Katherine weszła na górę i od razu skierowała się do łazienki. Po szybkim prysznicu zabrała się za robienie makijażu. Jak zwykle mocno podkreśliła oczy i nałożyła trzy warstwy podkładu, żeby zakryć siniaka. Cieszyła się, że Megan była wściekła i nie zwróciła uwagi na to, co widniało na jej policzku. Przebrała się jasne jeansy, fioletowy top i czarną bluzę, a zaraz potem zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. Z garderoby wyciągnęła walizkę i zaczęła wrzucać wszystkie ubrania po kolei. Kiedy skończyła, spakowała kosmetyki, biżuterię i wszystko co chciała zabrać z tego domu. W końcu zeszła na dół, taszcząc ze sobą walizkę. Do torebki wrzuciła telefon, dokumenty, chusteczki i paczkę papierosów. Pistolet wsadziła za spodnie, na nogi wsunęła czarne trampki i wyszła z domu. Zamknęła drzwi na klucz i przeszła do garażu. Walizkę wsadziła do bagażnika i zajęła miejsce kierowcy. Przekręciła kluczyk w stacyjce i wyjechała na ulice.
Trzy minuty później zaparkowała przed klubem. Mimo wszystko był jej biologicznym ojcem i szefem, więc chciała powiedzieć mu o mojej decyzji. Szybkim krokiem skierowała się do środka i, nie zwracając na nikogo uwagi, weszła do jego biura.
-Katherine, stało się coś? Przecież dzisiaj nie masz nic do roboty-powiedział zdziwiony.
-Wiem, ale musimy porozmawiać-zajęła miejsce na fotelu.
-O czym?
-Wyjeżdżam ze Stratford-jego oczy się rozszerzyły, a na twarzy pojawił się szok.
-Jak to wyjeżdżasz?-ton jego głosu pokazywał jak bardzo jest niezadowolony.
-Po prostu. Rezygnuje i tyle-wzruszyła ramionami. Nie mogła podać mu prawdziwego powodu. Wiedziała, że Luke jest wybuchowy i zawsze działa pod wpływem impulsu, a gdyby dowiedział się co zaszło miedzy nią a Justinem to... Po prostu nie chciała, żeby coś mu się stało.
-To nie jest możliwe. Nie zgadzam się!
-Nie interesuje mnie twoje zdanie. Przyjechałam tutaj, żeby ci o tym powiedzieć i tyle, a twój sprzeciw mam gdzieś-warknęła. Pokręcił głową i wziął głęboki wdech.
-Nie chcę całe życie zabijać. Skończyłam szkołę i chcę zająć się czymś innym.
-Przecież nigdy ci nie mówiłem, że będziesz to robić zawsze.
-To nie ma znaczenia. Nie chcę być Angel. Mogę spokojnie odejść, bo nikt nie wie kim jestem. Walizka ze sprzętem jest w skrytce w podłodze w moim garażu. Emma może ją zabrać.
-Mam gdzieś ten pierdolony sprzęt. Jesteś moją córką i nie mogę pozwolić odejść ci od tak-wyrzucił ręce w powietrze.
-To że wyjeżdżam nie znaczy, że przestane się odzywać. Nigdy nie zaakceptuję cię jako ojca, bo dla mnie zawsze będzie nim mąż mojej matki, ale możemy utrzymywać ze sobą kontakt.
Katherine wzięła sobie do serca słowa matki, które usłyszała w trakcie spotkania z nią. Luke ją kochał i mogła na niego liczyć, więc postanowiła dać mu szanse. Jej słowa dotyczące ojca na pewno go zabolały, widziała to w jego oczach, chociaż nadal miał kamienny wyraz twarzy.
-Mówisz poważnie?
-Tak-delikatnie się uśmiechnęła. Rozmawiali jeszcze chwilę. Luke zgodził się, a raczej zaakceptował jej decyzję. Powiedział jej też, że pracowała dla niego, bo chciał mieć Katherine blisko siebie. Pierce zawsze czuła się dziwnie, kiedy mówił jej takie rzeczy. Po prostu nie mogła się do tego przyzwyczaić. Wychodząc z klubu natknęła się na Matta. Złość ogarnęła jej ciało. Bardzo szybko do niego podeszła.
-Katherine, ja..-zaczął się jąkać.
