Anabelle gabinet swojego ojca odwiedzała maksymalnie dwa razy w tygodniu. Nie chciała przeszkadzać mu w pracy, której zazwyczaj miał dużo i bardzo często pracował w domu, żeby nie spędzać po raz kolejny całego dnia z dala od rodziny. Kiedy do niego przychodziła, na początku rozmawiali o szkole i codziennych sprawach. Ana od zawsze była córeczką tatusia, więc uwielbiała spędzać z nim czas, nawet jeżeli poza rozmawianiem nie robili nic innego. Jednak nie mówiła mu o wszystkim, co wcale nie było dziwne, bo przecież żaden nastolatek nie mówi wszystkiego rodzicom. Od pewnego czasu dziewczyna za każdym razem sprowadzała rozmowę do jednego tematu – jej matki. Justin opowiadał jej o Katherine, kiedy była z nią w ciąży oraz historie z jej wczesnego dzieciństwa, których nie pamiętała. To było jak pewny rodzaj terapii dla niej. Wielokrotnie uśmiechała się słysząc, że matka czekała na jej narodziny. Czasami wyobrażała sobie Katherine z niemowlęcą wersją siebie w jej ramionach i wtedy czuła się kochana. W takich momentach nie pozwalała sobie na płacz, chociaż jej oczy nie raz przypominały szklanki. Nie chciała, żeby Justin to zobaczył, ale w momencie, w którym zamykała za sobą drzwi do jej pokoju wybuchała płaczem. To nie były łzy szczęścia. Te opowieści były jak maść na jej poranione serce, potrzebowała ich. Dzięki nim zapewniała samą siebie, że matka ją kocha i jej na niej zależy, bo Katherine jej tego nie okazywała.
Stanęła przed drzwiami gabinetu jej ojca z szybko bijącym sercem. Dzisiaj nie chciała, żeby ich rozmowa potoczyła się według schematu. Chciała, żeby ojciec udzielił jej odpowiedzi na pytanie, które zajmowało jej myśli od kilku dni. Jak zwykle zapukała w drzwi trzy razy, co stanowiło kod, który rozumieli tylko oni. Przystawiła ucho do drewnianej powierzchni i uważnie nasłuchiwała trzech puknięć w biurko, co oznaczało, że może wejść. Na ten pomysł wpadła, kiedy przypadkiem weszła do środka w trakcie ważnej rozmowy telefonicznej. Sądziła, że ten system jest najlepszym rozwiązaniem, bo będzie mógł jej odpowiedzieć nie używając słów, ani nie przerywając jakiejkolwiek innej czynności. Po usłyszeniu pożądanego dźwięku, chwyciła za klamkę. Starała się wchodzić jak najciszej, żeby nie wywoływać niepotrzebnego hałasu. Nie znosiła trzaskania drzwiami, od zawsze kojarzyło się jej to z kłótnią rodziców, do których zdążyła się przyzwyczaić, ale na ten dźwięk zawsze wzdrygała się. Zajęła miejsce na krześle stojącym naprzeciwko biurka i spojrzała na swojego ojca, który nawet na chwilę nie oderwał wzroku od ekranu laptopa.
– Cześć, tato – mruknęła, przyciągając kolana do klatki piersiowej.
– Hej, córeczko. Co słychać? – powiedział energicznie przesuwając palcami po klawiaturze. Ana przełknęła ślinę i zmusiła się do rozpoczęcia rozmowy, której końca się obawiała.
– Tato, chciałabym cię o coś zapytać.
Justin natychmiast przeniósł wzrok na swoją córkę.
– Coś się stało? – zapytał, opierając łokcie na blacie biurka. Teraz jego uwaga była całkowicie skupiona na niej.
– Co się dzieje z mamą?
– To znaczy? – Zmarszczył czoło.
– Mama ostatnio ciągle jest zła...– poruszyła się niespokojnie, kiedy pewna myśl pojawiła się w jej głowie –...i chciałam wiedzieć czy coś się stało.
