Katherine*

Wróciłam do domu, pustego domu. W tym momencie było mi to na rękę. Nie chciałam, żeby ciotka na to patrzyła. Nie chciałam, żeby patrzyła na moją śmierć albo próbowała mnie powstrzymać. To nie byłoby dobre ani dla mnie, ani dla niej. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Kręciło mi się w głowie, więc otworzyłam okno. Delikatny wietrzyk przywracał mnie do żywych. Dzisiaj wzięłam po raz trzeci w swoim życiu. co prawda była to niewielka ilość, ale zawsze. Wyciągnęłam papierosa z paczki, którą odrzuciłam na biurko, i podpaliłam końcówkę. Kiedy skończyłam, wyrzuciłam niedopałek na trawnik. Wtedy samochód Justina gwałtownie zatrzymał się przed moim domem, a on dosłownie z niego wybiegł.
-Dom mu się pali czy co?-pokręciłam głową.
Zeszłam na dół, kiedy usłyszałam jak krzyczał moje imię, a raczej wrzeszczał i zapaliłam światło.
-Czego się drzesz? Jest środek nocy-warknęłam. Nie zdążyłam zareagować, kiedy przyparł mnie do ściany.
-Zamierzałaś mi powiedzieć?-wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-O czym ty mówisz?-próbowałam poluzować jego mocny uścisk na moich ramionach. Kiedy spojrzałam w jego oczy, zatkało mnie. Jego gałki oczne były przekrwione, a źrenice rozszerzone.
-Kurwa, ile ty tego wziąłeś?-gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nigdy bym go nie namawiała.
-Zamknij się i odpowiadaj!-warknął i przycisnął mnie jeszcze mocniej, o ile to w ogóle było możliwe.
-Zamierzałaś mi powiedzieć, że to ty wysłałaś mnie do szpitala?-złość o mało nie rozsadziła go od środka, a mnie ogarnął strach. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu to uczucie zaczęło wypełniać każdy nerw mojego ciała. Wiedziałam, że Justin nienawidził kłamców. Może i powinnam była się przyznać, ale nie miałam zamiaru tego robić. Po prostu chciałam o tym zapomnieć. Mówią, że w sytuacjach zagrożenia nasz mózg zaczyna pracować szybciej. Mój najwidoczniej tak miał, bo dotarło do mnie, że skoro Mike nie żyje, to została tylko jedna osoba, która mogła się wygadać. Matt.
-Nie. Nie zamierzałam-chciałam, żeby mój głos brzmiał naturalnie, ale nie jestem pewna czy mi się udało. Serce tłukło mi się w piersi. Przede mną stał, oprócz mnie, najgroźniejszy człowiek w Kanadzie, który najpewniej mnie zabije i jestem pewna, że będzie to bardzo bolesna śmierć. Justin odsunął się ode mnie. Mogłam zauważyć czerwone odciski jego palców na moich ramionach. Uniosłam głowę i popatrzyłam na niego. W jego oczach widziałam furie, która przerażała mnie jeszcze bardziej, a zaraz potem poczułam pieczenie na policzku. Z powodu siły tego ciosu bolała mnie połowa twarzy, a moją głowę odrzuciło w prawą stronę. Przyłożyłam rękę do bolącego miejsca i powoli przeniosłam wzrok na niego. W tym momencie chciałam go zabić. Powiedział, że to nigdy się nie powtórzy,a to był dopiero początek.
-Wiesz Kathy, w tym momencie mógłbym cię zabić i umierałabyś powoli i bardzo boleśnie-przełknęłam ślinę, a na dźwięk tych słów moje serce na chwile stanęło. Mój oddech znacznie przyśpieszył, a ja marzyłam, żeby to był tylko jeden z moich koszmarów, po których budzę się z krzykiem w swoim łóżku.
-Ale nie zrobię tego, bo za bardzo mi na tobie zależy-uśmiechnął się.-W takim razie mam inny pomyśl-zbliżył się do mnie.-Zrekompensujesz mi to-kolejny raz przyparł mnie do ściany, tylko tym razem już nie tak mocno.
-Że co?-zamrugałam kilka razy, ale to niestety działo się naprawdę.
-Spokojnie, skarbie. Rozluźnij się to nam obojgu będzie dobrze-zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi.
-Justin, przestań!-próbowałam go odepchnąć, ale na marne.
-Za pierwszym razem było nam tak dobrze, więc powinniśmy to powtórzyć, skarbie-wyszeptał prosto do mojego ucha. Moje ciało przeszedł dreszcz, tylko razem nie z powodu przyjemności. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Zebrałam się i odepchnęłam go najmocniej jak w tej chwili potrafiłam. W błyskawicznym tempie wyminęłam go i chciałam znaleźć się od niego jak najdalej. Byłam niedaleko kanapy, kiedy poczułam jego dłonie na mojej talii.
-Nie uciekaj, kochanie. To nic nie da. Musisz zapłacić za to co zrobiłaś-obrócił mnie tak, że stałam z nim twarzą w twarz. Nie minęła nawet chwila, kiedy wylądowałam na kanapie, a Justin zawisł nade mną.
-Rozluźnij się, kotku-wyszeptał prosto w moje usta. Zaraz potem nasze wargi się zetknęły. Całował mnie delikatnie, ale nie zamierzałam tego odwzajemnić. Wiedziałam co zdarzy się za chwile i w tym momencie chciałam to mieć już za sobą. Nie zareagowałam kiedy mnie rozebrał, ani wtedy kiedy we mnie wszedł. Tępo wpatrywałam się w sufit. Wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie, nawet to, że mój przyjaciel mnie gwałci. W końcu i tak zamierzałam umrzeć.
-Jesteś strasznie nieczuła, kochanie.
Docierały do mnie tylko jego pojedyncze jęki. Zacisnęłam powieki i modliłam się o koniec.