-No co? Wygadałeś się, gnoju-wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-Nie chciałem tego! Zjarałem się i tak wyszło.
-Czy ty siebie słyszysz?-wrzasnęła.-Powinieneś się cieszyć, że jeszcze żyję. Przez ciebie i twoją niewyparzoną gębę mogłam zginąć!
Wyciągnęła pistolet za spodni i przystawiła go do jego klatki piersiowej.
-J-jak to?
-Myślałeś, że mi pogratuluje?-warknęła.
-Ale wy się przyjaźnicie-nadal się jąkał.
-Co to ma do rzeczy, gnoju?-syknęła. -Masz szczęście, że pozwalam ci żyć, jeszcze. Możesz być pewny, że zapłacisz mi za to!
-Nie chciałem tego!-podniósł ton głosu.
-Nie wrzeszcz na mnie! I ciesz się, że pozwalam ci żyć!
Schowała pistolet i skierowała się w stronę wyjścia. Po drodze minęła się z Louisem.
-Hej, Kathy-jak zawsze miał uśmiech na twarzy.
-Hej-mruknęła.
-Strasznie blada jesteś.
-Dzięki, dziewczyny lubią słuchać takich rzeczy-prychnęła z rozbawieniem.
-Nie to miałem na myśli-zachichotał.
-Kac-wzruszyła ramionami.
-Czemu jesteś wściekła na Matta?
-Nie ważne-machnęła lekceważąco ręką. Nie mogła mu powiedzieć prawdy. -Teraz muszę już lecieć-powiedziała, wstając. To była głupia wymówka i pewnie każdy domyśliłby się, że chciała stąd wyjść jak najszybciej.
3 tygodnie później
Megan usiadła na kanapie i co chwilę zmieniała programy. Z nudów zaczęła oglądać wiadomości.
"Badania przeprowadzone przez specjalistów wykazały, że sprawcą zabójstwa Jennifer Benson, która została uduszona tydzień temu, jest Rose Stewart. Materiał DNA znaleziony na miejscu zbrodni potwierdza jej winę. Policja poszukuje sprawczyni morderstwa. Jeżeli ktoś ją widział jest proszony o zgłoszenie się na komisariat policji"
Oczy Megan się rozszerzyły, kiedy na ekranie pojawiło się zdjęcie Rose.
-Jasna cholera!-warknęła. Wbiegła na górę i przebrała się w niebieskie rurki i biały top. Zarzuciła na siebie szarą bluzę, na nogi wsunęła pierwsze lepsze buty i wybiegła z domu. Dopiero teraz dotarło do niej, że się pomyliła. Musiała przeprosić Katherine, że podejrzewała ją o zabójstwo Benson. Od czasu kiedy Katherine wyrzuciła ją z domu, nie rozmawiała z Pierce. Chociaż uważała, że miała prawo ją podejrzewać, bo w końcu Katherine nienawidziła Benson z wzajemnością. Pobiła ją i mordowały się wzrokiem za każdym razem, kiedy tylko się spotkały. Zadzwoniła dzwonkiem kilka razy, ale nic się nie działo. Zaczęła szarpać za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Sprawdziła garaż, ale w środku nie było jej samochodu. Od razu wybrała numer Pierce, ale usłyszała tylko monotonny głos sekretarki.
-Numer nieaktywny
Megan zaczęła się martwić. To nie było podobne do Katherine. Ona nie znikała od tak.
Justin siedział na kanapie w salonie i patrzył w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Minęły trzy tygodnie od kiedy ostatni raz widział Katherine. Trzy tygodnie, od kiedy ostatni raz z nią rozmawiał. Trzy tygodnie, od feralnej nocy, kiedy tak bardzo ją skrzywdził. Trzy tygodnie, które ciągnęły się dla niego jak lata. Trzy tygodnie, które były dla niego jak piekło. Trzy tygodnie, podczas których tęsknił. Tęsknił za jej śmiechem, za tym jak z niego kpiła, za jej zgryźliwymi uwagami, za jej narzekaniem, po prostu za nią. Nie mógł sobie wybaczyć tego co jej zrobił. Cholernie tego żałował, ale Katherine nie odbierała telefonów, nie odpisywała na SMS-y. Nie wiedział co ma robić, ani jak to naprawić. Chociaż nie był pewny czy istnieje w ogóle taka możliwość.
