Serce podeszło Katherine do gardła, kiedy stanęła przed jej drzwiami. Nie wiedziała co mam robić. Nadal była w szoku. Kurczowo ścisnęła rączkę walizki lewą ręką. Uniosła prawą dłoń i zapukała w drzwi. Czekała kilka chwil, ale nic się nie zdarzyło. Wzięła kilka głębszych wdechów i nacisnęła na dzwonek. Kilka chwil później drzwi się otworzyły i stanęła w nich zaspana Aurora. Ubrana w spodnie od piżamy w niebieską kratę i szary top, przecierała ręką oczy. Nic dziwnego w końcu była trzecia rano.
-Katherine, co ty tu robisz?-była zdziwiona.
-Mogę u ciebie zostać?-Katherine starała się brzmieć normalnie.
-Oczywiście. Wchodź do środka-uśmiechnęła się. Katherine chwyciła walizkę i przekroczyła próg jej mieszkania.
-Siadaj i mów co się stało-głos Aurory był stanowczy.
-Czy musi się coś stać, żebym musiała do ciebie przyjechać?-Katherine próbowała udawać rozbawienie.
-Znam cię, Kathy. Co się stało?-zapytała, kiedy usiadły na kanapie. Wtedy Katherine nie wytrzymała, a łzy zaczęły torować sobie drogę po jej policzkach. Aurora natychmiast ją przytuliła i zaczęła pocierać jej plecy.
Katherine płakała i krztusiła się łzami. Czuła się jakby cały jej świat rozpadł się na kawałki. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Kolejny raz w jej głowie pojawiły się myśli o samobójstwie, ale nie mogła tego zrobić. Na pewno nie w tej sytuacji.
Po kilkunastu minutach uspokoiła się, ale łzy nadal spływały po jej policzkach.
-Katherine, powiedz mi co się stał, chociaż w tym momencie boję się tego słuchać-Aurora stresowała się coraz bardziej.
Znała Katherine, ona płakała tylko wtedy kiedy coś bolało ją tak bardzo, że nie zostawało jej nic oprócz płaczu. Ostatnim razem widziała ją taką po śmierci jej rodziców, a potem Briana. Katherine wzięła głęboki wdech. To co za chwilę miała powiedzieć ciotce nie było dla niej łatwe. Aurora przełknęła ślinę, podświadomie czuła, że nie jest to nic przyjemnego.
Katherine opowiedziała jej o wszystkim. O tym jak Justin ją zgwałcił i jak do tego doszło, o tym że Megan oskarżyła ją o śmierć Benson i o tym, że próbowała popełnić samobójstwo. Nie pominęła niczego. Musiała to z siebie wyrzucić.
Po wszystkim Aurora przytuliła ją ponownie. Wtedy Katherine wybuchła płaczem po raz kolejny. Myślała o tym czemu spotyka ją to wszystko. Jej zdaniem była to kara od Boga za te wszystkie zbrodnie, które popełniła. W tym momencie bardzo chciała cofnąć czas.
Aurora powstrzymywała się by nie wybuchnąć złością. Nie mogła uwierzyć, że Justin był w stanie zrobić Katherine coś takiego.
-Kathy, spokojnie. Przyjdzie czas, kiedy zapomnisz-Aurora kołysała ją w swoich ramionach.
-Nie zapomnę. Jestem w ciąży-kolejny raz Katherine krztusiła się łzami. Aurora na moment zamarła. Czuła się jakby dostała czymś w głowę, a to było tylko przywidzeniem. Niestety to była prawda. Katherine przeżywała to samo co ona kiedyś. Nie potrafiła wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Wiesz co jest w tym najgorsze? Że za nim tęsknie i go kurwa kocham-warknęła i wstała z kanapy. Chwyciła walizkę i schodami udała się na górę.
Aurora przez kilka kolejnych minut siedziała jak zaczarowana. Nie mogła się ruszyć. Szok ogarnął jej ciało.
W końcu chwyciła za telefon, który leżał na niedużym szklanym stoliku i wybrała numer Justina. Nie interesowało jej co teraz robi, ani która jest godzina. Gdyby była teraz w Stratford udusiłaby go za to co zrobił.
Justin nie mógł spać. Jak każdej nocy przewracał się z boku na bok. Dobijało go to, że Katherine nie ma obok, a on nie ma jak jej przeprosić i błagać, żeby mu wybaczyła. Tak właśnie. Był w stanie błagać ją na kolanach.
Odebrał od razu, kiedy na ekranie zobaczył nazwę kontaktu.
-Halo?