– Mama po prostu bardzo przejmuje się projektem, nad którym pracuje i się denerwuje, bo wszystko co wymyśli jej zdaniem nie pasuje. – Uśmiechnął się delikatnie.
– Na pewno chodzi o to? Nie rozwodzicie się, prawda? – drugie pytanie wypowiedziała zdecydowanie ciszej, jakby wypowiedzenie tego głośniej miało sprawić, że po ich małżeństwie nic nie zostanie.
– Skąd ten pomysł?
Kiedy w odpowiedzi otrzymał wzruszenie ramionami, pokręcił głową z rozbawieniem.
– Ana, pamiętasz naszą starą zasadę? Nie pozwolimy mamusi odejść.
Dziewczyna uniosła wzrok i spojrzała na niego z nadzieją w oczach. To był jej największy lęk, przerażało ją same wyobrażenie jej rodziców w sali sądowej, gdzie za chwilę mieli usłyszeć, że ich związek został zakończony.
– Na pewno?
– Na pewno. – Skinął na potwierdzenie swoich słów. – Nie ma mowy, żebym rozwiódł się z twoją matką, nawet jeżeli zacznie we mnie rzucać talerzami.
Ana uśmiechnęła się, kiedy z ust Justina wydobył się krótki śmiech.
– Nie masz się czym martwić, córeczko. Jak mama skończy pracować nad tym projektem, to znowu zacznie być irytująca. – Teatralnie przewrócił oczami. Tym razem śmiech opuścił jej usta.
– Czemu myślałaś, że się rozwodzimy?
Musiał poznać odpowiedź. To nie było pytanie, które córka zazwyczaj zadaje swojemu ojcu. Poza tym słowo „rozwód” nawet po tylu latach przywoływało nieprzyjemne wspomnienia wyprowadzki Katherine i powodowało u niego nieprzyjemne dreszcze. On nigdy, nawet przez chwilę nie pomyślał o rozwodzie, dlatego musiał się dowiedzieć czemu zrobiła to jego prawie 17-letnia córka.
Ana milczała , nerwowo bawiąc się palcami. W głowie starała się ułożyć zdania, które najlepiej opisałyby sytuację z jej punktu widzenia.
– Ostatnio mam ciągle jest zła, a ty praktycznie stąd nie wychodzisz i coraz rzadziej ze sobą rozmawiacie – mruknęła unikając jego wzroku.
– Córeczko, spójrz na mnie – poprosił. Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę i wykonała jego prośbę, na co Justin pochylił się w jej stronę.
– Wiesz, ja uwielbiam denerwować twoją matkę – wyszeptał, jakby bał się, że Katherine jakimś cudem go usłyszy. – Ale tylko wtedy, kiedy ma dobry humor. Denerwowanie jej, kiedy jest zła, jest jak nastąpienie na jadowitego skorpiona, a ja chcę jeszcze trochę pożyć.
Na koniec puścił jej oczko, przez co Ana zasłoniła dłonią usta, żeby stłumić chichot. W gabinecie spędziła jeszcze kilka minut i dopiero, kiedy była pewna, że między jej rodzicami jest wszystko w porządku, co Justin musiał potwierdzać cztery razy, z westchnieniem ulgi wróciła do swojego pokoju.
Po wyjściu Anabelle Justin nie mógł skupić się na pracy. Siedział pochylony, opierając policzek na dłoni, a w palcach obracał długopis. Jej słowa ciągle przewijały się w jego głowie jak nagranie. Zaczął się zastanawiać czy naprawdę jego małżeństwo tak wyglądało, jakby mieli się rozwieść. Zdawał sobie sprawę, że prze ostatnie dwa tygodnie prawie nie wychodził z gabinetu. Był w domu, ale w ogóle nie widywał swojej rodziny. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z Katherine, bo wymiany kilku słów w ciągu dnia nie mógł nazwać rozmową. Westchnął ciężko, kiedy dotarło do niego, że poza projektem, nad którym aktualnie pracowała, nie miał pojęcia co się dzieje w życiu jego żony. Oddalał się od niej. Czy to początek końca naszego małżeństwa? – pomyślał. Jednak zaraz potem pokręcił głową i zignorował tę myśl. Odłożył długopis, wyłączył laptopa i spojrzał na zegarek na jego nadgarstku. 20:47.