Ocknęłam się, kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Ubrałam się, upewniłam się, że drzwi są zamknięte i skierowałam się do swojego pokoju. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą. Chciałam zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Tego było dla mnie za wiele. Z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza. Nawet gdybym chciała, nie byłam w stanie wydusić z siebie więcej. Leżałam tak, dopóki nie zasnęłam.

Kiedy się obudziłam, zegarek w telefonie wskazywał godzinę 10. Leniwie wstałam z łóżka i przeszłam do łazienki. Kiedy krople wody zaczęły spływać po moim ciele, nie wytrzymałam. Osunęłam się w dół po ścianie i przyciągnęłam kolana pod brodę. Po moich policzkach spływały łzy, a ja wcale nie chciałam tego zatrzymać. Kiedyś oglądając program o zgwałconych dziewczynach, nie mogłam zrozumieć ich strachu i tego co przeżywają. Zawsze śmieszyły mnie ich reakcje, a teraz sama siedzę w kabinie prysznicowej i zalewam się łzami z tego samego powodu.

Nie wiem ile tak siedziałam. Na pewno wystarczająco długo, bo nie byłam wstanie dłużej płakać. Otarłam resztki łez, podniosłam się i wzięłam szybki prysznic. Wytarłam się ręcznikiem, a włosy wysuszyłam suszarką. Kiedy spojrzałam w lustro, byłam w szoku. Na moim lewym policzku widniał wielki fioletowy siniak. Delikatnie dotknęłam go opuszkami palców.
-Ty też mnie oszukałeś! Już nikomu nie mogę ufać-pokręciłam głową. Przeszłam do garderoby. Wyciągnęłam komplet czystej bielizny, zwykłą czarną sukienkę i parę czarnych szpilek. Ubrałam się i wróciłam do łazienki. Dopiero trzy warstwy podkładu zakryły siniaka na moim policzku. Potem zrobiłam kreski eyelinerem, a rzęsy musnęłam tuszem. Dopiero wtedy zauważyłam fioletowe zasinienia na moich ramionach spowodowane jego uściskiem. Nie mogłam na to patrzeć, wyszłam z pomieszczenia, nałożyłam czarny sweterek, żeby to zakryć, wzięłam niewielką torebkę, do której włożyłam telefon i pistolet i zeszłam na dół. Zjadłam szybko śniadanie, zakluczyłam drzwi i skierowałam się do garażu.