-Jak mogłeś to zrobić?! W życiu się tego nie spodziewałam! Powinieneś się cieszyć, że żyjesz!-Aurora była wściekła, ale nie mogła krzyczeć, bo na górze była Katherine.
-Ale o co chodzi?
-Nie udawaj idioty!Zgwałciłeś Katherine!
-Skąd o tym wiesz?-westchnął ciężko.
-Powiedziała mi, a jak myślisz-głos Aurory przepełniony był jadem. Zawsze traktowała go jak własne dziecko, tak samo jak Megan czy Louisa, i nie mogła uwierzyć, że Justin posunął się do czegoś takiego?
-Katherine jest u ciebie?-Justin od razu się ożywił. Aurora chciała w tym momencie palnąć sobie w łeb. Justin nie był głupi i domyślił się od razu.
-Nie, nie ma jej tutaj-nie uwierzył jej.
-Błagam cię, powiedz mi prawdę. Muszę wiedzieć gdzie ona jest-głos mu się łamał.
-Po co chcesz to wiedzieć?-warknęła.
-Kocham ją i chce to naprawić.
-Módl się, żebyś miał do tego okazję-syknęła i się rozłączyła. Wiedziała, że jeżeli Justin naprawdę kochał Katherine i naprawdę zależało mu na jej wybaczeniu to musiał się postarać, bo Katherine należała do tych osób, które nie wybaczają łatwo albo nie robią tego wcale.
Katherine podniosła się powoli z podłogi w łazience. Przemyła twarz wodą i dokładnie umyła zęby. Nie znosiła porannych mdłości. Już kilka dni temu zaczęła coś podejrzewać. Na początku wmawiała sobie zatrucie, ale potem myśli o tym, że nosi w sobie dziecko zaczęły nawiedzać ją coraz częściej. Mimo wszystko nie mogła uwierzyć, kiedy lekarka w szpitalu potwierdziła jej przypuszczenia. Ubrała szare dresy i niebieską bluzę z kapturem przez głowę. Nie widziała sensu w nakładaniu makijażu, z resztą od momentu wyjazdu ze Stratford przestała zwracać na to uwagę. Zeszła na dół. W kuchni zastała ciotkę.
-Jak się czujesz?-Katherine zajęła miejsce na krześle za stołem.
-Nijak-wzruszyła ramionami. Po wczorajszym wybuchu płaczu czuła się odrobinę lepiej, ale nie na tyle żeby chociaż spróbować normalnie funkcjonować. Siedziała, opierając brodę na kolanie, nogi przyciągniętej do klatki piersiowej, i wpatrywała się w ścianę.
-Jesteś głodna?-Aurora chciała zrobić cokolwiek, żeby wyciągnąć ją z tego stanu. Nie chciała, żeby Katherine zamknęła się w sobie ponownie. I pomimo wszystko to właśnie dzięki Justinowi ponownie się otworzyła. Carter cierpiała patrząc na swoją siostrzenicę. W pamięci nadal miała to co sama przeszła. Bała się, że Katherine zrobi coś głupiego, bo przecież tak niewiele brakowało, a już teraz byłaby martwa.
-Chyba-Katherine kolejny raz wzruszyła ramionami.
-Wiesz, że musisz jeść-Aurora westchnęła ciężko.
-Wiem do cholery!-Katherine uderzyła pięścią w stół.
-Nie traktuj mnie jak dziecka. Wiem co powinnam robić-warknęła.
-Katherine, nie powinnaś się denerwować-Aurora nie miała pojęcia jak jej pomóc.
-Wiem-Pierce wróciła do poprzedniej pozycji. Katherine sama nie wiedziała co ma robić. Nie widziała siebie w roli matki. Przecież była mordercą, pozbawiała ludzi życia, a teraz miała je dać.
-Co zamierzasz teraz zrobić?-Aurora postawiła przed nią kubek z herbatą i zajęła miejsce naprzeciwko niej.
-Nie mam pojęcia-mruknęła w odpowiedzi.
-Chcesz usunąć ciążę?-głos Aurory zadrżał, kiedy wypowiadała te słowa. Katherine gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na ciotkę z mordem w oczach.
-Za kogo ty mnie masz?-syknęła. -W życiu nie skrzywdziłabym dziecka. Ono nie jest niczemu winne-pokręciła głową. Aurora uspokoiła się. Wiedziała, że Pierce tego nie zrobi, ale mimo wszystko chciała się upewnić.
Katherine pociągnęła niewielki łyk ciepłego napoju. Jej zaciśnięty żołądek zaczął się rozluźniać.
Po kilku minutach Aurora zdołała namówić Katherine do zjedzenia jogurtu. I jak na razie była to jedyna rzecz, którą żołądek Katherine był w stanie przyjąć.