– Kathy powinna być teraz w sypialni – mruknął do siebie podnosząc się ze skórzanego fotela. Szybkim krokiem skierował się do sypialni, gdzie, tak ja przewidział, była Katherine. Siedziała na łóżku z książką w dłoni, ubrana w fioletową koszulę nocną, którą dostała od Justina, a jej włosy zaplecione były w warkocz.
– Hej – powiedział, podchodząc do szafy, skąd wyjął spodnie od piżamy w czerwoną kratę i czarną koszulkę.
– Hej – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od tekstu. Justin pokręcił głową i wszedł do łazienki, gdzie się przebrał. Normalnie zrobiłby to w sypialni, a ubrania zostawiłby na podłodze, co zawsze denerwowało Katherine, ale teraz nie chciał jej irytować. Z powrotem wszedł do sypialni, gdzie na nocnym stoliku zostawił telefon, który wcześniej wyjął z kieszeni spodni, i usiadł na łóżku. Czekał, aż Katherine zwróci na niego uwagę, ale to się nie stało.
– Już skończyłaś czytać – warknął.
– Co? – zapytała zdziwiona. W tym samym czasie Justin wyrwał jej książkę z dłoni.
– Zwariowałeś?! – pisnęła. – Oddaj mi to! – krzyknęła rzucając się w jego stronę. Nachyliła się nad jego ciałem, próbując odebrać przedmiot, który Justin wsunął pod łóżko po swojej stronie. On objął ją w talii i z powrotem posadził ją na łóżku.
– Czytałam! – Posłała mu mordercze spojrzenie.
– Poczytasz kiedy indziej. Teraz chcę z tobą porozmawiać.
– Przerwałeś mi w najlepszym momencie, więc nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. – Przewróciła oczami, krzyżując ramiona na piersi. – Poza tym od kiedy ty chcesz ze mną rozmawiać – prychnęła.
– Kathy, odpuść sobie dzisiaj bycie jędzą i porozmawiaj ze mną.
Ona jedynie wzruszyła ramionami i położyła się, przykrywając się kołdrą do pasa. Justin westchnął i przetarł twarz dłońmi.
– Ana przyszła do mnie i pytała czy się rozwodzimy.
Na te słowa Katherine podniosła się do pozycji siedzącej.
– Słucham?
– Zapytałem ją dlaczego tak myśli i po tym co powiedziała, musiałem przyznać jej rację – powiedział ignorując jej pytanie.
– Chcesz się rozwieść? – zapytała niepewnie. Uważnie przyglądała się mu, a jej dolna warga drżała.
– Co? Nie. – Pokręcił głową. – Oczywiście, że nie. – Objął ją w talii. – Ale ona miała rację. Oddaliliśmy się od siebie.
– Miałeś dużo pracy, rozumiem. Justin, nie musisz się tłumaczyć. – Spuściła wzrok.
– Mam gdzieś pracę. – Uniósł jej podbródek i objął dłońmi jej twarz. – Ty jesteś ważniejsza. Nasza rodzina jest ważniejsza. – Przybliżył swoją twarz do jej twarzy, przez co zetknęli się czołami. – Przepraszam – wyszeptał.
– W porządku. Nic się nie stało. – Próbowała zdobyć się na uśmiech, który by go przekonał, ale nie była pewna czy się jej to udało. Zgadzała się z nim, oddalili się od siebie. Bolało ją, że Justin wolał spędzać całe dnie przed komputerem niż obejrzeć wspólnie film. Nie mówił do niej „kotku”, „skarbie” ani „kochanie”, zwracał się do niej po imieniu, czym coraz głębiej wbijał nóż w jej serce. Podświadomie bała się najgorszego, ale nie odważyła się nawet wypowiedzieć tego na głos. Nie chciała się z nim kłócić, żeby nie pogorszyć, i tak kiepskich, stosunków między nimi.