Na cmentarz jechałam z uśmiechem na ustach. Musiałam zobaczyć jak trumna z ciałem tego gnoja ląduje dwa metry pod ziemią. Był moim przyjacielem, traktowałam go jak brata, ufałam mu, ale po tym czego się dowiedziałam musiał umrzeć. Wysiadłam z auta i powolnym krokiem skierowałam się do miejsca jego wiecznego spoczynku. Media od dwóch dni trąbiły o znalezieniu jego ciała w lesie. Chłopcy świetnie się spisali, więc policja nie znalazła żadnych śladów. Zatrzymałam się kilka metrów przed miejscem, gdzie miał zostać pochowany. Było tu tylko kilka osób. Zamierzałam poczekać, aż się rozejdą,a przy okazji miałam świetny widok na całą uroczystość.
Stałam tam cholernie długo, bo rozbolały mnie nogi, ale w końcu wszyscy się rozeszli. Wszyscy oprócz jednej osoby. Dziewczyna klęczała przed nagrobkiem, a twarz miała schowaną w dłoniach. Czekałam kilka kolejnych minut, ale ona nie zmieniła swojej pozycji. W końcu zdecydowałam się do niej podejść, bo nie zamierzałam sterczeć tu cały dzień. Kiedy znalazłam się jakiś metr od niej, zszokowało mnie. Te włosy poznałabym wszędzie.
-Alison?-co ona tu robi? Obróciła głowę w moją stronę, na jej twarzy malował się szok, który chwile potem zamienił się w złość.
-Katherine Pierce-wysyczała.-Jak śmiesz tu przychodzić!Uważałam cię za przyjaciółkę, a ty nie dość że mnie zostawiłaś, to teraz odbiłaś mi narzeczonego, a on nie żyje!-nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się śmiać po tym co usłyszałam.
-Kto by pomyślał, że nasz kochany Mike miał narzeczoną?-pokręciłam głową z rozbawieniem. Wiem, że w tym momencie zachowywałam się jak suka, ale nie sądziłam, że ten gnojek ma narzeczoną, a w tym samym czasie wyznał mi miłość.
-Planowaliśmy ślub, szmato!
-Uważaj na słowa-warknęłam.-Bo za chwile możesz wylądować obok swojego kochasia!
-Że co?-wydukała. Widziałam strach w jej oczach i bardzo mnie to cieszyło.
-To przyjacielskie ostrzeżenie-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie mogłabyś mnie zabić-pokręciła głową.
-Dlaczego tak myślisz?-ta rozmowa zaczyna mnie śmieszyć.
-Przyjaźniłyśmy się-wyszeptała.
-Mike też był moim przyjacielem i proszę jak skończył-zrobiłam smutną minkę. Patrzyłam jak jej oczy się rozszerzają, a ona otwiera usta w szoku.
-Nie mów, że ty go...-urwała.
-Nie muszę skoro się domyśliłaś-wzruszyłam ramionami.
-Ty kurwo!-zatrzymałam jej rękę kilka centymetrów przed moją twarzą. 
Skoro tak chcesz się bawić to bardzo proszę!
Wyciągnęłam pistolet z torebki i podstawiłam go jej pod brodę, tym samym unosząc ją do góry.
-Licz się ze słowami, Alison. Bardzo nie lubię się denerwować-wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Nie miałam zamiaru jej zabijać, ale musiałam bardzo mocno się powstrzymywać. Nie chciałam mordować kogokolwiek na kilka godzin przed swoją śmiercią.
-Zabiłam go, bo on zabił mi rodziców i Briana, a potem przez dwa lata udawał mojego przyjaciela.
-Kłamiesz!
-Gdybym kłamała to twój Romeo by tu był, a ty nie musiałabyś po nim płakać na cmentarzu. I ty byłaś moją przyjaciółką-prychnęłam i odepchnęłam ją od siebie. Upadła na ziemię, a ja schowałam broń do torebki.
-Ciesz się, że żyjesz-obróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę wyjścia.
-Katherine, zapłacisz mi za to, obiecuje!-to były ostatnie jej słowa, które dotarły do moich uszu, ale zignorowałam je. Jedyne czego żałowałam to to, że kiedyś uważałam ją za przyjaciółkę.

Wróciłam do domu i przebrałam się w czarne rurki i czarną bluzę z kapturem. Położyłam się na kanapie i objadając się moimi ulubionym lodami, oglądałam telewizje. Właśnie tak chciałam spędzić swoje ostatnie chwile wśród żywych. Sama. Nie miałam ochoty oglądać kogokolwiek, zwłaszcza Biebera.