-Justin, słyszysz mnie?!-ocknął się, kiedy usłyszał krzyk Megan.
-Czego?-warknął. Od kiedy Katherine nie było obok niego wszystko go irytowało i ciągle chodził wściekły.
-Wiesz gdzie jest Katherine? Nie ma jej w domu, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMS-y, drzwi są zamknięte, a jej samochodu nie ma.
W tym momencie Justin zaczął się o nią martwić. Na początku nie dziwiło go, że nie odbierała od niego połączeń, ani nie odpisywała na SMS-y. Myślał, że nie ma ochoty go widzieć, czemu wcale się nie dziwił, i po prostu go unika. Wybrał jej numer, ale zaniepokoił się, kiedy usłyszał ten idiotyczny komunikat "numer nieaktywny".
-Możesz mi powiedzieć, gdzie ona jest?
-Niby skąd mam to wiedzieć!-Justin wyrzucił ręce w powietrze. Był wściekły, bo nie wiedział co się z nią dzieje.
-Nie udawaj! Coś się musiało między wami stać. Nie zniknęłaby od tak!
-A nie pomyślałaś, że zniknęła, bo oskarżyłaś ją o morderstwo Benson!-wrzasnął. Megan otworzyła usta w szoku. Justin wiedział, że w tym momencie zachowuje się jak hipokryta, bo skrzywdził Katherine równie mocno jak Megan, a nawet bardziej, a teraz zwalał winę tylko na Johnson.
-S-skąd to wiesz?-wydukała.
-Po prostu wiem-wzruszył ramionami.-To równoznaczne z nazwaniem jej potworem! Myślisz, że każda osoba, która zginie została zamordowana przez Katherine?!
-Nie-pokręciła przecząco głową.
-Nie udawaj, Megan. Ty jej nie ufałaś.
-Nie mów tego w czasie przeszłym-warknęła.
-Myślisz, że ci to wybaczy? Co ty tak naprawdę o niej wiesz? Wiedziałaś, że w koszmarach rodzice nazywali ją potworem? Że ona sama na siebie tak mówiła?-wrzeszczał niemiłosiernie. Justin nie potrafił się opanować. Nie mógł zrozumieć jak Megan, która podobno była jej przyjaciółką mogła to zrobić. Justin nigdy nie patrzył na Katherine jak na potwora. Dla niego zawsze była aniołem, jego aniołem.
Przez cały dzień Megan próbowała dodzwonić się do Katherine, ale cały czas słyszała ten sam komunikat. Pisała SMS-y, ale nie dostała odpowiedzi.
-Co się dzieje, kochanie? Cały dzień wgapiasz się w ekran telefonu-obok niej usiadł Louis.
-Martwię się o Katherine. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMS-y, a w domu jej nie ma-westchnęła. Poczuła jak obejmuje ją ramieniem, więc wtuliła się w niego. Louis nie chciał okłamywać Megan, widział jak bardzo martwiła się o Pierce, ale obiecał Katherine, że nie powie nikomu gdzie jest. Nie mógł tez zdradzić jej nowego numeru. Pierce chciała odciąć się od Stratford i wszystkich ludzi tutaj, ale poprosiła Louisa, żeby ją informował.
-Muszę już lecie-Katherine próbowała wyminąć Louisa, ale ten złapał ją za nadgarstek.
-Katherine, na pewno wszystko okey?-Louis zaczął coś podejrzewać.
-Lou, mogę ci zaufać?
-Oczywiście, że tak. Stało się coś?
-Wyjeżdżam-westchnęła.
-Jak to?-nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
-Po prostu muszę. Skontaktuję się z tobą niedługo i powiem ci gdzie jestem, ale obiecaj mi, że nikomu nie powiesz.
Louis zastanawiał się chwilę, ale się zgodził.
-Obiecuje-na twarzy Katherine pojawił się delikatny uśmiech.
-Chcę, żebyś mnie informował co tu się dzieje.
-Jasne-skinął głową.
-Pamiętaj, nie mów nic Megan, a zwłaszcza Justinowi-ton jej głosu był śmiertelnie poważny.
-Okey-uśmiechnął się. Ciekawiło go dlaczego Katherine nie chciała, żeby Justin wiedział cokolwiek, ale nie pytał. Chciał zaczekać, aż Katherine powie mu sama. Był jej przyjacielem i dogadywali się świetnie, mimo że nie wiedział zbyt wiele o Pierce.