– Kathy... – westchnął, kiedy zdjęła jego dłonie ze swojej twarzy i położyła się, obracając do niego plecami.
– Justin, jesteś zmęczony. Powinieneś iść spać – mruknęła gasząc lampkę, która była jedynym źródłem światła w pokoju.
– Kotku, porozmawiaj ze mną. – Przytulił się do niej, chowając twarz w jej włosach. – Nie chcę, żeby nasze małżeństwo tak wyglądało.
– Justin, idź spać – powiedziała, chowając twarz w poduszce, tym samym próbując powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu.
– Nie będę spał – burknął jak obrażony 5-latek. – Chcę z tobą porozmawiać.
Katherine mu nie odpowiedziała. Leżeli chwilę w ciszy. W momencie, w którym Justin usłyszał pociągnięcie nosem, odsunął się od Katherine.
– Skarbie, ty płaczesz?
– Nie – mruknęła łamiącym się głosem. Justin wyciągnął rękę i zapalił lampkę. Zaraz potem obrócił Katherine w swoją stronę.
– Kotku, co się dzieje? – Starł słoną ciecz z jej policzków.
– Nic.
– Proszę cię, powiedz mi. – Nachylił się nad nią.
–Justin, daj mi s... – Przerwał jej wpijając się w jej usta. Katherine zbyt mocno tęskniła za jego dotykiem, żeby go odepchnąć. Pogłębiła pocałunek, obejmując go za szyję. Ich usta przywierały do siebie jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach. Coraz bardziej zatracali się w pocałunku, który z każdą chwilą stawał się bardziej namiętny. Odsunęli się od siebie dopiero w momencie, w którym ich płuca zaczęły błagać o tlen.
– Powiesz mi teraz o co chodzi? – wydyszał próbując unormować oddech.
– Boję się – wyszeptała. Justin delikatnie musnął jej usta i starł resztki łez.
– Czego się boisz, kochanie?
Katherine zabrała dłonie z jego karku i w milczeniu patrzyła mu w oczy. W głowie próbowała złożyć wszystko w logiczną całość, ale nie było to łatwe. Sama nie wiedziała czego dokładnie się boi. Może tego, że znajdzie sobie kogoś innego, może tego, że ich miłość się wypali, może tego, że popadli w rutynę i są ze sobą z przyzwyczajenia. Nie potrafiła stwierdzić co popsuło się między nimi.
– Kochasz mnie jeszcze?
Nie wiedziała, w którym momencie to pytanie od tak po prostu opuściło jej usta. Czy w ogóle powinna o to pytać? Justin wiele razy udowadniał jej, że jego uczucia są prawdziwe, ale przez ostatnie dwa tygodnie zaczęła zastanawiać się czy to się wypaliło. To naprawdę koniec? – pomyślała.
– Nie – westchnął, kładąc się na plecach. Katherine zastygła w bezruchu. Nie wiedziała co ma powiedzieć, o ile w ogóle powinna się odezwać w takiej sytuacji, ani jak się zachować. Patrzyła w sufit, czując piekące łzy w kącikach oczu, które próbowały wydostać się na zewnątrz. Przełknęła ślinę, żeby pozbyć się nieznośnej guli w gardle i wstała z łóżka.
– Będę spała w pokoju gościnnym – powiedziała nie patrząc na niego. Przymknęła na chwilę powieki, słysząc trzask jej łamanego serca. Zrobiła zaledwie kilka kroków, kiedy odezwał się Justin.
– Czemu?
Odchrząknęła, żeby jej głos powrócił do normy.
– W tej sytuacji to najlepsze wyjście.
Chwyciła za klamkę i pociągnęła ją w dół. Chciała wyjść jak najszybciej, nie potrafiła znieść jego obecności. Uchyliła drzwi i właśnie wtedy dłoń Justina znalazła się na jej dłoni.
– Zostań. Mieliśmy porozmawiać.
– Nie mamy o czym. Wszystko jest jasne. – Zacisnęła powieki, próbując zablokować strumień łez.
– Nic nie jest jasne. Nie naprawimy niczego, jeżeli nie będziemy rozmawiać.