-Mam nadzieję, że wiesz, że teraz nie możesz pracować dla twojego ojca-Aurora skrzywiła się.
-Wiem przecież-Katherine przewróciła oczami. -Już nie pracuję i Luke o tym wie.
Katherine leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Próbowała sobie wyobrazić jak będzie wyglądało jej życie, kiedy ta malutka kruszynka przyjdzie na świat, ale nie potrafiła. Nie potrafiła wyobrazić sobie momentu, kiedy będzie trzymała tą małą istotkę na rękach. A już na pewno nie chciała myśleć o reakcji Justina. W końcu miał prawo wiedzieć, ale na pewno nie teraz. Zastanawiała się czy w ogóle mu powiedzieć. Najlepszym wyjściem dla niej było po prostu przemilczeć fakt, że będą mieli dziecko i dać mu znać, kiedy maluch pojawi się na świecie. Katherine nie była gotowa na spotkanie z Justinem. Nawet jeżeli bardzo za nim tęskniła.
W pewnym momencie złapała telefon w dłoń i zaczęła przeglądać galerię. Wpatrywała się w ich wspólne zdjęcia, a na jej twarzy uformował się delikatny uśmiech. Czuła się dokładnie tak samo po śmierci Briana. Wtedy też wpatrywała się w jego zdjęcia, z tą różnicą że Justin żył. Zaraz potem wyrzuciła telefon, który upadł na podłogę.
-Dlaczego? Do jasnej cholery, dlaczego?-z jej oczu znowu zaczęły wypływać łzy.
Katherine po spacerze wchodziła schodami do góry. Pierwszy raz od kilku dni wyszła z domu. Powoli przemierzała schody. Jej serce zatrzymało się, kiedy dostrzegła Justina siedzącego pod drzwiami mieszkania jej ciotki. Przełknęła ślinę i jak najszybciej się wycofała. Wybiegła z budynku. Nie mogła uwierzyć, że on tam jest. Ale jakim cudem ją znalazł? Zastanawiała się czy Aurora ją wydała. Chociaż nie byłoby to możliwe. Carter nie mogłaby jej tego zrobić. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała jej numer.
-Katherine, stało się coś?
-Ciociu, Justin tu jest-wyrzuciła na jednym tchu.
-Jak to? Gdzie jest?
-Wyszłam na spacer, a kiedy wracałam to zauważyłam go pod drzwiami. Siedzi tam. Powiedz mi, powiedziałaś mu gdzie jestem?-ton jej głosu był wręcz błagalny.
-Oczywiście, że nie. Poczekaj na mnie zaraz tam będę-rozłączyła się.
Kilkanaście minut później Aurora wysiadła z taksówki. Od razu skierowała się schodami do swojego mieszkania. Justin stanął na równe nogi, kiedy tylko ją zauważył.
-Justin, co ty tu robisz?-ton jej głosu był spokojny. Po tym co powiedziała jej Katherine Aurora zaczęła myśleć. Nie mogła winić tylko Justina. Katherine też była winna temu co się stało, ale mimo wszystko Justin nigdy nie powinien był posunąć się do czegoś takiego.
-Chce wiedzieć czy Katherine tu jest-nie zamierzał odpuścić. Nie wierzył w słowa Aurory. Skoro ona wiedziała o tym co się stało to Justin był przekonany, że nie puściłaby Katherine od tak po prostu.
-Mówiłam ci, że jej tu nie ma-modliła się, żeby udało mu się go przekonać.
-Nie wierzę ci-pokręcił głową.
-Nie ma jej tutaj!-warknęła. -Z resztą wątpię, żeby chciała cię widzieć.
-Przekaż jej, że się o nią martwię i zrobię wszystko, żeby to naprawić-włożył ręce do kieszeni i skierował się do wyjścia z budynku.
yyyy idk co mam powiedzieć jeżeli chodzi o ten rozdział xd
Love Can Change Your Life teraz również na wattpad.com :)
link
Nie ma tam jeszcze wszystkich rozdziałów, ale postaram się dodać je w najbliższym czasie.
Od teraz rozdziały będę publikować tutaj i tam :)
Z okazji świąt życzę wam przede wszystkim spełnienia marzeń. Nigdy się i nie poddawajcie i walczcie do końca. Poza tym życzę wam samych radosnych dni i uśmiechu na twarzy, prezentów, które chcieliście dostać i wszystkiego czego sobie tylko życzycie :)
Wesołych Świąt, aniołki xx
Kolejny rozdział prawdopodobnie w wigilię, ale nic nie obiecuję