-Wielkie dzięki, Lou-przytuliła go.
-Nie ma sprawy, Kathy.
-Z tego co wiem Katherine wyjechała- Megan gwałtownie podniosła się do pozycji stojącej.
-Jak to wyjechała?
-Nie wiedziałaś?-pokręciła przecząco głową.
-Widziałem się z nią jakieś trzy tygodnie temu w klubie. Potem Emma powiedziała mi, że Katherine rzucił pracę u Williamsa i wyjechała-źle było mu z tym, że okłamywał Megan, ale musiał dotrzymać obietnicy.
-To przeze mnie-zaczęła kręcić głową, a łzy zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Opadła z powrotem na kanapę i schowała twarz w dłoniach.
-Justin ma rację. Nic o niej nie wiem-wychlipała.
-Megy, spokojnie-Louis przyciągnął ją do siebie.
-Ona wyjechała przeze mnie-płakała nadal. Megan nie potrafiła się uspokoić.
-Chciałam tylko wiedzieć, czy to ona ją zabiła. Nie chciałam, żeby pomyślała, że widzę w niej potwora! Nigdy tak nie myślałam! A teraz nawet nie mam jak jej tego powiedzieć-chlipała. Zasnęła ze zmęczenia, spowodowanego godzinny płaczem. Louis przykrył Johnson kocem.
Megan w ciągu kilku kolejnych dni stała się cieniem człowieka. Nie myślała o jedzeniu, zasypiała tylko wtedy, kiedy jej organizm był wyczerpany, a ona nie była w stanie czuwać dłużej. Przez cały czas wpatrywała się w ekran telefonu z nadzieją, że Katherine się do niej odezwie, ale nic takiego się nie działo. Nie mogła sobie wybaczyć, że w ogóle mogła pomyśleć o tym, że to Katherine jest winna śmierci Benson. Tak jak kilka dni temu twierdziła, że miała do tego prawo, tak teraz dotarło do niej, że w ostatnim czasie Jennifer i Katherine schodziły sobie z drogi i nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej pierwszą myślą, po tym jak usłyszała w telewizji o śmierci Jennifer, była Katherine. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka, a ona nawet nie miała szansy jej przeprosić i błagać, żeby jej wybaczyła. Katherine była dla niej jak siostra i potrzebowała jej, a potraktowała ją jak najgorszego człowieka na świecie. Kiedy nie była już w stanie dłużej powstrzymywać opadających powiek, zasnęła. Louis wszedł do salonu i spojrzał na śpiącą Johnson. Na ten widok coś ścisnęło go za serce. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Katherine.
-Co jest, Lou?
-Katherine, Megan się o ciebie martwi. Wie, że popełniła błąd i żałuje tego.
Usłyszał tylko westchnięcie po drugiej stronie.
-Powiedz jej, że wszystko ze mną w porządku.
-Kathy, powinnaś się z nią skontaktować-przeczesał włosy palcami.
-Nie mogę. Nie teraz.
-Katherine, proszę cię. Odezwij się do niej. Ona jest w fatalnym stanie. Porozmawiaj z nią-jego ton głosu był wręcz błagalny. Nie mógł patrzeć jak jego dziewczyna cierpi.
-Louis, chciałabym, ale nie mogę tego zrobić.
-Katherine, proszę tylko o chwile rozmowy.
-Louis, czy ty rozmawiasz z Katherine?!-usłyszał za plecami podniesiony głos Megan.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taka niespodzianka i rozdział jeden dzień wcześniej ;)
No i się dzieje he he
Jak myślicie Katherine wróci?
Skoro pytacie to odpowiadam.
LCCYL jeszcze się nie kończy. Spokojnie :)
Nie będzie 2 części!
Ale do końca jeszcze daleko :D
Przypominam, że pod tagiem opowiadania umieszczam cytaty z kolejnych rozdziałów!
Zapraszam na mojego drugiego bloga :) Możecie już komentować anonimowo!
W życiu nie myślałam, że aż tak się wam spodoba to co pisze. Jest mi cholernie miło, bo jest to moje pierwsze ff.
Kocham was skarby moje <3
Mam najlepszych czytelników pod słońcem i nikomu was nie oddam :D
Dziękuję za 38 tys. wyświetleń !