Kiedy zrobiło się ciemno, pojechałam na polane w środku lasu. Byłam pewna, że tutaj nikt mnie nie znajdzie, tym samym mnie nie powstrzyma. Jednak najpierw musiałam się pożegnać. Z kieszeni wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Aurory.
-Katherine, co słychać?
-Nic takiego. Dzwonię, żeby powiedzieć ci, że cię kocham-nie zamierzałam mówić jej prawdy.
-Też cię kocham, Kathy. Powiedz mi, wszystko w porządku?-w jej głosie słychać było troskę.
-Wszystko jest okey-starałam się, żeby mój głos brzmiał naturalnie i chyba mi się udało. -Powodzenia na pokazie.
-Nie dziękuje, żeby nie zapeszyć-zaśmiała się.-Obiecuje, że niedługo cie odwiedzę.
-Będę czekać-rozłączyłam się. Musiałam powstrzymywać się od płaczu. Przecież chciałam to zrobić. Byłam tego pewna. Do Megan wysłałam smsa, że ją kocham i jest dla mnie jak siostra. Wiem, że to nie była odpowiednia forma, ale wiedziałam że kiedy usłyszę jej głos to się rozkleję, a ona zacznie coś podejrzewać. Mimo wszystko w ten sam sposób pożegnałam się z Justinem. Jakby nie patrzeć był moim przyjacielem. Telefon wrzuciłam do schowka i wysiadłam z auta. Z bagażnika wyciągnęłam drewniany stołek i sznur. Zrobiłam węzeł i zawiesiłam linę na jednej z gałęzi. Nie wiem dlaczego, ale akurat taki sposób wydawał mi się najbardziej odpowiedni. Może dlatego, że istniała nikła szansa na uratowanie mnie, nawet jeżeli ktoś mnie tu znajdzie? Postawiłam stołek i weszłam na niego. Na szyję założyłam stryczek.
-Nareszcie koniec-westchnęłam i odepchnęłam się. Stołek upadł, a sznur zacisnął się na mojej szyi. Z trudem łapałam ostatnie oddechy, aż w końcu pochłonęła mnie ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak wrażenia po rozdziale?
Pojawienie się Alison nie wróży nic dobrego.
Chyba nikt się nie spodziewał tego co zrobił Justin. Zaskoczyłam was?
Jak myślicie co będzie dalej? Napiszcie mi, bo jestem ciekawa jak sobie wyobrażacie dalsze losy Jatherine ;)
Poza tym końcówka wcale nie oznacza, że to koniec tego ff!!!!

Nareszcie jestem! Mam nadzieje, że czekaliście i szczerze was za to przepraszam, ale to nie zależało ode mnie. 
Poza tym cholernie się za wami stęskniłam :)
Okey, więc wracamy do starego rytmu dodawania rozdziałów, czyli sobota i niedziela :)
Chociaż przyznam, że ciężko szło mi pisanie przez te 2 tyg. Zdarzało się, że w ciągu jednego dnia pisałam tylko kilkanaście słów, bo potem coś mnie blokowało i nic nie mogłam złożyć. Napisałam tylko dwa rozdziały, chyba jak do tej pory najtrudniejsze, no ale wena to straszna zołza :p

Do jutra skarby <3





5 komentarzy:

  1. Nie spodziewalam sie tego jestem mega zaskoczona ale pozytywnie bardzo mi sie podoba i nie moge doczekac sie nn*.*/thebestgabi

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu. ..... ona nie może umrzeć. Musi być dobrze! !!!! Czekamy jutro na kolejny. Też tesknilismy x

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu jaki genialny ! Nie mogłam sie doczekać! Tesknilam za tobą :D
    Niespodziewalam sie takiej końcówki xD
    Do jutra !
    /@Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  4. Kathy przezyje (nie wiem czy dobrze mysle) bo gdyby nie przezyla to wydaje mi sie ze zamiast"proba samobojcza" napisalabys smierc....ale moze sie myle :* ale mam nadzieje ze Kathy przezyje :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to motywacja do dalszego pisania :)
Jeżeli komentujesz anonimowo to podpisz się jakoś xx