– Nie kochasz mnie, więc nie mamy czego naprawiać – jej głos się załamał, a chwilę później wybuchła płaczem.
– Słucham? – powiedział z niedowierzaniem. Obrócił ją i zamknął w ciasnym uścisku. – Boże, kochanie, skąd ci to przyszło do głowy – mruknął, całując czubek jej głowy. – Kocham cię, kocham cię...– powtarzał w kółko, kiedy jej ciałem wstrząsał szloch. Katherine nie potrafiła się uspokoić, ani zatrzymać wodospadu łez, który teraz moczył jego koszulkę. Jego słowa nie przynosiły jej ukojenia, raniły ją jeszcze bardziej. Nie miała siły się wyszarpnąć z jego uścisku.
– Nie płacz, kotku. Jestem przy tobie – szeptał, gładząc jej plecy. Próbował ją uspokoić, jednak nic to nie dawało. Nie wiedział co ma zrobić, nigdy nie widział jej w takim stanie. Katherine płakała nie jeden raz, czasami przechodziła załamania, ale nigdy nie było tak źle jak w tym momencie. Delikatnie zaczął kołysać ich na boki, jednak to też nie pomogło. Chciał się od niej odsunąć, żeby spojrzeć jej w oczy – to zawsze działało, bez względu na to w jakim stanie była. Jednak Katherine mu nie pozwoliła, nie potrafiła go puścić, nie chciała, przyciągała go do siebie jeszcze mocniej.
– Kathy, uspokój się. Jestem tutaj – powiedział, zanim z trudem wyrwał się z jej objęć, co wywołało kolejny potok łez. Złapał ją za ramiona, kiedy chciała się do niego zbliżyć. Zaczęła się szarpać, chcąc ponownie poczuć ciepło jego ciała.
– Katherine, uspokój się! – warknął. Przestała. Opuściła ręce wzdłuż ciała i spuściła wzrok na podłogę, przygotowując się na najgorsze – na jego odejście.
– Spójrz na mnie, proszę.
Katherine pokręciła głową i zacisnęła dłonie w pieści czując ciepłe, słone łzy, które nadal spływały po jej policzkach.
– Skarbie, proszę cię. Spójrz na mnie.
Powoli uniosła głowę, a kilka kropel skapnęło z jej brody. Przełknęła nerwowo ślinę, kiedy patrzyli na siebie w ciszy. Justin ujął jej twarz w dłonie, ścierając kciukami łzy, na co przymknęła powieki.
– Teraz wrócimy do łóżka i spokojnie porozmawiamy, dobrze?
W odpowiedzi skinęła głową. Justin uśmiechnął się i złożył krótki pocałunek na jej czole. Chwycił jej dłoń i pociągnął delikatnie za sobą. Posadził ją na materacu, a chwilę później zajął miejsce obok niej.
– Dlaczego powiedziałaś, że cie nie kocham?
– Sam to powiedziałeś – jej głos był zachrypnięty i nie głośniejszy od szeptu.
– Kiedy? – Zmarszczył czoło, przyglądając się jej.
– Kilka minut temu zapytałam cię czy mnie kochasz. Powiedziałeś nie.
Justin przyłożył dłoń do czoła, kręcąc głową.
– Cholera, nie to miałem na myśli – westchnął. Objął ją ramieniem w talii, a drugą dłonią obrócił jej głowę, przez co ich spojrzenia się spotkały. – To „nie” nie było odpowiedzią na twoje pytanie.
Katherine patrzyła na niego w niedowierzaniu.
– Kochanie, nie patrz tak na mnie. – Uśmiechnął się. – Nasze małżeństwo nie może wyglądać w ten sposób. Nie zgadzam się, żebyś po prawie siedemnastu latach pytała mnie czy cię kocham. Kocham cię i w tej kwestii nic się nie zmieniło i nie zmieni.
Katherine mu nie odpowiedziała, wtuliła się w niego i ponownie zaczęła moczyć mu koszulkę.
~~~~~~~~~
Tak jakby jestem z powrotem. Ktoś się cieszy? xd